niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty Piąty


Tydzień później byłyśmy umówione na USG. Chłopcy nie mogli nam towarzyszyć, więc pojechałyśmy z Dużym Bo. Pierwsza tym razem weszła Ellie, a ja czekałam na swoją kolej. Brzuch Eleanor się zaokrąglił,  ale zręcznie jeszcze go ukrywała pod ubraniem.
Potem przyszła pora na mnie. Weszłam do gabinetu i przywitałam się z doktorem.
- Dzień dobry panie doktorze!
- Witam moją ulubioną pacjentkę!
- Pewnie każdej pan mówi, że jest ulubiona - zaczęłam się śmiać.
Doktor nie zaprzeczył, tylko się uśmiechnął. Zmierzył mi ciśnienie, potem zrobił USG i był bardzo ze mnie zadowolony.
- Proszę wejść jeszcze na wagę - poprosił. Zdjęłam buty i weszłam na wagę.
- Całkiem nieźle - powiedział doktor - Przytyło się Pani siedem kilo.
- ILE?!- powiedziałam przerażona.
- Siedem.
- To strasznie dużo!!!! Panie doktorze co ja mam zrobić?!
- Czemu się Pani denerwuje?
- No jak to czemu?!
- To normalne - powiedział spokojnie - Wszystko jest dobrze. Nie ma się co martwić. Dobrze, że pani przytyła, bo gdyby pani nie przytyła, wtedy byłoby gorzej, a Ellie już nie je ogórków konserwowych?
- Nie. Już jej przeszły. Przerzuciła się na kiszone.
- To świetnie!
Dostałam nowe zdjęcie z badania,  ale zdecydowałam, że przyjrzę mu się później. Kiedy Ellie wyszła, była jakaś nieswoja. Nie zdążyłam się jej zapytać, co się stało. Doktor zapisał mi jakieś leki, napisał na kartce jak mam je brać i wyszłam z gabinetu.
- Co się stało? - zapytałam Ellie.
- Jestem przerażona.
- Czym? - zapytałam.
- Doktor mnie uraczył szczęśliwą wiadomością.
- Jaką? - zapytałam.
- Że będę miała bliźniaki.
- To super!- powiedziałam.
- To nie jest wcale takie super. Wiesz ile jest roboty przy dzieciach? Przy jednym… A co dopiero przy bliźniakach? Tylko nie mów nic nikomu. Muszę najpierw pogadać z Louisem.
- A już wiadomo, jakie będą te bliźniaki?
- Nie chciałam wiedzieć. Powiedziałam, że przyjdę tu z Louisem i się dowiemy razem.
- Popatrz. To tak jak ja.
- Jak to?
- Też chciał mi doktor powiedział, co będę miała,  ale powiedziałam, że przyjdę z Harrym.
Wychodziłyśmy ze szpitala, gdy jakiś paparazzi zrobił nam zdjęcie.
- Shit - powiedziała Ellie, a Duży Bo się rzucił na niego.
- Jeszcze tego nam brakuje - powiedziałam do Ellie.
Wsiadłyśmy do samochodu, a po chwili Duży Bo odjechał.
- I co? Udało się?
- Udało. Chyba nie będziecie mogły wychodzić…
Zadzwoniłam do doktora Jana i powiedziałam, co nas spotkało pod szpitalem i żeby  nic nie mówił, gdyby ktoś się pytał.
- To macie jak w banku - odpowiedział doktor- Ale lepiej by było, żebym sam przyjeżdżał do was, a nie wy do mnie. Z USG mogę przyjechać.
Ucieszyłam się i powtórzyłam wszystko Ellie. Kiedy dojechaliśmy do domu, chłopców nie było. Byli w radiu. Weszliśmy do domu i rozeszłyśmy się po pokojach. Poczułam się strasznie głodna. Nie możesz tyle jeść - tłumaczyłam sobie. Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i dyskutując z sobą zawzięcie, wyciągnęłam pudełko lodów, które wzięłam ze sobą na górę. Nie zapominając oczywiście o łyżeczce. Usiadłam sobie na łóżku i otworzyłam pudełko. Lody były o smaku waniliowo czekoladowym. Bardzo mi smakowały. Gdy kończyłam jeść lody, do pokoju wszedł Harry.
- Kiedy wróciliście? - zapytałam.
- Przed chwilą- odpowiedział podchodząc do mnie.
- I jak wam poszło? - zapytałam.
- Dobrze, a co jesz?
- Lody.
- A dasz trochę?
Wsadziłam mu łyżeczkę w usta.
- Całkiem niezłe. Co mówił doktor?
- Tu masz zdjęcie - podałam mu kartonik. Dokończyłam lody i postawiłam pudełko obok siebie.
Harry zajrzał do pudełka.
- O, pusto….
- A czego się spodziewałeś?
- To powiesz mi, co doktor mówił, czy mam żądać biuletynu od doktora - uśmiechnął się dołeczkowato.
- No, już powiem, ci powiem. Następnym razem doktor przyjedzie tutaj i w ogóle będzie przyjeżdżał tutaj, bo niestety natknęłyśmy się na paparazziego, którego Duży Bo unieszkodliwił.
- Trzeba będzie wam chyba zmienić ochroniarza, bo Duży Bo jest kojarzony z nami…
- Ale my jesteśmy waszymi menadżerkami i też może nas chronić - odpowiedziałam twardo. Przyzwyczaiłam się do Dużego Bo i nie chcę zmian!
- Przecież nie chcę wyrzucać Dużego Bo, tylko zamienić ochroniarzy.
- To tym bardziej będziemy bardziej kojarzone. Ted jeździ z wami od pewnego czasu, a Duży Bo pokazuje się tylko z nami.
- Dobrze. Już nic nie będę proponował - popatrzył mi w oczy, uśmiechnął się i pocałował - zgoda?
- Zgoda.
Harry patrzył na kartonik.
- Wygląda trochę na większe…- powiedział.
- No, co chcesz, żeby się zmniejszało? - zaczęłam się śmiać.
- Ale to, że doktor będzie przyjeżdżał do nas, to lepiej, bo będę mógł uczestniczyć w USG - uśmiechnął się figlarnie - też chcę wiedzieć, jak nasz maluszek się rozwija. Dzisiaj na wywiadzie cały czas myślałem o tobie.
- Mam nadzieję, że się nic nie wygadałeś - powiedziałam.
- No, coś ty - popatrzył na mnie z wyrzutem - uważaj, bo się doigrasz.
- A jaką przewidziałeś karę? - zapytałam.
- Zobaczysz.
Na korytarzu usłyszeliśmy wrzask Louisa. Nasze drzwi się otworzyły i do pokoju wparował szczęśliwy Louis.
- Będę miał bliźniaki! - wrzasnął.
- Nie, wrzeszcz tak, bo cię będzie słychać na drugim końcu miasta - powiedział Harry. Louis wybiegł z pokoju. Harry sięgnął po pilota i zamknął za nim drzwi.
- To jak tam moja szóstka dzieci się miewa? - zapytał Harry z iskierką w oczach.
- Ja wiem tylko o jednym - powiedziałam.
- To może zrobimy jeszcze jakieś za jednym zamachem…
- Żeby to się tak dało - powiedziałam śmiejąc się.
- Nie masz ochoty wykąpać się w jacuzzi? - zapytał Harry.
- Z wszystkimi bajerami? - zapytałam.
- Mogą być nawet dodatkowe - powiedział Hazzie.
- Świntuch!- oburzyłam się.
- Dlaczego? - zapytał niewinnie Harry.
W jacuzzi przesiedzieliśmy dwie godziny i w pewnym momencie zachciało mi się spać.
- Ja wychodzę i idę spać. Poza tym rozmiękłam całkowicie.
- To będę musiał cię nabalsamować - powiedział. Złapał jakiś balsam i powędrował za mną do pokoju.
- Kładź się - powiedział.
Położyłam się na łóżku. Zaczął mnie smarować. Bardzo dokładnie, zaczynając od stóp. Harry w ten sposób odkrył, że mam łaskotki w stopach i w paru innych jeszcze miejscach. Był z tych odkryć bardzo zadowolony. Przewrócił mnie na brzuch i zaczął smarować plecy.
- Teraz ty - powiedział, gdy skończył.
- Co ja? - zapytałam zdziwiona.
- Nabalsamuj mnie.
- Ale mi się chce spać.
- To pójdziesz spać potem. Masz - wręczył mi pojemnik. Położył się na brzuchu i czekał, aż go nakremuję.
- No długo mam czekać? - zapytał. Usiadłam obok niego i zaczęłam go smarować - O jak mi dobrze!
- Za to mi nie.
- Ale tobie było przed chwilą.
- A skąd wiesz?
- Mam to zrobić jeszcze raz? Poza tym widziałem, że ci dobrze było, więc nie oszukuj. Nogi też.
Przejechałam przez pośladki.
- Mmm…- mruknął rozkosznie Harry.
Gdy skończyłam smarować mu nogi powiedział:
- Wyżej.
- Przecież jesteś już posmarowany.
- Za mało.
- Gdzie? - zdziwiłam się.
- Wyżej.
Przejechałam ręką do kolana.
- Wyżej.
- Ty świntuchu! - dałam mu klapsa w tyłek.
- O, właśnie tu.
Odstawiłam balsam.
- No, co jest? Jeszcze nie skończyłaś.
- Nie będę cię przewracać. Sam się przewróć na plecy - powiedziałam.
Harry się przewrócił na plecy.
- Melduje się w na stanowisku, w pełnej gotowości - powiedział Harry. Wzięłam balsam i posmarowałam mu tors . Zaczął się w pewnym momencie śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Nic - powiedział.
- Masz mi powiedzieć.
- Nic ci nie powiem.
Odstawiłam balsam i zaczęłam się ubierać w piżamę.
- Co robisz?
- Ubieram się.
- Po co? A, rozumiem, żebym mógł cię rozebrać. Już będę grzeczny. Weź mnie wysmaruj do końca i już.
- Nie.
- No, bardzo cię proszę.
- Najpierw powiedz.
- Miałem łaskotki - powiedział i uśmiechnął się szeroko.
Miałam na sobie spodenki od piżamy. Usiadłam i zaczęłam smarować Hazzę dalej. Gdy skończyłam, wstałam i odniosłam balsam do łazienki. Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi.
- Czy w tym domu nigdy nie ma spokoju? - zapytał Harry, który poszedł otworzyć. Usłyszałam rozmowę:
- Przeszkadzam? - usłyszałam głos Nialla.
- Tak.
- Ale widzę, że jesteś sam. Gdzie Megan, bo chciałbym z nią porozmawiać.
- Nie ma. Wyszła.
- Nie wiesz gdzie?
- Nie wiem.
- Mam do niej ważną sprawę osobistą.
- To jak ją zobaczę, to jej powiem. A coś się stało?
- To, nic. Muszę pogadać z Megan.
Drzwi się zamknęły. Wyszłam z łazienki i zaczęłam się ubierać.
- Czemu się ubierasz?
- Muszę iść do Nialla.
- To Niall jest ważniejszy ode mnie?
- Zaraz wrócę. Tylko nie śpij. Widocznie mnie potrzebuje.
- Wracaj szybko. Będę czekał.
Wyszłam z pokoju i poszłam do Nialla.
- Niall, szukałeś mnie.
- Chciałem ci coś pokazać- powiedział podekscytowany i wyciągnął pudełko. W pudełku był pierścionek zaręczynowy.
- Jak myślisz, będzie się podobał?
- Jest prześliczny.
- Teraz będziemy mieć jeszcze miesiąc wolnego i chcę wyskoczyć do Warszawy. Jak myślisz, mogę go dać Ewelinie?
- Myślę, że możesz. Jest prześliczny.
Niall się uśmiechnął.
- Cieszę się, że ci się podoba - powiedział.
- A na długo lecisz?
- Na miesiąc? - popatrzył na mnie niepewnie - Rozmawiałem z chłopakami i powiedzieli, że mogę jechać.
- Jedź koniecznie - powiedziałam wychodząc z pokoju. Wróciłam do nas, gdzie Hazzie spał. Zamknęłam drzwi i położyłam się cichutko na łóżku. Chciało mi się spać. Zamknęłam oczy i poczułam czyjś oddech na szyi. Udałam, że śpię, ten osobnik nie dawał  za wygraną.
- Wiem, że nie śpisz - powiedział.
Otworzyłam jedno oko i powiedziałam:
- Ale spać mi się chce.
- Mnie też - powiedział Harry.
Poczułam, że Harry mnie łaskocze w bok.
- Harry uspokój się!
- A co chciał Niall?
Powiedziałam, że Niall chce lecieć do Warszawy.
- To, to wiem.
I że kupił pierścionek zaręczynowy.
- A o tym nie wiedziałem - powiedział zaskoczony.
- Możesz mnie już przestać łaskotać? - zapytałam przewracając się na drugi bok.
- A może mam cię zacząć łaskotać w stopy? - zapytał figlarnie Hazza.
Odwróciłam się do niego i przytuliłam.
- Muszę się przespać. Dzidzia tego wymaga.
Harry zaczął mnie kołysać. Zasnęłam  jego objęciach. Obudził mnie głód. Poczułam, że jak zaraz nie zjem czegoś, to zejdę z tego świata. Za oknem było ciemno. Zobaczyłam, że Harry nie śpi. Cały czas mnie kołysał.
- Która jest godzina?
- Czas na kolację.
- Boże! Jaka ja jestem głodna.
- To ubieraj się.
Wstaliśmy, ubraliśmy się i zeszliśmy na kolacje.
Po kolacji spotkaliśmy się wszyscy w salonie, gdzie chłopcy pokazali nam płytę, która miała się ukazać za tydzień. Niall ją włączył i wsłuchaliśmy się w melodię. Siedziałam obok Harryego, który mnie obejmował. Płyta bardzo mi się podobała i było mi ogółem dobrze.
- Dostaliście tylko jedną płytę? - zainteresowałam się.
- Tak. Następną dostaniemy dopiero za tydzień - powiedział Zayn.
- Szkoda, bo Niall  mógłby zabrać do Warszawy.
- Przecież może zabrać tą- oznajmił Liam.
- Ale ona jest jeszcze bez okładki i bez książeczki. Wolę zawieźć całą płytę - powiedział Niall.
Zdecydowaliśmy, że ta płyta zostanie w archiwum.
- Właśnie przełożyłem wylot na za tydzień i polecę po premierze płyty.
- Nieźle obmyśliłeś - pochwaliłam go.
- Dostaniemy sto płyt dla nas. Dla każdego po dwadzieścia - wyjaśnił Harry. Postanowiłam, że poproszę Harryego, żeby dał mi jedną płytę dla mamy. Sama bym rozprowadziła te dwadzieścia płyt w bardzo krótkim czasie.
Chłopcy przygotowywali się do premiery płyty. Mieli dać koncert z nowymi piosenkami. Gdy się dowiedziałyśmy, że płyta zostanie wydana, zdecydowałyśmy, że tourne po Europie będzie promować nowy krążek. Mieli tylko miesiąc na przygotowanie się do trasy.  Kombinowałyśmy z Ellie jak wypchnąć chłopaków w trasę,  ale po poprzednim tourne po Australii nie byli za bardzo zadowoleni. Sytuacja pieniężna była zadowalająca. Gdy wróciliśmy do pokoju powiedziałam do Harryego:
- Musicie jechać na to tourne.
- Nigdzie cię nie zostawię samej. Ustaliliśmy z Louisem, że nie jedziemy - powiedział.
- Musicie jechać, żeby wypromować płytę. My z Ellie nie możemy jechać, bo brzuchy nam widać. Ellie widać już mocno, a mi zaczyna.
- To przełóżmy tourne.
- Na kiedy?!
- Na po ciąży.
- To potem tym bardziej nie pojedziecie. A my na pewno. Z dziećmi u cyca.
Harry zaczął myśleć, nad tym co powiedziałam.
- Może i masz rację…
- Macie jechać. Trzeba wykorzystać jeszcze to, że pamiętają awanturę z tobą w roli głównej, nich się przekonają, że śpiewacie nadal razem i wydaliście nową płytę.
Harry zaczął nad tym myśleć.
- Może i masz rację…- powtórzył- Ale jeśli coś się będzie dziać, to zadzwonisz do mnie.
- Jeśli chcesz, mogę poprosić doktora, aby przesyłał ci raporty.
Nareszcie udało mi się Hazzę przekonać.
- Akurat trasa koncertowa się skończy i zdążycie na poród Ellie…
- Oby wcześniej nie urodziła, bo wtedy Louis nas wszystkich pozabija…- powiedział Harry.
Poszliśmy spać.

* No hej Wam : ) Dziś taki krótki rozdział, bo przecież święta, nie? Nie za bardzo mam czas, ale wrzucam :) Tak więc ten rozdział bez konkursu. !ALE! moje pytanie konkursowe: KTO PRZEZ SEN OPOWIADA, CO ROBIŁ W CIĄGU DNIA? Pierwszy komentarz, wygrywa. Proszę o umieszczenie w nim nicka, albo imienia Waszego :> Z góry od razu Wam życzę Wesołych Świąt :D

                                                                                                                                     ~Meg 

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty Czwarty- Dla Karoliny (Klary) :D


Tydzień później w szóstkę pojechaliśmy do doktora Jana. Doktor przyjął mnie jako pierwszą. Harry wszedł ze mną. Doktor zmierzył mi ciśnienie. Kazał położyć się na leżance i odsłonić brzuch. Podciągnęłam bluzkę. Doktor nałożył mi jakiegoś żelu na brzuch i zaczął jeździć mi słuchawką po nim.
- Tu jest - pokazał. Nic jednak nie widziałam, tylko jakiś dziwny obrazek, na którym nic nie było. Doktor pokazał jakąś ciemniejszą plamę i powiedział, że to dzidziuś. Harry miał dziwną minę. Chyba też nic nie widział. Doktor zrobił zdjęcie. Wydrukował i podał mi je.
- To do albumu - powiedział. Dodał, że z dzieckiem jest wszystko dobrze i zapisał mnie na kolejne USG za miesiąc.
  Gdy wyszliśmy z gabinetu, zaczęliśmy się przyglądać zdjęciu. Usiedliśmy  obok Danielle i Liama.
- Co oglądacie? - zapytała Danielle.
- To jest podobno nasze dziecko - odpowiedział Harry z powątpiewaniem.
Obydwoje z Liamem się przyjrzeli i też mieli dziwne miny.
- Ale lekarz wie lepiej, nie?- powiedział Liam.
  Czekaliśmy na zdjęcie Ellie.  Po pewnym czasie wyszła Ellie z Louis’ em, który miał podobną minę jak Harry, gdy wychodziliśmy z gabinetu. Ellie za to była zachwycona.
- Zobaczcie jakie piękne! - pokazała nam swoje zdjęcie - Tu ma rączki, tu ma nóżki, a tu główkę!
- Ja tam nie widzę, tego co mówisz - oznajmił Lou.
Harry zgodził się z Lou. Przyjrzałam się dokładnie zdjęciu. Na zdjęciu kulka była trochę większa. Wyglądało jakby były dwie…
-  Chyba trzeba mieć dużą wyobraźnię, żeby stwierdzić, że to dziecko - powiedziałam. Ellie się na mnie obraziła.  Czekaliśmy na Danielle i Liama. Gdy wyszli Liam był bardzo zmartwiony, a Danielle zaczęła pochlipywać.
- Co się stało? - zapytałyśmy równocześnie z Ellie.
- To ciąża urojona…
- Nie martw się – powiedziałam - Przyjdzie na ciebie czas i ty zajdziesz w ciążę.
Wróciliśmy do domu w różnych nastrojach. Danielle poszła do siebie do pokoju, a Liam za nią. W salonie siedziała mama, więc pokazałam jej zdjęcie.
- Mamo, powiedz mi. Gdzie tu jest co.
Harry stanął za mną i objął mnie w pasie, zerkając na mamę. Mama zaczęła się przyglądać zdjęciu z wszystkich stron. Harry parsknął śmiechem mi do ucha, aż podskoczyłam.
- Zadajecie mi zbyt trudne pytania - stwierdziła mama po chwili.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Czyli nie tylko ja nie widzę?
Harry  parsknął mi do drugiego ucha.
- Ja też nic nie widzę - powiedział - No to uzgodniliśmy stanowisko, że nic się w tym nie wyznajemy… Najważniejsze, że doktor powiedział, że jest zdrowe.
- To na pewno. Po tych przeżyciach, które były, całe szczęście, że jest zdrowe - odpowiedziała mama.
- To, co musisz jutro lecieć? - zapytałam mamę.
- No, muszę, bo Michał tam siedzi sam. Niestety nie ma już urlopu, żeby przylecieć tutaj do nas. Wyobraź sobie, że Michał z doktorem Janem studiowali razem na tym samym roczniku i się dobrze znają.
Harry wytrzeszczył oczy.
- To niemożliwe! Michał wygląda dużo młodziej.
- To co? Wydawało ci się, że Michał jest dużo młodszy ode mnie, prawda?
Harry zaczął się coś plątać.
- Nie mamo. Nie myślałem o tym. Nawet się nad tym nie zastanawiałem. Pasujecie do siebie i wyglądacie tak jakbyście byli w równym wieku.
- Bo jesteśmy - powiedziała mama.
Harry mnie mocniej trzymał.
- Nie ściskaj mnie tak, bo zaraz wydusisz potomka - zażartowałam.
Harry rozluźnił uścisk.
- To o której masz odlot? - zapytałam.
- O dziesiątej trzydzieści - powiedziała mama.
- To cię odwieziemy - zakomunikowałam.
- Słoneczko, nie. Nie wstawajcie tak wcześnie. Umówiłam się z Dużym Bo, że mnie zawiezie na lotnisko. Nie róbcie sobie kłopotów.
- Żaden problem mamo - powiedział Harry.
- Odezwał się ten, który wstaje o szóstej rano…- zażartowała mama.
- To mogę się dzisiaj nie kłaść - zadecydował Hazzie.
- Nie wygłupiaj się. Śpijcie sobie. Pożegnamy się dzisiaj i będzie wszystko okej. Gdzie będziecie się tłukli na lotnisko.
Jakoś było mi głupio… Zadzwonił telefon. Harry podszedł do telefonu i odebrał.
- Tak - powiedział- Tak, tak. To bardzo się cieszę. Dziękuje panie doktorze.
- Kto to dzwonił? - zapytałam, kiedy Harry skończył rozmawiać.
- Doktor Jan. Właśnie dostał wyniki badań i obydwie macie wzorcowe morfologie, a krzepliwość u ciebie jest znakomita. Także wszystko jest w porządku. Napijemy się wina?
- Chętnie – powiedziałam - Trzeba oblać dobre wyniki.
- Byleby nie za dużo - powiedziała mama.
- Och mamo! Przecież sama piłaś, jak byłaś w ciąży!
- A ty skąd wiesz?!
- Bunia mi mówiła. Ucałuj od nas dziadków i Michała.
- Jak będziemy u nich, to połączę się z wami na Skype i pogadacie chwilę.
- Świetny pomysł mamo - powiedziałam.
Wypiliśmy wino, po czym mama poszła się pakować.
- Żeś wybrnął z tej sytuacji. Udało ci się - powiedziałam do Harryego, gdy byliśmy w pokoju.
- Ale ja naprawdę nie myślałem nawet o tym - zaczął się tłumaczyć.
- Dobra. Nie tłumacz się. Wyszło jak wyszło - powiedziałam.
Następnego dnia obudziłam się, z wrażeniem, że coś mam zrobić. Była wpół do dziesiątej. Zobaczyłam, że Harryego nie ma. Wstałam i poszłam do łazienki. Pewnie Harry poszedł do studia - pomyślałam. Wzięłam prysznic. Umyłam włosy, ubrałam się i zeszłam na dół. Gdy weszłam do salonu, Harry wchodził przez drzwi frontowe.
- Gdzieś ty był?
- No, jak to gdzie? Pojechałem odwieźć twoją mamę.
- Dlaczego żeś mnie nie obudził - zaczęłam prawie płakać.
- Próbowałem, to żeś mnie walnęła i się odwróciłaś tyłem, zszedłem na dół i jak opowiedziałem mamie, to odpowiedziała, że masz spać i nie ma mowy, żeby cię budzić. Odwieźliśmy ją z Dużym Bo na lotnisko i pożegnaliśmy się. Prosiła, żebym cię ucałował.
- To czyń to - zarządziłam.
Cmoknął mnie w policzek.
- Tylko tyle?
- No, to od mamy. Dawno się obudziłaś?
- O wpół do dziesiątej… Wstyd się przyznać…
- Gdzie chłopaki?
- Chyba w studiu. Jadłeś już śniadanie?
- Razem z twoją mamą. Miło sobie pogawędziliśmy.
- A o czym?
- Takie pogaduszki, między teściową, a zięciem.
Popatrzyłam na Harryego,  ale ugryzłam się w język.
- To ja idę na śniadanie - odpowiedziałam.
Harry poszedł za mną. Za chwilę Kazik przyniósł mi dwa jajka na miękko, tost i sok pomarańczowy. Na stole stała szynka litewska, cieniutko pokrojona, pomidory, ogórki, nutella i różne inne rzeczy.
- To może zjesz drugie śniadanie? - zapytałam.
- Dla towarzystwa zjem.
Kazik przyniósł drugi talerz i usiedliśmy do stołu.
- Chcesz jajka? - zapytałam.
- Nie powiem nie.
- To weź obydwa.
- Nie, też musisz zjeść.
- Ale ja nie lubię jajek na miękko. Mama była strasznie biedna z mojego powodu, bo bardzo lubiła kiedyś, zanim się urodziłam, a ponieważ nie smakowały mi, więc nie robiła ani dla siebie, a tym bardziej dla mnie.
Wymieniliśmy się talerzami. Wzięłam tost i zaczęłam się zastanawiać z czym go zjeść. Miałam ochotę na nutellę i na szynkę i na pomidora i na żółty ser i parę innych rzeczy. Posmarowałam tost masłem, poczym położyłam kawałek szynki, położyłam pomidora i zaczęłam jeść. Czegoś mi jednak brakowało. Zjadłam dwie warstwy i posmarowałam nutellą.
- Co ty robisz? - zapytał zaniepokojony Harry z lekka zniesmaczoną miną.
- Mam ochotę na nutellę.
- Ale tak po szynce?!
- Całkiem niezłe - powiedziałam
Zjadłam całą kanapkę.
- Coś mi brakuje jeszcze - powiedziałam i popatrzyłam po półmiskach - O! Są ogórki!
Sięgnęłam po kiszonego ogórka. Harry się wykrzywił, gdy go ugryzłam.
- Zjadłabym śledzia - powiedziałam.
- Tak na śniadanie?! - krzyknął przerażony Harry. Opamiętałam się. Ogórka jeszcze zagryzłam pomidorem. Popiłam wszystko sokiem pomarańczowym, a Harry wybiegł z jadalni. Co mu się stało? – pomyślałam - To ja powinnam mieć mdłości, a nie on… No nic…
Wstałam i poszłam do pokoju. Harry wyszedł z łazienki.
- Co ci się stało? Coś ci zaszkodziło?
- Nie, nic…- odpowiedział - Pewnie o te dwa jajka to było za dużo.
Przytuliłam się do niego.
- Biedny tatuś - powiedziałam.
- Ładnie pachniesz - powiedział.
- Dzięki.
- Muszę iść zobaczyć, co robią chłopaki.
- Okej. Ja idę do Ellie.
Rozeszliśmy się. Każdy w swoją stronę. Zapukałam do drzwi.
- Proszę!- usłyszałam głos Ellie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Co robisz?
- Planuję następną trasę koncertową.
- Na kiedy?!
- Za dwa miesiące.
- Myślisz, że oni będą chcieli pojechać?! Mama dzisiaj odjechała. Nie wiem, czy oni się zgodzą.
- Dostałam niezłą propozycję. Tourne po Europie.
- Nie można tego przełożyć?
- Pojedziemy z nimi.
- Kto pojedzie, ten pojedzie - odpowiedziałam.
- Jak to?!
- Mnie doktor zakazał tak długich lotów.
- Wynajmiemy charter i polecimy. Będziesz sobie chodzić, leżeć, będziesz mogła robić co chcesz. Pogadam z nim. Na pewno się zgodzi.
- Sądzę, że jeżeli się nie zgodzi, to Harry na pewno nie będzie chciał jechać. Widziałaś, jakie były problemy, żeby go wysłać z powrotem do Australii.
- Ale to była inna sytuacja. Teraz jesteś już zdrowa.
 Rób jak chcesz. Zobaczysz, że będzie tak jak mówiłam - pomyślałam.
- Muszę popracować nad stroną - powiedziałam i wyszłam.
Poszłam do siebie. Odpaliłam komputer. Włączyłam Skype. Chciałam połączyć się z mamą,  ale nie było jej widać. Za to złapała mnie Dominika.
- Hej co u ciebie? – zapytała - Gdzie ty jesteś?
- W Chicago.
- A kiedy wracasz?
- Nie prędko.
- Dlaczego?
- Bo jestem w ciąży.
Dominikę zamurowało.
- Miałam trochę problemów i lekarz zabronił mi latać - kontynuowałam.
- Moje gratulacje! - krzyknęła.
- A ty gdzie jesteś?
- W Paryżu.
- Co robisz w Paryżu?
- Przyjechałam na parę dni.
- A Gabriela też z tobą przyjechała?
- Nie, ona jest w Tokio.
- JAK TO W TOKIO?! - wykrzyknęłam.
- A… Bo The Wanted tam są i pojechała z Jay’ em.
- Ale żeś mnie zaskoczyła teraz…
- Tak jak ty mnie - rzuciła uśmiechając się szeroko - A jak się czujesz w tej ciąży?
- A… Byłam trochę w szpitalu - opowiedziałam jej o swoich przeżyciach.
- Matko Boska!
- Co? Nawróciłaś się?
- To była przenośnia - powiedziała - Ale byłaś odważna, że puściłaś Harryego.
- A powiedz, jak tam Geff?
- Jest super. Zobacz!
Pokazała mi pierścionek zaręczynowy. O mało nie spadłam z krzesła.
- Uważaj, bo spadniesz - rzuciła Dominika.
- To co? Będziesz się przenosić do Paryża?
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała.
- A Geff znalazł jakąś robotę?
- Same dorywcze…
- To nie ma dla ciebie czasu?
- W dzień może nie… Za to w nocy latamy po całym Paryżu.
- Cieszę się ze względu na ciebie i na Geoffreya. Dobry z niego chłopak.
- Nie wiesz, jak bardzo.
- A co? Teraz w robocie jest?
- Dzisiaj kelneruje w jakiejś knajpie. Mamy się tam spotkać. Podobno podają tam dobre małże.
- To ci trochę zazdroszczę, bo chyba wiem, w której knajpie.
- Skąd wiesz?
- Zapytaj Geffa. Na pewno ci powie.
- Powiem ci szczerze, że marzy mu się przedstawicielstwo One Direction we Francji.
- Pogadam z Ellie i Danielle. Tylko nic mu nie mów.
- Jasne. Obiecuję.
Pogadałyśmy jeszcze troszkę, gdy odezwał się do mnie Błażej.
- Hejo!- rzucił.
- To ja znikam - powiedziała Doma i się wyłączyła.
- Hej, no co tam u ciebie? - zapytałam.
- U mnie wszystko okej.
- A jak tam łowy drugiej połowy?
- Słabo, ale staram się jak mogę.
Zaczęłam się śmiać.
- A jak tam młoda małżonka? - zapytał.
- Już nie taka młoda - odpowiedziałam.
- Nie mówię panna młoda, tylko małżonka! - uśmiechnął się szeroko - plotki doszły do Inowrocławia, że się powiększacie.
- To już tam dotarło?
- No… Mając babcie takie jak nasze, to już wszyscy wiedzą…
- O Matko Boska! Cała Polska już wie?!
- Nie tylko Polska.
Zrobiło mi się słabo. Muszę powiedzieć babci, żeby więcej nikomu nie mówiła,  ale pewnie i tak i tak wszystkim powiedziała…- westchnęłam.
- Co tak wzdychasz?
- A nic…
- Nie, przejmuj się. W rodzinie wszystko zostanie - próbował mnie pocieszyć.
- To i tak i tak gdzieś wypłynie, że Harry będzie miał dziecko…- powiedziałam.
- Och, daj spokój. Kiedyś to musiało się wydać.
Pogadałam jeszcze chwilę i się rozłączyłam. Weszłam na polską stronę Facebooka. Odnalazłam sztuczny profil Harryego i zaczęłam czytać, jakie pierdoły piszą. Okazało się, że Harry ma już czwórkę dzieci. Każde z inną dziewczyną, a dwie następne są w ciąży, ale się jeszcze nie ożenił - parsknęłam śmiechem. Muszę się zapytać Harryego o te szóstkę dzieci. Niall na swoim profilu prezentował zdjęcia z ostatniej podróży i koncertów. Ostatni wpis był z dzisiaj rano, gdzie napisał, że pracują nad nową płytą.  Oczywiście komentarzy było masę. Od zachwytu, po dezaprobatę. Przeszłam na Twittera i weszłam na profil Harryego. Było masę pytań do Hazzy,  ale na nie, nie odpowiadał. Wyszłam z Twittera i weszłam na stronę internetową One Direction. Pododawałam zaległe zdjęcia. Trochę komentarzy i weszłam na forum. Na forum huczało od różnych pogłosek. Oczywiście fanki z Polski wypisywały o szóstce dzieci Hazzy. Dzięki Bogu tylko po polsku. Postanowiłam, że nie będę nic pisać. Było trochę wpisów po hiszpańsku,  ale wpadłam na pomysł, że ściągnę Nialla, żeby mi przetłumaczył.
Zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Hej Megan! - usłyszałam głos mamy Harryego - Jak się miewasz?
 - Jakoś się trzymam - odpowiedziałam.
- Harry mi wszystko powiedział i jestem bardzo szczęśliwa, że zostanę babcią! Jakbyście potrzebowali czegoś, to mogę przyjechać, żeby wam w czymś pomóc.
- Bardzo dziękuję mamo,  ale teraz pobędziemy razem w Chicago, bo chłopcy tworzą nową płytę, a to musi trochę potrwać.
- Tylko przypadkiem nie wybieraj się w dłuższą trasę.
Wiedziałam, że Harry jej coś wypaplał.
- Masz już teraz do mnie numer. Wpisz go sobie do książki i jakbyś potrzebowała to dzwoń. Muszę kończyć, bo na kolację przychodzi do mnie Mick.
- To życzę udanej kolacji i pozdrów tatę.
- Jasne, jasne - powiedziała śmiejąc się w słuchawkę - To do usłyszenia.
Rozłączyłyśmy się. Do pokoju wpadł Harry.
- Co porabiasz?
- Właśnie rozmawiałam z twoją mamą.
- Nie zawołałaś mnie?
- Dzwoniła do mnie, a nie do ciebie.
- A o czym rozmawiałyście?
- O wszystkim i o niczym - powiedziałam - Mama zaproponowała, że jeśli będzie potrzebna, to przyleci.
- Tylko nie to! - powiedział Harry.
- A właśnie. Ma być twój tata na kolacji u mamy.
- Co ty powiedziałaś?
- No, to co słyszałeś.
- Na pewno? Mick?
- A ilu masz ojców?
- No jednego…
- No właśnie. Czy już wiesz, o kim mówię?
- Aż mi się nie chce wierzyć.
- Mama powiedziała, że ich stosunki się poprawiły po naszym weselu. Może się jeszcze zejdą?
- Byłoby miło,  ale wątpię - powiedział Harry. 
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - zapytałam poważnie dusząc się w duchu ze śmiechu.
- O czym ty mówisz? - zaczął się zastanawiać.
- O tym, że masz szóstkę dzieci.
- CO?!
- Masz zobacz.
Weszłam na Facebooka i pokazałam post, gdzie było wszystko napisane.
- Chcesz, to ci nawet przetłumaczę na angielski.
Przetłumaczyłam, a Harry dostał ataku śmiechu.
- Znowu zaczynasz? - wydusił z siebie.
- Ja tylko czytam posty fanek - powiedziałam niewinnie.
Harry mnie złapał w ramiona i powiedział:
- Przecież wiesz wszystko.
- No nie wiem, co robisz w trasie - powiedziałam udając poważną. Prawie się obraził.
- Nie wiem, co ty tam powymyślałaś.
- To sobie wejdź w tłumacza i przetłumacz na znany ci język - zakpiłam sobie.
Harry przetłumaczył. Widocznie mi nie wierzył, ale mina mu zrzedła.
- Co za głupie dziewuszyska - powiedział - Mogę im napisać, że będę szczęśliwym tatusiem.
- Ani mi się waż!
Zaczął się śmiać.
- To? Robimy następną piątkę?
- Najpierw się musi jedynka urodzić - zaczęłam się śmiać - masz ucałowania od Dominiki i Geffa.
- Tak? Rozmawiałaś z nimi?
- Nie, tylko z Dominiką.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- No właśnie próbuję ci powiedzieć. Lepiej usiądź. Zaręczyli się!!!
- To cudownie! - powiedział - A teraz poproszę ucałowania.
Pocałowałam go w policzek.
- W drugi też poproszę.
- Ale za co?
- No, ten ma być od Geoffreya, bo tamten rozumiem, że był od Dominiki?
Pocałowałam go w drugi policzek, a on mnie złapał, przewrócił na łóżko i zaczął mnie całować gdzie popadnie.
- Przestań - zaczęłam się śmiać i wywijać.
- Nie puszczę cię!
- Puszczaj!
- Nie puszczę!
Podwinęłam mu szybko koszulkę i  zaczęłam go łaskotać. Puścił mnie, a ja uciekłam z pokoju. Pobiegłam do spiżarni. Zamknęłam się w niej i nadsłuchiwałam kroków i odgłosów. Po jakiś pięciu minutach usłyszałam kroki w kuchni. Zobaczyłam, że klamka w drzwiach się przekręca. Schowałam się za regałem z przetworami i obserwowałam kto wchodzi. Zobaczyłam Nialla. Zaczął buszować po spiżarni. Sięgnął po słoik, który miałam przed twarzą i gdy mnie zobaczył, wrzasnął i o mało nie upuścił słoika.
- Cicho bądź!- powiedziałam.
- Co tu robisz?!
- Chowam się.
- Czy ja o czymś nie wiem? - usłyszałam głos Harryego, który wszedł do spiżarni.
- A, Megan mi pomagała odszukać ogórki - wyjaśnił Niall.
- Możesz sobie szukać tych ogórków, a ty idziesz ze mną - wskazał na mnie.
- Nie…- powiedziałam nieśmiało.
- Mam cię zabrać?!
Nic nie odpowiedziałam. Podszedł do mnie, złapał mnie i wyniósł ze spiżarni. Przerzucił mnie sobie przez ramię i trzymał bardzo mocno, gdyż wierzgałam z całych sił.
  W salonie siedział Zayn.
- Cześć Zayn! – powiedziałam - Pomożesz?
- Nie wtrącam się w sprawy rodzinne.
- Chodź tu natychmiast! - krzyknęłam.
- Nie radzę - powiedział z nutką żartobliwą Harry.
Harry zaczął mnie wnosić po schodach na górę. Usłyszałam, że coś się dzieje na górze.  Gdy weszliśmy na korytarz usłyszałam głos Louisa.
- Co ty za worek niesiesz?
- To nie worek, tylko moja żona - powiedział Harry.
- Supermenie! Ratuj mnie! - Krzyknęłam do Lou.
- Niestety nie mam swojego stroju - odpowiedział.
- To zrób coś! Połaskocz go, czy co! - błagałam prawie Louisa.
- A co? Będzie cię lał?
- Nie wiem co będzie robił! - powiedziałam, udając płacz.
Louis zrobił krok w naszym kierunku, ale Harry coś warknął i Lou się wycofał.
- Nie słuchaj go! Pomóż! Ratuj mnie!
- Przed czym? Przed własnym mężem będę cię ratował?
- No…
Harry kopnął drzwi, zamykając je w ten sposób. Podszedł do szafy, otworzył ją i wyciągnął kajdanki.
Rzucił mnie na łóżko, złapał za rękę i przypiął do łóżka.
- Chyba żartujesz!
- Mam cię zakneblować? - zapytał.
Przełknęłam głośno ślinę.
- To, co chcesz teraz ze mną zrobić?
- A jak myślisz? - pocałował mnie, zamykając w ten sposób usta.  
Okazało się, że Harry ma drugą parę kajdanek i przypiął mi drugą rękę do łóżka.
- Harry, puść mnie! – zażądałam - Już nie ucieknę! Obiecuję! Siusiu mi się chce! Wypuść mnie! Bo zaraz będzie mokre łóżko!
Harry popatrzył na mnie i zobaczył w moich oczach przerażenie.
- Ale czego się boisz? - zapytał.
- Nie boję się, tylko chce mi się siku! Wypuść mnie! - zaczęłam go błagać.
Odpiął kajdanki i mnie puścił. Pobiegłam do łazienki. Zdążyłam w ostatnim momencie. Przejrzałam się w lustrze. Kiedy wyszłam z łazienki, Harryego już nie było. Gdzie on poszedł? - zastanawiałam się. Postanowiłam, że poczekam na niego. Włączyłam komputer. Na portalach wrzało. Pod wielkim nagłówkiem:
„Harry Styles odchodzi z zespołu!”
Był artykuł, który przeczytałam od deski do deski. Z artykułu wynikało, że Harry myśli nad odejściem z zespołu.  Szlag mnie trafił równo. Była to mało znana gazeta, a Harry udzielił tam wywiadu. Co on powiedział? - pomyślałam. Nie wiedziałam przecież, czy Harry udzielił wywiadu, czy jest to plotka wyssana z palca. Musiałam się dowiedzieć. Wyskoczyłam z pokoju i zaczęłam szukać Hazzy. Nigdzie go niebyło.
- Niall, nie widziałeś Harryego? - zapytałam chłopaka, który siedział rozwalony na kanapie.
- Nie…
Wyjrzałam do ogrodu, ale tam go też nie było. Pobiegłam do studia. Było zamknięte. Usłyszałam, że coś tam się dzieję, więc zaczęłam walić w drzwi. Po jakimś czasie otworzył Harry.
- Natychmiast do pokoju - powiedziałam.
- Teraz nagrywam - odpowiedział.
- Internet cały huczy. Musimy porozmawiać.
- Na jaki temat?
- Na temat twojego odejścia z zespołu.
- CO?!
- To co słyszysz. Chodź zobacz, jak nie wierzysz.
- Poczekaj, zaraz przyjdę.
Poszłam do pokoju. Za chwilę wpadł Harry. Pokazałam mu artykuł.
- Co to za gazeta? - zapytał zdziwiony - Nigdy nie słyszałem o takiej gazecie…
- Nie udzielałeś im wywiadu?
- Nie przypominam sobie…
- Trzeba poszukać informacji o tej gazecie - powiedziałam.
Harry się cały trząsł ze zdenerwowania.
- Nie denerwuj się.
Do pokoju wpadł Niall.
- Harry! Co ty wyprawiasz?! Wchodzę na Facebooka, a tu piszą, że się zespół rozpada i że odszedłeś z zespołu! Coś ty nagadał?! Skąd takie plotki?!
- Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi…- powiedział Hazzie.
Wrzuciłam w wyszukiwarkę, tytuł gazety i okazało się, że jest to jakiś magazyn plotkarski wydawany w USA.
- Trzeba zadzwonić do Dereka i zainteresować go tym…- powiedział Liam, który stał nade mną. Rozejrzałam się.  W pokoju byli wszyscy. Harry wziął telefon i wykręcił numer do kancelarii prawniczej.
- Dzień dobry, czy z Derekiem mogę rozmawiać? Mówi Harry Styles.
Po chwili usłyszeliśmy:
- Cześć Derek. Mam problem. Jakiś szmatławiec z USA napisał, że udzieliłem im wywiadu, czego nie zrobiłem. W wywiadzie tym jest napisane, że odchodzę z zespołu. Rozeszło się to po całym Internecie Proszę załatw to jakoś.
Harry włączył na głośnomówiący. Usłyszeliśmy, że Derek mówi:
- Możemy wystąpić na drogę sądową i zażądać odszkodowania i sprostowania plotek.
Do pokoju wpadła Ellie.
- Nie wiecie, co się dzieje? Telefony się urywają. Już trzech sponsorów się wycofało i wygląda na to, że trzeba będzie odwołać tourne.
Gdy Derek to usłyszał powiedział:
- Możemy zażądać dwudziestu milionów euro odszkodowania. Co wy na to?
- To załatwiaj Derek.
Włączyłam MTV. Na dolnym pasku leciało:
Co dalej z One Direction po odejściu Harry'ego?
Ellie złapała za telefon. Domyśliłam się, że dzwoni do MTV. Moje przypuszczenia się potwierdziły.
- Witam. Tu menadżerka zespołu One Direction. Co wy za plotki rozsiewacie? Czy mam podać was do sądu? Tak. Może wystąpić. Może udzielić wywiadu. Tak. Tak. Kiedy? Oczywiście. Może być dzisiaj o siedemnastej. Do widzenia. Będziemy - Ellie się rozłączyła.
Wszyscy byli bardzo zdenerwowani.
- Zastanówcie się, co będziecie mówić w wywiadzie. Uważajcie, co mówicie.
O czwartej zajechała limuzyna. Wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy do budynku MTV. 
- Dzień dobry. Jesteśmy menadżerkami zespołu One Direction. Mieliśmy się tu spotkać w sprawie plotek, które rozsiewacie - powiedziała Ellie do recepcjonistki.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała i gdzieś zadzwoniła.
Po pewnym czasie wyszła jakaś dziewczyna i poprosiła, abyśmy za nią poszli. Wiadomość z paska została zdjęta, co zauważyliśmy jeszcze w domu. za to były zapowiedzi wywiadu z One Direction.
- Rozumiem, że udzielicie panowie wywiadu, naszej stacji? - zapytała dziewczyna.
Po chwili chłopców zabrano do charakteryzatorni, a my czekałyśmy aż wyjdą.
- A panie to kto? - zapytała dziewczyna.
- Jesteśmy spółką, która zajmuje się sprawami One Direction.
- Pani jest Ellie, prawda? - powiedziała do Ellie - Jest pani narzeczoną Louisa, tak?
- Nic na ten temat nie wiem - odpowiedziała Ellie.
- A pani jest Danielle, narzeczoną Liama?
- A skąd!
- A pani to kto?
- Jestem menadżerką zespołu - odpowiedziałam.
- Skądś panią znam.
Modliłam się, żeby chłopcy zostali jak najszybciej ucharakteryzowani. I tak trzymałyśmy się jednej wersji.
- Widziałam panią na zdjęciach z Harrym, jakieś pół roku temu - drążyła dalej dziewczyna.
- To był wybieg marketingowy - odpowiedziałam.
- To nic panią nie łączy z chłopcami? - zapytała dziewczyna.
- Łączą nas sprawy zawodowe - odpowiedziała twardo Ellie.
Dziewczynie troszkę zrzedła mina. Do studia wpadł Derek. Pracował w bardzo znanej kancelarii, która specjalizowała się w sprawach artystów i Derek musiał być znany dziewczynie, bo zupełnie zmieniła nastawienie.
- Gdzie chłopaki? - zapytał Derek.
- Przygotowują się do wywiadu - odpowiedziałam.
- Dzwoniłem do tej gazety i powiedzieli, że napiszą jutro sprostowanie. Bylebyśmy ich nie pozywali. Zadecydujcie wy.
- Przecież to się rozniosło po całym świecie. Jak mamy ich nie pozywać?! - zaprotestowała Ellie.
Dziewczyna słuchała nas uważnie.
- Ustalimy to jeszcze z chłopakami - powiedziałam krótko.
- Będę się przysłuchiwał wywiadowi - powiedział Derek.
- My też- odpowiedziała Danielle.
Zostałyśmy wprowadzone na widownię i przyglądałyśmy się nagraniu. Pytania były bardzo podchwytliwe i łatwo było popełnić błąd,  ale chłopcy sprostali zadaniu i zachowywali się, jakby nic się nie stało. Wreszcie padło pytanie do Hazzy:
- Podobno odszedłeś z zespołu, albo się nosisz z takim zamiarem. Jest to prawda?
Zaskoczenie na twarzach wszystkich pięciu, było mocno widoczne. Harry spokojnie odpowiedział:
- O tym, że odszedłem z zespołu dowiedziałem się od waszej stacji.
- Zespół się nie rozpadł i nikt z zespołu nie odszedł - powiedział Liam.
- Skąd wzięliście tą plotkę? - zapytał Louis - Jedziemy na tourne i nic nikomu nie wiadomo, że ktoś chce odejść. Jesteśmy zżyci jak rodzina, a rodziny się nie opuszcza! Czujemy się bardzo dobrze we własnym gronie i mamy podpisane kontrakty do 2018 roku.
- Teraz tworzymy nową płytę - powiedział Zayn.
Skończyło się, że MTV przeprosiło chłopców na antenie i wyszliśmy z budynku. Derek był zadowolony. Pojechaliśmy do kancelarii.
- To jak z tą gazetą? - zapytał Niall - Musimy ich oduczyć plotkowania.
- Ale to jest gazeta plotkarska - powiedział Derek.
- To niech nie plotkują na nasz temat - powiedział Harry.
- Dobrze. Przygotuję pozew do sądu.
Wróciliśmy do domu. Zdążyliśmy na wywiad w MTV, który był poprzedzony przeprosinami dla zespołu.  Po wywiadzie poszłam na górę i weszłam w Internet. Pojawiły się wpisy na temat wywiadu, potępiające gazetę. Wyglądało na to, że gazeta będzie spalona. Weszłam na naszą stronę, co uzgodniłam wcześnie z Derekiem i napisałam oświadczenie, że zespół pozwie gazetę do sądu za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Gdy skończyłam, poczułam się bardzo zmęczona.  W domu panowała cisza. Zastanawiałam się, co robią chłopaki. Zeszłam na dół,  ale nikogo tam nie było. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Harryego.
- Gdzie jesteście? - zapytałam, gdy odebrał.
- W studiu. Nie przeszkadzaj – powiedział - Jak skończymy, to przyjdę - rozłączył się.
Poszłam na górę i położyłam się. Głupie szmatławce - pomyślałam, nim zasnęłam.
Obudził mnie Harry, który wszedł do pokoju.
- Czy ty na pewno nie udzielałeś takiego wywiadu? - zapytałam.
- Co ci przyszło do głowy? - zapytał oburzony - Przecież wiesz, że z chłopakami mam tylko szansę, a sam nie za bardzo - powiedział kładąc się koło mnie - Nagraliśmy fajną piosenkę. Chodziła mi po głowie od pewnego czasu. Ciekawy jestem, co powiecie. Jutro wam przedstawimy, to co zrobiliśmy. Popatrzyłam na zegarek. Było po dziesiątej.
- Niezły byłeś w tym wywiadzie - powiedziałam.
- A może powinienem się zastanowić nad odejściem…
- Ani mi się waż! W waszym zespole siła.
Na następny dzień humory się znacznie poprawiły, gdyż sponsorzy, którzy się wycofali, po obejrzeniu wywiadu w MTV zdecydowali, że jednak chcą uczestniczyć i sponsorować dalej tourne. Zadzwonili z przeprosinami, że uwierzyli w jakieś niesprawdzone plotki. Derek złożył pozew w sądzie o dwadzieścia milionów euro, oraz przeprosiny i sprawy zaczęły wychodzić na prostą. Posypało się więcej zaproszeń. Było nawet lepiej, niż przypuszczaliśmy. Chłopcy zademonstrowali nam swoje nowe piosenki. Były naprawdę super. Lepsze niż na pierwszej płycie. Postanowiłyśmy, że musimy zainwestować w płytę. I to jak najszybciej, dopóki o chłopcach jest głośno. Zadzwoniłyśmy do wytwórni. Gdy się dowiedzieli, że chłopcy mają materiał na następną płytę, kazali go nam przesłać jak najszybciej. Zrobiłyśmy to i czekałyśmy na odpowiedź. Jeszcze tego samego dnia zadzwonili do nas z wytwórni i prosili, abyśmy przyjechały podpisać kontrakt.  Pojechałyśmy do wytwórni i wywalczyłyśmy dodatkowe pieniądze na każdej płycie. Wytwórnia chciała, żeby jedna z piosenek promowała album, na co się zgodziłyśmy. Wyszłyśmy zadowolone ze studia, że od jutra zacznie się kampania reklamowa.



* No hej! Tak... Ja w niedzielę... Coś niebywałego :D No i jak? Dobry? Co do konkursu. Ten rozdział wygrała Karolina. Chciałam Was zapytać, czy chciałybyście dalej coś takiego? Piszcie w komentarzach! :) Czekam :] A może same chciałybyście mi podrzucić pomysły na konkursy, czy zabawy? :> Piszcie!
                                                                                                                                            ~Meg


sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty Trzeci


- Ładnie i smacznie - powiedział Kazik.
- Dasz spróbować? - zapytał Harry, który w tym momencie wyciągnął rękę,  ale go pacnęłam i powiedziałam:
- To na kolację, a poza tym musi się jeszcze przemacerować.
Wstawiłam śledzie do lodówki i zostawiłam.
- Teraz możemy iść przygotowywać grilla - powiedziałam.
Harry mnie w tym momencie złapał w pół i zaczął wnosić na górę. Zaczęłam wierzgać,  ale nic to nie pomogło. Były za silny… narobiłam wrzasku, aż mama wyszła z pokoju.
- Wreszcie ją znalazłeś! Trochę to trwało - powiedziała i puściła do niego oczko.
- Mamo! Ratunku!
- Nie będę się wtrącać między was - powiedziała i zeszła na dół.
Piszczałam, jeszcze jak wniósł mnie do pokoju.
- Teraz będzie kara - powiedział Harry.
- Za co? - zapytałam niewinnie- Za śledzie?
- Ty wiesz dobrze za co - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko. Przełożył mnie przez kolano i klepnął mnie po pupie.
- Powiesz, gdzie się schowałaś?
- Nie. Nie powiem.
- Radzę ci powiedzieć.
- Nie.
- To nie pójdziesz na grilla.
- Co to znaczy nie pójdę?
- Zostawię cię tutaj. Samą.
- No wiesz, co?
Położył mnie na łóżku.
- Masz tu leżeć.
Zerwałam się natychmiast.
- Bo cię przypnę kajdankami - Harry zaczął się śmiać - No, nie mógłbym ci tego zrobić - powiedział i pocałował mnie.
- Najpierw bije, a potem całuje - oburzyłam się.
Parsknął śmiechem.
Po pewnym czasie zeszliśmy na grilla. Na stole ogrodowym stał śledź, musztarda, chrzan, keczup no i oczywiście ogórki. Na grillu jeszcze smażyła się kiełbasa.
- Co was tak długo nie było?
- Sprawy małżeńskie nas zatrzymały - powiedział Harry.
Lou się roześmiał.
- Siadajcie. Zaraz będzie kiełbasa. Możecie zacząć jeść śledzia - zarządził Kazik.
Usiedliśmy do stołu. Przyszła mama i się do nas przyłączyła. Śledź był wspaniały. Harry wziął dwie dokładki. Podobnie reszta. Bardzo  szybko się rozszedł. Wybroniłam jedną porcję dla Kazika, za co był mi bardzo wdzięczny.
- Pyszny ten śledź i prosto się go robi - powiedział Kazik.
- A kto mówił, że robi się go trudno?
- No, nikt.
- Już ja bym nawet potrafił zrobić tego śledzia - powiedział Harry.
- Zobaczymy - powiedziałam, uśmiechając się do niego łobuzersko.
- Ale śledź jest przepyszny! - powiedziała Ellie.
- Bo z ogórkiem - powiedział Lou.
- Tylko nie mówcie nic Niallowi, bo się zapłacze - powiedziała mama.
- Zapewne tych śledzi nie będzie, jak chłopcy przyjadą - powiedział Kazik.
- Wiedzieliśmy, kiedy przyjechać - powiedział Lou.
- No, mieliście szczęście.
- Duży Bo, będzie żałował - powiedział Kazik.
- E tam… Pewnie lepsze rzeczy będzie jadł. Jak to u mamy - powiedział Lou.
- Zaśpiewajcie nam coś.
- Tylko we dwóch?
- No, pewnie!
 Chłopaki pośpiewali nam trochę i tak nam upłynął wieczór. W pewnym momencie przypomniało mi się, że Harry wyjeżdża i zachciało mi się strasznie płakać,  ale nie mogłam mu tego pokazać, więc wstałam, przeprosiłam i weszłam do domu. Poszłam do pokoju, gdzie się rzuciłam na łóżko i popłakałam sobie w poduszkę. Z ogrodu usłyszałam, że ktoś mnie woła. Dzięki Bogu było już ciemno. Wyszłam na taras.
- Gdzie się podziewasz?
- Zaraz przyjdę - powiedziałam.
Podeszłam do lustra i zobaczyłam, że mam czerwone oczy jak u królika. Co z tym fantem zrobić? – pomyślałam - przecież nie mogę się im tak pokazać. Przemyłam oczy zimną wodą. Poprawiłam makijaż. Uczesałam się i postanowiłam zejść na dół. Może nie zauważą. Jest ciemno - pomyślałam. Dzięki Bogu tak się stało. Louis z Harrym się wygłupiali i od razu poprawił mi się humor.
- A pamiętacie zieloną noc z naszego wypadu?
 Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Nigdy nie miałem takich pięknych warkoczyków - powiedział Harry.
- I piegów też nie - powiedziała Ellie.
- Ale najlepiej Niall wyszedł - stwierdziłam.
- Żebyś ty widziała Nialla w sklepie, że on nie zauważył tego buraka…- powiedziała Ellie.
Do końca wieczoru zaśmiewaliśmy się z naszych wspólnych przygód. Było po dziesiątej jak się rozeszliśmy do pokoi.
- Co cię tak długo nie było na dole? - zapytał Harry.
- Musiałam się troszkę położyć - odpowiedziałam.
- Co? Znowu ci się kręciło w głowie?
- Nie. Poczułam się jakaś zmęczona. Na szczęście już mi się nie kręci. Umyjesz mi plecy? - zapytałam.
- Myślałem, że nie zapytasz.
Wykąpaliśmy się i poszliśmy do łóżka.
- O której jutro wylatujecie? - zapytałam.
- O szesnastej mamy samolot.
Wtuliłam się mocno w Harryego i tak zasnęłam.
  Chłopaki wylecieli o czasie, a w domu zapanowała jakaś pustka. Oczywiście rano przyjechał pan doktor i znowu solennie musiał przyrzec, że będzie przesyłał informacje na temat naszego stanu.
Centymetr Harryego był coraz krótszy. Śledziłyśmy w Internecie oraz w telewizji wiadomości o tourne i wyglądało na to, że tourne będzie wielkim sukcesem. Ellie zaczęła planować już następne,  ale nie byłam pewna, czy chłopcy się na to zgodzą. Wiedziałam, że chcą nagrać  płytę, a to trochę musiało potrwać. Harry trzy razy dziennie ze mną rozmawiał, za każdym razem pytając czy nic mi nie jest i czy nie kłamię. Zapytałam go, czy pan doktor przesyła mu raporty. Przytaknął,  ale powiedział: „PRZECIEŻ TO JEST NASZ LEKARZ I NIE MA PEWNOŚCI, CZY GO NIE OKŁAMUJE”.
Stwierdziłam, że chyba ma jakąś manię prześladowczą.
   Wreszcie nadszedł dzień powrotu. Nie mogłyśmy się doczekać i przygotowywałyśmy siebie i dom na przyjazd chłopaków. Zrobiłyśmy wielki plakat:
WITAJCIE W DOMU!!!
    Duży Bo zawiesił go w salonie naprzeciwko drzwi. Kazik szalał w kuchni. Przygotowywał pierogi i inne ulubione potrawy chłopców. Nie można było wejść do kuchni, bo wszystko fruwało. Oczywiście głodne nie chodziłyśmy, ale Kazik jak tylko wchodziłyśmy do niego, patrzył na nas spode łba. Chłopaki zakazali nam wychodzić poza obszar domu, więc czekałyśmy w ogrodzie, który przystroiłyśmy również. Dla każdego z nich zrobiłyśmy plakat z jakimś wierszykiem. Były to rymy częstochowskie, ale były śmieszne. Ozdobiłam plakaty karykaturami, a Duży Bo jak to zobaczył, myślałam, że spadnie z drabiny. Chłopcy mieli przylecieć o dwunastej, więc spodziewałyśmy się  ich o pierwszej w domu. O wpół do pierwszej było już wszystko gotowe. Mama nam oczywiście pomagała, więc zadowolone usiadłyśmy w salonie. Salon był przybrany balonami w różnych kształtach i o różnych kolorach. Z sufitu zwisały serpentyny, a w każdym z pokojów zainstalowałyśmy wyrzutnie confetti. W ten sposób, żeby się uruchamiały po otwarciu drzwi. Byłyśmy ciekawe efektów. Kazik już też wszystko miał gotowe. W jadalni stały przystawki. Oczywiście śledzie. Kupiłyśmy z Ellie trochę sztucznych ogni, które miały być wystrzelone wieczorem. Chciałyśmy godnie powitać ich, po pierwszym tourne organizowanym przez nas. Na konto  wpłynęły pieniądze za tourne i sytuacja finansowa nie była już tak tragiczna. Telefon z propozycjami urywał się od rana do wieczora. Chłopcy byli u szczytu sławy. Internet, aż huczał od pośladków Louisa, który je sobie ubezpieczył i wszyscy zachodzili w głowę, jak wyglądają pośladki Lou.
- Przyjechali! - krzyknęłam, patrząc w okno.
Harry i Lou wyskoczyli z samochodu, a reszta zaczęła się gramolić. Wbiegli do domu i już byłam w ramionach Hazziego. Pewnie nawet nie zauważyli, jak myśmy się starały… Gdy reszta weszła do domu, zaczęli zachwycać się salonem.
- O czym mówicie? - zapytał Harry.
- To się rozejrzyj - powiedział Liam.
Duży Bo stał niezdecydowany z walizkami, wiedząc co chłopców czeka na górze. Wyszedł na chwilę do samochodu, mówiąc:
- Zaraz zaniosę walizki. Zostawcie.
- Idźcie się odświeżcie, bo zaraz będzie obiad - powiedziałam.
Chłopcy z Danielle pobiegli na górę. Popatrzyłam na Ellie, która prawie umierała ze śmiechu. Weszłyśmy również na górę i zdążyłyśmy na moment, kiedy Liam i Niall otworzyli swoje drzwi od pokoju. Obydwaj odskoczyli jak oparzeni,  ale zostali zasypani confetti. W następnym momencie confetti spadło na Harryego, Louisa i Zayna. Dostałyśmy ataku śmiechu, aż usiadłyśmy na ziemi, widząc ich miny. Otrzepywali się z confetti i weszli do swoich pokoi, grożąc nam palcami. W każdym z pokoi po pewnym czasie wybuchały salwy śmiechu.
- Doczytali się - powiedziała Ellie.
Poszłyśmy do swoich pokoi. Cała podłoga była zasypana confetti. I kto to posprząta? - pomyślałam. Harry siedział na łóżku i się śmiał, aż mu łzy leciały.
- Fajne powitanie – powiedział - Mam nadzieję, że same tego nie wieszałyście.
- No przecież w domu jest Duży Bo - odpowiedziałam.
Wierszyk Harryemu bardzo się podobał i nie mógł opanować śmiechu. Wierszyk brzmiał tak:
One Direction wraca z trasy,
Więc z Ellie wkładamy wysokie obcasy.
Na Harryego czeka żona,
Mocno stęskniona i wyposzczona.
- Co? Nie podoba ci się powitanie?
- No, przecież mówię, że mi się podoba, aż się popłakałem ze śmiechu. To ty pisałaś te wierszyki? - zapytał.
- A jak myślisz?
- Myślę, że ty. Że to wszystko, to twój pomysł.
W sąsiednich pokojach rozlegały się ryki śmiechu. Przypomniałam sobie, jak razem z Ellie siedziałyśmy i pisałyśmy te wierszyki. Dostałam głupawki. Pokładałam się na ziemi ze śmiechu. Harry się zaniepokoił i zapytał:
- Co ci się stało?
- A nic, przypomniałam sobie coś - powiedziałam ledwo wyduszając z siebie.
- To podziel się.
- To przejdź się po pokojach - powiedziałam.
Harry wybiegł na korytarz. Zaczęłam wypakowywać rzeczy Harryego. Wszystko było brudne. Jakaś wojna na jedzenie? - zaczęłam się zastanawiać. Rozpoczęłam segregację. Większość rzeczy była fioletowych i czerwonych. Postanowiłam, że wstawię pranie. Wzięłam rzeczy i wyszłam z pokoju. Poszłam do pralni, ale niestety pralka była już zajęta. W pralni stały kosze, na których były imiona chłopaków. Wrzuciłam rzeczy do odpowiedniego kosza i poszłam z powrotem na górę. U Danielle i Liama były otwarte drzwi.
- No, pokażcie! - usłyszałam głos Nialla.
- Nie. To jest dla nas wierszyk - powiedziała Dani - Nie pokażę ci. Jest bardzo osobisty.
- Ja mogę wam pokazać swój. Zobacz! - po chwili usłyszałam, że Dani i Liam ryknęli śmiechem.
- Cały Niall - powiedział Liam. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Poszłam do siebie. Harry musiał być u Ellie i Lou, bo usłyszałam stamtąd jego głos. Rozpakowałam resztę rzeczy, gdy do pokoju wpadł Harry.
- Niezłe te wierszyki wymyśliłyście – krzyknął - Co robisz? Przecież to zrobię sam - rzucił się w moją stronę.
- Już wszystko posegregowane. Część już na dole, kosmetyki zaniosłam ci do łazienki. Zostały tylko buty do pochowania.
Harry złapał buty i po kolei je poustawiał w szafie. Schował torbę i powiedział:
- Teraz możemy się spokojnie przywitać.
Podszedł do mnie i mnie pocałował.
- Nie wiedziałem, że mam taką poetkę - powiedział.
- A, widzisz!
- Ale chyba najlepszy jest mój wierszyk - powiedział.
- Ellie była bardzo dumna ze swojego wierszyka - odparłam.
Ellie napisała wierszyk:
Wraca Louis odmieniony,
 Do swej okrąglutkiej żony.
Miły, piękny i porządny,
Chociaż nie wiem, czy bardziej rozsądny.
Niall chyba się nie obraził, bo nawet poszedł pokazać Danielle i Liamowi. Gdyby mu się nie podobał, to pewnie, by nie pokazywał.
Kazik od rana pierogi gotuje,
Bo wie że Niall wszystkie skosztuje.
Lodówka pełna jego przysmaków,
Więc Niall nie będzie jadł już ziemniaków.
Dla Zayna wierszyk był taki:

Zayn do domu w końcu wraca,
Bo cały czas w trasie miał ogromnego kaca.
Jego lusterko przepadło, gdzieś w Sydney,
Pewnie u fanki jakiejś „niewinnej”.
Dla Danielle i Liama wierszyk był taki:
Wraca jedyna szczęśliwa para,
Która nosiła misia koala.
Liam zbierał Disney’ owskie śmieci.
Jakby miał w domu mało rupieci,
Tłumacząc Danielle, że to dla ich dzieci. 
- Wierszyki mi się bardzo podobają, ale autorka bardziej - powiedział Harry.
- Która? - zapytałam, jakbym nie wiedziała.
Przyciągnął mnie do siebie, pocałował i powiedział:
- Ta.
Kazik  krzyknął  z dołu:
- Obiad!
Zeszliśmy do jadalni.
- Która z was, to taka poetka? - zapytał Zayn.
- Obydwie - odpowiedziałam.
- Nie widziałem dwóch wierszyków - powiedział Niall – Harrygo oraz Danielle i Liama. Możecie powiedzieć, co tam nabazgroliłyście?
- Jak ci nie pokazali, to nie możemy…
Niall był nie pocieszony.
- Ja wszystkim pokazałem swój wierszyk. To niesprawiedliwe - obraził się,  ale Kazik zaraz poprawił mu humor, bo wszedł niosąc pierogi, które były tylko dla niego. Był przeszczęśliwy. Dla pozostałych były ich ulubione dania. Przy stole było gwarno i bardzo wesoło. Wszyscy byli szczęśliwi.
- Brakowało nam was - powiedział Niall - A jeszcze jak chłopaki przyjechali i powiedzieli, co się z wami działo, to wszyscy stracili humory.
Liam dał mu kuksańca w bok.
- No, co? - szepnął do niego.
- Miałeś o tym nie wspominać - skarcił go Liam.
Udawaliśmy, że tego nie słyszeliśmy.
- Jutro wchodzimy do studia i nagrywamy próbne wersje nowych piosenek - oznajmił Liam.
- Wreszcie - powiedział Zayn.
Bardzo się ucieszyłam. Czeka nas nowa praca. Trzeba będzie na pewno wypromować płytę, pochodzić po radiostacjach, nowe wywiady i nowe wyzwania. Muszę na stronie napomknąć, że zaczynają pracę nad nową płytą. Fanki na pewno się ucieszą.
  Następnego poranka obudziłam się o wpół do dziewiątej. Wpadłam w panikę, gdy zobaczyłam która godzina. O dziewiątej miał przyjść doktor. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i gdy wyszłam z łazienki, Harry się obudził.
- Czemu tak wcześnie wstałaś? - zapytał zaspanym głosem.
- Bo za dziesięć minut ma przyjść doktor - oznajmiłam.
Harry wyleciał z łóżka jak strzała i poleciał do łazienki.
- Harry, doktor przychodzi do mnie, a nie do ciebie - weszłam do łazienki po szczotkę.
- Ale ja muszę przy tym być! - powiedział zdenerwowany - muszę jeszcze porozmawiać z doktorem.
- A co? Nie dostawałeś raportów?
- Dostawałem codziennie tak jak obiecał.
- I co doktor pisał?
- Że jest coraz lepiej i że wychodzisz na prostą.
- To ci mogłam sama powiedzieć. To ja idę na dół - rzuciłam, wychodząc z łazienki.
- Poczekaj! Niech Ellie idzie pierwsza.
- Nie wiem, czy Ellie już wstała. Pospiesz się. Będę czekać na ciebie na dole - wyszłam z pokoju.
Po trzech minutach Harry był na dole. Ubrany w dres,  ale z mokrą głową.
- Harry, idź wysusz głowę.
- Nie. Doktorowi, na pewno nie będzie przeszkadzało - powiedział energicznie.
O dziewiątej zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć.
- Witam panią – usłyszałam - Jak się pani dzisiaj czuje?
- A bardzo dobrze - odpowiedziałam.
- O, widzę przyczynę poprawy nastroju. Dzień dobry panu - powiedział doktor wchodząc do salonu.
Doktor zmierzył mi ciśnienie, obejrzał ranę.
- Czy mógłby pan zawołać pielęgniarkę? Siedzi w samochodzie. Czy jadła pani dziś śniadanie?
- Nie, panie doktorze, jeszcze nic nie zdążyłam zjeść, bo się dopiero obudziłam.
- To bardzo dobrze. Pobierzemy pani krew na badania. Trzeba sprawdzić, jak z krzepliwością.
  Pielęgniarka przyszła z torbą, w której znajdowały się różne potrzebne do zabiegów rzeczy. W momencie, kiedy wyciągnęła strzykawkę, pojawił się w salonie Niall. Gdy to zobaczył, zrobił w tył zwrot, burknął coś pod nosem i pobiegł na górę.  Zaczęliśmy się śmiać.
- Co to było? - zapytał doktor.
- Niall, bardzo nie lubi strzykawek. Na widok krwi mdleje…- wyjaśnił Harry, który zaczął się wiercić koło pana doktora.
- Mam do pana parę pytań - powiedział.
- Usiądźmy tutaj.
Ponieważ Harry siedział do mnie tyłem, nie słyszałam jego pytań, bo mówił bardzo cicho. Doktor przytakiwał, albo kiwał głową na nie. Pielęgniarka zaczęła pobierać mi krew. Panowie zaczęli o czymś rozmawiać i nic z tego nie słyszałam… Postanowiłam, że muszę wyciągnąć od Harryego, o co pytał doktora. Gdy pielęgniarka skończyła pobierać mi krew, zabrała się za opatrunek na głowie.
- O, już odrastają pani włosy - powiedziała.
Harry zajął doktorowi pół godziny. Ellie i Lou nie było, więc mógł zadawać pytania, bez głupich dogadywań Lou.
Do salonu wszedł Kazik i zaproponował kawę i śniadanie.
- Kawę chętnie,  ale za śniadanie dziękuje, bo już jadłem - odpowiedział doktor.
- Bo ta przyszła matka śniadania jeszcze nie jadła.
- Poza tym, już nie długo musimy jechać, tylko muszę pobrać jeszcze krew pani Ellie.
Harry pobiegł na górę.
Za chwilę zeszła Ellie w szlafroku.
- Przepraszam panie doktorze, ale zaspałam…
- Bardzo dobrze, że pani zaspała. Dzisiaj się zabawimy w krwiopijców.
- Znowu kłucie?
- No, niestety tak.
Ellie posłusznie usiadła przy pielęgniarce, która miała już przygotowaną strzykawkę. Doktor dopił kawę. Zbadał ciśnienie Ellie i pielęgniarka pobrała jej krew.
- Jak się pani czuje? - zapytał.
- Bardzo dobrze, panie doktorze.
- Czy ma pani mdłości?
- Nie mam.
- Panie doktorze, ale ona bez przerwy je ogórki konserwowe - podkablował Ellie Harry.
- Nie powinna pani jeść za dużo octu. Może być to szkodliwe dla dziecka. Jeżeli pani musi już jeść ogórki, to proszę jeść kiszone.
- Kazik już sam kisi - powiedziałam-  Bo ja za to jem małosolne. Na okrągło.
- Takie, to pani może jeść i pani też. Ostatecznie mogą być kwaszone,  ale nie w occie.
Ellie spochmurniała.
- Ale tak mi smakują…
- Dla pani dobra i dla dziecka. Ponieważ panowie wymogli na mnie przełożenie USG. Przeniosłem je na następny tydzień i zapraszam do szpitala na godzinę jedenastą i jedenastą trzydzieści w środę.
- Na pewno będziemy- powiedział Harry.
Gdy doktor wyszedł zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy wyjść do ogrodu. Było zimno, więc Harry pobiegł na górę po jakąś bluzę. Usiadłam sobie w altance i przyglądałam się ptaszkom, które skakały niedaleko mnie po trawie.
Harry przyniósł mi puchową kurtkę.
- Zgłupiałeś? Przecież nie jest tak zimno! W tym się ugotuję…
Harry narzucił mi na plecy kurtkę i pobiegł z powrotem. Po pewnym czasie przybiegł ze swoją ulubioną bluzą.
- Nie mogłem nic znaleźć w tej twojej szafie, więc masz.
Bluza była ciepła i bardzo miękka. Harry usiadł koło mnie i po chwili stwierdził, że rzeczywiście jest zimno. Włożył na siebie moją kurtkę puchową. Zaczęłam się śmiać.
- Nie za ciepło ci będzie? - zapytałam.
- To zależy, co będziemy robili…- odpowiedział.
- Doktor przykazał mi siedzieć dużo na powietrzu – oznajmiłam - A o co pytałeś doktora?
- Chciałem się parę rzeczy dowiedzieć - odpowiedział.
- Ale konkretnie może?
- Nie ważne.
- To ja mam ci mówić wszystko, a ty mi nic? - oburzyłam się i odwróciłam się do niego tyłem.
- Takie, tam. Chciałem się dowiedzieć.
Nic się nie odezwałam.  Z domu wyjrzał Niall.
- Harry! Potrzebny jesteś w studio, bo Zayn się zaczyna szarogęsić. Przyjechał Paul, a Zayn go cały czas obraża!  Zrób z nim coś!
- Idź do Liama!
- Liam też nie daje sobie z nim rady…
Harry wstał i poszedł do domu.
Paul to dźwiękowiec zespołu. Jest bardzo miły.
- Megan, jesteś tam? - usłyszałam Danielle.
- Jestem w altance!
Danielle przyszła do mnie.
- Chyba poszliśmy w wasze ślady - powiedziała.
- O czym mówisz? - zapytałam.
- Będę musiała skorzystać z usług doktora Jana.
- To pojedziesz z nami w przyszłym tygodniu.
- A jutro nie przyjedzie?
- Nie. Powiedział, że jak są już chłopcy, to nie musi już przyjeżdżać, chyba że chcesz trochę wcześniej, to zaraz zadzwonię do niego.
- Nie. Może być w przyszłym tygodniu, ale nie mów nikomu, dopóki nie wrócę od lekarza.
Przyrzekłam, że nic nie powiem.
- Ellie też nic nie mów, dobrze?
- No, przecież powiedziałam, że nikomu nie powiem.
- Byłoby fajnie, jakbyśmy chodziły wszystkie trzy w ciąży - powiedziała Danielle.
- Poopowiadaj mi co się działo na tourne. Jak oni się zachowywali?
- Normalnie. Wariowali od rana do wieczora.
Opowiadała jak Louis z Harrym wrócili z Chicago i nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero Liam z nich wydusił, co się stało i jak to przeżywali. Jak codziennie dostawali raporty od doktora, na które wszyscy czekali.
- O czym gadacie? - zapytał Harry.
- O niczym, co cię powinno interesować - odpowiedziałam udając nadal urażoną.
- Nie zimno ci?
- Nie, nie zimno - odpowiedziałam - Nie wiesz, kto wstawiał pranie? - zapytałam Danielle.
- O jej! To ja. Zapomniałam. Idę je wyjąć.
- Idę z tobą, żeby wstawić swoje pranie. To znaczy jego.
- Co się stało? - zapytała, gdy odeszłyśmy troszkę dalej.
- A, nic. Takie małe porachunki, między małżonkami - zaczęłam się śmiać.
- Co on przeskrobał?
- Nie ważne.
W pralni było słychać, co się dzieje w studiu. Trwała tam niezła awantura. Zayn wrzeszczał i rozbijał się. Pozostali też wrzeszczeli. Nagle usłyszałam głos Ellie i zapadła cisza.  Danielle w tym czasie wyjęła swoje pranie i wrzuciła do suszarki. Ja wrzuciłam Harryego rzeczy do pralki i wstawiłam pranie. Sprawdziłam temperaturę. Było pięćdziesiąt stopni.
- Ile czasu się pierze? - zapytałam.
- Godzinę, może półtorej.
Zerknęłam na zegarek. Było wpół do jedenastej.
Wróciłam do pokoju. Wszędzie pełno było confetti. Wyciągnęłam odkurzacz i zaczęłam sprzątać.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam za sobą głos Nialla.
- Sprzątam, nie widzisz? Zrobiłam bałagan, to i sprzątam.
- Dlaczego? Przecież nie zrobiłaś bałaganu.
- Trudno powiedzieć.
- A ty możesz sprzątać?
- Ktoś musi - odpowiedziałam ambitnie.
Niall gdzieś zniknął. Zamknęłam za nim drzwi i włączyłam odkurzacz. Wydawało mi się, że ktoś wali w drzwi,  ale nie zwracałam na to uwagi. W końcu ktoś musiał to posprzątać. Gdy skończyłam sprzątanie i wyłączyłam odkurzacz, usłyszałam walenie do drzwi.
- MEGAN! OTWÓRZ!
Wzięłam pilota i otworzyłam drzwi. Do pokoju wpadł Harry.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytałam chłodno.
- Czemu nie otwierasz, czemu sprzątasz i czemu się do mnie tak odzywasz?
- Po pierwsze: bo sprzątałam, po drugie: bo ktoś to musiał zrobić, a po trzecie: jesteś inteligentny i możesz na to sam wpaść - powiedziałam oschle i złapałam odkurzacz, żeby go schować. Harry wyrwał mi go z ręki i w tym momencie elektroluks się otworzył i wszystko, co się w nim znajdowało, wysypało się na dywan.
Popatrzyłam na brud na podłodze. Popatrzyłam na Harryego i wyszłam z pokoju. Byłam strasznie zła na niego i pobiegłam do mamy.
- Co się stało? Najpierw Harry wali do ciebie półgodziny, a teraz ty wpadasz jak po ogień. Co się stało?
Opowiedziałam jej całą sytuację.
- Słonko, nie możesz się tak denerwować. Jesteście młodym małżeństwem i musicie się dograć. Nie możesz stawiać wszystkiego na ostrzu noża.
- Ale to nie ja, tylko on stawia!
- Z tego co widzę, to raczej ty.
- Jeszcze go bronisz! - zdenerwowałam się nie na żarty.
- Chodź tu. Usiądź koło mnie - powiedziała mama - Czy coś by się stało, gdybyś powiedziała Harryemu, że ma to posprzątać? Przecież mężczyźni nie rozumieją naszych potrzeb. Trzeba im wszystko mówić dużymi literami. Jeżeli coś od niego chcesz, to musisz mu powiedzieć. Oni się nie domyślą.
- No,  ale prosiłam go, żeby powiedział, o czym rozmawiał z doktorem, ale nie chciał mi powiedzieć. Ja mu muszę wszystko mówić - powiedziałam zbuntowana.
- A faktycznie mówisz mu wszystko? Nie masz przed nim żadnych tajemnic?
- Wszystko - powiedziałam.
- Tak z ręką na sercu. Powiedz. Mówisz mu wszystko?
- No… Nie.
- Poza tym, co cię to tak interesuje, o czym rozmawiał z doktorem? Może rozmawiał o swoich sprawach.
- Tak. Z ginekologiem!
- Doktor Jan jest także seksuologiem.
- A ty skąd wiesz!?
- Rozmawiałam z nim, jak byłaś w szpitalu.
- Miło wiedzieć - naburmuszyłam się jeszcze bardziej. Poczułam, że mama ma jednak racje. Zawsze ją ma! Cholera… Podziwiam ją za to, jak ze mną jeszcze wytrzymuje…
- Nie wypytuj go o wszystko. On ci sam powie,  ale w momencie, kiedy będzie chciał. Przecież sama nie lubisz, kiedy ktoś ci się wtrąca w twoje sprawy.
Przytuliłam się do mamy.
- Dzięki mamo. Jak zwykle masz racje.
Wyszłam z pokoju i poszłam do nas. Drzwi były zamknięte. Zapukałam,  ale panowała tam cisza. Zeszłam do studia,  ale Harryego tam nie było. Gdzie mógł być? - zaczęłam się zastanawiać. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam jego numer. Nie odbierał. Trochę się tym zdenerwowałam. Podeszłam pod drzwi. Zapukałam,  ale panowała tam całkowita cisza. Wpadłam do pokoju mamy.
- Mamo, mogę skorzystać z wyjścia na taras?
- A co się stało?
- Harry się zamknął w pokoju i się nie odzywa.
Mama podeszła do drzwi tarasowych i otworzyła je.
- Idź - powiedziała.
Wyszłam na taras i podeszłam do drzwi. Dzięki Bogu zapomniałam ich zamknąć - pomyślałam. Przeszłam przez nie i weszłam do pokoju. Harry leżał na łóżku na brzuchu. Podeszłam do niego i dotknęłam go. Podskoczył. Zobaczyłam, że chyba płakał. Oczy miał czerwone, jak u królika.
- Przepraszam cię Hazzie. Byłam nieznośna. Wybacz - usiadłam na ziemi - nie wiem, co się ze mną dzieje. Nigdy taka nie byłam. Głupio mi. Byłam zła na ciebie, że ja mam ci mówić wszystko, a ty masz przede mną tajemnice.
- Jakie tajemnice? - zdziwił się Harry.
- Rozmawiałeś z doktorem o czymś i nie chciałeś mi powiedzieć o czym. Jak się o to zapytałam, to od razu zmieniłeś temat i dlatego się wściekłam.
Usiadł i podniósł mnie z podłogi.
- Głuptasie. Uzgadniałem z doktorem jak zapłacę za jego opiekę. Chciałem się zorientować czy  będziesz rodziła tutaj, czy w Polsce, czy w Wielkiej Brytanii.
- Ty już o tym myślisz?
- No trzeba o tym myśleć. Doktor powiedział, że na razie nie możesz lecieć do Europy, bo może się nawrócić zakrzepica. Wygląda na to, że trochę tu posiedzimy… Bardzo chciałbym, żebyśmy się już nie kłócili. W ogóle nie wiedziałem o co ci chodzi. Już myślałem, że znalazłaś sobie kogoś innego, kiedy mnie nie było i  że chcesz mnie opuścić…
- Głuptasie. Nie chcę cię opuścić. Nigdy w życiu! Umówmy się tak, że jak coś nam nie będzie pasować to będziemy sobie wszystko mówić. Wszystko!
Przytulił mnie do siebie, a ja wplotłam swoje dłonie w jego loki i pocałowałam.

   - taki tam Hazz na święta :D

  i Niall :) 

* No hej :) Jak widzicie, wrzuciłam wcześniej :) Tak, jakoś mi się udało :D Sama jestem zdziwiona :O Kto wie, co jest w poniedziałek? :D Ogłoszę konkurs! Pierwsza z Was, która napisze w komentarzu prawidłową odpowiedź, do tego swoje imię i nazwisko, albo nick, tej dedykuję kolejny rozdział :) Co Wy na to? Może powtórzę pytanie. KTO WIE, CO JEST W PONIEDZIAŁEK?
                                                                                                                                ~Meg

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty Drugi


O dziewiątej, tak jak zapowiadał doktor Jan przyjechał razem z pielęgniarką.
- Jak się miewają moje pacjentki? - zapytał wchodząc.
- Jeszcze żyję – powiedziałam - całkiem nieźle panie doktorze - rzuciłam.
Do pokoju wszedł Harry.
- Pewnie tatuś? - zapytał doktor Jan z uśmiechem.
- Tak. To jest mój mąż - odpowiedziałam - I ma na pewno wiele pytań do pana doktora.
- A gdzie jest moja druga pacjentka?
- Z tatusiem. Jeszcze nie zeszli - rzucił Harry.
- Chciałbym ją obejrzeć. Czy mógłby pan poprosić panią Tomlinson, żeby zeszła? - zapytał Hazzę.
- Ja już pójdę po nich - powiedział Duży Bo.
Doktor zabrał się za mnie.
-  Lepiej się odwróć. Nie chcesz tego widzieć - powiedziałam.
- Nie będę odwracać. Chcę wszystko widzieć i wszystko wiedzieć. Już wystarczająco mnie oszukałaś.
Doktor Jan popatrzył na niego.
- Dziewczyny były bardzo dzielne – powiedział - proszę nie krzyczeć na przyszłą matkę, bo jak się dowiem, że pan będzie denerwował moją pacjentkę, to się z panem policzę - zaczął się śmiać. Zdjął opatrunek. Przyjrzał się i powiedział:
- Wszystko jest w porządku. Ładnie się goi. Boli panią coś?
- Nie, panie doktorze. Wszystko jest okej. Swędzi mnie trochę…
- Bo się goi. A jak z nogami? Wczoraj puchły?
- Nie. Nawet nie. Panie doktorze, proszę mu wszystko powiedzieć, bo mi nie chce wierzyć i nie da mi spokoju.
W między czasie zeszła Ellie z Lou. Doktor powiedział pielęgniarce, że ma mi zrobić opatrunek, a sam usiadł na kanapie i zaczął tłumaczyć Harryemu, co się stało.
- Nawet nie mieliśmy czasu czekać  na mamę Megan, bo mogło to się wszystko źle skończyć. Było zagrożenie życia. Pańskiej żony, a co za tym idzie i dziecka.
Harry pobladł. Lou usiadł czym prędzej obok niego. Ellie stała obok Louisa.
- Żony panów miały bardzo dobrą opiekę, więc proszę sobie nie wyrzucać, że panów nie było.
Przytaknęłyśmy obydwie głowami.
- Ale doktorze, jak my mamy im wierzyć, jadąc teraz w trasę koncertową? Przecież po takim numerze nie jesteśmy pewni dnia, ani godziny…- powiedział Louis.
- To już musicie wyjaśnić między sobą… Jak tam moja druga pacjentka się miewa? - zapytał Ellie - Proszę sobie usiąść koło mnie. Zmierzę pani ciśnienie. No, lekko podwyższone - powiedział doktor - Czyżby pani się czymś zdenerwowała?
- Nie… Nie zdenerwowałam się - powiedziała Ellie, rumieniąc się.
- A, to wszystko w porządku - powiedział lekarz, widząc rumieniec Ellie - Rozumiem, że mąż tak na panią podziałał - Ellie jeszcze bardziej się zarumieniła.
Doktor kazał położyć się Ellie na kanapie. Obmacał jej brzuch i powiedział:
- Wszystko w porządku. Czy dzisiaj miała pani wymioty?
- Nie. Na razie.
- To dobrze. Gdyby coś się działo, to proszę do mnie zadzwonić. Następna wizyta za tydzień. Pani Megan zdejmiemy szwy, a pani Ellie zrobimy USG.
- Ja nie wracam - powiedział Lou - Muszę być przy tym USG.
- Ja tym bardziej nie wracam - powiedział Harry.
- Panie doktorze. Proszę im powiedzieć, że muszą wrócić w trasę - powiedziałam twardo.
- A to panowie jeszcze nie wrócili na stałe?
- Nie. Wpadli na dwa dni. Chcieli nam zrobić niespodziankę.
- I zrobili.
- Panowie. Moje pacjentki mają bardzo dobrą opiekę. Pan Duży Bo się bardzo dobrze nimi zajmował. Jest jeszcze mama Megan, prawda?
- Jestem, jestem. Dzień dobry panie doktorze - powiedziała mama, wchodząc.
- Także nie ma sensu, żebyście tu byli. Jeżeli chcecie mogę przyjeżdżać codziennie i sprawdzać jaki jest stan pacjentek i pisać do was raporty o ich zdrowiu.
- To mogłoby pomóc - powiedział Harry - Ale maile będą od pana, nie od dziewczyn?
- Nie. Ode mnie. Jak pan sobie życzy mogę pisać je ze szpitala.
- Nie da się pan przekabacić im? - zapytał Louis.
- Nie, na pewno. Daję panu słowo honoru.
Wiedziałyśmy z Ellie, że na pewno dotrzyma słowa.  Po solennych przyrzeczeniach naszych i doktora, chłopcy się zgodzili wrócić nazajutrz na trasę.
- Obiecaj mi, że więcej mnie nie będziesz okłamywała - powiedział do mnie Harry, kiedy byliśmy sami w pokoju - obiecaj mi to na zdrowie naszych dzieci.
Zamurowało mnie.
- Dobrze. Obiecuję - powiedziałam, kładąc rękę na brzuchu.
Harry trzymał w ręku broszurę, którą dostał od doktora. Położył ją na stoliczku przy swojej połowie łóżka, poczym podszedł do mnie.
- Należy ci się lanie. Nie masz pojęcia jak się bardzo zdenerwowałem, kiedy doktor mi o wszystkim powiedział. Nie powinnaś tego przede mną ukrywać…
- Wiem,  ale z Ellie doszłyśmy do wniosku, że lepiej, żebyście o tym nie wiedzieli. Doktor ci powiedział, że miałyśmy świetną opiekę, jak zresztą widzisz, przyjechał dzisiaj, żeby sprawdzić, jak się czujemy, a przecież dopiero wczoraj wyszłyśmy ze szpitala. Nie gniewaj się, przecież to właściwie było dla twojego dobra - powiedziałam i łzy poleciały mi po policzkach.
Harry złapał mnie i mocno przytulił.
- Nie płacz. Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować - pogładził mnie po głowie.
- A nie odkochasz się? Nie zostawisz nas? Jak będę łysa?! - chlipałam w koszulkę Hazzy.
 Harry zaczął się śmiać.
- Przecież włosy ci odrosną!
- No…, ale przecież widziałeś mnie taką łysą - chlipałam dalej.
- Po pierwsze nie jesteś łysa, tylko masz troszkę wygoloną głowę, ale tylko troszeczkę. Po drugie przecież wiesz, że cię kocham i żadne włosy, czy ich brak nie zmienią tego. Przecież nie kocham cię za włosy, albo za oczy, tylko za całokształt. Za twój charakter, za twoją dobroć i za to, że jesteś taka jaka jesteś.
Trochę się uspokoiłam.
- Wiesz, że Ellie, będzie nie długo widać brzuch? - powiedziałam.
- To będzie pod specjalną ochroną, tak? - zapytał.
- No, chyba tak… Ellie urodzi wcześniej niż ja. Jestem ciekawa czy będą to bliźniaki.
- Zobaczymy! - zaczął się śmiać - strasznie mi się chce spać, a tobie nie? - zapytał.
- Ja spałam całą noc - powiedziałam.
- Ale połóż się koło mnie, proszę - błagał mnie prawie na kolanach - Chcę chociaż czuć twój zapach. Od momentu, kiedy wyjechaliśmy w trasę prawie nie śpię.
Położyłam się obok Harryego, który prawie natychmiast zasnął. Cieszyłam się bardzo, że przyjechał. Sięgnęłam po broszurę, którą dostał Harry i zaczęłam ją czytać. Była to broszura dla mężczyzn. Jak opiekować się kobietą w ciąży. Była ciekawie napisana, więc z przyjemnością ją przeczytałam. Parę rzeczy mnie rozśmieszyło, jak spełnianie zachcianek ciężarnej, ABC tatusia, co zrobić, gdy się rozpocznie poród, jak się zachowywać.  Przeczytałam broszurę od deski do deski. Harry spał jak zabity. Poczułam, że jestem głodna, więc postanowiłam, że wstanę i pójdę na dół. Gdy zeszłam do salonu siedziała tam mama.
- Witaj! Jak przeżyłaś wymówki Harryego?
- Całkiem nieźle. Gdzie Kazik?
- Poszedł na zakupy.
- Idę sobie zrobić coś do jedzenia - rzuciłam i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i zobaczyłam śledzie. Wyciągnęłam czym prędzej paczkę i postanowiłam, że zrobię śledzie w śmietanie. Zaczęłam szukać cebuli. CZERWONEJ. Ogórków KISZONYCH, oraz jabłek. Ogórki kiszone znalazłam w słoiku stojące na górnej półce. Brakowało jeszcze cebuli.
- Co robisz? - zapytała mama, wchodząc do kuchni.
Wystraszyłam się i uderzyłam głową o półkę.
- Nie strasz! - powiedziałam - Chce zrobić śledzie.
- Zabrakło cebuli i jabłek, oraz śmietany. Mówiłam ci, że Kazik poszedł na zakupy.
 Popatrzyłam, co jest w lodówce. Zobaczyłam szynkę, więc sobie ukroiłam gruby kawał i położyłam na cienkim kawałku chleba, posmarowanym cienko masłem. Wzięłam  do tego ogórka kiszonego i ciężko obrażona poszłam do salonu. Mama poszła za mną. Rozsiadłam się na kanapie, a mama usiadła na sofie, włączyłyśmy telewizor i zaczęłyśmy oglądać telewizję.  Za chwilę do salonu wszedł Harry.
- Co jesz?
- Szynkę z chlebem - skomentowała mama.
Popatrzyłam na mamę groźnie.
- Gdyby ten wzrok mógł zabijać, już bym tu leżała trupem…- śmiała się dalej mama.
- Daj spróbować - rzucił Harry, siadając koło mnie. Odwróciłam się do niego plecami i powiedziałam:
- Idź i sobie weź.
Obydwoje ryknęli głośnym śmiechem. Zrobiło mi się głupio i podałam kanapkę Harryemu.
- Nie, jedz. Niech ci pójdzie na zdrowie.
- Masz! Spróbuj - warknęłam.
Harry kawalątek odgryzł.
- Większy - powiedziałam.
Gdy zobaczył moją minę, ugryzł większy kawałek i stwierdził:
- Dobre!
Wsadziłam mu jeszcze do buzi ogórka kiszonego.
- Jeszcze lepsze!
Nagle drzwi frontowe trzasnęły. Do salonu zajrzał Kazik.
- Co tu się działo w mojej kuchni?!
- Megan chciała koniecznie zrobić śledzie.
- Śledzie będą na wieczór, na kolacje.
- Ale ja chcę zrobić śledzie! - krzyknęłam warcząc.
- Dobrze - powiedział Kazik spokojnie.
- Wiesz, nie poznaję cię - powiedział Harry.
- To ciąża - odpowiedziała mu mama - Musisz się przyzwyczaić, że teraz będą humory, płacze, śmiechy i załamania nerwowe, które będziesz przechodził. Najlepiej zahacz gdzieś o aptekę i weź leki uspokajające dla siebie, bo będziesz musiał mieć bardzo dużo cierpliwości przez następne siedem miesięcy.
Siedziałam lekko naburmuszona, że się ze mnie śmieją. Jakim prawem?!
- No już. Uspokój się. Mam ci zrobić kanapkę z szynką, czy szynkę z kanapką - zapytał się Harry.
- NIE. WYSTARCZY MI!- powiedziałam obrażonym tonem.
Obydwoje z Hazzą o mało nie pospadali z zajmowanych przez siebie miejsc. Przyjrzałam im się i zaczęłam również się śmiać. Wręcz popłakałam się ze śmiechu.
- Co tu się dzieje? - zapytała Ellie - dlaczego płaczesz?
- Chusteczkę? - zapytał Louis.
Tego było za wiele. Pobiegłam do łazienki. Opłukałam trochę twarz. Gdy wyszłam towarzystwo siedziało i rozmawiało w najlepsze. Mama zerknęła na mnie  i się uśmiechnęła, a Harry klepnął wolne miejsce na kanapie, pokazując w ten sposób, że mam koło niego usiąść. Usiadłam koło niego, przytuliłam się i szepnęłam do ucha:
- Przepraszam.
Harry pocałował mnie w policzek.
Kazik rozbijał się po kuchni, do której poszła Ellie. Po chwili wróciła z cienką kromką chleba, posmarowaną ledwo masłem, na której leżały dwa ogórki przekrojone wzdłuż. Ogórki były konserwowe.
- Czy one tak jedzą, cały czas? - zapytał Louis.
- To są zachciewajki - powiedziała mama.
- Do kiedy mamo zostaniesz? - zapytał Harry.
- Jeżeli potrzeba to do waszego powrotu - odpowiedziała mama.
- Możesz zostać dłużej.
- Tak, ale Michał został sam i pewnie też tęskni. Wybaczcie. Jedynie Danielle z Liamem są razem. Nawet Niall nie jest z Eweliną.
- Zayn jest ze swoim lusterkiem. Nowym! – Harry podkreślił to ostatnie słowo.
Wybuchliśmy śmiechem.
- A jak tam Zutek Mozart? - zapytał Harry.
- Rośnie - odpowiedziała mama.
- Jeszcze? To może jakiś tygrys z niego wyrośnie?!
- Mały Joe karmi go ponad miarę…
- Trzeba go będzie chyba odchudzić…- powiedział Harry - Bo niedługo nie będzie można go wziąć na ręce…
- Nocuje u Małego Joe i zaczęłam się śmiać, że to kot Małego Joe a nie twój.
Zaczęłam się nerwowo kręcić.
- Co się stało?
- Chce mi się pić - odpowiedziałam.
- Mnie też - powiedziała Ellie, przegryzając ogórka.
- Zaraz wam coś przyniosę - rzucił Harry wstając z kanapy.
Po krótkiej chwili przyniósł wodę mineralną.
- Ja nie mogę pić wody mineralnej po ogórkach! - powiedziała Ellie.
- A ja bym się napiła herbaty - powiedziałam.
Harry postawił na stoliku wodę i wrócił do kuchni. Po krótkim czasie przyszedł,  ale nic nie przyniósł.
- Przecież nam się chce pić! - powiedziałam groźnie.
- Zaraz Kazyk przyniesie herbatę - oznajmił Harry.
- Ale ja bym się napiła mleka - powiedziała Ellie, gryząc ogórka.
- Nie radzę ci Ellie - powiedziała mama - wypij lepiej po tym ogórku herbatę.
Ellie posłuchała mamy. Gdy Kazik przyniósł herbatę, posłusznie wypiła prawie cały wrzątek.
- Ellie, tobie nie przeszkadza, że to jest gorące? - zapytał Lou.
- O, jak mi dobrze - powiedziała prostując się.
- Dorobić jeszcze herbaty? - zapytał Kazik, który nie zdążył jeszcze wrócić do kuchni.
- Poproszę - odpowiedziała Ellie.
- Kazyk, zrób jej cały dzbanek herbaty i postaw go tutaj - zaproponował Louis - my się też napijemy.
Nagle Eleanor wstała i pobiegła do łazienki.
- Pewnie zaszkodziły jej te ogórki - powiedziała mama.
- Nic mi nie zaszkodziło. Zachciało mi się sikać - zawołała wychodząc z łazienki.
- O, przepraszam - odrzekła mama.
Gdy Eleanor powiedziała o siusiu, mnie się też zachciało… wstałam i poleciałam. Za chwilę wyszłam. Louis opowiadał o przygodzie z fankami. Okazało się, że nie tylko Harry miał propozycję od fanki,  ale Louis też. Ted miał wiele roboty. Nawet jakaś fanka zagalopowała się do pokoju Liama i Danielle. Ponieważ nie było Liama pomyślała, że pomyliła pokoje. Poza tym doszło do bójki, między fankami, bo Niall rzucił ciastkiem w nie, a one się oto pobiły.
- Żałosne - powiedziałam.
- Ale jakie śmieszne! - powiedział wesoło Lou, który zaczął się wygłupiać. Wreszcie był swój. Czas do obiadu szybko nam minął i wszyscy byli zaskoczeni, że Kazik zaprasza nas na obiad. Były dwie zupy do wyboru. Botwinka i pomidorowa z kluseczkami. Oczywiście wybrałam botwinkę. Ellie też się rzuciła na botwinkę.
- A co to jest?
- Botwinka!
- A mogę spróbować? - zapytał nieśmiało Harry.
- Damy mu Ellie? - zapytałam.
- A dajmy.
Nalałam Harryemu na talerz botwinki, włożyłam jajko i postawiłam przed nim.
- Ja też chcę! - powiedział Lou. Mama wzięła pomidorową.
- Tego bym się po tobie nie spodziewała - powiedziałam do mamy.
- Będzie więcej dla was - rzuciła.
Nalałam Lou i wrzuciłam jajko.
Chłopcy spróbowali i zaczęli się rozpływać.
- Jak to się nazywa?
- Botwinka.
- Bo… co?
- Botwinka.
- BOŚ… BOŚW… BOŚWINKA!- powtórzył Harry.
- Jaka świnka? - zapytałam umierając ze śmiechu. Mama prawie się utopiła w talerzu
- Botwinka.
- Powiedz, że to chłodnik - powiedziała mama - Bo oni nigdy tego nie wymówią!
- BOTWINKA!- powiedział Louis.
- Brawo! Właśnie tak - pochwaliłam go. Louis siedział dumny jak paw.
- BATFINKA - powiedział Harry.
- No, prawie dobrze - powiedziałam.
- Strasznie trudny ten wasz język - powiedział Hazza.
- To jest proste! - powiedziałam.
Mama zaczęła się śmiać.
- A dlaczego żeście się śmiały ze mnie wcześniej?
Mama przetłumaczyła, co powiedział, a Lou gdy to usłyszał, o mało nie spadł z krzesła. Harry też się zaczął śmiać. Zjadłam swoją botwinkę i miałam ochotę jeszcze na pomidorową. Zastanawiałam się czy nałożyć sobie na talerz, czy poprosić o nowy. Kazik wszedł i zaczął zbierać głębokie talerze.
- Kazik, czy ja mogę dostać jeszcze głęboki, czysty talerz, bo chcę jeszcze spróbować pomidorówki? - powiedziałam po polsku.
- Zaraz przyniosę - odpowiedział.
- Czemu rozmawiacie po polsku?! - zapytał Harry.
- Bo chcemy, żebyś się osłuchał z polskim.
Kazik przyniósł talerz. Postawił go przede mną. Nalałam sobie zupy. Harry popatrzył z przerażeniem.
- O zacierka! - krzyknęłam po polsku.
- Co to jest? - zapytał Louis- ZASCERKA?
Mama nie wytrzymała i wybiegła z pokoju. Usłyszałam, że udała się do łazienki.
Wyjęłam z talerza parę klusek i powiedziałam:
- To są ZACIERKI. Nie ZAŚCIERKI - i wytłumaczyłam to po angielsku. Wszyscy ryknęli śmiechem.
- Pyszna pomidorówka - powiedziałam do Kazika, który zaczął wnosić drugie danie.
Były do wyboru schabowe i leniwe. Wybrałam leniwe. Półmisek z kluskami stanął przede mną, złapałam go i nałożyłam sobie na talerz. Kazik postawił obok mnie roztopione masło i cukier. Harry przyglądał mi się, co robię. Spróbowałam leniwych. Były PRZEPYSZNE!
- Takie leniwe robiła moja babcia – powiedziałam - są boskie!
Harry zastanawiał się nad schabowym, ale po tym jak to powiedziałam, zdecydował się na moje danie. Lou i Elli wzięli schabowego. Elli zjadła połowę schabowego i zdecydowała się na leniwe. Stwierdziła, że są bardzo dobre i wróciła do schabowego. Mama wróciła w tym momencie, kiedy Ellie odstawiała leniwe i zabierała się do mięsa. Jej mina była bezcenna. Ellie zjadła do końca schabowego, po czym zabrała się do leniwych.
- Pyszna jest ta wasza kuchnia! - powiedziała.
- A ty nie chcesz tego drugiego dania? - zapytał mnie Harry.
- NIE! ZOSTAJĘ PRZY LENIWYCH - rzuciłam.
Ellie zjadła i powiedziała:
- A teraz poproszę o ogórka.
- Daj spokój z tymi ogórkami. Nie jedz ich tyle! - powiedziała mama.
- Idę się położyć, bo się tak najadłam - powiedziała Ellie.
- To my też pójdziemy się położyć - powiedziałam, wstając od stołu i kierując się w stronę schodów.
Harry wstał i poszedł za mną.
- Pyszna ta wasza zupa! - powiedział Hazzie.
- U nas botwinkę je się od maja do połowy lipca – powiedziałam - A jest wrzesień  i nie wiem, skąd Kazik wziął botwinkę. Jest bezcenny. Powiedziałam mu wczoraj, że marzy mi się na obiad botwina. Nie długo po tym stała zupa.  
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że jest piękna pogoda.
- Chodź, pójdziemy do ogrodu - powiedziałam.
- Ale kąpać się nie będziemy.
- A dlaczego nie? – zapytałam - Przecież jest ciepło.
Przebraliśmy się w kostiumy i ruszyliśmy do ogrodu. Ellie chyba wpadła na ten sam pomysł, bo za chwilę pojawili się z Lou. Wskoczyliśmy do basenu i zaczęliśmy się bawić jak dzieci.
- Wychodzimy dzisiaj gdzieś? - zapytał Louis.
- Nie uważasz, że jest tu za dużo paparazzich? - zapytałam.
- Mam w nosie paparazzich. Chcę wyjść z moją żoną. Do jakiegoś klubu… Albo restauracji.
- Megan ma racje. Pamiętasz, co się działo, kiedy wyszli z Harrym? - zapytała Ellie - A ja nie chcę się znaleźć na pierwszych stronach gazet.
- To może urządzimy u nas przyjęcie? - zaproponował Louis.
- Nie mam ochoty - odparła Ellie.
- Wybacz, ale jeszcze nie mamy sił. Dopiero wczoraj wyszłyśmy ze szpitala. Musimy troszeczkę odpocząć - powiedziałam do Louisa. Harry nas poparł.
- To co będziemy robić?
- Poprosimy Kazika, żeby zrobił grilla. Mama przywiozła kiełbasę z Polski - powiedziałam.
- O! Kiełbasa z grilla może być dobra. Pamiętasz? Na Maurach z ogniska?
- Pamiętam… Dobra była… A pamiętacie, jak Niallowi spadła? Jaki był niepocieszony? - zapytał Louis.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Popchnęłam Harryego, który wpadł do basenu z okrzykiem „AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA” i było słychać przeraźliwe plasknięcie. Harry zaczął wychodzić z basenu, a ja uciekłam. Wbiegłam do domu i schowałam się w kuchni. Usłyszałam tupot gołych stóp, który pobiegł do góry. Wybiegłam z kuchni i pobiegłam do ogrodu.
- Schowajcie mnie gdzieś! - powiedziałam błagalnie.
- Siadaj tutaj i się nigdzie nie ruszaj. Ja cię zasłonię - powiedziała Ellie.
- Chyba razem mnie musicie zasłonić - powiedziałam.
Louis przyciągnął Ellie do siebie i zaczęli się namiętnie całować.
- Nie widzieliście tej zołzy? - usłyszeliśmy z tarasu.
- Nie. Pobiegła przecież do domu - krzyknął Louis.
- A nie wróciła?
- Nie przeszkadzaj nam! - odkrzyknął Lou.
Wiedziałam, że muszę zmienić miejsce kryjówki. Harry zaraz tu będzie.
- Gdzie ja mam się schować?
- Leć do altanki.
Wpadłam do altanki i usiadłam na ziemi. Po chwili usłyszałam, że do ogrodu wpadł Harry.
- No, nie ma jej nigdzie!
- A sprawdzałeś w kuchni?- powiedział Louis.
- Zajrzałem,  ale jej nie było.
- Może, gdzieś w jakiejś szafie siedzi?
Poczułam, że zaraz wybuchnę śmiechem, więc zaczęłam sobie mówić: DZIADEK UMARŁ, DZIADEK UMARŁ, CHICHICHI. I zaczęłam cicho chichotać. Dzięki Bogu Harry nie usłyszał, bo pobiegł z powrotem do domu. Wysunęłam lekko głowę, a Louis pokazał, że mam się schować. Siedziałam w altance  i byłam zdana tylko na Lou i Ellie. Zaczęłam się zastanawiać, czy mnie nie wydadzą. Harry przeszukiwał chałupę. Wyszedł znowu na taras.
- Nie pojawiła się?
- Nie.
- A widzisz ją gdzieś tu? Muszę ją znaleźć. 
Wiedziałam, że nie odpuści, więc wyszłam z altanki i usiadłam na leżaku. Zaczęliśmy rozmawiać. W pewnym momencie w drzwiach pojawił się Harry. Nie zauważył mnie. Pobiegł do altanki, a ja pobiegłam do domu. Nie zdążyłam  dobiec, bo zobaczył mnie przy wejściu.
- MAM CIĘ! WIDZĘ CIĘ! PODDAJ SIĘ!
Zaczął biec w moją stronę. Znowu uciekłam do kuchni i wlazłam pod stół. Po krótkiej chwili usłyszałam, że Harry wbiegł do salonu, a potem do kuchni. Zobaczyłam jego nogi, więc siedziałam jak trusia. Przeszedł przez całą kuchnię i wyszedł drugim wyjściem do jadalni. Usłyszałam, że Harry jest w salonie.
- ZNAJDĘ CIĘ! - znowu usłyszałam jego kroki na schodach. Kroki ucichły.
- Mamo, nie widziałaś Megan? - usłyszałam.
- Nie, a co się stało? Gdzieś ci zginęła?
- Bawimy się w chowanego - powiedział.
Usłyszałam, że Harry schodzi.
- Kazyk, nie widziałeś Megan?
- Nie - odpowiedział Kazik.
Usłyszałam trzaskanie drzwiami. Wszystkie drzwi, jakie były w salonie, zostały otwarte. Zobaczyłam nogi Kazika. Wychyliłam głowę z palcem na ustach, a on do mnie mrugnął. Harry znowu pobiegł na górę.
- Właź do spiżarni - powiedział szeptem Kazik i otworzył mi cicho drzwi. Weszłam tam i gdy usłyszeliśmy, że Harry schodzi na dół, Kazik złapał coś z półki i udawał, że wynosi jakieś specjały. Zamknął drzwi i usłyszałam.
- Nie było jej tu?
- Nie.
Harry zaczął trzaskać szafkami.
- No czyś ty na głowę upadł? Zaręczam ci, że nie ma jej tu.
- A tam?
- Przecież byłem przed chwilą w spiżarni. Nie ma jej tam. Gdyby była, to pewnie bym ją zauważył.
Harry się chyba dał przekonać, bo nie zajrzał do spiżarni. Za chwilę usłyszałam głos mamy.
- I co? Znalazłeś Megan?
- Jeszcze nie,  ale ja się z nią policzę - powiedział to głośno, tak żebym to słyszała.
Kazik zaczął coś robić na stole, bo słyszałam, że coś kroi. Śmiać mi się chciało strasznie,  ale siedziałam cichutko. Poszukiwania Harry prowadził jeszcze pół godziny i wreszcie usłyszałam:
- Poddaję się. Wychodź, gdzie kol wiek jesteś.
Za moment Kazik wszedł do spiżarni i powiedział:
- Możesz wychodzić. Poszedł do ogrodu.
Wyszłam ze spiżarni i usiadłam sobie na taboreciku, przy ladzie i tam mnie już znalazł Harry.
- Gdzieś ty była?
- Nie powiem ci. Znalazłam dobrą kryjówkę. Troszkę  się naszukałeś. Nie zdradzę ci jej.
- Ale nie będziesz jej bił? - powiedział Kazik.
- A ty wiesz, gdzie ona była?
- Nie. Przyszła przed chwilą.
- Właśnie przyszłam, żeby ci powiedzieć, że chcielibyśmy kiełbasę z grilla.
- Okej.
- A mogę zrobić śledzie?
- No jak chcesz…
- Co? - zapytał Harry.
- Śledzie.
- Nic, nie rozumiem…
- To zobaczysz. Siadaj i się ucz.
- Mogę ci pomóc? Pokroję ci cebulę. Też chciałbym się nauczyć. Poprzednie śledzie zrobiła twoja mama. Nawet nie wiem kiedy. Jak przyszedłem były już gotowe - oznajmił Kazik - Ile tej cebuli?
- Zależy ile zrobimy śledzi.
Harry uważnie nam się przyglądał. Do kuchni wpadła mama.
- Mamo, z ilu paczek robiłaś te śledzie? - zapytałam.
- Z dwóch.
Otworzyłam dwie paczki śledzi i zaczęłam się zastanawiać nad trzecią.
- Ile jest jeszcze tych śledzi?
- Jeszcze cztery paczki.
- To zrobimy z trzech- zdecydowałam.
Kazik pokroił mi cebulę. Wyjęłam śledzie i zaczęłam je kroić i układać na półmisku. Wyjęłam ogórki i pokroiłam w kosteczkę. Harry obserwował. Potem wzięłam jabłko. Obrałam je i pokroiłam. Skropiłam cytryną i wrzuciłam do miski. Przygotowałam śmietanę, którą lekko posoliłam. Dodałam troszkę cukru i zalałam jabłka z ogórkami i cebulą. Wymieszałam wszystko ze śmietaną i zalałam śledzie. Pokroiłam jeszcze jednego ogórka w kostkę i przybrałam półmisek ogórkiem. 


Harry Styles Latest  Magazine - harry-styles Photo

* No witam :D Widzę, że co raz więcej mam czytelników :D Z czego naprawdę się cieszę :) A zresztą, ja się cieszę, że Wam się podoba :) no i że nie przestajecie czytać bloga :D Dzięki naprawdę, za masę pozytywnych komentarzy i opinii :D Oczywiście czekam na więcej :) Ale wyczaiłam zdjęcie Hazzy *0* :D
Co tam u Was? Jak przygotowania do świąt? :D
                                                                                                                                       ~Meg