sobota, 23 lutego 2013

Rozdział Sześćdziesiąty Trzeci


Wylądowałyśmy w Warszawie. Dzieci były grzeczne przez całą podróż. Stewardessy bardzo nam pomogły, a właściwie mnie, bo Ellie spała całą drogę. Spakowałam już nasze podręczne bagaże, gdy kołowaliśmy do rękawa. Stewardessa wyprowadziła nas jako pierwsze. Za rękawem czekał już Michał z wózkiem dla Ellie.
- Cześć Michał.
Posadził Ellie na wózku. Ellie trzymała Tommiego, ja Darcy, a stewardessa Jima. Posadziła go na kolanach Ellie, obok Tommiego i powiedziała:
- Zaraz przyniosę resztę rzeczy -  i poszła w kierunku samolotu.
- Zabierzcie ode mnie te bachory! - krzyczała Eleanor.
Michał wziął Tommiego i podał go stojącemu obok mężczyźnie. Okazało się, że to sanitariusz z karetki pogotowia.
- No, trzech krzesełek nie mam w samochodzie - powiedział Michał - Będziemy mieli problem.
- To jedźmy karetką - powiedział sanitariusz - podjedziemy pod pana dom, zostawimy dzieciaki i pojedziemy do szpitala, a potem podrzucę pana po samochód.
- Musimy jeszcze odebrać bagaże, bo dla dzieciaków trzeba było wszystko spakować - powiedziałam.
Odebraliśmy bagaże i poszliśmy w kierunku wyjścia.
- Boże cztery walizy! Co wy tu macie! - jęknął Michał.
- No rzeczy Ellie, rzeczy moje i rzeczy dzieciaków - odpowiedziałam.
Załadowaliśmy to wszystko do karetki. Ellie się położyła na noszach. Koło niej zostały położone dzieci.
- Ja nie chcę! Nigdy więcej dzieci! - zaczęła wrzeszczeć.
Michał wziął Jima.
- Dasz sobie radę z dwójką? - zapytał.
- Czemu  mam nie dać?
 Posadził mi go na kolanach koło Darcy. Sam wziął Tommiego i usiadł koło mnie.
- To rzeczywiście pojedziemy najpierw do domu, zostawię was i pojadę z Ellie do szpitala. Nie zauważyliście wcześniej, że ona ma takie objawy?
- Nasiliło się to w Budapeszcie i to mocno - powiedziałam.
Ellie wcześniej dostała zastrzyk uspakajający i zasnęła.
- Widzę, że jest ciężki stan… - powiedział Michał - nie wiem, czy w dwa tygodnie to się wyprowadzi.
- Wiesz, lepiej żeby była pod twoją kontrolą, niż pod opieką w Budapeszcie, gdzie nikogo nie znamy…
- Bardzo słuszne posunięcie – powiedział - A i ja będę mógł się  nacieszyć przybraną wnuczką.
- I przyszywanymi wnukami - zaczęłam się śmiać.
- No, jakoś to się załatwi - powiedział Michał.
Dojechaliśmy właśnie pod dom.
Z domu wybiegła mama.
- Witajcie! Gdzie jest moja wnuczka?!
Podałam jej Darcy i sama zaczęłam się gramolić z Jimem z karetki.
- Poczekaj. Oddaj mi Jima, wysiądź z karetki, a potem ja ci go oddam - powiedział Michał.
Rzeczywiście bez Jima łatwiej było wysiąść z karetki. Zabrałam Jima od Michała i poczułam, że ktoś mnie puka w ramię.
- Dzień dobry. Podasz mi to maleństwo? - obejrzałam się, a za mną stał Mały Joe.
Po chwili znikł w domu i ponownie wybiegł. Sanitariusz zaczął wystawiać bagaże. Ja zabrałam Tommiego od Michała i poszłam do domu.  Sanitariusz z Małym Joe wnosili bagaże. Szybko się z tym uporali. Sanitariusz pożegnał się z nami i pojechali dalej.  Zostaliśmy w trójkę z trójką dzieci i bagażami na środku salonu.
- Najlepiej będzie teraz porozstawiać ich w wózki i wsadzić maluchy do nich - powiedziałam.
Tak zrobiliśmy. Mały Joe złapał bagaże.
- Które czyje? - zapytał.
- O Boże. Zabraliście bagaże Ellie…
- To jutro Michał zabierze je.
- Nie wiem, czy ona w tej szpitalnej piżamie będzie szczęśliwa…
- Na razie to ona jest cała nieszczęśliwa - powiedziała mama.
- Czekaj, muszę dać znać chłopakom, że już jesteśmy w domu.
 Wysłałam sms’a do Hazzy i do Lou.
- Powinnam była z tymi bagażami pojechać do szpitala…- powiedziałam.
- Poza tym Ellie chyba nie potrzebuje wszystkich bagaży w szpitalu. Możesz zostawić część rzeczy w domu, które jej się nie przydadzą - podsumowała mama.
- Dobrze. To tą walizkę do pokoju Ellie i Lou, a reszta do mnie - powiedziałam.
- Nie długo przyjadą dziadziusiowie, więc będziesz mogła pojechać do Ellie. Bunia jak się dowiedziała, że przyjeżdżacie i jaka jest sytuacja, stwierdziła, że przyjadą.
Rzeczywiście po krótkim czasie zadzwonił dzwonek do drzwi  i weszli dziadziusiowie.
- Gdzie nasza prawnuczka? - zapytała babcia od wejścia.
- A tu leży - powiedziałam całując dziadka w oba policzki.
Darcy się obudziła i jak mnie zobaczyła, zaczęła się uśmiechać.
- Darcy, kochanie. To jest twoja prababunia - przedstawiłam je obie sobie.
Bunia wzięła ją na ręce, bardzo delikatnie, a Darcy zaczęła się śmiać do buni.
- Jaka ona słodka!
Z jednego z wózków, dobiegał płacz. Podeszłam do Tommiego.
- No, co Tommie? Głodny jesteś?
Wzięłam go na ręce i sprawdziłam pieluchę. Była ciężka jak nie wiem…
- Sama was wszystkich nie wykarmię. Muszę jechać do szpitala.
- A dlaczego one nie są z mamą? - zapytała bunia.
- Bo mama ich nie chce…
- Jak to?!
- Ma depresję poporodową. Nie chce ich widzieć.
 Drzwi się otworzyły i do domu wszedł Michał.
- Jak tam dzieciaki? - zapytał.
- Myślę, że będą niedługo głodne, a nie mam mleka dla wszystkich.
- No właśnie przywiozłem mleko od Ellie. Ściągnięto jej i przywiozłem je. Trochę to chłopców uspokoi, bo dostała środki uspakajające, więc na pewno  w mleku jest trochę.
- A to nic im nie zaszkodzi?
- Nie. Najwyżej będą spać. Trzeba trochę podgrzać mleko.
Zdążyłam już wyjąć podgrzewacz, więc nalałam szybko wody i wstawiłam jedną butelkę do podgrzewacza.
- Gdzie jest ten drugi podgrzewacz? Przecież Ellie ma dwa…
- Megan chce jechać do szpitala, aby zawieźć Ellie rzeczy.
- Nie ma co. Do jutro na pewno będzie spała. Jutro zabiorę je ze sobą i zaniosę jej.
- Michał dziękuję ci za pomoc. Nie wiem, jak byśmy dali sobie radę…- powiedziałam.
Za chwilę obudził się Jimmie i zaczął płakać.
- One tak na zmianę?
- Z tego,  co wiem… To tak.
- Nie ma się, co dziwić, że Ellie w takiej depresji…
- Wyśpi się w szpitalu i zaraz jej przejdzie - zaśmiał się Michał.
Mieliśmy pełno roboty. Rozpakowałam rzeczy dzieciaków, oddzielając rzeczy bliźniaków, od rzeczy Darcy i powiedziałam:
- Muszę sobie dać radę.
- Co mówisz kochanie? - zapytała bunia.
- A to ja powiedziałam  to na głos? - zdziwiłam się.
- Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy - powiedziała mama.
Mały Joe zniknął gdzieś na dole. Pewnie poszedł szykować kolację. Włączyłam komputer i na ekranie zobaczyłam Nialla, Lou i Hazzę.
- Powiedz, co się dzieje! - zapytał Lou. W tym czasie usłyszałam jednocześnie: No wreszcie- wypowiedziane, przez Harryego.
- Jak sobie dałaś radę? - zapytał Niall również w tym samym czasie.
- Nie wszyscy równocześnie! Już jest sytuacja lekko opanowana – powiedziałam - nie macie się co martwić. Ellie jest już w szpitalu i śpi spokojnie. Tommie i Jimi właśnie jedzą. Jak chcecie, to zobaczcie - przesunęłam komputer w stronę mamy z Tommim i buni siedzącej z Jimim. 
- Dzielna z ciebie dziewczyna - powiedział Louis - Ale mam wyrzuty, że samą cię puściłem.
- Nie miej wyrzutów, bo nie masz o co. Stewardessy bardzo mi pomogły dałam sobie radę, a na lotnisku czekał na mnie Michał z karetką.
- A jak moja ulubienica? - zapytał Niall.
- Nawet prowadziła samolot - powiedziałam.
- Zdolna bestia - odpowiedział Niall.
- Ujęła kapitana swoim uśmiechem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- A co u was?
- Jesteśmy już w Wiedniu. Jutro mamy koncert i jakieś spotkanie w telewizji.
- To się wyśpijcie panowie. Macie teraz okazję. Odezwę się do ciebie Harry później.
- Okej.
Zakończyliśmy rozmowę.  Była dwudziesta, więc stwierdziłam, że trzeba będzie wykąpać zaraz dzieciaki i położyć je spać. 
 Mały Joe zaprosił nas na kolację. Dzieciaki były już wykąpane. Położyłam je do wózków  i zaraz odjechały.  Wzięłam „krzykacza” ze sobą i zeszliśmy na dół. Zjedliśmy kolację i Dziadziusiowie zaczęli się żegnać.
- Odwiozę Was – powiedział Michał
- Nie ma mowy my tu mamy świetnie połączenie. Autobus nas dowozi pod sam dom – stwierdziła kategorycznie bunia.
- Wpadniecie jeszcze?
- Jutro przyjadę - powiedziała  bunia wychodząc.
- Super! To do jutra.
 Usiedliśmy w salonie i zaczęłam opowiadać, co się wydarzyło.
- Dzięki Bogu, że pomyślałaś o pójściu do lekarza - powiedział Michał - Jeszcze by sobie coś zrobiła, albo dzieciom… Nie daj Boże!
- Ale pomyślałam i się nic nie stało.
- Może jednego chłopca zabierzemy do nas do pokoju, żeby cię trójka nie budziła? - zaproponowała mama.
- Oni będą spali - powiedział Michał - tylko Darcy może rozrabiać, ale jak rano się obudzą, wyspani i wypoczęci i głodni, to wtedy przyda się pomoc.
- Jakoś dam sobie radę - powiedziałam - najwyżej jutro odeśpię.
- Umowa stoi - zaśmiała się mama.
Wróciłam do pokoju i weszłam na Skype. Było około dziesiątej.
- Cześć słońce! - usłyszałam.
- Jak wam w Wiedniu? - zapytałam.
- Źle - odpowiedział Harry.
- Jak to źle?
- Bo bez was…
- Niedługo się zobaczymy.
-Nie będę miał się do kogo przytulić…
- To przytul się do Nialla.
- Łee… Nie jestem homo!
- Niall też – odpowiedziałam - Ale przytulić cię może. Louis cię przytula.
- Louis poszedł spać, a poza tym ostatnio mnie nie przytula!
- Pilnuj go, żeby sobie czegoś nie zrobił, bo też nie jest w najlepszym stanie…
- Zobaczymy, co będzie jutro.
- To poprzytulaj się z Niallem.
- Bo się doigrasz!
- Czego? - zapytałam niewinnie.
- Bo się przytulę do jakiejś fanki.
- Tylko spróbuj – powiedziałam - To się przytul do misiaczka, którego zapomniałam zabrać. Dzięki Bogu Darcy jeszcze nie zdążyła za bardzo się do niego przywiązać.
- Zapomniałaś zabrać pieluch…
- Nie ma problemu. Kupię tutaj. Mam na razie jedną paczkę. Starczą do jutra.
- A jak tam chłopcy, grzeczni?
- Śpią, bo dostali pokarm od Ellie, która była na środkach uspokajających. Michał mówi, że do jutra powinni spać.
- Może i ty się wyśpisz - powiedział Harry - To idź do łóżka i się wyśpij.
- Ty też. Dopóki jesteś sam, możesz się wyspać. Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej - uśmiechnął się szeroko.
Życzyliśmy sobie miłych snów i poszliśmy spać. Darcy dzięki Bogu tylko raz się obudziła w nocy. Chłopcy faktycznie przespali całą noc.  Jak wstałam, sprawdziłam czy wszyscy mają sucho. Tommie  miał mokro, więc go przewinęłam. Nawet się nie obudził.  Rano obudził mnie wrzask. To nie był płacz, a wrzask, który postawił chyba całą chałupę na nogi. Zerwałam się z łóżka. Chłopcy się obudzili, budząc oczywiście Darcy. Za chwilę przybiegła do mnie mama.
- Co się dzieje?
- Wyspali się - powiedziałam.
- I są głodni.
W podgrzewaczach stały butelki, więc mama złapała jedną, ja drugą. Dałyśmy chłopcom. Złapali tak szybko w rączki butelki, że doszłam do wniosku, że sami mogą jeść i nie trzeba im ich trzymać. Wzięłam Darcy i również ją nakarmiłam, tylko że z cyca. Zapanował spokój w pokoju.  Gdy Darcy zaczęła się rozglądać dookoła, wiedziałam, że się już najadła.
- No, panienko, to teraz mamusia idzie się myć. Mamo, zostaniesz z nimi?
- Oczywiście. Idź się spokojnie umyć.
Wzięłam sobie długi prysznic, który nie pamiętam, kiedy brałam, ubrałam się. Gdy wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju zobaczyłam, że nad wózkami stoi Michał.
- Dzień dobry! Jak spały?
- Tak jak mówiłeś, spały całą noc, ale chyba wrzask postawił was na równe nogi.
- Dzięki Bogu się obudziliśmy wcześniej. Mały Joe poszedł już na zakupy, także nie słyszał wrzasku… - wyjaśniła mama.
- Wczoraj nie widziałam Zutka. Gdzie on jest?
- Pewnie siedzi zamknięty u Małego Joe. Mały Joe boi się, że albo coś im zrobi, albo one jemu…
- Przecież one jeszcze nie chodzą! - zaczęłam się śmiać.
- Niech siedzi w pokoju u Małego Joe. Stał się strasznie zazdrosny, więc mógłby coś zrobić dzieciom.
- Jak maluchy śpią, to przecież może wychodzić. Pokój do mnie się zamknie i będzie miał swobodę ruchu.
- A co tam u chłopaków? - zapytała mama.
- Kazałam im się wyspać. Mam nadzieję, że mnie posłuchali.
Chłopcy zjedli już swoje porcje.
- Ciekawe, kiedy będę mogła odwiedzić Ellie - powiedziałam do mamy.
- To musisz ustalić z Michałem - odpowiedziała.
Postanowiłam wieczorem zapytać Michała. Może będzie już wiadomo, jak długo Eleanor będzie leżeć w tym szpitalu… Ktoś zadzwonił do drzwi. Mama pobiegła otworzyć. Okazało się, że przywieźli ze szpitala pokarm dla chłopaków. Wstawiłam go do lodówki i wróciłam na górę.
- Muszę powiedzieć Małemu Joe, że to jest pokarm dla chłopców - powiedziałam, gdy weszłam do pokoju.
- To napisz kartkę i połóż na naczynku - odpowiedziała mama.
Szybko napisałam kartkę i zbiegłam na dół. Mały Joe właśnie wszedł, więc nie musiałam już kłaść  kartki, tylko powiedziałam mu wyraźnie, co to jest i że nie wolno mu tego ruszać.
Włączyłam komputer. Mama poszła do siebie. Na ekranie pojawił się Harry.
- Cześć kochanie. Jak noc? - zapytał.
- Do siódmej było wszystko w porządku. Spali jak zabici.
- Darcy też?
- Nie, Darcy się raz w nocy obudziła. Zmieniłam wszystkim pieluchy,  a chłopcy się nawet nie obudzili, a jak ty spałeś?
- Powiem, że się wyspałem.
- No to dobrze. Masz jeszcze parę nocy, które możesz przespać sam.
- Ale budziłem się w nocy, bo nie miałem się do kogo przytulić. Szukałem cię w nocy po łóżku.
- Popatrz, popatrz! Największy śpioch, który budzi się w nocy. Interesujące - zaczęłam się śmiać.
- A tobie mnie nie brakowało?
- Wiesz co? Ja byłam taka padnięta, że nie wiem kiedy zasnęłam.
Harry poczuł się lekko urażony.
- Zastanowię się, czy mam do ciebie przyjechać…
- A może do Darcy? - zapytałam niewinnie.
- Zastanowię się.
Zapanowała cisza.
- Zastanowiłeś się już? - zapytałam po chwili.
- No, jednak przyjadę. Zdecydowałem.
-  Świetnie! Ale do mnie, czy do niej?
- Do obydwu.
Iskierki w oczach Harryego mocno się zapaliły.
- Co ty masz na myśli? - zapytałam zaniepokojona.
- Nic - odpowiedział niewinnie - A jak tam Mozart?
- Wiesz, że go jeszcze nie widziałam? Mały Joe zamknął go u siebie, bo boi się, że zrobi dzieciakom krzywdę i jeszcze go nie widziałam. Muszę go iść zobaczyć. Powiedz Niallowi, że jego pupilka tęskni za nim.
- A za tatusiem nie?
- To się samo przez się rozumie - powiedziałam.
- Powiedz, że jak nie będzie za tatusiem tęsknić, to nie przyjadę do niej…
- Nie bądź okrutny!
- Przyjadę tylko do ciebie.
- Ale my jesteśmy dwie. Nierozłączne.
- Jakoś was rozłączę…
- Nie wydaje mi się.
- A babcia w domu?
- Nie.
- Gdzieś wyszła, czy wyjechała?
- A czemu pytasz?
- Nic tak sobie… - powiedział tajemniczo.
Darcy zaczęła płakać.
- A co jej się stało?
- Właśnie nie wiem. Może cię usłyszała?
Wzięłam ją na ręce. Sprawdziłam pieluchę. Była sucha. Jeść, dopiero jadła. Usiadłyśmy przed monitorem i pokazałam Harryego.
- Zobacz, tam jest tatuś.
- Darcy, Darcy!
Mała zaczęła kręcić główką.
- Chyba cię szuka - powiedziałam.
- Jeszcze Bratysława i się zobaczymy – powiedział - dzisiaj wieczorem mamy jeden koncert, jutro lecimy do Bratysławy, potem mamy jeden dzień wolny,  następny koncert i lecimy do Warszawy.
- Byłeś już na śniadaniu?
- Jeszcze nie,  ale miałem nadzieję, że cię zobaczę z samego rana.
- Czyżbyś zatęsknił za mną?
- Głupie pytanie - obruszył się - idę na śniadanie. Jestem zły na was. Może mi przejdzie,  ale ty się doigrałaś.
- A czego? - zapytałam podekscytowana.
- Zobaczysz - odpowiedział udając ponurego.
- To życzę ci smacznego. Ja też idę na śniadanie.
- Do zobaczenia - odburknął.
Zostawiłam włączony komputer i zeszłam na śniadanie. Darcy zniosłam na dół. Było bardzo ciepło, więc postanowiłam wystawić ich na dwór w wózkach. Mama jak zobaczyła mnie z Darcy, pobiegła na górę po chłopców. Za chwilę była już cała trójca w wózkach. Ptaszki śpiewały, dzieciaki zamilkły i obserwowały dookoła przyrodę. Postawiliśmy wózki w cieniu, aby się nie poparzyły słońcem.
- Idź na śniadanie. Ja tu zostanę z nimi - powiedziała mama.
Poleciałam na śniadanie. Mały Joe upiekł nawet bułeczki. Zapytałam go co z Zutkiem.
- Nie wypuszczam go dopóki dzieci są na dole, a sam na górę nie wchodzi.
- Muszę go zobaczyć.
- Ale to jak dzieci będą na górze.
Zjadłam trochę twarożku, jedną bułeczkę. Wypiłam słabiutką herbatkę i wyszłam do ogrodu, żeby zmienić mamę. Mama poszła na śniadanie, a ja zostałam z malcami. Darcy zaczęła się śmiać.
- Co ci się tak podoba? - zapytałam.
Zobaczyłam, że patrzy na drzewo. Przyjrzałam się mu. Listki się poruszały delikatnie i prawdopodobnie to jej się tak podobało.  Dzień minął szybko na stałych zajęciach. Po pracy wrócił Michał i zaczął bawić się z chłopcami.
- Ile czasu Ellie będzie w szpitalu? Jak długo przewidujecie jej pobyt? - zapytałam.
- Dzisiaj była w lepszym nastroju jak wczoraj. Po prostu się wyspała. Poza tym dostała leki uspakajające. Myślę, że do przylotu chłopców powinna wyjść ze szpitala. Pojutrze spróbujemy pojechać do niej z chłopcami.
- A pyta się w ogóle o dzieci?
- Nie za bardzo. Właśnie to mnie martwi… Zobaczymy co zrobi, jak przyjedziemy z chłopcami. Od tego wszystko zależy,  ile zostanie jeszcze w szpitalu - powiedział smutno Michał.
Trochę się tym zdenerwowałam.
- A czy ona może w ogóle odrzucić chłopców?
- Jakoś staramy się, żeby ich nie odrzuciła - odpowiedział Michał.
To mnie jeszcze bardziej dobiło.
- To straszne, jak matka tak cierpi.
- No, nieraz się tak zdarza. Ona musi sama chcieć wyzdrowieć.
- A czy ja mogę do niej pojechać?
- Lepiej jeszcze nie. Niech jeszcze nie myśli o niczym. Wygląda na to, że chciała mieć dziewczynkę i chłopca, a urodziły jej się chłopaki. Nie może się z tym pogodzić.
- Mogą przecież próbować dalej. Może następna się urodzi dziewczynka - powiedziałam.
- Byleby nie mieli drużyny piłkarskiej - zaśmiał się Michał - A jak tam moje wnuczka? - zapytał i wziął ją na ręce.
Darcy zaczęła się śmiać.
- Lubi panów. Lubi! – powiedziałam - kokietuje równo!
Michał zaczął się śmiać.
- No, kokietka - powiedział.
Po wieczornym oporządzeniu dzieciaków, poszłam spać. W pewnym momencie poczułam, że coś mi przeszkadza. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Harryego.


* Dzień dobry. Jak tam rozdział? Zdecydowałam, że kolejny wrzucę dopiero wtedy, gdy będzie więcej komentarzy, bo co ja widzę? Co raz to ich mniej :( Więc smuci mnie to trochę, że wymagacie ode mnie kolejnych rozdziałów, ale żeby się udzielać to już nie (nie do wszystkich Was). Owszem, są też takie osoby, które regularnie bywają i komentują, za co im dziękuje i właśnie IM dedykuje dzisiejszy rozdział. Także to, kiedy będzie kolejny, decydujecie sami. Z góry dzięki.
                                                                                                                               ~Meg
                                                                                         

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział Sześćdziesiąty Drugi


  Minęły trzy miesiące. Ellie z Louisem, oraz ja z Harrym chodziliśmy nieprzytomni ze zmęczenia, że prawie  spaliśmy na stojąco. Oczywiście chłopaki z Danielle starali się nam pomóc, więc wciągu dnia zdarzało się, że mogliśmy pospać z półtorej godziny. Oczywiście ściągaczka bardzo się przydała, bo ściągałam mleko i ktoś, kto się opiekował Darcy w czasie, gdy spałam, mógł ją nakarmić. Podobnie było u Eleanor i Louisa. Dzieciaki całą ósemkę traktowały jak rodzinę. Darcy była pupilką wszystkich. Miałam wrażenie, że Ellie jest o to zazdrosna… Dzięki Bogu, pozostali mogli się wyspać w nocy, a my staraliśmy się, aby dzieci nie było słychać w całym domu. Zbliżała się trasa koncertowa i wszyscy postanowili, że jedziemy razem.  Znów został wyczarterowany samolot i lecieliśmy do Budapesztu. Mieliśmy zarezerwowane piętro w hotelu. Pediatra zgodził się, żeby dzieci poleciały, więc byliśmy przeszczęśliwi. Zbliżał się dzień wylotu. Mieliśmy strasznie dużo bagaży. Głównie dla Darcy.
- Czy ten samolot was uniesie? - zapytał Zayn.
- Nie tylko nas, ale i ciebie - powiedziałam.
Lecieliśmy do Budapesztu, potem do Wiednia, Bratysławy,  Warszawy (w wolnym czasie), potem do Frankfurtu, Brukseli, do Paryża i do Glasgow.
Chłopcy ćwiczyli w studio, a ja weszłam na stronę internetową i zaczęłam czytać komentarze. Tak jak przypuszczałam fanki wzdychały już tylko do Nialla i Zayna, chociaż zdarzały się też takie, które twierdziły, że Harryemu byłoby lepiej z nimi. Niektóre wieszały na mnie psy,  ale nie ruszało mnie to. Pierwszy raz jak się zetknęłam z krytyką mojej osoby, poczułam się trochę dotknięta. Jak osoba, która mnie nie zna, może wygłaszać opinię na mój temat. Pokazałam to Harryemu, który się mocno zdenerwował.
- Zaraz jej  coś napiszę - powiedział.
Ledwie mi się udało, żeby mu to wybić z głowy… Co prawda na następny dzień znowu wylewała pomyje na mnie. Ta sama dziewczyna,  ale stwierdziłam, że jest głupia i nie będę się denerwowała, bo to nie ma sensu. Szkoda było mojego zdrowia. Gdy widziałam jakiś jej wpis, w ogóle go nie czytałam. Ludzie po prostu potrafią być zawistni. Nie wiem, czy Harry wchodził na stronę, ale po pewnym czasie przestała wypisywać głupoty. Chyba w ogóle przestała wchodzić na naszą stronę. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Strona była cały czas odwiedzana. Od momentu, kiedy zaczęłam wrzucać zdjęcia Harryego z Darcy i Louisa z chłopcami, na co obydwaj wyrazili zgodę, oglądalność strony wzrosła dwukrotnie. Byłam mile zaskoczona. Darcy stała się pupilką oglądających. Było bardzo dużo pozytywnych komentarzy i życzeń by się dobrze chowała. Strona zaczęła żyć trochę swoim życiem, bo już nie miałam za dużo czasu, aby wchodzić na nią codziennie. Wpisałam miejsca, które mieliśmy odwiedzić.
Do pokoju wpadł Niall z Darcy.
- Słuchaj, ona chyba ma mokro - zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zaniepokoiłam się.
- A bo Liam wziął ją na barana i tak śpiewaliśmy razem i w pewnym momencie Liam stwierdził, że chyba coś mu leci po plecach…
Wybuchłam głośnym śmiechem.
- Czyżby Liam został ochrzczony? - zapytałam.
- Wychodzi na to, że chyba tak… - zaczął się śmiać Niall - właśnie poszedł się przebrać.
Rzeczywiście. Darcy miała mokro,  ale nie płakała.
- Ty faktycznie masz dar do uspakajania dzieci - powiedziałam.
- Mogę ją przewinąć, mogę? - zapytał Niall.
- Przewiń. Jak masz ochotę, proszę bardzo.
Pobiegł z Darcy do jej pokoju i słyszałam jak Darcy się zaśmiewa. Byłam ciekawa, co Niall robi, że ona się  tak śmieje. Zajrzałam do pokoju, a Niall łaskotał ją po brzuszku.
- Widzę, że dajesz sobie całkiem dobrze radę - powiedziałam.
Niall był tak dumny, jakby był tatusiem Darcy.
- A gdzie Harry? - zapytałam.
- Został w studiu. Nagrywają jego kawałek. Powiedział, że gdy skończy, to przyjdzie do ciebie.
- To trzeba będzie ją położyć teraz do łóżka, bo nic nie spała…
- A jadła coś?
- Wtrząchnęła całą butlę - powiedział dumny Niall.
Na początku nie był dopuszczany do Darcy dlatego, że Darcy zajmował się albo Liam, albo Harry, oczywiście w czasie, kiedy nie zajmowałam się nią ja. Pewnego dnia Harry z Liamem musieli wyjechać, a ja zostałam z Niallem sama. Louis z Ellie pojechali do lekarza z dziećmi. Zayn gdzieś wyszedł, a myśmy zostali we dwójkę.
- Pozwól mi ponosić ją trochę. Naprawdę jej nie upuszczę. Przysięgam - błagał.
Zdecydowałam się, że pozwolę mu  pochodzić z Darcy na rękach i bardzo dobrze się we dwójkę zachowywali. Darcy przestała marudzić, a wujek Niall doskonale się spisywał w roli opiekuna. Od tamtego czasu, bez wahania oddawałam Darcy, jeżeli miał ochotę się z nią pobawić. Zayn za to wolał chłopaków i często się zdarzało z Niallem, że opiekowali się całą trójką. Okazało się, że Niall napisał kołysankę dla Darcy i jak ta nie chciała zasnąć, to trzeba było jej śpiewać tylko tę kołysankę. Żadną inną tylko tę.
- Wiesz, co Niall, połóż ją do łóżeczka i zaśpiewaj jej. Może szybko zaśnie…
Niall położył Darcy do łóżeczka, a ta nie była zachwycona. Niall połaskotał ją po brzuszku, a Darcy zaczęła się śmiać. Wziął ją z powrotem na ręce i zaczął jej śpiewać. Kołysanka była przeurocza. Poczułam, że mi się też chce spać. Wyszłam na palcach z pokoju, żeby nie rozpraszać Darcy i zaczęłam ziewać w drugim pokoju jak smok. Na to wszedł Harry.
- Co tak ziewasz?
- Kołysanka Nialla mnie uśpiła…
Harry zaczął się śmiać.
- A gdzie Niall?
- Usypia naszą córeczkę.
Po chwili Niall wszedł do naszego pokoju.
- Co? Już skończyliście? - zapytał.
- Ja skończyłem, teraz męczy się Zayn, a potem pora na ciebie - powiedział Harry.
- Wiesz co Niall? Powinieneś wydać tę kołysankę na krążku. Wszystkie mamy by cię kochały - powiedziałam.
- Dobra. Prześpijcie się, dopóki ona śpi. Tylko bądźcie grzeczni - uśmiechnął się tajemniczo.
- Niall! Uspokój się - powiedział roześmiany Harry - damy sobie radę.  Gdzie nam w głowie cokolwiek, jak człowiek nie widzi na oczy ze zmęczenia. Musielibyśmy przespać całą noc, żebyśmy chcieli myśleć o następnych igraszkach…
Położyliśmy się do łóżka i od razu odjechaliśmy. Obudził nas płacz Darcy. Pobiegłam do pokoju obok i robiłam  to co zawsze, czyli przewinęłam Darcy, po czym ją nakarmiłam. Trochę się z nią pobawiłam i postanowiłam, że zabiorę ją na dwór. Wózek stał w ogrodzie. Postawiłam wózek w cieniu i położyłam Darcy do wózeczka. Darcy oglądała niebo, a potem zaczęła przyglądać się drzewu. Postanowiłam, że musimy wyjść na spacer,  ale chciałam się dowiedzieć, czy Harry pójdzie ze mną. Duży Bo wyjrzał do ogrodu, więc go zapytałam, czy nie może zostać na chwilkę z Darcy.
- Z królową wszystko.
- Jaka ona królowa… - zaczęłam się śmiać.
- No dobrze. Niech ci będzie. Ty jesteś królową, a ona jest królewną.
- Ja zaraz przyjdę, tylko muszę się coś dowiedzieć od Harryego.
Pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju, ale Harry spał. Nie znałam na tyle Chicago, żeby sama wyruszać na spacer z małą, bo jak nie latałam „Słoniątkiem” to jeździłam limuzyną. Sama nigdzie nie jeździłam. Trochę mnie to przeraziło. Napisałam kartkę do Hazzy.
Czy pójdziesz z nami na spacer?
Położyłam ją w widocznym miejscu. Pomyślałam sobie - zaczekam. Może Hazzie da się namówić?
Wróciłam na dół i zapytałam Dużego Bo:
- Słuchaj, czy jest tu jakiś park?
- Kawałek stąd, a co?
- Chciałabym pójść z małą do parku. Siedzimy tu zamknięte jak w klatce. Chętnie bym sama coś zobaczyła. Doszłam do wniosku, że przecież nic tutaj nie znam…
- Jak chcesz, możemy iść razem.
W  tym momencie w drzwiach pojawił się Harry.
- O czym tak plotkujecie? - zapytał.
- Twoja żona namawiała mnie na spacer - powiedział Duży Bo.
- No, no, no… Musimy chyba porozmawiać - powiedział Harry - ja śpię, a ty podrywasz facetów.
- To ja was zostawię samych. A może zabierz na spacer żonę z córką?
- Nie chcę nic mówić, ale musisz chyba iść z nami, bo jeszcze jakieś fanki nas dopadną i co? - powiedziałam.
- To zdzielisz parasolką przez łeb, albo przejedziesz wózkiem - zażartował Duży Bo.
Wyobraziłam to sobie i dostałam ataku śmiechu.
- Poradzimy sobie - powiedział Hazzie - A co cię naszło na spacer?
- No ile można siedzieć w tej chałupie?! Właśnie dzisiaj, zdałam sobie sprawę, że jeszcze w ogóle nie znam Chicago, a tyle już tu jestem.
Harry przyznał mi rację.
- Faktycznie, ale ja też za bardzo nie znam…
- To jest smutne. Musicie się ukrywać przed fankami, jakbyście byli więźniami…
- No chcesz, żebym chodził nago?! Żeby mnie policja zgarnęła?!
- Tego nie rozumiem.
- No, bo jak fanki mnie dopadną, to zerwą ze mnie wszystko…
- No, dobrze. Niech ci będzie. To co? Mam iść z Dużym Bo na ten spacer?
- Nie, ja idę z tobą.
Pobiegłam się przebrać i wyszliśmy.
- Może do jakiegoś parku byśmy poszli?
- To chodźmy tutaj.
Szliśmy  uliczkami z domkami jednorodzinnymi i w pewnym momencie doszliśmy do placu zabaw, który był usytuowany w jakimś malutkim parczku. Trudno to było nawet nazwać parkiem.
- Zobacz, jak tu fajnie. Jest trochę słońca, trochę cienia, może usiądziemy? - zapytałam.
Kilka dziewczyn się obejrzało za nami,  ale widocznie nie były pewne, czy to Harry, więc poszły dalej. Widocznie nie mieściło im się w głowie, że Harry Styles może wyjść ze swoją żoną i dzieckiem na spacer…
W pewnym momencie, poczułam, że ktoś mnie złapał za bluzkę z tyłu.
- Ploszę pani, ploszę pani!
Odwróciłam się i zobaczyłam trzyletnią dziewczynkę.
- Czy ja mogę zobaczyć tą dzidzię?
Harry podniósł dziewczynkę i pokazał Darcy, która spała w najlepsze.
- Ale fajna - powiedziała mała - A ile ona ma lat?
- Nie długo skończy cztery miesiące.
- A, ona taka malutka!
- No, widzisz, że jest malutka - odpowiedziałam łagodnie - A gdzie jest twoja mama?
Dziewczynka rozejrzała się nerwowo.
- Właśnie nie wiem, gdzie jest moja mama.
- Pewnie mama cię szuka.
- A wiesz, gdzie mieszkasz? - zapytałam.
- Chyba tam - pokazała w kierunku wschodnim.
- Tam to chyba nie możesz mieszkać - powiedział Harry - Bo, tam są bagna…
- No, to nie wiem, gdzie mieszkam.
- A jak masz na imię? - zapytałam spokojnie.
- Suzie.
- A jak masz na nazwisko?
- Robinson.
Mała szła z nami bez wahania. Pomyślałam sobie, że jak Darcy będzie w jej wieku, będzie musiała znać dokładnie swój adres.
- A powiedz mi. Mama ci nigdzie nie napisała, gdzie mieszkasz? - zapytałam.
- Nie.
- Trzeba będzie chyba z nią pójść na policję - powiedziałam do Harryego.
- Ja nie chcę na policję! - powiedziała dziewczynka
- Ale panowie policjanci odnajdą twoją mamusię.
 Zobaczyłam policjanta i zaczęłam na niego wołać.  Policjant podszedł do nas i wytłumaczyłam mu, co się stało. Policjant nam podziękował i zabrał małą na posterunek. Zapytałam na który, bo gdybyśmy spotkali matkę, to żebyśmy wiedzieli, gdzie ją kierować. Okazało się, że posterunek nie był daleko, więc podeszliśmy z Harrym i Suzie, która zaczęła się wyrywać. Tam zostawiliśmy małą i wróciliśmy do parku.
- Dobrze, że odprowadziliśmy ją na ten posterunek, bo zaczęłam się martwić, czy to nie jakiś przebieraniec…
- No, coś ty! W Stanach nie ma przebierańców!
- A jakby to był jakiś pedofil, który czeka na dzieci?!
Harry się zastanowił.
- No, może i masz rację.
Pochodziliśmy jeszcze trochę po parku. W pewnym momencie usłyszałam jakieś wołanie.
- Zobacz, to chyba ktoś szuka Suzie. Chodź podejdziemy - powiedziałam.
Ruszyliśmy w kierunku jakiegoś mężczyzny, który wołał: „SUZIE, SUZIE!!!”
- Panu zgubiła się córeczka? - zapytałam.
- Tak. Chciałem jej kupić sok. Podeszliśmy do kiosku i zanim się odwróciłem, już jej nie było.
- Znajdzie ją pan na posterunku policji. Tu obok - pokazałam.
- Dziękuję pani bardzo - powiedział uradowany - Ja państwa skądś znam.
- Może gdzieś się spotkaliśmy,  ale nie przypominam sobie - powiedział Harry.
Mężczyzna pobiegł w kierunku posterunku.
- Nieźle go spławiłeś - powiedziałam.
- Lata praktyki - odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Wróciliśmy do domu i opowiedzieliśmy naszą przygodę.
- Bardzo dobrze, że zaprowadziliście tą małą na posterunek. Ja też bym tak zrobiła - powiedziała Ellie -  trudno powierzyć jakiemuś nieznajomemu dziecko, choćby mówił, że to jego dziecko.
Ktoś włączył telewizor i leciały wiadomości. Pokazywane było zdjęcie Suzie.
- Popatrzcie to ta dziewczynka!
- Szybko zadziałali!
- Przecież tam był posterunek, prawda? - zaniepokoiłam się.
- Tak. Tam od zawsze jest posterunek - powiedział Harry.
- Miejmy nadzieję, że tatuś już się zgłosił - podsumowałam.
Darcy zaczęła płakać, więc Niall wziął ją na ręce.
- Ale nie obsiusiasz wujka? - powiedział patrząc na Liama przekornie.
- Co zazdrościsz mi, że mnie ochrzciła?
Kazik podał kolację, którą chętnie wszyscy zjedli. Niall bawił się z Darcy i gdy zjadłam , zabrałam  ją od niego. Darcy natychmiast zaczęła płakać.
- Wujek Niall musi zjeść kolację. Nie bądź taką egoistką - powiedziałam do niej.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- A gdzie chłopcy?
- Śpią - powiedział Louis.
W tym momencie w jego kieszeni zabrzmiał płacz. Chyba nawet dwóch.
- W każdym bądź razie spali - powiedziałam.
Louis się zerwał i pobiegł na górę. Ellie skończyła kolację i powiedziała:
- Bardzo was przepraszam,  ale taka jest dola karmiącej matki. Muszę iść na górę, bo Louis ich nie nakarmi…
Po krótkim czasie wrócił Louis, który dokończył jedzenie. Darcy wyciągnęła rączki w stronę stołu, jakby do Louisa.
- Co? Chcesz do wujka? - zagadał ją Lou.
Darcy zaczęła coś gaworzyć.  Louis podszedł do nas i zabrał Darcy. Zaczął ją podrzucać, a ona zaczęła się zaśmiewać.
- Ale ona fajnie się śmieje. Ona się śmieje całą sobą - powiedziała Danielle.
Do pokoju weszła Ellie z chłopcami na rękach.
- No proszę. Ja muszę dźwigać dwójkę, a ty dźwigasz cudze dzieci!
- No, chyba nie cudze, tylko Harryego i Megan - powiedział Louis.
Do Ellie podbiegł Zayn, który zabrał obydwu chłopaków. Louis pokołysał trochę Darcy i oddał ją Niallowi.
- A kiedy ja dostanę Darcy? - zapytał zniecierpliwiony Liam.
- Nie długo trzeba będzie jej założyć karnecik - zaczęłam się śmiać - Albo podzielimy dzień na godziny. Kiedy kto się zajmuje Darcy.
- To jest niezły pomysł! - powiedziała Danielle - proszę mnie też uwzględnić.
- To jest niesprawiedliwe, bo oni we dwójkę będą się zajmować Darcy. Dwa razy dłużej niż ja! - zdenerwował się  Niall.
- Coś wykombinujemy - powiedziałam.
- A może ty chłopcami się  zajmiesz? - zapytała Eleanor Nialla.
- Nie chcę wchodzić w drogę Zaynowi - migał się Niall.
- To może zróbmy tak, że po dwie osoby będą się zajmować żłobkiem  w podziale na godziny.
- Jakoś to ustalimy – powiedziałam - No, idziemy na górę, bo trzeba się wykąpać, droga panno. Pojutrze wyjeżdżamy.
Zostało nam dopakowanie rzeczy, które były używane na co dzień,  ale stwierdziłam, że dopakuję to wszystko przed samym wylotem. Cała  reszta była już spakowana. Gdy Darcy już spała, włączyłam telewizor. Znowu leciały wiadomości. Zobaczyłam na ekranie mężczyznę, którego spotkaliśmy w parku i który coś mówił. Zrobiłam głośniej i usłyszałam:
~ Tak to na pewno był Harry z One Direction~ usłyszałam końcówkę wywiadu. Mężczyzna trzymał Suzie na rękach.
Jak on go rozpoznał? – pomyślałam - No tak… Harryego nie trudno poznać…
Przełączyłam się na MTV. A tu na pasku leciało:
Harry Styles uratował dziecko!
Zrobiło mi się  słabo. Wszystkie kanały będą o tym mówić?! Zadzwonił telefon.
- Nie wiedziałem, że jesteście takimi bohaterami - usłyszałam głos Simona.
- Cześć Simon! Jesteś w Chicago?
- Nie, w Londynie.
- To do Londynu też to dotarło?
- Wszystkie stacje wychwalają Harryego, że tak dzielnie uratował dziecko.
- Ale o co chodzi? - zapytałam.
- No, właśnie nie za bardzo wiem. Dlatego dzwonię, aby się dowiedzieć.
Opowiedziałam Simonowi jak wyglądało to ratowanie dziecka, a Simon zaczął się śmiać.
- Może nie prostuj tego. Dla niego lepiej… A zespół też zyska…
Przyszedł Harry.
- O, właśnie wszedł. Chcesz z nim rozmawiać? Już ci go oddaję. Do zobaczenia - powiedziałam do słuchawki. Podałam ją Harryemu, który jak usłyszał Simona, bardzo się ucieszył. Zobaczyłam, jego zdziwioną minę i o mało nie parsknęłam śmiechem. Gdy skończyli rozmawiać, podeszłam do Harryego i powiedziałam:
- Ty mój bohaterze.
- Ale o co chodzi?!
Wskazałam mu telewizor. Harry parsknął śmiechem.
- Nie myślałem, że oddanie w ręce policji zaginionego dziecka, jest czynem bohaterskim… Poza tym nie ja oddałem, a ty oddałaś…
- Ale ty jesteś rozpoznawalny. Ja nie - odpowiedziałam.
Przytulił mnie do siebie.
- Jakoś mi tego brakowało - powiedział i pocałował mnie.
Do Budapesztu dolecieliśmy w południe czasu wschodnio- europejskiego. Zgubiliśmy jeden dzień.
Darcy zachowywała się bardzo przyzwoicie w samolocie, w przeciwieństwie do Tommiego i Jima, którzy darli się przez całą drogę.
- Chyba podróżników z was nie będzie - powiedział Niall. Ellie skosiła go wzrokiem,  ale Niall miał to gdzieś.
Wszystkich zaczęła boleć głowa.
- Czy ma ktoś tabletkę na ból głowy? - zapytał Liam.
- Czy oni tak cały czas płaczą? - zapytała stewardessa.
- Nie, tylko w trakcie tego lotu - odpowiedziała Ellie.
- Tak, bo w domu płaczą na przemian - powiedział Louis.
Dzięki Bogu wylądowaliśmy już w Budapeszcie i można było wysiąść. Gdy Ellie z Louisem wyszli z samolotu, chłopcy jak na komendę przestali płakać.
- Co za bachory - szepnął nam Niall.
- Niall. Nie można tak. Widocznie mają lęk wysokości - powiedział Harry.
- To wasza zostanie chyba pilotką, albo kosmonautką - odrzekł Liam.
Wybuchliśmy śmiechem. Darcy spała w nosidełku, które założył Harry sobie na brzuch. Odprawę przeszliśmy szybko, a do hotelu dojechaliśmy limuzyną, która na nas czekała. Faktycznie było całe piętro dla nas. Hotel był  duży, więc wszyscy się zmieścili. Mogliśmy sobie powybierać pokoje sami. W pokoju było przygotowane łóżeczko dla dzieci,  ale jakoś ono mi się nie podobało.
- Przecież Darcy może wypaść z tego – powiedziałam - zobacz, jakie przerwy są między tymi sztachetkami…
Harry się ze mną zgodził.
- To co? Będziemy spali z Darcy w łóżku? - zapytał.
- Wolałabym jej do tego nie przyzwyczajać… Może mają jakieś inne łóżeczka. Trzeba będzie się tego dowiedzieć.
Harry zadzwonił do recepcji i zapytał, czy mają jakieś inne łóżeczka. Okazało się, że nie.
Dzięki Bogu mieliśmy wózek, więc położyliśmy spać Darcy do niego.
Darcy już się nie budziła co dwie godziny. Kulturalnie przesypiała już cztery godziny, więc jedna przerwa w nocy nie była już takim dramatem, jaki był na początku.
- Słyszałam, że Budapeszt jest piękny. A szczególnie nocą… Chętnie bym się gdzieś przeszła.
- To co? Wezwiemy Nialla?
- Daj spokój. Daj mu się wyspać. Jutro macie koncert.
-Jak się spotkamy na kolacji, to może z kimś pogadamy, żeby przypilnował Darcy, to może byśmy się urwali na trochę? - rzucił Harry.
 - Niezły pomysł – powiedziałam - To teraz się prześpijmy troszkę.
Obudziłam się z wrażeniem, że powinnam coś zrobić. Byłam w jakimś obcym pokoju. Po krótkiej chwili do mnie dotarło, że jesteśmy w Budapeszcie. Harryego nie było koło mnie, więc zaczęłam się rozglądać po pokoju. Harry siedział przy wózku i coś tam śpiewał Darcy.
- Co się stało? Obudziła się? - zapytałam zaspana.
- Nie chciałem cię budzić.
Harry podniósł Darcy z wózka i przyniósł mi ją do łóżka.
- Dawno się obudziłeś?
- Nie, przed chwilą.
- A która jest godzina?
- Szósta.
Nakarmiłam Darcy i zaczęłam się z nią troszkę bawić. Darcy zaczęła się śmiać głośno, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Śpicie? - usłyszeliśmy głos Nialla.
- Nie, chodź.
Niall wszedł.
- Przestała cię już boleć głowa? - zapytałam.
- Tak. Jak szatany przestały ryczeć, to i przestała mnie boleć głowa. A jak tam królewna?
- Dała nam nawet pospać cztery godziny.
- Uuu… To żeście się wyspali…
- No. Niestety Darcy musi spać w wózku, bo łóżeczko jest tak dobre, że mogłaby z niego wypaść…- powiedziałam.
Niall się zdenerwował.
- Jak to?! Powinni wam dać cos innego!
- Ale nie mają…
- Zaraz przyjdę! - powiedział i wypadł z pokoju.
Po jakimś czasie przyszedł i powiedział:
- Załatwione. Zaraz przyniosą i dopilnuję tego osobiście! Trudno, żeby moja ulubienica spala w wózku.
Po pewnym czasie przyniesiono nowe łóżeczko.
- No, w takim to może spać - zdecydował Niall.
- Jesteś świetny, wujku - powiedziałam.
- To idźcie na kolację, a ja z nią chętnie posiedzę - powiedział.
- A może ty idź na kolację, a my byśmy później wyskoczyli, żeby zobaczyć Budapeszt?
- Oczywiście. Z Darcy zawsze.
- No, nie wiem, czy Ewelina nie powinna być zazdrosna - zaczęłam się śmiać.
Niall wypadł z pokoju i po czterdziestu minutach przyszedł.
- Słuchajcie. Uradziliśmy z Liamem i Danielle oraz Zaynem, że macie wychodne wy oraz Ellie z Lou. Możecie gdzieś sobie pójść.
- Niall, czy to ty wpadłeś na ten genialny pomysł?
- Należy wam się wyjście. Bez przerwy z dziećmi. Pożyjcie sobie chociaż w Budapeszcie. Odetchnijcie. Tylko nie jedzcie takiej zupy, która się nazywa HALASIO…
- A HALASZLI. Ja słyszałam od mamy. To jest pioruńsko ostra zupa…
- To ubierajcie się i wychodźcie. Ja zabieram żłobek do siebie, albo do Liama.
- Dobrze, to zostawimy ci klucz, żebyś miał dostęp do potrzebnych rzeczy.
Poszliśmy pod pokój Louisa i Ellie, którzy także wychodzili.
- Super, że możemy wyjść, nie? - powiedział Louis.
- No, nie jestem za bardzo przekonana, żeby zostawiać chłopców z Zaynem i Niallem…- powiedziała Ellie.
- No, przecież w domu ich zostawiałaś. A poza tym jest jeszcze Danielle i Liam.
- No nie wiem. Jeśli coś się im stanie, to będzie twoja wina - powiedziała sucho.
- Ellie, co się z tobą dzieje? Jesteś taka odmieniona - zapytałam.
- Dorosłam - odpowiedziała kąśliwym tonem.
- Chyba wszyscy dorośliśmy. Włącznie z Niallem - powiedziałam.
- Nie zauważyłam tego - odburknęła.
- Chodźcie. Podobno gdzieś tu są Baszty Rybackie. Warto je zobaczyć - zmienił temat Harry.
Poprowadził nas kawałek drogi i wyszliśmy na taras widokowy nad Dunajem. Mieszkaliśmy w Peszcie, więc po drugiej stronie Dunaju, była Buda. Popatrzyłam w lewo i zobaczyłam piękne budynki w stylu wschodnim.
- Popatrzcie tam!
- To są właśnie Baszty Rybackie. Obejrzałem przewodnik i bardzo polecali, żeby to zobaczyć  - powiedział Harry.
- Wielkie mi halo. Zobaczyliśmy, to możemy wracać do hotelu! - wyartykułowała Ellie.
- Ellie, mieliśmy iść na kolację…- powiedział Louis - przecież ściągnęłaś pokarm dla chłopców na trzy karmienia…
Eleanor zamilkła ciężko obrażona na cały świat. Zaczęliśmy wędrować w kierunku baszt. Robiły niesamowite wrażenie i bardzo mi się podobały. Nie daleko baszt była restauracja, do której postanowiliśmy wstąpić. Orkiestra grała muzykę węgierską i chłopcy się nią bardzo zainteresowali. Zajęliśmy stolik. Kelnerzy przynieśli menu. Ja zaczęłam studiować naleśniki. Było ze trzydzieści rodzajów. Wreszcie wybrałam jedne, które niczym nie groziły, a Louis i Harry zdecydowali się na zupę HALASZLI. Ellie stwierdziła, że też zje.
- Ellie, nie bierz tego – powiedziałam - To jest dla ciebie za ostre.
- Jadłaś? - zapytała.
- Nie,  ale słyszałam, że jest bardzo ostra.
 Eleanor mnie nie posłuchała. Stwierdziła, że ona spróbuje sama. Postanowiłam się więcej nie wtrącać. Chłopcy na drugie zamówili gulasz węgierski. Ellie również.  Po krótkim czasie zupa wylądowała na stole. Podana była w małych, miedzianych garnczkach. Do tego było wino.
- Ja wina nie mogę, bo ja karmię - powiedziała Eleanor.
Przede mną postawiono rosół.  Spróbowałam. Był przepyszny.
Jadłam z apetytem, gdy zobaczyłam, że pozostałym oczy wychodzą z orbit. Zrobili się czerwoni na twarzy.
- Popijcie winem - powiedziałam.
Harry złapał kieliszek. Louis również i wypili.
- Rzeczywiście pomaga - powiedzieli po chwili.
Eleanor nadal nie mogła złapać oddechu.
- Dajcie jej wina – powiedziałam - Jak zjadła HALASZLI, to już wino nie zaszkodzi…
Ellie wypiła cały kieliszek wina, który podał Louis.
- Boże! Jakie to ostre! - wydusiła w końcu.
- Przecież Megan ci mówiła, że jest ostre. To po co brałaś? - zapytał Louis.
- Przecież nie jadła! Więc nie może się wypowiadać!
- Ale mogła słyszeć! Weź po uwagę, że Polska leży bliżej Węgier niż my…
- A skąd to słyszałaś?! -  zaatakowała.
- Od mamy - powiedziałam między łyżkami zupy - rosół jest świetny. Prawie tak dobry, jak Małego Joe.
- Ja tego nie będę jadła!
Louis kiwnął na kelnera i powiedział:
- Ta zupa dla żony jest za ostra. Czy może pan przynieść coś innego?
 Kelner się ukłonił i zniknął na zapleczu. Po chwili przyniósł rosół dla Ellie.
- Czy drugie danie też pani zmienia? - zapytał kelner.
- Nie. Pozostaję przy gulaszu.
Nic się nie odezwałam…
- Ale ostre - powiedział Louis.
- Węgierska kuchnia słynie z tego, że jest ostra - powiedziałam do Louisa.
Gdy skończyliśmy zupę, kelner przyniósł kociołki z gulaszem, a dla mnie naleśnika.  Naleśnik był olbrzymi i po rosole zastanawiałam się, jak ja go zjem…  Ellie nałożyła sobie sporą porcję gulaszu. Do tego był chleb i wino.  Wzięła do ust i za chwilę wypluła.
- Przecież to jest jeszcze bardziej ostre od tamtego! Daj mi wina!
- Nie tak dużo, bo juniorzy się upiją - zażartował Louis.
- Byłoby to interesujące, jakby wam zaczęli śpiewać - powiedział Harry.
O mało się nie udusiłam ze śmiechu, udając poważną.
- Wracam do domu - powiedziała Ellie obrażonym głosem.
- Siadaj - rozkazał jej Louis - Nie po to wychodziliśmy, żebyś psuła nam tu humor i siedziała nadąsana. Zamów sobie coś innego, jak ci nie pasuje. Dobry ten naleśnik? - zapytał.
- Bardzo dobry - powiedziałam.
- Od czterech miesięcy mamy pierwsze wyjście z domu. Byś uszanowała, że wreszcie cię wyrwałem z chałupy - zdenerwował się Louis - i nie psuj reszcie wieczoru!
Eleanor zatkało. Louis zamówił taki sam, jak mój naleśnik i poprosił o spakowanie niezjedzonych dań przez Ellie. Chłopcy zjedli cały gulasz. Bardzo im zasmakował.
- Wiesz, on z każdym kęsem staje się mniej ostry - powiedział Harry.
- No, bo przyzwyczajasz się do tego ostrego smaku - powiedziałam.
Popili sobie trochę wina i humory im się poprawiły.  Orkiestra przyszła do naszego stolika i zaczęła grać rzewne piosenki węgierskie. Zapytali się skąd jesteśmy. Ja powiedziałam, że z Polski, a reszta z Wielkiej Brytanii. Ellie nadal siedziała obrażona. Muzycy zaczęli grać jakieś brytyjskie piosenki, co dało dziwny efekt, bo na skrzypcach wychodziło to prześmiesznie. Chłopcy byli zachwyceni. Ostatnia piosenka była dla mnie, bo zaczęli grać „Szła dzieweczka do laseczka”.  Na koniec kelner przyniósł rachunek, który Louis wyrwał Harryemu z rąk i powiedział:
- Ja płacę!
- Daj spokój. Podzielmy się w takim razie po połowie - odpowiedział Harry.
- To w takim razie rozliczymy się w hotelu,  ale ja płacę - nalegał Lou. Widocznie głupio mu było, że Ellie zepsuła nam wieczór.
- To co, idziemy się jeszcze przejść? - zapytał Harry.
- Idźcie sami. My zdejmiemy reszcie nasze bliźniaki z głowy - powiedział Lou - Traficie do hotelu? - zapytał.
- Trafimy- odpowiedział Harry.
Rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach.
- Co się dzieje z tą Ellie? - powiedział Harry.
- Nie wiem, czy nie przechodzi jakiejś depresji poporodowej – powiedziałam - porozmawiaj z Louisem, bo to jest nienormalne, że ona się tak zachowuje… Ja nie mogę rozmawiać z Louisem na ten temat, bo to jest ich sprawa. Poza tym chyba widzisz, że Eleanor jest na mnie obrażona. Nie wiem tylko za co… Byłoby wskazane, żeby się skonsultował z lekarzem. Nawet telefonicznie…
- Pogadam z nim, jak się tylko nadarzy okazja.
Robiło się  już ciemno.
- Wiesz co, chyba musimy wracać, bo nie było nas już dwie godziny. Nie możemy na tak długo zostawiać Niallowi Darcy - powiedziałam.
- On jest cały szczęśliwy, nie widziałaś?
- Widziałam,  ale…
- Nie ma żadne, ale – powiedział - ten wieczór jest nasz.
- Hazzie, proszę cię. Możemy skończyć ten wieczór w pokoju? Niall może być głodny…
- Co? Mamuśka się odezwała?
- Może… Jeszcze na tak długo nie zostawiałam Darcy samej…
- No, przecież spałaś nie raz dłużej.
- Tak, ale byłam blisko niej.
- Ale gdyby coś się działo, zadzwonili by, prawda? Ja bym poszedł gdzieś do klubu potańczyć…
- Jutro macie koncert. Musisz się wyspać. Rano musisz wstać, bo masz występ w telewizji …
To go przekonało. Wróciliśmy do hotelu i zapukaliśmy do pokoju Nialla.  Niall nie odpowiadał. Poszliśmy do nas do pokoju i zobaczyliśmy przeuroczy obrazek. Niall leżał na łóżku. W objęciach miał Darcy i spali obydwoje. Zrobiłam im zdjęcie, na co obudził się Niall.
- Wcale się nie dziwię, że ona lubi tak twoje towarzystwo, kiedy wy śpicie razem - zaśmiał się Harry - muszę z córką przeprowadzić poważną rozmowę.
- O pszczółkach i kwiatkach - powiedział Niall.
Zaśmiałam się.
- Służba skończona.
- Bardzo miła służba - powiedział Niall - pamiętajcie. Jak będziecie kiedyś chcieli wyskoczyć, to wiedzcie, że możecie u mnie zostawić Darcy.
- Bardzo się cieszymy - powiedziałam.
- No, może poza Warszawą.
- To się samo przez się rozumie - powiedział Hazza.
- Powiedzcie, co się stało, bo chyba dojdzie do rozwodu - powiedział zmartwiony Niall.
- Jezus Maria! O co chodzi? - zapytał zaniepokojony Harry.
- To, aż tak się pokłócili? - zapytałam.
- Louis się wyprowadził do innego pokoju…
- Harry, chyba czas na ciebie…
- Gdzie on się wyprowadził? - zapytał Harry.
- Po drugiej stronie piętra - odpowiedział Niall.
Harry wyszedł.
- Powiedz, jak Darcy się zachowywała - rzuciłam do Nialla.
- Była przesłodka. W ogóle nie płakała, chyba, że się zsiusiała, to wtedy zmieniłem jej pieluchę i znowu żeśmy się bawili.
- Niall. Jesteś niezastąpiony!
- Powiedz. Co tam się działo? - zapytał zaciekawiony.
- Eleanor ma jakieś straszne humory. Jest na mnie obrażona, nie wiem o co. Co się odezwę, to od razu wychodzi, że jest źle. Wolę się do niej nie odzywać. Boję się, że na mnie wybuchnie… Nie wiem co się stało i zastanawiam się, czy nie ma jakiejś depresji…, ale nic nikomu nie mów.
- Danielle siedzi z nią w tej chwili, bo dostała histerii. Zachowuje się naprawdę dziwnie…
- No to czas na kąpiel, moja słodka - powiedziałam do Darcy, która się właśnie obudziła.
- Czy ja mogę popatrzeć? - zapytał błagalnie Niall.
- Jak chcesz, oczywiście.
Po godzinie wrócił Harry. Darcy była już wykąpana, najedzona. Niall kołysał ją do snu i gdy zasnęła poszedł do siebie. Uspokoiłam się, gdy powiedział, że zamówił kolacje na górę i coś zjadł.
- No i co? - zapytałam Harryego - rozmawiałeś?
- Właśnie mu to uświadomiłem. Powiedział, że przemyśli sprawę,  ale musi mu przejść złość.
- A o co się pokłócili?
- O dzisiejszy wieczór… Dzięki Bogu, że my się tak nie kłócimy - powiedział Harry.
Przytuliłam się do niego mocno.
- A może wspólny prysznic? - zaproponował.
- Rozważę to. A co z Darcy?
- Przecież śpi. Weźmiemy krzykacza do łazienki i będziemy wszystko słyszeć - zaproponował Harry.
Poczuliśmy się jak za czasów „krótko po ślubie”. Znów to miłe uczucie wróciło. Było nam cudownie razem. Darcy była taktowna. Spała i nie przeszkadzała rodzicom.  Obudziło nas gaworzenie Darcy. Coś tam sobie mówiła.
- Czy ty to też słyszysz? - zapytał Harry.
- No, gada… Coś sobie opowiada - zaczęłam się śmiać.
- Jest strasznie słodka - powiedział Harry - poszła w mamusię.
Darcy na chwilę przestała gaworzyć, a potem zaczęła się śmiać.
- Widzisz, zgadza się ze mną - powiedział.
Wstałam szybko i powiedziałam:
- Dzień dobry, słoneczko.
Wyglądała jakby się bardzo ucieszyła na mój widok. Wzięłam ją na ręce i położyłam obok Harryego.
- Przywitaj się z tatusiem - powiedziałam.
Harry dostał na powitanie kopniaka i bardzo się z tego powodu ucieszył.
- Wyspany jesteś?
- Czuję się super.
- O której macie ten wywiad?
- O wpół do jedenastej.
- Nie chcę cię martwić,  ale będziesz musiał niedługo wstawać…
- A która jest godzina?
- Wpół do dziewiątej.
- E, to jeszcze półgodzinki będę mógł z wami poleżeć.
- To idź się wykąpać teraz i przyjdziesz do nas.
Harry wyskoczył jak torpeda. Jak nigdy szybko się wykąpał i z mokrymi włosami przyszedł do nas. Z powrotem wskoczył do łóżka. Pochlapał Darcy, a ona zaczęła się śmiać.
- Co za dziecko. Nawet woda jej nie przeszkadza - powiedział.
- Bo jest w dobrym nastroju - powiedziałam - wyspana, z rodzicami. Ty też byś był zadowolony.
- No, pewnie tak - powiedział Harry - Ale wolę spać z tobą niż z rodzicami.
- Ja mówię o tobie w jej wieku, a nie teraz!
Harryemu zaiskrzyły się oczy.
- No, zasuwaj na śniadanie, bo jeszcze zjesz wszystko co będziesz miał pod ręką.
- No, was nie zjem…
- No, nie wiem… Jak mówisz, że ona jest słodka, to może próbowałeś - zaczęłam się z nim przekomarzać.
Harry z niechęcią wstał i zaczął się ubierać.
- Pójdę zobaczyć, czy Niall jest gotowy - rzucił wychodząc.
Po chwili wrócił i powiedział:
- Jeszcze pięć minut. Spotkałem Louisa. Wrócił do Ellie.
- Dzięki Bogu.
- Dzisiaj zadzwoni do jakiegoś lekarza.
- Miejmy nadzieję, że pomoże Ellie - powiedziałam.
Za chwilę wpadł Niall.
- Czy moja królewna już nie śpi?
- Jaka twoja? - oburzył się Harry.
- Oj cicho bądź. No po trochu moja.
- CO?! Czy ja o czymś nie wiem?!
- No, przecież się nią opiekuję.
- No tak… To pod tym względem tak. Masz rację.
- To idziemy?
- Miłego wywiadu wam życzę - rzuciłam za nimi.
Nakarmiłam Darcy i poszłyśmy jeszcze spać.  Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam. W drzwiach stała Danielle.
- Witaj, jak tam wczorajszy wieczór?
- A dziękuję, całkiem nieźle. Wejdziesz?
Danielle weszła do środka.
- Nie wiesz, co się dzieje z Ellie? - zapytała Danielle.
- Nie mam bladego pojęcia.
- Wczoraj była tak nieziemska awantura, że myśleliśmy, że dojdzie do rozwodu,  ale Louis musiał chyba przemyśleć sprawę, bo wczoraj w nocy wrócił.
- Pogodzili się?
- Coś dzisiaj mówił o lekarzu. Za chwilę mają nam podrzucić chłopców. Jeżeli masz ochotę, to wpadnij do nas.
- Z całą przyjemnością – odpowiedziałam - tylko się ubiorę, dobrze?
- A byłaś na śniadaniu?
- Nie, nie muszę iść.
- Tak się wczoraj najadłaś?
- Jeszcze jak!
Danielle się roześmiała.
- Za piętnaście minut do was wpadniemy - powiedziałam.
Danielle poszła do siebie, a ja poszłam się myć. Darcy leżała w łóżeczku i się bawiła własną nóżką. Szybko się umyłam, ubrałam, oporządziłam Darcy i poszłyśmy z wizytą do cioci Danielle i wujka Liama.
- Dzień dobry. Chciałyśmy się przywitać. O, kogo my tu mamy! Dwóch kawalerów.
- Pasują nawet do siebie - powiedział Liam - może ich jakoś zeswatamy?
 Danielle go szturchnęła.
- Nie za wcześnie?
- A może ona sama zdecyduje, co? - powiedziałam.
- Kiedyś rodzice decydowali - zaprotestował Liam.
- No,  ale za ciebie chyba nie decydowali - powiedziała Dani.
Liam się zmieszał.
- No, nie. Sam decydowałem.
- No, to dajmy wybrać Darcy samej swojego męża - powiedziała Danielle.
- A teraz chodź do wujka! - krzyknął Liam.
Darcy się roześmiała, gdy ją podawałam Liamowi.
- Lubisz wujka, co? - zapytał.
 Darcy skopała go.
- AUA.
- To jest forma miłości. Chciałam powiedzieć. Tatusia też tak wita - wyjaśniłam.
Liam się ucieszył.
- Ciekawy sposób powitania.
Danielle się roześmiała. Sympatycznie i miło spędziliśmy czas. Chłopcy troszkę pomarudzili,  ale poszli spać, a Liam z Darcy się wygłupiali. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała Danielle.
Do pokoju zajrzał Niall.
- Już wróciliście? - zdziwiłam się.
- Szybko to załatwiliśmy. Głównie Harry musiał się tłumaczyć przed fankami.
- Z czego?!
- Że się ożenił i ma Darcy - powiedział miękko Niall.
- Ciekawa jestem, jak on się wytłumaczył - powiedziałam głośno myśląc.
- Wybrnął z tego całkiem dobrze. Powiedział, że serce nie sługa i wybrało fankę, którą poznał w Polsce. Trochę się wkurzył, jak któraś z fanek zapytała o wiek… Powiedział, że on ma skończone dziewiętnaście. Gdy zapytali o ciebie powiedział, że wystarczająco, żebyś wyszła za mąż. Następne pytanie było o twoje rozmiary. Harry powiedział, że odpowiednie.
- I tak na wszystko odpowiadał „odpowiednie”? - zapytałam.
- Tak to wyglądało. Uważam, że był bardzo taktowny. Cześć słoneczko! - Niall podszedł do Liama, trzymającego Darcy - Którego wujka lubisz bardziej?
- To nie fair. Obydwu was bardzo lubi.
- Kto kogo lubi? - zapytał Harry, wchodząc do pokoju.
- Odpowiednio się wszyscy lubią - powiedziałam.
- Widzę, że  już wysłuchałaś wywiadu…- rzucił Harry.
- Owszem. Usłyszałam odpowiednio dużo - powiedziałam. Wszyscy ryknęli śmiechem.
- O której macie występ? - zapytałam.
- O dziewiętnastej - odparł Liam - przyjedzie po nas limuzyna o siedemnastej trzydzieści.
- A Lou z Ellie wrócili? - zapytał Harry.
- Jeszcze nie. Jak widzisz chłopaki są u nas.
- A co oni tacy cisi są? - zapytał Harry.
- Pomarudzili i poszli spać - powiedziała Danielle.
- Towarzyscy to oni nie są - powiedział Liam - mają dziewczynę w swoim wieku i co? Śpią!
 Znów wszyscy ryknęliśmy śmiechem,  ale chłopcy się nawet nie obudzili.
- Twardy sen mają - powiedziała Danielle.  Do pokoju wpadł Louis.
- Słuchajcie, możecie się jeszcze po opiekować chłopcami? - zapytał.
- Co się dzieje?
- Ellie musi zostać w szpitalu…
- Boże co się stało?! - zapytałam.
- Chcą ją zbadać. Powiedzieli, że do jutra musi zostać. Ledwo ją przekonałem. Powiedziałem, że dzieci są pod dobrą opieką i że nie musi się przejmować. Dali jej jakieś środki uspakajające i zasnęła, a ja przyleciałem tutaj. Wrócę na czas o wpół do szóstej. Teraz lecę z powrotem do szpitala. Muszę dla niej zabrać parę rzeczy. Harry miałeś rację - rzucił, gdy wychodził.
- To nie ja, tylko Megan - odpowiedział Harry.
- O co chodzi? - zapytała Danielle.
- Prawdopodobnie depresja poporodowa – powiedziałam - musimy pomóc Louisowi, bo sam sobie nie da rady.
- Dobra. To zróbmy tak. Podzielimy się obowiązkami, żeby Louis trochę też odetchnął - powiedział Liam.  Po krótkim czasie przyszedł Zayn.
- Są chłopaki? – zapytał - A co tak cicho?
- Bo śpią.
Zayn wziął Tommiego na ręce.
- Długo spali?
- No, ze dwie godziny na pewno.
- To trzeba ich rozbudzić, bo potem w nocy nie będą chcieli spać. Cześć Tommie!
Tommie spał dalej,  ale za to obudził się Jim i zaczął płakać.
- Jak na złość- mruknął Zayn.
- To ty ich odróżniasz?! Przecież są identyczni! - powiedział Niall.
- No, przecież!  Ja trzymam na rękach Tommiego, a Jim ryczy - odpowiedział Zayn.
- A po czym ty ich odróżniasz?!
- To tajemnica - odpowiedział.
Odłożył Tommiego i złapał Jima. Sprawdził, czy ma mokro. Okazało się, że niestety tak.
- Ale jesteś sikawka - powiedział.
Dzieciaki używały już pampersów, więc z zakładaniem nie było problemów. Przewinął szybko Jima, a ten się uspokoił.
- No i co żołnierzu? - powiedział do niego. Za chwilę „drugi żołnierz” się obudził i też zaczął rozpaczać.
- Właśnie rozmawialiśmy o tym, że trzeba „Louisom” pomóc - powiedział Liam.
- A co się stało? – został nie wtajemniczony  w sytuację Zayn - Ja mogę się chłopakami zajmować. Nie ma problemu.
- Zayn,  ale przecież całymi dniami chłopakami nie możesz się zajmować…
- Ale większość mogę. Bylebym się mógł przespać od czasu do czasu.
Dochodziła dwunasta.
- To może na spacer z nimi wyjść? - zapytał Zayn.
- A, tu nie daleko jest park. Już we wszystkim się rozejrzałem. Tu nie daleko jest też apteka, jakby było coś trzeba.
- To kto będzie z nimi spał? - zapytał Niall.
- Może Louis…
- Louis musi odpocząć. Wystarczy, że ma problemy z Ellie - myślałam logicznie.
- No, to niech śpią u nas - powiedziała Danielle - Będziemy mieli wprawkę, przed swoimi dziećmi…
- To co Harry, idziesz ze mną na spacer? - zapytał Zayn.
- Może ja pójdę- zaproponowałam, widząc, że Harry nie za bardzo ma ochotę.
- Sama nie idziesz. Wujek Niall idzie z dziewczynami - powiedział Niall.
- To może wszyscy się przejdziemy? - powiedział Harry.
- Znowu do parku?
- No przecież po ulicach nie będziemy chodzić z wózkami…
- Słuszna uwaga.
Zostawiliśmy wiadomość w hotelu dla Louisa, że wyszliśmy na spacer do parku i że chłopcy są z nami. Zapakowaliśmy dzieci do wózków i z Dużym Bo wyszliśmy na spacer. Duży Bo się zaparł, że nie puści nas samych. Chyba miał jakieś przeczucie, bo w parku znalazło się parę fanek, które zaczęły się narzucać chłopakom. Dobrze, że miałam swoje duże okulary. Oczywiście znalazł się jakiś paparazzi, który zrobił nam zdjęcie, więc Duży Bo miał „dużo” roboty. Park był nieduży, więc obeszliśmy go szybko. Niestety coraz większa liczba fanek zmusiła nas do powrotu do domu, poza tym  Tommie zaczął strasznie płakać, mimo, że pieluchę miał suchą.
- Widocznie jest głodny…- skwitował  Zayn.
- To co? Chodzicie tutaj, czy idziecie z nami? - zapytała nas Danielle.
- Żyć się przez te fanki nie da - jęknął Harry.
- Dzisiaj dajecie koncert, jutro lecimy do Wiednia, potem do Bratysławy i do Warszawy. W Warszawie trochę odpoczniesz, a poza tym w ogrodzie będzie można sobie posiedzieć.  To mi podsunęło myśl. W drzwiach hotelu spotkaliśmy Louisa.
- I jak Ellie? - zapytałam.
- Zaraz do was przyjdę.
Poszedł do recepcji i zaczął coś rozmawiać. Czekaliśmy na niego pod windą.
- Słuchajcie, chyba będę musiał zostać tutaj w Budapeszcie, bo Ellie musi zostać w szpitalu… Nie wiem, co wy na to,  ale nie mogę jej zostawić samej tutaj w Budapeszcie.
- Na ile mają ją zatrzymać w szpitalu?
- Na dwa tygodnie.
- Słuchaj, a może ją przewieść do Warszawy? Przecież i tak i tak zahaczamy wszyscy do Warszawy, a tam będzie pod opieką Michała - powiedziałam.
- Ale ja nie mogę robić takiego kłopotu Michałowi!
Wysiedliśmy na naszym piętrze.
- To chodź, spróbujemy się połączyć z Warszawą.
Mamy nie było na Skype, więc wybrałam jej numer i się rozłączyłam. Za chwilę mama pojawiła się na Skype.
- Cześć słoneczko, co się stało?
- Czy jest Michał w domu?
- Jest, a czy coś się stało złego?
- Mnie nie, ale jest problem z Ellie. Możesz go poprosić?
- Oczywiście. Już go proszę.
Za chwilę przed komputerem usiadł Michał.
- Witam, co się stało?
- Jest problem z Ellie – powiedziałam - ale najlepiej to ci powie Louis.
Lou wszystko opowiedział, a Michał stwierdził:
- No to musi trafić do szpitala.
- No jest w szpitalu,  ale jesteśmy w trasie. Jesteśmy teraz w Budapeszcie. Jutro wyjeżdżamy do Wiednia, Bratysławy, a potem do Warszawy.  Czy nie dałoby rady załatwić, żeby ją położyć w szpitalu w Warszawie? Louis będzie bardziej spokojny, a poza tym będzie miała jakieś znajome twarze koło siebie.
- Poczekaj, zadzwonię do szpitala i dowiem się, czy są miejsca.
- A co z dziećmi? - zapytała mama, gdy Michał odszedł.
- Właśnie jest problem. Myślę, że przyleciałabym z Ellie i z dzieciakami bezpośrednio… - powiedziałam to po polsku, bo jeszcze tego nie uzgodniłam ani z Harrym, ani z Louisem.
- A dlaczego mówisz po polsku? - zapytała mama.
- Bo dopiero teraz wpadłam na ten pomysł,  ale muszę na ten temat pogadać z chłopakami.
- No dobrze. Czekamy na informacje od Michała.
Za chwilę przyszedł Michał i powiedział, że jest wolne miejsce i karetka może czekać na lotnisku.
- Tylko jak to załatwić tutaj z tutejszymi doktorami? - zapytałam.
- Macie może jakiś telefon do tego szpitala u was? - zapytał Michał.
- Ja zaraz polecę do szpitala i się dowiem o wszystko - powiedział Louis - później jadę na koncert, więc przekażę wszystko Megan telefonicznie - dodał i wybiegł z pokoju.
- Co my zrobimy teraz bez Louisa? - zaczął się zastanawiać Harry, kiedy skończyła się rozmowa.
-Ja polecę z Ellie i z dzieciakami bezpośrednio, a wy polecicie dalej do Wiednia i Bratysławy.  Spotkamy się w Warszawie.
- Jak sobie poradzicie z mamą z trójką dzieciaków?
- Jakoś sobie damy radę. Poza tym w domu jest jeszcze Michał, który nam na pewno pomoże.
- To chociaż Danielle poleci z wami.
- Danielle jest wam przecież potrzebna. Jest waszą  makijażystką. Musi lecieć z wami.

 

* Witajcie :) Tak, więc kolejny, pełen emocji rozdział. Mam nadzieję, że tak, jak inne dość dobry :) Dziękuje Wam za miłe komentarze pod poprzednim postem :) Cóż mogę powiedzieć... KOMENTUJCIE, ponieważ Wasze komentarze motywują i naprawdę nakręcają do pisania :D
                                                                                                                                               ~Meg

niedziela, 10 lutego 2013

Do wszystkich Was

Od razu Wam sprostuję :) NIE, NIE MAM NA RAZIE ZAMIARU KOŃCZYĆ OPOWIADANIA :) Jakbym nawet skończyła, to jestem ciekawa, czy czytałybyście kolejne :D Rozdział wrzucę najszybciej, jak mi się uda, ponieważ do końca nie jest skończony, a po drugie ostatnio nie było mnie w domu. Mam pytanie. Skąd pomysł u Was, że kończę opowiadanie? :O Dajcie spokój :D W życiu, chociaż ten semestr będzie ciężki, bo muszę podciągnąć stopnie i czekają mnie niestety egzaminy, także proszę Was o wyrozumiałość :) Chcę się dostać do jakiejś lepszej szkoły, niż ta, do której aktualnie chodzę...
                                                                                                                                               ~Meg   

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział Sześćdziesiąty Pierwszy


* Wiem, że lubicie u mnie długie rozdziały :) Ten jest chyba najdłuższym na tym blogu O.o Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D


Była połowa kwietnia. Ellie ledwo chodziła, a ja już miałam solidny brzuch.
- Że też nikt nie wymyślił wózka dla ciężarnych, podtrzymującego brzuch - narzekała Eleanor.
- Gruba, przestań narzekać - powiedział Lou.
- Mądry jesteś, bo nie musisz nosić dwóch upiorów w brzuchu - wydukała Ellie.
Krótkie spacery powodowały, że dostawała zadyszki. Zbliżał się jej termin porodu. Wszystko było przygotowane na przyjście chłopców na świat. Doktor Jan, gdy był ostatnio u nas powiedział, że to już nie długo. Chłopcy już nie mieli koncertów, bo Louis powiedział, że nie rusza się z domu, dopóki Ellie nie urodzi.
- To co będzie z mediami? - zapytałam.
- Trochę mnie zaczyna męczyć ta sytuacja - powiedział Harry - Nie możemy w wieczność tego ukrywać.
- Ale wasza popularność natychmiast spadnie. Miliony fanek się odwrócą od was…
- I to jest właśnie przeszkoda…, ale ty chyba też jesteś tym zmęczona…
- Jakoś mi to nie przeszkadza - odpowiedziałam - Dopóki można, trzeba trzymać to w tajemnicy i koniec. Jak się wyda, to trudno - powiedziałam.
Harry przytaknął. Finanse nasze były całkiem niezłe, płyta sprzedawała się świetnie na całym świecie, restauracja przynosiła ogromne zyski, więc nie było źle. Harry był milionerem, a ja też dzięki tourne oraz płycie nie narzekałam. Chłopcy już pracowali nad trzecią płytą i całymi dniami siedzieli w studiu. Harry z Louisem wypadali, aby sprawdzić jak się czujemy i wracali do pracy. Niedawno odwiedził nas wujek Simon i zapytał:
- Kiedy powiecie opinii publicznej, o tym, że nie jesteście już do wzięcia?
- Jeszcze się nie zdecydowaliśmy - powiedział Louis.
- Ale to i tak i tak się kiedyś wyda - powiedział Simon.
- Jeszcze nie teraz. Mamy w planie trzecią płytę i chcemy, żeby płyta się rozeszła.
- Jesteście tak dobrzy, że nie musicie się martwić, że fanki się odkochają z waszego powodu - powiedział Simon.
- No, nie wiem - powiedziałam - chyba tylko przychodzą na koncerty, bo mają nadzieję, że któryś z chłopaków je zauważy i poderwie - zaczęłam się śmiać.
- Tak nisko cenisz zespół? - powiedział Simon.
- Skądże! Wiem, że są doskonali.
- Lepiej by było, żeby fanki dowiedziały się o tym przed porodem od chłopaków niż mają się dowiedzieć od brukowców, że któraś z was urodziła…- stwierdził Simon.
Może ma rację…- pomyślałam. Musiałam to jeszcze przemyśleć. Nie chciałam tego rozgłosu,  ale wiedziałam, że mnie to nie minie… Ci paparazzi… Powiedziałam Harryemu:
- Jeżeli uważasz, że trzeba powiedzieć, to zwołamy konferencję prasową i wszystko powiecie.
- Jesteś tego pewna?
- Doszłam do wniosku, że Simon miał rację. Przecież nie będę rodziła w domu, tylko dla tego, że nie mogę jechać do szpitala.
Harry mi się zaczął przyglądać.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytałam.
- Bo zmieniłaś całkowicie front.
- Boję się po prostu, że  stracicie fanki…
- Przecież wiesz, że jest w tej chwili dobra sytuacja, a z odsetek możemy żyć przez cały rok nic nie robiąc. Nie musimy się przejmować sytuacją finansową. Bądź spokojna.
- Nie wiem jak chłopcy będą się czuli, gdy dzieci będą płakać non stop. Nie wiem, czy nie powinniśmy się wyprowadzić…
- Pożyjemy, zobaczymy – powiedział i pocałował mnie czule - muszę lecieć na dół…
Wstał niechętnie i wyszedł. Postanowiłam zobaczyć, co u Ellie. Z trudem wstałam i zapukałam do drzwi Eleanor. Usłyszałam jakiś jęk. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że Ellie siedzi w jakiejś nienaturalnej pozycji.
- Ellie! Co ci jest?!
- Chyba się zaczęło! - wydusiła z siebie Ellie.
Pobiegłam czym prędzej do studia i zaczęłam walić w drzwi.
- Co jest?! - usłyszałam zdenerwowany głos dźwiękowca.
- Louis, gdzie jesteś?! Ellie rodzi! - krzyknęłam.
To co się zaczęło dziać, przeszło ludzkie pojęcie. Lou stał jak wryty. Wszyscy się rzucili poza nim do wyjścia. O mało mnie nie staranowali. Odskoczyłam na bok, a obok przebiegał tłumek zdenerwowanych chłopców. Na środku stał Louis, który cały się trząsł.
- Louis, uspokój się i chodź.
- Co ja mam robić?! - zapytał zdenerwowany.
- Iść ze mną. Chodź!
Złapałam go za rękę i wyprowadziłam go ze studia. Kiedy zrobił pierwsze kroki, zaczął biec. Trzymał mnie kurczowo za rękę, więc musiałam biec za nim. Sama byłam wyczerpana. Ledwo dobiegłam na górę. Gdy byliśmy na górze, o mało nie zemdlałam. Podtrzymał mnie Harry, który nie wiadomo skąd się znalazł przy mnie. Złapał mnie i zaniósł do pokoju. Położył na łóżku i otworzył drzwi tarasowe. Usiadł koło mnie.
- Nic ci nie jest? - zapytał zaniepokojony.
Poczułam, że coś się dzieje.
- Harry! Ja chyba też rodzę!
Wpadł w panikę i zaczął krzyczeć. Do pokoju wpadł Liam.
- Co się dzieje?! - krzyknął.
Gdy mnie zobaczył…
- Ona też?! - zapytał.
- Wygląda na to, że chyba też…
- Gdzie masz walizkę?! - zapytał Liam.
- Tam! - pokazałam na szafę. Liam rzucił się do szafy, a Harry wrzeszczał nadal.
- Trzeba zadzwonić do doktora Jana! - powiedziałam.
- To już załatwia Niall.
- To biegnij i powiedz, że będziemy dwie!
Okazało się, że z doktorem rozmawiała Danielle.
- Masz skurcze? - zapytała.
- Tak i cała jestem mokra!
- Tak panie doktorze wody odeszły. Tak, to Harry wrzeszczy. Co mam zrobić?! Dobrze. Zaraz zastosuję to, co pan mówi. Tak. Zaraz jedziemy. Danielle odłożyła słuchawkę, podeszła do Harryego i walnęła go z liścia. Hazzę zatkało.
- Uspokój się! Pomóż Megan wstać. Walizka jest już w samochodzie. Idziecie!
Harry złapał mnie na ręce i zbiegł po schodach i wsadził mnie do samochodu.
- Bardzo cię boli? - zapytał już przytomny.
- Troszkę - powiedziałam.
Ellie siedziała na samym tyle. Koło niej Lou.
- Tylko poczekaj, aż dojedziemy do szpitala - krzyczał Lou.
- Louis! Uspokój się! Zaraz będziemy w szpitalu - krzyknął Duży Bo.
Nawet nie zauważyłam, że odjechaliśmy. Do szpitala dojechaliśmy bardzo szybko. Duży Bo podjechał na parking podziemny i zaparkował. Zauważyłam, że za nami podjechał jakiś samochód. Okazało się, że to doktor Jan. Wysiadł i podbiegł do nas.
- Panowie, macie być cicho - powiedział do Harryego i Louisa.
Doktor gdzieś zadzwonił i za chwilę drzwi windy się otworzyły i wyjechało dwóch sanitariuszy z wózkami.
- Na porodówkę proszę! - powiedział doktor.
Przesiadłam się na wózek, Eleanor też i zaczęli nas wieźć windą na górę. Doktor jechał z nami i gdy drzwi się otworzyły, podszedł do rejestracji i powiedział:
- Te panie na porodówkę. Tu panowie załatwią wszystko. Osobne pokoje proszę. Najlepiej dziesiątka i jedenastka.
Sanitariusze zawieźli nas do pokoi i gdy wwozili nas do pokoi krzyknęłam:
- Powodzenia Ellie!
- Nawzajem!- usłyszałam.
Przeniesiono mnie na łóżko.
- Harry, gdzie jest moja walizka? - zapytałam.
- Jezus Maria! Chyba została w domu! Poczekaj, zaraz dowiem się od Nialla, gdzie wsadził walizkę. Zadzwonił do Nialla. Telefon Nialla był zajęty.
- Cholera! - krzyknął Harry. Wybrał numer Zayna.
- Zayn! Jest tam Niall?!
- Jest.
- Zapytaj, gdzie jest walizka Megan.
Zayn się zaczął śmiać.
- Louis wisi na telefonie i o to samo pyta.
- To gdzie jest?!
- Zaraz ci Duży Bo przyniesie.
Harry się rozłączył.  Poczułam następny skurcz.
 Przybiegła siostra, podłączyła mnie do aparatury, założyła mi pas na brzuch, popatrzyła na wydruk, który się drukował i wybiegła. Za chwilę przybiegł doktor Jan.
- Muszę panią zbadać – powiedział - Wygląda na to, że rzeczywiście dzisiaj pani urodzi – powiedział - Ciekawy jestem, która pierwsza. Co się stało? Czy pani biegała? - zapytał doktor.
- Poszłam do Ellie i zobaczyłam, że coś z nią nie tak. Poszłam szybkim krokiem do studia na dół - opowiedziałam, co się potem wydarzyło.
- Biegać w takim stanie?!- zdenerwował się doktor.
Harry nerwowo chodził w kółko. Za drzwiami powstało jakieś zamieszanie. Doktor wybiegł i usłyszeliśmy:
- Nie ma mowy! Nie wejdziecie tam! Tam może przebywać tylko tatuś. Możecie czekać w sąsiednim pokoju. Tam jest poczekalnia.
- Harry! Bo cię zaraz zaprowadzę do poczekalni razem z innymi. Nie możesz mi denerwować pacjentki - powiedział doktor, wchodząc.
Harry usiadł przy łóżku. Doktor popatrzył jeszcze na wydruk i poszedł do Ellie.
- Uspokój się – powiedziałam - innego wyjścia nie ma. Musi się urodzić.
Usłyszeliśmy, że doktor za drzwiami mówi:
- Tak, Louis. Masz iść tam.
- Chcesz tak, jak on? - szepnęłam.
Harry się uspokoił. Był co prawda blady, ale siedział już spokojnie.
Wpadła pielęgniarka.
- Bardzo boli? - zapytała.
- Da się wytrzymać - odpowiedziałam.
- O, chyba będzie skurcz - powiedziała.
Za chwilę go poczułam. Wybiegła z pokoju, a Harry mocno mnie trzymał za rękę. Po chwili wszystko się uspokoiło. Po pewnym czasie wpadł doktor.
- Ellie już jedno urodziła – zakomunikował - A co u pani?
W tym momencie nadszedł skurcz. Doktor zajrzał i krzyknął:
- Rękawiczki! Proszę przeć. Mocno! Jak będzie następny skurcz, mocno trzeba przeć.
Na następny skurcz, nie czekałam długo, jak poczułam, że nadchodzi zaczęłam przeć. Trzymałam się mocno poręczy i z całych sił parłam.
- Już jest główka! Jeszcze!
W sali się zapełniło. Były siostry, lekarze.
- Jest dziewczynka!
Pokazał mi Darcy.
- Chce pan przeciąć pępowinę?- zapytał Harryego - tu są nożyczki. Proszę ciąć.
Harry wziął nożyczki i przeciął. Małą zabrali na sąsiedni stolik i za chwilę usłyszeliśmy, jak zaczyna płakać.
- Płuca, ma jak dzwon - powiedziała pielęgniarka.
Darcy zważono, zmierzono, założono jej bransoletkę, otulono w ręcznik i podano mi ją.
Większość lekarzy i pielęgniarek wyszła. Doktor Jan pobiegł do sąsiedniego pokoju.
- Witaj Darcy - powiedziałam.
Harry był blady jak ściana,  ale widziałam, że jest bardzo szczęśliwy.
- Mogę ją wziąć na ręce? - zapytał nieśmiało.
- Tylko nie upuść - powiedział lekarz.
Podałam mu Darcy, a on wziął ją bardzo delikatnie.
- Witaj. Jestem twoim tatusiem - powiedział.
Darcy miała otwarte oczy i patrzyła na niego wielkimi granatowymi oczami.
- Jaka ona słodka! - powiedział oddając mi ją.
- Teraz musimy ją zabrać. Zostanie zaszczepiona i niedługo ją przywieziemy - powiedział doktor.
- Byłaś bardzo dzielna - powiedział Harry, gdy zostaliśmy sami.
- Ile Darcy waży? - zapytałam.
- Nie wiem. Wszystko się zaraz dowiemy - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie z tymi swoimi dołeczkami.
- Czy chce pani zostać w szpitalu, czy jechać do domu? - zapytał doktor Jan, wchodząc.
Wpadłam w lekką panikę.
- Sugerowałbym, żeby pani została. Zrobimy  jutro rano jeszcze badania. Pani i małej.
- Panie doktorze. Jeśli pan uważa, że mam zostać, to zostanę.
- Mąż może z panią zostać. Nie ma problemu. Zaraz panią przewieziemy do pokoju.
Okazało się, że naprzeciwko mojego pokoju jest Ellie z Louisem. Doktor pozwolił wejść nawet pozostałym osobom do środka. Część przyszła do nas, część do Ellie. U nas byli Niall z Zaynem. Liam z Danielle poszli do Ellie. Do pokoju zajrzał również Duży Bo.
- Ale żeście się pospieszyły - powiedział, wchodząc.
- One rodziły na wyścigi - powiedział Niall siadając w fotelu. Przywieźli Darcy.
- No i mamy trojaczki - zażartował Zayn, który również rozsiadł się w fotelu.
- Jak się czujesz? - zapytał Harry.
- Zmęczona - powiedziałam.
- To my już idziemy - powiedział Duży Bo - Zajrzymy jeszcze do Ellie.
Nastąpiła wymiana gości. Do nas wpadli Danielle i Liam.
- Jaka ona słodka! Jaka śliczna! - zachwycała się Danielle.
- Jak będzie miała na imię? - zapytał Liam.
- Darcy.
- Ładnie.
Trzymałam Darcy w objęciach, a Harry siedział obok. Duży Bo przyszedł po Liama i Danielle.
- Jedziemy. Ty zostajesz, czy jedziesz? - zapytał.
- Zostaję.
- Też tak myślałem - powiedział i wyszli.
- To trzymajcie się. Do jutra! - rzuciła Danielle w drzwiach.
Zostaliśmy sami. Po pewnym czasie przyszła pielęgniarka i wypytaliśmy ją o wszystko.
- Waży trzy kilogramy, mierzy pięćdziesiąt centymetrów.
- A czy wszystko w porządku? - zapytałam.
- Wszystko w porządku. Jest zdrowa.
Poczułam, że ciężar spada mi z ramion. Pielęgniarka wyszła, a mnie zakręciły się łzy w oczach. Zobaczyłam, że Harry też płacze.
- Jestem taki szczęśliwy! – powiedział - I kto by pomyślał, że urodzicie razem.
- To, że urodziłam, zawdzięczam chyba Louisowi.
- Jak to?!
- Tak mnie ciągnął, że musiałam biec…
- Ja się z nim policzę.
- Nie licz się z nim już. Wszystko jest w porządku i to jest najważniejsze.
Darcy zaczęła płakać.
- Nie płacz maleńka.
Zaczęłam ją kołysać,  ale ona coraz bardziej płakała. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Harry wpadł w panikę.
- Dlaczego ona płacze?! - wybiegł z pokoju. Po chwili przyszedł z siostrą, tłumacząc:
- My nie wiemy co się stało, dlaczego ona płacze…
- Trzeba sprawdzić, czy ma mokro - powiedziała siostra. Wsadziła palec w pieluchę - Trzeba przewinąć.
- A jak to się robi? - zapytał ciężko przerażony Harry.
Siostra wzięła pieluchę, pokazała jak się ją składa, wzięła Darcy, położyła na przewijaku, złapała za nóżki, podłożyła nową pieluchę, wytarła pupę chusteczką i założyła świeżą pieluchę.
- Boże… Nigdy się tego nie nauczę…- powiedział Harry.
- Nauczysz się, nauczysz. Początki zawsze są trudne - powiedziała siostra - Jak chcesz, przyniosę ci lalkę. Będziesz ćwiczył.
Wzięłam Darcy na ręce, która przestała płakać. Siostra wyszła, nie czekając na odpowiedź Hazzy. Poczułam się bardzo rozbita, więc położyłam się z powrotem do łóżka. Po paru minutach wpadła siostra i podała lalkę Harryemu i powiedziała:
- Proszę ćwiczyć.
To, co Harry wyprawiał z lalką, przechodziło ludzkie pojęcie. Postawił ją na głowie, to trzymał ją za nogę, to za rękę. Siostra zaczęła mu się uważnie przyglądać.
- Wygląda na to, że powyrywa pan wszystkie kończyny dziecku - powiedziała siostra.
Harry się strasznie zdenerwował.
- Ja nie wiem, co ja mam robić!
- Spokojnie - powiedziała siostra. Zrobiła wykład jak należy trzymać dziecko, a jak niewolno. Harry słuchał bardzo uważnie. Kolejne próby wychodziły coraz lepiej. Przyglądałam się temu wszystkiemu, z lekkim przerażeniem.
- Proszę siostry, a co będzie, jak ona będzie głodna?
Siostra zobaczyła przerażenie w moich oczach.
- Jak będzie płakać następnym razem, to proszę mnie zawołać - powiedziała.
Nie minęło piętnaście minut, jak Darcy zaczęła płakać. Harry poleciał po siostrę. Wychodząc, zderzył się z Louisem na korytarzu.
- Jak u was? - usłyszałam tylko pytanie Lou.
 Darcy coraz bardziej zaczynała płakać.  Po krótkim czasie Harry przyszedł z siostrą.
- Co? Głodna jesteś? – zapytała siostra Darcy.
Pokazała, jak mam przystawić ją do piersi, żeby zaczęła jeść. Darcy się przyssała i poczułam łaskotanie. Uśmiechnęłam się. Siostra wyszła, a Harry zapytał:
- Nie boli cię?
- Nie, tylko łaskocze - odpowiedziałam śmiejąc się.
Darcy ssała zapalczywie i w pewnym momencie zasnęła.  W pokoju stała leżanka, na której Harry się położył.
- Harry, zobacz czy gdzieś nie ma jakiejś poduszki i koca - powiedziałam.
Wstał i zajrzał do szafy.
- O, jest - ucieszył się. Wyciągnął poduszkę, pocałował nas i powiedział:
- Dobranoc. Najchętniej, to bym się położył z Tobą.  Ale poszedł na leżankę.
Darcy spała do drugiej. A co za tym idzie, ja też. Zaczęła znowu płakać. Okazało się, że miała mokro. I nie tylko… Wstałam, przygotowałam sobie świeżą pieluchę, położyłam Darcy na przewijaku, zdjęłam brudną pieluchę, wytarłam pupę i założyłam nową.
- Nawet mi to wyszło - powiedziałam do siebie. Mała przestała płakać. Wlazłam z nią do łóżka i poszłyśmy spać dalej. O czwartej mała znowu zaczęła płakać. Przystawiłam ją do piersi. Harry spał jak zabity. Współczułam Ellie. Miała dwóch…
Darcy zasnęła, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Wydawało mi się, że tylko zamknęłam oczy, jak Darcy zaczęła płakać. Spojrzałam na zegarek. Była szósta.
- Boże, to tak będzie co dwie godziny?! - pomyślałam.
Oczywiście pielucha była pełna, więc udało mi się ją nawet szybko przewinąć,  ale Darcy darła się nadal.
- Co ci jest? - zapytałam. Przystawiłam ją do piersi, a ona zaczęła jeść. Zapanowała błoga cisza. Drzwi się otworzyły i wpadła siostra.
- Dzień dobry, jak tam noc? – zapytała - Ile razy było karmienie?
- Już sama nie wiem - odpowiedziałam.
Harry się obudził.
- O! Tatuś się obudził - powiedziała siostra. Darcy zasnęła, a siostra ją zabrała - przyniosę ją za półgodziny. Proszę się przespać.
Gdy wyszła, zamknęłam oczy i natychmiast odjechałam. Obudził mnie płacz małej. Harry trzymał ją na rękach i nie za bardzo wiedział, co ma zrobić.
- Sprawdź pieluchę - powiedziałam.
- Nie muszę sprawdzać… Pachnie.
- No to zmień.
- Ale ja się boję…
- Przecież widziałeś, jak siostra zmieniała pieluchę.
- Ale ja się boję.
Wyskoczyłam z łóżka i powiedziałam:
- Patrz.
Przygotowałam wcześniej pieluchę, wzięłam Darcy rozwinęłam ją z brudnej pieluchy, wytarłam, nakremowałam i zawinęłam.
- Widziałeś?
- Jak to robisz, wydaje się to proste.
- Następnym razem ty przewijasz.
Wzięłam Darcy i przystawiłam do piersi zaczęła jeść. Drzwi się otworzyły i wszedł doktor Jan.
- Jak tam młoda mama i młody tatuś?
Popatrzył  na kartę i powiedział:
- Trzeba będzie jeszcze przeprowadzić dalsze badania…. Jeszcze dzisiaj pani nie wypuścimy.
Gdy doktor wyszedł, zajrzał do nas Louis.
- Jak tam u was noc?- zapytał.
- Dobrze - odpowiedział Harry.
- Komu dobrze, temu dobrze - odburknęłam.
- Co? Źle ci się spało? - zapytał zdziwiony Harry.
- Eh… Co ty wiesz o dzieciach…- skwitował Louis.
- No, ale o co chodzi? Ja spałem całą noc.
- Pewnie sobie wsadziłeś wtyczki w uszy i smacznie spałeś - powiedział Lou. Widać było, że jest zmęczony.
- Co? Chłopcy nie dali spać? - zapytałam.
- Daj spokój… Jak się jeden budził, to drugi spał. Efekt był taki, że nie mogliśmy spać. A wasza nie płakała?
- Płakała,  ale dawałam cyca i szła spać…
Louis się zaśmiał.
- Tobie to dobrze. Masz jedną. Ellie jest ledwo żywa…
- Ale odchowacie dwójkę i będziecie mieli spokój.
- Nie wiem …. Mi się marzy czwórka…
- No, to jeszcze raz załatwisz bliźniaki i będzie czwórka.
Chłopcy zaczęli się śmiać.
- Jestem taki zmęczony, że chyba pojadę do domu, się przespać - powiedział Louis.
- I co, zostawisz ją samą z chłopakami? Po prostu się połóż i prześpij.
- A która to w ogóle jest godzina ?
- Dziewiąta.
- Jakieś śniadanie, to dadzą?
- Może dadzą… Powinni.
Do pokoju zajrzała siostra.
- Jest pan potrzebny u siebie - powiedziała do Louisa.
- Już biegnę - odpowiedział i wybiegł.
Około dziesiątej przyjechali Liam z Danielle.
- No i się wydało - powiedziała Danielle, wchodząc do nas.
- Co się wydało? - zdziwił się Harry.
- W telewizji na wszystkich programach, w radiu, wszędzie trąbią, że macie dzieci! Pod szpitalem pełno reporterów… Zastanawiam się, jak my wyjdziemy…
- Na razie przyszliście. Mówcie, co mówią w telewizji - zarządziłam.
- Nawet był wywiad z jakąś pielęgniarką. Powiedziała, że Harryemu urodziła się córeczka, a Louisowi bliźniaki - powiedział Liam.
- Ciekawa jestem, która to pielęgniarka miała taki długi język - powiedziałam i zaczęłam się zastanawiać.
Harry włączył telewizor. Na MTV na pasku leciało:
W One Direction, wczoraj urodziła się trójka dzieci.
 Szczęśliwymi tatusiami są Harry Styles i Louis Tomlinson.
Harryemu urodziła się córeczka, a Louisowi bliźniaki płci męskiej.
Co dalej z zespołem, czy się nie rozpadnie?
Przetrwa? Kto następny?
Spróbujemy się tego dowiedzieć! Oglądajcie nas!
 Wkrótce coś na ten temat powiemy!
- No cóż... Trzeba będzie zorganizować konferencje prasową - powiedziałam do Danielle.
- Może poczekać, aż wyjdziecie ze szpitala?
- Nie ma co czekać.
- Co z tym śniadaniem? - przerwał nam Harry.
- Idź do siostry i zapytaj się co z badaniami i co ze śniadaniem - powiedziałam. Za chwilę już go nie było. Darcy sobie smacznie spała.
- Jaka ona słodka - powiedziała Danielle, przyglądając się Darcy - A co u Ellie? Nie wiesz?
- Nie spali całą noc. Louis wpadł rano. Widać było, że miał zarwaną noc. Powiedziałam mu, żeby się położył i przespał.
Drzwi się otworzyły i wpadła pielęgniarka.
- Strasznie panią przepraszam! Zupełnie zapomniałam, że mam pani pobrać krew. To wszystko przez tych reporterów - powiedziała.
- Jakich reporterów? - udałam, że nie wiem.
- Spadli tutaj na nasz oddział, jak jakaś horda wilków i pytają się o państwa.
- A nie wie pani, skąd oni wiedzą o tym, że tu jesteśmy?
- Jedna z dziewczyn się wygadała. Już tu nie pracuje. Doktor Jan się wściekł, jak się dowiedział i ją zwolnił.
Harryego nie było.
- A gdzie jest mój mąż? - zapytałam.
- Dopadli go ci reporterzy,  ale nic im nie chce powiedzieć.
Za chwilę wpadł Harry.
- To koszmar! – powiedział - powinniście wezwać ochronę szpitala, żeby ich odgonić!
- Ja zaraz to załatwię - powiedziała Danielle i wyszła.
- Chcesz potrzymać, Darcy? - zapytałam.
- A mogę? - popatrzył na Harryego.
- No pewnie, że możesz- odpowiedział Hazza.
Liam podszedł do mnie.
- A jak to się bierze?
- Nie „to”, a Darcy, a po drugie zagnij rękę. Zaraz ci ją położę.
Liam posłusznie wykonał polecenie. Włożyłam mu Darcy do rąk. Był bardzo przerażony.
- Jeszcze takiego maleństwa nie trzymałem, ale słodka.
Darcy się obudziła i patrzyła z zaciekawieniem tymi swoimi granatowymi oczkami na Liama. Siostra podeszła do mnie i zaczęła pobierać mi krew. Harry pobladł i z wrażenia musiał usiąść.
- Harry, co ci jest? - zapytałam.
- Nie lubię widoku krwi - odpowiedział.
- Taki tatuś wrażliwy? - zaśmiała się siostra.
- Zdarzają się tacy ludzie - powiedziałam.
- Dzięki Bogu, że pan na porodówce nie zemdlał.
- Nie wiele brakowało - odpowiedział jej Harry.
Siostra zakończyła pobierać krew i powiedziała:
- Zaraz przyniosę państwu śniadanie.
Usłyszeliśmy, że jedzie wózek i siostra wniosła talerze.
- To dla mamusi, a to dla tatusia.
U mnie na talerzu leżały trzy kawałki szynki i do tego było masło i chleb. Harry dostał jeszcze pomidora i żółty ser.
- To niesprawiedliwe - powiedziałam.
- Mamusiu, tobie nie wolno jeść tego co chcesz, bo karmisz. Możesz jeść tylko to, co ci pozwolą - powiedziała siostra.
Przypomniałam sobie, że w książce, którą czytałam, było coś na ten temat. Mogłam jeść tylko warzywa i to też nie wszystkie,  ale gotowane, czosnku nie wolno było wcale, żółtego sera też nie. Zrobiło mi się smutno.
- Żeby ci nie było smutno, to nie będę jadł żółtego sera, ani pomidora - powiedział Harry.
- Ale przecież pan nie karmi i może pan jeść. Mamusia może jeść tylko lekko strawne rzeczy, żeby mała dała wam spać w nocy. Żeby nie miała kolki.
Darcy zaczęła płakać na rękach Liama w momencie, kiedy zaczęłam jeść śniadanie.
- Ale wyczucie chwili… Niech pani je - powiedziała i przewinęła ją.
Darcy przestała płakać i znowu wylądowała na rękach Liama, gdzie zasnęła.
- Wujek ci nie da zrobić krzywdy - powiedział Liam.
- A czy ktoś chce zrobić jej tutaj krzywdę? - zapytała siostra.
- Gdzie ta Danielle? - zaczął się zastanawiać Liam.
- Pewnie wyda krótkie oświadczenie, ale zaprosi na konferencje prasową - powiedziałam.
Po piętnastu minutach wróciła Danielle.
- Musiałam wydać oświadczenie…
- I zaprosić na konferencje prasową? - wtrącił Liam.
- A skąd wiesz? - zdziwiła się.
- Megan, powiedziała.
- Najlepiej będzie, jak się pojawicie we dwóch, albo cała piątka - powiedziała Dani.
- O której zwołałaś tą konferencje prasową? - zapytałam.
- Na piętnastą.
- A gdzie?
- W MTV.
- Znowu tam? - zaczął narzekać Liam.
- Zaproponowali salę konferencyjną za darmo, więc skorzystałam.
Popatrzyłam na telewizor. Na pasku:
Konferencja prasowa zespołu One Direction o godzinie 15.00!
Oglądajcie nas koniecznie!
- Widzisz, dlaczego za darmo? Wzrośnie im oglądalność. Reszta będzie mogła zrobić zdjęcia - powiedziałam.
- No, zobaczymy - powiedział Harry - Będziesz mogła zostać sama? - zapytał, gdy Liam z Danielle już wyszli.
- No, przecież nie zostaję w domu sama,  ale w szpitalu. Są przecież tutaj siostry do pomocy. Jak chcesz, to możesz jechać do domu, żeby się wyspać.
- Przecież się wyspałem. Nawet nie słyszałem, kiedy mała płakała. Po konferencji przyjadę z powrotem.
- To jedź do domu, przebierz się. Będziesz mógł się wykąpać i zabierzesz chłopaków na konferencję.
- Może zabiorę Louisa do domu…
- A widziałeś już chłopców Lou?
- Tak, zajrzałem tam. Darcy jest większa niż oni.
- No, bo ich było dwóch w brzuchu, a ona jedna – powiedziałam - miała trochę więcej miejsca, żeby się rozwinąć. Będę was oglądała w telewizji – powiedziałam - spiszcie się jak najlepiej. Wiecie, co macie mówić i dacie na pewno radę.
  Zadzwoniła Danielle, że przyjadą po Hazzę i Lou. Powiedziałam, że lepiej będzie, jak chłopaki pojadą do domu i się przebiorą.
- Dobrze, to Duży Bo zaraz przyjedzie. Niech zjadą na parking podziemny.
- Najlepiej będzie, jak Bo zadzwoni, kiedy będzie na dole, bo niewiadomo, kto się na tym parkingu kręci.
- Masz rację. Wszystko mu zaraz przekażę.
Po następnych piętnastu minutach, zadzwonił telefon Harryego. Dzwonił Duży Bo, że jest już na dole.
Harry podszedł do mnie, pocałował mnie, potem Darcy.
- Niedługo wrócę - powiedział i wyszedł. Darcy krótko po tym zaczęła płakać.
- Nie płacz maleńka. Tatuś wróci - powiedziałam i przytuliłam ją do siebie. Po pewnym czasie przestała płakać i zasnęła. Przyszła siostra i coś wpisała do karty.
- Siostro, czy mogłabym odwiedzić przyjaciółkę na przeciwko?
- Zaraz zobaczę, czy nie śpi - powiedziała i wyszła.
Po chwili wróciła z wózkiem.
- Zawiozę panią - powiedziała.
- Przecież to dwa kroki.
- Nie ma mowy. Zawiozę panią.
- Czy badania źle wyszły? - zapytałam.
- Nie, w porządku.
- To dlaczego nie mogę iść o własnych siłach?
- Lepiej będzie, jak panią zawiozę - powiedziała.
Usiadłam na wózku, podała mi Darcy i wypchnęła mnie na korytarz.
Otworzyła drzwi i wjechałam do pokoju Ellie.
- Moje gratulacje - powiedziałam.
- Nawzajem, nawzajem - odezwała się Ellie - pokaż mi to swoje słoneczko!
Ellie właśnie karmiła jednego z maluchów, a drugi spał.
- Proszę siostry proszę go położyć do łóżeczka. Pokaż mi ją, pokaż! - poprosiła Ellie, kiedy siostra zabrała chłopaka. Podałam Ellie Darcy, która smacznie spała.
- Jaka ona śliczna! Oj, chyba będzie miała dołeczki po tatusiu. Harry się jej nie wyprze! Zdarta skóra z tatusia - powiedziała. Wybuchłyśmy, cichym śmiechem, żeby nie budzić chłopaków.
- Jak się miewasz? - zapytałam Ellie.
- Nie wyspana…- odpowiedziała - Jak jeden się budził na jedzenie, to drugi spał, jak ten się najadł, to drugi się budził i płakał, że jest głodny… To było straszne.
Na potwierdzenie tego, co powiedziała, obudził się drugi i zaczął rozpaczać.
- Tak było całą noc - powiedziała Ellie - Louis był biedny, bo nie zmrużył przez całą noc oka.
- A propos Louisa. Zaraz zacznie się konferencja. Oglądamy?
- Szybko włączaj telewizor! - powiedziała Ellie.
- Gdzie masz pilota?! – spytałam - A, tutaj leży…
Eleanor włączyła telewizor i przełączyła na MTV. Na pasku leciało:
Za chwilę konferencja One Direction z naszego studia.
Zostańcie koniecznie z nami!
Minęły reklamy i pojawił się nagłówek: Konferencja prasowa One Direction.
Pojawił się na ekranie stół, przy którym na razie nikt nie siedział. Po chwili do sali weszli chłopcy razem z Danielle. Wszyscy zasiedli za stołem i Danielle zaczęła:
- Dzień dobry państwu. Witam państwa na konferencji prasowej One Direction. Zebraliśmy się tu, aby zawiadomić państwa o bardzo wesołej nowinie, jaka zaistniała wczoraj. Urodziły się Louisowi bliźniaki, a Harryemu córka. Jeżeli państwo macie jakieś pytania do zespołu, to proszę pytać.
 Danielle wskazała jednego z reporterów, który wstał i się przedstawił.
~ Nic do tej pory nie było wiadomo, że panowie spodziewacie się dzieci. Dlaczego utrzymywaliście to w tajemnicy?
Harry nachylił się do mikrofonu i powiedział:
- To, że spodziewałem się dziecka, nie oznaczało, że muszę to oznajmiać całemu światu. Czy nie uważa pan, że jest to prywatna sprawa, nie związana z zespołem?
Reporter usiadł jak nie pyszny.
~ Jak ma na imię pana córeczka?~ zapytała następna osoba, która została dopuszczona do głosu.
- Darcy.
~ A kto jest matką?~ padło pytanie z sali.
- Jak kto, kto? Moja żona.
Zapanowało milczenie. Niall nie wytrzymał i wybuchł śmiechem, co zaraziło pozostałych.
~ Co pana tak rozśmieszyło?~ zaczęła się bronić osoba, która pytała wcześniej.
Kamera najechała na prawą rękę Harryego, ukazując obrączkę.
~ Trzeba przyznać, że państwo się dobrze maskowaliście, a kiedy nastąpił ślub i gdzie?
- Ślub braliśmy w Warszawie w Polsce. Trzydziestego pierwszego lipca, zeszłego roku - powiedział dumnie Harry.
~ Jak się czują matka i córka?~ padło następne pytanie do Hazzy.
- Czują się bardzo dobrze. Dziękuję.
~ Ja mam pytanie do pana Tomlinsona. Rozumiem, że matką pana dzieci jest Eleanor Calder.
Louis wziął mikrofon i powiedział:
- Eleanor Tomlinson jest matką moich dzieci - powiedział z nutką ironii Louis.
Zerknęłam na siedzącą obok mnie Ellie. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale oglądała dalej.
Po sali przeszedł pomruk. I tak jak z Harrym, kamera najechała na prawą rękę Louisa, który też miał obrączkę.
~ A kiedyż, to pan brał ślub?
- Tego samego dnia, tylko półtorej godziny wcześniej niż Harry.
~ A gdzie?
- Też w Warszawie.
~ Czy to było specjalnie umówione?
- Tak. Zdecydowaliśmy się na ślub jednego dnia - powiedział Liam.
Znowu zapanowała konsternacja. Kamera znów najechała na rękę. Tym razem Liama, który także miał obrączkę. Potem kamera przejechała na rękę Zayna i Nialla, którzy nie mieli obrączek.
~ Rozumiemy, że panowie się nie ożenili~ zwróciła się jakaś dziennikarka do Nialla i Zayna.
- My jeszcze nie - odpowiedział Zayn - Na razie jesteśmy wolni.
- Ja nie - powiedział Niall.
~ Co pan chce przez to powiedzieć?
- Jestem zaręczony.
~ Czy pańska wybranka jest Polką?~ padło pytanie do Nialla.
- Wolałbym to zostawić w tajemnicy - odpowiedział Niall.
~ A kiedy planuje pan ślub?
- Dowiecie się państwo kiedy indziej.
~ Czy dowiemy się tak jak o ślubie Harryego i Louisa?
- Zapewne wcześniej - odpowiedział Niall.
~ Jak panowie, widzicie przyszłość zespołu?
- To nie ma nic wspólnego z zespołem - odpowiedział Liam - zespół trwa i będzie trwał dalej. Nagrywamy nowe piosenki, wydaliśmy płytę, nie dawno odbyła się trasa koncertowa. Nie widzimy powodu, żeby z powodu małżeństw i dzieci, mielibyśmy się rozchodzić.
~ Pan się też ożenił. Kim jest pańska wybranka? Czy to Danielle?
- Tak, jestem żoną Liama- odpowiedziała Dani.
~ Też w Polsce braliście ślub?
- Tak.
~ Tego samego dnia?
- Tak. Czy są jeszcze jakieś pytania?
~  Kto jest wybranką Harryego?
- Pozwólcie państwo, że zostanie to tajemnicą - powiedział Harry lekko wkurzony.
- Oj, oj – powiedziałam - zaraz Harry wybuchnie, jak zadadzą jakieś kretyńskie pytanie.
- Czy są jeszcze jakieś pytania?
~ Rozumiem, że żyjecie w komunie. W jednym budynku.
- To nie jest komuna, ani żadna sekta. Po prostu jako zespół jest nam wygodnie - powiedział zdenerwowany Liam.
~ Czy jest pan pederastą?~ zapytała Zayna jakaś kobieta.
- Nie rozumiem pytania - odpowiedział.
~ Czy jest pan gejem?
- Zaręczam panią, że nie! - powiedział zagłuszany, przez ryk chłopców.
- Dziękujemy państwu. Na tym konferencję skończymy. Pozdrawiamy wszystkie nasze fanki i naszych fanów. Do zobaczenia na kolejnej trasie koncertowej, która odbędzie się w lipcu - powiedziała Danielle.
Na tym skończyła się konferencja.
- No, ciekawa jestem teraz, jak ich będą witać fanki…- powiedziałam.
- No, pewnie największe branie, to będą mieć Niall z Zaynem… Chociaż Niall zdradził, że jest zaręczony…
- Fankom, to nie przeszkadza… Będą robić wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- Pewnie, większe branie będzie miał Niall niż Zayn.
Dzieci były na tyle taktowne, że nie płakały w czasie konferencji, a gdy konferencja się skończyła, cała trójka zaczęła ryczeć.
- Popatrz! Cała trójka wysłuchała konferencji! - powiedziała Ellie.
Wzięłam Darcy i sprawdziłam, czy ma mokro.
- Ellie, pożycz mi pieluchę, bo Darcy się zsikała.
- To chyba z wrażenia, że zobaczyła tatusia. Tam leżą pieluchy.
Przewinęłam Darcy, a ta nadal się darła.
- No tak… pewnie jest głodna - stwierdziłam.
Przystawiłam ją do piersi, Ellie obydwu chłopaków do obydwu piersi i tak siedziałyśmy, gdy drzwi się otworzyły.
- Witam piękne panie! Z naszym żłobkiem - powiedział Lou wchodząc.  Harry wszedł za nim.
- Oglądałyście? - zapytał Harry.
- Już gorszych kretynizmów nie mogli mówić - stwierdziła Ellie - bardzo jestem ciekawa, co jutro będzie w prasie…
- Pewnie jakieś bajki, wyssane z palca…- powiedziałam - Darcy zasnęła, więc idę się przespać. Harry, możesz mnie zawieść do pokoju?
Wyjechaliśmy z pokoju.
- Zapraszamy z wizytą do nas- rzuciłam do Louisa i Ellie. Zaczęliśmy się śmiać.
- Ale wam wesoło - powiedział doktor Jan, który szedł w kierunku naszych pokoi.
Otworzył drzwi, Harry  wepchnął wózek z nami do środka.
Doktor popatrzył na moją kartę i powiedział:
- Bardzo dobrze. Jutro będzie pani mogła wyjść do domu.
- A nie mogę dzisiaj?
- Chciałbym, żeby pani się jeszcze wyspała.
- I tak i tak nie spałam…
Doktor zaczął się śmiać.
- No, tak. Karmienie na żądanie, tak? Powtórzymy jeszcze wieczorem badania, które miała pani dzisiaj i jeżeli wyjdą dobrze, to wyjdzie pani jutro - powiedział i wyszedł.
- Wolałabym już pójść do domu - powiedziałam do Harryego.
- Ja też - odpowiedział.
- Trzeba będzie załatwić jakiegoś pediatrę, który będzie miał małą na oku. Muszę porozmawiać z doktorem Janem, żeby nam polecił kogoś dobrego…
Harry wziął Darcy na ręce, a tej się odbiło i puściła pawia prosto na szarą marynarkę Hazziego
- Oj, nie ładnie, nie ładnie panienko. Tak tatusia pobrudzić!
- Dobrze, że cię nie obsiusiała jeszcze.
Wybuchłam śmiechem. Harry stał na środku i nie wiedział, co ma zrobić.
- Daj mi ją i idź do łazienki. Zetrzyj to papierem toaletowym. Tylko nie wcieraj za bardzo, a potem to spierz.
Harry podał mi Darcy i pobiegł do łazienki.
- Mydłem to sprać? - krzyknął.
- Na razie spróbuj samą wodą.
Po pół godzinie wrócił. Marynarka była cała mokra.
- To chyba będzie można ją wyrzucić - powiedziałam.
- Jak to?! Przecież to moja ulubiona marynarka!
- Kupisz sobie następną - powiedziałam.
Telewizor w naszym pokoju grał i na MTV leciał program o One Direction. Od powstania do dzisiejszej konferencji. Ze zdjęciami nas wszystkich. No poza dziećmi…
- Patrz! Jednak połączyli nas - powiedziałam.
- Mają szczęście, że połączyli mnie z tobą, a nie z jakąś inną dziewczyną…- odpowiedział.
Darcy zasnęła i poczułam się strasznie zmęczona.
- Hazzie, muszę się przespać. Wybaczysz mi?
- Śpij. Przebiorę się w t-shirta i zaopiekuję się małą - powiedział.
Zdjął koszulę.
- A może będę chodził bez?
- Nie wiem, co na to pielęgniarki…- odpowiedziałam, kładąc się do łóżka.
Założył szybko t-shirta, przysunął sobie łóżeczko Darcy i zaczął coś cicho nucić. Zasnęłam natychmiast.  Obudziło mnie jakieś szuranie. Harry jeździł wózeczkiem w tę i z powrotem. Darcy nie spała. Miała otwarte oczy i patrzyła cały czas w sufit.
- Co? Płakała?
- No właśnie, żeby nie płakała, to ją wożę…
- Która godzina?
- Wpół do ósmej.
W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka.
- Przyszłam pobrać krew.
- Krwiopijca - powiedział Harry - Tak moją żonę?!
- To może panu pobiorę, za żonę?
- Bardzo chętnie. Wyrażam na to zgodę - powiedziałam.
- NIE! Ja nie wyrażam zgody na zamianę - zaprotestował Harry.
- To, co mamy Darcy pobrać?
Krzyknęliśmy oboje:
- NIE!
Siostra zaczęła się śmiać. Nastawiłam rękę. Piorunem się wbiła, pobrała i wyszła. Po godzinie wróciła z wynikami. Wpisała do karty i życzyła nam dobranoc. Darcy leżała koło mnie.
- Jak wy słodko wyglądacie! Zrobię wam zdjęcie - powiedział i wyciągnął mój aparat. Narobił sporo zdjęć.
-  Skończ pan!
- To ja pójdę jeszcze do Louisa i Ellie. Zrobię im parę zdjęć, dobrze?
- Dobrze.
Po paru minutach wrócił i pokazał mi zdjęcia. Uśmiechnięty Louis z dwójką na rękach, poważna Ellie z dwójką na rekach, Louis z jednym, a Ellie z drugim, zapatrzeni siną w dal.
Wybuchłam śmiechem.
- Super są! - powiedziałam.
Wzięłam aparat i kazałam Harryemu wziąć Darcy na ręce.
- Na stronę internetową są zdjęcia - powiedziałam.
- A ja myślałem, że do albumu.
- To, też.
Pstryknęłam parę zdjęć, na co wszedł doktor Jan.
- Widzę, że jest sesja zdjęciowa – powiedział - czy ja też mogę mieć zdjęcie z moją ulubioną pacjentką i jej córeczką?
Harry zrobił zdjęcie i obiecaliśmy, że prześlemy doktorowi na skrzynkę.
- Chciałem państwu powiedzieć, że mogę państwa teraz wypisać, jeśli państwo chcą.
- Oczywiście już idziemy, a Ellie z Louisem też zostają wypisani?
- Jeszcze nie. Muszą poczekać do rana.
- Panie doktorze, czy mógłby pan polecić jakiegoś dobrego pediatrę?
- Doktor Stevenson jest dobry.
- Który to? - zapytałam.
- Ten, który był przy porodzie. Ten, który przyjmował Darcy na świat. Mogę go zapytać, jeśli państwo chcecie, czy by się państwem nie zaopiekował, a zwłaszcza Darcy.
- Bardzo bym prosiła, panie doktorze, bo Darcy musi być pod opieką lekarską.
Doktor wyszedł z pokoju. Zaczęliśmy się pakować. Harry siebie, ja siebie.
- Poczekaj, zadzwonię po Dużego Bo, żeby po nas przyjechał - powiedziałam do Harryego.
Wybrałam numer do Dużego Bo i gdy się odezwał, powiedziałam:
- Cześć Duży Bo, czy nie zabrałbyś nas ze szpitala?
- Kiedy?
- No… Jak najszybciej…
- Jak to?! Wychodzicie już?!- krzyknął w słuchawkę i usłyszałam w jego głosie lekkie przerażenie.
- Doktor powiedział, że możemy już wyjść.
- Dobra, już jadę - I usłyszałam jak Duży Bo krzyczy:
- NIALL, SPRZĄTAJ, BO WRACAJĄ!!!
No tak…- pomyślałam - Niall zapewne zrobił bałagan, a biedna Danielle nie mogła sobie dać z nim rady.  Niall zawsze potrafił ją rozbroić i zawsze się kończyło, że ustępowała. Nialla trzymała tylko krótko Ellie i od czasu do czasu Liam. Wyobraziłam sobie biegającego Nialla i sprzątającego bałagan i zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - usłyszałam pytanie Hazzy.
- Bo, kiedy Duży Bo odkładał słuchawkę wrzasnął: NIALL, SPRZĄTAJ, BO WRACAJĄ!!! Wyobraziłam sobie Nialla, wpadającego w panikę i biegającego po domu, z różnymi częściami garderoby w garści…
Harry dostał ataku śmiechu.
- Zupełnie, jak jego mama miała przyjechać. Chciała zrobić synowi niespodziankę i nie zapowiedziała wizyty i przyleciała do Londynu. Zadzwoniła z lotniska, że jest i że będzie za półgodziny, bo jedzie taksówką. Nigdy w życiu nie widzieliśmy tak zdenerwowanego Nialla - odpowiedział Harry - W ciągu pięciu minut przeleciał cały dom, pozbierał wszystkie swoje ciuchy i schował gdzieś. Potem nie mógł znaleźć swoich rzeczy. Mam wrażenie, że do tej pory niektórych jeszcze nie znalazł… Parsknęłam śmiechem. Spakowałam ostatnią rzecz, przebrałam się w ubrania i czekaliśmy na telefon od Dużego Bo. Duży Bo po piętnastu minutach zadzwonił.
- Strasznie was przepraszam,  ale straszne były korki…
- Już idziemy.
Wzięłam Darcy na rękę i zeszliśmy na parking.
Czekał tam na nas Duży Bo przy windzie. Darcy była zapakowana bardzo szczelnie w pieluchę i w kocyk, więc jej nie było widać.
- Nic nie widać! - powiedział Duży Bo, patrząc mi na ręce.
- Zobaczysz w domu - powiedziałam wsiadając do samochodu. Harry usiadł koło mnie i ruszyliśmy do domu.
Podejrzanie długo jechaliśmy do domu przez jakieś opłotki…
- Duży Bo, czemu nie jedziesz normalną drogą? - zapytał Harry.
- Bo oni muszą posprzątać w tej chałupie!
- No nie mów, że przez dwa dni tak nabałaganili! - powiedziałam zdenerwowana.
- No, nie no… Przez jeden. Nie spodziewali się, że dzisiaj wyjdziecie, dlatego muszę was obwieść po mieście.
Po solidnej godzinie dojechaliśmy do domu. Widać było w domu, wielkie poruszenie. Gdy podjechaliśmy, Duży Bo zatrąbił. W salonie zgasło światło. Wjechaliśmy do garażu i wysiedliśmy.  Weszliśmy po schodach na górę do salonu. Gdy otworzyłam drzwi, światło się zapaliło i usłyszeliśmy:
- NIESPODZIANKA!!!
Darcy się przyglądała sufitowi. W salonie wisiał naprzeciwko wejścia duży transparent z napisem:
WITAMY NOWYCH CZŁONKÓW RODZINY ONE DIRECTION!!!
Zaczęłam się śmiać. Było bardzo dużo balonów i kolorowych serpentyn.
- A gdzie Ellie z Lou? - zapytał Zayn.
- Zostali jeszcze w szpitalu. Jutro wyjdą - powiedział Harry.
- Przepraszamy, że sami jesteśmy. Już sobie idziemy - powiedziałam.
- GDZIE?! - krzyknęła Danielle.
- No…. Sama nie wiem - powiedziałam.
- Zayn, ty idioto, co ty gadasz?! - krzyknął Liam z Kazikiem razem.
- Proszę się nie wyrażać tak brzydko przy dziecku - powiedział poważnie Harry.
- Nawiedzony tatuś, nawiedzony tatuś - krzyczał Niall.
- Nie wrzeszcz tak! - powiedziała Danielle.
- Dobrze. Już idę z małą na górę, a wy się tu bawcie - powiedziałam i poszłam w kierunku schodów.
- Już będziemy grzeczni, tylko zostań tutaj i pokaż nam ją - rzucił się Niall na kolana - Liam się tak zachwycał waszą córeczką! My też chcemy zobaczyć!
- Przebiorę ją i zejdę na dół po warunkiem, że będziesz cicho - powiedziałam do Nialla.
-  Jak chcesz, to się zaknebluję.
- Zgoda - powiedział Harry - Zrobię to osobiście.
- No, już uspokójcie się.
Poszłam na górę. Weszłam do pokoju małej, a tam było pełno balonów i transparentów: WITAJ DARCY!, WITAJ NA ŚWIECIE!!!.
Podeszłam do łóżeczka i pokazałam Darcy jej łóżeczko.
- Widzisz, to jest twoje łóżeczko. To jest twój pokój. Mamusia z tatusiem będą spać za ścianą, a ty tutaj.
Darcy się jakoś napięła i wiedziałam, że pielucha jest już pełna. Podeszłam do przewijaka, zanim zdążyła zacząć płakać. Rozebrałam ją, zdjęłam pieluchę.
Gdzie są te chusteczki?! – pomyślałam - Miały być pod ręką…
Dzięki Bogu do pokoju przyszedł Harry.
- Nie wiesz, gdzie są mokre chusteczki? Miały być tutaj…
- Nie wiem…. Stały tutaj.
- Daj mi jakąś inną chusteczkę, tylko żeby była mokra.
Harry pobiegł do naszego pokoju i za chwile był z powrotem.
Przyniósł płatki kosmetyczne i w szklaneczce ciepłą wodę.
- Tylko to mi przyszło do głowy…- powiedział.
Umyłam pupę, po czym nasmarowałam kremem i powiedziałam do Harry'ego:
- To teraz ty zawijaj.
Harry popatrzył na mnie z przerażeniem.
- JA?!
- Ty. Kiedyś się musisz nauczyć. Ćwiczyłeś na lalce, to teraz przewijaj swoją córkę.
Był naprawdę przerażony.
- Ale ja mam zimne ręce…
- Pokaż.
Dotknął mojego policzka. Wcale nie były zimne.
- Nie ściemniaj mi tutaj – powiedziałam - No, już. Ojczulku, do roboty!
Harry podszedł do przewijaka.
- A gdzie są pieluchy?
- No, przecież masz je pod ręką, tylko piętro niżej.
Nachylił się po pieluchy i dostał kopa od Darcy.
- AUA! Ładnie to tak własnego tatusia?!
Dostałam ataku śmiechu.
- To za to, że tak długo przewijasz- wydusiłam z siebie.
Podłożył pieluchę po pupę i całkiem nieźle mu to wyszło.
- Teraz trzeba zapiąć. Tu są agrafki.
- A nie ukłuję jej?
- Jak ukłujesz, to poczujesz.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
- To teraz załóż jej ten śpioszek.
Podałam jeden ze śpioszków, który wyciągnęłam z szafy.
- Ja nie umiem!
- To podnieś ją do góry.
Założyłam szybko na nóżki nogawki i powiedziałam:
- Kładź ją, a ja podłożę pod plecki śpiochy.
Ułożyłam odpowiednio śpiochy. Harry położył Darcy na przewijaku i za chwilę Darcy była ubrana. Wyglądała w tym śpiochu prześlicznie.
- Do twarzy ci w tym śpiochu – powiedziałam - jeszcze cię poczeszemy.
Wzięłam miękką szczotkę, pogładziłam Darcy po główce.
- To idź teraz do tatusia…-  i podałam ją Harry'emu - Zasuwaj na dół. Ja zaraz przyjdę. Tylko ostrożnie na schodach.
Harry poszedł, a ja złapałam pieluchę i zamoczyłam ją. Zrobiłam porządek i poszłam na dół. Darcy już była na rękach Liama. Niall zazdrośnie patrzył,  ale Liam powiedział:
- Ona ciebie jeszcze nie zna,  ale wujka Liama już zna. Z obcymi się nie zadaje.
- Hej, mała. Poznamy się? Kto mnie przedstawi? - rzucił do tyłu.
Harry dumny jak paw podszedł do Liama, zabrał Darcy i zaczął chodzić dookoła.
- To jest ciocia Danielle, to jest wujek Niall, to jest wujek Zayn, to jest wujek Kazik, a to jest wujek Duży Bo. Widzisz, jaką dużą masz rodzinę?!
 Wszyscy wybuchli śmiechem, a Darcy się wystraszyła i zaczęła płakać.
Harry stał i nie wiedział za bardzo, co zrobić. Podeszłam do niego, zabrałam Darcy i powiedziałam:
- Darcy, kochanie nie można tak. Zestresowałaś wszystkich wujków i ciocię. Darcy się trochę uspokoiła i Niall powiedział:
- Ja też mogę ją uspokoić. Ja też mam zdolności, jeżeli chodzi o uspakajanie dzieci.
- Dobrze wiedzieć - powiedziałam.
Wszyscy zachwycali się nią. Wiedziałam, że było to szczere.  Dochodziła dziesiąta, więc wstałam i powiedziałam:
- To teraz idziemy do łóżka, panienko. Mówimy wszystkim dobranoc i idziemy spać.
Poszłam z Darcy na górę i gdy weszłyśmy do pokoju, zaczęła płakać.
- Co ci się nie podoba? Taki śliczny pokój masz i ci się nie podoba?- przemawiałam do niej.
Sprawdziłam pieluchę, ale było sucho.
- Pewnie głodna jesteś, co?
Przeszłam z nią do naszego pokoju, usiadłam na łóżku i zaczęłam ją karmić. Na to wszedł Harry.
- Boski obrazek. Madonna z dzieciątkiem – powiedział - Mogę ci zrobić zdjęcie?
- Nie i nie rozpraszaj jej.
Musiała być bardzo głodna, bo bardzo długo jadła, nim zasnęła. Uśmiechnęłam się do niej. Gdy zasnęła, zaniosłam ją do pokoju, włączyłam walky talky, zostawiłam małą zapaloną lampkę i wróciłam do naszego pokoju.
- Włącz gadacza - powiedziałam do Harryego.
- O czym mówisz?
- No przecież nasza córka, musi przez coś przemawiać.
Harry włączył urządzenie. Panowała cisza.
- Teraz szybko spać, dopóki się nie obudziła - powiedziałam.
Poszłam się wykąpać i wskoczyłam do łóżka. Harry już spał.
No tak… Co ja z nim mam…- pomyślałam.
Po chwili usłyszałam z głośnika rozdzierający płacz. Wyskoczyłam i poszłam do małej.
- Co się stało, maleńka?
Wzięłam ją na ręce i zaczęłam ją tulić, ale nie przestawała płakać.
- Co, znowu siusiu zrobiłaś?
Podeszłam do przewijaka, położyłam, przeczucie mnie nie myliło. Pielucha była mokra. Zmieniłam pieluchę, ponosiłam ją chwilkę i położyłam ją do łóżeczka, dając jej buziaka. Wydawało mi się, że zasnęła, więc zaczęłam się po cichu wycofywać,  ale mała zaczęła znowu płakać.
- Zobacz, tutaj masz misiaczka, przytul się.
Gdy usłyszała mnie, przestała płakać. Pojeździłam kołyską i to ją uśpiło. Ledwo żywa wróciłam do łóżka. Harry sobie smacznie chrapał. Zgasiłam światło i przysnęłam. Obudził mnie znów rozdzierający płacz. Harry się obudził.
- Co się dzieje?!
- Mała płacze - odpowiedziałam.
- Poczekaj, ja pójdę. Ty śpij.
Popatrzyłam na godzinę i było dwie godziny później, jak ją położyłam.
- Nie, ja pójdę – powiedziałam - Ty nie jesteś fabryką mleka…
- Myślisz, że jest głodna?
- Myślę, że tak…
Harry się zaczął cicho śmiać. Wstałam i poszłam po Darcy. Wyjęłam ją z łóżeczka i przyszłam do naszego pokoju. Położyłam się do łóżka, przystawiłam ją do piersi. Gdy kładłam się, Harry się przebudził.
- Co to? Nowa lokatorka do naszego łóżka?
- Niech, zaśnie u nas. Najwyżej ją zaniesiesz z powrotem do łóżeczka - powiedziałam.
Mała tak jadła, jakby nie jadła przez cały dzień. Harry jej się przyglądał. To patrzył na mnie, to na Darcy. Jakoś mu się odechciało spać. W przeciwieństwie do mnie. Gdy usnęła, zabrał ją, a ja od razu zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy, Hazzie wrócił do łóżka. Polka z karmieniem powtarzała się jeszcze tej nocy dwa razy.
- I to tak będzie każdej nocy? - zapytał Harry.
- No, do osiemnastki nie będę jej karmić. Ciesz się, że jest jedna, a nie tak jak u Ellie i Lou…
- Tylko strzelić sobie w łeb - powiedział.
- Myślę, że trzeba będzie im pomóc w jakiś sposób… Bo długo tak nie pociągną.
Przytuliłam się do Harry'ego i zasnęłam. 


* No hej Wam :) Powoli dociera do mnie, że mam bardzo spragnionych nowych, rozdziałów, czytelników :D. Oczywiście jestem z tego bardzo zadowolona :) Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł Wam do gustu ;))
                                                                                                                                            ~Meg