piątek, 15 listopada 2013

92 :3

Domie. Mojej najlepszej przyjaciółki, która zawsze we mnie wierzy oczywiście ze wzajemnością. Bardzo Cię kocham i cieszę się, że Cię mam :)   xx


-  Nie wiem tylko, czy Darcy nie będzie chciała wrócić do domu, jak się dowie, że tatuś przyleciał… -  
Powiedziałam.
 -  Myślę, że będzie się równie cieszyła z Nialla, jak ze mnie. Ma zapowiedziane, że nie wolno jej do
jutra wracać. Jutro pójdę po nią i po Toniego. Kwarantanna musi być. Możemy ją wykorzystać…

Harry’ emu bardzo spodobała się marynarka i bardzo był szczęśliwy. Pasowała idealnie. Obiecał, że
 nie będzie jej nigdzie wieszał w polu zasięgu Darcy i stwierdził, że zabierze ją ze sobą na kolejny
 tydzień. Zjedliśmy śniadanie. Harry poszedł do biblioteki, sprawdzić czy  Liamowie już wstali.
 -  Na pewno wstali. Jeżeli tam jest Toni, to na pewno wstali -  powiedziałam -  może spróbuj zadzwonić -  powiedziałam.
Harry wybrał numer do Liama:
 -  Nie obudziłem cię? To dobrze. Wpadnę i zabiorę Toniego.  Może my weźmiemy Jasmine? -  Powiedział -  Nie? Nie potrzeba? No dobrze. To zaraz będę. Szykuj się. Dzieci wracają -  powiedział do mnie -  Do Nialla nie mam co dzwonić. Zadzwonię do Eweliny.  Halo? Obudziłem cię? Nie? A… Dobrze. Mogę przyjść po Darcy? Dobrze. To zaraz będę.
Był już ubrany, więc natychmiast wyszedł. Popatrzyłam, w którą stronę pójdzie. Rozsądnie zrobił, bo poszedł najpierw po Darcy. Chwilę tam zabawił i za chwilę z nią wyszedł. Darcy skakała koło niego       i coś gadała do niego. Gdy podeszli pod naszą furtkę, Harry puścił Darcy, która podbiegła do drzwi.
 -  Mamo, otworzysz? -  Powiedziałam.
Mama czym prędzej otworzyła drzwi.
 -  BABA!!! MAMA!!!
Darcy nie wiedziała, gdzie biec. Mama ją złapała i rozebrała.
 -  Teraz się przywitaj z mamą. Tylko nie rzucaj się na mamę, bo mama jest słaba i nie wolno jej
męczyć.
Darcy podeszła do mnie, jak do śmierdzącego jajka.
 -  Cieść mama.
 -  Cześć Darcy.
 -  Byłaś baldzo chola.
 -  Nie baldzo chola, tylko bardzo chora -  poprawiłam ją -  no byłam chora, a jak ty się czujesz?
 -  Dobzie.
 -  Nie dobzie, tylko dobrze. A jak było u cioci?
 -  Fajowo. Ciocia powiedziała, zie jestem na wciasiach. 
 -  Na wczasach -  poprawiłam ją.
 -  No tak i było bardzo fajowo!
Nie zdążyła . pewno wstali.eżeli iamów biblioteki, czy u Liamów  stwierdził, że zabierze ją ze sobą na kolnejny  i dziewczyny i Niall !!!!!!ssssskkkdjdkdkdkkkcckdxKKdxcvdcnic więcej powiedzieć, bo Harry wrócił z Tonim, który ryczał. Harry stwierdził, że  Antek
się nie wyspał, albo jest głodny.  Gdy go mama rozebrała, okazało się, że raczej zafajdany, co
poczuliśmy wszyscy. Harry złapał go i pobiegł na górę przewinąć go. Gdy wrócił, Antoś był bardzo
zadowolony z życia.
 -  Usiądź sobie, to ci go dam -  powiedział do mnie Harry.
Gdy usiadłam na fotelu, podał mi Tosia, który zaczął mi się bacznie przyglądać. Coś mu się nie
zgadzało.
 -  Antosiu. To ja. Twoja mama -  gdy usłyszał mój głos, uspokoił się. Przytuliłam go mocno do siebie
i zasnął w moich objęciach.
 -  No, chyba będę zazdrosny -  powiedział Harry.
 -  O co? -  Zapytała mama.
 -  Nie o co, tylko o kogo. Zobacz! W jej ramionach już nie tylko ja zasypiam.
 -  Ostatnio nie zasypiasz -  powiedziałam -  więc to chyba ja powinnam być zazdrosna, bo nie wiem        
w czyich ramionach ty zasypiasz -  wypaliłam.
 -  No wiesz co?! Prawie wcale nie śpię! -  Rzucił.
 -  To jeszcze gorzej -  powiedziała mama.
 -  Megan wie, o co chodzi -  powiedział zerkając na mnie.
 -  No nie wiem. Zapomniałeś o mnie.
 -  JA?! O co ci chodzi?
- Co było pięć dni temu?
 -  No Walentynki.
 -  No i co?
 -  Jak to co?
 -  Nie podobał ci się prezent ode mnie?
 -  Jaki prezent? -  Zapytałam zdziwiona -  nawet życzenia wysłałeś na starego maila.
- Co?! -  Krzyknął Harry.
 -  Pstro. Prezentu żadnego nie dostałam. Życzenia były faktycznie ładne, ale odebrałam je wczoraj, bo
mi mama powiedziała, gdzie są. Na moim mailu ich nie było.
Harry był zaskoczony.
 -  O BOŻE -  usłyszałam i zobaczyłam, że mama wybiegła z salonu i po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie
 drzwiami.
- Co się mamie stało? -  Zapytał.
Za jakiś czas mama zeszła z jakimś pakunkiem.
 -  Pewnie chodzi o to, co? -  Popatrzyła na Harry’ ego -  Meg, strasznie cię przepraszam, ale  byłaś tak
Chora, że stwierdziłam, że dam ci ten prezent, jak wyzdrowiejesz i zupełnie o nim zapomniałam.
 Harry przysłał na czas twój prezent. To wszystko moja wina -  zaczęła przepraszać -  daj mi Toniego.
Ja się nim zajmę -  położyła paczkę obok mnie.
Oddałam Toniego mamie.
 -  Może ja go zaniosę na górę? Podobno strasznie źle spał, jak był u Danielle.
 -  Dobrze, to zabierz go do łóżeczka -  powiedziałam.
Mama poszła na górę z Tonim, a ja zaczęłam rozpakowywać prezent i zobaczyłam pudełko, które nic
 nie zdradzało. Otworzyłam je, a tam była jeszcze jedna, pięknie zapakowana paczka. Rozwiązałam
kokardę i zaczęłam rozpakowywać. Znowu było pudełko… Gdy je otworzyłam, zobaczyłam kolejne
pudełko.
 -  Dużo tak jeszcze? -  Zapytałam.
 -  No, otwieraj -  powiedział śmiejący się Harry -  powiem szczerze. To pomysł Louisa. Reklamacje do Lou.
Rozpakowałam w ten sposób pięć pudełek. Dopiero w szóstej, zobaczyłam fantastyczną bieliznę.
Bielizna była naprawdę sexy. Koronkowa w kolorze… fioletowym. Na oko popatrzyłam  -  bielizna była
dobra.
 -  Przymierzysz?
 -  No chyba nie teraz.
- Ale dzisiaj…
 -  Dobrze. Przymierzę, ale nie teraz.
Na schodach usłyszałam kroki mamy. Schowałam szybko prezent i pocałowałam Harry’ ego, który
wcześniej usiadł koło mnie.
 -  Mamusiu, cio to było? -  Zapytała Darcy.
 -  Prezent dla mamusi.
- Ale cio to było?
 - Później ci powiem - zbyłam ją mając nadzieję, że zapomni - trzeba było powiedzieć, żebym teraz nie
rozpakowywała -  szepnęłam do Harry’ ego.
Harry cmoknął mnie w policzek.
 -  Jesteś słodka -  powiedział- Co dziś robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem?
 -  Możecie pojechać gdzieś sobie. Ja się zajmę dziećmi.
Darcy się od razu naburmuszyła.
 -  Nie, nie pojedziemy.
 -  A może pojedziemy gdzieś wszyscy? Wsiądziemy w samochód i pojedziemy? Wiem. Zapraszam was
do knajpy -  powiedział Harry.
 -  No z dziećmi?
 -  Takiej dla dzieci też.
- Co ty kombinujesz? -  Zapytała mama -  wiesz, że Megan jest osłabiona i ma zakaz wychodzenia             
z domu. Dziś pierwszy dzień, jak wstała z łóżka. Nacieszcie się sobą, bo i tak dziś lecisz.
 -  Dzisiaj nie. Jutro rano lecę. To znaczy lecimy -  poprawił ją Hazzie.
 -  Dobrze. To mówię. Nacieszcie się sobą -  kontynuowała mama.
Poszliśmy na górę, a mama zaproponowała Darcy, że pouczą się alfabetu.
Wylądowaliśmy w pokoju.
 -  To przymierzysz? -  Zapytał Harry.
 -  To ten prezent miał być dla kogo? Dla mnie, czy dla ciebie?
 -  No, dla ciebie. Jakbym śmiał dla siebie. Po za tym, było by za małe.
Wyjęłam pudełko i poszłam do łazienki. Stanik był z bardzo cienkiej koronki. Majtki zresztą też,
a właściwie stringi. Matko… Gdzie ja będę w tym chodzić? Jednak dla siebie kupił ten prezent… No
dobrze. Prezent na Walentynki może być. Do tego była koszulka z takiej samej przezroczystej koronki.
W samych majtkach i staniku czułam się naga. Założyłam koszulkę, ale czułam się niewiele lepiej…
Złapałam szlafrok i założyłam go na siebie. Też był fioletowy i więcej zakrywał.
 -  Świetne! -  Powiedziałam.
 -  Pokaż się -  rzucił.
Wyszłam w szlafroku.
 -  No pokaż się.
 -  A kto ci powiedział, że jestem w to ubrana?
 -  Chciałem zobaczyć, jak to na tobie będzie wyglądać.
- Co? Widziałeś to na kimś innym?
 -  Nie, skądże! Gdzie mógłbym takie coś widzieć!
 -  Przypuszczam, że wiele dziewczyn chciałoby ci się pokazać.
 -  No co ty -  obruszył się.
Zdecydowałam się, że zaprezentuję mu. Zaczęłam powoli zdejmować szlafrok.
 -  Super w niej wyglądasz -  wydusił z siebie -  nie myślałem, że to tak działa…
Podszedł do mnie i zaczął mnie całować. Oczywiście wylądowaliśmy w łóżku… Na dole zjawiliśmy się
dopiero na obiad.
Mama tak, jak mówiła zrobiła zupę pomidorową z moimi ulubionymi kluseczkami. Na drugie zrobiła leniwe, co nas bardzo uszczęśliwiło. Leniwych zrobiła bardzo dużo, więc Harry mógł się wreszcie najeść. Nie było Nialla, który by mu wyjadał. Wyszły świetne. Zupełnie, jak babuni.
- Ale delikatne -  rozpływał się nad nimi.
Mama zrobiła także deser: sernik z bitą śmietaną.
 -  No chyba dzisiaj przytyjemy -  powiedział Harry.
 -  No nie. Taka gimnastyka, że musicie nabrać sił -  powiedziała mama śmiejąc się.
Dobrze, że mama daleko siedziała, bo bym ją kopnęła pod stołem.
Tak, to zrobiłam się czerwona. Harry się roześmiał i zajął się sernikiem.
 -  Darcy, powiedz mamie, co robiłyśmy -  powiedziała mama.
 -  A ja umiem analfabet -  powiedziała szczęśliwa.
 -  Nie analfabet tylko alfabet -  poprawiła ją mama.
 -  A w jakim języku? -  Zapytałam.
 -  Po polśku.
 -  Po polsku -  poprawiłam ją.
 -  No psiecieś mówię -  powiedziała poważnie.
 -  Darcy, czy ty nie słyszysz różnicy w tym co ja mówię, a w tym, co ty mówisz? -  Zapytała mama.
 -  Psiecieś mówię tak siamo.
 -  Nie tak siamo, tylko tak samo -  poprawił ją Harry.
 -  Chyba będę musiała z nią pójść do logopedy -  powiedziałam.
 -  To jeszcze za wcześnie -  zaprzeczyła mama.
 -  A skąd wiesz? -  Zapytałam.
 - Jeszcze za wcześnie. Jak będzie mówić tak, jak będzie miała trzy lata, to się możesz wtedy zacząć się
zamartwiać.
 -  A skąd wiesz? -  Powtórzyłam.
 -  Bo się tak samo zamartwiałam o ciebie. Też długo tak mówiłaś. Potem byłyśmy w Sarbinowie i nie
wiem, czy pamiętasz, była również Martyna. Była starsza od ciebie o rok i miała kłopoty                         
z wymawianiem pewnych liter. Akurat na urlopie była pani logopeda i was przesłuchała. Powiedziała
mi, że nie mam się co martwić, bo wszystko w porządku.
Chciałam wziąć kawałek sernika i okazało się, że go nie mam.
- Co się stało z moim sernikiem?! -  Zapytałam zaskoczona.
 -  Ktoś ci zjadł? -  Zdziwił się Harry.
 -  Ktoś -  burknęłam, pokazałam mu język i nałożyłam sobie następną porcję sernika.
 -  Nie bierz tyle śmietany, bo będziesz za gruba -  powiedział Harry.
 -  Widzisz?! Głodzi mnie! -  Powiedziałam do mamy.
 -  Na razie nie widzę, żeby cię głodził -  skomentowała mama.
 -  I ty przeciwko mnie?!
 -  Nie, Harry ma rację.
 -  To mam nie jeść tego sernika?!
 -  Jedz. Nikt ci nie żałuje. Jedz dopóki jest.
 -  Zaraz nie będzie -  powiedział Harry.
 -  Tak, a potem marynarka będzie za ciasna -  skomentowałam.
 -  A właśnie. Jak ci się podoba marynarka? -  Zapytała mama.
 -  Jest prawie identyczna do tej, którą pocięła mi Darcy -  rzucił Harry.
 -  Juś nie będę -  powiedziała Darcy.
 -  No mam nadzieję -  powiedział Harry -  bo wiesz, co będzie.
 -  W pupę -  powiedziała.
 -  Tak -  przytaknął Harry.
Roześmieliśmy się wszyscy. Przypomniała mi się ciocia Ewa, która mówiła do Paksia:
„ No, no, no. Bo będzie w dupę”
 -  Wiesz, mamo. Dobrze by było uszyć nowe garnitury dla nas, bo tamte zaczynają już dogorywać… -
 Powiedział Harry.
 -  A co? Zadowoleni byliście?
 -  Bardzo!
 -  Jak wrócę do Polski, to postaram się załatwić.
 -  Zastanawialiśmy się, co z tym zrobić.
 -  Trzeba było powiedzieć -  powiedziała mama -  mam nadzieję, że firma jeszcze nie padła…
 -  A co? Taki kryzys u was? -  Zapytał Harry.
 -  Słodko nie jest -  powiedziała -  zaczyna być drożyzna. Firma pada jedna po drugiej i nie jest najlepiej.
 -  Dzięki Bogu tutaj kryzys się kończy. Słyszałem, że w Wielkiej Brytanii również drożyzna.
 -  No widzisz mamo? Musiałaś przyjechać drugi raz, żeby Harry wydukał z siebie, że potrzebują nowe stroje -  wtrąciłam.
Harry popatrzył na mnie morderczym wzrokiem.
 -  No, nie chcę twojej mamy tak wykorzystywać -  odpowiedział.
 -  Nie… Absolutnie, nie wykorzystujesz.  Żadna opiekunka ci nie odpowiadała.
 -  Nie miałem wyboru. Twoja mama na mnie nakrzyczała -  zaczął się tłumaczyć.
 -  No, wiem. Słyszałam -  zaczęłam się śmiać.
 -  To mama się zdradziła…
 -  No troszeczkę -  powiedziała mama -  Megan mnie przycisnęła do muru. Wiesz. Jest inteligenta.
 -  To wiem.
 -  Dodała sobie dwa do dwóch i wyszło jej cztery.
 -  Halo! Ja tu jestem! Rozmawiacie o mnie, jakby mnie tu nie było -  rzuciłam.
 -  No widzisz? Nie mówiłam?
 -  Zaraz się wścieknę i pójdę sobie. Zamknę się u siebie w pokoju i cię nie wpuszczę.
 -  Oj Harry uważaj -  powiedziała mama.
Wstałam i chciałam iść. Harry mnie złapał i posadził sobie na kolanach.
 -  Miałaś się dowiedzieć, co się Darcy nauczyła, a ty się tutaj boczysz.
 -  No słyszałam, że się nauczyła analfabetu -  zaczęłam się śmiać.
Darcy się obraziła.
 -  No widzisz, widzisz, dziecko się na ciebie obraziło -  powiedziała mama.
Darcy pobiegła do swojego pokoju, a ja za nią.
 -  Darcy. Nie płacz.
 -  Bo ty się ze mnie śmiejesz! Nie interesuję cię.
 -  Jak to nie? No przecież zajmuję się codziennie tobą.
 -  Tak, ale byłaś chola i ciebie nie było.
 -  No, bo byłam chora…
 -  A ja chciałam ci pomagać…
- Ale chodziło o to, żebyś się nie zaraziła. Grypa do bardzo nie przyjemna choroba.
 -  A ty ziośtałaś z Tonim!
 -  Nie, nie zostałam z Tonim. On też był, na jak ty to nazwałaś „wakacjach”. Ale mówisz, że było
 fajowo.
 -  Bo było, tylko mi ciebie blakowało.
 -  Darcy. Nie długo będziesz na tyle duża, że pojedziesz sama na obóz.
 -  Ja nie cię.
 -  Dlaczego nie chcesz? Będzie fajnie.
 -  No bo waś tam nie będzie.
- Ale będziesz miała dużo kolegów i koleżanek -  tłumaczyłam jej.
 -  Nie cię.
 -  No dobrze. Powiedz mi, czego ty się nauczyłaś z babą?
 - A… A… A….
- Alfabetu, tak?
 - Tak.
 - No to powiedz mi ten alfabet.
Darcy bez zająknięcia powiedziała cały alfabet.
 -  No pięknie! Jestem z ciebie bardzo dumna! -  Powiedziałam i pogładziłam ją po lokach, które
odziedziczyła po tatusiu.
 -  A dlaciego tatusia nie chcieś wpuścić do pokoju? -  Zapytała.
 -  Darcy, ja się tylko z tatą przekomarzam.
 -  A cio to źnaci?
Zaczęłam się zastanawiać, jak jej to wytłumaczyć. Nie za bardzo wiedziałam, co mam zrobić.
Jak zaczęłam mówić, że nie wpuszczę Hazzy do pokoju, zupełnie nie pomyślałam o tym, że siedzi
z nami przy stole Darcy. Niestety złapała mnie za słówko i teraz zaczęłam kombinować, co zrobić.
Dzięki Bogu do pokoju zajrzał tata, czyli Harry.
- Co robicie? -  Zapytał.
 -  Mama ma mi powiedzieć, cio to źnaci psiekomanaziać.
 -  Przepraszam, co? -  Zapytał znów Harry.
 -  Psiekomanaziać.
O mało nie udusiłam się ze śmiechu. Harry popatrzył na mnie zdziwiony.
 -  A co to znaczy? -  Zapytał.
 -  Przekomarzać -  powiedziałam.
 -  O to, to -  powiedziała Darcy.
 -  Uuu… Trudno. Ciężka sprawa.
 -  Mama się z tatą droczyła -  powiedziałam.
 -  A cio to źnaci? -  Zapytała.
- Że mama wcale nie miała na myśli, że taty nie wpuści do pokoju, tylko go tak straszyła na „niby” -  
Powiedziałam.
 -  Aha -  powiedziała z miną pełną zrozumienia -  To Tommie mnie osukał!
 -  Nie osukał, tylko oszukał. A w jakiej sprawie?
 -  On mi powiedział zie wy mnie nie cecie i dlatego jeśtem u nich.
 -  Tommie nie wie, co mówi -  zdenerwowałam się.
Darcy wybiegła szczęśliwa z pokoju.
 - Chyba będę musiała porozmawiać z Ellie.
 -  Zostaw, to są tylko dzieci. Wszystko się na nich skupi. Wiesz, że Ellie nie za bardzo sobie daje radę    
z chłopakami.  Krzykiem się wszystkiego nie załatwi.
 -  Przemyślę to, co powiedziałeś -  rzuciłam.
Darcy chyba musiała nieźle przeżyć słowa Tommiego, bo mimo naszych zapewnień, poszła do mamy
i zapytała ją, czy baba ją kocha, o czym dowiedziałam się później. Oczywiście mama zapewniła Darcy,
że ją bardzo kocha i potwierdziła moje słowa, że byłam chora i chodziło o to, żeby jej nie zarazić.
Mała się trochę uspokoiła. Zaproponowaliśmy jej, żeby poszła się przespać, co z chęcią zrobiła. Gdy
weszłam do niej, leżała w swoim łóżku i powiedziała:
 -  Wleście wygodnie!
Przytuliła się do Pani Hrabiny i odjechała. Zajrzałam do Antosia. Spał. Wróciłam do naszej sypialni.
 Harry zapytał:
 -  I jak się wytłumaczyłaś do reszty?
 -  Jakoś udało mi się -  powiedziałam.
 -  To się przekomarzałaś, tak?
 -  Przekomanaziałam się -  zaśmiałam się.
Harry mnie objął.
 -  Jak się czujesz? -  Zapytał -  już okej?
 -  Jeszcze trochę jestem osłabiona, ale z każdym dniem będzie lepiej.
 -  Najważniejsze, że ta grypa ci już przeszła. Z tego co mama mówiła, bardzo źle było z tobą.
 -  Chodźmy na dół do mamy -  powiedziałam -  może się czegoś napijemy?
 -  No chyba ty tylko herbaty, bo zdaje się, że antybiotyk jeszcze na ciebie działa.
 -  No… Dobrze…
Zeszliśmy na dół. Mama siedziała i czytała jakąś książkę.
 -  I co tam dzieciaki? -  Zapytała znad lektury.
 -  Śpią. Chwila spokoju -  odpowiedziałam.
 -  A może ty chcesz gdzieś wyjść, mamo? -  Zapytał Harry.
 -  Przecież ja tu nikogo nie znam. Gdzie ja będę chodzić. Chicago też nie znam. Jeszcze się gdzieś
 zgubię… Nie będę ryzykować. Postaram się wam nie przeszkadzać.
 -  No skąd że! Przecież nam nie przeszkadzasz. A co u Michała? -  Zapytał Harry.
 -  Pracuje non stop. Miał urlop, to teraz musi odpracować. Inni brali za niego dyżury, to teraz on musi
 za nich brać. W domu jest gorzej, bo jestem sama, a jak jestem u was, to chociaż jesteście wy.
Usłyszeliśmy płacz Antosia. Harry poszedł na górę. Po krótkim czasie przyszedł z nim na dół.
Toni był cały roześmiany.
- Co to się stało, że ty tak płakałeś? -  Zapytałam.
 -  Obudził się i nikogo nie było -  rzuciła mama -  i pewnie dlatego. Prawda? -  Powiedziała mama do
malucha. Ten się zaśmiewał, bo zaczęła go łaskotać po brzuszku.
 -  Nawet wyjść na dwór nie można. Jest tak zimno -  powiedziałam.
 -  A skąd ty wiesz? -  Zapytał Harry.
 -  Bo widzę.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Harry poszedł otworzyć. Okazało się, że to Niall.
 -  Jak tam chorowitka się miewa?
 -  A już prawie zdrowa -  powiedziałam.
 -  Nie zarażasz?
 -  Nie, już nie. Już prawie zdrowa.
Niall rzucił mi się na szyję.
 -  No, no, no. Bo będę zazdrosny! -  Rzucił Harry.
 -  A co ty taki zazdrośnik się zrobiłeś? -  Zapytała mama -  tak się stęskniłeś za własną żoną?
 -  Pies ogrodnika -  powiedziałam po polsku.
 -  Naprawdę? -  Zapytała mama również po polsku.
 -  No… Może nie całkiem.
 -  Niall napijesz się herbaty? -  Zapytała mama.
 -  Nie, dziękuję.
 -  Mamo, przecież on nie lubi herbaty -  powiedziałam po polsku.
Chłopaki nam się przyglądali ze zdziwieniem.
 -  O czym rozmawiacie? -  Zapytał Harry.
 -  O tobie -  rzuciłam -  obgadujemy cię.
 -  A to nie ładnie -  powiedział lekko naburmuszony.
 -  Nie ładnie i co. Muszę się jakoś bronić.
 -  Przed kim?!
 -  No, przed tobą.
 -  Myślałby kto, że ja taki groźny.
 -  No -  potwierdził Niall.
Harry popatrzył na niego pytająco.
 -  To może ja pójdę do twojej żony i zacznę ją podrywać -  zaproponował Harry.
 -  No nie wiem, co na to Meg… -  Niall spojrzał na mnie.
 -  A właśnie. Gdzie twoja żona? Czemu nie z nią? -  Wtrąciłam.
 -  Chciałem się zapytać, czy Darcy by nie przyszła do nas. Chciałem się z nią trochę pobawić.
 -  Śpi, jak zabita. Stwierdziła, że jej łóżko najlepsze -  odpowiedziałam.
- Co ty powiesz? Tak jej źle było u nas?
 -  Może gdybyś był, to nie byłoby problemu… Wiesz, Eweliny jeszcze tak dobrze nie zna, a ciebie ubóstwia.
 -  No… Szkoda, że śpi… -  westchnął smutno.
 -  A wciale nie śpi -  usłyszeliśmy ze schodów.
Niall się zerwał z krzesła i pobiegł w kierunku schodów. Za chwilę zszedł szczęśliwy z Darcy na rękach.
 -  To co? Idziesz do nas?
 -  Chętnie -  odpowiedziała Darcy. Byłam zaskoczona.
 -  No i co powiecie? -  Rzucił Niall.
- Że cię bardzo lubi -  powiedział Harry.
 -  To ja ją zabieram, jeżeli pozwolicie.
 -  Jeżeli wam nie będzie przeszkadzała… To może iść.
 -  Będziesz mogła do nas wpaść? -  Zapytał mnie Niall.
 -  Nie… Dzisiaj nie mogę wychodzić. Dopiero jutro…
 -  To nie dobrze, bo chcieliśmy zorganizować dziś jakiś wieczorek.
 -  Nie mam nic przeciwko temu. Możemy to zrobić u nas, tylko tyle, że ja nie mam sił…
 -  To zrobimy tak, że my wszystko przygotujemy, przyniesiemy żarcie, a wy tylko dacie talerze i sztućce. Co wy na to?
 -  Ja mogę coś przygotować. Nie ma problemu -  powiedziała mama.
 -  Nie. My przygotujemy. Ewela uczy się gotowania i mam nadzieję, że nas nie potruje.
 -  Miejmy nadzieję -  usłyszałam po polsku mamę.
 -  A ktoś może jeszcze przyjść?
 -  Rozumiem, że wszyscy?
 -  Ewelina tyle tego wszystkiego ugotowała, że wszyscy się najedzą. Jak się dowiedziała, że przyjeżdżamy, to zaczęła gotować, jak wariatka, no i teraz jest efekt taki, że my jutro wyjeżdżamy, a ona z tym wszystkim zostanie. Pomyślałem, że jeśli Megan dobrze się czuje, to można by było zrobić imprezę.
 -  Zdaje się, że się nie czuję na tyle dobrze, żeby urządzać tak dużą imprezę…
 -  To ty sobie będziesz siedzieć, a my wszystko zrobimy -  powiedział Niall- Co nie Harry?
 -  Niech wam będzie -  powiedziałam.
Niall się ucieszył i wybiegł jak strzała od nas z domu.
 -  I co? Wszyscy przyjdą? -  Zdziwiła się mama.
 -  Pewnie wszyscy -  odpowiedziałam.
Po dziesięciu minutach ktoś znów zadzwonił do drzwi. Był to nie kto inny, jak Niall, który przyniósł część jedzenia. Powiedział od razu, że to część.
 -  Zaraz przyjdę z następną częścią -  powiedział i wycofał się.
Przyniósł tyle żarcia, że sama byłam zaskoczona, że Ewelina tyle, aż tego ugotowała. Nie ma dziewczyna jeszcze wyczucia. Przypomniałam sobie swoje początki, gdy gotowałam albo za mało, albo za dużo.
 -  Zaraz wszyscy przyjdą, a tu jest coś do tego wszystkiego -  powiedział Niall wyciągając butelczynę.
 -  No wiecie co?! Chciałeś się tylko napić! -  Powiedziała mama -  Harry się zrobił niepijący, a ty tu wyjeżdżasz z alkoholem…
Po chwili pojawił się Louis.
 -  Cześć chorowitka! -  Rzucił mi się na szyję i o mało mnie nie udusił- Co ty za numery odstawiasz?
 -  Ktoś mnie zaraził grypą -  powiedziałam niewinnie -  Lou nie duś mnie. Ja chcę jeszcze pożyć. Lou… Lou… LOUIS!
 -  Louis, puść, bo ją zaraz udusisz -  powiedział Niall -  nie można tak.
W tym momencie dzwonek zadzwonił po raz kolejny. Louis nie chciał się ode mnie oderwać, ale gdy do pokoju weszła Ellie i powiedziała:
 -  LOUIS!
Od razu mnie puścił. Zaraz za Ellie przyszła Dominika z Zayn’ em, który przyszedł oczywiście z butelką.
W drzwiach zderzyli się z Liam’ em i Danielle, która niosła mocno zawiniętą Jasmine.
 -  Podobno nie zarażasz, więc przyszłam z  małą. Zrobiła się strasznie marudna, kiedy zabraliście Tosia. Nawet tatuś nie wystarcza…
 -  No pewnie. Z takim starym bykiem będzie się zadawać -  powiedział Louis, co natychmiast ściągnęło Liama.
 -  Ach… Louis… Jak ja cię kocham! -  Rzucił się na niego i zaczął go dusić dla zabawy.
 -  Aaaa!! -  Wyjąkał tylko Lou.
 -  A wy co zrobiliście z dzieciakami? -  Zapytałam Eleanor.
 -  Oddaliśmy do Kazika.
 -  Biedny Kazik…
- Co chcesz?
 -  Bez przerwy podrzucamy mu dzieci…
Chłopaki tłukli się na podłodze. Dołączył do nich Zayn. Na to wszystko przyszła Gabriela z Jay’ em. Również z flaszką.
 -  Chyba tu sklep nie długo otworzymy -  stwierdziłam.
Cała Wiśniowa zebrała się u nas, po za Simonem, którego nie było w Chicago. Wieczór minął bardzo miło i sympatycznie. Było wesoło i nikomu nie chciało się wychodzić, ale musieli. Jutro mieli samolot o godzinie w pół do dwunastej, więc nie za bardzo się spieszyli. Tylko Jay, który niestety miał koncert, musiał wcześniej pójść. Goście rozeszli się po jedenastej. Wszyscy byliśmy padnięci. Wstawiliśmy tylko naczynia do zmywarki i poszliśmy spać.


* Cześć Wam :) Dziś dodaję bez obrazków, ponieważ jestem na tablecie i tak na szybciocha :) Co sądzicie o tym rozdziale? :D
                                                                               ~Meg