sobota, 18 stycznia 2014

Tam, Taram, Taram.... Oto 95 rozdział Panie i Panowie :D xx

Poszłyśmy na górę rozpakować się. Zeszło się nam do późnego wieczora.  Mama wykąpała Antka, ja Darcy i położyłyśmy dzieciaki spać. Mama uparła się, że będzie spać z dzieciakami, żebym się wyspała. Doskonale wiedziała, że poprzedniej nocy prawie wcale nie spałam. Tej nocy spałam, jak zabita i obudziłam się o wpół do dwunastej.
 -  Już zaglądałam do ciebie -  powiedziała mama, gdy zeszłam na dół -  jak się spało?
 -  Cudownie! -  Odpowiedziałam -  a jak ty spałaś?
 -  Antoś spał całą noc. Darcy obudziła się o wpół do dziewiątej.
 Mały Joe chciał mi przynieść śniadanie, ale podziękowałam i poprosiłam o samą kawę. Dostałam kawę i rogalika, którego chętnie oddałam Niallowi. Mama spiorunowała mnie wzrokiem, ale powiedziałam:
 -  Nie jestem głodna. Za godzinę będzie obiad.
Trochę to poprawiło humor mamie i Małemu Joe. Michała nie było. Pojechał do pracy. Pozostałych chłopaków nie było, więc zapytałam, co u nich.
 -  Lou boli nóżka, a Liam siedzi na górze i rozmawia z Dan.
Za oknem była obrzydliwa pogoda. Lało  jak z cebra.
 -  Zajrzę do Louisa -  powiedziałam.
 -  Już żeśmy się przeprosili, nie martw się -  odpowiedziała mama.
 -  To miłe, że się znów kochacie.
Niall zaczął się krztusić rogalikiem.
 -  Ręce do góry! -  Powiedziała mama.
Niall posłusznie podniósł ręce. Poszłam na górę do Lou. Zapukałam i po usłyszeniu słabego: „TAK”, weszłam. Zastałam go… w łóżku.
- Co ci się stało?
 -  No, przecież nogę mam skręconą…
 -  No gdybyś miał głowę skręconą, to bym ci pozwoliła leżeć, ale przy nodze? Wstawaj. Pokarało cię za Harryego. 
 -  Wiem, że to moja wina i strasznie cię przepraszam, ale nie przypuszczałem, że Harry tak zareaguje…
 -  Czyżbyś go tak mało znał? -  Odparowałam.
 -  No… Trochę się znamy… Był to głupi pomysł.
 -  Przez grzeczność nie zaprzeczę. To był szczeniacki wybryk z twojej strony. Prawie zniszczyłeś mu małżeństwo.
 -  Wiem… Dotarło to do mnie dopiero, gdy zniknęłaś. Wybaczysz mi?
 -  Zastanowię się -  odparłam -  a teraz wstawaj z tego wyra i idź na dół. Pomożemy ci zejść na dół po tych schodach. Mam ci teraz pomóc?
 -  Nie, dam sobie radę, po za tym, nie wiem, co by powiedział Harry, gdyby się dowiedział, że masz mnie ubrać…
 -  Pomagam choremu.
 -  A widzisz? Sama mówisz, że jestem chory.
 -  Nie. Masz przecież tylko nogę skręconą. To nie choroba.
Ktoś zapukał do drzwi.
 -  Megan? Jesteś tu? -  Usłyszałam głos Nialla, który wszedł do pokoju -  o, jesteś. Telefon do ciebie.
 -  Pomóż Lou się ubrać.
 -  Ja? Z tą ręką?
 -  To powiedz Liamowi, żeby przyszedł i go ubrał -  rzuciłam wychodząc z pokoju.
Na schodach zaczęłam się zastanawiać, kto dzwoni. Gdy podeszłam do telefonu, „Halo” wyszło mi jakoś niepewnie.
 -  Cześć Megan -  usłyszałam głos mamy Harryego -  dobrze, że się znalazłaś. Nie powinnaś zostawiać Harryego samego. Ślubowałaś mu na dobre i na złe, prawda?
 -  Tak, prawda, ale on też mi ślubował na dobre i na złe.
Niall, który zszedł do salonu, przypatrywał mi się uważnie.
 -  On odchodził od zmysłów! Poruszył prawie cały świat, żeby cię znaleźć!
 -  Bez powodu go nie zostawiłam -  odparłam.
 -  A jakież to były powody?
 -  Mamo, to nie jest rozmowa na telefon. Po za tym, ja jeszcze nie rozmawiałam z Harrym, więc wybacz, ale najpierw z nim porozmawiam na ten temat.
 -  Jesteś bezczelna! -  Usłyszałam.
Ty też…
- Jeśli tak uważasz… -  odpowiedziałam.
Usłyszałam trzaśnięcie słuchawki. Odłożyłam słuchawkę na bazę, a Niall wpatrywał się we mnie, jak w obrazek.
 -  Nie, patrz tak na mnie -  powiedziałam -  rozmawiałam tylko ze swoją teściową…
 -  Wiem, ale ona chce wam pomóc.
 -  W ten sposób na pewno nie pomoże. Jeśli  następnym razem odbierzesz telefon i ona będzie dzwonić, to powiedz, że mnie nie ma.
- Co się stało? -  Zapytała wchodząc do pokoju, mama.
 -  A nic. Pogaduszki z teściową -  odrzekłam.
 -  Rozumiem, że nie najprzyjemniejsze, sądząc po twojej minie.
Przytaknęłam. Do salonu zszedł Liam niosący Lou.
 -  Louis, nie pieść się tak. Przecież masz zabandażowaną nogę! -  Powiedziałam.
 -  Dał się namówić -  odpowiedział figlarnie Louis.
 -  Nialla też będziesz nosić? -  Zapytała mama.
Niallowi rozbłysły oczy.
 -  No jemu to w nogę nic nie jest -  powiedział Liam.
 -  Lou też nie. Ma tylko skręconą. To nie złamanie. Trzeba mu znaleźć jakąś laskę.
 -  LASKĘ? -  Zainteresował się Louis -  przecież ja jestem żonaty!
- Co? Już wyzdrowiałeś?
Mały Joe gdzieś podreptał. Po chwili przyniósł laskę, a wszyscy ryknęli śmiechem.
 -  Chyba Louisowi nie o taką laskę chodziło -  powiedziała Dominika.
 -  Innej nie mam -  rzucił Mały Joe.
 W tym momencie zadzwoniła moja komórka. Na wyświetlaczu był napis: ELLIE
 -  Słuchaj, nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię słyszę! Nie masz pojęcia jak się denerwowałam, co się z wami stało. Dzwoniłam do ciebie tyle razy, że już myślałam, że zgubiłaś komórkę.
 -  Nie, nie zgubiłam komórki. Miałam ją wyłączoną.
 -  Jak to można mieć wyłączoną komórkę?! -  Usłyszałam z drugiej strony.
 -  Normalnie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
 -  Kiedy wracacie?!
 -  Pewnie za miesiąc.
 -  Dlaczego tak długo?! Co z koncertami?!
 -  Odwołaj.
 - No czyś ty na głowę upadła?!
 - No chyba, że chcesz, żeby z zespołu była tylko trójka.
 -  Jak to?!
 -  Harry z Zaynem są na odwyku. Jak dobrze pójdzie to wyjdą za dwa tygodnie, a jeśli nie, to dopiero po miesiącu. To zależy od nich.
 -  Widziałaś się z Harrym?
 -  Nie.
 -  A rozmawiałaś?
 -  Nie.
 -  Powinnaś.
 -  Czy wszyscy mi muszą mówić, co ja powinnam? -  Zapytałam.
- Co? Nie jestem pierwsza?
 -  Nie, nie jesteś.
 -  A, to przepraszam. A co się w ogóle stało?
 -  Może opowiem ci, jak wrócę, ale mówię może.
 -  No dobrze, to nie będę ci już zawracać głowy. To trzymaj się. Cześć.
Po chwili zadzwoniła kieszeń Lou.
 -  Halo? -  Louis odebrał słuchawkę -  cześć kochanie. Po za tym, że mam skręconą nogę, to wszystko      w porządku. Nie, nie musisz przylatywać. Tak, zajmują się mną. Liam mnie dzisiaj ubrał. Nie, nie jest złamana. Spadłem ze schodów. Nie, nic sobie więcej nie zrobiłem. Moja wina tak. Moja wina. Nie, nie można wyciągnąć Harryego i Zayna. Oni muszą tam być. Tak, przełóż te koncerty, a jak chłopcy? To dobrze. No nie mówię, że dobrze, że nam rujnują chałupę, ale to oznacza, że są zdrowi. Powiedz Tommiemu, że jeśli jeszcze raz tak zrobi, to dostanie lanie. Jak tylko wrócę. Tak wrócę. Za miesiąc. No, może za dwa tygodnie. No przecież Megan ci wszystko powiedziała. No może nie wszystko. Nie powiedziała ci, że zabłądziłem w Warszawie. Tak, jechałem z mamą Megan. Nie słuchałem jej -  mama parsknęła śmiechem -  też cię kocham. Pa, pa.
 -  Rozumiem, że Ellie chciała się dowiedzieć wszystkiego u źródła? -  Zapytała Doma.
 -  No, od Megan się nie dowiedziała, to się dowiedziała ode mnie.
Po krótkim czasie zadzwonił telefon Liama. Liam przeszedł do jadalni, więc nie słyszeliśmy jego rozmowy.  Na głupich tłumaczeniach spędziliśmy dwa tygodnie.  Dziś miało się rozstrzygnąć, czy wyjdą, czy nie.  Od rana byłam zdenerwowana. Tęskniłam już za Harrym bardzo. Rano po umyciu         i ubraniu dzieci, zeszłam na śniadanie, ale było bardzo wcześnie, więc na dole zastałam tylko mamę.
 -  Cześć -  rzuciłam siadając do stołu.
Darcy pobiegła przywitać się z babą.
 -  Później ci coś powiem -  powiedziała mama zerkając na Darcy. Zrozumiałam, że nie chce mówić tego czegoś przy Darcy.
Zjadłyśmy śniadanie i Darcy poszła do Małego Joe, a mama powiedziała:
 -  Harry dziś prawdopodobnie nie wyjdzie. Zayn zresztą też.
 -  Dlaczego? -  Zapytałam.
 -  Psycholog się trochę uparła, że to jeszcze za wcześnie, ale tak sobie pomyślałam, że jak będzie wiadomo, że wyjdzie, to dobrze by było, żebyście na początku byli sami. Rozmowę przerwała nam moja komórka. Na wyświetlaczu zobaczyłam zastrzeżony numer.
 -  Halo? -  Powiedziałam do słuchawki.
 -  Dzień dobry -  usłyszałam damski głos -  z tej strony Paulina Zawadzka. Jestem terapeutą pani męża. Rozumiem, że rozmawiam z panią Styles. Chciałam z panią porozmawiać, czy mogłaby pani do nas przyjechać?
Zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi.
 -  A o co chodzi?
 -  To porozmawiamy, jak pani przyjedzie.
 -  Kiedy mam przyjechać?
 -  Zapraszam nawet dzisiaj.
 -  O której godzinie?
 -  A o której może pani być?
 -  A gdzie państwo się mieścicie?
 -  No, jesteśmy w szpitalu na Barskiej.
 -  No to mogę być w ciągu godziny.
 -  To zapraszam. Pokój 453.
 -  Dobrze, będę.
 -  Gdzie będziesz? -  Usłyszałam głos mamy, gdy się rozłączyłam.
 -  Dzwoniła terapeutyka Harryego. Chce się ze mną widzieć.
 -  No to musisz jechać.
 -  Właśnie się z nią umówiłam. Zajmiesz się dziećmi?
 -  Głupio się pytasz. Pewnie, że się zajmę. Nie zostawię ich samych w pokoju, zamkniętych.
 -  Dzięki. To idę się przebrać i pojadę.
 -  A wiesz gdzie?
 -  Wiem. U Michała w szpitalu.
Poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic, podmalowałam się, przebrałam się elegancko i już byłam gotowa. Ktoś zapukał do drzwi.
 -  PROSZĘ!
Dominika weszła do pokoju.
 -  Słuchaj, muszę jechać na Barską, ale nie wiem, gdzie to jest…
- Co? Ciebie też wezwali?
Doma miała głupią minę. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana.
 -  No, to jedziemy. Ja też jadę.
- Ale żeś się odwaliła.
 -  Nie zawsze rozmawiam z psychoterapeutką mojego męża -  rzuciłam zamykając pokój.
 -  Poczekaj, to może ja też się przebiorę, bo będę się czuła, jak uboga krewna.
 -  Okej. Czekam na dole. Pospiesz się, bo powiedziałam, że będę w ciągu godziny.
 -  Ty też?
 -  Widocznie będę miała spotkanie wcześniej niż ty.
- Ale poczekasz na mnie? -  Zobaczyłam przerażenie w oczach Domy.
 -  Oczywiście, że poczekam.
Dominika pobiegła do siebie. Zeszłam na dół. Usiadłam w fotelu, gdy z kuchni wyszedł Niall i stanął jak zamurowany.
 -  A pani …y… A to ty Meg. Nie poznałem cię. Wyglądasz… olśniewająco. Gdzieś idziesz?
 -  Tak. Na randkę.
 -  Z Harrym?
 -  Nie. Z psychoterapeutką.
 -  Nie wiedziałem, że z tobą jest tak źle i musisz chodzić do psychoterapeutki…
Zaśmiałam się.
 -  Nie psychoterapeutką Hazzy.
 -  A, no tak. To musisz się odwalić.
Na dół zeszła Dominika, a Niall aż gwizdnął.
- Ale żeście się odwaliły.
 -  No to idziemy. Trzymajcie się.
 -  A co z Darcy?
 -  Jak chcesz, możesz zdjąć ją mamie z głowy.
 -  To może pojadę z nią do zoo.
 -  Możesz, bylebyś nie jechał do zoo przez Kraków…
Niall zaczął się śmiać.
 -  Ustawię sobie nawigację odpowiednio. Nie martw się.
 -  Tylko posmarujcie ją przeciw komarom.
 -  Myślisz, że już będą?
 -  Myślę, że tak.
 -  To powodzenia -  rzucił za nami.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do szpitala.
Gdy wchodziłyśmy w drzwiach natknęłyśmy się na Michała.
 -  A co wy tu robicie?
 -  Zostałyśmy wezwane przez psychoterapeutkę.
 -  Zawadzką?
 -  Tak.
 -  Poczekajcie tutaj.
Michał wszedł na chwilę do jakiegoś pokoju i za chwilę wyszedł.
 -  Chodźcie na górę -  rzucił.
Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na czwarte piętro.
 -  Poczekajcie tutaj -  powiedział pod pokojem 453 -  zaraz przyjdę.
Usiadłyśmy pod drzwiami i grzecznie czekałyśmy. Po dwudziestu minutach Michał wyszedł. Był lekko zdenerwowany.
- Co się stało? -  Zapytałam, widząc, że jest zdenerwowany.
 -  Pani psycholog zaplanowała dla was niespodziankę.
 -  Jaką? -  Zainteresowałam się.
 -  Spotkanie z waszymi chłopakami.
Zrobiło mi się gorąco… I tak miało wyglądać nasze spotkanie po tym wszystkim? Nie chciałam mieć świadków.
 -  Czy to konieczne? -  Zapytałam.
 -  Podobno tak. Podobno prosili o to chłopcy.
- Co? Boją się nas? -  Zapytała Doma.
 -  Dominika, może ty pójdziesz na pierwszy ogień?
 -  No przecież ty jesteś umówiona pierwsza.
Cóż miałam robić… Musiałam wejść. Wiedziałam, że z nią nie wygram…
 -  To już mam wchodzić?
 -  Jeżeli jesteś gotowa…
 -  Czy on tam jest?
 -  Jeszcze nie. Pani psycholog chce najpierw z tobą porozmawiać.
- Co? Uważa mnie za wariatkę?
 -  Nie wiem, co ona myśli…
 -  Michał, gdyby nie wiem co by się działo, nie wolno ci mnie tu zostawić!
Michał zaczął się śmiać.
 -  Przecież ty nie jesteś na odwyku.
Widocznie miałam bardzo dziwną minę, bo stwierdził:
 -  Dobrze, chodź. Wejdziemy razem.
Weszliśmy.
 -  To jest pani Megan Styles -  powiedział Michał do dziewczyny, która wyglądała dosyć sympatycznie. Miała krótkie, czarne włosy, twarz owalną, oczy zielone, malutki nos. Była stosunkowo niska.
 -  Witam panią -  powiedziała uśmiechając się do mnie.
Nim się zdążyłam zorientować, Michał już wyszedł. ZABIJĘ GO!
 -  Chciałam się z panią spotkać, bo zastanawiamy się nad wypuszczeniem pani męża, ale muszę z panią omówić niektóre rzeczy. Pani mąż wszystko mi opowiedział i boi się z panią spotkać. Co prawda nie wygląda pani na herod babę, ale powiem szczerze, że będzie potrzebował dużo wsparcia, aby nie wrócić do nałogu.  Czy będzie pani mogła mu to zapewnić?
 -  Od dawna walczyłam z tym, żeby nie pił -  odpowiedziałam na jej pytanie -  niestety w ogóle mnie nie słuchał. Różnymi metodami próbowałam go zniechęcić do alkoholu. Widać nie potrafiłam.
 -  Mąż deklaruje, że nie będzie pił. Tego nie mogę obiecać. U alkoholików głód alkoholowy jest tak wielki, że nie potrafią sobie dać z nim rady. Wiem, że państwo nie mieszkacie w Polsce, ale dobrze by było, żebyście zostali trochę i nie wyjeżdżali od razu. Gdyby pani zauważyła jakieś objawy, to znaczy, złapałaby go pani na piciu, to musi do nas trafić jak najszybciej. Mam nadzieję jednak, że pani mąż będzie miał na tyle silnej woli, że rzuci to paskudztwo.
 -  Też mam taką nadzieję -  odpowiedziałam jej szczerze.
 -  Właściwie powinna pani się spotkać z mężem w mojej obecności, ale doktor Michał jest przeciwny temu, więc mogę zrobić jeden wyjątek dla pani.  Najlepiej zlikwidować w domu alkohol. Na razie, żeby go nie kusiło.
 -  Oczywiście, że cały alkohol zostanie zlikwidowany  -  powiedziałam.
 -  To może iść pani do męża. Przygotuję kartę wypisów.
Pożegnałam się  i wyszłam z gabinetu.
 -  Czas na ciebie -  powiedziałam.
 -  I co?!
 -  Żyję. Nie zjadła mnie.
Drzwi się uchyliły.
 -  Pani Dominika? -  Zapytała Zawadzka.
 -  Tak, to ja -  odpowiedziała słabo Dominika.
 -  Zapraszam.
Doma weszła niepewnie do środka, a ja usiadłam pod gabinetem. Wydawało mi się, że moja rozmowa była krótsza niż Domy. Czekałam na nią strasznie długo, aż w końcu wyszła.
 -  Czy ona mnie uważa za idiotkę?!
 -  A co się stało?
 -  Kazała mi zlikwidować cały alkohol w domu!
 -  Chodzi o to, żeby ich nie kusić.
 -  No przecież wiem!
 -  Nie krzycz na mnie. Zrobiłam ci coś? -  Zapytałam.
 -  Nie, no zdenerwowałam się, przepraszam -  wybąkała.
 -  I co? Już po rozmowie? -  Usłyszałyśmy głos Michała.
 -  Tak.
 -  Bardzo bolało? -  Podszedł do nas.
 -  Troszkę -  powiedziała Dominika.
 -  I co? Wychodzą?
 -  No… Na to wygląda -  odpowiedziałyśmy razem -  tylko będziesz musiał zlikwidować cały alkohol w domu.
 -  Mały Joe cały alkohol trzyma pod kluczem. To co? Gotowe na spotkanie?
 -  Nie… Ale chodźmy.
Wjechaliśmy na szóste piętro. Był to oddział odwykowy. Michał podprowadził nas pod jakieś drzwi i powiedział:
 -  Ty tu, ty tu -  pokazał nam. Poczułam motyle w brzuchu -  spotkamy się w domu.
 -  No nie wiem -  odpowiedziałam.
- Co to znaczy?
 - Zobaczymy.
To już ta chwila!
 -  No wchodź -  powiedział do mnie.
Ja nic. Zapukał w drzwi, które miałam otworzyć.
 -  Proszę -  usłyszałam mój ukochany glos.
Widocznie za długo stałam, bo Harry otworzył drzwi.
 -  Me… M… Megan? -  Wydusił z siebie.
 - … Tak… Jak widzisz.
- Co… Ty… Tu robisz?
 -  Mam cię zabrać do domu.
 -  Jak to? -  Widać było, że jest zszokowany.
 -  Podobno już jesteś wyleczony -  podeszłam do niego i pocałowałam go. Za tym tęskniłam. Za tymi ciepłymi ustami.
 -  Czyżbyś mi wybaczyła? -  Zapytał słabym głosem.
- Co? -  Zapytałam -  pijaństwo?
 -  No nie. Wiesz, o co mi chodzi.
 -  No przecież do niczego nie doszło. Podobno.
 -  A skąd wiesz?
 -  Od Liama, ale pakuj się. Nie będziemy tutaj rozmawiać. Zabieram cię stąd.
 -  Wreszcie koniec mordęgi -  usłyszałam jego mruknięcie pod nosem.
 -  Czy ty na pewno jesteś gotowy na wyjście stąd? -  Zapytałam poważnie.
 -  Boże, jak ja za tobą tęskniłem, a jak znalazłem obrączkę na stoliku, to myślałem, że popełnię samobójstwo. Już nie chcę więcej się tak czuć. Obiecuję, że nigdy więcej nie wezmę kropli alkoholu do ust.
 -  To zbieramy się stąd -  odpowiedziałam.
 -  Musimy wracać do domu? Nie możemy się gdzieś przejechać?
 -  Musimy, bo jedziemy razem z Zaynem i Dominiką.
 -  Zayna to trzeba będzie pilnować.
 -  Czyżby jeszcze nie był gotowy na wyjście?
 -  Wydaje mi się, że jeszcze nie.
 -  To pewnie trafi tu bardzo szybko z powrotem…
 -  Jak to?
 -  Jesteście wypuszczeni warunkowo. Pojedziemy do domu dopiero, gdy terapeutka pozwoli.
Harry spakował się bardzo szybko i już był gotowy do wyjścia.
 -  Musimy poczekać na wypis. Pewnie za chwilę przyniosą -  powiedziałam.

Harry trzymał mnie w objęciach i nie chciał wypuścić. Dopiero, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka, odskoczył, jakby go ktoś poraził prądem.



* Tak, więc oto kolejny! Już nie mogę w to uwierzyć, że tak długo prowadzę bloga... Wydaje się, jakbym zaczęła wczoraj, a tu nagle mijają dwa lata... No nieźle, nieźle przyznaję :) Chcecie więcej? :D Tylko zrozumcie mnie, że oceny muszę poprawić, bo teraz te cholerne wystawianie... Co sądzicie o tym ? :) xx
                                                                                              ~Meg xox

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 94 (Ja też nie mogę w to uwierzyć, jakim cudem :O )


   Obudził mnie płacz Tosia… Gdy otworzyłam oczy, w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie wcześniejsze zdarzenia. Wstałam z łóżka i podbiegłam do kołyski.
- Co się stało maluchu? Czemu płaczesz? -  Popatrzyłam na zegarek… Było w pół do dziewiątej i już wiedziałam o co chodzi. Wzięłam go na ręce, przewinęłam i nakarmiłam.
Gdy wyszłam z nim z pokoju, okazało się, że Dominika siedzi z Darcy w kuchni.
 -  Pospałaś sobie trochę.
 -  Wiesz, nie za bardzo -  odpowiedziałam.
 -  A myśmy przygotowały śniadanie.
 -  O której wstałaś? -  Zdziwiłam się.
 -  Mały Joe przyjechał i przywiózł nam śniadanie. Myśmy tylko powykładały -  przyznała się.
 -  O której był?
 -  O siódmej.
 -  To Ty sobie nie pospałaś! -  Powiedziałam, uśmiechając się do Domy.
Zjadłyśmy śniadanie. Antoni nam towarzyszył.
 -  To gdzie jedziemy?
 -  Nigdzie nie jedziemy. Musimy przecież rozpakować te wszystkie pudła -  powiedziałam do Dominiki.
 -  No, właściwie to masz racje -  westchnęła.
 -  A na długo tu psijechałyśmy mamusiu? -  Zapytała Darcy.
 -  Trochę tu pobędziemy -  odpowiedziałam -  a jak ci się spało?
 -  Dobzie.
 -  Nie dobzie, tylko dobrze.
 -  Jakaś pani zaglądała tu do nas. Chyba wścibska sąsiadka -  podsumowała Doma.
 -  A… To pewnie pani Gabriela. Opiekuje się naszym domem. Wczoraj zapomniałam do niej pójść          i powiedzieć, że będziemy mieszkać tu jakiś czas. Jak się rozpakujemy, to pójdę do niej i powiem.
 -  Nie wiem, czy tyle wytrzyma.
W tym momencie ktoś zapukał mocno do naszych drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam Panią Gabrielę.
 -  To ty, kochaniutka? Myślałam, że ktoś się do was włamał! Wczoraj jakiś wielki samochód tu przyjechał, ale nikt mi nic nie powiedział i nie wiedziałam, co tu się dzieje…
 -  Nie, to tylko my. Przyjechałyśmy na trochę.
 -  A to twoje dzieciaczki? -  Zapytała, wchodząc do domu.
 -  Miałam do pani przyjść, gdy się rozpakujemy, bo z dzieciakami, to dużo roboty, a co u pani słychać, pani Gabrielo?
 -  A… nie wiem, czy ci mama powiedziała, że wyszłam za mąż….
 -  Za kogo? Za pana Ziutka?
 -  Tak. Doszliśmy do wniosku, że spędzimy dalej nasze życie razem -  powiedziała lekko czerwieniąc się.
 -  To wspaniale! Moje gratulacje -  powiedziałam i uściskałam ją mocno.
 -  A ty sama przyjechałaś?
 -  Tak, sama tym razem -  ucięłam dalsze dywagacje pani Gabrieli.
 -  Bardzo się cieszę, że będziemy dobrymi sąsiadkami, jak zza dawnych lat! Mama to już często nie ma czasu, żeby do mnie wpaść…
 -  Mama ostatnio bywała dość często u nas w Chicago.
 -  A, no chyba, że tak… A ta pani mówi po polsku? -  Popatrzyła na Dominikę.
 -  Tak, mówi, mówi -  odpowiedziała jej Dominika.
 -  O, przepraszam. Nie przedstawiłam. To jest moja przyjaciółka ze szkoły, a nawet i wcześniej.
 -  Czyżby to była panna Dominika? -  Zdziwiła się.
 -  Witam, pani Gabrielo. Nie poznała mnie pani.
 -  Jak ty wyrosłaś!
 -  Kiedyś musiałam -  odpowiedziała śmiejąc się Doma.
 -  A ty nie poznałaś pani Gabrieli? -  Zapytałam.
 -  Pani Gabriela chyba odmłodniała dzięki temu ślubowi.
Pani Gabriela się zarumieniła i powiedziała:
 -  Cieszę się, że ktoś tu zamieszkał, bo chcieliśmy z Ziutkiem wyjechać do rodziny. Miałam jeszcze dzwonić do mamy, że zostawiamy tutaj wszystko.
 -  To my teraz będziemy. Proszę się nie martwić i jechać.
 -  Dobrze. To widzę, że się rozpakowujecie, więc nie będę przeszkadzać -  i pani Gabriela wycofała się do wyjścia -  jak będziemy wyjeżdżać, to dam wam znać -  powiedziała jeszcze w progu.
Zabrałyśmy się za rozpakowywanie. Antek został położony do łóżeczka, a Darcy miała przykazane pilnować go. W pewnym momencie zadzwonił ktoś do drzwi. Przed domem nie stał żaden samochód, więc pomyślałam, że to pani Gabriela z jakimiś ciasteczkami. Otworzyłam i stanęłam jak wryta. Za drzwiami stał Liam.
 -  Mogę? -  Zapytał.
Otworzyłam szerzej drzwi, choć miałam ochotę mu zamknąć je przed nosem.
- Co… Ty… tu… robisz? -  Wydukałam.
 -  Przyjechaliśmy wszyscy.
 - A skąd wiedziałeś, że tu jestem? -  Zaczęłam logicznie rozmyślać.
 -  Widzę, że się rozpakowujecie. Nie róbcie tego. Chciałbym z wami porozmawiać.
 -  Napijesz się czegoś? -  Zapytałam.
 -  Na pewno nic mocnego. Może być herbata, jeśli macie.
Poszłam zaparzyć herbatę. Podałam i usiadłam na kanapie.
- Co masz mi do powiedzenia?
 -  Harry nie wie, że tu jestem.
 -  A skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy?
 -  Chciałem sprawdzić. To, że jesteście w Warszawie, od razu się wydało, bo Harry znalazł zabawkę Toniego, która leżała za kanapą.
Zaklęłam mocno po polsku, aż Dominika na mnie popatrzyła lekko zgorszona. Liam dalej kontynuował, nie zwracając na moje wstawki uwagi.
 -  Teraz Harry siedzi i tłumaczy się przed twoimi rodzicami ze swojego zachowania. Ja powiedziałem, że muszę wyjść. Nie chciałem uczestniczyć w tej całej awanturze… Tłumaczyłem mu, żeby przestał pić, a on nic. Coraz gorzej. O mało zespół się nie rozpadł przez niego…
 -  I przez Zayna -  wtrąciła Doma.
- Ale prysznic był ostry. To, co zrobiłyście. Podziałało. Harry wytrzeźwiał natychmiast, gdy znalazł obrączkę. Zrobił przesłuchanie wszystkich dziewczyn i Kazika oraz Jay’ a. Nikt nic nie wiedział. Wszyscy byli zszokowani. Potem się okazało, że Dominika też zniknęła. Zaczęliśmy was szukać po całym Chicago. Twoi rodzice nie zdradzili, że przyjechałyście tutaj. Harry kilka razy dzwonił i się upewniał, czy wiedzą, gdzie jesteście, a oni twardo zaprzeczali, ale z tonu Michała wynikało, że jednak coś wie, ale nie chce powiedzieć. Dlatego po sprawdzeniu wszystkich hoteli, szpitali Harry zgłosił na policję zaginięcie was. Znaleźli samochód na lotnisku no i stwierdzili, że miałyście prawo polecieć gdzieś. Harry musiał zapłacić za parking i wiedzieliśmy, że gdzieś wyleciałyście. Dodałem sobie dwa do dwóch i wyszło mi, że musiałyście polecieć do Warszawy. Stąd wszyscy dzwonili, wierząc, że kiedyś któraś z was odbierze. Harold zaczął nam świrować. Chyba nie spał od początku, odkąd się dowiedział, że go zostawiłaś. Rozumiem, że się dowiedziałaś o nieszczęsnym przypadku w Nowym Jorku  -  popatrzył znacząco na Dominikę, która czym prędzej odwróciła wzrok, aby uniknąć jego spojrzenia.
 -  Tak, zmusiłam ją do tego -  powiedziałam -  Harry się zachowywał tak, jak obcy, po powrocie z tego tourne, a Dominika też mnie unikała. Wiedziałam, że coś jest nie tak, więc nie masz co winić Dominiki, bo ja ją do tego zmusiłam, żeby mi wszystko powiedziała. Mógł mi sam powiedzieć i się wytłumaczyć. Pytałam go parę razy, a on udawał, że nic się nie stało i było później coraz gorzej.
 -  Najśmieszniejsze jest jednak to, że do niczego nie doszło…
 -  A skąd wiesz? -  Przerwałam mu.
 -  Był tak pijany, że do niczego by nie doszło. Chcieliśmy go trochę nastraszyć i nie powiedzieliśmy mu, co zaistniało w garderobie. Wynieśliśmy go stamtąd, a fanka, którą widziałaś Dominiko, strasznie zrzędziła, że on taki pijak. On był po prostu nieprzytomny. Chcieliśmy, żeby poszedł na odwyk, a na pewno przestał pić, a on sobie zaczął Bóg wie co myśleć, że cię zdradził. Nie wiedział, jak ci się wytłumaczyć. Już na tyle cię zna, że wiedział, iż jak się dowiesz, to spakujesz wszystko i wyjedziesz. Usłyszeliśmy, że pod dom podjeżdża jakiś samochód. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam wysiadających z samochodu Nialla, Lou i mamę. Mama prowadziła.
 -  O… Zdaje się, że mamy towarzystwo, ale winowajców nie ma -  powiedziałam.
 -  To znaczy, że Michał ich zabrał -  podsumował Li.
- Co masz na myśli? -  Zapytałam.
 -  To, że załatwił dla nich odwyk.
Otworzyłam drzwi i na szyję rzuciło mi się dwóch wariatów.
 -  Megan! Coś ty narobiła?!
 -  Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów!
Przekrzykiwali się nawzajem.
 -  A z tobą to się jeszcze policzymy! -  Rzucił do Dominiki Louis.
 -  Proszę tutaj nie straszyć mojej przyjaciółki -  pogroziłam.
 -  Już wszystko sobie wytłumaczyliśmy -  wyjaśnił Liam -  wcale się nie dziwię, że Megan się zdecydowała na ten krok -  i opowiedział im prawie słowo w słowo to, co powiedziałam.
 -  Kretyn -  skomentował Niall.
 -  Przepraszam kto? -  Zapytał Lou.
 -  Ty też -  kontynuował Niall.
 -  Dlaczego?
 -  Bo ty wymyśliłeś, żeby go nastraszyć. Harry dopiero dzisiaj się dowiedział, że to była bujda.
 -  Skąd ja mogę wiedzieć, że wy go nie chronicie i nie kłamiecie? -  Zapytałam podejrzliwie.
 -  Dominika widziała to, co widziała.
 -  A co widziała? -  Zapytał Liam.
 -  Hazzę z jakąś dziewczyną -  rzuciła Doma.
 -  I co widziałaś? -  Drążył dalej.
 -  Jakąś dziewczynę, która się nachylała nad Hazzą.
 -  I co? Wypadłaś stamtąd, jak z pieprzem i dośpiewałaś sobie, co się działo. Sama widziałaś, że wnieśliśmy Harry’ ego  do „Słoniątka”, bo nawet nie był w stanie iść.
 -  No tak -  odparła Doma.
Byłam całkowicie zdezorientowana. Już nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem.
 -  Przepraszam -  powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Poszłam do ogrodu. Musiałam po prostu ochłonąć. Usiadłam sobie na pieńku i zaczęłam analizować to, co powiedział Liam. Jeżeli była to prawda, co mówił, to Harry był bez winy. Po za tym, że… pił, ale czy można wierzyć Liam’ owi? Lou bym nie uwierzyła, ale Li? To wszystko przez to pijaństwo Harolda…  Postanowiłam, że muszę się z tym wszystkim przespać.  Usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam mamę.
 -  Mamo. Co ja mam zrobić? Uwierzyć Liam’ owi?
 -  Wygląda na to, że mówi prawdę -  powiedziała.
 -  A co z Harrym i z Zayn’ em? Gdzie oni są? Bali się przyjechać?
 -  Nie. Pojechali z Michałem.
 -  Gdzie?!
 -  Michał załatwił im odwyk, ale wygląda na to, że to będzie bardzo krótki odwyk. Zarzekali się obydwaj, że nie będą pili. Jest warunek taki, że pobędą miesiąc na odwyku i jak zrozumieją, że nie wolno im ani łyka alkoholu, to ich wypuszczą. Zgodzili się bez wahania.
 -  Jak to?! -  Zapytałam zdziwiona.
 -  Powiedziałam im, że nie chcecie ich widzieć, dopóki się nie wyleczą. Jest to warunek, żebyście chciały w ogóle z nimi rozmawiać. Harry się bardzo tym przejął i powiedział, że idzie na odwyk. Zayn poszedł w jego ślady.
 -  Już nic nie rozumiem -  westchnęłam.
 -  Tu nie ma co rozumieć. Oni po prostu was kochają. Harry miał wyrzuty, że cię zdradził. Louis wymyślił sprytną historyjkę, że cię zdradził i że go złapali na tym.
 -  Wierzysz im?
 -  Liam’ owi wierzę -  odpowiedziała mama.
Zrobiło mi się trochę lżej na sercu.
 -  Czy możemy do was przyjść? -  Usłyszałam głos Nialla.
Zaczęłam się zastanawiać ile z tego słyszeli…
- Co podsłuchiwaliście? -  Zapytałam.
 -  Dopiero wszedłem, żeby zapytać się czy możemy do was przyjść, albo wy do nas, bo tu zimno.
Wróciliśmy do domu. W salonie była już Darcy, która siedziała Liam’ owi na kolanach i opowiadała o naszej „wycieczce”. Że pilotowała samolot. Antoś siedział na kolanach u Louisa i wszyscy wyglądali na bardzo szczęśliwych.
 -  Dużo żeście rozpakowały tych rzeczy? -  Zapytała mama.
 -  Właściwie… Jedno pudło…
 -  To zaraz je spakujemy, bo nie zostaniecie tutaj.
 -  A dlaczego? -  Zaprotestowałam.
 -  Właściwie to mam jednego chętnego na ten domek… Pewnie tu zostaniecie, dopóki chłopcy nie wyjdą z odwyku.
 -  No, pewnie zostaniemy… -  popatrzyłam na Dominikę, która kiwnęła potwierdzająco głową.
 -  No dobrze… To co? Mam dzwonić po Stefana?
 -  NIE!!! Tylko nie Stefana! On przecież dopiero przytargał te pudła!
 -  To jedźcie do domu. Weźcie drugi samochód. Niech dwie osoby przyjadą. My w tym czasie spakujemy to, co żeście rozpakowały -  powiedziała mama.
Chłopcy zebrali się i wyszli. Za chwilę usłyszałyśmy, że samochód odjechał.
 -  Mamo, idź do pani Gabrieli. Miałyśmy tutaj zamieszkać, ale sprawy się skomplikowały.
 -  A co? Pani Gabriela była już u ciebie?
 -  TAAAK… i bardzo się ucieszyła, że tu będziemy mieszkać, bo chciała wyjechać ze swoim mężem…
 -  Ach! Zapomniałam ci powiedzieć, że się wydała za mąż. Właściwie to małżeństwo to dzięki wam.
 -  Jak to?!
 -  Bo żeście tutaj wojowali z powodzią… No i wyszło w sumie, żeście ich zeswatali ze sobą…
 -  Jeszcze wyjdzie na to, że to moja wina, że się pobrali! -  Rzuciłam.
 -  A nie? -  Zaczęła się śmiać mama.
 -  No przecież ja ich nie pchałam do ślubu! -  Zdenerwowałam się.
- Ale oni poszli w wasze ślady…
 -  Reklamacji nie przyjmuję  -  powiedziałam -  po za tym z tego, co widzę, pani Gabriela jest szczęśliwa, pan Ziutek chyba też.
 -  ZUTEK!!! -  to Niall, który stanął mi za plecami.
Podskoczyłam przerażona.
 -  Czy ty musisz mnie tak straszyć?!
 -  Tak.
 -  Dlaczego?!
 -  Bo się cieszę, że cię odzyskałem! -  Rzucił mi się  na szyję, podnosząc mnie.
 -  Dobrze, że tu nie ma Eweliny -  powiedziałam.
 -  Musiałem długo pracować nad tym, żeby wybić jej przyjazd do Warszawy.
 -  A co zrobiłeś?
 -  Powiedziałem, że ona ma czekać tam, na Wiśniowej. Powiedziała, że urządzi wielkie przyjęcie, ale wybiłem jej to z głowy i powiedziałem, że Kazik ma pierwszeństwo. Zawiedziona przytaknęła, a po za tym ktoś musiał zostać z dziewczynami na Wiśniowej.
Spakowaliśmy to, co zostało rozpakowane, a Lou wynosił pudła, których nie zdążyłam jeszcze rozpakować.
 -  Ja jestem gotowy! -  Powiedział -  kto jedzie ze mną?
 -  To ja zabiorę Antosia -  powiedziała mama.
 -  Ja teś chcię! -  Powiedziała Darcy.
 -  Dobrze. Pojedziesz z wujkiem Louis’ em,  z babą i Antosiem. To my jedziemy z Niallem -  powiedziałam.
Zapakowaliśmy do końca pudła i zrobiło się ciasno. Dominika siadła z tyłu, ja obok Nialla i pojechaliśmy do domu.
Gdy dotarliśmy, byliśmy pierwsi. Zdziwiło nas to trochę, ale nie przejęliśmy się tym bardzo, ponieważ była tam mama. Wysiedliśmy i zaczęliśmy wnosić pudła. Liam wypadł z domu i również się przyłączył.
 -  Louis już jest? -  Zapytał Niall.
 -  Nie -  odpowiedział mu Liam.
 - To dziwne… Wyjechali przed nami i nie wydaje mi się, żebyśmy ich wyprzedzali -  rzucił Niall wchodząc do domu.
Po dziesięciu minutach zaczęłam się niepokoić. Wyciągnęłam telefon, włączyłam go (co trochę potrwało) … Zanim zadzwoniłam do mamy, musiałam odebrać wszystkie smsy. Nie wiem ile ich było, bo zatkały mi skrzynkę, całkowicie. Postanowiłam, że później je sobie przeczytam. Wybrałam numer mamy.
 -  Gdzie jesteście?
 -  Już podjeżdżamy. Louis pomylił drogi. Tak pomyliłeś! Nie ja!
Rzeczywiście zaraz podjechali.  Gdy wysiedli, zaczęli się kłócić:
 -  Nigdy więcej nie jadę z tobą! -  Zdenerwowała się mama.
 -  Przecież nic nie zrobiłem! -  Próbował się bronić Louis.
 -  No właśnie! Nie powinieneś w ogóle używać tego GPS…
 -  On jest dobry!
 -  Tak… Tak dobry, że zabłądziliśmy!
 -  To nie jego wina!
 -  A niby czyja?!
 -  Moja -  przyznał Lou.
 -  Czemu niby?
 -  No… Bo… Ja… Zapomniałem go ustawić na Mokotów… Było ustawione na drogi w Nowiej Wszy Warsiawskiej…
 - Gdzie? -  Zapytała zdezorientowana mama.
 - Nowej Wsi Warszawskiej -  odpowiedziałam.
 -  Przecież ci mówiłam, że źle jedziemy! To nie chciałeś słuchać! -  Wrzasnęła mama.
Mamy mina była bezcenna. Ja o mało się nie przewróciłam, a gdy chłopcy wypadli zobaczyć co się dzieje i gdy im opowiedziałam dołączyli do mnie pokładając się prawie na ziemi ze śmiechu.
 -  To gdzie w końcu wylądowaliście? -  Wtrąciłam.
 -  W Pruszkowie… On umie tylko zakręcać na rondzie! Tylko w przeciwną stronę! Pod prąd!
Louis się obruszył.
 -  To pomówienia! -  Rzucił spod nosa.
 -  Pokazałam mu znak końca Warszawy, to jechał dalej! Aż do ronda! Kazałam mu zawrócić, no to na rondzie chciał jechać pod prąd!
Weszliśmy już do domu, a Liam z Niallem zbierali się z ziemi.
 -  Jakbyś tak dalej pojechał, to dojechalibyśmy do Grodziska Mazowieckiego! -  Powiedziała w drzwiach.
 -  Gdzie? -  Zapytał Lou.
 -  A nic -  machnęła ręką.
Antoś darł się w niebogłosy, więc podeszłam do mamy i go zabrałam.
 -  No już, cicho bądź, mały. Babunia z wujkiem Louisem wymieniają poglądy na temat jazdy po mieście Warszawa…
Myślałam, że Dominika udusi się ze śmiechu. W salonie siedział Michał.
- Co się stało? -  Podszedł do mamy.
 -  Louis na Mokotów chciał jechać przez Grodzisk Mazowiecki -  wypaliła mama.
- Co?! -  Zdziwił się Michał.
 -  A nie ważne -  machnęła ręką -  i co? Przyjęli ich?
 -  Tak. Stwierdzili, że to jest lekki przypadek i chyba będą dwa tygodnie. Obiecali solennie, że nie uciekną ze szpitala, bo boją się dziewczyn. Megan, nie wiedziałem, że masz taki wpływ na Harolda. Dominika Ty też, na Zayna…
 -  Nie mają się co pokazywać, dopóki się nie wyleczą -  odpowiedziałyśmy równocześnie, po czym spojrzałyśmy na siebie.
Poszłam na górę przebrać Antosia, ale on nadal płakał.
 -  Głodny jesteś? Przecież niedawno jadłeś. Zdenerwowałeś się awanturą, tak?
Przygotowałam szybko picie i je dałam. Kołyska jeszcze była w pudle, więc położyłam go na naszym łóżku. Wypił całą butelkę i za chwilę spał jak zabity. Ktoś zapukał do drzwi.
 -  Proszę -  powiedziałam cicho.
Do pokoju wpadł Niall.
 -  Gdzie… Gdzie ci te pudła wstawiać?
 -  Mów trochę ciszej, bo Antoś śpi.
 -  Antosz? -  Zapytał Niall zdziwiony.
 -  No, Toni -  odparłam.
 -  A, Toni -  zaczął szeptać -  To poczekaj, powiem, chłopakom, żeby byli cicho.

Zamknął za sobą cicho drzwi i za chwilę usłyszałam wielki rumor. Wyszłam szybko na korytarz, ale na górze nikogo nie było. Okazało się, że Niall wpadł na Liama, który szedł z jednym z pudeł i go nie widział, za nim szedł Lou, a jeszcze za nim Mały Joe, jeszcze z jednym pudłem. Wszyscy oczywiście      z wielkim hukiem spadli ze schodów. Michał zaczął ich ratować, ale dzięki Bogu okazało się, że są tylko potłuczeni. W tym wszystkim Lou skręcił kostkę, a Niall nadgarstek. Mama zajęła się bandażowaniem nadgarstka Nialla, bo stwierdziła, że nie wie, co może zabandażować Louisowi.  Mały Joe nie został na szczęście poszkodowany, więc poszedł zrobić herbatę. Mama pokrótce opowiedziała Michałowi o całym przedpołudniu, a Louis z Liamem zaczęli się tłumaczyć z głupiego żartu, który zrobili Hazziemu. Gdy powtórzyli drugi raz to samo, uwierzyłam Liamowi. Dzięki Bogu Darcy była na górze i nie słyszała nic z tych opowieści. 
-  Wiesz, mamo, chyba będę musiała rozpakować te pudła, bo jednak na dwa tygodnie potrzebuję ciuchy i dla mnie i dla dzieciaków -  powiedziałam.
 -  To chodź, pomogę ci. Dominika, ty też się rozpakuj, bo trudno, żebyś całe dwa tygodnie chodziła w jednych ciuchach.





* No i jak? Coś Wam się szczególnie spodobało? Coś Was zaintrygowało? Macie pytania do mnie lub do rozdziału? Piszcie :) Będzie mi NAPRAWDĘ bardzo miło! 

Do @Jade Bowtie: Jesteś na bieżąco, czy na początku? A może oglądasz już Ravenswood? :) xx

                                                                                                          ~Meg



sobota, 4 stycznia 2014

Ogłoszenie Parafialne xx

Drogie moje czytelniczki :) Chciałam Wam po pierwsze życzyć wszystkiego, co najlepsze, spełnienia wszystkich Waszych najskrytszych marzeń. Czego sobie wymarzycie, niech się spełni, uśmiechu i szczęścia na co dzień i oby ten Nowy Rok 2014 był o niebo lepszy niż poprzedni :) Po drugie wiele z Was pytają mnie na Twitterze, o to co z Harrym i Megan. Oczywiście pod postem również pytacie, więc powiem Wam tylko tyle, że Harold naprawdę mocno namiesza... Będą solidne zmiany, więc nie pozostaje Wam nic prócz zastanawiania się, co z nimi będzie. Rozdział pojawi się jutro, oczywiście pod wieczór :)


PS. Czy któraś z Was czyta może serię: "Dary Anioła" albo ogląda "Pretty Little Liars" / "Ravenswood" ? Jeśli tak, to dajcie mi znać na tt: @Chanelle310797 :) albo oczywiście pod postem w komentarzu! :)
                                                                                                          ~Meg