piątek, 31 października 2014

121

- Ale żeście szybko dojechali…- powiedziała mama.
- A udało nam się, bo wpadliśmy na pług, który jechał w waszą stronę i cały czas za nim jechaliśmy - odpowiedział Martin.
Na górze, na dzwonek zrobiło się zamieszanie. Za chwilę zeszła Ellie. Dominika przypomniała swojej mamie Eleanor.
- Tylko nie mów nic Zaynowi. Powiedz, że jest podwieczorek - powiedziała Doma.
Eleanor zniknęła na górze i za chwilę towarzystwo zaczęło się schodzić. Najpierw zeszły dziewczyny     z dzieciakami, a za chwilę wszedł Lou z Liamem, a za nimi Zayn, który niósł Nialla. Gdy byli w połowie schodów, Zayn popatrzył w dół i zamarł.
- Zayn, co się stało? - Zapytał Niall - ciężko ci?
Zayn miał minę, jakby chciał uciec. Niall, więc popatrzył w dół, żeby sprawdzić, czego on się tak wystraszył.
- O! Witamy, witamy! - Powiedział i mocno trzymał Zayna za szyję - Zayn! Tylko mnie nie upuść!
- A co się stało? - Zapytała ciocia Agnieszka.
- Niall miał mały wypadek - powiedziałam.
- Coś narozrabiał?
- Coś w tym stylu…
Zayn nie miał innego wyjścia, jak posadzić Nialla na kanapie i przywitać się z gośćmi. Gdy się wszyscy przywitali, mama zaprosiła do jadalni na podwieczorek. Mały Joe stał w drzwiach i pytał:
- Kawa? Herbata? Kawa? Herbata?
Zastanawiałam się, jak on mógł to wszystko zapamiętać…
Po chwili wszyscy siedzieli już parami przy stole.
- Co żeście tak parami usiedli? - Zdziwiła się mama.
- A tak, będzie wygodnie - rzuciła El.
- Czy to Darcy taka duża? - Rzuciła ciocia Agnieszka do małej.
- Ja jestem Darcy - odpowiedziała.
- A ta panienka, jak ma na imię?
- Jasmine - usłyszeliśmy głosik zza pleców Liama.
- Obydwie jesteście śliczne dziewczynki - powiedziała ciocia Agnieszka - Ale nie chciałam robić takiego zamieszania.
- Akurat siadaliśmy do podwieczorku, jak zadzwoniłaś - powiedziała mama.
Dzieci przyglądały się babeczkom z pożądaniem, ale czekały grzecznie, aż im się nałoży. Nawet Tommy z Jimem byli grzeczni. Przyglądali się Martinowi i wyglądało to tak, jakby się jego bali. Na stole pojawiła się kawa i herbata, a Mały Joe zniknął w kuchni.
- Straszna ta zima - stwierdziła ciocia Agnieszka - już takiej nie pamiętam.
- No właśnie nie możemy przez nią odlecieć - powiedziała Dominika.
- No dzięki temu się spotkałyśmy.
Zayn siedział i nic się nie odzywał. Był całkiem biały i zastanawiałam się, czy w ogóle coś do niego dociera.
- Słyszałam o dobrych nowinach - zaczęła ciocia Agnieszka.
Zayn zaczął się wiercić. Zrobił się zielony. Ciocia Agnieszka mu się przyglądała i zapytała:
- Zayn, źle się czujesz?
- Yyy… nie… y…- zaczął coś dukać.
- Pyszne te babeczki - powiedział Niall.
Tym rozładował całą sytuację.
 - Nie wiedziałem, że są babeczki w domu - rzucił.
- I dzięki Bogu, bo by ich nie było - powiedziałam.
- To, czemu Mały Joe mówił, że nic nie ma w domu?
- Nie znasz Małego Joe? Nie wiesz, że on zawsze musi mieć zapas na czarną godzinę?
- Niall, nie zjadaj wszystkich babeczek - upomniałam go - one nie są tylko dla ciebie.
Niall był niepocieszony.
- Ale one są takie pyszne…- zaczął się rozpływać.
Louis zaczął opowiadać dowcipy i rozluźnił całkowicie atmosferę, ale Zayn dla odmiany zrobił się szary. Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Kiwnęłam na mamę, żeby wyszła ze mną. Po chwili znalazłyśmy się w kuchni.
- Co z tym Zaynem? On jest tak ciężko przerażony, że nic go nie rusza - powiedziałam.
- No właśnie widzę. Jak nie on. Co robimy?
- Nie wiem…
- Może zostawmy to Dominice? - Powiedziała mama - może szepnij jej słówko, żeby się zlitowała nad nim.
Gdy weszłyśmy do pokoju, Zayn był sino-niebieski. Podeszłam do Dominiki i szepnęłam:
- Doma, zlituj się nad Zaynem. Zrób coś!
Doma popatrzyła na Zayna, który był czerwony. Ponieważ ciocia rozmawiała teraz z mamą, Dominika zaczęła coś szeptać do Zayna, który był żółty. Zayn się chyba trochę opanował, bo zrobił się normalny.
- Chcesz koniaku? - Zapytał Michał.
- Nie, ja nie mogę. Nie piję - powiedział automatycznie.
Martin był pod wrażeniem.
- To, to prawda, że nie pijesz? - Zapytała ciocia Agnieszka.
- Tak. Rzuciłem to świństwo.
- No wreszcie. Tylko cię podziwiać, że ci się udało.
- To tylko dzięki Dominice - odpowiedział Zayn - gdyby nie ona, pewnie bym nie przestał…
Zayn się zaczął rozkręcać. Widać było, że Dominika jest cała szczęśliwa, że Zaynowi przeszło.
- Rozumiem, że po ślubie nie wrócisz do alkoholu? - Powiedziała ciocia.
- Nigdy nie wrócę - powiedział twardo.
Szturchnęłam Nialla, bo jadł kolejną babeczkę.
- No co?
- Nie jedz tyle! Zostaw dla gości.
- A ja nie jestem gościem?
- Nie. Jesteś domownikiem, a nie gościem.
Niall ciężko westchnął.
- No to szkoda…
Darcy popatrzyła do mnie i cichutko zapytała:
- Mamusiu, ja i Antoś zjedliśmy po jednej babeczce, czy możemy zjeść jeszcze po jednej?
Mama to usłyszała i czym prędzej nałożyła im. Atmosfera zrobiła się domowa. Dzieciaki zaczęły się wiercić, więc postanowiliśmy puścić ich do pokoju. W pewnym momencie ciocia popatrzyła na zegarek i powiedziała z przerażeniem:
- Matko Boska?! To już ta godzina?! Musimy wracać!
- No i nie porozmawiałyście sobie. Jeśli macie jeszcze ochotę, to idźcie do mnie do pokoju - zaproponowała mama.
Ciocia szybko się podniosła i dziewczyny również.
- Zayn, idziesz? - Zapytała Dominika.
- Nie, pogadajcie sobie - odpowiedział.
Panie zamknęły się w pokoju rodziców, a Louis z Liamem zaczęli dowcipkować.
- Co, Zayn? Bałeś się spotkania z teściami? A czy my tacy straszni? - Powiedział Martin.
- Nie…- zaczął dukać Zayn.
- To już się nie denerwuj - powiedziała mama.
Rozmowa dziewczyn z ciocią Agnieszką trwała krótko i po kilku minutach goście zaczęli się zbierać.
- Może zostaniecie na kolacji? - Zaproponowała mama.
- Nie, dziękujemy bardzo i tak i tak nadużyliśmy waszej gościnności - powiedziała ciocia.
- Wiecie, gdzie mieszkam. Jak będziecie w Polsce, to nie krępujcie się. Wpadajcie - rzuciła mama.
- Z całą przyjemnością – odpowiedziała ciocia Agnieszka.
Ciocia z Martinem odjechali, a ja wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że śnieg przestał padać.
- Hura! Śnieg przestał padać!
- Juś nie padał, jak byliśmy na dwozie - powiedział stojący za mną Antoś.
- Antosiu, co ty tutaj robisz?
- Myślałem, zie mógłbym jeście jedną babeczkę.
- Myślę, że to już za dużo dla ciebie.
- Ale wujek zjadł bardzo duzio!
- Ale wujek jest duży - wytłumaczyłam.
- Jak ja będę duzi, to teś będę mógł duzio jeść?
- Może będziesz - odpowiedziałam.
Antoś dał się udobruchać. Popatrzyłam na zegarek. Było po dziewiątej.
- Antosiu, idziemy się myć.
- Ale dlaciego ja musię iść się myć?
- Bo idziesz spać.
- Ale ja nie chcię śpać.
Przypomniały mi się dyskusje z Darcy.
- Zobaczysz. Wszyscy pójdą do łóżek.
- Tommy i Jimmie powiedzieli, zie nie pójdą śpać.
- No to zobaczymy…
Ellie za chwilę wprowadziła chłopaków do łazienki.
- No widzisz? Też poszli się myć.
- No dobzie - zgodził się.
Pomogłam mu się umyć i po chwili w łazience była już Darcy.
- Ja sama - mamusiu.
Wyciągnęła szczotkę do zębów i zaczęła szorować zęby.
Weszła szybko pod prysznic. Odkręciłam jej wodę i szybko znalazła się w łóżku.
Mama weszła do pokoju i powiedziała:
- Widzę, że wy jesteście pierwsi.
- Tak! - Powiedział Antoś.
- Wygraliście dzisiaj - powiedziała.
Zaczęłam się zastanawiać, co wygrali. Okazało się, że mama wymyśliła zabawę, kto pierwszy w łóżku. Ten, co był pierwszy w łóżku, miał prawo wyboru bajki. Ponieważ zwykle dziewczynki były w łóżku pierwsze, chłopcy musieli słuchać bajek dla dziewczynek. Fakt, że usypiali natychmiast, ale stwierdziłam, że to był bardzo dobry pomysł.
- No, jakoś nad nimi musiałam zapanować.
Dziś przypadała kolej Ellie, czytania bajek, więc wycofałyśmy się po ucałowaniu dzieciaków do salonu.
Na środku salonu stał Mały Joe i zastanawiał się, czy ma zrobić kolację.
- Nie, już za późno na kolację - stwierdziłyśmy.
W tym momencie do pokoju wszedł Liam.
- No, to lecimy jutro - powiedział.
- Co? Dowiedziałeś się, czy możemy jutro wylecieć?
- Tak. Nie spodziewają się już takich śnieżyc. Od jutra lotnisko będzie działać normalnie.
- To lecę się pakować - rzuciłam i pobiegłam na górę. Musiałam spakować siebie, Nialla oraz dzieci.
Niall leżał na łóżku.
- Ale się śpieszysz do mnie.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
- Jak to nie? - Zapytał zdziwiony.
- Muszę nas spakować.
- Jak to spakować?! - Usiadł zdezorientowany.
- Jutro lecimy.
- GDZIE?!
- Do domu.
- To może ci jakoś pomogę?
- Nie przeszkadzaj - powiedziałam.
Niall się trochę naburmuszył. Otworzyłam walizkę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Jakoś zrobiło się ich więcej. Nie mogłam sobie dać rady. Niall patrzył uważnie i się nic nie odzywał.  Po chwili ktoś zapukał.
- To prawda, że jutro lecimy?! - Rzuciła Ellie, wchodząc do środka.
- Prawda, a ja się nie mogę spakować.
- Poczekaj, zaraz to zrobimy.
Chwila moment i byłam spakowana.
- Ubóstwiam się pakować! - Powiedziała.
- Możesz spakować Nialla? - Zapytałam.
- Chwila moment - powiedziała i rzuciła się na szafę.
- A zostawiłaś coś na jutro? - Zapytał Niall.
- JEZUS MARIA?! - Spanikowałam.
- Co się stało? –  Rzuciła z szafy Elli
- Spakowałaś mi wszystko… W czym ja jutro pojadę?
Ellie popatrzyła na mnie i rzuciła:
- No w tym lepiej, żebyś nie jechała…
Otworzyła szybko walizkę. Coś tam poszperała, wyciągnęła dwie rzeczy i powiedziała:
- Pojedziesz w tym.
Był to t- shirt i sweter.
- Spodnie masz na sobie – powiedziała - poczekaj, jeszcze ci wyciągnę majtki i skarpetki.
Piorunem to zrobiła i jak się okazało byliśmy spakowani.
- Dzieciaki też mam spakować? - Zapytała.
- Robisz to tak świetnie, że grzechem by było nie poprosić cię o to - powiedział Niall.
Ellie zbiegła na dół i w przeciągu półgodziny wszystkie dzieci były spakowane. Gdy Danielle weszła do pokoju, Ellie kończyła pakować Jasmine.
- O, już skończyłaś pakować dzieciaki? - Zapytała zdziwiona.
- Jesteś nieoceniona - powiedziałyśmy niemalże równocześnie.
- Co? Wam też pomóc w pakowaniu? - Zapytała Danielle Elli
- Nie, już się spakowaliśmy.
- No, to super. Okej, to idę pakować Louisa.
Na schodach spotkałyśmy Louisa, który z obłędem w oku czegoś szukał.
- Nie wiesz, gdzie są nasze paszporty?! - Denerwował się.
- Wiem - odparła mu Ellie.
- Dzięki Bogu - odetchnął Lou.

Po jedenastej wszyscy byli już spakowani i umyci. Trzeba było przyznać, że jeśli chodzi o Ellie i o jej organizację, była świetna.
_____________________________________
Happy Halloween Ludzie :) 
Rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale przyjechał do mnie kuzyn i nie było jak, przepraszam, moja wina...
Jeśli jesteście zainteresowani, bądź czytacie moje inne opowiadania na wattpad.com to oznajmiam, że niebawem pojawi się kolejne opowiadanie, tym raziem zupełnie inne niż dotychczas :)
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale wrzucam na szybciocha, żebyście mieli, co czytać :)
                                                                                                                        ~Meg

piątek, 17 października 2014

120

- Co ja mam smarować? Niech każdy sobie posmaruje. Siadamy do stołu - powiedziałam.
Niall został zaniesiony do pokoju, przez Liama i Michała. Za chwilę byli na dole.
- Nic sobie nie zrobił? - Zapytałam.
- Trzeba będzie prześwietlić to kolano - powiedział Michał - zanieś mu trochę jedzenia, bo przecież umrze z głodu.
Posmarowałam cztery naleśniki i zaniosłam na górę.
- Co tak mało? - Powiedział, gdy zobaczył taką ilość na talerzu.
- Na razie masz tyle, ile masz. Reszta też musi jeść. Jak mogłeś?
- Co?
- Jak to co? Dobrze, wiesz o co mi chodzi. Uczyć Antosia przekupstwa. Jak mogłeś?
- Ale ja byłem głodny….
- Wszyscy byli głodni!
- Przepraszam… Chcesz naleśnika?
- Pójdę sobie zrobię. Jak coś zostanie, to ci przyniosę.
Wróciłam do stołu. Na stole był jeden naleśnik, ale za chwilę pojawił się Mały Joe i przyniósł następne. Dzieci chyba już się najadły, więc pozwoliliśmy by odeszły od stołu. Poprosiłam Darcy, żeby poszła do Nialla. Po chwili była z powrotem z pustym talerzem. Posmarowałam naleśniki dżemem morelowym, dałam Darcy i powiedziałam:
- Zanieś jeszcze wujkowi.
- Jeszcze głodni jesteście? - Usłyszeliśmy z kuchni.
- Tak! - Krzyknął Niall z góry. Zaczęliśmy się śmiać.
- Megan, zjadłaś coś? - Krzyknął Mały Joe.
- Tak jednego naleśnika
Większość była już najedzona, więc talerz stanął przede mną.
- Przecież ja tego nie zjem!
- To nie tylko dla ciebie.
- My dziękujemy, najedliśmy się już.
- To ja w takim razie też zjem.
- Siadaj z nami.
Nie zdążyłam zjeść drugiego naleśnika, gdy Darcy była z powrotem.
- Wujek już zjadł?! - Zapytałam.
Darcy nic nie odpowiedziała.
- Co się stało Darcy?
- Nic.
- Pytałam się ciebie, czy wujek już zjadł.
- Nie.
- To gdzie są naleśniki?
- Wujek ma.
- Ja się chyba z nim policzę - rzucił Mały Joe i zerwał się z siedzenia.
Za chwilę wrócił zdenerwowany na dół.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Nic nie będę mówił. Idźcie i sami zobaczcie.
Wszyscy powędrowali zaciekawieni na górę. Na stoliczku, obok łóżka stała sterta naleśników.
- NIALL?! Jak mogłeś?! - Powiedziałam z żalem.
- No… pomyślałem, że dla ciebie odłożę, że przyjdziesz do mnie i zjemy razem…
- Ooo… to takie słodkie - powiedział Lou.
Zrobiło mi się głupio, że tak źle myślałam o Niallu.
- To my nie będziemy wam przeszkadzać - powiedział Liam - idziemy na dół.
- Ale ja chcę popatrzeć! - Krzyknął Louis.
- Idziemy! - Eleanor pociągnęła go za ucho.
- AŁA! - Dobiegło nas zza drzwi.
Zostaliśmy sami.
- Jak tam twoje kolano? - Zapytałam.
- Troszkę boli…- odpowiedział.
- Troszkę, czy bardzo?
- No… widzisz, Michał położył mi lodowy okład.
- Dzięki Bogu, że jest Michał - powiedziałam.
- Michał chciał mnie wieźć do szpitala, ale powiedziałem, żeby sobie odpuścił.
- Może powinieneś pojechać? - Zdenerwowałam się - jeżeli Michał tak twierdził, to powinieneś go słuchać.
- Wszystko będzie dobrze - zlekceważył sprawę Niall.
- Mam nadzieję - odpowiedziałam mu.
- Usiądź koło mnie - powiedział żałośnie - będziesz tak stała?
Usiadłam ostrożnie na łóżku.
- Nie musisz tak uważać. Aż tak mnie nie boli. Zjesz naleśniczka? - Zapytał.
- A ty już zjadłeś?
- Czekałem na ciebie.
- No to jedz.
- Bez ciebie jeść nie będę - rzucił.
Wzięłam jednego naleśnika i zaczęłam jeść.
- Dobre te naleśniki - powiedziałam.
- No - mruknął przeżuwając drugiego naleśnika.
- Myślisz, że nam starczy?
- Myślę, że starczy - powiedziałam.
Ja po drugim naleśniku miałam dosyć. Niall wtrząchnął jeszcze cztery i stwierdził, że ma dosyć.
- Poczekaj, odniosę na dół.
- A może potem zgłodnieję?
- To ci przyniosę.
- A jak ktoś zje?
- Nikt nie zje. Nie martw się.
Zeszłam na dół, gdzie siedziała tylko mama.
- Gdzie reszta?
- Postanowili, że muszą zobaczyć, co się dzieje na Żoliborzu.
- Ale jak oni pojechali?
- Samochodami.
- Jak to samochodami?! Przecież wszystko jest zaśnieżone.
- Jak byłaś na górze, to przejechał pług.
- To super, to nie jesteśmy już odcięci od świata! - Wyjrzałam przez okno. Droga była odśnieżona.
- Michał pojechał do szpitala, żeby sprawdzić, czy nie jest potrzebny.
- Przecież ma urlop.
- No, ale musiał zobaczyć, czy nie jest potrzebny.
- Ma już nas dosyć, co? A gdzie są dzieciaki?
- Bawią się w ogrodzie.
- Dawno wyszły?
- Nie, przed chwilą. Niech się jeszcze pobawią.
Odstawiłam talerz do kuchni. Przykryłam go folią aluminiową, a na niej napisałam: Niall. Nie dotykać! Miałam nadzieję, że nikt nie zje Niallowych naleśników.
- A jak Niall się czuje? - Zapytała mama, kiedy wróciłam do salonu.
- Boli go to kolano, tylko nie chce się przyznać.
- Michał mówił, że powinien jechać na prześwietlenie - powiedziała mama - nie podoba mu się to kolano.
- Wiem, Niall mi mówił.
- Może jednak by pojechał? Namów go.
- Nie ma mowy o namawianiu.
- Co? Nie ufa naszej służbie zdrowia?
- Nie wiem – odparłam - ale zaparł się i powiedział, że nie.
- Michał stwierdził, że gdzieś tutaj jest laska po mnie, więc jak będzie potrzebował to będzie mógł chodzić o lasce.
- Dobrze, powiem mu.
- Nic mu na razie nie mów. Idź do niego, bo leży, jak ta biedna sierota sam.
Poszłam na górę.
- Wiesz, rozmawiałem z mamą - powiedział Niall, gdy weszłam - powiedziałem, jaka jest u nas sytuacja. Powiedziałem, że najprawdopodobniej nie przylecimy. Była bardzo niepocieszona.
- Powiedziałeś o kolanie?
- No coś ty… Ty też masz nie mówić.
- No przecież nie rozmawiam z twoją mamą.
- Może do ciebie zadzwonić.
- A w jakiej sprawie?
- No…. Powiedziałem jej, że się zgodziłaś. Bardzo się ucieszyła. Chciała ci pogratulować, ale powiedziałem, że zeszłaś na dół. Kiedy bierzemy ślub?
- A czemu pytasz?
- No, bo mama się pyta… Powiedziałem, że jeszcze nie uzgodniliśmy. Odpowiedziała, że musimy to jak najszybciej uzgodnić.
- Ja bym chciała, żeby było ciepło - powiedziałam.
- Jak sobie życzysz.
- Nie wiem… może czerwiec?
- Dobrze. Niech będzie czerwiec, a gdzie będziemy organizowali uroczystość?
- Wiesz, nie chciałabym na Wiśniowej.
- Ja też nie. To może byśmy zorganizowali w Irlandii?
- A nie będzie to wielki kłopot dla twojej mamy?
- Nie, no coś ty! Mama bardzo lubi gości! Zresztą wynajęlibyśmy hotel. Jak się poprzednio żeniłem, miała do mnie żal, że to nie było u niej.
- To niech będzie Irlandia - powiedziałam.
Niall aż podskoczył na łóżku.
- To zaraz do niej zadzwonię! - Ucieszył się
- Halo? Mamo? No, więc uzgodniliśmy! W Irlandii. W czerwcu. Tak, jest koło mnie. Dobrze, już ci ją oddaję - podał mi telefon.
- Halo? - Powiedziałam.
- Witaj Megan! Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. Niall odkąd cię poznał, mówił tylko o tobie. Jaka jesteś wspaniała, jakie masz kochane dzieci, jaka jesteś dobra. Cały czas mówi o tobie w samych superlatywach.  Właściwie wszystkie rozmowy kończą się na tobie. Greg się śmieje, że jeśli z Niallem rozpocznie się rozmowę o szczoteczce do zębów to i tak skończy się ona na Megan
Widocznie zrobiłam się czerwona, bo Niall chciał mi zabrać telefon. Pacnęłam go w rękę. Mama nawijał, jak najęta.
- Tak się cieszę kochana, że się zgodziłaś na ślub w Irlandii.
- Ja też się cieszę - odpowiedziałam.
- Wszystko zorganizuję! - Rzuciła.
- To może ja oddam Nialla - powiedziałam i oddałam mu telefon.
- Nie, mamo. Zorganizujemy my. Ty nic nie organizuj. Wszystko załatwię. Nie wolno ci nic mówić, bo znowu będą lizały!
Zaczęłam się zastanawiać, kto i co będzie lizać…
- Dobrze. Jak tylko będziemy mogli, to przyjedziemy. Nie wiem tylko, czy nam się uda, bo trzeciego mamy koncert, więc nie wiem, czy zdołamy się wyrwać z Polski. Tak mówiłem ci, że są śnieżyce i nic nie lata. Nie charterów też nie wypuszczają. No też bardzo żałuję. Już też się za tobą stęskniłem. To papa - rozłączył się.
- Coś ty naopowiadał tej swojej mamie? - Zapytałam podejrzliwie.
- Ja? Nic.
- Jak to nic?
- Wiesz, tak opowiadałem o wszystkim.
- Mhm  – odpowiedziałam - mogę się koło ciebie położyć?- Zapytałam, bo cała zdrętwiałam.
- Przecież to twoje łóżko.
- No, nie tylko moje.
- No dobra… Nasze.
Położyłam się delikatnie, a Niall przyciągnął mnie do siebie.
- Słuchaj, może naprawdę powinieneś pojechać do tego szpitala? - Zapytałam, bo zauważyłam na jego twarzy grymas bólu.
- Wszystko będzie dobrze. Już ci mówiłem.
- Gdzie wy macie ten koncert? Ten, o którym mówiłeś mamie?
- W Bostonie.
- To zaczyna nam się robić krótko…
- Najpóźniej musimy wylecieć pierwszego…
- Mam nadzieję, że ta pogoda wreszcie się ustatkuje…
Po świętach, zaczęliśmy codziennie rano dzwonić na lotnisko, by dowiedzieć się, czy możemy już odlecieć, jednak w kółko otrzymywaliśmy wiadomość, że niestety nie, z powodu warunków atmosferycznych.
Sylwester się zbliżał wielkimi krokami wyglądało na to, że chyba będziemy musieli zostać                     w Warszawie…
Usłyszałam jakieś głosy na dole i pomyślałam, że dzieci wróciły. Chciałam się ruszyć, ale Niall nie chciał mnie puścić.
- Muszę pomóc mamie, bo dzieci przyszły z ogrodu. Muszę pomóc je rozebrać.
Niall niechętnie mnie puścić i musiałam obiecać mu, że wrócę. Dałam mu buziaka i zbiegłam na dół. Okazało się, że to nie dzieciaki, tylko przyjechał Żoliborz.
- O! Odkopali was! - Ucieszyłam się.
- No, gdyby nie wasza pomoc, to pewnie bylibyśmy jeszcze zakopani - rzucił Zayn.
- Witaj piękna!- Usłyszałam.
- Postanowiliśmy wspólnie, że Dominika z Zaynem i Gabriela z Jayem zostaną u nas - powiedział Michał.
- Ale przecież nie ma u nas tyle pokoi - powiedziała mama.
- Nic nie szkodzi. Będziemy spali tutaj, w salonie.
Bardzo się ucieszyłam, bo może w końcu porozmawiam z Domą.
- Musicie się zacieśnić w łazience - powiedziała mama.
- Dobrze, zabiorę wszystkie nasze kosmetyki i będą na górze - rzuciłam.
- My nie mamy dużo kosmetyków - powiedziała Gabriela.
- Nie, ty nie - odpowiedziała jej Dominika kpiąco - przecież Jay ci co chwilę jakieś kosmetyki przywozi.
- No, dobra - zgodziła się Gabi.
Złapałam nasze kosmetyki. Moje i Nialla i poszłam na górę.
- Co tam się dzieje? - Zapytał Niall.
- Żoliborz przyjechał, zamieszkają z nami.
- Super! Stęskniłem się za Zaynem i Jayem.
- Dobra, zaraz ich tu przyślę.
Poustawiałam nasze kosmetyki na parapecie, bo w szafach nie było już miejsca i zeszłam na dół.
- Chłopaki, moglibyście trochę pocieszyć Nialla? - Rzuciłam.
- Jasne! - Powędrowali na górę.
Usiadłam z dziewczynami i zaczęłyśmy gadać.
- To kiedy chcecie brać ślub? - Zapytała Dominika.
- Niall uparł się, żeby to było w Irlandii – powiedziałam - chce wynająć hotel i zaprosić tam wszystkich gości. Ustaliliśmy, że chcemy ślub w czerwcu.
- Ja w czerwcu nie będę mogła.
- A dlaczego?
- Bo mama z Martinem będą w Indiach, a chciałabym, żeby jednak byli na ślubie.
- A już żeście gadali z Zaynem na ten temat?
- Ja myślałam o maju…
- Ale nie bierze się ślubu w miesiącach, gdzie nie ma litery „r”.
- To są jakieś przesądy - odpowiedziała.
- Lepiej chuchać na zimne - rzuciłam.
Dominika się zamyśliła. Z góry dobiegały jakieś dziwne odgłosy. Zastanawiałam się, co oni tam wyprawiają…
Mały Joe nie był zachwycony pomysłem Michała, bo miał jeszcze cztery twarze do wykarmienia.
- Co ja mam teraz zrobić?! - Zapytał mnie, gdy weszłam do kuchni, by zrobić herbatę.
- To zamów przez Internet produkty, to ci przywiozą.
Mały Joe popatrzył na mnie.
- Wiesz, ty masz łeb - powiedział i zniknął u siebie w pokoju.
Zaparzyłam herbatę i wróciłam do salonu. Dominika rozmawiała z kimś przez komórkę. Postawiłam herbatę na stoliczku i usiadłam w fotelu naprzeciwko.
- No, nie przyjedziemy mamo, bo nie mamy takiej możliwości.
- To niech mama przyjedzie do nas - powiedziałam.
Ciocia Agnieszka widocznie postanowiła się spotkać z Dominiką. Okazało się, że w pierwszy dzień świąt nie spotkali się.
- Tak z Martinem możecie przyjechać. Tak, jest ciocia Ania - rzuciła Doma - dobrze, już ci ją dam - nie wiesz, gdzie jest twoja mama?
- Pewnie u siebie w pokoju.
- A możesz jej dać telefon?
Zapukałam do drzwi pokoju mamy i usłyszałam:
- Proszę.
Weszłam niepewnie.
- Co się stało? - Zapytała mama.
- Telefon do ciebie.
Mama zdziwiona popatrzyła na komórkę.
- Kto to? - Zapytała szeptem.
- Ciocia Agnieszka - odszeptałam.
- Jaka ciocia Agnieszka?
- Mama dziewczyn. Dominika zaprosiła ją do nas.
Mama wzięła telefon i zaczęła rozmawiać. Ja wycofałam się do salonu. Po krótkiej chwili mama wypadła od siebie.
- Słuchajcie, musimy coś przygotować, bo będziemy mieć gości.
- Znowu?! - Jęknął Mały Joe.
- Nie przejmuj się. Nie będziemy na ciebie zwalać. Jeśli nam pozwolisz, to skorzystamy z twojej kuchni.
- Co chcesz robić? - Zapytał mamy.
- Jeszcze nie wiem. Pozwolisz, że poszperam ci w szafkach?
- No zastanowię się. Jakie będą straty? - Powiedział Mały Joe.
- Masz coś, co można na szybko zrobić?
- No, kupiłem ostatnio korpusy babeczek.
- Wiesz, co? Ty złoty jesteś. Wręcz nawet mistrzu.
- To ja już zrobię.
- Nie możemy na ciebie wszystkiego zwalać. Też coś musimy robić.
- Zostaw, ja już zrobię.
- Nie, no przed chwilą smażyłeś naleśniki i jesteś zmęczony, więc idź odpocząć.
- Pomogę.
Za chwilę Mały Joe wnosił do jadalni babeczki i powiedział:
- Kto mi pomoże udekorować?
Stanęłyśmy wszystkie. Na środku postawiony został talerz, na który miałyśmy wkładać udekorowane babeczki. W miseczkach były różne owoce z kompotów, jak ananas, brzoskwinie, morele, truskawki.
Truskawki podejrzanie dobrze wyglądały, więc doszłam do wniosku, że chyba nie były z kompotu.
- Dobra. Stajemy w ciągu. Ja nakładam śmietanę, podaję dalej, a wy dekorujecie.
W ten sposób w bardzo szybkim tempie zrobiliśmy sześćdziesiąt babeczek.
- Wystarczy?- Zapytał Mały Joe.
- Chyba trochę mało…
- Dlaczego?
- Będzie nas dwadzieścia osób, a Niall zjadłby z sześć…
- O Matko Boska…- Mały Joe zniknął i za chwilę przytargał dwa kolejne kartony korpusów.
Talerz był już pełen, więc przyniósł następny, na którym miałyśmy kłaść gotowe babeczki. Popatrzył na nasze dzieło i przyniósł czekoladę w młynku.
- Może posypać, co?- Zaproponował.
- Jak każesz mistrzu - rzuciła mama.

Posypał babeczki czekoladą i były naprawdę urocze. Nakryłyśmy stół i ledwo się wyrobiłyśmy. Ktoś zadzwonił do drzwi. Rzuciłyśmy się, aby otworzyć. Okazało się, że to ciocia Agnieszka z Martinem.

___________________________
Cześć Ludziska :)

Nie mogę uwierzyć, że to już 120 rozdział! Jeju jak to szybko minęło. Wciąż nie mogę uwierzyć, że chce Wam się czytać te moje wypociny, nie macie pojęcia, jak jest mi przyjemnie widzieć tak dużą ilość wyświetleń. Jest to naprawdę niesamowite i chcę Wam za to podziękować. Jesteście najlepsi i dziękuję z całego serduszka <3 :)
 Serdeczne podziękowania Huf Smoke- Jesteś Wielka, Dziewczyno <3 Uwielbiam Cię, Twoje komentarze i po prostu DZIĘKI <3
                                                                                                ~Meg