poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 84

* Oto ląduje kolejny rozdział na blogu :) Tak, jak obiecywałam na Twitterze :) Życzę Wam miłego czytania xx
~Meg


 -  Szukam cię i szukam. Nigdzie nie mogłem cie znaleźć. Gdzieś mi zniknęłaś.
 -  No, nie pojechałam z Johnem -  odpowiedziałam.
Harry na mnie dziwnie popatrzył.
 -  No, co? O co ci chodzi? -  Zapytałam.
 -  Martwię się.
 -  Po prostu jestem zmęczona.
 -  To prześpij się.
 -  Muszę jeszcze przygotować prezent dla Gabi i Jay’ a.
 -  To leż, a ja przygotuję, a gdzie jest ten prezent?
 -  No widzisz? Ty nic nie wiesz -  powiedziałam.
 -  Jak to nic nie wiem?! -  Obruszył się Hazzie -  nie wiem, gdzie ty go postawiłaś.
 -  Jest na górnej półce w garderobie.
Harry wyciągnął z garderoby pudełko.
 -  A papier, gdzie jest?
 -  Cholera! Muszę wstać! -  Rzuciłam po polsku. Zaczęłam się gramolić, ale Harry złapał mnie,
 przytrzymał na łóżku i powiedział:
 -  Powiedz tylko, gdzie jest papier.
 -  Nie wiem, czy znajdziesz.
 -  Pozwól mi spróbować -  powiedział poważnie.
 -  W bibliotece. W szafie w szufladzie tej od okna -  powiedziałam.
 -  Zaraz przyjdę -  rzucił pospiesznie wychodząc.
Po krótkim czasie przyszedł z powrotem i przyniósł papier oraz wstążki.
 -  Dobrze, że przyniosłem wstążki?
 -  No przecież trzeba czymś zawiązać.
 -  Też tak myślałem.
 -  No nie wygłupiaj się -  powiedziałam -  nie rób z siebie takiego kretyna.
- Co ty taka podenerwowana jesteś? -  Zapytał spokojnie.
 -  Chyba jestem po prostu zmęczona. Gdyby ta parapetówa nie była u Gabi i Jay’ a, to bym pewnie
nie poszła…
 -  Chyba za ostre tempo żeśmy przyjęli z tymi parapetówami -  zaczął się zastanawiać- Codziennie
jakieś przyjęcie… Człowiek niebędący w ciąży też ma dosyć.
Zaczęłam się śmiać.
 -  Biedny człowiek niebędący w ciąży. Zmęczyłeś się już?
 -  No, troszkę się zmęczyłem. Ile można pić? Wiesz, co? Ja się położę koło ciebie -  powiedział, gdy
skończył pakować prezent.
 -  Nikt ci nie zabrania -  powiedziałam.
Harry się położył. Wtuliłam się w niego i chwilę potem już zasnęłam.
Po pewnym czasie poczułam, że Harry próbuje wstać. Otworzyłam oczy.
 -  Śpij jeszcze, ja pójdę się umyć i przebrać.
 -  A która jest godzina? -  Zapytałam.
 -  Jeszcze masz chwilkę czasu. Zdążysz. A może chcesz zostać w domu?
 -  Przecież nie zrobię tego Gabrieli.
Harry poszedł do łazienki i chyba musiał myć głowę, bo za chwilę usłyszałam wrzask.  Zwlekłam się łóżka i weszłam do łazienki.
- Coś ci pomóc? -  Zapytałam.
 -  Nie, już sobie dałem radę. A może chcesz się przyłączyć? 
 -  Wiesz, jak ściągnąć kobietę do łazienki -  odparłam śmiejąc się.
 -  Rzadko mamy okazje teraz brać wspólne prysznice…
 -  Trudno, żeby Darcy zdybała nas pod prysznicem! -  Skomentowałam.
 -  A co by się stało? -  Zapytał.
 -  Może umyć ci oczy?
 -  Już sobie umyłem. Dziękuje.
 -  Na pewno nie?
 -  Bo zaraz ja ci umyję.
 -  Tylko spróbuj.
Harry mnie pocałował. Spod prysznica nie chciało nam się wychodzić, ale pora była najwyższa, żeby
 pójść się ubierać.
 -  Pamiętasz, że mamy dzisiaj wolny wieczór? -  Powiedział Harry.
 -  Pamiętam -  odpowiedziałam.
Zadzwonił telefon. Odebrałam.
 -  Cześć słoneczko.
 -  Cześć mamo.
- Co porabiacie?
 -  Przygotowujemy się na parapetówę u Gabrieli.
 -  A o której ją macie?
 -  Za piętnaście minut.
 -  Oj, to zadzwonię później.
 -  Wiesz, co, zadzwonię do ciebie jutro. Czy coś się stało?
 -  Nie, chciałam tak po prostu pogadać.
 -  To zadzwonię jutro.
 -  Kto dzwonił? -  Zapytał Harry, gdy skończyłyśmy rozmawiać.
 -  Mama. Masz ucałowania.
 -  A ucałowałaś ją ode mnie?
 -  No pewnie -  odpowiedziałam malując się -  Jutro do niej zadzwonię i pogadamy -  poinformowałam go.
Wieczór był bardzo sympatyczny. Jay wystawił jakieś skrzynie do ogrodu, przywiózł grilla. Niall robił tego grilla, jako specjalista. Nawet wszyscy się najedli.  Następnego dnia miała być impreza u Eleanor i Louisa.
W pewnym momencie Liam zapytał:
 -  Słuchajcie. Czy nie moglibyśmy zrobić z tygodnia przerwy w tych imprezach?
W duchu czekałam, żeby wszyscy się zgodzili.
 -  Wiecie, chciałam was o to prosić, ale nie wypadało mi, jako gospodyni…
 -  Liam! Ty tatusiu nasz kochany! Masz rację. Chyba za duże tempo narzuciliśmy -  powiedział Lou.
 -  Weźcie pod uwagę, że my mamy w towarzystwie przyszłe matki -  rzekł Li.
 -  Ty też  Danielle? -  Zapytałam.
 -  No… ledwo wyrabiam ….
 -  Ja też -  przyznałam.
 -  Jestem zmordowana. Nie chciało mi się przychodzić, ale nie chciałam wam zrobić przykrości -  rzuciła Dan.
 -  To kto jest „za” przeniesienie parapetów na przyszły tydzień? -  Zapytał Lou.
„Za” byli wszyscy.
 -  To ustalone. Przenosimy parapetówy na następne tygodnie.
 -  Byle byście zdążyły wszystkie parapetówy obskoczyć -  powiedział Zayn z przekąsem.
Dominika coś do niego warknęła. Zayn się zmieszał i zaczął nas przepraszać. Do domu wróciliśmy koło
 jedenastej.  Widziałam, że Harry już też był zmęczony, a to, że byłam w ciąży, było tylko pretekstem,
 aby wrócić do domu. Miałam nadzieję, że Gabriela się na mnie nie pogniewała, bo byliśmy pierwsi,
 którzy od nich wyszli. Gdy wróciliśmy do domu zrobiłam herbatę i usiedliśmy przy kominku. Wieczory
 były już chłodne. Harry rozpalił kominek i zrobiło się jakoś bardzo przytulnie.
 -  A co myślisz o panu architekcie? -  Zapytał mnie.
- Co ja mogę myśleć? Zobaczymy, co nam pokaże -  odpowiedziałam.
 -  A przystojniak z niego, co?
 -  Mam jednego przystojniaka. Wystarczy mi jeden -  powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego słodko.
 -  A czemu się do niego tak słodko uśmiechałaś?
 -  Bo chciałam być miła -  odpowiedziałam -  trzeba być miłym dla ludzi.
 -  No dobrze, dobrze. Już się nie denerwuj, ale wrażenie na was zrobił.        
 -  Wy na nim też -  odpowiedziałam dopijając herbatę -  to ja idę do łóżka.
 -  Tak sama?
 -  Mam nadzieję, że nie.
Wstałam i w tym momencie zakręciło mi się w głowie.
 -  Kurczę. Znowu mam te zawroty głowy? Co jest? -  Jęknęłam.
 -  No przecież byłaś dzisiaj u doktora i nic nie stwierdził -  zdenerwował się Hazzie.
 -  Zobaczymy. Jakie będą wyniki badań. Może się jednak coś okaże, że czegoś mi brakuje np. żelaza, czy innych witamin.
 -  To jutro chyba pojadę do szpitala i poproszę doktora o wyniki.
 -  A po co masz jechać? Przecież doktor może nam je przesłać.
 -   Jak chcesz -  powiedział.
 -  Fajny był dzisiaj ten grill. Nieźle urządzony -  zmieniłam temat -  moglibyśmy mieć takiego grilla.
 -  To pewnie Kazik go będzie obsługiwać…
 -  No właśnie. Kazik będzie miał do niego pierwszeństwo, a my nic. Niczego się nie nauczymy -  zaczęłam się buntować.
- Co ty taka bojowa się stałaś? Może cię trochę uspokoić?
Popatrzyłam na Hazzę. Znowu miał te iskierki w oczach.
 -  A co masz na myśli? -  Zapytałam.
 -  No, jak to co? Jesteśmy w domu sami…
 -  A co byś proponował?
 -  Może jacuzzi?
 -  A wiesz, że to niezły pomysł? Posiedziałabym w jacuzzi.
 -  To idę nastawić -  powiedział i poszedł na górę.
Zrobiłam porządek w salonie, pogasiłam światła i poszłam na górę. Przy schodach zobaczyłam, że
 czeka na mnie… NAGO.
 -  Miałem już schodzić na dół, zobaczyć, co się z tobą dzieje.
 -  No, nie mów, że siedziałeś już w jacuzzi.
 -  Musiałem sprawdzić, czy dobra woda i czy wszystko jest dobrze.  No, to chodź. Idziemy -  powiedział.
 -  No poczekaj, muszę się rozebrać.
 -  Pomóc ci?                  
 -  Jak chcesz -  powiedziałam.
Złapał mnie na ręce i zaniósł do łazienki. Gdy postawił koło jacuzzi, sukienka ze mnie spadła.
 -  Jak to zrobiłeś?! -  Zdziwiłam się.
 -  Ma się te swoje metody. Przecież wiesz, że mam.
 -  No, wiem.
Na następny dzień rano, obudziłam się bardzo późno. W łóżku byłam sama, ale usłyszałam, że coś się dzieje pod drzwiami. Popatrzyłam na zegar. Godzina wpół do jedenastej. Rany… tyle spałam?! Taki ze mnie śpioch?! Usiadłam na łóżku i nawet nie zakręciło mi się w głowie. CUD.  Zaczęłam nadsłuchiwać, co się dzieje pod drzwiami. Usłyszałam Darcy i Hazzę.
 -  Ja cię do mamusi!
 -  Nie możesz, bo mama śpi, a poza tym, wczoraj źle się czuła.
- Ale cię!!!
 -  Niech mama się wyśpi, bo jak wstanie w złym humorze, to wiesz co będzie -  zaczęłam się
 zastanawiać, co ja takiego robię, jak jestem w złym humorze. W każdym bądź razie zostałam
 postrachem dla własnego dziecka. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
 -  Ten potwór mama już wstał -  powiedziałam otwierając drzwi.
 -  Mamusia! -  Wrzasnęła Darcy i rzuciła się na mnie.
 -  Dawno wstałaś? -  Zapytałam.
 -  Dawno -  odparła.
 -  A od dawna jesteś w domu?
 -  Nie. Dopielo psiśłam.
 -  A co porabiałaś z Kazikiem?
 -  Śpałam.
 -  Jak to spałaś? Z Kazikiem?
 -  Z Kazikiem w pokoju.
 -  A chłopcy?
 -  Teź.
 -  Czyli wszyscy razem spaliście.
 -  Tak.
 -  A bardzo ci dokuczali?
 -  Nie. Juś mi nie dokuciają.
 -  No to super -  powiedziałam.
Harry gdzieś zniknął, a Darcy powiedziała:
 -  Idź do łóżka.
 -  Czemu?
 -  Bo ja ci dam śniadanie. Jeśteś chola, to ja ci źlobię śniadanie.
- Ale, kochanie. Ja jestem zdrowa.   
 -  Tata mówił, że jeśteś chola.
 -  A gdzie tatuś?
 -  Nie wiem. Gdzieś posiedł.
Zadzwoniła moja komórka.
 -  Halo.
Po drugiej stronie usłyszałam:
 -  Witam moją ulubioną pacjentkę.
 -  Witam panie doktorze.
 -  Jak się pani miewa?
 -  Jakaś osłabiona.
 -  Tak mi się jakoś wydawało. Z wyników, które mam przed nosem wychodzi, że ma pani anemię. Może się pani czuć bezsilna.
 -  No właśnie się tak czuję -  odparłam.
 -  Zastanawiałem się, czy mam do pani przyjechać, czy mąż przyjedzie po recepty. Niech pani teraz trochę poleży. Proszę się nie męczyć.
 -  To poproszę męża, żeby przyjechał do pana.
 -  Dobrze. Ja jestem dziś na dyżurze. Może przyjechać, o której mu wygodnie, ale najlepiej by było, żeby jak najszybciej, żeby pani zaczęła brać leki.
 -  Panie doktorze. Czy ja mogłabym napić się czerwonego wina?
 -  Tylko czerwonego wytrawnego.
 -  No trudno…  A może być półwytrawne? -  Zaczęłam się wykłócać z nim.
 -  No, ostatecznie może być.
 -  Dobrze.
 -  Porozmawiam jeszcze z pani mężem. Powiem mu, co pani może, a czego nie.
 -  Oczywiście -  rozłączyliśmy się i powiedziałam do Darcy:
 -  Idź do tatusia i powiedz, że mama ma leżeć w łóżku.
Darcy wyleciała z pokoju z krzykiem:
 -  TATO!!! TATO!!!
Po krótkim czasie znalazł się Harry.
- Co się dzieje. Co Darcy mówi, że musisz leżeć w łóżku? -  Zapytał zdenerwowany.
 -  Doktor mi kazał leżeć.
 -  Jak to?! Kiedy z nim rozmawiałaś?
 -  Przed chwilą zadzwonił. Powiedział, że mam anemię i powiedział, że masz do niego przyjechać po
 recepty.
 -  Już jadę!
 -  Poczekaj. Najpierw zjedz śniadanie -  powiedziałam spokojnie.
 -  O Boże! Śniadanie. Darcy! Gdzie jesteś?!
 -  Pewnie w kuchni -  podsunęłam mu -  jeżeli ją tam zostawiłeś. Tylko nie krzycz na nią.
Harry wyleciał z pokoju, jak torpeda, a ja zaczęłam się dusić ze śmiechu. Po pewnym czasie drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pierwsza Darcy, a za nią Harry. Obydwoje nieśli tace.
 -  Darcy powiedziała, że będziemy jeść śniadanie razem z tobą, że sama nie będziesz jadła.
- Jakie to słodkie -  powiedziałam i ucałowałam Darcy.
Na mojej szafce nocnej stanęła herbata z cytryną, a na specjalnym stoliczku została postawiona jajecznica.
 -  Darcy robiła sama jajecznicę -  powiedział Harry.
Dobrze, że nie spaliła domu…
 -  Dzięki Bogu, że tam poszedłem, bo jeszcze trochę, a by się przypaliła…
 -  Wciale nie. Ja ciałam, zieby była dobzie wyśmaziona.
 -  Kochanie. Jeszcze za wcześnie na smażenie jajecznicy w twoim wykonaniu.
 -  Wciale nie. Juś tyle lazy ją śmaziłam na niby i telaź umiem.
Harry westchnął i nic się nie odezwał.
 -  No, jeć.
Wzięłam kęs do buzi i o mało oczy mi nie wyszły na wierzch. Jajecznica była słodko -  pieprzna… 
 -  Darcy! Pyszna. Czy możesz mi przynieść z dołu serwetkę?
 -  Juś, zialaś.
Gdy Darcy wyszła z pokoju, powiedziałam do Hazzy:
 -  Hazzie…. Zabierz to ode mnie. To jest straszne. Tylko do wyrzucenia się nadaje.
Harry spróbował i wykrzywiło go dosyć mocno.
 -  Kucharki, to z niej nie będzie.
 -  Nigdy nie wiadomo. Wszystkiego się można nauczyć -  sięgnęłam po szklankę  z herbatą i wzięłam łyk.
Od  razu pożałowałam tych słów, które powiedziałam… Nie wiem, co było gorsze. Słodko -  pieprzna
jajecznica, czy słona herbata… Wykrzywiło mnie chyba totalnie, bo Harry się zapytał:
- Co się stało?
 -  Spróbuj -  podałam mu szklankę.
Wziął spory łyk i zaczął pluć.
 -  Idź do łazienki i wywal do sedesu -  rzuciłam -  tylko szybko, zanim wróci.
Harry złapał talerz i szklankę i ruszył biegiem do łazienki. Po chwili wrócił i postawił puste naczynia na
 tacy.
 -  Zaraz coś zrobię, tylko musze się pozbyć Darcy… -  powiedział.
Darcy weszła do pokoju.
 -  Juś źjedliście? -  Zdziwiła się.
 -  A widzisz. Takie było dobre -  powiedział Harry.
 -  To mozie ja dolobię? -  Zapytała.
 -  Nie!!! -  Powiedzieliśmy obydwoje.
 -  Ty tu teraz siedź, a ja pójdę i zrobię coś - Powiedział Harry i wyszedł pośpiesznie -  ty pilnuj mamusi,
żeby nie wstawała -  rzucił przelotem w drzwiach.
Darcy władowała się do mnie do łóżka i zaczęła mnie głaskać po głowie.
 -  Biedna mamusia, biedna -  mówiła w kółko.
Oj, biedna…. Czułam jeszcze smak soli w ustach i marzyłam tylko o tym, żeby to czymś popić.
Po krótkim czasie usłyszałam głos Harry’ ego:
 -  Darcy!
 -  Tata cię woła -  powiedziałam do małej.
- Ale nie wśtawaj.
 -  Nie wstanę.
 -  Zalaś psijdę -  powiedziała i wybiegła z pokoju.
Wpatrywałam się w drzwi i czekałam, aż przyjdzie Harry. Po piętnastu minutach, które dla mnie były,
jak wieczność, pojawił się Harry.
 -  Przynieś mi coś do picia, bo umrę! -  Wyrzuciłam z siebie.
 -  Już szykuję.
- Ale przynieś mi coś do picia! Może być nawet kranówa, byle coś mokrego i nie słonego…
Harry dusząc się ze śmiechu wyszedł z pokoju. Nawet wybiegł.  
Za chwilę pojawił się z powrotem  z butelką  wody.
 - Trzymaj. Zaraz idę i przygotuję ci prawdziwą jajecznicę -  powiedział podając mi butelkę wody.
 -  A co zrobiłeś z Darcy?
 -  Zadzwoniłem po Nialla i powiedziałem, żeby przyszedł i ratował nas, bo Darcy uczy się gotowania
 i  musimy coś konkretnego i zjadliwego zjeść.
Wybuchłam śmiechem.
 - No i za chwilę po nią przyszedł i zabrał ją do siebie, co prawda słyszałem, gdy wychodzili, że Darcy
 mówiła, że robi świetną jajecznicę. Nie wiem, czy się nie da namówić na tą jej jajecznicę. Idę szybko
 zrobić, bo jak się jednak da namówić, to będę musiał ją zabrać i pojadę z nią do doktora, a ty musisz
 być już po śniadaniu. Nigdzie się nie ruszaj. Coś ci jeszcze potrzeba?
 -  Nie. Wszystko już mam.
 -  Zaraz będę. Herbatkę, rozumiem, że też mam ci zrobić?
- Ale nie słoną -  rzuciłam.
Hazzie zniknął za drzwiami, a ja upajałam się wodą mineralną prosto z butelki.
Zadzwoniła komórka.
 -  Halo?
 -  Cześć słonko!
 -  A cześć mamo.
 -  Miałaś zadzwonić.
 -  A, nie dawno się obudziłam, a Darcy zrobiła mi, to znaczy nam, śniadanie.
 -  I co? Dobre śniadanie zrobiła?
 -  No, coś w rodzaju mojego pierwszego śniadania, tylko jeszcze usmażyła jajecznicę.
 -  Na gazie?!
 -  Mamo, przecież my tu nie mamy kuchenki gazowej. Mamy płyty elektryczne.
 -  No i co? Jak jej wyszła ta jajecznica?
 -  Po za tym, że pocukrzyła, zamiast posolić była znośna, nie mówiąc już o słonej herbacie…
Po drugiej stronie zapanowała długa cisza.
 -  To interesujące -  powiedziała mama po pewnym czasie.
 -  Już myślałam, że  się rozłączyłaś, a jakie interesujące w smaku….
 -  No, musi się nauczyć. Ty też od razu nie byłaś najlepszą gospodynią świata.
 -  No masz rację mamo -  powiedziałam do niej.
Do pokoju wpadł Harry z dwoma talerzami. Postawił tacę na moich nogach i powiedział:
 -  Zaraz przyniosę herbatę.
- Co tam się dzieje? -  Zapytała mama.
 -  Harry przyniósł śniadanie. Zjadliwe chyba…
 -  To nie będę wam przeszkadzać. Zjedzcie sobie spokojnie.
 -  Nie da się zjeść spokojnie, bo Niall zabrał Darcy, żebyśmy właśnie mogli zjeść w spokoju śniadanie i
 zdaje się, że Darcy będzie chciała smażyć jemu jajecznicę…
- Ale ostrzegliście go? -  Zapytała mama.
 -  Nie było jak… -  przyznałam.
 -  Biedny Niall…
 -  A my to nie biedni?
Mama zaczęła się śmiać i powiedziała:
 -  To do zobaczenia. Całuję was mocno i życzę smacznego -  i się rozłączyła.
Jajecznica pięknie pachniała i poczułam, że jestem strasznie głodna. Nie czekając na Hazzę zabrałam
 się za swoją porcję.  Jajecznica była boska! Oj, Harry umiał gotować. Nim się zorientowałam talerz
był pusty. Ten drugi stojący obok tak ładnie wyglądał, a jeszcze ładniej pachniał… Gdy zjadłam,
otworzyły się drzwi i do sypialni wszedł Harry.
 -  Dobra jajecznica? -  Zapytał patrząc uważnie na herbatę, żeby nie wylać. 
 -  Pyszna! -  Odpowiedziałam.
Postawił szklankę na moim stoliczku. Poszedł na swoją połowę i zaczął się rozglądać za talerzem ze
 swoją jajecznicą…
 -  Gdzie jest moja jajecznica? -  Zapytał zaniepokojony. 
 -  A…. Y…. Jakby ci to wytłumaczyć…. Twój syn domagał się jeszcze jednej jajecznicy.
 -  JAK TO ZJADŁAŚ DWA TALERZE JAJECZNICY?! -  Krzyknął zdenerwowany.
 -  Nie -  powiedziałam spokojnie -  talerzy nie zjadłam. Talerze są tutaj, ale przyznam, że jajecznica
była naprawdę wspaniała!
 -  Czyżbyś zaczęła mieć zachciewajki?
 -  No… Chyba tak… Wybacz, ale nie mogłam się opamiętać… Przepraszam  -  jęknęłam -  to ja zrobię ci
tą jajecznicę.
 -   Nie wstaniesz. Zrobię sobie drugą…
 -  To znaczy… Trzecią… -  poprawiłam go.
 -  Chcesz jeszcze?
 -  Nie, już nie.
 -  Na pewno?
 -  Na pewno.
 -  Nie zjesz mi znowu?
 -  Harry, no wiesz co? -  Prawie się obraziłam.
 -  No, przecież sobie żartuję -  rzucił zabierając brudne naczynia.
 -  A możesz mi jeszcze zrobić herbaty? -  Zapytałam.
 -  Oczywiście -  powiedział wychodząc z pokoju.
Po paru minutach przyszedł z dwoma kubkami. I tylko z nimi.
 -  A gdzie masz jajecznicę? -  Zapytałam zdziwiona.
 -  Zjadłem już -  powiedział pośpiesznie.
 -  Biedny, bałeś się, że ci zjem… Ale masz żonę.
Nachylił się nade mną i mnie pocałował.
 -  Wspaniałą mam żonę i proszę tu nic złego o niej nie mówić.
Zdążyliśmy wypić herbatę, gdy Harry powiedział, że musi iść po Darcy i jechać do doktora po recepty.
Złapał szklanki i poszedł na dół. Wpadł jeszcze na chwilę, żeby zostawić mi termos z herbatą i
 powiedział:
 -  Idę do Nialla zobaczyć, co się dzieje.
Pożegnaliśmy się i wyszedł. Było mi tak dobrze, że poszłam spać dalej. Obudził mnie telefon.
 -  Halo? -  Powiedziałam do słuchawki.
 -  Masz bardzo zdolną córkę -  usłyszałam z drugiej strony.
 -  Lou? -  Zapytałam.
 -  No, a kto? Pewnie, że Louis!
 -  Nie mów, że ci robiła jajecznicę… -  powiedziałam z przerażeniem.
 -  Robiła. Jak wszystkim.
 -  JAK TO WSZYSTKIM?! Przecież miała być u Nialla…
 -  No i była. Gdy Niall spróbował jajecznicy, zadzwonił do Zayna i powiedział mu, że Darcy robi
świetną jajecznicę i pójdzie mu zrobić. Zayn się zgodził i mała powędrowała do niego smażyć
jajecznicę. Gdy Zayn spróbował, zadzwonił do Gabrieli i powiedział to samo. Stamtąd przywędrowała
przez Li i Dan do nas, a od nas zabrał już ją Harold.
 -  To się chyba naszukał…
 -  Takiej jajecznicy w życiu nie jadłem. Jeszcze czuję jej smak…
 -  To zjedz coś innego -  poradziłam -  Herbaty wam nie robiła, dzięki Bogu?
 -  A co? Zrobiła chłopakom.
 -  Zabierz im tą herbatę natychmiast! To się nie nadaje do picia…
 -  A co tam jest takiego, że nie jest do picia?
 -  Ile słodzisz łyżeczek?
 -  No… 3.
 -  To zamiast trzech łyżeczek cukru, masz trzy łyżeczki soli.
- Co?!?!
Zapanowała głucha cisza, którą przerwał krzyk Eleanor:
 -  LOUIS!!!
 -  Daj jej coś popić! -  Krzyknęłam, gdy się rozłączaliśmy.
Napiłam się herbaty z termosu, zrobionej przez Harry’ ego, gdy znów zadzwonił telefon.
 -  Halo?
 -  Czy ty możesz wytłumaczyć swojej córce, żeby nie soliła herbaty? -  Usłyszałam Zayna -  do tej pory
pluję od momentu, kiedy się jej napiłem, a było to jakieś pół godziny temu…
 -  Tobie też zrobiła herbatę?
 - A co? Tobie też zrobiła?
 -  No zrobiła, tylko potem Harry zrobił mi świeżej, nie wspominając już o jajecznicy…
 -  Takiej jajecznicy też nie jadłem.
 -  A czy Kazik jadł ją?
 -  Nie ma go w domu, bo poszedł na zakupy. Wybacz. Musiałem się pozbyć twojej córki z domu, bo
 musiałem się mocno napluć…
 -  Jak ja cię doskonale rozumiem -  powiedziałam współczującym tonem -  strasznie cię przepraszam
 Zayn, ale mam drugi telefon. Przepraszam cię za moją córkę, ale ona się uczy…
Włączyłam drugą rozmowę.
 -  Halo?
Z drugiej strony usłyszałam zdenerwowany głos Ellie.
 -  Wiesz, co twoja córka nawyprawiała?!
 -  Niestety już wiem… Przepraszam za nią.
 -  To, to nic. Pamiętasz te kozaki, które przywiozłam sobie z Paryża?
 -  No pamiętam. Tylko mi nie mów, że ugotowała ci buty! -  Zdenerwowałam się.
 -  No, nie… To akurat sprawka moich. 
 -  A co zrobili?
 - Ponieważ Darcy zrobiła im herbatę, a oni nie chcieli jej zrobić przykrości, a herbata im nie
 smakowała, wzięli i wlali ją do moich kozaków… -  westchnęła ciężko.
 -  Jezus! Maria!
 -  No mają dzieciaki pomysły -  znów westchnęła -  doszłam do wniosku, że będę zamykać garderobę
 na klucz. Za wielkie szkody mi robią.
 -  Czy Darcy we wszystkich domach była? Nie wiesz?
 -  No, chyba we wszystkich, a czemu pytasz?
 -  Bo jeszcze nie miałam telefonu od Gabrieli, ani od Dan…
Ellie się roześmiała.
 -  Słuchaj, muszę kończyć, bo Tommie coś kombinuje…
Postanowiłam schwytać byka za rogi i zadzwoniłam do Gabi.
 -  Halo? -  Usłyszałam z drugiej strony głos Jay’ a.
 -  Jay! Ja was strasznie przepraszam za moją córkę.
Jay zaczął się panicznie śmiać. Kiedy się opanował, powiedział.
 -  Witaj piękna -  dusząc się jeszcze trochę ze śmiechu.
 -  Po twojej reakcji wnioskuję, że mieliście dziś wyśmienite śniadanie -  powiedziałam  w słuchawkę.
Jay dostał ponownego ataku śmiechu, tylko, że ze zwiększoną siłą. Po chwili usłyszałam:
 -  Halo?
 -  Witaj Gabi! Jak tam dzisiejsze śniadanko?
Gabriela się zaczęła śmiać.
 -  Strasznie was przepraszam jeszcze raz.
-  Ale za co?
 -  Za moją córkę.
 -  No, uczy się -  podsumowała Gabi.
 -  Dobrze, że masz takie podejście, a herbatę też wam robiła?
 -  Pełen wypas! Kawa też była solona.
 -  Kawa?! -  Wzdrygnęłam się na samą myśl.
 -  Jay sobie zażyczył kawy.
 -  Wiesz, dochodzę chyba do wniosku, że Darcy idzie w ślady teściowej…
 -  Nie martw się. Na pewno się nauczy. A twoje pierwsze potrawy takie były wspaniałe?
 -  Oj, były, były… -  przywróciłam w głowie wspomnienia.
Chwilę jeszcze pogadałyśmy, gdy usłyszałam, że mam rozmowę na drugiej linii.
 -  Halo? -  Przełączyłam się.
 -  Czy Harry pojechał już do doktora?  -  Usłyszałam Li.
 -  Tak, a co się stało?! -  Zapytałam przerażona, widząc oczami wyobraźni rodzącą Dani.
 -  Nic. Chciałem się tylko upewnić,  czy duża ilość soli nie zaszkodzi dziecku.
 -  Jesteś okrutny! Co prawda jesteś ostatni z wszystkich, którym gotowała Darcy! A już myślałam, że coś się stało!
Li wybuchnął śmiechem.
 -  Nie można się było do ciebie dodzwonić.
 -  No, tak… U was była, jako przedostatnia… Przepraszam za nią. Już wszystkich przeprosiłam, jeszcze was tylko nie zdążyłam. PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM -  zaczęłam do słuchawki.
- Ale przestań przepraszać. Przecież ona się uczy.
 -  Robi co może -  powiedziałam prawie płacząc -  rozumiem, że napoje też wam robiła…
 -  Też.
 -  Cóż…. Jak się trochę lepiej poczuję,  to  rozpocznę kursy gotowania…
- Ale ona była taka słodka, przy tym! A co ci się stało? -  Zaniepokoił się Liam, do którego dopiero dotarło, to, co powiedziałam.
 -  Doktor Jan wykrył u mnie anemię.
 -   Że co?!                            
- Że to, co słyszysz. Muszę leżeć teraz tydzień w łóżku i brać piguły…
 -  Kazik ma duże osiągnięcia, jeśli chodzi o anemię.
 -  Skąd wiesz?
 -  Kiedyś mi opowiadał. Wyleczył nawet parę osób.
 -  Fascynujące -  powiedziałam.
 -  Nie potrzebujesz niczego? -  Zapytał z troską w głosie.
 -  Nie. Dzięki. Harry zrobił mi herbatkę w termosie. Wszystko mam.
 - Jakbyś czegoś potrzebowała, to wiesz… Zadzwoń w rynnę.
Roześmiałam się.
 -  Okej. Masz to, jak w banku.

Rozłączyliśmy się. Zdecydowałam się, że naprawdę muszę wysłać Darcy do Kazika na nauki, albo samą ją nauczyć. 

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 83 ( Dla naszych idoli :))

     Siedziałam przed komputerem i przeglądałam meble ogrodowe. Nic mi nie wpadło w oko. Marzył mi się hamak, ale nie było na czym go zawiesić. Przed oknami mieliśmy tylko trawnik i mur…  Harry siedział zamknięty w studiu. Nagrywał jakąś piosenkę, a Darcy była u Nialla. Wrzuciłam w wyszukiwarkę „Architekci ogrodu”. Wyskoczyło mi masę różnych reklam. Na końcu dopisałam więc: „W Chicago”. Reklam zrobiło się troszkę mniej.  Pokazało się około pięćdziesięciu reklam. Postanowiłam, że muszę jednak pogadać z Harrym na ten temat. Poszłam do niego do studia.             O dziwo drzwi były uchylone.
 -  Harry, siedzę i szukam jakiejś firmy, która by nam zagospodarowała ogród -  powiedziałam, gdy wracał z łazienki.
 -  A co? Nic nie znalazłaś? -  Zapytał.
 -  Nic ciekawego nie ma. Jestem zniechęcona. Poza tym myślałam o jakimś hamaku, o jakiś fajnych meblach, ale tutaj, nic mi się nie podoba.
 -  To trzeba wyszukać jakiegoś architekta.
- Ale w Chicago jest ponad pięćdziesięciu. Nie znamy ich, nie wiemy jacy są. Wyrzucić pieniądze i być niezadowolonym… Wiem. Zadzwonię do Dużego Bo. Może on nam kogoś poleci… Długo jeszcze będziesz siedział?
 -  Już kończę. Zaraz przyjdę.
 -  Napijemy się czegoś?
 -  A co masz na myśli? -  Zapytał na moje pytanie.
 -  Nie wiem. Herbaty, kawy.
 -  A… Myślałem, że coś mocniejszego.
 -  Przecież wiesz, że nie mogę.
 -  Dobrze. To już nie będę pił.         
-  Ale przecież możesz. Jak chcesz, ja ci przecież nie zakazuję.
-  Ale będzie ci przykro. 
 -  To ja sobie postawię wodę w szklance. Mogę ją zabarwić nawet herbatą.
 -  Nie musisz się, aż tak zamartwiać -  powiedział Harry.
 -  Jutro, pamiętasz, że idziemy do doktora Jana.
 -  Pamiętam, pamiętam. Już zaraz zejdę.
 -  Dobrze. Zrobić ci herbaty? Kawy?
 -  Kawy.
Zeszłam na dół i nastawiłam wodę w czajniku. Przygotowałam kawę, sobie herbatkę i czekałam aż zagotuje się woda. Gdy woda się zagotowała, zalałam napoje i zaniosłam je do salonu. Prezenty ślubne dotarły jeszcze przed naszym przylotem. Zostały postawione na środku holu i jak przyjechaliśmy, musieliśmy czym prędzej je rozpakować, żeby się o nie, nie potykać. Wszystkie prezenty były wspaniałe. Wreszcie byłam szczęśliwa, że mam już w czym gotować i na czym podawać. Mam obrusy, serwetki, szklanki, filiżanki, łyżeczki, widelczyki, wszystko. Spakowaliśmy pożyczone rzeczy od Kazika i Harry oddał je.
Gdy przylecieliśmy, okazało się, że wszyscy już zamieszkali na Wiśniowej, co było super niespodzianką.  Wróciliśmy dwa dni temu i dzisiaj byliśmy zaproszeni na drugą parapetówę. Tym razem do Danielle i do Liama. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry, który podszedł do mnie tak cicho, że gdy mnie dotknął, poskoczyłam, jakbym zobaczyła zjawę.
- Coś się tak wystraszyła? -  Zapytał zaciekawiony.
- Żeś mnie zaskoczył -  odpowiedziałam -  myślałam o parapetówach. Myślisz, że prezent dla Danielle i Li będzie im się podobał?
 -  Na pewno będą zachwyceni -  odpowiedział siadając wygodnie w fotelu naprzeciwko mnie.
 -  Miejmy nadzieję -  powiedziałam -  ja bym była. Jak tam twoja nowa piosenka -  zapytałam.
 -  Mnie się podoba -  powiedział.
 -  To świetnie, że ci się podoba. A zaśpiewasz mi ją?
 -  Musimy pójść na górę -  w tym momencie zadzwonił  dzwonek do drzwi.
Gdy otworzyłam zobaczyłam Nialla.
 -  Cześć Niall, a gdzie Darcy? -  Zapytałam.
 -  Poszła do Danielle.
 -  Daj spokój. Przecież ona tylko będzie jej przeszkadzać.
 -  Sama Danielle zaproponowała, żeby do niej Darcy wpadła.
 -  Aha, no dobrze. Napijesz się czegoś?
 -  Chętnie. Kawę w takim razie poproszę.
Gorącą wodę miałam w czajniku, więc szybko zaparzyłam kawę i zaniosłam do salonu. Niall rozsiadł się już w fotelu i z Harrym dyskutowali.
 -  Słyszałem, że chcesz wynająć architekta do ogrodu -  powiedział.
 -  Chciałabym, bo już nie mam siły latać po tych wszystkich centrach handlowych… Po za tym nic mi się nie podoba.
 -  Tobie się nic nie podoba?! -  Zdziwił się Niall.
 -  No widzisz. Nie podoba mi się i koniec -  powiedziałam popijając herbatę -  rozumiem, że architekt przedstawi mi swoje projekty, które będę mogła zaakceptować, albo i nie. Nie znasz jakiegoś dobrego?
 -  A skąd ja mam znać? Może Simon zna.
 -  Dobrze. Gadajcie sobie, a ja spróbuję zadzwonić do Dużego Bo -  wstałam i przeszłam do kuchni. Usiadłam sobie na krzesełku i wybrałam numer naszego ochroniarza.
 -  Cześć Duży Bo. Tu Megan. Czy nie znasz jakiegoś architekta od ogrodów?
 -  Zorientuję się. Znam jednego, ale on jest strasznie humorzasty. Pogadam z Grubym Gregiem.  Zadzwonię do ciebie, jak się dowiem.
 -  Okej.
Za chwilę zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
 -   Cześć słodka! -  Powiedział jakiś głos po drugiej stronie.
 -  Przepraszam, z kim rozmawiam? -  Zapytałam.
 -  A kto ci robił remont?
 -  Greg? -  Zdziwiłam się.
 -  Słyszałem, że szukasz architekta ogrodów.
 -  Już nie mam siły. Urządziłam całą chałupę, ale już nie mam siły na ogród.
 -  Mam jednego fachowca. Jak chcesz, to cię z nim umówię.
 -  Super -  odpowiedziałam.
 -  To co? Jutro może być?
 -  Chyba, że po południu, bo jutro idę do lekarza.
 -  Na którą was umawiać?
 -  Może tak na szesnastą.
Do Gabrieli i Jay’ a byliśmy zaproszeni na dziewiętnastą. Doszłam do wniosku, że na pewno wystarczy tyle czasu na omówienie spraw dotyczących ogrodu. Chłopaki sobie rozmawiali w najlepsze, więc postanowiłam wpaść do Gabi.  Zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę poczekałam i otworzyła mi Gabriela.
 -  Witaj, nie przeszkadzam?
 -  Nie, jestem sama.
 -  A Dominika? -  Zaniepokoiłam się.       
 -  Dominika, wyszła gdzieś z Zayn’ em. Wejdziesz do środka?
 -  No po to przyszłam! -  Uśmiechnęłam się do niej  -  po pierwsze przyszłam się zapytać, co potrzebujecie do domu.
 -  No, my nic prawie nie mamy. Wy to jesteście już po ślubach…
 -  Powiedz, co potrzebujesz -  nalegałam -  masz robot?
 -  Nie mam.
- Co poza tym potrzebujesz?
- Co ty na przeszpiegi przyszłaś? -  Zapytała żartobliwie.
 -  No, coś w tym rodzaju, a co chcesz pięć robotów kuchennych dostać?
 -  No, lepiej nie -  zaczęła się śmiać.
 -  No, właśnie. To gadaj co chcesz, bo zostałam wydelegowana przez wszystkie twoje sąsiadki, prócz jednej. No i przez sąsiadów.
-  Ale nie wydawajcie pieniędzy. Dajcie spokój. Przyjdźcie sami.
 -  To dostaniesz pięć robotów.
 -  No dobrze. Niech ci będzie. Jakieś garnki, patelnie, serwis, szkło, obrusy, szmatki do kuchni, ręczniki.
 -  Widzę, że rzeczywiście jesteście biedni…
 -  No nie kupowałam, bo później byłoby tak, jak z wami.
 -  No i dzięki Bogu już wiemy, co wam kupić. Najwyżej, jak czegoś nie dostaniecie to sobie po prostu
dokupicie.  Mam takie pytanie. Czy ty masz jakąś wizję na ogród?
 -  Nie, a co?
 -  Strasznie tu pusto przed naszymi oknami, nie uważasz?
 -  No, właśnie. Też o tym myślałam.
 -  Zdecydowałam, że zatrudnię architekta ogrodu.
 -  Epicki pomysł! Może zaprojektuje też dla nas. Już wiem! Zrobię Jay’ owi niespodziankę z tym
ogrodem.
 -  Okej. To wpadnij do nas jutro o szesnastej. Będzie wtedy pan architekt.
 -  Powiedz Harry’ emu, żeby milczał na temat architekta, bo Jay się zapali i będzie chciał też wziąć.  Za tydzień wyjeżdża w miesięczną trasę koncertową po Stanach, a w tym czasie będziemy mogły to załatwić.
 -  Muszę jeszcze pogadać z Danielle. Chciałam to zrobić na spotkaniu, ale widzę, że nie będę mogła poruszyć tego tematu ze względu na Jay’ a.
 -  Będę wdzięczna -  powiedziała Gabriela.
 -  Dobra. Lecę do Nialla. Muszę mu wszystko powiedzieć. Do zobaczenia wieczorem!
Szybkim krokiem poszłam do Danielle zahaczając o dom i tłumacząc chłopakom, że nie wolno im pisnąć słówka na temat ogrodu Jay’ owi.
- Ale ja też będę chciał…. -  Powiedział smutno Niall.
 -  Dobrze. Załatwię wszystko tak, żeby było okej.
 -  A wiesz, że już mamy wyznaczoną datę ślubu?
 -  NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE?! CCO?! 
 -  No  -  powiedział dumnie.                                    Musiałam aż usiąść z wrażenia, bo myślałam, że upadnę.
 -  Kiedy?!
 -  Na święta. Ale mam nadzieję, że nikomu nic powiesz.
 -  No wiesz, co! -  Prawie się obraziłam -  gdzie?
 -  Ewelina przyjedzie za miesiąc i wtedy będziemy oficjalnie wszystkich zapraszać.
 -  A sama przyjedzie?
 -  Nie, z Kasią.
 - EEEEEEEEEE....-  zapanowało ciche pomrukiwanie w naszym salonie.
Wycałowałam Nialla, gratulując mu z całego serca.
 -  Dobra. Muszę lecieć do Danielle, aby się dowiedzieć, czy nie będzie chciała skorzystać z architekta -  wyszłam z domu.
Zadzwoniłam do domu obok. Otworzył mi Liam.
 -  Czy mogę wam w czymś pomóc? -  Powiedziałam.
 -  No, chodź, chodź. Danielle z twoją córką robią jakieś cuda.
 -  A gdzie są?
 -  No w kuchni -  odparł Liam.
Poszłam do nich do kuchni i zobaczyłam moją córkę siedzącą przy stole i przybierającą kanapki.
 -  Jak ty pięknie to robisz -  powiedziałam.
 -  A po cio psiśłaś?
 -  Chciałam się dowiedzieć, czy wam w czymś nie pomóc i czy nie przeszkadzasz.
 -  JA?!
 -  Widzę, że sobie świetnie radzisz -  Darcy siedziała prosto i dumnie.
 -  Oj, chyba będzie z ciebie kucharz -  zaczęłam się śmiać.
 -  Mozie -  skomentowała Darcy.
 -  W czymś wam pomóc? -  Zapytałam.
 -  Damy sobie radę -  odpowiedziała Danielle.
 -  Czy jutro masz zajętą godzinę szesnastą? -  Zapytałam.
 -  Nie, a co się stało?
 -  Chciałabym, żebyś wpadła do nas. Później ci powiem.
 -  A cio powieś? -  Zapytała zaciekawiona Darcy.
 -  Mam z ciocią do omówienia pewną rzecz. I tylko z ciocią.
 -  A dlaciego?
 -  Bo to są sprawy dla dorosłych.
 -  Jak będę duzia to teź nie będę tobie nić mówiła -  obraziła się Darcy.
Wyjrzałam przez okno kuchni. U nich był najgorszy widok. Z dwóch stron mur i tylko trawnik…
 -  Zarezerwuj sobie czas na szesnastą -  powiedziałam do Danielle  -  to w czym ci pomóc?
 -  Już kończymy. Już wszystko gotowe -  odpowiedziała Danielle.
 -  No to idziemy w takim razie Darcy do domu -  powiedziałam do małej.
 -  A ja nie mogę ziośtać?
 -  Przyjdziemy później.
Darcy zrezygnowana wstała i poszła za mną.
 -  Dlaciego musiałam pójść?
 -  No, bo ciocia musi się przebrać. Wujek też. Muszą się przygotować, tak, jak ty. Tak na przyjęcie to
 nie można iść w takich ciuchach.
 -  Dobzie -  odpowiedziała zdecydowanym tonem Darcy.
Gdy wróciłyśmy do domu, Nialla już nie było. Darcy pobiegła na górę, a ja za nią. Musiałam sprawdzić, w co chce się ubrać, bo znając ją mogła wyglądać dosyć dziwacznie. Kiedy wpadłam do niej do pokoju, siedziała w garderobie i przeglądała swoją odzież.
 -  Ja nie mam w cio się ublać! -  Podsumowała.
 -  A w co chciałabyś się ubrać? -  Zapytałam powstrzymując się od śmiechu.
 -  W długą siukienkę -  zdecydowała.
Rzeczywiście poprzedniego dnia wszystkie panie były w długich sukniach, oczywiście po za Darcy. Ale przecież ona, to nie pani… Wyciągnęłam z szafy różową sukienkę w białe paski, którą dostała od Lou i zaproponowałam:
 -  Może ta?
- Ale w tej byłam psiecieś na Wigilię -  odparła rezolutnie.
 -  Myślę, że nic się nie stanie, jak pójdziesz w tej sukience -  odpowiedziałam także rezolutnie.
 -  Nie mogę być w takiej siamej siukieńce.
 -  Możesz. Jeszcze nie jesteś gwiazdą.  Teraz idź się umyć. Potem cię ubiorę i uczeszę -  powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Poszłam do nas. Harry okupywał łazienkę, więc zajrzałam do garderoby. Postanowiłam ubrać się w sukienkę, którą przywiozłam z Warszawy, w której jeszcze nikt mnie nie widział. Była koktajlowa koloru fioletowego bzu. Do tego swoje ulubione czarne sandałki i czarną kopertówkę. Zajrzałam do łazienki. Harry właśnie się golił.
 -  Czy mogę skorzystać z prysznica? -  Zapytałam.
 -  Czekałem na ciebie bardzo długo, więc postanowiłem, że wezmę sam prysznic i tak zrobiłem.
 -  No cóż… -  westchnęłam zalotnie i wlazłam pod prysznic.
Wzięłam szybki prysznic i gdy spod niego wychodziłam, zobaczyłam, że Harry mi się przygląda.
 -  Czemu mi się przyglądasz?
 -  Tak lubię na ciebie patrzeć.                 
 -  Spadaj -  odpowiedziałam zawijając się w ręcznik.
Harry się uśmiechnął i wyszedł. Wysuszyłam włosy, narzuciłam na siebie szlafrok, wyszłam z łazienki  
i poszłam do Darcy. Darcy stała na środku pokoju z sukienką założoną na głowie. Zaplątała się.
 -  Poczekaj, nie rzucaj się, przecież mówiłam  ci, że przyjdę ci pomogę.
 -  Ja siama! -  Warknęła.
Podeszłam do niej i wyplątałam ją z sukienki.
 -  Podnieś rączki i zaraz założymy sukienkę -  powiedziałam.
Darcy posłusznie wyciągnęła ręce do góry i za chwilę była już ubrana.
 -  Teraz załóż buciki.
 -  A jakie? -  Zapytała.
 -  Myślę, że sandałki będą odpowiednie.
Darcy wyciągnęła najgorsze sandały,  jakie mogła. Były to jej ulubione sandały, ale były tak zdarte i zniszczone, że nadawały się po prostu do wyrzucenia. Parę razy próbowałam to zrobić, ale niestety nie udawało mi się…
 -  Darcy. W tych sandałkach nie możesz iść. Zobacz, jakie one są zniszczone.
 -  Mamusiu, ale ja je kocham!
 -  Trudno. Będziesz musiała przeżyć bez nich. Może uda się kupić podobne -  powiedziałam.
- Ale ja cię te.
 -  Nie cię, tylko chcę. Po drugie w tych sandałach nie możesz iść -  odpowiedziałam stanowczo.
Wyciągnęłam jej różowe sandałki i postawiłam przed nią.
 -  Załóż -  powiedziałam.
 -  Nie. Ja w tych nie pójdę.
 -  To nie pójdziesz w ogóle -  powiedziałam zdecydowanym głosem. Darcy zaczęła płakać.
 -  Nie płacz. Już ci powiedziałam. Albo te, albo nie idziesz. Jak się zdecydujesz, to przyjdziesz do mnie i cię uczeszę -  powiedziałam wychodząc. Wróciłam do pokoju i usiadłam przed toaletką.
 -  Czemu jesteś taka zła? -  Zapytał Harry.
 -  Darcy znowu zaczyna gwiazdorzyć.
 -  Jak to?
 -  Właśnie przed chwilą powiedziała mi, że musi mieć długą suknię.
Harry dostał ataku śmiechu.
 -  To cwaniara -  wydusił z siebie.
 -  A o sandałach już nie wspomnę.
- Co z sandałami?
Opowiedziałam mu naszą rozmowę. Był bardzo ubawiony.
 -  To ci mała gwiazdka -  zaczął się śmiać.
Zaczęłam się malować. Harry już był gotowy. Oczywiście w marynarce i trampkach.
 -  Czy mogę cię poprosić, abyś poszedł do Darcy zobaczyć, co z nią? Przemów jej do rozumu jako tatuś.
Harry wyszedł. Skończyłam się malować, przeczesałam włosy, poperfumowałam i ubrałam. Byłam już gotowa, a on nie wracał. Przygotowałam sobie kopertówkę, a Harry jakoś dziwnie nie wracał. Rzuciłam ostatni raz okiem w lustro. Z efektu byłam bardzo zadowolona. Miałam właśnie iść do pokoju obok, gdy przyszedł Harry.
 -  Zacięła się na mur beton.
 -  Jak to?!
- Że nie pójdzie, bo w tych sandałach nie chce iść.
 -  Rozmawiałeś z nią? -  Zapytałam.
 -  Nic nie pomaga.
Zdenerwowałam się.
 -  Zaraz pójdę i zrobię z nią porządek!       
 -  Uspokój się. Dałem jej jeszcze pięć minut na zastanowienie się.
Wyciągnęłam prezent dla Danielle i Liama. Zeszłam na dół i postawiłam razem z torebką przy wyjściu. Usiadłam w fotelu ze szklanką wody i zaczęłam liczyć do stu, aby się uspokoić.  Po dziesięciu minutach powędrowałam na górę do pokoju Darcy.
 -  Czy ja mam ci wkropić?! -  Huknęłam -  zakładaj te sandały i idziemy!
 -  Nie pójdę! -  Zaczęła wrzeszczeć.
To przelało czarę goryczy… Dopadłam do niej i strzeliłam ją w tyłek.
 -  Uspokój się -  powiedział Harry.
 -  To ty zostajesz, tak? -  Powiedziałam do niego.
Hazzie miał głupią minę.
 -  To w takim razie życzę wam udanego wieczoru -  wyszłam trzaskając, jak nigdy drzwiami.
Zeszłam na dół, złapałam prezenty i wyszłam z domu. Popatrzyłam na zegarek. Było za piętnaście
czwarta. Za wcześnie…
Wróciłam się więc z powrotem. Weszłam do salonu i usiadłam w fotelu. Wstałam i poszłam jeszcze
po wodę. Byłam wściekła i kręciłam się jak wesz. Ta mała modelka chciała nam popsuć wieczór.
 Humor to już mi popsuła. Gdybym była na górze, to bym ją sprała na kwaśne jabłko. Wypiłam wodę  
 i stwierdziłam, że muszę iść do toalety. Gdy wyszłam z toalety, Harry stał na dole z Darcy, która była
 ubrana w różowe sandałki. Zignorowałam ją. Wzięłam szklankę ze stolika i zaniosłam do kuchni.
 Wsadziłam do zmywarki. Kiedy wyszłam z kuchni, Darcy stała naprzeciwko wyjścia i powiedziała:
 -  Psieplasiam.
Zignorowałam ją znów i rzuciłam:
 -  Idziemy.
 -  Mamusiu, psieplaszam.
 -  Nie mamy czasu teraz na rozmowę, bo nie wolno się spóźniać. Porozmawiamy po powrocie -  
Powiedziałam sucho -  masz się grzecznie zachowywać, bo więcej nigdzie z nami nie pójdziesz.
Była minuta po czwartej, gdy zadzwoniliśmy do drzwi Dan i Li. Za nami już stali Jay i Gabriela oraz Lou
 i Ellie z bliźniakami. Drzwi otworzył Liam, za którym stała Danielle. Wyglądali bardzo elegancko.
 -  Wchodźcie, wchodźcie -  zaprosili nas.
 -  O i jest moja pomocnica -  powiedziała Dan do Darcy, która nic nie odpowiedziała.
Liam miał zamykać drzwi, gdy usłyszeliśmy od furtki:
 -  Jeszcze ja!
Za chwile w holu pojawił się Niall. Przywitaliśmy się, jakbyśmy się nie widzieli całe wieki. Wręczyliśmy
 prezenty i Danielle zaprosiła nas do salonu, gdzie zaczęła rozpakowywać prezenty.
 -  Super! Zobacz, co dostaliśmy! -  Zaczęła pokazywać je Liam’ owi.
Po piętnastu minutach zadzwonił dzwonek drzwi. Liam poszedł otworzyć i po chwili wrócił z
 Simonem.
 -  A gdzie Dominika? -  Zapytałam po polsku.
 -  Dzwoniła, że się spóźni, bo Zayn gdzieś ją wyciągnął i stoją w korku -  odpowiedziała po angielsku
Gabriela.
 -  UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU -  przeszedł po salonie głośny pomruk.
 -  Czego się napijecie? -  Zapytał Liam.        
 -  Ja bym się napiła whiskey, ale nie mogę, więc proszę jakiś soczek -  powiedziałam.
Dostałam soczek pomarańczowy, który był znakomity. Wznieśliśmy toast za to, żeby im się dobrze
mieszkało, za to, żeby mieli dobrych sąsiadów i żeby dobrze im się żyło. Zostałam oprowadzona po
 całym domu, który bardzo mi się podobał.  Liam zajmował się pozostałymi gośćmi, a my z Harrym
 zachwycaliśmy się ich domem.
 -  Zobacz, jakie to jest fajne -  powiedziałam.
 -  Nie „to”, ale kwietnik -  powiedziała Danielle.
 -  Super jest ten kwietnik -  powiedziałam -  bardzo mi się podoba. Też będę musiała pomyśleć
 o czymś podobnym.
 -  Założymy sobie dżunglę? -  Zapytał Harry.
 -  Tak. I będę się tam chować, jak Darcy będzie niegrzeczna.
 -  A co zrobiła? -  Zapytała Dan.
 -  Po pierwsze -  stwierdziła, że nie ma się w co ubrać -  Danielle wybuchła śmiechem -  po drugie -  
gdy już przygotowałam jej sukienkę stwierdziła, że jest nieodpowiednia, bo powinna być długa. Po
trzecie -  założyła swoje ulubione sandały, które miały już być od dawna w śmietniku. Po czwarte -  
zrobiła awanturę, że nie pójdzie w innych sandałach, niż w tych, które założyła. Harry był
negocjatorem, bo ja się wkurzyłam i dałam jej w dupsko. Nie wiem, co było dalej, bo czekałam na
nich na dole. Gdyby nie zeszli o wyznaczonym czasie, przyszłabym sama. Mówię ci. Tak gwiazdorzy,
 że obłędu można dostać.
 -  No właśnie widzę -  powiedziała Danielle ocierając z policzków łzy ze śmiechu.
Gdy dotarliśmy do salonu, Darcy siedziała cichutko obok Nialla i nic się nie odzywała.  Udawałam, że
jej nie widzę. Zaczęłam żartować i dobrze się bawić. Przyjęcie było znakomite. Czterdzieści minut
 spóźnienia mieli Dominika z Zayn’ em i gdy przyszli wszyscy byli już w świetnych humorach. Dominika
 była zła, a Zayn zdesperowany. Przepraszał za ich spóźnienie.
 -  Cholery można dostać z tymi chłopami! -  Powiedziała Dominika, a Gabi parsknęła śmiechem -  
Wywiózł mnie na drugi koniec miasta, tylko po to, by kupić prezent dla dzisiejszych gospodarzy. Jakby
w okolicy nie było tutaj sklepów z takimi samymi produktami! -  Wściekała się.
 -  Napij się, to ci przejdzie -  powiedziałam spokojnie.
 -  Nie wiem, czy mi przejdzie! Czterdzieści minut spóźnienia! To jest niewybaczalne! Co wszyscy sobie
 o mnie pomyślą?! -  Mówiła groźnym tonem.
 -  Przecież to nie twoja wina -  rzuciłam.
 -   Głupi Zayn! To wszystko jego wina! Palant!
 -  O co chodzi? -  Zapytał zaciekawiony Zayn.          -  Czy możecie przejść na angielski? Nie znamy jeszcze na tyle polskiego, żeby coś rozumieć -
 Powiedział Harry.
 -  Może i lepiej -  skomentowała Gabi.
Dominika wypiła całego drinka, którego przed chwilą dał jej Liam.
 -  Może ci jeszcze dolać? -  Zaproponował Li.
 -  Chętnie -  rzuciła wymuszając uśmiech.
Po dwóch drinkach, zaczął jej się poprawiać humor. Alkohol lał się po kieliszkach. Soczki również.
Dzieci poszły na trawnik przed dom, a reszta została w salonie. Było bardzo sympatycznie. Ponieważ
 impreza była z dziećmi i skończyła się o ósmej. Pod koniec imprezy Dominika była tak wstawiona, że
 zaczęła śpiewać na cały głos po polsku:
 Gdzie ci mężczyźni? Prawdziwi tacy! Orły, sokoły, herosy. Gdzie ci mężczyźni na miarę czasu, gdzie te
chłopy, gdzie?
Z Gabrielą o mało nie zeszłyśmy z tego świata ze śmiechu. Pijany Zayn chciał zabrać Dominikę do
 siebie, ale Gabriela na to nie pozwoliła. Razem z Jay’ em zabrali ją do siebie. Towarzystwo zaczęło się
 powoli rozchodzić.
 Na następny dzień w naszym salonie za pięć szesnasta siedzieli wszyscy po za Jay’ em i Dominiką,
która leczyła kaca. Za chwilę miał się zjawić architekt.
- Co zrobiłaś z Jay’ em? -  Zapytałam Gabi.
 -  Pojechał na próbę. Powiedział, że przed dziewiętnastą będzie -  odpowiedziała.
 -   Możemy przełożyć na dwudziestą, jak chcesz -  powiedziała Ellie.
 -  Nie, zostańmy już przy tej godzinie, która jest -  zdecydowała Gabriela.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Za nimi stał bardzo przystojny mężczyzna podobny do  Pierce’a
Brosnana. Był ubrany w jasny garnitur sportowy.
 -  Dzień dobry. Jestem John Spencer. Zostałem tu przysłany przez Grubego Grega. Podobno
 poszukujecie państwo architekta ogrodów.
 -  No… Nie tylko nam jest potrzebny. Jak pan widzi jest to osiedle domków jednorodzinnych i wszyscy
jesteśmy zainteresowani stworzeniem jednego wielkiego ogrodu -  powiedziałam i uśmiechnęłam się
 bardzo uroczo. W tym momencie poczułam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się i zobaczyłam
Harry’ ego  -  a to mój mąż. Harry, to pan John Spencer. Zapraszam. Proszę do salonu – i
 uśmiechnęłam się równie ślicznie, co zauważył Harry. Weszłam do salonu, a panowie weszli za mną.
 -  Jak pan widzi, jest nas trochę. Wszyscy jesteśmy zainteresowani, tak jak mówiłam,
zagospodarowaniem naszych ogrodów.
W oczach wszystkich dziewczyn zobaczyłam podziw i zachwyt.  Zaproponowałam coś do picia i z zamówieniami poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę, wyciągnęłam z lodówki piwo dla Nialla, Zayna. Lou razem z Li zażyczyli sobie whiskey. Byłam zaskoczona.
 -  A może pan się napije jakiegoś alkoholu? -  Zapytałam.
 -  Nie, dziękuje. Jestem samochodem. Panowie chyba tworzycie zespół -  zaczął się zastanawiać.
 -  Tak. Tworzą zespół -  powiedziałyśmy we trzy. Ja, Ellie i Danielle. Zobaczyłam morderczy wzrok Harry’ ego, ale się tym nie przejęłam.
Poszłam do kuchni zaparzyć dalszą kawę i herbatę. Gdy weszłam do salonu panie obsiadły Johna, a panowie wściekli popijali alkohole nic się nie odzywając. Louis próbował żartować, ale nikt z chłopaków nie podjął pałeczki rzuconej przez niego.
 -  A coś może pan nam o sobie opowie -  powiedział Harry -  bo już pan wie, kim my jesteśmy, a my wiemy tylko tyle, że jest pan architektem.
 -  A to nie wystarczy? -  Zapytał John.
 -  Nam wystarczy -  powiedziałyśmy chórkiem.
John się roześmiał. Lou próbował też rozkręcić atmosferę, ale na nic.
 -  Może przejdźmy do naszego ogrodu. To znaczy obecnie trawnika, żeby pan zobaczył, o co nam chodzi -  zaproponowałam.
Wszystkie dziewczyny się poderwały. Chłopcy zerwali się i poszli za nami. My szłyśmy przodem, a oni za nami.
 -  Jak pan widzi, mamy dookoła mur i tylko trawniki. Przydałoby się jakoś zagospodarować to miejsce, tym bardziej, że są tu małe dzieci oraz następne w drodze -  powiedziałam.
 -  A w jakim wieku są dzieci? -  Zapytał John.
 -  Jest trójka urwisów. W tym dwóch chłopców i jedna dziewczynka -  odpowiedział Louis.
 -  Chcielibyśmy mieć jakieś miejsce na grilla, może jakiś basen zewnętrzny, kort tenisowy  -  rzucił Liam.
 -  Chcielibyśmy mieć także trochę drzew -  rzucił Zayn.
 -  Żonie się marzy hamak, ale nie ma go na czym zawiesić -  powiedział Harry.
Harry objął mnie mocno i przytulił.
 -  Prawda kochanie?       
 -  Prawda -  powiedziałam.
Gdy się rozejrzałam, wszyscy panowie obściskiwali swoje żony zaznaczając, która jest jego. Tylko Gabi stała sama. Zayn z Niallem stali z drugiej strony.
 -  A mogę zobaczyć z drugiej strony, jak to wygląda? -  Zapytał John.
 -  Oczywiście. Może pan obejrzeć całe nasze osiedle -  rzucił Simon.
Postanowiłam, że pójdę do domu i nie będę już obchodziła całej działki ze wszystkimi. Harry chciał mnie pociągnąć ze sobą, ale powiedziałam:
 -  Harry, zostaw. Muszę iść do domu i usiąść.
 -  A co się stało? -  Trochę się  zdenerwował.
 -  Kręci mi się w głowie -  odparłam.
 -  Mam cię zaprowadzić? -  Zapytał.
 -  Jak chcesz, to idź ze wszystkimi. Ja dojdę do domu -  powiedziałam przekonująco.
Towarzystwo przeszło dalej, a Danielle podeszła do mnie i powiedziała:
 -  Chodź. Idziemy razem.
Weszłyśmy do domu, usiadłyśmy sobie na fotelach, a Dan powiedziała:
- Ale przystojniak z niego, co?
 -  No, a panowie, jacy słodcy się zrobili, zauważyłaś?
 -  No -  zaczęła się śmiać.
 -  Oby był tak dobry, jak przystojny -  powiedziałam.
Dani przytaknęła.
 -  Chociaż Gruby Greg nie poleciłby mi kogoś złego -  rzuciłam.
 -  Dobrze. Niech obejdą, zobaczą co i jak, a potem wrócą -  powiedziała Danielle -  my nie musimy łamać obcasów na trawnikach.
 -  Powiedz. Jak się czujesz? -  Zapytałam Danielle.
 -  Jutro mam wizytę u doktora.
 -  Tak? A ja byłam dzisiaj rano.
 -  I co?
 -  Wszystko w porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo i raczej nie powinno być już żadnych „przygód” -  odpowiedziałam.
Do salonu wpadł Harry.
 -  Dobrze się czujesz? Na pewno? -  Zapytał.
 -  Dobrze, a co ci się stało? -  Zapytałam, na jego pytanie.
 -  Byłaś taka blada, że myślałem, że zemdlejesz.
 -  Trochę mi się w głowie zakręciło.
 -  To może pójdziesz się położyć?             
 -  No nie mogę. Mamy przecież pana architekta, którego ściągnęłam.
 -  To ja cię będę reprezentował.
 -  Chcesz mi teraz popsuć najlepszą zabawę? -  Zapytałam.
 -  Nie rozumiem -  rzucił.
 -  Ach. Chłopcy niczego nie zrozumieją -  westchnęła ciężko Danielle.
 -  Jak to nie zrozumiemy? O czym ty mówisz?           -  No właśnie o tym -  odparła.
 -  To uświadom mnie.
 -  Chodzi o to, że mamy jakieś wizje, co do ogrodu, a ty chcesz położyć Meg i popsuć jej najlepszą zabawę w urządzaniu go. Ja wiem, że on przyniesie plany i wszystko przedstawi, ale możemy mu zasugerować niektóre rzeczy -  rzekła Dani.
Pod naszymi drzwiami zrobiło się jakoś głośno.
 -  O, chyba towarzystwo wraca -  powiedziałam.
 - Już wszystko widziałem i wszystko wiem -  usłyszeliśmy za drzwiami -  mam pewną wizję, którą
zaprojektuję i przedstawię państwu do zatwierdzenia. Jest tu wiele, do popisu. Dla pani ma być
 hamak? Dobrze pamiętam?
 -  No chociaż miejsce, gdzie ten hamak będzie można zawiesić -  odpowiedziałam.
 -  Czy w przyszłym tygodniu możemy się jakoś umówić? Przywiozę plany i zaprezentuję.
 -  Za tydzień w środę -  rzucił Harry.
 -  A to się nawet dobrze składa, bo Jay ma występy w Waszyngtonie -  powiedziała Gabriela.

Pożegnaliśmy się z Johnem i wszyscy pobiegli do swoich domów, przebrać się na parapetówę. Darcy miała nocować z chłopakami u Kazika. Była godzina 17.30, więc postanowiłam się jeszcze położyć. Poszłam na górę i zdjęłam sukienkę i się położyłam.  Po pewnym czasie do pokoju wpadł Harry.



* Witajcie :) Tak, jak obiecałam, wrzucam kolejny dłuższy rozdział :) Cóż mogę powiedzieć... Jak zawsze mam nadzieje, że Wam się podobał :D 
Jakbyście chciały, abym Was informowała o nowych rozdziałach, piszcie do mnie na TT @Chanelle310797 :) Serdecznie zapraszam xx
~Meg

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 82 ( Dla tych, którzy czasami błądzą)

Paksio dostał szału, gdy podeszłam do mamy i zaczęłam się przytulać, mówiąc:
 -  Moja mama, moja mama!                                             
Harry był bardzo zaskoczony.
 -  On tak zawsze? -  Zapytał.
 -  Zawsze. Poza tym, on jest bardzo gościnny i chce się z tobą przywitać.
 -  Nie będzie mnie żaden pies lizał po twarzy. Jakby był kotem, to może.
- Ale Paksio jest wychowany wśród kotów.
 -  Jak to? -  Zdziwił się.
Poprosiłam ciocię, aby opowiedziała historię Paksa, a ja przetłumaczyłam to Hazzie.
Harry zaczął się śmiać.
 -  To nie możliwe!
 -  Jak to nie możliwe? Święta prawda -  obruszyłyśmy się z ciocią.
 -  No dobrze… Niech wam będzie.
Niall i Ewelina gruchali sobie w jednym końcu działki, mama i ciocia zaczęły szykować obiad, Darcy siedziała w baseniku, a Paks ją obskakiwał z wszystkich stron. Mama poprosiła mnie, żebym rozpaliła grilla. Zobaczyłam, że Harry zasnął.
 -  Śpisz? -  Zapytałam. Nie usłyszałam odpowiedzi.
Byłam w okolicach baseniku i nagle poczułam, że jestem mokra.
 -  Ja ci tu dam -  powiedziałam.
Weszłam do basenu i ochlapałam ją całą. Śmiała się w niebogłosy. Zachęceni wrzaskami Darcy do
 basenu przyszli Niall z Ewelą. Nim się zorientowałam, Ewelina była już w basenie.
 -  Niall! Przestań! Co robisz?! -  Wrzasnęła.
 -  A nie dobrze ci? -  Zapytał.
Złapała go za nogę i przewróciła do wody. Wyszłam z wody i poszłam zobaczyć, co z grillem. Grill był
 już gotów, więc pobiegłam do mamy, aby dała to, co miało się na nim smażyć. Piski i wrzaski, jakie
dochodziły z basenu, nie obudziły Harolda. Byłam mocno zszokowana tym faktem.  Wyjęłam Darcy
 z basenu i powiedziałam:
 -  Idź, zobacz, co robi tatuś.
Darcy pobiegła do tatusia i wgramoliła się taka mokra na niego. To go obudziło.
 -  Darcy?! Co ty robisz?! -  Zawołał.
 -  Budzię cię.
 -  Uważaj, bo się spalisz -  powiedziałam, śmiejąc się.     
- Co ty robisz? -  Zapytał.
 -  Grilluję -  odparłam.
 -  Nie pomóc ci?
 -  Jak byś chciał.
 -  Darcy, złaź ze mnie. Muszę iść pomóc mamusi, bo mamusia sobie nie daje rady.
- Co?! JA SOBIE RADY NIE DAJĘ?! -  Złapałam wąż, z którego leciała woda na parasol i polałam Hazzę i Darcy.
 -  Darcy! Uciekaj! -  Krzyknął Harry.
Piski w basenie ucichły. Z drugiej strony działki wyjrzała mama.
- Co tu się dzieje? -  Zapytała zaciekawiona.
 -  Porachunki rodzinne -  wyjaśniłam.
 -  Przecież Darcy dostanie zapalenia płuc!
 -  Nie dostanie -  rzuciłam krótko -  ciebie też mam zlać? -  Zaproponowałam.
 -  Nie, dziękuje. Już mnie nie ma -  odpowiedziała mama i zniknęła za krzakami.
Darcy zwiała do babci, a ja mogłam lać Harry’ ego ile wlezie.
 -  Uspokój się! -  Krzyknął Harry -  Niall, zabierz jej tego węża!
Niall pękał ze śmiechu.                                                   
 -  Ja się w porachunki rodzinne nie mieszam -  powiedział.
Harry’ emu udało się wstać  z leżaka. Zaczął iść w moją stronę, więc zmieniłam rodzaj podlewania na silniejszy.
 -  Tak własnego męża? -  Powiedział.
Nim się zorientowałam, był już przy mnie. Wyrwał mi słuchawkę i za chwilę ja byłam cała mokra.
 -  Uważaj na grilla! Nie lej po grillu! -  Krzyknęłam.
Za plecami Harry’ ego stał Niall z wielkim kubłem wody. Przesunęłam się jak najdalej od grilla i wtedy
 wiadro wylądowało na głowie Hazzy.  Niall zwiał do baseniku, gdzie siedziała Ewelina, dusząc się ze
 śmiechu.
 -  Taki z ciebie przyjaciel? -  Zapytał Harry Nialla.
 -  A co ja zrobiłem?
 -  Jak to co? Zlałeś mnie całego!
 -  To nie ja!
 -  Jak to nie ty! Przecież widziałem!
 -  Niby jak?!
Harry zaczął gonić Nialla dookoła domku. Ja dołączyłam do Eweliny i stamtąd obserwowałyśmy dalsze poczynania chłopaków.
 -  Oni tak zawsze? -  Zapytała Ewela.
 -  Prawie.
 -  Wesoło.
 -  Wesoło, a jak tam z Niallem ci się układa?
 -  Jest super -  skomentowała.
 -  To, co? Niedługo będzie ślub?
 -  Może -  powiedziała tajemniczo.
 -  Koniec z tym sikaniem! -  Zawołała ciocia wychodząca z domku -  zaraz będzie obiad!
Chłopcy wyszli zza domku. Obaj byli cali mokrzy.
 -  Nie zniszczyliście mi moich winogron? -  Zapytała ciocia.
 -  Wszystko w porządku. Troszkę je podlaliśmy -  powiedział Niall.
 -  Niedosłownie -  poprawił go Harry.
Ciocia się zaczęła śmiać, a Niall zrobił się czerwony. Podeszłam do grilla, sprawdzić, czy nie zgasł.
 Zapachniało wspaniale. Przewróciłam jeszcze raz na drugą stronę.
 -  Jak tam? Dobre będzie? -  Zapytała ciocia.
 -  Już powinno być dobre -  odpowiedziałam -  kto mi pomoże? -  Zapytałam.
 -  Jedzonko! -  Krzyknął Niall.
 -  Dawaj talerze -  rzuciłam do Nialla.
Po obiedzie wszyscy byli bardzo senni. Darcy odjechała pierwsza. Posprzątałyśmy z mamą i Eweliną. Gdy skończyłyśmy, położyłam się na leżaku i zaczęłam się opalać. W pewnym momencie Harry do mnie przyszedł i zapytał:
 -  Gdzie tu jest łazienka?
 -  Niestety nie jest to miejsce zbyt wyszukane -  odpowiedziałam -  najlepiej weź więcej papieru i klamerkę na nos.
Harry dziwnie na mnie popatrzył. Wstałam, podałam Hazzie’ e klucz i rolkę papieru toaletowego.
Harry chciał ją zabrać ze sobą.
 -  Po co ci cała rolka?! Weź tyle, ile ci będzie potrzeba.
 -  A ja wiem, ile mi będzie potrzeba?
 -  No tak… Przyjechałeś zupełnie z innego świata -  powiedziałam pod nosem -  Ktoś jeszcze idzie do toalety? -  Zapytałam.
Niall zdecydował się też iść. A jak Niall, to i Ewelina. Poszliśmy wesołą grupką do łazienki.
Po powrocie wszyscy legliśmy na leżakach. Niall wybiegł z domku z olejkiem w garści.
 -  Darmowe smarownie olejkiem -  rzucił -  kto chce?
 -  Ja! -  Krzyknął Harry.
 -  Ciebie nie pytam -  powiedział spoglądając na niego spode łba.
 -  Mnie możesz posmarować -  powiedziałam.
Darcy była przykryta prześcieradłem.
 -  To może ja ciebie posmaruje? -  Usłyszałam z sąsiedniego leżaka.
 -  Po co masz sobie zatłuścić ręce, skoro Niall będzie wszystkich smarował -  rzuciłam.
 -  No nie wszystkich -  poprawił mnie Harry.
 -  No dobrze. Posmaruj mnie -  powiedziałam do Hazzy.
 -  Dasz ten olejek, czy nie?! -  Zawołał do Nialla.
 -  Najpierw ja smaruję -  powiedział stanowczo Niall i zaczął smarować Ewelinę -  Aniu, ciebie też?
 -  Nie, dziękuję.                                       
 -  To teraz ty, Megan.
 -  Megan, to ja posmaruję -  rzucił Harry.
 -  No widzisz, nie da cię wysmarować, taki zazdrośnik -  powiedział Niall -  a taką miałem ochotę -  
Powiedział smutno.
Harry wyrwał mu olejek i zaczął mnie smarować.
 -  A ty mnie wysmarujesz? -  Zapytał.
 -  Niech cię Niall wysmaruje -  odpowiedziałam.
 -  Jak to?! Ty mnie nie wysmarujesz?
 -  Już jestem wysmarowana.
 -  To może ja się położę na tobie i zabiorę ci trochę tego olejku.
 -  Daj spokój! Leżak się zawali -  odpowiedziałam.
 -  To kto mnie wysmaruje? -  Powiedział prawie płacząc, Harry.
 -  Choć do mnie, to cię wysmaruje -  powiedziała  mama.
Harry poszedł ze spuszczoną głową do mamy. Uśmiechnęłam się do Nialla i do Eweli.
 -  Widzisz, jak mnie traktuje twoja córka? -  Powiedział smutnym tonem Harry -  wykorzystuje mnie.
 -  Dobrze, że tylko tak -  odpowiedziała mama.
 -  Zemszczę się -  powiedział.
 -  Nie mścij się. To nic nie da.                   
 -  Przecież wiesz, że żartuję -  powiedział przyciszonym tonem.
Nasmarowany Harry wrócił na leżak, a ja udawałam, że śpię. Hazza położył się na swoim leżaku i po
chwili usłyszałam chrapanie.
 -  Czy on tak na co dzień chrapie? -  Zapytała ciocia.
 -  Tak ciociu. Na co dzień. Właściwie co noc…
 -  Mieszkacie w Stanach. Mógłby sobie zrobić operację.
 -  No nie wiem ciociu, czy by nie stracił głosu -  odpowiedziałam.
 -  No, może i masz rację -  skwitowała ciocia Ewa.
Niedługo po tym, jak Harry zasnął, obudziła się Darcy.
 -  Mamusiu! Siusiu -  powiedziała.
 -  Poczekaj, dam ci nocnik dla niej -  powiedziała ciocia i poszła do domku.
Poszłam za ciocią, zabierając Darcy.
 -  Mamusiu, ci ja mogę tatusia źlać? -  Zapytała Darcy z nocnika.
 -  Jak to chcesz zlać tatusia?!
 -  No, wodą.
 -  Jak bardzo chcesz, to możesz -  powiedziałam.
Darcy zerwała się z nocnika i z majtkami opuszczonymi wybiegła z werandy.
 -  Darcy! Poczekaj! Majtki trzeba podciągnąć! -  Krzyknęłam, ale już jej nie było.
Za chwilę usłyszałam wrzask Harry’ ego.
- Co ty wyprawiasz?! Oddaj to!!!
 -  Nie oddam!
 -  Oddawaj!
 -  Nie!
 -  Zaraz się przewrócisz przez te majtki! -  Zmienił temat Harry.
 -  Nie psiewlócię się!
 -  Nie lej na mnie!
 -  A na kogo mam lać?!
 -  Na wujka Nialla!
 -  No, no, no! Tak wujka będziesz traktować? -  Powiedział Niall.
 -  Nie.
 -  Harry, podpadłeś coś córce -  powiedziała mama.
W tym momencie Darcy się odwróciła, żeby popatrzeć na babę i całą ją zlała. Zamieszanie, jakie
 powstało potem przechodziło ludzkie pojęcie. Wszystko oglądałyśmy przez szyby na werandzie.
Darcy lała po wszystkich, jak popadnie. Kto się nawinął.
 -  Darcy! Oddaj mi tą słuchawkę!
 -  Nie. Mama poźwoliła. Tego było za dużo. Harry nie wytrzymał. Złapał Darcy i wyrwał jej z ręki
 słuchawkę i odwiesił wysoko, żeby nie dosięgła. Wszyscy byli mokrzy jak szczury.
 -  Darcy! Chodź! Zmienię ci majtki, bo się zlałaś -  powiedziałam.
 -  Nie źlałam się! To tylko woda! -  Poinformowała mnie.
 -  No dobrze, ale chodź. Musimy zmienić majty.
Ciocia złapała jakąś szmatę i poszła ratować wszystko, co było na stoliczku.
 -  Nawet się wyspać nie można -  narzekał Harry.
- Ale wam prysznic zrobiła -  powiedziała radośnie ciocia.
 -  Ciociu uważaj, uważaj, bo jeszcze cię zleją -  powiedziałam do niej.
W tym momencie Ewelina złapała wąż i krzyknęła:
 -  I babcia też! -  Zlała ciocię od góry do dołu.
W ten sposób całe towarzystwo zostało poza mną zlane. Przebrałam Darcy i wyszłam suchusieńka z domku.
 -  Kto się czego napije? Zbieram zamówienia -  powiedziałam -  herbata, kawa, piwo, wino?
W tym momencie poczułam, że ktoś mnie od tyłu złapał. Podniósł mnie i poczułam, że mnie niesie w kierunku basenu. Zaczęłam piszczeć, ale nic to nie dało.
 -  Zostaw mnie! -  Krzyczałam.
 -  Kto? -  Usłyszałam głos Nialla.                              -  Ty!    
 -  To nie wypada, żebyś była sucha.
 -  Harry! Ratuj!
Zostałam wrzucona brutalnie do basenu. Okazało się, że przez Nialla i przez Harry’ ego. Zmówili się razem, żeby mnie wrzucić, ale niestety… Już byli wszyscy mokrzy.
 -  Dosyć tego! -  Zaczęła krzyczeć ciocia -  jeszcze dostaniecie zapalenia płuc- Ale nikt cioci nie słyszał, albo nie chciał słyszeć.
Ewelina dała mi znać, że będziemy lać Nialla. Złapała wąż i zaczęła gonić Nialla. Ja złapałam za drugi wąż. Niall pobiegł za domek, więc mnie nie widział. Harry coś zaczął krzyczeć do niego, więc odwróciłam się i go zlałam.  Nie był z tego powodu zadowolony.
 -  Poczekaj, bo jak cię dorwę zaraz -  pogroził mi.
 -   No, co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? -  Zapytałam niewinnie.
 -  Zleję cię tak, że twoja mama cię nie pozna! -  Rzucił.
Z drugiej strony wybiegła Ewelina. Harry stał tyłem do niej, więc jej nie widział i koncertowo został zlany z dwóch stron.
 -  Halo! Halo! -  Usłyszeliśmy za siatką- Co tam się dzieje? Czy trzeba coś pomóc?
Dostałam ataku śmiechu.
 -  Uspokójcie się -  powiedziałam po angielsku -  bo pan Kazio dostanie zawału serca.
 -  Jaki pan Kazo?
 -  No Kazik.
 -  KAZYK?! To on tu jest?! Gdzie?!
 -  Nie on.  Inny Kazik.
Ciocia poszła do furtki, a ja wykorzystałam nieuwagę Harry’ ego i go polałam. Harry podbiegł do mnie. Wyrywając mi wąż, zlał przez przypadek ciocię, która narobiła wrzasku.
 -  Dosyć tego! -  Krzyknęła -  proszę odłożyć węże,  każdy teraz na swój fotel i się suszyć! -  Zdecydowała ciocia.
Niechętnie odłożyliśmy polewaczki. W tym momencie zza domku wybiegł Niall z wiadrem wody i chlusnął, gdzie popadnie. Oberwało się wszystkim sprawiedliwie. Nawet Paksio był mokry.
 -  Widzisz Paksiu, jacy wariaci z nich? -  Powiedziałam do niego.
Przyglądał mi się bardzo uważnie przekręcając główkę raz na lewo, raz na prawo.
Usiedliśmy na leżakach. Ciocia wyszła z domku, przynosząc ręczniki.
 -  A teraz się powycierajcie -  powiedziała.
 -  Nie wiedziałem, że ciocia jest taka ostra -  powiedział Harry.
 -  No ktoś musiał zapanować nad wami -  powiedziała ciocia.
 -  Tylko nad nami?
 -  No dobrze. Nad wszystkimi. Po za mamą, która nikogo nie polała, a została mocno zlana.
Wytarliśmy się i zalegliśmy na leżakach.
 -  No trochę ruchu po tym obiedzie się nam przydało -  powiedziałam -  a co pan Kazio chciał?
 -  Myślał, że ktoś na mnie napadł i przyszedł z odsieczą.
Parsknęłam śmiechem.
 -  No to, teraz słuchajcie. Każdy się suszy i ma być spokój -  zarządziła ciocia. Przyniosła jakieś słodkie,
co spowodowało, że Niall od razu usiadł przy mokrym stole, ale nie zwrócił na to uwagi i zupełnie mu
to nie przeszkadzało. Zaczęłam się opalać. Promienie słońca były bardzo przyjemne. Rozgrzewały po
tej zimnej wodzie. Czułam się świetnie.
 -  Ewela, a może ty zdradzisz parę tajemnic mojej żony -  usłyszałam.
 -  A jakie tajemnice cię interesują? -  Zapytała Ewelina.
 -  No nie wiem. Gdybym wiedział, to bym się nie pytał.
 -  Jeszcze mi życie miłe -  powiedziała.
 -  Mamusiu, wieś, ta ciocia Ewelina jeśt fajna -  usłyszałam.
 -  Przecież cały czas ci to mówiłam -  powiedziałam nie otwierając oczu.
 - Co mówiłaś? -  Zapytała Ewela.
 -  Darcy była zazdrosna o Nialla.
 -  Jak to?! -  Zdziwiła się.                                       
 -  Bo Niall jest ukochanym wujkiem Darcy. Jak się dowiedziała, że się żeni, to była strasznie zazdrosna.
- Ale pozwoliś mi od ciasiu do ciasiu z nim pogadać?
Ewelina musiała przyrzec, że pozwoli. Ciocia Ewa widziałam, że się dusi ze śmiechu. Na pogaduszkach
 dzień dobiegł nam do końca. Późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Po powrocie byliśmy tak

zmęczeni, że wszyscy rozeszliśmy się po pokojach.


* Dzień Dobry :) Dzisiaj taki krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że jak zawsze Wam się podobał :) Bardzo mnie to cieszy, że wciąż czytacie i nie możecie się doczekać dalszych losów naszych bohaterów :) Dziękuje wszystkim za komentarze i mam nadzieję, że będziecie wyrażać swoje opinie w komentarzach :) Bardzo dziękuje :D
                                                                                                                                                  ~Meg