sobota, 28 czerwca 2014

110

Harry podszedł do mnie i chciał mnie pocałować.
Wrzasnęłam:
 -Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!
Harry odsunął się i ze zdziwieniem popatrzył na mnie. Usłyszałam, że ktoś mnie woła. Był to znajomy głos, ale nie wiedziałam czyj. Poczułam, że ktoś mną szarpie.  Otworzyłam oczy. Okazało się, że Niall stoi nade mną.
- Co się stało?! -  Wykrzyczałam.
 -  Miałaś zły sen. Co ci się takiego złego śniło?
 -  Nie mogę ci powiedzieć…
 -  No powiedz. Może jakoś wybrniemy z tej sytuacji.
 -  Śnił mi się Harry…
Niall cały zesztywniał.
 -  I co… i co robił? -  Zapytał.
 -  Chciał mnie pocałować, ale ja krzyczałam „nie”.
Na to Niall trochę się rozpogodził.
 -  To był tylko zły sen -  powiedział.
- Ale ja już nie chcę, żeby mi się śnił. Prześladuje mnie…
 -  Często ci się to zdarza?
 -  Nie. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Tamten rozdział jest już zamknięty i nie chcę do niego wracać. Wyjechałam, żeby mieć inne wspomnienia i nie myśleć o tym. Poczułam, że swędzi mnie skóra.
 -  Która jest godzina? -  Zapytałam.
 -  W pół do dwunastej.
 -  Jezus! Maria?! To ja spałam tyle czasu?! -  Wiedziałam już, co mnie czeka -  Niall, nie mogłeś mnie obudzić wcześniej?!
 -  Tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić.
- Ale ja jestem pierwszy raz w tym roku na słońcu…
Niall zzieleniał.
 -  Nie pomyślałem o tym. Boże, jaki ja jestem głupi -  zaczął jęczeć.
Szybko weszliśmy do środka.
 -  Niall, ty możesz iść się poopalać.
Posmarowałam się balsamem po opalaniu. Mając nadzieję, że to zadziała. Postanowiłam założyć letnią sukienkę, chustę na ramiona i stwierdziłam:
 -  No to idziemy.
 -  Gdzie?! -  Zdziwił się.
 -  No przecież nie będziemy siedzieć tutaj, w domu. Trzeba zwiedzić okolicę.
Niall nie był zachwycony pomysłem. Zaproponowałam, żeby został a ja pójdę sama. Szybko się zdecydował i wyszliśmy. Stanęliśmy przed hotelem  i  zaczęliśmy się zastanawiać, w którą stronę iść.
 -  Poczekaj. Dowiem się, co jest w okolicy -  rzucił Niall.
Cofnął się do recepcji i długo coś konferował. Gdy wyszedł, stwierdził:
 -  Jak pójdziemy w prawo za trzy kilometry będzie miasto. Jak pójdziemy w lewo, za dziesięć kilometrów będzie sklep.
 -  Jak pójdziemy prosto, wejdziemy w krzaki -  skomentowałam, bo naprzeciwko były krzaki.
 -  To gdzie idziemy?
 -  Może przed siebie -  rzuciłam.
- Co? Chcesz iść w krzaki?!
Zaczęłam się śmiać.
 -  Widzisz, że ja stoję w kierunku prawym. To ty stoisz w kierunku krzaków -  uświadomiłam go                i ruszyłam. Niall pognał za mną. Widać było, że jest bez kondycji.  Postanowiłam, że muszę mu jej trochę wyrobić. Ruszyłam szybkim krokiem. Gdy zorientowałam się, że go nie ma, odwróciłam się        i zobaczyłam, że jest daleko w tyle.
- Ale zasuwasz -  wyziajał, gdy dotarł do mnie.
- Co ci się stało? -  Zapytałam.
 -  Wiesz, chyba nie mam kondycji… -  stwierdził.
 -  No przecież koncerty… i nie masz kondycji?
 -  Koncerty to co innego -  zaczął się tłumaczyć.
 -  Chcesz usiąść? Chociaż tu nie ma za bardzo, gdzie.  Masz wodę do picia? -  Zapytałam.
 -  Nie… zapomniałem..
 -  Jak to nie wziąłeś wody?
Wyciągnęłam swoją butelkę i mu podałam.
 -  Nie będę cię okradał z wody -  stwierdził.
 -  Nie wkurzaj mnie. Co chcesz wylądować w szpitalu?!
 -  No jak takim tempem będziesz chodzić, to pewnie wyląduję -  poskarżył się.
 -  Dobrze…  Będę wolniej szła.
Zaczęłam iść wolnym krokiem i poczułam się bardzo zmęczona. Zmuszanie się do wolnego chodzenia nie było w mojej naturze. Zawsze gdzieś biegłam i do tego przywykłam, a chodzenie wolnym krokiem bardzo mnie męczyło. Po przejściu następnego kilometra padłam ja…
 -  Niall, chyba weźmiesz mnie na barana… -  powiedziałam ciężko dysząc.
To chyba w ramach wyrabiania kondycji… -  pomyślałam
Niall sapnął.
 -  To może usiądźmy -  rzucił.
 -  Myślałam, że chcesz poćwiczyć nad kondycją -  westchnęłam i usiadłam na krawężniku. Niall padł koło mnie.
 -  Chyba podróż mi zaszkodziła  -  zaczął się tłumaczyć.
 -  Raczej nie za dobrze przespana noc…
 -  No dobrze… Rozłożę sobie ten leżak…
 -  Zaraz cię strzelę -  powiedziałam zdenerwowana.
 -  Nie, proszę… tylko bez rękoczynów -  prawie zaczął płakać „na niby”. To mnie rozbroiło.
 -  Niall, przestań. Przecież wiesz, że ja też ledwo żyję. To co? Obalimy literka? -  Zapytałam.
Niall się obruszył.
 -  Przy tym upale nie piję!
 -  Wody kretynie, nie wódy… -  odparowałam.
 -  A dasz mi jednego łyczka?
 -  Pij -  podałam mu butelkę.
Niall wziął dużego łyka i chciał mi oddać.
 -  Pij -  powiedziałam ponownie.
Wypił pół butelki i mi podał.
 -  Mówię pij!
 -  No ale przecież ty też musisz pić!
Wyciągnęłam drugą butelkę z plecaka.
 -  O ty! Jesteś zołza! Cały czas targałaś dwie butle?!
 -  Nawet trzy…
Niall wypił duszkiem do reszty całą wodę.
 -  Zaraz się będziesz pocić.
 -  Ale czułem się, jak na pustyni. Tak mi się chciało pić. Chyba mi to śniadanie zaszkodziło.
 -  Takie ilości na pewno.
 -  Gdybyśmy nie byli przyjaciółmi, to na pewno bym obraził.
Zaśmiałam się. Rozejrzałam się, bo słońce grzało niemiłosiernie. Zobaczyłam, że jakieś osiemset metrów od nas zaczyna się jakiś park.
 -  Niall, zobacz tam jest cień! Idziemy!
 -  Chyba na czworakach -  powiedział Nialler.
 -  No zobacz, jak tu grzeje. Pali niemiłosiernie…
Wstałam i zaczęłam iść w kierunku parku.
 -  Chodź, idziemy!
 -  Nie mam siły.
 -  Nie bądź cienias... -  Oburzyłam się.
Na to słowo, Niall wstał i zaczął iść bardzo energicznie.
- Co w ciebie wstąpiło? -  Zdziwiłam się.
 -  Nic. Idziemy -  powiedział z sarkazmem.
W dwadzieścia minut dotarliśmy do cienia, lecz w nim nie było wcale lepiej… Okazało się, że był to las, a tam było jeszcze w dodatku duszno. No może nie paliło słońce, ale było duszno….
 -  Wiesz, co? Może jednak wrócimy do hotelu -  powiedział.
 -  Dobra -  zgodziłam się
Q pewnym momencie źle stanęłam i skręciłam nogę -  Ała! -  Usiadłam na ziemi.
- Co się stało?! -  Zdenerwował się Niall.
 -  Skręciłam kostkę…
 -  Poczekaj! Pokaż. Złamałaś?
 -  Nie, skręciłam.
 -  Poczekaj! -  Wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer.
 -  Gdzie ty dzwonisz?
 -  Cicho! Halo? Tu Niall Horan z bungalowu numer 69. Tak. Wybraliśmy się na przechadzkę i moja partnerka skręciła nogę. Nie może iść. Czy możecie przysłać samochód? Aha, rozumiem. No nie ma takiej możliwości? Dobrze. Damy sobie jakoś radę.
- Co się stało? -  Zapytałam.
 -  NIC -  rzucił. Schował komórkę i złapał mnie na ręce. Wstąpiła w niego jakaś nadprzyrodzona siła. Doniósł mnie do hotelu. Gdy byliśmy już pod drzwiami bungalowu powiedział:
 -  Muszę cię tu postawić. Nie wziąłem klucza… -  posadził mnie przed drzwiami i pobiegł! Z powrotem do recepcji. Po chwili był z powrotem. Otworzył drzwi, podniósł mnie i zaniósł na łóżko.
 -  Leż. Wezwę lekarza.
 -  Przestań! Ja tylko skręciłam nogę. Zobaczymy, co będzie. Jeśli będzie puchła, to dopiero wtedy wezwiesz.
 -  Może ci zrobić jakiś zimny okład… Pójdę na stołówkę. Może jest tam  lód…
 -  Sprawdź w lodówce, czy nie ma -  powiedziałam.
Po otwarciu zamrażalnika, wydał okrzyk radości.
 -  Jest!
Złapał torebki z lodem i położył mi na nodze.
 -  AŁA! -  Wrzasnęłam.
 -  Bolało cię?!
 -  Czyś ty oszalał?! Przecież to jest zimne!
 -  No, ale trzeba zrobić zimny okład.
 -  Tak, ale lodu nie kładziesz na skórę. Przynieś ręcznik z łazienki.
Niall biegiem poleciał do łazienki i przyniósł ręcznik.
 -  Zawiń ten lód w ręcznik i połóż  mi na nodze. Tylko delikatnie.
Niall, jakby się bał położył mi okład. Najdelikatniej, jak mógł.
- Co ci jeszcze dać?
- Coś do picia…
 -  Ja bym coś zjadł… Tak się zdenerwowałem, że coś bym zjadł…
 -  To idź do baru.
 -  A przynieść ci coś?!
 -  Możesz lody.
 -  A nie wystarczy ci na nodze? -  Zażartował.
Rzuciłam w niego poduszką. Odrzucił mi ją i już go nie było. Po piętnastu minutach był z powrotem.
 -  Zaraz przywiozą -  powiedział.
 Rzeczywiście. Ktoś zapukał.
 -  Proszę! -  Powiedzieliśmy równocześnie.
 Do środka wszedł kelner, pchający stoliczek do herbaty. Stoliczek był zastawiony nieziemską ilością produktów. Na dole stały dwa termosy.
 -  Czyś ty na głowę upadł?!
 -  W jednej jest kawa, a w drugim lody.
Trochę mnie to uspokoiło.
 -  A co to na górze?
 -  No, jestem głodny.
 -  No należy ci się. Taki ciężar niosłeś przez trzy kilometry, że ci się należy.
Niall się obruszył.
 -  Żaden ciężar! Jesteś lekka jak piórko!
Przyciągnął stoliczek do łóżka. Usiadł koło mnie i zapytał:
- Co zjesz?
 -  No ja ciebie nie dźwigałam, więc mogę tylko lody -  rzuciłam -  ostatecznie mogę się napić kawy.
 -  Nie wiem, czy nie będziesz musiała mi zrobić masażu… Bardzo mi to pomogło.
 -  A ty będziesz mi masował nogę? -  Zapytałam.
 -  Już, już! -  Chciał dotknąć mojej kostki, ale wrzasnęłam, więc odskoczył jak poparzony -  nie wrzeszcz tak! Uważaj, jestem nerwowy…
Zobaczyłam, że noga mu podskakuje.
 -  Uważaj, bo dziurę w podłodze zrobisz -  powiedziałam.
 -  Nie mogę! Nic mi nie wychodzi!
 -  Uspokój się i nie rób scen. Już będę grzeczna. Nie denerwuj się. Jesteś słodki, jak się złościsz, ale już się nie złość. Usiądź spokojnie i zjedz sobie.
Niall przysiadł się do stolika i sukcesywnie zaczął go opróżniać. W pewnym momencie popatrzył na mnie i powiedział:
 -  Tylko nic nie mów.
 -  Komu? I o czym? -  Zdziwiłam się.
- Że cię nosiłem…
 -  No było to bardzo rycerskie -  przyznałam -  wstydzisz się, że mnie nosiłeś na rękach?
 -  Nie, ale… będą później jakieś plotki…
 -  Plotki to i tak i tak będą. Wreszcie mieszkamy w jednym pokoju…
 -  O tym też nie mów!
 -  Już zdążyłam…
 -  Kiedy?! Komu?!
 -  Nie martw się. Samym swoich.
 -  Wystarczy. Wiesz, co!? Louis będzie mi ciosał kołki na głowie. Harry będzie zazdrosny…
 -  To mnie nie interesuje -  powiedziałam zimno.
 -  O przepraszam -  zmieszał się.
 -  Nie przejmuj się. Harry nie ma już do mnie żadnych praw.
Niall się zadumał. Myślał o czymś bardzo intensywnie. Coś zaczęłam paplać, ale on się nie odzywał. Gdy się zamknęłam i zaczęłam mu się przyglądać po dobrych pięciu minutach zorientował się, że zapanowała dziwna cisza.
- Co mi się tak przyglądasz? -  Zdziwił się.
 -  No bo się nic nie odzywasz. Gdzieś bujasz w obłokach.
 -  O przepraszam. Faktycznie. Zamyśliłem się. Właśnie do mnie dotarło, że jesteś wolną istotą.
 -  No, nie całkiem wolną, bo z przyległościami.
 -  Czy ty mówisz o „mojej żonie” i jej bracie? -  Zobaczyłam figliki w jego oczach.
 -  Tak, o twojej żonie i jej bracie.
 -  A co u nich?
 -  A sama nie wiem. Chyba będę musiała zadzwonić i się dowiedzieć, jak się czuje twoja małżonka.
 -  No to dzwoń -  powiedział zdecydowanie -  pogadamy obydwoje.
Włączyłam komputer i weszłam na Skype.
 -  Słuchaj, która jest godzina w Polsce? -  Zaczęłam się zastanawiać -  Czy oni nie śpią?
Oczywiście mamy na Skype nie było. Postanowiłam zaryzykować. Wzięłam komórkę i zadzwoniłam do mamy i się rozłączyłam. Za chwilę mama była na Skype.
 -  Cześć, co tam u was słychać?
 -  Jest super! Pogoda piękna! Gorąco! Chce się żyć.
 -  A jak tam pokoje?
 -  A dziękujemy. Mieszkamy w bungalowie -  powiedział Niall.
 -  JAK TO?! -  Zdziwiła się mama.
 -  Okazało się, że jak przyjechaliśmy, mieliśmy zarezerwowany bungalow dla nowożeńców.
 -  No, no, no. No to ciekawie -  powiedziała.
 -  Jesteśmy grzeczni -  powiedział Niall.
 -  Nie wątpię -  zakpiła mama.
 -  Ale czy będziemy do końca, to nie wiem -  przekomarzał się dalej. Mama o mało nie udusiła się ze śmiechu.
 -  Zdaje się, że obydwoje jesteście wolni -  podniosła jedną brew do góry.
 -  Jak dzieciaki? -  Zmieniłam czym prędzej temat.
 -  A poszły z Michałem na spacer.
 -  A jak ty sobie dajesz radę?
 -  W porządku, Darcy mi bardzo pomaga.
 -  Oj, to nie porozmawiam sobie z moją żoną -  zasmucił się Niall.
 -  Powiem jej, że dzwoniliście.
 -  Nie mów, bo będzie płakać, że dzwoniliśmy. A jak Antoś? -  Zapytałam.
 -  A dobrze. Znaleźli z Michałem wspólny język i się świetnie dogadują. Słucha tylko Michała, chociaż też wielką miłością pała do Małego Joe.
 -  Wcale się nie dziwię… Niall też kocha Małego Joe. Prawda Niall?
 -  Mmmm, Mały Joe -  zaczął się rozpływać.
 -  No, przez żołądek do serca -  powiedziałam i zaczęłam się śmiać -  to pozdrów wszystkich od nas. Jakbyś miała problemy z dziećmi, to dzwoń.
 -  Damy radę! -  Odpowiedziała mama, śmiejąc się.
 -  Nie wątpię -  odpowiedziałam. Przesłałam buziaka i rozłączyliśmy się.
 -  Nic nie przyznałaś się, że masz nogę skręconą.
 -  A co ma się denerwować? -  Powiedziałam -  wiesz, jakie są mamy.
 -  No wiem… To co będziemy robić?
 -  Ja kankana nie zatańczę…
 -  To może ja spróbuję?
Wstał i zaczął wywijać kankana. Myślałam, że spadnę z łóżka ze śmiechu. Pewnie by tak było, gdyby nie to, że Niall mnie w ostatnim momencie złapał.
 -  Gdzie ty się wybierasz? -  Zapytał -  no, niekoniecznie musisz leżeć na podłodze. Możesz leżeć na łóżku.
 -  Chciałam ci potowarzyszyć przy tym kankanie -  wytłumaczyłam się- Ale tylko w pozycji horyzontalnej.
 -  Mmm, interesujące -  skomentował.
 -  Oj! Przejęzyczyłam się. Ty tylko o jednym -  oburzyłam się. Udałam, że się obraziłam i odwróciłam się plecami do niego.
 -  Przepraszam, ale myślałem, że się możemy powygłupiać.
Zaczęłam chichotać. Gdy się obróciłam, zobaczyłam że Niall ma bardzo niepocieszoną minę.
 -  Widzisz Niall, jak ty mnie mało znasz? -  Wybuchłam śmiechem.
 Od razu się rozpogodził.
 -  Myślałem, że się obraziłaś.
 -  To nie myśl. Coś za dużo myślisz -  powiedziałam.
 -  No nie chciałbym cię obrazić w jakiś sposób.
 -  Wtedy to się dopiero obrażę, jak tak będziesz myślał.  To może mi coś zagrasz?
-  Ale przecież nie wziąłem gitary.
 -  Jak to nie wziąłeś gitary?!
 -  Pomyślałem, że nie będzie potrzebna… teraz żałuję, że nie wziąłem… Ale tak na wariata się pakowałem, że jakoś tak wyszło.
 -  To wszystko wina Ellie. Przecież ona doskonale wiedziała, kiedy wylatujemy i jakie są tu warunki.
 -  To może ci coś zaśpiewam?
 -  To śpiewaj.
Niall zaśpiewał piosenkę Michaela Buble.
 -  Super jest ta piosenka -  powiedziałam, kiedy skończył.
 -  No, mi też się podoba. Żałuję, że jej sam nie wymyśliłem -  skomentował.
W pewnym momencie odezwał się Skype.
 -  Cześć robaczki! Jak wam tam? Ellie się denerwuje, czy jest wszystko w porządku.
 -  Poza tym, że Niall śpi na leżaku na tarasie, to wszystko ok -  rzuciłam.
 -  Jak to?! -  Odezwała się Ellie i pojawiła się zdenerwowana na ekranie.
 -  No wynajęłaś nam bungalow poślubny.
 -  Nie wygłupiajcie się!
 -  Nie wygłupiamy się -  popatrzyliśmy na nią, jak na idiotkę.
 -  No to zamieńcie coś!
 -  Nie ma wolnych miejsc -  odpowiedział Niall.
Ellie się zrobiła czerwona, jak dojrzały pomidor.
 -  To nie tak miało być! -  Zdenerwowała się  -  chyba napiszę skargę do nich!
- Ale my nie narzekamy -  powiedział Niall.
 -  Uuuuuuu -  usłyszeliśmy Louisa -  Ellie, wynajęłaś im apartament dla nowożeńców, to teraz kupuj suknię ślubną. Mnie możesz garnitur, bo w tamtym już byłem, a przecież nie mogę się powtarzać.
 -  Może skończcie tę dyskusję.  A kto się żeni? – Zapytałam.
 -  Pewnie, po waszym powrocie, Kazik będzie miał bardzo dużo pracy i będzie musiał ściągnąć kogoś do pomocy – trajkotał Lou
 - Na razie nic nie wiemy -  powiedziałam.
 -  NA RAZIE -  podchwycił Louis.
 -  Louis! Nie łap mnie za słówka!
 -  A za co mam cię łapać?
 -  Louis! Uspokój się! -  Zareagował wreszcie Niall. Wcześniej chichotał, jak pensjonarka, ale teraz miarka się przebrała  -  więcej nie włączymy Skype.
 -  Włączycie, włączycie -  kontynuował Lou -  starego Louisa nie chcielibyście zobaczyć? Beze mnie byłoby wam smutno…
 -  To dziwię się, że jeszcze cię tu nie ma.
 -  Eleanor się nie zgodziła -  zaczął się użalać -  stęskniliście się chociaż za mną?
 -  Jeszcze nie zdążyliśmy. Wczoraj widzieliśmy, jak do nas wymachiwałeś miotłą.
 -  Jaką miotłą? -  Zaczął się zastanawiać.
 -  Louis? Nie będziemy im przeszkadzać -  usłyszeliśmy głos Ellie.
 -  Nie przeszkadzacie nam. Szkoda, że wcześniej nie zadzwoniliście, bo byście zobaczyli, jak Niall tańczy dla mnie kankana -  powiedziałam śmiejąc się.
 -  Uuuu, to już do tego doszło? -  Zaczął Louis.
 -  To bawcie się dobrze!  -  Usłyszeliśmy głos Ellie, która rozłączyła połączenie.
Po pięciu minutach  Skype znowu zabrzęczał.
 -  To ja! Ellie, poszła do kuchni -  wyszeptał Louis -  chciałem jeszcze z wami pogadać, a ona tak brutalnie nas rozłączyła. Jak będzie szła, to się rozłączę.
 -  A co? Szlaban na komputer masz? -  Zapytał Niall.
 -  W pewnym sensie -  odparł.
- Co żeś narozrabiał? -  Zapytałam.
 -  Nie, nic -  odpowiedział z miną niewiniątka.
- Co na Wiśniowej? -  Zapytałam.
 - A bez was smutno. Tommy i Jimmy są jacyś markotni, bo brakuje im chyba Darcy, Jasmine też           w kółko płacze.
 -  Dobrze, że ty nie płaczesz.
 -  A skąd wiesz? -  Wyciągnął chusteczkę i przetarł oczy -  a co wy robicie w domu?  Ops… przepraszam, nie powinienem zadawać tak nie dyskretnych pytań.
 -  LOUIS! -  Usłyszeliśmy głos Eleanor. Nagle Lou dostał szmatą w głowę.
 -  No co ja ci zrobiłem?!
 -  Miałeś nie zawracać im głowy!
 -  To oni zadzwonili!
 -  Nie wierzę ci -  skomentowała Eleanor i puściła do nas oczko -  wybaczcie, ale Louisowi się nudzi… Nie ma Nialla, nie ma Harryego, Jay wyjechał w trasę, Zayn jest zajęty Dominiką, a Liam opiekuje się Jasmine, bo Dan pojechała do lekarza.
 -  Louis, ja ci proponuję, żebyś napisał jakąś piosenkę. Taki opuszczony jesteś, a wtedy najlepiej wychodzą -  rzucił Niall.
 -  Już napisałem… pięć!  Nudzi mi się! -  Poskarżył się -  HESITATION!
Niall wpadł w atak śmiechu, a co za tym idzie, ja również.
 -  Louis, jesteś mi potrzebny w kuchni -  stwierdziła Ellie -  bardzo was przepraszam, ale dziś Lou gotuje.
 -  LOUIS GOTUJE?! -  Zdziwił się Niall.
 -  Uczy się gotowania…
 -  KABEL -  wrzasnął Lou zza pleców Ellie i już go nie było, kiedy się odwróciła.
 -  Chciałam was przeprosić za zaistniałą sytuację, ale to wina Louisa. To on załatwiał wam wakacje, bo ja byłam zajęta i nie mogłam tego zrobić. Chyba zrobił sobie jakiś żart… Jeszcze raz was przepraszam. Powiedział, że będzie śmiesznie.
 -  Nie przejmuj się Ellie, poradzimy sobie -  powiedziałam.
 -  Nigdy więcej nie pozwolę, żeby Louis organizował jakieś wyjazdy. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie…
 -  Nie gniewamy się -  powiedzieliśmy równocześnie.
 -  To bawcie się dobrze -  szepnęła jeszcze na odchodne i się rozłączyła.
Zanim się zorientowaliśmy, nastał czas obiadu. Poznałam to po tym, że Nialler zaczął się nerwowo kręcić i rozglądać.
- Co? Głodny jesteś?
 -  Nie -  odparł błyskawicznie.
 -  Przecież słyszę, że ci burczy w brzuchu, to czego oszukujesz?
 -  No, mam taką przemianę materii i nic na to nie poradzę -  prawie się obraził.
 -  Już idziemy na obiad.
 -  A gdzie ty się wybierasz? Już nóżka przestała cię boleć?
 -  No faktycznie. Zupełnie przez Louisa przestała mnie boleć.
- Ale będę miał haka na niego.
- Jakiego znów haka? -  Zaczęłam się zastanawiać.
 -  Bo przecież uczy się gotować -  ucieszył się -  zawsze się wywijał od robienia czegoś do jedzenia              i twierdził, że nie umie, a teraz gdy mnie nie ma, pobiera nauki! -  Oburzył się.
Ponieważ, koło łóżka stał telefon, sięgnęłam po słuchawkę i połączyłam się z recepcją.
 -  Halo?
 -  Czy mogę zamówić obiad do bungalowu dla… nowożeńców? -  Zapytałam.
 -  Oczywiście.
 -  A co dzisiaj jest specjalnością dnia?
Recepcjonistka wyrecytowała kilka dań, których nie potrafiłam powtórzyć.
 -  przepraszam zrobię panią na głośno -  mówiący, czy może pani powtórzyć? Bo nie wiem, co mój partner będzie sobie życzył.
 -  Oczywiście
Znów wyrecytowała wszystkie dania. Niall słuchał uważnie.
 -  Przepraszam, a to co pani podała na końcu, to co to jest, bo nie znam takiego dania.
Kobieta zaczęła cierpliwie tłumaczyć, że jest to ich specjalność i że jest wyśmienite. Niall coś marudził. Ja się zdecydowałam. Blondyn nie mógł się zdecydować. Wypytywał o inne dania, aż w końcu zaproponowała:
 -  to może prześlemy panu z każdego dania po troszku, aby pan mógł skosztować.
Niall się bardzo ucieszył. Po dwudziestu minutach usłyszeliśmy jakieś dziwne dźwięki, które narastały z każdą chwilą. Usłyszeliśmy pukanie, ale dźwięk cały czas dobiegał. Niall rzucił się do drzwi. Gdy otworzył wjechał kelner z jednym wózkiem, za nim drugi kelner z wózkiem. Przy czwartym wózku straciłam już rachubę.
 -  Matko Boska! Niall, coś ty zamówił?! -  Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Niall też był zdezorientowany.
 -  Jeżeli  państwo nie zjecie wszystkiego, oczywiście zabierzemy z powrotem. Życzymy smacznego. Czy czegoś więcej nie potrzeba?
Niall się przyjrzał i spytał:
 -  A gdzie jest wino?
 -  Och, zaraz ktoś doniesie.
Po krótkim czasie dostarczono nam wino i ponownie życzono smacznego.
 -  No to jemy -  ucieszył się Niall.
Wreszcie mogłam odetchnąć. Usiadłam na łóżku, a Niall zapytał:
- Co sobie życzysz na przekąskę?
 -  Nie wiem. Co dasz, to będę jadła -  odparłam.
Niall wziął talerz i łyżkę i zaczął nakładać jakieś nieziemskie ilości.
 -  Rozumiem, że nakładasz dla siebie -  rzuciłam.
 -  Nie, dla ciebie.
 -  Ja bym wolała spróbować wszystkiego po trochu.
 -  No to spróbujemy.
 -  Niall, ja nie mam takich możliwości, jak ty.
 -  No dobrze -  odstawił talerz, wziął następny i na łyżkę nałożył na samym czubeczku -  tyle? -  Zapytał.
 -  Mam cię kopnąć?
 -  Chorą nogą?
 -  Mam dwie. Pamiętaj, że mam jedną zdrową.
Nałożył więcej dania, podał mi talerz, a sam zaczął pałaszować z tego, co nałożył jako pierwsze.

Nim zdążyłam zjeść to, co miałam na talerzu, Nialler stał już przy wózkach i nakładał sobie kolejną porcję...
____________________________________
Godzina 23:57 wyrobiłam się uffff :D 
Więc tak. Po pierwsze specjalna dedykacja dla mojego najlepszego przyjaciela i "brata" (tak musiałam...). Obiecałam Ci to, więc proszę :) 
Chciałam wszystkim podziękować :) Muszę się z Wami podzielić pewną wiadomością, bo blog przekroczył *UWAGA* 30 500 WEJŚĆ OMG
BARDZO WAM DZIĘKUJE, JESTEŚCIE CUDOWNI!!!
W życiu nie śniłam o takim czymś! Oczywiście nie jest to liczba porównywalna do Cienia, czy Darka, lub Hungera, ale mimo wszystko jestem z siebie (i Was oczywiście) cholernie dumna :') 
Otrzymuję od Was masę wiadomości na maila i na Twitterze, z czego bardzo się cieszę, szkoda tylko, że komentarze tak kuleją, ale nie ważne... Nie da się Was zmusić... Trudno...
Stwierdziłam, że blog kontynuuję (WOOOOHOOO!!!) 
i co jeszcze z tych ogłoszeń parafialnych... WAKACJE <3 
  Przypominam, że możecie się ze mną kontaktować:
  • Twitter- @Chanelle310797
  • Instagram- @ehlercix
  • mój mail- kane.carter33@gmail.com
  • snapchat- nandos9731
  • tumblr- nandos9731, tapsio, onceagainnnnnzreb

Ughh.... Trochę tego jest... Ale ogarniecie ;)
No dobra... Zaczynałam notatkę była godzina 23:57... Kończę ją pisać jest godzina 00:07...
                                                                                                   ~Meg

środa, 18 czerwca 2014

109

-  Czy tylko mnie się wydaje, że to jest jakieś istne wariactwo? -  Zapytał Niall -  W wykonaniu naszych przyjaciół?
 -  Nie, nie tylko tobie -  przytaknęłam- Ale bawmy się dobrze.
Poszliśmy w strefę wolnocłową i Niall zrobił olbrzymie zakupy.
 -  Na co ci tyle tego wszystkiego? Przecież podobno wszystko mamy…
 -  To tylko się tak wydaje. Będziesz chciała ochotę na M & M' s a ich nie będzie, to co?
W pewnym momencie usłyszeliśmy za sobą pisk.
 -  Cholera jasna -  mruknął pod nosem Niall -  czy możemy się gdzieś schować? Nie mam ochoty na spotkanie z fankami  -  powiedział z lekka przerażony. Przerażenie w jego oczach było faktyczne.  Mój mózg zaczął pracować na pełnych obrotach.
 -  Idź do łazienki.
Niall pobiegł szybko do toalety. Dziewczyny pobiegły za nim, a ja czym prędzej przeszłam do punktu odpraw. Podeszłam do stewardessy.
 -  Proszę pani… mąż mi się zagubił… czy mogłaby go pani wezwać przez megafon? Niedługo odlatujemy na Jamajkę i trochę się denerwuję, że go nie ma... -  Nie wychodziłam z roli.
 -  Oczywiście. Jak ma pani na nazwisko?
 -  Erase.
 -  A jak imię męża?
 -  Niall.
Miałam nadzieję, że Niall skojarzy… Za chwilę w megafonach usłyszałam:
 -  Pan Niall Erase, jest proszony do punktu odpraw numer 325.
Pozostało mi tylko czekać  i zastanawiać się, czy Niall zrozumiał.  Został mi ostatecznie sms do niego. Obserwowałam wejście do toalety, ale Niall nie wychodził. Po pewnym czasie uchyliły się drzwi i w tym momencie powtórzony został komunikat.
 -  Czeka żona  -  usłyszałam.
Myślałam, że się uduszę ze śmiechu. Niall usłyszał komunikat i zaczął się rozglądać. Gdy popatrzył na mnie, pomachałam mu wdzięcznie. Szybko podszedł do mnie.
 -  Cześć kochanie -  powiedziałam na cały głos - Co ty wyprawiasz?
 -  Przecież nikt pod tym nazwiskiem nikt cię nie zna.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nasi byli jeszcze na lotnisku, czy już pojechali. Bo jeśli byli, to mieli niezłą zabawę. Podeszliśmy do odprawy i podaliśmy nasze paszporty. Pani była bardzo zdegustowana, że jednak nie jesteśmy małżeństwem, ale nie dała sobie po sobie tego poznać. Przyjrzała mi się tylko uważnie i wstemplowała pieczątkę do paszportu. Podała mi bilety i zaprosiła do sali, gdzie oczekiwaliśmy na odlot.  Mogliśmy się rozluźnić dopiero, gdy siedzieliśmy w samolocie. Mieliśmy pierwszą klasę. Pod tym względem Ellie przeszła samą siebie. Niall oczywiście zajadał już coś, co zakupił w sklepie wolnocłowym. Bodajże były to orzeszki.  Zadzwoniła moja komórka.
 -  I co? Jak tam twój mąż?
 -  O czym mówisz? -  Zapytałam niewinnie Dominikę.
 -  Słyszeliśmy…
- Co ty nie powiesz…
 -   Był atak panienek 1D?
 -  Był…
 -  I rozumiem, że Niall się zgubił.
 -  Schował się w jednym miejscu, które było niedostępne… i musiałam go jakoś wyciągnąć.
 -  Cała Megan -  usłyszałam.
 -  A gdzie wy jesteście?
 -  No na lotnisku! Chcemy wam pomachać, jak odlecicie. I przy okazji sprawdzić, czy nie wrócicie…
 -  Nie, nie wrócimy -  zapewniłam ją -  siedzimy już w samolocie.
 -  No to przyjemnej zabawy ci życzę. I pamiętaj, co ci mówiłam -  powiedziała tajemniczo.
 -  Pamiętam -  odparłam.
 -  To miłego pobytu -  rzuciła i rozłączyła się.
Wyjrzałam przez okienko i zobaczyłam rządek osób wpatrzonych w nasz samolot. Pomachałam im       i chyba mnie zauważyli, bo zaczęli machać, jak wariaci.
 -  Niall, zobacz żegnają nas -  powiedziałam. Niall wyjrzał i zaczął się śmiać.
 -  Muszą nas przypilnować, czy polecimy -  rzucił -  muszę przyznać, że czuję się dosyć niezręcznie w tej sytuacji…
 -  Niall! Mamy wakacje! Potraktuj to, jak wakacje, odpoczynek. Cieszmy się nimi.
Dolecieliśmy na miejsce stosunkowo szybko. Wreszcie nie było to tak daleko. Obudziłam się i zobaczyłam, że mam głowę na Nialla kolanach… Wyprostowałam się i przyglądałam się lądowaniu. Na lotnisku czekała na nas limuzyna. Trochę mi to przypomniało naszą podróż poślubną… Ale powiedziałam sobie: NIE! Jestem na Jamajce, nie na Seszelach i nie z Harrym, a z Niallem. Niall zabawiał mnie opowieściami o jego rodzinie, co trochę zaczęło mnie drażnić.  Gdy dojechaliśmy do hotelu z ulgą odetchnęłam i pomyślałam: Zaraz będę w swoim pokoju… Bagażowy złapał nasze bagaże i zaczął nas prowadzić. Poprowadził nas do jakiegoś bungalowu i wstawił bagaże.
- Ale super -  powiedział Niall.
Bungalow był zupełnie inny, niż na Seszelach. Była też klimatyzacja, był telewizor, lodówka, oraz łazienka. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że w bungalowie są rzeczy Nialla.
 -  Zaraz chwileczkę… To my mamy mieszkać w jednym bungalowie?! -  Zdziwiłam się. Na środku stało wielkie, małżeńskie łoże  -  To chyba jakaś pomyłka?!
Niall gdzieś wypadł. Po pewnym czasie wrócił i stwierdził:
 -  Bardzo mi przykro, ale mamy tylko ten jeden bungalow, bo wszystko w hotelu jest pozajmowane…
Strasznie się zdenerwowałam. Niall widząc moje zdenerwowanie, powiedział:
- Jeśli chcesz, to ja mogę spać na kanapie…
 -  Niall, ale mieliśmy mieć super wakacje obydwoje… Nie wiem, czy ci będzie wygodnie na tej leżance.
 -  Nie przejmuj się. Jakoś to zniosę -  rzucił i zaczął się rozpakowywać -  za chwilę będą podawać kolację…
Postanowiłam się rozpakować. Byłam ciekawa, czy Ellie wiedziała o warunkach, jakie mamy. Poszłam do łazienki i się przebrałam. Zrobiłam makijaż i uczesałam się. Wcześniej oczywiście wzięłam kąpiel. Tak odświeżona wyszłam z łazienki. Niall siedział na kanapie i gdy popatrzył na mnie, tak został.
 -  Niall, czy coś ci się stało? -  Zapytałam.
 -  Yyy… nie, nie -  wydukał -  mam super żonę -  powiedział.
Walnęłam go w ramię i powiedziałam:
 -  Widzę, że ty też jesteś już gotowy.
 -  No nie zdążyłem wziąć prysznica, bo jest tylko jeden -  zaczął się skarżyć- Jeśli poczekasz, to ja wezmę szybki prysznic i będę gotowy.
Wyszłam na taras, żeby go nie krępować. Zaczęłam się zastanawiać, co my zrobimy z tym jednym łóżkiem…  Po piętnastu minutach, Niall do mnie dołączył. Pachniał świeżością i świetnie wyglądał. Zapach jego perfum przypomniał mi lata szkolne i moje zafascynowanie zapachem pana od angielskiego. Uśmiechnęłam się pod nosem, co Niall oczywiście zauważył.
- Co się stało? O czym myślisz?
 -  Nic… coś mi się przypomniało.
Niall stracił humor.
 -  Czemu straciłeś humor? -  Zapytałam -  Idziemy?
 -  Okej. Idziemy -  odpowiedział -  o czym myślałaś, gdy byliśmy na tarasie?
 -  Przypomniały mi się szkolne czasy.
 -  A opowiesz mi o tym? -  Zaciekawił się.
 -  Może, kiedyś… -  powiedziałam. Zobaczyłam, że humor mu się poprawił.
Weszliśmy do sali. Podbiegł do nas kelner i poprowadził nas do bardzo romantycznego stolika. Postawiony był na tarasie, pod palmą z pięknym widokiem na ocean. Było naprawdę bardzo romantycznie. Podano nam menu, które zaczęliśmy studiować. Postanowiłam zapytać się kelnera          o specjalność kucharza.  Zawsze byłam ciekawa nowych potraw, ale dzisiaj wolałam nie ryzykować. Zamówiłam sałatkę bez dressingu czosnkowego. Niall wziął specjalność zakładu i okazało się, że był to kurczak po hawajsku. Wyglądało to super. Stwierdziłam, że następnym razem, ja sobie takie coś zamówię. Niall rozpływał się nad smakiem. Widocznie zobaczył moje zazdrosne spojrzenie, bo zaproponował, żebym spróbowała.
 -  Niall, będziesz głodny.
 -  Nie, no proszę, proszę -  podsunął mi talerz pod nos -  jedz, ile chcesz.
- Co? Nie smakuje ci?
 -  Jest pyszne! Spróbuj! -  Namawiał mnie.
- Ale nie będę miała twojego widelca w swojej dłoni.
 -  No coś ty!
Skubnęłam kawalątek.
 -  Jeszcze -  rozkazał -  przecież nawet nie poczujesz smaku.
Danie było rzeczywiście dobre.
 -  To co? Zamówić ci?
Sałatka mi za bardzo nie smakowała, więc zdecydowałam się na danie Nialla.
 -  To co? Idziemy na spacer? -  Zaproponował Niall, gdy zjedliśmy i wypiliśmy wino.
 -  Trzeba by było rozprostować nogi -  podchwyciłam.
 -  To w którą stronę idziemy? -  Zapytał.
 -  Chyba obojętne…
Poszliśmy w kierunku zachodzącego słońca. Mijaliśmy hotele, w których odbywały się różne wieczorki, ale nie mieliśmy ochoty na nic. W pewnym momencie poczułam, że jestem zmęczona.
 -  Chodź, może usiądziemy tutaj. Trochę mnie bolą nogi.
 -  Ciebie też? -  Zapytał.
 -  To czemu nic nie mówisz? Masz mówić, co ci dolega.
 -  To tak nie wypada -  powiedział.
 -  Rób, jak chcesz  -  powiedziałam zdecydowanym głosem i usiadłam na piasku. Niall zdjął marynarkę    i zaproponował, żebym na niej usiadła.
 -  Nie będę ci gniotła marynarki  -  rzuciłam -  potem jeszcze będziesz mi kazał ją prasować -  zażartowałam.
 -  No przecież od tego jest obsługa hotelowa -  powiedział zaskoczony -  wiesz, marzyłem o takiej podróży od momentu, kiedy byliście na Seszelach…
Poczułam się troszkę zbita z tropu. Niepotrzebnie mi to przypomniał… Na chwilę straciłam humor, co zauważył.
 -  Strasznie cię przepraszam. Ta moja niewyparzona gęba… Wybaczysz mi?
 -  Postaram się -  powiedziałam. Poczułam, jak przeszedł mnie dreszcz. Musiałam zadygotać, bo Niall zapytał:
 -  Nie zimno ci?
 -  Jakoś tak… dziwnie -  odpowiedziałam.
 -  To masz moją marynarkę -  zaczął mnie okrywać.
Chłonęłam widoki całą sobą. Było przepięknie. Siedzieliśmy na ciepłym jeszcze piasku  i wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce. Było tak romantycznie…
 -  Chcesz się oprzeć? -  Zapytał Niall.
Usiedliśmy plecami do siebie, opierając się o siebie i oglądaliśmy zachód. Zapomniałam, że siedzę  z Niallem. Byłam zafascynowana widokiem. Niall się też nie odzywał. Byłam zachwycona.
 -  Tu jest wspaniale -  powiedziałam w pewnym momencie.
Niall poruszył się i usłyszałam, że coś odmruknął. Pomyślałam, że pewnie nie chce, żebym się odzywała, więc się zamknęłam.
Kiedy słońce zaszło zapytałam:
 -  Idziemy?
 -  Idziemy -  usłyszałam.
 -  To co? Wstajemy na trzy? -  Zaproponowałam.
 -  Ty wstawaj pierwsza.
Zaczęłam wstawać i gdy stałam już na nogach, Niall się wywalił.
 -  Jaki ten piasek jest świetny -  rzucił -  zauważyłaś?
 -  Zauważyłam.
 -  Ja mógłbym tu nawet spać.
Zrobiło mi się trochę głupio. Byliśmy postawieni w niezręcznej sytuacji przez kogoś z naszych, ale dlaczego Niall z tego powodu miał cierpieć? Nie rozumiem… Postanowiłam coś wykombinować, a na pewno rozprawić się z tą osobą, która postawiła nas w takiej sytuacji.  Załatwię to później… Wróciliśmy do bungalowu. Niall zaczął szykować sobie leżankę do spania.
 -  Niall, ponieważ jesteśmy w takiej sytuacji, będziemy spali na zmianę na leżance -  powiedziałam.
 -  Ja się na to nie mogę zgodzić -  szybko odpowiedział -  kobiety muszą spać wygodnie.
 -  A kto ci to powiedział?
 -  Mamusia -  powiedział po chwili zawahania.
 -  Wybij to sobie z głowy. Może za czasów twojej mamusi tak było. Teraz jest równouprawnienie, więc będziemy spać na zmianę.
 -  Ja się nie zgadzam.
 -  Chcesz się ze mną kłócić?
 -  Nie chcę. Z tobą nigdy.
 -  No to masz szczęście -  powiedziałam i sapnęłam sobie.
Wyszłam na taras i stwierdziłam, że mamy przepiękny widok. Gdzieś w dali jakaś wyspa rozświetlona światłami. Stałam, jak urzeczona. Niall chyba się zaniepokoił moją nieobecnością, bo również wyszedł na taras.
- Ale pięknie -  usłyszałam -  to może w ogóle nie będziemy spali, jak tu są takie piękne widoki? Napijemy się czegoś?
 -  A co masz na myśli?
 -  A jakiegoś szampana?
 -  Okej z miłą chęcią -  powiedziałam. Niall się zakręcił i wyszedł po chwili na balkon z butelką szampana.
 -  A ty skąd to masz?
 -  Kupiłem na lotnisku i zmroziłem w lodówce.
 -  Nawet nie zauważyłam…
 -  A widzisz, taki sprytny jestem -  zaczął się śmiać.
Wypiliśmy po kieliszku szampana za miły pobyt i trochę nas to rozluźniło. Zaczęliśmy dowcipkować i opowiadać sobie kawały.  Nim się obejrzeliśmy minęła druga.
 -  Niall, idziemy spać  -  powiedziałam.
 -  To idź. Ja zostanę tutaj -  rzucił.
 -  Nie będziesz spał tutaj, na dworze…
 -  A dlaczego?
 -  Jeszcze zjedzą cię te komary.
 -  Tu nie ma komarów.
- Ale są moskity -  odpowiedziałam -  to nie wiem, co lepsze.
Namówiłam Nialla, żeby wszedł do środka. Poszłam do łazienki, przebrałam się w piżamę. Była bardzo miła.  Dobrze, że Dominika mnie na nią namówiła… Weszłam do pokoju, Niall coś zaczął gwałtownie robić przy walizce.
 -  Dobra. To ja dzisiaj śpię tutaj, a jutro ty.
 -  Zobaczymy -  mruknął pod nosem.
Weszłam do łóżka i przykryłam się prześcieradłem. Łóżko było naprawdę wygodne.
 -  Mmm, jak tu wygodnie -  powiedziałam.
 -  Uważaj, bo zaraz ci się wmelduję do tego łóżka -  zażartował Niall.
 -  No to chodź -  powiedziałam i poklepałam wolne miejsce -  zobaczysz, jak tu wygodnie.
 Niall usiadł półdupkiem na łóżku i stwierdził:
 -  Faktycznie wygodnie.
Śmiać mi się z niego chciało. W pewnym momencie zerwał się i poleciał na taras. Ponieważ długo nie wracał, wstałam i poszłam zobaczyć, co robi. Siedział na tarasie, głowę miał spuszczoną. Zaczęłam się zastanawiać, czy śpi.
Przeszłam cicho koło niego i usiadłam na sąsiednim leżaku. Nie był on tak wygodny, jak łóżko, ale też było komfortowo. Nie wiem, kiedy zasnęłam. W pewnym momencie obudziłam się i poczułam, że Niall mnie podnosi.
- Co ty wyprawiasz? -  Zapytałam.
 -  Śpij -  powiedział -  zaniosę cię do łóżka.
 -  Nie, ja chcę tutaj  -  powiedziałam przez sen.
 -  Dobrze, dobrze -  rzucił.
Nie wiem nawet, kiedy znalazłam się w łóżku.  Poczułam, że ktoś mnie pogłaskał po głowie i zasnęłam kamiennym snem. Gdy obudziłam się rano, musiała minąć chwila, żeby do mnie dotarło gdzie jestem. Rozejrzałam się po pokoju, ale Nialla nigdzie nie było.  Wstałam i wyjrzałam na taras. Oczywiście ten głupek leżał na leżaku w jakiejś dziwnej pozie. Poszłam się umyć i gdy wróciłam do pokoju, nie zaistniały żadne zmiany. Włączyłam laptopa, aby sprawdzić która jest godzina. To była tylko wymówka,  bo chciałam pogadać z Dominiką. Weszłam na Skype i wybrałam jej numer.
 -  Hej, co słychać? -  Usłyszałam -  Jak tam pierwsza noc?
 -  Niall śpi na tarasie, a ja się wyspałam.
 -  A co mu się stało?
 -  Bo mamy małżeńskie łoże, to się stało. Stwierdziliśmy, że będziemy na nim spać na zmianę. Niall pewnie będzie cały połamany, bo gdy zobaczyłam w jakiej pozycji śpi, doszłam do wniosku, że nie będzie czuł się najlepiej, jak się obudzi.
 -  To zrób mu masaż -  zasugerowała Doma i podniosła jedną brew do góry.
- Co ty sugerujesz? -  Popatrzyłam na nią uważnie.
 -  Nic, nic. Zayn robi śniadanie.
 -  Okej, to nie będę wam przeszkadzać -  powiedziałam.
 -  Nie przeszkadzasz nam -  powiedziała Dominika.
Usłyszałam jakiś rumor na tarasie.
 -  Chyba Niall się obudził -  powiedziałam -  zdaje się, że miał ciężkie przebudzenie…
Wyjrzałam i zobaczyłam, jak Niall gramoli się na leżak.
 -  Muszę kończyć, bo zdaje się, że Niall jest cały połamany…
 -  Pamiętaj o masażu –powiedziała na koniec Dominika.
Wybiegłam na taras i zapytałam:
 -  Niall, co się stało?
 -  Nic… trochę połamany jestem -  oznajmił.
 -  No widzisz? Mogłeś spać na łóżku. Dzisiaj ty śpisz.
 -  Nie pozwolę ci, żebyś spała w tak niewygodnej pozycji.
 -  Niall, nie chciałam cię budzić, bo spałeś, ale te leżaki się rozkładają.
Zapanowała cisza.
 -  Jak to?!
 -  Pokażę ci -  powiedziałam i nacisnęłam guzik, który był schowany pod poręczą. Niall znalazł się błyskawicznie w pozycji horyzontalnej.
 -  AŁA -  wrzasnął.
- Co się stało?! -  Zdenerwowałam się.
 -  Nie, nic… Tylko wszystko mnie boli…
 -  Czekaj. Będę ci musiała zrobić masaż. Przewróć się na brzuch.
 -  Ale…
 -  Nie gadaj, tylko przewracaj się. Nie ma żadnego „ale”.
Niechętnie wykonał moją polecenie. Zaczęłam go masować. Był strasznie spięty.
 -  Ałć -  usłyszałam.
- Co tak cię boli? -  Zapytałam.
 -  Troszkę… -  wymamrotał.
 -  Zaraz ci przejdzie.
Zaczęłam go ponownie masować.
 -  Ałć…
 -  Słuchaj, czy ciebie tak bardzo boli, czy po prostu udajesz?
 -  No, boli.
 -  I nic nie lepiej?
 -  No, może trochę.
Rozmasowałam mu bolące miejsca. Po gilgotałam  go w bok, na co zaczął chichotać.
 -  No wiesz co?
- Co? -  Zapytałam  -  skończyłam.
 -  Tak mi dobrze -  zaczął.
 -  To co? Będziesz dzisiaj spał na łóżku?
 -  Nie.
 -  Zobacz. Ja się tu rozłożę na leżaku -  zaprezentowałam mu, jak będę spać -  będzie mi na pewno bardzo dobrze.
 -  Nie pozwolę.
 -  To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem? -  Zapytałam,  żeby go przekabacić -  pójdziemy chyba na śniadanie, co?
 -  Teraz mogę iść -  stwierdził pogodnie. Od razu miał inny humor -  jesteś cudotwórczynią. Myślałem, że tak zostanę do końca życia.
Szybko poszedł się umyć i ogolić i był gotowy na śniadanie. Poszliśmy do restauracji, gdzie stał szwedzki stół. Tam dał popis jedzenia.  Zahaczył jeszcze o recepcję, ale niestety nie było jeszcze wolnych pokoi. Chyba ze zmartwienia zjadł tyle.  Obsługa patrzyła z przerażeniem, ale ja byłam przyzwyczajona. Niall ładował sobie na talerz kopiaste porcje i wędrował tak kilka razy. Spróbował chyba wszystkiego, co było na stole. Byłam pełna podziwu i zaczęłam się zastanawiać, ile on może zjeść. Jeszcze mnie jednak zaskoczył. Ja dawno skończyłam, a Niall jeszcze jadł. Po godzinie siedzenia w restauracji zaczęłam się zastanawiać, czy mam jeszcze siedzieć, czy iść. Niall chyba się zreflektował  i zapytał:
 -  A ty już nie jesz?
 -  Nie, już jestem najedzona -  rzuciłam.
- Ale to wszystko w cenie.
 -  No to co? Już więcej nie zmieszczę.
Niall z pożądaniem popatrzył na bufet.
 -  Niall, nie krępuj się. Jedz, ile chcesz. Jeszcze nas nie wyprosili z restauracji. Jeżeli ci nie będzie przeszkadzało, to ja pójdę do domu i przebiorę się w kostium kąpielowy. Znajdziesz mnie na tarasie.
Niall coś mruknął, ale nie zwracałam już na to uwagi. Wyszłam z jadalni i poszłam do bungalowu. Szybko przebrałam się w nowy, turkusowy kostium. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że świetnie wyglądam. Kostium był bardzo twarzowy. Wzięłam olejek i wyszłam na taras. Usiadłam na leżaku i zaczęłam się smarować. Odstawiłam olejek i zamknęłam oczy. Było mi cudownie. Słyszałam szum oceanu i jakieś gwary dochodzące z plaży. W pewnym momencie usłyszałam,  że ktoś mnie woła. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że macha do mnie Harry. Skąd on tu się wziął!? Przecież jestem tu z Niallem, a nie z nim. Harry się zachowywał tak, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy nadal byli… W trakcie podróży poślubnej. 
________________________________

Soł? Jak Wam się podobał? :D Zaszalałam, bo miałam wenę, ahahaha. Szczerze? Strasznie mi się podoba :) Komentujcie, bo chcę znać Wasze zdanie :) xx  Co do opowiadania i dalszego ciągu, to jeszcze się waham, ale sporo Was napisało do mnie o dziwo na twitterze i na maila, więc nie wiem, czy nie zrobię drugiej części :) (wooohoooo!!!) Ale jeszcze nie wiem. Sprawa leży w Waszych rękach xx
                                                                                                                ~Meg

wtorek, 3 czerwca 2014

108

Zbliżała się sprawa rozwodowa. Coraz bardziej byłam zdenerwowana. Chciałam, żeby było już po wszystkim. Na szczęście nie spotkałam Harryego w sądzie, bo się nie stawił na rozprawie. Sędzia przyznał mi dzieci, a Harryemu zasądził alimenty w wysokości 100 000 dolarów na dziecko  i stwierdził rozwód. Cała Wiśniowa była na rozprawie, po za Kazikiem, który opiekował się dziećmi.
 -  To jesteś wolna! -  Zawołał Louis.
 -  No… tak, jakby – odpowiedziałam  -  tylko jeszcze papiery rozwodowe.
 -  Nie martw się. Załatwimy to  -  wycedził przez zęby Niall.
Nie wiem, gdzie go dopadli, ale w końcu Harry podpisał papiery i można było powiedzieć, że jestem wolna. Gdy dostałam wiadomość o podpisaniu papierów, siedziałam sama w salonie i zaczęłam się zastanawiać, co mam zrobić. Rodzice pojechali już wczoraj do Warszawy, bo Michałowi kończył się urlop. Do salonu wpadł Liam.
 -  Słuchaj, urządzamy balangę! -  Powiedział szybko  -  u nas w ogrodzie za piętnaście minut.
Zjawili się wszyscy. Pierwszym toastem, który został wzniesiony był: „za wolność Megan”.          Czułam się jakoś dziwnie. Znowu wolna. Poczułam się samotna. Dasz sobie radę! Jesteś silną kobietą! Nie poddasz się! – Pomyślałam. Wróciłam do swojego nazwiska i rzuciłam się w wir pracy, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Oczywiście zamki zostały powymieniane, a Harryego urażona duma, nie dała mu zadzwonić do nas, ani razu. W mediach huczało, przez dość krótki czas i sprawa przycichła.
Zbliżało się Boże Narodzenie. Wytłumaczyłam dzieciom, że tatuś nie będzie już z nami mieszkał, co bardzo źle przyjął Antoś, ale codzienna obecność chłopaków sprawiła, że jakoś pogodził się z tym faktem. Mama Harryego próbowała zaprosić nas do niej na Wigilię, ale kategorycznie powiedziałam NIE. Najchętniej bym gdzieś wyjechała do ciepłych krajów. Miałam dosyć wszystkiego. Byłam zmordowana, bo sklep oblegali klienci, którzy szukali prezentów pod choinkę. Miałam ochotę wszystko zamknąć i się wynieść. W takim stanie zastała mnie Gabriela, która wpadła pożyczyć trochę soli.
- Co jesteś taka zła? -  Zapytała.
 -  MAM DOSYĆ WSZYSTKIEGO! CHOLERA MNIE CISKA! NAJCHĘTNIEJ BYM WSZYSTKO RZUCIŁA I JECHAŁA DO CIEPŁYCH KRAJÓW! -  Wykrzyczałam.
 -  To jedź!
 -  MAM TEGO DOSYĆ! SZAŁU MOŻNA DOSTAĆ! Czekaj…. Co ty powiedziałaś? -  Dopiero do mnie dotarło, co powiedziała.
 -  Powiedziałam: „To jedź” -  zacytowała.
 -  No przecież nie mogę! Bo przecież ten cholerny sklep! Na co mi to było?!
 -  Halo… Uspokój się! Przecież wszyscy cię słyszą, tak wrzeszczysz!
Na potwierdzenie jej słów, ktoś zapukał.
 -  WLAZŁ! -  Wrzasnęłam.
Drzwi się otworzyły i wszedł Niall.
 -  Przepraszam, czy tu biją? -  Zapytał -  zostałem wydelegowany, by się dowiedzieć, co tu się dzieje -  zaczął się tłumaczyć.
 -  Przepraszam. Nerwy mi puściły.
 -  Wszystko na pewno w porządku? -  Zapytał.
 -  Lepiej idź stąd, bo Meg się zaczęła użalać nad sobą.
 -  Jak to?
 -  Chyba powinna gdzieś wyjechać.
 -  A gdzie chcesz pojechać? -  Zainteresował się Niall.
 -  Sama przecież nie pojadę! -  Krzyknęłam.
 -  A kto ci kazał jechać samej?!  -  Przekrzykiwała mnie Gabriela  -  weź Nialla i jedźcie!  -  Wymsknęło jej się.
Za chwilę byli nasze krzyki zwabiły wszystkich. Louis, w roboczych spodniach od malowania, oderwany przez Ellie, Liam w piżamie, Zayn w ręczniku, Dominika też… Danielle w ogrodniczkach, Jay był w trasie, więc go brakowało.
- Co tu się dzieje? -  Zapytał ze swoim stoickim spokojem Liam.
 -  Meg chce wyjechać -  odpowiedziała mu Gabriela.
 -  To o co ta awantura?
 -  Żadna awantura, puściły jej nerwy.
 -  To ona jest taka groźna? -  Zdziwił się Zayn.
 -  Megan, gryziesz? -  Zapytał Louis i wystawił swój paluszek w farbie. Rozwaliło mnie to, więc dostałam ataku śmiechu.
 -  Powinnaś po prostu wyjechać -  zdecydowała Ellie.
Zrobiło mi się głupio.
 -  Przepraszam za mój wybuch. Nie wiem, co mi się stało… myśl chyba o Bożym Narodzeniu doprowadziła mnie do takiego stanu.
 -  Słuchajcie, a może na Boże Narodzenie polecimy do Polski? -  Zaproponowała Dominika, trzymając się kurczowo ręcznika.
 -  Nie -  odpowiedziałam  -  do Polski nie chcę. Pojechałabym na Dominikanę, albo na Jamajkę…
 -  To jedź -  rzuciła Ellie  -  możesz wziąć ze sobą Nialla.
- Co wy tak z tym Niallem?!  -  Zaczęłam się zastanawiać.
 -  Ekhem, a czy ktoś mnie zapytał o zdanie?  -  Zapytał Niall.
 -  Przecież wiadomo, że ty się zgodzisz  -  powiedział swoim słodkim głosikiem Louis.
 -  A co nie zgodzisz się?! -  Zdziwiła się Doma.
 -  No… Nie wiem… Co na to… Megan  -  zaczął się jąkać.
 -  Dobra. Ja idę załatwić wam wyjazd, a wy się tu dogadujcie  -  powiedziała energicznie Ellie i wyszła.
 -  Halo?! Gdzie ty poszłaś?!  -  Zaczęliśmy z Niallem za nią krzyczeć, ale Eleanor zniknęła.
Niall rzucił się za nią.
 -  Czy da się tutaj napić kawy? -  Zapytał Lou.
Podreptałam do kuchni. Było mi głupio za mój wygłup. Wstawiłam pełny czajnik i wróciłam zapytać się, kto co pije. Dominika z Zaynem zniknęli, a Danielle stwierdziła:
 -  To ja też się napiję kawy.
Liam poprosił o mleko, bo w domu zabrakło, a Gabriela poprosiła o herbatę. Przyniosłam zamówienia i postawiłam je na stoliczku.
 -  Koleżanko, zaczynasz świrować  -  powiedziała Gabriela po polsku.
 -  Czy możecie nie rozmawiać po polsku w naszym towarzystwie? -  Powiedział Louis.
 -  Och przepraszam! Ale musiałam powiedzieć coś dosadnego -  rzuciła Gabriela.
-  Ale nie obrażałaś mnie? -  Spojrzał na nią spode łba.
 -  Nie, ciebie nie.
Drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Ellie.
 -  Wszystko załatwione! -  Rzuciła.
- Co załatwione? -  Zapytałam zdezorientowana.
 -  Twój wyjazd z Niallem -  powiedziała podekscytowana.
 -  Czyś ty na głowę upadła?! Jak mogę pojechać z Niallem?! A co z dziećmi?! -  Zdenerwowałam się.
- Coś załatwimy!  -  Powiedziała.
 -  Ja lecę do Polski, mogę zabrać dzieciaki  -  powiedziała nieśmiało Gabriela  -  kończy mi się paszport, a po za tym, Jay będzie w Warszawie, chcę mu zrobić niespodziankę. Mogę zawieść ich do twoich rodziców.
 -  Chwila, moment! Ja muszę się dowiedzieć, czy będą w Polsce -  rzuciłam.
 -  To dzwoń natychmiast! -  Zdecydowała Ellie.
 -  Nie mogę dzwonić!.
Złapała moją komórkę i wybrała numer.
 -  Halo? Tu Eleanor. Mamy problem… Jesteście w Polsce? Tak? A, to świetnie!
Stałam jak osłupiała i słuchałam, jak nawija Ellie.
 -  Chcemy wysłać Megan na wakacje. Nie, nic się nie dzieje. Wszystko w porządku  -  pogroziłam jej palcem  -  nie, jest w domu. Stoi naprzeciwko mnie i grozi mi palcem. Powiem szczerze… Załatwiłam wyjazd na Jamajkę i chciałabym, żeby ona tam pojechała. Wyjazd jest dwuosobowy. Jak to kto?! No nie ja. Nie, Louis też nie. Mam pytanie… Nie Zayn też nie. Czy Gabriela mogłaby przywieźć do was dzieciaki? Tak na Boże Narodzenie. Tak, właśnie o to chodzi. Tak, z Niallem… -  Eleanor przeszła do drugiego pokoju, więc nie słyszałam, co dalej nawijała.  Po pewnym czasie wróciła z bananem na twarzy i powiedziała:
 -  Wszystko załatwione. Możecie jechać.
- Co ty na to, Niall? -  Odchrząknęłam.
 -  Z tobą mogę jechać na koniec świata  -  rzucił Niall drapiąc się po głowie.
Louis zaczął się śmiać.
 -  I co? Mówiłem, że się na to zgodzi?!
-  Ale smutno będzie bez was -  powiedział Liam.
-  Ale jakie oszczędności w żarciu! -  Rzuciła Ellie.
Niall miał chęć się obrazić, ale o czymś pomyślał i się rozpogodził. W taki oto sposób moi przyjaciele postanowili urządzić mi wakacje i wypchnąć mnie chyba z domu.  W ostatnim momencie dowiedziałam się kiedy lecimy. Ellie nie chciała nic wcześniej zdradzić. Zawiozłam Gabrielę z dziećmi na lotnisko i zaczęłam się denerwować, czy da sobie radę.
 -  Nie martw się. Dam sobie radę -  mówiła bez przerwy.
 -   Mogła z tobą lecieć Dominika – zaczęłam panikować.
 -  Przecież sama latałaś z dziećmi, a co? Ja sobie nie poradzę? Najlepiej idź już sobie, bo dzieciaki zaczną zaraz płakać -  szepnęła mi do ucha.
Uspokoiłam się trochę.
 -  Pamiętaj, zadzwoń do mnie, jak dolecicie.
 -  Okej.
Wiedziałam, że na lotnisku w Warszawie będą czekali rodzice. Miałam wyrzuty sumienia, że wyprawiam dzieci do Warszawy, ale Gabriela wybiła mi je z głowy. Wyściskałam dzieci, powiedziałam, że mają pilnować cioci Gabi, bo może się zgubić i przeszli przez kontrolę celną. Pomachali mi i tyle ich widziałam.
Dominika stwierdziła:
 -  No to jedziemy do domu… Albo nie, na zakupy. Musimy ci kupić kilka rzeczy.
- Co ci się stało?! -  Zdziwiłam się.
 -  Zaczynasz nowe życie. Musisz mieć nowe ciuchy.
 -  Chyba za często przebywasz z Eleanor -  powiedziałam do niej.
 -  Nie -  odpowiedziała krótko -  jedziemy -   nacisnęła pedał gazu.
Podjechała pod bardzo elegancki sklep. Okazało się, że jest to Victoria Secret
 -  Czyś ty na głowę upadła?! Będę w takim drogim sklepie kupować!?
 -  Nie rób z siebie żebraczki! Przecież jesteś prawie milionerką!
Oczywiście stałyśmy pod sklepem i kłóciłyśmy się po polsku. Ekspedientki co raz bardziej zaczęły nam się  przyglądać.
 -  Wchodź już, bo ludzie się gapią -  warknęła Doma.
Zorientowałam się, że rzeczywiście ekspedientki gapiły się na nas co raz bardziej.
 -  Właź bez marudzenia i masz zrobić duże zakupy.
 -  Nie wygłupiaj się!
Pchnęła drzwi do sklepu i weszła ciągnąc mnie energicznie za sobą.
 -  Dzień dobry. Moja przyjaciółka przyjechała z Polski i potrzebuje trochę rzeczy. Gdzieś jej zginął bagaż… Tak, wszystko. Nic nie ma! Tylko to, co ma na sobie!
Warknęłam.
 -  Nie, nie mówi po angielsku…
Myślałam, że ją zabiję…
 -  Siedź cicho -  powiedziała do mnie.
 -  No przecież widzę, co tu się dzieje, co tu wyprawiasz. Nie wygłupiaj się!
 -  Nie wygłupiam się.
Zaproszono nas na zaplecze. Okazało się, że była tam sala dla VIP’ ów. Ekspedientki uwijały się, jak     w ukropie. Przynosiły różne ciuchy, a ja musiałam je wszystkie mierzyć. Zaczęło mi się to podobać. Myślałam nad zemstą nad Dominiką, ale stwierdziłam że zrobię to później. Obwieszone różnymi torbami i paczkami, wyszłyśmy ze sklepu. Okazało się, że całą garderobę mam nową. Dominika była dumna z siebie.
 -  Ja się jeszcze z tobą policzę -  powiedziałam.
 -  Przestań. To dla twojego dobra.
 -  O czym ty mówisz? Przecież ja mam całą szafę ubrań! -  Zdenerwowałam.
 -  Ubrań ze wspomnieniami  -  prawie wykrzyczała  -  weźmiesz to wyrzucisz. Możesz oddać do domu starców, albo gdzie…
 -  Myślisz, że w domu starców, będą takie coś nosić?
 -  Nie wiem. To oddaj do przytułku. Na pewno ktoś będzie szczęśliwy.
 -  Biżuterii nie wyrzucę -  od razu zapowiedziałam.
 -  Tego ci nie każę, ale ciuchy tak -  rzuciła wkładając paczki do samochodu -  uwierz mi. Parę związków przeżyłam i wiem, jak to się robi. Nie stać cię na rozczulanie się nad sobą!
- Ale ja się nie rozczulam!
 -  A co to było dziś rano?!
 -  No troszkę mnie poniosło…
 -  To żeby cię nie ponosiło, idziemy do twojej szafy i wyrzucamy wszystko -  zdenerwowała się -  dawno powinnaś to zrobić! -  Wkurzyła się Dominika.
 -  Jaka ty bojowa się zrobiłaś! -  Rzuciłam wsiadając do auta.
 -  Bo mam dosyć patrzenia na twoje cierpienie! Musiałam coś zrobić. Teraz chcę widzieć twoją roześmianą buzię.
W bojowym nastroju dojechała do domu na Wiśniową.
 -  Idziemy do ciebie. Przypilnuję cię. Nie myśl sobie… Jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.
-  Ale… Tam są naprawdę ładne i dobre rzeczy…
 -  Nie ma żadnego ale…
 -  No..
 -  „No” też nie.
 -  Może…
 -   „Może” też nie -  mówiła wchodząc po schodach. Otworzyła drzwi do mojego pokoju i weszła tam  -  halo?! Wchodzisz, czy nie? Robisz to? Czy ja mam to zrobić?
Zrezygnowana weszłam do pokoju.
 -  Wiesz co? Jesteś straszna.
 -  Wiem  -  otworzyła szafę.
 -  Jezus! Maria! Ile rzeczy- Cofnęła się -  ty… ty w tym wszystkim chodziłaś?!
 -  No, nie we wszystkim…
 -  To odkładaj wszystko, co sobie sama kupiłaś, a nie wiadoma osoba.
Podeszłam niechętnie do szafy i zaczęłam się zastanawiać, co mam z niej wyrzucić. Dominika mnie obserwowała i w pewnym momencie zaczęła wyciągać ubranie i wyrzucać.
 -  No czekaj, czekaj nie! Poczekaj! To sobie przywiozłam z Polski!
- Ale w tym chodziłaś, jak był Harry?
 -  No… tak.
 -  To, to się nadaje do wyrzucenia. Terapia wstrząsowa.
Za chwilę na podłodze leżał duży stos ubrań.
 -  To dostałam od Ellie…
 -  Zostaw to  -  warknęła.
 -  Mam już dosyć!
 -  Zaraz wszystko spakujemy i wywieziemy.
 -  Gdzie?!
 -  Na śmietnik… dobrze.. Zabiorę do siebie i wystawię na allegro.
W szafie zawisły rzeczy, które zakupiłyśmy dzisiaj  w sklepie.
 -  Dobra  -  powiedziała Dominika  -  jesteś już gotowa.
 -  Na co?! -  Zdziwiłam się.
 -  Na nowy związek -  uśmiechnęła się łobuzersko.
 -  Czyś ty na głowę upadła?!
 -  Przecież wiadomo, że Niall do ciebie miętę czuje od bardzo, bardzo dawna  -  wypaliła.
- Co wy mnie tak z tym Niallem swatacie?! -  Zaczęłam się głowić.
 -  Nie zastanawiaj się. Jedź na wakacje. Może coś z tego będzie.
Popukałam się trochę w głowę.
 -  Wiesz, co? Chyba upadłaś na głowę.
 -  Pogadamy, jak wrócisz. Może mi jeszcze podziękujesz.
- Ale się z ciebie swatka zrobiła! -  Rzuciłam zamykając szafę.
Wrzuciłyśmy ciuchy do toreb i zniosłyśmy na dół.
 - Poczekaj, muszę zadzwonić do Zayna, żeby przyszedł. Halo? To ja kotku. Czy możesz przyjść do Megan? Tak, ubierz się. Jesteś potrzebny. Przeniesiemy parę rzeczy. Nie, Meg się do nas nie przeprowadza, chociaż może to tak wyglądać, no ale mniejsza z tym. Popatrzyła na mnie krytycznie.
 -  Idź się przebierz.
 -  Jak to mam się przebrać?!
 -  W tych ciuchach nie będziesz już chodzić.
 -  Ty despotko! -  Powiedziałam. Widziałam z jej miny, że mi nie odpuści… Była w bojowym nastroju, więc nie chciałam z nią zadzierać. Potulnie podreptałam na górę i przebrałam się. Gdy zeszłam na dół, Dominika popatrzyła na mnie i  uśmiechnęła się.
 -  Wyglądasz dużo lepiej -  skomentowała -  a gdzie są tamte ciuchy?
 -  Zostawiłam na górze.
 -  To przynieś je. Zabiorę je również.
 -  Ale…
 -  Żadnych „ale”!
W nowych rzeczach czułam się faktycznie dobrze. Po krótkim czasie przyszedł Zayn.
 -  Zabierz te paczki do nas  -  rozkazała Dominika.
- Co tak dużo tego?
 -  Nie dyskutuj, tylko zanoś!
- Co ty w takim bojowym nastroju?
 -  A mnie się pytasz?!  -  Rzuciłam.
 -  No przecież ty byłaś z nią cały czas.
 -  Nie wiem, co to. Możliwe, że to jest jakiś odwet, tylko nie wiem za co i na kim..
Zayn zaczął wynosić paczki. Sporo jeszcze tego zostało, więc Dominika stała nad nimi i pilnowała, żebym czegoś nie zabrała. Gdy Zayn wracał trzeci raz z siatkami, do ich domu, drzwi do domu Nialla się otworzyły.
- Co wy robicie? -  Zapytał zaniepokojony.
 -  Meg się do nas przenosi -  zażartował Zayn.
- Co?!  -  Zdenerwował się Niall i czym prędzej przyszedł do nas  -  dlaczego przenosisz się do Dominiki i Zayna?
- Co?! Nie, nie przenoszę się -  rzuciłam zdezorientowana.
 -  Zayn mi powiedział…
 -  To cię wkręcił.
 -  Jak ty ładnie wyglądasz  -  zauważył.
 -  Odnowiłyśmy szafę Megan -  sprostowała Doma.
 -  Bardzo korzystnie -  zaczął oglądać mnie z wszystkich stron.
 -  Przepraszam, czy ja jestem jakąś lalką, którą się ogląda? -  Zdenerwowałam się.
 - Ale z ciebie laska się zrobiła -  stwierdził.
Doma zachichotała pod nosem.
 -  Widzisz, tego ci trzeba było -  powiedziała do mnie.
Ktoś zapukał  do drzwi.
- Co się u was wyprawia?! Zayn lata z torbami w te i we w te…
 -  Odnawiamy garderobę.
 -  Jak ty ładnie wyglądasz! Gdzieś to kupiłaś?! Ja też chcę mieć coś takiego! -  Rzuciła Ellie.
 -  I co? Będziecie wyglądać, jak bliźniaczki?  -  Zakpiła Doma  -  wybij to sobie z głowy. Wysyłasz Megan na wczasy, to musi mieć nowe ciuchy, a jeszcze w towarzystwie mężczyzny…
 -  Niall to nie mężczyzna  -  rzuciła szybko Ellie.
 -  Ekhem…. Ja tutaj jestem  -  obruszył się Niall.
 -  No, dobrze. Jest z ciebie kawał chłopa – przyznała  -  nawet, jak spojrzeć, to niezłe z ciebie ciacho, ale wolę Louisa.
- Co o mnie gadacie? Fiu, fiu, fiu… co to za piękność tu stoi? Skąd ją wytrzasnęłyście? -  Powiedział Louis.
 -  Ty zdaje się, że jesteś zajęty… to impreza dla wolnych…
 -  A co tu przepraszam robi moja żona?
 -  Pytaj mnie, a ja ciebie -  rzuciłam.
 -  Wpadła coś pożyczyć.
 -  A czego jej zabrakło?
 -  LOUIS, zamknij się! -  Warknęła Ellie -  jeżeli to jest impreza dla wolnych, to wychodzimy  -  wypchnęła go przez drzwi.
 -  Kobieta mnie bije! -  Usłyszeliśmy za nim zamknęły się drzwi.
 -  To co robimy z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? -  Zapytał Zayn, który zdążył wrócić po następne torby.
 -  Zayn, my idziemy, bo mamy misję do wykonania.
 -  Jaką misję?
 -   Wytłumaczę ci wszystko w domu  -  i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, drzwi zamknęły się za nimi.
 -  Jesteś głodny? -  Zapytałam.
 -  No… coś bym wrzucił -  uśmiechnął się.
 -  To idę do kuchni.
 -  A mogę z tobą?
 -  Chodź.
 -  Już się cieszę na nasz wyjazd  -  rzucił Niall  -  zostałaś całkowicie odmieniona.
 -  No może nie całkowicie, ale trochę.
 -  Świetnie ci w tym nowym ubraniu  -  powiedział Niall.
 -  Dziękuję, dziękuję. Dzięki Bogu mogłam sama wybrać -  mruknęłam pod nosem.
- Co mówiłaś?
 -  Nic. Tak do siebie.
Przygotowałam kolację i postawiłam ją na stole, lecz po ilości którą zjadł Niall, stwierdziłam że chyba jest chory.
 -  Niall, czy ty jesteś chory? -  Zapytałam.
 -  A dlaczego pytasz?
 -  No bo zjadłeś strasznie mało.
 -  Nie… jakoś nie jestem głodny  -  wykręcił się od odpowiedzi  -  wybacz, ale nie mogę się na ciebie napatrzeć, tak ci dobrze w tym stroju.
 -  To co? Straciłeś apetyt na mój widok? -  Zakpiłam sobie -  to się zastanów, czy chcesz jechać, bo jeszcze umrzesz z głodu…
Niall rzeczywiście nie zjadł dużo, więc zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę nie jest chory. Szybko stosunkowo wyszedł. Gdy poszedł postanowiłam, że pójdę spać. Weszłam jeszcze na Skype, zobaczyć czy nie ma tam Gabi, ale nie była widoczna. Zadzwoniłam jeszcze do mamy, ale Mały Joe powiedział, że pojechała na lotnisko.
 -  Już?! -  Zdziwiłam się.
Policzyłam czas i doszłam do wniosku, że Gabriela faktycznie niebawem będzie lądowała, o ile już tego nie robiła. Postanowiłam, że zaczekam na telefon.
Rzeczywiście po pół godzinie, zadzwoniła komórka, więc szybko weszłam na Skype.
 -  Jesteśmy już w domu, dzieciaki ci chciały coś powiedzieć.
 -  Mamusiu! Toni pilotował samolot i ja też! -  Usłyszałam Darcy.
 -  I co? Jak było?
 -  Supel! -  Powiedział Antoś.
 -  To bardzo się cieszę, a ciocia Gabi się nie zgubiła?
 -  Nie.
 -  A byliście grzeczni?
 -  Tak!
W okienku pojawiła się Gabriela.
 -  Wszystko okej. Prawie nie odczułam, że lecę z dwójką dzieci. Stewardessy pomogły mi we wszystkim.  Muszę kończyć, bo Mały Joe czeka z kolacją.
 -  Okej, to ucałuj wszystkich ode mnie i życzę miłej kolacji.
 -  Dzięki!  -  Gabi się rozłączyła.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam… Na następny dzień rano, gdy się obudziłam usłyszałam, że coś się dzieje na dole. Zerwałam się na równe nogi i pierwsza myśl, jaka mi przyszła: BOŻE CZY TO HARRY?!        O mało się nie wywaliłam na schodach. Gdy zbiegłam na dół. Na stole stało śniadanie i usłyszałam jakieś odgłosy dochodzące z kuchni.
 -  Przepraszam, kto tu jest? -  Zapytałam.
Coś spadło. Z kuchni dobiegło mnie przekleństwo po polsku, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.
 -  Dominika? Co ty tu robisz? -  Zapytałam.
 -  Pomyślałam sobie, że zjemy razem śniadanie, bo ty taka przyzwyczajona jesteś, że zawsze z kimś jesz, więc postanowiłam przyrządzić coś na śniadanie, ale wiesz, jak to nie we własnej kuchni… Nic nie mogę znaleźć.  Jesteś sama?
 -  Tak, a dlaczego pytasz? Kto miałby być?
 -  Nie, nic bo myślałam, że wiesz… Zostawiłam cię z Niallem…
 -  No wiesz co?! Co ty mnie tak swatasz?!
 -  Pora najwyższa zapomnieć o starych dziejach!
Chciałam coś powiedzieć, ale ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć.
 -  Słuchaj, pomyślałem sobie, że zjemy razem śniadanie, bo ty tak przyzwyczajona jesteś, bo zawsze     z kimś jesz, więc postanowiłem przyrządzić coś na śniadanie i przyniosłem… -  rzucił Niall. Nagle rozległ się przeraźliwy łomot z kuchni.
 -  Hmm… ktoś jest u ciebie?! -  Zdziwił się.
 -  Tak, Dominika przyszła w tym samym celu  -  wydusiłam z siebie.
 -  To może ja pójdę.
 -  Nie! Już wchodź. Miło z twojej strony!
Gdy kończyliśmy jeść, ktoś znów zapukał do drzwi.
 -  Ciekawa jestem, czy ktoś znowu przyszedł ze śniadaniem -  powiedziałam wdzięcznie wstając od stołu. Poszłam otworzyć. Była to Ellie…
 -  O! Ładna piżamka, cześć! Właśnie przyszły bilety! Lecicie jutro!
- Co?!
 -  O, widzę, że nie jesteś sama. Myślałam, że wypijemy kawę.
 -  Wchodź -  wprowadziłam Ellie do salonu -  przyniosłam coś słodkiego, ale widzę że muszę iść po więcej. Zaraz wrócę.
 -  Czy dla Louisa też mam robić kawę?
 -  Nie Lou zostanie z dziećmi.
Nie zamykając  na klamkę przymknęłam drzwi. Po pewnym czasie przy moim stole siedzieli już wszyscy…
Doszłam do wniosku, po raz kolejny, że mam niezastąpionych przyjaciół. Eleanor zaczęła nawijać na temat naszego wyjazdu…
 -  No więc lecicie jutro na Jamajkę. Macie załatwiony pięciogwiazdkowy hotel  -  o mało się nie udławiłam  -  należy wam się to! Macie ful wypas i macie się bawić świetnie! Zastanawiałam się nad jednym pokojem, ale wzięłam dwa… Musicie się spakować. Jeszcze macie dziś, żeby kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Olejek mam nadzieję, że macie -  powiedziała.
 -  ojej Ja nie mam -  zorientowałam się.
 -  To jedźcie razem. Zaoszczędzicie na benzynie  -  rzucił Liam.
 -  Może wam pomóc w zakupach?  -  Rzuciła bez namysłu Ellie. Louis ją szturchnął, więc spuściła głowę   -  Zapomniałam, że mam coś do załatwienia -  powiedziała.

Po krótkim czasie wyszli z Louisem. Zaczęłam się dusić ze śmiechu. Sytuacja zaczęła mnie bawić. Wszyscy na siłę chcieli nas zeswatać, ale postanowiłam dobrze się bawić. Wybrałyśmy się jeszcze        z Dominiką na uzupełniające zakupy, co było zagrożeniem dla mojego portfela… Jednak z całą przyjemnością wydałam jeszcze parę dolarów. Wieczorem zostałam spakowana. Na następny dzień rano, zostaliśmy z Niallem odwiezieni na lotnisko. Wszyscy nas wycałowali i życzyli miłej zabawy, po czym zostaliśmy sami.
_________________________________

Więc tak... Chciałam na początek podziękować wszystkim osobom, które komentowały. Bardzo Wam dziękuje i macie u mnie naprawdę wielkiego plusa :) 
Pozostałym czytelniczkom również chciałam podziękować za to, że czytacie/ czytałyście bloga. Nie mogę wciąż uwierzyć, że stuknęły mi dwa lata odkąd wrzuciłam pierwszy wpis, jednak z przykrością chcę stwierdzić, że opowiadanie zbliża się ku końcowi. Przyczyniła się do tego mała ilość komentarzy, mimo że wejść jest dość sporo. Prosiłam Was, jednak działało to w jedną stronę. Czy jest mi przykro? Tak, ale kogo to obchodzi... Macie (oczywiście nie wszystkim. Te osoby wiedzą, o co chodzi) wszystko gdzieś. Taki jeden marny komentarz serio motywuje, jednak jak widać nie stać was nawet na to. Po prostu nie ma sensu prowadzić dłużej tego opowiadania,bo mam wrażenie jakbym pisała tylko dla siebie. 
                                                                                                        ~Meg