piątek, 5 grudnia 2014

124

Niall ciężko obrażony leżał w salonie i się do mnie nie odzywał. Po pewnym czasie zapytałam:
- Co? Zaprowadzić cię do domu?
- Nie - usłyszałam odpowiedź.
- To albo się będziesz się do mnie odzywał, albo cię odprowadzę do domu.
- Dobrze… Już będę grzeczny – odpowiedział - dziękuje, że ze mną tam pojechałaś – wybąkał - a w piątek pojedziesz ze mną?
- Pojadę - odpowiedziałam bez mrugnięcia okiem.
Gabriela musiała powiedzieć coś Dominice, bo ta zaraz przybiegła.
- Słyszałam, że Niall będzie miał operację! - Prawie, że krzyknęła.
- CIIIIIIII! Temat tabu - powiedziałam.
- Jak to załatwiłaś? - Zapytała cicho.
- Podstępem - rzucił Niall z salonu.
- On tu jest? - Szepnęła.
- Tak - odparłam.
- To przyjdę później - szepnęła znów.
- Ale wejdź do mnie, proszę - rzucił Niall - Nie pocieszysz mnie? - Usłyszałyśmy.
- Niall, nie podsłuchuj! Bo to nie ładnie - powiedziałam.
- Wiem, że nie ładnie - powiedział.
- To ja zaraz zorganizuję jakieś towarzystwo - powiedziała Dominika i wybiegła.
Po chwili w salonie mieliśmy wszystkich… Streściłam w skrócie wydarzenia ze szpitala. Wszyscy byli bardzo przejęci.
- I obiecałam Niallowi, że będę przy nim w piątek - powiedziałam.
- Wszyscy będziemy! - Powiedział Louis.
- No, ktoś musi być z dziećmi…
- Kazik zostanie - powiedziała Eleanor.
Dzięki Bogu, piątek wypadał już po koncercie, więc zapowiedziałam Niallowi, że na koncercie ma siedzieć na tyłku i nie wolno mu wstawać.  Jak prosiłam, tak zrobił. Obawiałam się spotkania               z Harrym, ale to on był w bardzo nieciekawej sytuacji, gdyż reszta zespołu stała murem za Niallem…
Wszyscy się przyzwyczaili, że Niall mieszka u mnie i wytłumaczyli, że ktoś musi się nim opiekować. Do piątku miałam niezły cyrk, jeśli to można nazwać cyrkiem… Niall wynajdywał różne powody, dlaczego nie może jechać na operację, że go noga nie boli, że dobrze jest, że ja sama zostać nie mogę, ale ja twardo obstawałam przy swoim, że jedziemy. Wreszcie nastał piątek i gdy się obudziłam, Nialla nie było… Zerwałam się i zaczęłam go szukać. W mojej sypialni go nie było. Na dole też, u dzieciaków również. Przeszłam cały dom, ale nigdzie go nie było. Szybko się ubrałam i poszłam do niego, do domu, który był zamknięty.
Jeśli myślisz, że cię nie znajdę, to się grubo mylisz… Zaczęłam walić w drzwi, ale były zamknięte i nikt nie odpowiadał.
Nie myśl, że cię nie znajdę…- prowadziłam z nim dyskusję w mojej głowie. Byłam ostro wkurzona.
Z sąsiedniego domu, wyjrzał Louis.
- Co się stało?- Zapytał.
- Niall zniknął!
- Jak to zniknął?!
Przyłączył się do poszukiwań. Zaczęliśmy wołać Nialla.
- Przecież on się nie odezwie – powiedziałam - zupełnie, jakby się zapadł.
Mieliśmy być na dziesiątą na operacji, więc jeszcze była chwila czasu. Wszyscy na Wiśniowej się przebudzili i zaczęli szukać razem z nami.
- Uciekł! - Podsumował Louis.
- Nie wygłupiaj się. Musi gdzieś być, tylko się schował - powiedziałam.
Byłam coraz bardziej zdenerwowana, bo było co raz mniej czasu. Gdzie ten cholernik się schował?! Przeszukaliśmy wszystko, ale nigdzie go nie było.
- No chyba go zabiję!!!!!
- Nie rób tego Megan! Jeszcze nam się przyda! Z kolanem, czy bez, ale nam się przyda - rzucił Lou.
- Ty coś wiesz! - Rzuciłam.
- Nic nie wiem!? Przecież szukam tak samo, jak ty!
- Może udajesz, że szukasz! - Zdenerwowałam się.
Weszliśmy do mojego domu i powiedziałam:
- Słuchajcie, jeśli za piętnaście minut się nie znajdzie, to ogłaszam, że zrywam zaręczyny! - Powiedziałam to na tyle głośno, że coś zaczęło się dziać na górze. Rzuciliśmy się do schodów. Przeszukaliśmy piętro, ale go nie było.
- Do cholery?! Niall gdzie jesteś?! - Wrzasnęłam wściekła.
- Tutaj! - Usłyszałam.
No tak, studio Harry'ego było jedynym miejscem, gdzie nie zajrzałam.
- Coś mówiłaś o zaręczynach? - Usłyszałam z góry.
- CO TY TAM ROBISZ DO CHOLERY?! SZUKAMY CIĘ OD PONAD GODZINY, A TY CO!?
- Nie mogę zejść.
- Dlaczego?
- Bo zapomniałem stabilizatora z pokoju…
Myślałam, że za chwilę z siebie wyjdę.
- MIAŁEŚ NIE WSTAWAĆ Z ŁÓŻKA BEZ STABILIZATORA! - Krzyknęłam.
- Ale tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić…
- Uuu - usłyszałam głos Louisa.
Rzuciłam się na górę i wszyscy za mną. Niall siedział w bokserkach w studio i miał bardzo nie ciekawą minę.
- Co wy tu wszyscy robicie?
- Szukamy - odpowiedział Liam.
- Czy panie mogą opuścić studio?
- Ja ci dam opuścić - powiedziałam.
Danielle z Ellie zeszły na dół. Ellie powiedziała:
- To przygotuję kawę!
- Przygotuj! - Odpowiedziałam.
Chłopcy złapali Nialla i znieśli go na dół. Położyli go na kanapie w salonie.
- Ale ja taki nieubrany jestem…
- Dobrze…. Zaraz ci coś przyniosę - powiedziałam.
Poszłam na górę i zabrałam spodnie, czystą koszulkę, jakieś skarpetki i buty. Zeszłam z tym wszystkim, a Liam przytomnie powiedział:
- A gdzie stabilizator?
- To ja już pójdę - powiedział Louis. Zniknął na górze.
 Przez nawoływania i całe zamieszanie, dzieci się pobudziły. Darcy była zachwycona, że wszyscy są. Antoś zresztą też.
- To może ja pójdę do siebie do domu?- Powiedział Niall.
- Nie ma mowy! – Powiedziałam - Zaszyjesz się gdzieś w domu i znowu będziemy cię szukać!
- Po pierwsze was nie wpuszczę…
- Pamiętaj, że Kazik ma klucze - uśmiechnęłam się ironicznie.
- O cholera, zapomniałem! Widzicie, jaka z niej jest wredna baba?!
To mnie jeszcze bardziej wkurzyło.
- Tak? Wredna baba? Ja ci dam! To w takim razie nie trzymam cię za rączkę! - Powiedziałam odwracając się tyłem do niego - Louis niech cię zawiezie.
- Obiecanki cacanki, a głupiemu radość…
- Pewnie, że głupiemu - powiedziałam.
Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Liam trzyma mnie w powietrzu        i niesie w kierunku Nialla.
- PUŚĆ MNIE! - Zaczęłam się wyrywać.
- Tylko nie gryź - powiedział spokojnie. Posadził mnie, koło Nialla.
- To teraz buzi - rzucił Louis.
- Tak przy dzieciach? - Rzuciła Doma.
Gabriela złapała dzieci i powiedziała:
- Idziemy się myć, bo macie umówioną lekcję gotowania!
Ponieważ dzieci bardzo lubiły Kazika, pobiegły szybko na górę.
- No?  To, na co czekacie? - Ponaglał Lou.
- Nie - powiedział Niall - wrednych bab nie całuję.
Odwróciłam się do niego tyłem.
- Film powinniśmy nagrać i wrzucić Video Diary z Niallem w roli głównej.
Poczułam, że Niall się zaczyna wiercić. Złapał mnie, odwrócił do siebie i pocałował.
- Gorzko, gorzko! - Zaczęli wrzeszczeć.
- To jeszcze nie ślub! - Powiedziałam.
W niedługim czasie dzieciaki były już na dole umyte i ubrane. Byłam umówiona z Kazikiem, że da im śniadanie, to był z resztą jeden z warunków Kazika, także piątka powędrowała do niego, a myśmy zapakowali się w samochody i wyruszyliśmy do szpitala. Na wszelki wypadek, Liam zdecydował, że zabierze Nialla do siebie do samochodu, bo jeszcze się pozabijamy. Ja jechałam z Danielle.
- Co jemu strzeliło do łba?! - Zdenerwowałam się - Tak mnie wystraszyć.
- Pewnie chciał nagrać jakąś piosenkę - uspokajała mnie Danielle.
Dan działała na mnie kojąco, więc bardzo szybko się uspokoiłam i już w pogodnym nastroju dojechałam do szpitala. Cyrk, jaki zaczął się pod szpitalem, był nie do zniesienia.
Niall powiedział, że nie wysiądzie z samochodu, że wracamy. Liam próbował go wypchnąć, ale Niall trzymał się kurczowo fotela, Louis otworzył drzwi i próbował ciągnąć go w swoją stronę, ale nie dawał rady. Wreszcie do samochodu Liama podszedł Jay i powiedział:
- Wysiadaj, bo cię wyciągnę.
- Nie wysiądę!
Trzymał się mocno, więc Jay pomajstrował coś przy fotelu i za chwilę wyciągnął Nialla razem z fotelem. Postawił go przy samochodzie i powiedział:
- Mamy cię zanieść tak, czy wstaniesz?
- Nie wstanę  - warknął Niall, więc nie wiele myśląc, razem z Liamem złapali fotel i zaczęli go nieść. Niall machał nóżkami powietrzu i wrzeszczał.
Ludzie zatrzymywali się i przyglądali scenie. Ktoś słusznie otworzył drzwi i za chwilę byliśmy wewnątrz. Chłopcy stanęli pod windą i gdy zjechała, wstawili fotel z Niallem do środka. Niall dalej trzymał się kurczowo. Gdy zajechaliśmy na chirurgię, wysiadłam z windy i zaczęłam się oglądać za pomocą. Winda się zamknęła i odjechała, a obok nas przeszła siostra ze strzykawką. Niall zerwał się     z fotela i chciał koniecznie wsiąść do windy.
- Gdzie znajdę doktora Gregora, jesteśmy umówieni na operację.
- Czy załatwili państwo formalności na dole?
- Musimy najpierw dostarczyć pacjenta - powiedział Louis.
- Tak się boi? - Zapytała siostra.
Na potwierdzenie naszych słów, Niall zaczął walić rękoma i nogami w windę.
- Co tu się dzieje? - Usłyszałam znajomy głos.
- Panie doktorze, przywieźliśmy pacjenta.
Niall zamarł.
- Siostro, proszę środek uspokajający - powiedział doktor.
Nim się Niall zorientował, zrobiony został zastrzyk, który stosunkowo szybko zadziałał. Niall został posadzony na wózku, a doktor zapytał:
- Czy wszystkie formalności zostały załatwione?
- Nie, panie doktorze. Musieliśmy go tu przynieść, bo by nam uciekł - wskazałam na fotel.
- Interesujące - powiedział doktor i zaczął się śmiać pod nosem - teraz już sobie pośpi.
Faktycznie. Spojrzałam na Nialla. Głowa mu opadała i siedział spokojnie, jak aniołek.
- Proszę zjechać na dół i wypełnić formularze. Tam dadzą pani przydział do nas i z tym proszę wrócić do mnie, a pozostałych państwa zapraszam do poczekalni.
Chciał nam tłumaczyć, gdzie jest poczekalnia, ale doskonale wiedzieliśmy. Jay z Liamem zjechali ze mną i z fotelem… Z tym, że ja zostałam w rejestracji, a oni wyszli na zewnątrz.
Zaczęłam wypełniać papierki. Miałam przygotowaną polisę ubezpieczeniową Nialla, więc szybko je wypełniłam. Najgorsze było to, że Niall powinien podpisać te papiery… Recepcjonistka widziała, jak walczyliśmy z Niallerem, więc powiedziała:
- Proszę się nie martwić. Wypełni to później.
Dostałam papierek, o którym mówił doktor i wjechałam na górę. W windzie spotkałam doktora Jana.
- Witam moją ulubioną pacjentkę! Dzisiaj do mnie?
- Nie, nie. Dzisiaj z Niallem przyjechaliśmy.
- To dzisiaj operacja? - Zapytał.
- Tak…
- To może pani do mnie wpadnie?
- Nie, muszę trzymać Nialla za rączkę.
- Ale na sali operacyjnej pani nie będzie.
- Wiem – powiedziałam - ale zanim go zabiorą na blok.
- A, chyba, że tak. To do widzenia, bo to moje piętro - powiedział i wysiadł w ostatnim momencie.
Wjechałam wyżej. Podeszłam do stanowiska pielęgniarek i powiedziałam:
- Mam tutaj ten papierek, który miałam załatwić.
- A to pani od tego bojącego się pacjenta?
- Tak – przyznałam - mogę do niego pójść?
- Tak, tylko do momentu, do póki go nie weźmiemy na blok operacyjny. Potem pani musi czekać        w poczekalni.
- Ale…
- Przykro mi, takie są przepisy…- powiedziała surowo.
Zgodziłam się z nią. Podała mi numer pokoju, w którym zakwaterowany był Niall. Poszłam do niego. Niall spał przebrany w piżamę. Wzięłam go za rękę i usiadłam obok na krzesełku. Pogładziłam go po głowie, a on zaczął coś mamrotać przez sen. Nie za bardzo zrozumiałam, co to było. Posiedziałam tak z dziesięć minut, gdy do pokoju przyszedł sanitariusz.
- To pan Niall Horan?
- Tak - odpowiedziałam.
- To zabieram go.
Wysunął łóżko i wyjechał…
- Panią zapraszam do poczekalni.
- Wiem już - powiedziałam smutno, zerkając po raz ostatni na Nialla.
Zjechałam do poczekalni. W poczekalni było parę osób, po za nami. Był jeden tatuś, który został wyproszony z porodówki, rwał sobie włosy z głowy.
- Kiedy to się skończy?! Kiedy to się skończy?! - Cały czas gadał.
Moje towarzystwo siedziało grzecznie w jednym z kątów. Nawet Louis nic nie mówił.
- No i co?
- Zabrali go - powiedziałam i zeszkliły mi się oczy.
- Przecież to zwykły zabieg - powiedział Liam przytulając mnie.
- A jak coś się stanie?
- Nic się nie stanie! Przecież jesteśmy w szpitalu.
Poczułam, że robi mi się niedobrze. Musiałam być blada, jak ściana, bo podbiegła do mnie Danielle.
- Co ci jest!?
- Słabo się jakoś czuję…
- LIAM! PRZYNIEŚ WODY! - Wrzasnęła.
Przyszły tatuś zamilkł i zaczął mi się przyglądać. Byłam tak zdenerwowana, że zaczęłam zgrzytać zębami.
- Uspokój się - powiedziała Danielle - wszystko będzie dobrze.
- A jak nie będzie dobrze? To będzie moja wina - płakałam.
- Nic mu się nie stanie. Sama wiesz, że to bardzo dobry szpital.
Ellie się gdzieś zakręciła i po chwili przyniosła jakąś tabletkę.
- Weź to - powiedziała.
- Co to jest?
- Na uspokojenie.
- Nie będę brała.
- Bo pójdę po doktora Jana!
- Nie jestem w ciąży.
- A wiadomo?
- Ellie, proszę cię.
Wzięłam posłusznie tabletkę, popiłam wodą, którą przyniósł mi Liam i dopiero zaczęłam rozrabiać.        Tego już nie pamiętam, ale z opowieści, które potem krążyły na Wiśniowej wynikało, że było śmiesznie. Przebiłam we wszystkim Louisa…
- Byłaś tak rozkoszna, że można było cię zjeść – powiedział Lou - sypałaś dowcipami. Niektóre były nawet całkiem, całkiem…
Nie za dużo chcieli mi powiedzieć, więc doszłam do wniosku, że musiałam być całkiem nieznośna. Obudziłam się w domu. Dopiero po momencie dotarło do mnie, co się dzisiaj działo.
JEZUS MARIA?! CO JA ROBIĘ W DOMU?!
Byłam sama. Myślałam, że Niall jest w domu, ale nigdzie go nie znalazłam.
NO PRZECIEŻ ON MIAŁ OPERACJĘ!

Jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu.
________________________________________________
 Względnie poprawiony :) Miłego weekendu i zapraszam na do mnie na Wattpada C: @myslicielka
                                                                                                         ~Meg


piątek, 28 listopada 2014

123

- Halo? - Powiedziałam.
- Czy mogę przyjść? - Usłyszałam bardzo dobrze mi znany głos.
- Pewnie, że możesz – odpowiedziałam - pewnie bez ciebie nie mogłabym spać…
- To już idę.
- Nie dzwoń, zaraz zejdę na dół. Dzieciaki już śpią.
Rzeczywiście, jak zeszłam na dół, Niall stał grzecznie pod drzwiami. Otworzyłam drzwi i pewnym krokiem wszedł do środka, zamykając je za sobą.
- Boli mnie to kolano, szkoda, że Michał mi nie chciał dać tej maści…
- Jutro jedziemy do lekarza.
- A po co?
- Jak to, po co? Żeby sprawdził, co jest z twoim kolanem.
- Przestanie boleć.
- Nie przestanie. Po za tym, obiecałeś Michałowi, że pójdziesz.
- Ale Michał jest w Warszawie - powiedział opierając się o futrynę.
- Ale ja jestem tutaj. Pójdę z tobą. Będę cię za rączkę trzymać, jak będziesz chciał - zakpiłam sobie.
- No, chyba, tylko pod takim warunkiem - zgodził się.
- Napijesz się herbaty? - Zapytałam.
- Głodny jestem…- rzucił.
- Wiesz… tu nic do jedzenia nie ma… - zajrzałam do zamrażalnika. Zobaczyłam, że mam pierogi - pierogi zjesz?
- A masz pierogi? - Zapytał z niedowierzaniem.
- No pewnie.
- No to zjem - ucieszył się.
- Nie wiem, z czym są, bo już nie pamiętam…
- Wszystko jedno - powiedział uradowany, że będzie coś do jedzenia.
Zagotowałam w czajniku elektrycznym wodę, wlałam ją do garnka, posoliłam wodę i gdy się ponownie zagotowała, wrzuciłam pierogi. Niall usiadł w kuchni przy stole i przyglądał mi się uważnie.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz? - Powiedział po chwili zamyślenia - Taki głodomór ze mnie…
- Ale masz inne zalety - powiedziałam i puściłam mu oczko.
- No, fakt…
Pierogi szybko się zagotowały, więc je odcedziłam i postawiłam przed Niallem.
- A ty nie będziesz jadła? Przecież ja tego wszystkiego nie zjem! - Zaprotestował.
- Znając życie to zjesz…
- A nie chcesz jednego pieroga?
- Dobrze, daj - powiedziałam i podałam mu talerzyk. Niall przerzucił cztery pierogi - nie aż tyle!
- Zjesz - powiedział.
- Nie zjem, ty będziesz głodny.
- Zjedz. Nie jestem tak strasznie głodny, żebym się nie miał podzielić z tobą.
Jadłam bardzo powoli pierwszego pieroga, a Niall już kończył swoje.
- To co? Zjesz jeszcze pieroga? - Zapytałam.
- Nie. To są twoje - powiedział twardo.
- Chyba ze zmęczenia nie mam ochoty… - powiedziałam - wystarczy mi jeden.
Niall zlitował się nad pozostałymi trzema pierogami. Posprzątałam kuchnię, umyłam talerze                   i powiedziałam:
- Idź na górę.  Zaraz przyjdę.
Pogasiłam wszystkie światła. Poszłam na górę. Weszłam do siebie do pokoju, ale Nialla tam nie było.
Wyszłam z powrotem i zajrzałam do pokoju Darcy. Nic, nie było go. Weszłam do Tosia. Nie było. Widziałam, że Niall idzie na górę. Pomyślałam, że może poszedł do studia, ale studio stało ciemne             i puste.
Gdzie on jest? Wróciłam z powrotem do siebie do pokoju i zajrzałam do łazienki. No nie było go tam. Zajrzałam do szafy, jednak znów nic.
Usłyszałam jakiś hałas za ścianą.
Aha… Mam cię… W gościnnym jest!
Wzięłam na gazik trochę maści i weszłam do środka.
- Co ty tu robisz?
- Nie mogłem tam… w tamtym pokoju - powiedział.
- Jak tam noga?
- Boli, jak cholera.
Niall zdjął już spodnie i stabilizator. Trzymał wysoko nogę.
- Umyłeś się już?
- A może być dzień dziecka?
- To może ci pomogę?
Zaprowadziłam go do łazienki. Wstawiłam pod prysznic i oparłam o ścianę.
- Myj się teraz - powiedziałam.
Gdy usłyszałam, że zakręcił wodę, poszłam mu pomóc. Pomogłam mu się wytrzeć i powiedziałam:
- Jutro idziemy do lekarza i nie ma żadnych, „ale”.
Niall się zgodził. Zaprowadziłam go do łóżka, gdzie ciężko opadł i powiedziałam:
- Zamknij oczy.
Wzięłam gazik i zaczęłam mu smarować kolano. Niall syknął z bólu. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi.
- Co to jest? - Zapytał.
- Nie podglądaj - powiedziałam.
- Czyżbyś dostała to od Michała?
- Dostałam tylko na raz – skłamałam - Michał powiedział, że na pewno lekarz ci zapisze.
Niallowi się zrobiło lepiej i zaczął swoją gadkę:
- Ale po co trzeba iść do lekarza, skoro można smarować i przestanie boleć?
- Słuchaj. Trzeba leczyć przyczynę. Nie skutki.
- Ale ja tak nie lubię lekarzy…
- A ja przestanę ciebie lubić.
Niall się chyba zdenerwował, bo umilkł i powiedział prawie błagalnym tonem:
- Chodź do mnie.
- Muszę iść się umyć - powiedziałam.
Poszłam do łazienki i gdy wróciłam, Niall słodko spał. Postanowiłam pójść do siebie, żeby się wyspał. Bałam się, że urażę mu to kolano w nocy, ale gdy wychodziłam z pokoju, Niall się obudził.
- Gdzie ty idziesz? - Zapytał, przekręcając się.
- Pomyślałam, że lepiej żebyś się wyspał.
- Nie ma mowy! - Powiedział błyskawicznie - To ja idę do siebie do domu.
- Nie ma mowy - odparowałam bez zastanowienia.
- To chodź tutaj - poklepał miejsce koło siebie.
Spałam dosyć źle, bo czuwałam żeby nie skopać Nialla. Kiedy zrobiło się widno, wstałam i zeszłam na dół. Zaparzyłam sobie kawy. Muszę iść do sklepu… Ale tak mi się nie chce… Zajrzałam do lodówki         i zaskoczona stwierdziłam, że coś nie coś jest. W lodówce była wędlina, masło, mleko, ser i inne rzeczy. Ten Kazik jest cudowny! Nalałam sobie do kubka kawy i usiadłam w salonie. Chyba będziemy musieli się przenieść do Nialla… Z tym domem łączy mnie za dużo wspomnień. I to bolesnych… Chyba go sprzedam. Muszę się zastanowić, komu. Dom był ładniejszy, niż Nialla, ale po prostu u niego brakowało raczej kobiecej ręki. Postanowiłam, że przeprowadzimy remont jego domu, lecz najpierw ważniejsze jest zdrowie Nialla. Zresztą musiałam to z nim uzgodnić. Usłyszałam, że coś się dzieje na górze. Powędrowałam, więc na górę i zobaczyłam, że Niall się gramoli z łóżka.
- Jak się czujesz i gdzie ty idziesz? - Zapytałam wchodząc.
- Do ciebie. Obudziłem się, a ciebie nie ma.
- Poszłam przygotować śniadanie. Chciałam iść do sklepu, ale okazało się, że Kazik zaopatrzył nam trochę lodówkę. Jest nieoceniony – powiedziałam - głodny jesteś?
- Pewnie bym coś zjadł…- rzucił.
- To leż tu, a ja przyniosę ci śniadanie.
Niall się bardzo ucieszył.
- Chcesz kawy?
- No pewnie, że chcę!
Zeszłam na dół. Przygotowałam kanapki z tego, co było. Postawiłam dzbanek z kawą na tacy                  i poszłam na górę zabierając kubki.
Drzwi zostawiłam do pokoju otwarte, więc nie miałam problemu z wejściem. Na stoliku, obok łóżka postawiłam tacę, nalałam kawy, mleka i powiedziałam:
- Częstuj się.
- Mmm…, jakie kanapki! A ty jadłaś?
- Jeszcze nie.
- No to jemy razem - powiedział.
Wzięłam jedną kanapkę i usiadłam obok.
- Boli cię noga?
- Nie. Ta maść czyni cuda – powiedział - dzwoniłaś do mamy?
- Nie dzwoniłam. Oni już spali…
- A teraz, która jest u nich godzina?
- Zadajesz mi zbyt trudne pytania, jak na rano - odpowiedziałam mu.
- A która jest godzina?
- W pół do siódmej.
- Tak wcześnie?
- No sama się dziwię, że tak wcześnie wstałeś…
Miałam trochę spraw do pozałatwiania, więc powiedziałam Niallowi, że będzie się musiał obejść beze mnie.
- Jak to? - Prawie zaczął płakać.
- Słuchaj, no muszę pojechać do sklepu zobaczyć, co tam się dzieje, muszę cię zawieźć do szpitala…
- Nie ma mowy! - Przerwał mi.
- Dobrze, zadzwonię do doktora Jana i zapytam o jakiegoś chirurga - poddałam się.
- A muszę?
- Musisz. Muszę pojechać na zakupy, ugotować obiad i takie tam. Ty będziesz sobie tu leżał                   i najwyżej, jak dzieci wstaną, przyślę je do ciebie.
- Myślisz, że „moja żona” będzie się mną opiekowała? - Zapytał.
- Twoja „była żona”? - Spytałam.
- No, faktycznie „moja była żona”… Jestem niepocieszony, bo nie poznałem mojego następcy…
Po ósmej zadzwoniłam do doktora Jana.
- O! Miło, że słyszę moją ulubioną pacjentkę. Wszystko wiem. Proszę do nas przyjechać. Wszystko załatwimy. Słyszałem też, że pacjent jest oporny.
- Widzę, że Michał wszystko panu opowiedział…
- Między nami, lekarzami nic się nie ukryje.
- Dobrze, panie doktorze będziemy u pana za dwie godziny.
- Będę czekał.
Po czym postanowiłam, że nie powiem Niallowi, gdzie jedziemy. Było to najbezpieczniejsze rozwiązanie, bo jeszcze by mi uciekł. Był taki niepocieszony, jak mu powiedziałam, że go zostawię samego, więc zdecydowałam, że jedzie ze mną.
- Z kim rozmawiałaś? - Zapytał, gdy wróciłam do pokoju.
- Przecież mówiłam ci, że mam parę spraw do załatwienia. Pomyślałam sobie, że może pojedziesz jednak ze mną.
- Jak chcesz, to bardzo chętnie - powiedział.
- To bardzo się cieszę - rzuciłam - pomogę ci się ubrać.
- Sam się ubiorę. Już taka kaleka nie jestem.
- Jak chcesz.
- Jak chcesz mi pomóc, to dobrze…. Pomóż mi - stwierdził po chwili.
Ubrałam go dosyć szybko. Zadzwoniłam do Gabrieli i zapytałam:
- Obudziłam cię?!
- Nie, już nie – odpowiedziała - już nie śpię, a co się stało?
- Szukam opieki do dziećmi - powiedziałam żałośnie.
- Nie ma sprawy, zaopiekujemy się, a co?
- Muszę jechać z Niallem do szpitala.
- Co? Z tym kolanem?
- No nie jest dobrze…
- To mam przyjść do ciebie?
- Tak, bo dzieci jeszcze śpią…
- Okej będę za dziesięć minut.
- Okej.
Rozłączyłyśmy się.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z Gabrielą. Posiedzi z dzieciakami.
- To może ja zostanę?
- Nie, no już wszystko ustaliłam. Założyłeś stabilizator? - Zapytałam.
- A po co?
- No to chcesz ze mną jechać, czy nie?! - Zdenerwowałam się.
- No chcę!
- No to zakładaj.
Niall zaczął zdejmować spodnie. Postanowiłam mu w tym pomóc.
- Mmm - skomentował.
- Chcę, żebyś to szybciej zrobił, a nie…
- No ja tu striptiz urządzam, a ty tak przyziemnie: „pośpiesz się”!
- Bo mam tu dużo spraw do załatwienia! Pośpiesz się!
Pomogłam mu z nogą.
- Co ci się tak śpieszy?
- Mówiłam ci, że…
- „Mam dużo spraw do załatwienia”- zacytował mnie.
- Chciałabym, żebyśmy odjechali nim obudzą się dzieci. Zaraz będzie tu Gabriela.
Na to Niall zdecydowanie przyśpieszył. Kiedy Gabriela przyszła, wsadziłam go do samochodu i szybko odjechaliśmy.
- Co ci się tak śpieszy? - Zapytał po raz kolejny.
- No przecież mówiłam…
- Masz dużo spraw do załatwienia…
- Po co mnie znowu cytujesz?!
Gdy wyjechaliśmy na główną ulicę, okazało się, że jest straszliwy korek. Postanowiłam, że pojedziemy prosto do szpitala.
- Gdzie ty jedziesz? - Zdziwił się.
- Zmieniłam plany - odpowiedziałam.
Gdy podjechaliśmy pod szpital, dopiero zorientował się, gdzie jest.
- Co? Do ginekologa musisz iść? – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak, Niall.
- Ja też mam iść z tobą?
- Tak. Musisz ze mną iść.
Gdy jechaliśmy windą, na górę pod windą spotkaliśmy doktora Jana.
- Witam moją ulubioną pacjentkę - powiedział wsiadając do windy.
- To nie wysiadamy tutaj? - Zdziwił się Niall.
Doktor popatrzył na mnie, a ja mrugnęłam do niego.
- Musimy przeprowadzić pewne badania.
Niall zorientował się, że coś jest nie tak, gdy doktor Jan wyszedł z jakiegoś gabinetu i powiedział:
- Teraz pan.
- JA?! - Zdenerwował się.
- Tak, pan.
- Ja się z tobą policzę - szepnął mi do ucha.
- Jasne, że tak - odpowiedziałam.
- Ty miałaś ze mną wchodzić.
- Ale nie chcemy narażać matki pańskich przyszłych dzieci - powiedział doktor.
Niall poszedł zrezygnowany do środka. Drzwi się zamknęły i czekałam na niego pod gabinetem. Za chwilę wyszedł doktor Jan sam.
- Zrobią mu prześwietlenie i zobaczą, co jest grane. Michał mówił mi o tym, jak to się stało. Może być zerwana łękotka, bądź parę innych powodów. Musimy wiedzieć, na co leczyć pani przyszłego męża. Widzę, że jest zestresowany…
- Panie doktorze, on się boi lekarzy.
- Przecież my nie gryziemy.
- Nie mogłam mu powiedzieć, że jedziemy do pana, bo przecież nie wsiadłby mi do samochodu.
Po dwudziestu minutach, Niall wyszedł skwaszony, a doktor Jan zapytał:
- I co? Bolało?
- Nie - warknął Nialler.
- No to całe szczęście - rzucił doktor - to teraz zapraszam tu pod gabinet - i wszedł znowu sam.
Widziałam, że Niall miał ochotę uciekać.
- Niall, nigdzie nie idziemy. Siedzimy tutaj.
- Wiesz, że to było wredne?
- Ja chcę mieć zdrowego męża - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
Po pewnym czasie, zaproszono nas do gabinetu i bardzo przystojny chirurg zaczął omawiać sprawę Nialla. Powiedział, że jeżeli w tej chwili się tego nie zoperuje, to Niall przestanie chodzić. Bardzo się tym przejął.
- A to będzie bardzo bolało? - Zapytał Niall.
- Nie, to będzie pod narkozą. Nic nawet pan nie poczuje. Trzeba to zrobić, jak najszybciej - powiedział  i zobaczyłam, że doktor zajrzał do swojego kajetu.
- Proponuję zrobić to w przyszły piątek - popatrzył na nas doktor.
Niall był biały.
- Ale proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze - powiedział doktor.
Gdyby mógł, Niall by prysnął z pokoju z wielkim okrzykiem: AAAAAAAAAAAAAAA!!!
Ale, trzymałam go mocno za rękę, a drzwi zastawiał doktor Jan.
- Jeżeli pan się boi igieł, to możemy załatwić to w inny sposób.
- A w jaki? - Zainteresował się pacjent.
- Dostanie pan tabletkę, po której pan uśnie.
To go trochę uspokoiło. Zostały omówione wszystkie szczegóły operacji i doktor Gregory, bo tak miał na imię, powiedział:
- Liczę, że pan się stawi.
Niall coś burknął pod nosem. Gdy wyszliśmy, zaczął się ciskać.
- Jak mogłaś mi to zrobić?!
- Zależy mi na tym, żebyś chodził, bo jak nie, to nie wyjdę za ciebie.
Zawiozłam Nialla do domu i chciałam go zostawić pod troskliwą opieką Darcy oraz Gabrieli.
- Muszę jechać do sklepu - powiedziałam.
- Może ja pojadę? - Zaproponowała Gabi.
- Jak chcesz.
Gabriela zdecydowała, że jednak pojedzie ona. Opowiedziałam jej o wizycie w szpitalu i o operacji.
Po wysłuchaniu relacji Gabi poszła.

 Usiadłam przy komputerze i zamówiłam dostawę jedzenia do domu.
____________________________________________

Hey ludziska :) Wybaczcie, ale rozdział nie był sprawdzony, przepraszam xx
 Miłego weekendu <3
PS. Po prawej stronie, jak pewnie zauważyliście wrzuciłam pasek z wejściami <3 Nie będę mówić, jak bardzo się cieszę i dziękuję :)                                                                                                 ~Meg

piątek, 21 listopada 2014

122

Na następny dzień rano, pobudka była przewidziana na godzinę siódmą, bo samolot miał odlecieć     w pół do jedenastej. Obudziło mnie wrażenie, że ktoś nade mną stoi. Otworzyłam oczy i zaczęłam wrzeszczeć, ale zostałam zakneblowana. Niall wyskoczył na równe nogi, ale od razu usiadł.
- LOUIS?! CO TY TU DO CHOLERY ROBISZ?! - Przestałam wrzeszczeć, bo dotarło do mnie, że to Louis     i trzyma dłoń na moich ustach.
- Nie będziesz się darła? - Zapytał niepewnie.
- Nie wiem - rzuciłam w jego dłoń - po czym puścił moją twarz.
- A więc, co cię tu sprowadza? - Zapytał Niall.
- ZASPALIŚMY! - Zdenerwował się Louis. Zaczęłam znowu wrzeszczeć. Obydwoje się rzucili z dłońmi na mnie.
- Uspokój się - powiedział do mnie Niall, który teraz trzymał dłoń na moich ustach - LOUIS?! PRZECIEŻ TO NIE JEST ŚLUB. OGARNIJ SIĘ.
- To o której mamy ten samolot? - Zdenerwował się Louis.
- O w pół do jedenastej.
Louis spojrzał na swój zegarek.
- SPÓŹNIMY SIĘ! Jest w pół do dziesiątej! Za żadne skarby świata nie zdążymy! - Zaczął latać po naszym pokoju, jak jakiś opętany i wymachiwać rękoma.
- Louis, uspokój się. Cicho bądź! - Powiedział Niall - popatrz na swój zegarek, jak ty go założyłeś! Weź go odwróć!
Lou odwrócił i popatrzył na niego.
- Ups… piąta? - Zaczął się głupkowato śmiać i wycofywać z naszego pokoju.
Wróciłam do łóżka. Przytuliłam się do Nialla i popatrzyłam na niego.
- Niall, jak tam kolano? - Zapytałam.
- Przez tego kretyna wyskoczyłem, jak oparzony. Myślałem, że to złodzieje…
- Ja też - przyznałam.
- No i poczułem, że coś z tym kolanem jest jednak nie tak.
- Co się stało!? - Zaniepokoiłam się.
- Boli jak skurczybyk.
- Przynieść ci lód?
- Jakbyś mogła…
Zeszłam na dół. Poszłam do kuchni, w której było słychać chrapanie Małego Joe. Otworzyłam zamrażalnik i wyciągnęłam worek lodu. Zapakowałam go w ścierkę i poszłam na górę. Wyglądało na to, że Niall chyba śpi, ale gdy podeszłam do łóżka, od razu otworzył oczy. Widziałam ból, który rysował się na jego twarzy. Lekko jęknął, gdy kładłam okład.
- Niall, jak przyjedziemy do domu, idziesz do lekarza, a właściwie idziemy razem.
- Wszystko dobrze - zaczął się migać.
- Nie ma mowy. Nie kłóć się! Przecież widzę, że cierpisz - powiedziałam uważnie, przyglądając mu się.
- Wszystko dobrze - próbował się uśmiechnąć.
- Ja chcę usłyszeć to od lekarza, że jest dobrze - powiedziałam.
- Ale z ciebie ostra zawodniczka - powiedział.
- No co ty, chcesz przestać chodzić? - Spytałam.
- No, nie kłóć się po nocach ze mną - rzucił.
Wlazłam do łóżka i zgasiłam światło. Wydawało mi się, że dopiero co zamknęłam oczy, gdy zadzwonił budzik. Popatrzyłam na zegar. Była siódma. Niall się przykrył poduszką.
- Niall, wstawaj - powiedziałam ziewając - budź się. Idę się myć.
Jakiś pomruk usłyszałam spod poduszki. Zeszłam na dół i zajęłam łazienkę. Miałam szczęście, bo była wolna. Kiedy z niej wyszłam, zobaczyłam jak Louis wychodzi z jadalni.
- Jezus Maria?! Co ty tu robisz? - Zapytałam.
- Jestem już po śniadaniu - uśmiechnął się.
- Następnym razem chyba ci nie powiemy, o której odlatujemy – powiedziałam - o której ty wstałeś?
Zapytałam idąc po schodach na górę.
- O piątej - uśmiechnął się szeroko.
- Idiota - powiedziałam.
- Co powiedziałaś?
- Chyba nie chcesz tego słyszeć - odpowiedziałam. Weszłam do pokoju, a Niall spał.
- Niall miałeś się budzić!
- Mhm…
- Wstawaj!  Bo się spóźnimy na samolot!
- Już to słyszałem - mruknął przekładając się na drugi bok.
- Ale teraz mówię naprawdę! Wstawaj śpiochu! - Podeszłam do niego - Jak chcesz, to w takim razie zostań tu, w Warszawie, a ja lecę na Wiśniową.
To poskutkowało. Niall zaczął się gramolić z łóżka.
- No i co? Jak tam twoje kolano? - Zapytałam.
- Dobrze.
- Yhm… no właśnie widzę - rzuciłam przyglądając mu się.
Kolano było lekko spuchnięte - wcale nie jest tak dobrze… Pomogłam mu wstać. Pokuśtykał po swoje kosmetyki.
- Poczekaj. Wezmę je. Oprzyj się o mnie.
- Nie mogę.
- Nie wygłupiaj się. Słuchaj mnie.
Niall mocno opierał się o mnie, a z pokoju rodziców wyszedł Michał.
- O… Widzę, że nienajlepiej z tym twoim kolanem…
- Nie, wszystko dobrze.
- No, właśnie widzę…
- Obiecaj mi, że pójdziesz do lekarza, jak dolecicie do domu.
- Obiecuję – powiedział  Nialler.
- Słyszałam - wtrąciłam.
- Poczekaj, posmaruję ci maścią i założymy stabilizator - powiedział Michał.
- Na razie się umyję, dobrze?
- Dobrze - zgodził się Michał.
Na górze słychać było trzaskanie drzwi.
- Ja tu stoję cały czas - usłyszeliśmy z góry Louisa.
- Louis! Nie rozrabiaj! – Rzuciłam - Przecież jesteś już umyty! - Krzyknęłam do góry.
- Musisz zdradzać moje tajemnice?! - Usłyszałam w odpowiedzi.
- Bo ja się z tobą jeszcze policzę! - Krzyknęłam.
- Co się stało? - Zapytał Michał.
- Obudził nas o godzinie piątej, powiedział, że musimy wstawać, bo spóźnimy się na samolot.
Michał zaczął się śmiać.
- Co? Miałeś Reisefieber? - Zapytał Michał do Louisa, który schodził po schodach.
- A co? Już ci powiedziała? - Oburzył się - pomyliło mi się - powiedział pod nosem.
- Tak budzić biednych ludzi… nie ładnie - powiedział Niall.
- No, nie mogłem spać. Ty się lepiej idź myć! - Powiedział Louis.
- Ja się z nim policzę… - powiedziałam prowadząc Nialla do łazienki
- Już się boję!
Louis obszedł nas szerokim kołem.
- Nie martw się, ja cię jeszcze dorwę. Samolot nie jest duży - uśmiechnęłam się szyderczo.
- To ja zostaję! - Zakomunikował Louis.
- Nie wiem, co na to powie Ellie…
- Powiem jej, że chcesz mnie pobić!
- Nie wiem, czy ci uwierzy…
Usłyszałam śpiew Nialla spod prysznica. Michał stał pod drzwiami łazienki ze stabilizatorem i jakąś maścią. Gdy woda przestała lecieć, Michał energicznie zaczął pukać.
- Chwileczkę! - Usłyszeliśmy głos Nialla.
- Musisz z nim pójść do lekarza, bo on będzie cię zwodzić, że poszedł, a z tą nogą nie jest najlepiej. Widziałem, co on wyprawia na koncertach, To się może źle skończyć…- postraszył mnie.
- Pójdę z nim, obiecuję - powiedziałam.
- Porozmawiaj z doktorem Janem, może zna jakiegoś dobrego chirurga, albo ja z nim porozmawiam - powiedział poważnie.
Gdy Niall wyszedł z łazienki, był ubrany już w stabilizator i zapytał:
- A co to za maść?
- Taka specjalna dla sportowców.
- A możesz mi zapisać?
- Nie. Lekarz ci zapisze u was.
Oczywiście Michał dał mi tubkę tej maści i powiedział, że gdyby Nialla bolało, to mam mu posmarować i pod żadnym pozorem nie pokazywać mu nazwy maści. Była to szwajcarska maść. Na pewno bardzo skuteczna, bo Niall normalnie chodził.
- Ten stabilizator nie jest mi potrzebny - stwierdził Niall - ta maść działa cuda! To jak ona się nazywa?
- Powiedziałem ci. Nie mogę ci jej przypisać - powiedział Michał - obiecałeś mi coś.
- Słyszałam - poparłam Michała.
Niall zrobił głupią minę. Do łazienki poleciała mama.
- Idź do jadalni - powiedziałam do Nialla.
- Śniadanko? - Zapytał.
- Tak, śniadanko. Lou jest już po śniadanku…
- Co ty nie powiesz? To, o której on wstał?
- O piątej.
- Chyba go coś ugryzło w tyłek… Ciekawe, kogo jeszcze obudził w nocy.
Przy stole siedział jakiś zmarnowany Liam.
- Cześć Liam.
- Hej - wyjąkał.
- Co taki jesteś ledwo ciepły? Też miałeś wizytę?
- A co? Louis też u was był? - Zainteresował się.
- A żebyś wiedział…
- A o której?
- O piątej.
Liam akurat brał łyk kawy i wypuścił piękny prysznic.
- O której?!
- O piątej.
- To my jesteśmy w lepszej sytuacji, bo u nas był piętnaście po szóstej…
- On chyba spać nie mógł - stwierdził Niall.
W tym momencie do jadalni weszła Darcy.
- Cześć mamusiu, cześć wujek, cześć wujek - powiedziała do naszej trójki.
- Cześć Darcy - odpowiedziałam.
- Co? Nie wyspałaś się? - Zapytała.
- Nie za bardzo - rzuciłam ziewając.
- A czemu?
- Nie wiem, najwidoczniej źle spałam… Pewnie się prześpię w samolocie.
- To dzisiaj będziemy w domku?
- Tak.
- Super!
- Sama się myłaś?
- Nie, baba mi pomogła.
Chciałam pójść do łazienki, ale Darcy powiedziała:
- Baba powiedziała, że masz nie przychodzić do łazienki, że masz zjeść śniadanie.
Po kilku minutach, do pokoju wpadł Tommy i Jimmie.
- Umyci jesteście? - Zapytałam.
- Yyy…
- Jeśli nie, to idźcie do łazienki.
- Ale jest zajęta - powiedział logicznie Jim.
- A przez kogo?
- Przez Toniego i babę…
- Ja myślę, że wy możecie się razem myć. Będzie szybciej.
Tommy się wycofał i usłyszałam walenie do drzwi:
- Ja też chce się myć teraz! - Wołał cieniutkim głosikiem.
- Co tam się dzieje?! - Usłyszałam głos Ellie.
- Ja się chce umyć!
- Zaraz się umyjesz - usłyszałam głos mamy - Ellie, idź jedz, ja umyję dzieciaki. Dobrze, Danielle. Zabierz Jasmine na górę.
Krótki czas potem, wszyscy siedzieli przy stole.
- Smutno będzie bez was - powiedziała mama.
- To przyjedźcie do nas - powiedziała Ellie.
- Wiesz… Ja pracuję - powiedział Michał - teraz wziąłem urlop, a potem muszę zostawić urlop na dosyć dużą uroczystość - popatrzył znacząco na Nialla - chyba zaprosisz nas, co?
- Na co? - Zapytał Niall, który nie zajarzył o co chodziło.
- Na ślub - powiedziałam.
Niall się zaczął krztusić.
- Oczywiście, że tak!
- Już myślałem, że nie chcesz nas widzieć na weselu.
- No skądże! - Oburzył się - Wy będziecie honorowymi gośćmi!
- No myślę - zażartował Michał.
Dopiliśmy kawę i zaczęliśmy się pakować do samochodów. Dzięki Bogu stały w garażu, więc nie marzliśmy. O dziewiątej trzydzieści byliśmy na lotnisku. Zameldowaliśmy się przy odprawie                   i czekaliśmy, aż nas wezwą. Niestety coś nas długo nie wzywali… Liam poszedł dowiedzieć się, kiedy poproszą nas do samolotu. Wrócił wściekły i powiedział:
- Jest jakiś problem z samolotem.
- Jak to?! - Zdenerwował się Louis.
- Oblodzenie, czy coś - powiedział Liam - musimy czekać, aż go rozmrożą…
- A ile to potrwa? - Zapytała Danielle.
- Nie wiem. Nie wiem, nie pytałem…
- To ja pójdę - powiedziała energicznie Ellie i z kubkiem kawy na wynos poszła do stanowiska odpraw. Przyglądaliśmy się jej uważnie. Perorowała mocno i gdy przyszła powiedziała:
- NIC SIĘ NIE DA ZROBIĆ! NIE MAJĄ ŻADNEGO SAMOLOTU NA WYMIANĘ! MUSIMY CZEKAĆ!
- A ile to czasu potrwa? - Zapytałam.
- Może nawet do czterech godzin…
- No to możemy iść na zakupy - ucieszył się Louis. Obeszliśmy wszystkie sklepy na lotnisku                       i spotkaliśmy się w kawiarni przed stanowiskami odpraw.
- No i co robimy?
- Czekamy…
- Szlag by to trafił! - Zdenerwowała się Ellie.
- A gdzie ci tak śpieszno? Przecież bez nas nie odleci - odpowiedziałam.
- No mam nadzieję! - Powiedziała zdenerwowana.
Lou zaczął się z niej śmiać.
- To co robimy? - Zapytała Dominika.
- Siedzimy na tyłku i czekamy - powiedział Liam.
Bezradni usiedliśmy na krzesełkach, które nie były za bardzo wygodne.
- Mogliby wygodniejsze te siedzonka zrobić… - stwierdził Lou.
- Jak ci nie odpowiada, to się połóż - rzucił do niego Jay.
- A wiesz, to jest pomysł. Tu jest nawet miękko - stwierdził.
Dzieci poszły w jego ślady i za chwilę u naszych stóp było kłębowisko ciał i ciałek. Obsługa dziwnie nam się przyglądała, ale po trzech godzinach spędzonych na lotnisku, było mi wszystko jedno.
W pewnym momencie podszedł do mnie Antoś i powiedział:
- Mamo, głodny jeśtem…
- A czemu nie jadłeś śniadania, jak ci baba mówiła, żebyś jadł? - Zapytałam.
- Bo wtedy nie mogłem jeść…
- Dlaczego nie mogłeś jeść?
- Bo myślałem o lataniu.
- No widzisz? Niepotrzebnie myślałeś o tym lataniu - powiedziałam.
- To wszystko wina Antosia, że nie lecimy - rzucił Louis.
Antoś bardzo się zdenerwował.
- Przestań głupoty gadać, bo dzieciak się denerwuje - powiedział Niall - on jeszcze nie zna twoich żartów.
Luis ziewnął, jak smok. Za chwilę wszyscy ziewali…
- Przestań ziewać! Czemu w nocy nie spałeś?
- Jakoś nie mogłem – stwierdził - bałem się, że zaśpimy.
- A skąd wiecie, że on nie spał? - Zapytała Eleanor.
Wszyscy jęknęli…
- Czy on wszystkich obudził, po za tobą? - Zapytałam.
- JAK TO OBUDZIŁ?! - Zdziwiła się.
- No tak…
- LOUISIE TOMLINSONIE?! CZY TO JEST PRAWDA!?
Louis głupio się uśmiechnął i powiedział:
- Tak, jakby…
- TO TAK, CZY NIE?!
- Mhm…- mruknął z ziemi.
Za chwilę usłyszeliśmy, jak sobie pochrapuje.
- No wiecie co?! To jest bezczelność z jego strony. Następnym razem Ellie nie wolno mówić, o której wylatujemy - powiedział Liam.
- Że w ogóle wylatujemy - powiedziałam.
- To co? Robimy mu dowcip? - Zaproponował Zayn.
- A jaki masz zamiar zrobić mu dowcip?
- Schowacie się gdzieś, poprosimy w okienku, by przez megafon powiedzieli, że Louis Tomlinson jest proszony do samolotu.
- Dobra - powiedziała Ellie - gdzie się chowamy?
Wszyscy cichutko odeszliśmy z miejsca, gdzie siedzieliśmy. Dzieci poszły z nami, a Lou został całkowicie sam. Zayn poszedł do stanowiska i coś powiedział, po czym szybko się oddalił. Stewardessa wzięła mikrofon i powiedziała:
Pan Louis Tomlinson proszony jest o zgłoszenie się do samolotu. Ostatnie wezwanie.
Louis zerwał się z ziemi i podbiegł do stanowiska odpraw. Usłyszeliśmy, jak krzyczy:
- Jak to?! To nie możliwe, żeby odlecieli beze mnie. Jak to pani wzywała mnie parę razy?! Nie mogła pani podejść i mnie obudzić?! Aha… Pani nie wiedziała, że jestem Louis Tomlinson. To jak ja mogę się teraz dostać do Chicago? Jak to za tydzień?! Nie, to nie możliwe! No nie mam karty! Żona miała wszystko! No i co ja mam zrobić?! Niech mnie pani nie uspokaja! Ja jestem spokojny! Czy pani byłaby spokojna, jakby pani żona poleciała bez pani?! AHA…. PANI NIE MA ŻONY…
Widzieliśmy, że stewardessa jest już ugotowana ze śmiechu. Wybuchneliśmy śmiechem, na co Lou się odwrócił i zobaczył nas. Zaczął do nas iść szybkim krokiem. Z dala powiedział:
- Ja wam dam mnie wkręcać! Mnie! Louisa Tomlinsona!
- Chodź, Louisie Tomlinsonie, idziemy jeszcze usiąść…- powiedziała Eleanor.
Louis nie mógł sobie darować, że go wkręciliśmy.
- I wy przeciwko mnie?! - Powiedział do dzieciaków.
- Ale było fajnie! Super! - Ucieszyły się dzieciaki.
Odmrażanie samolotu trwało cztery godziny, ale gdy wpuszczono nas do środka, było ciepło                  i przyjemnie.
- To gdzie on był zamrożony? - Zapytał Tommy.
- Skrzydła miał oblodzone - wyjaśniła stewardessa.
- I nie mogliśmy tak lecieć?
- No, nie bo byśmy się nie wznieśli.
- A będziemy mogli pójść do pana pilota? - Zapytała rezolutnie Darcy.
- Może potem, dobrze? Najpierw musisz iść usiąść i zapiąć się w pasy. Jeśli będziesz chciała, to mogę ci pomóc - powiedziała stewardessa.
- Tak, proszę - rzuciła Darcy. Usiadła grzecznie.
- Widzę, że ty dużo latasz.
- Tak, dużo - powiedziała Darcy.
Zaczęłam się śmiać.
- No, ostatnio sporo - powiedziałam.
- O, pani mówi po polsku.
- Darcy zresztą też.
- Tak, mówię po polsku. Mówię po angielsku i po polsku - powiedziała zadowolona Darcy.
- No proszę.
- To mogę pani teraz pomóc? - Rzuciła Darcy.
- To później mi pomożesz, jak będziemy już lecieć - stwierdziła stewardessa - teraz siedź spokojnie, bo nie długo będziemy startować.
 Zaczęliśmy kołować na pas startowy i wreszcie wystartowaliśmy. Gdy zapalił się napis, że można rozpiąć pasy, Darcy, czym prędzej to zrobiła i pobiegła do stewardessy.
- W czym mogę pani pomóc?
Stewardessa dała jej koszyk z cukierkami.
- Idź poczęstuj wszystkich.
- A to wcześniej nie powinno być!
- Ale możesz iść i teraz.
Darcy się tak spodobało, że przez cały lot chodziła za stewardessą krok w krok. Biedna stewardessa… Chciałam ją posadzić, ale się nie dała.
- Niall, powiedz jej żeby usiadła…

Nialla też nie słuchała. Wszyscy byli zmęczeni podróżą, a do tego wszystkiego pobudkami Louisa, więc gdy dojechaliśmy na Wiśniową, powiedzieliśmy sobie dobranoc i wszyscy powędrowaliśmy do swoich domów. Gdy położyłam dzieci, zadzwonił telefon.
________________________________________________

Dobra, wiem... Jestem beznadziejna... Nie mam nic na obronę, przepraszam, że Was zawiodłam... 
  Dużo siedziałam nad tym rozdziałem i z góry przepraszam za wszystkie błędy :C
                                                                                                                   ~Meg

piątek, 31 października 2014

121

- Ale żeście szybko dojechali…- powiedziała mama.
- A udało nam się, bo wpadliśmy na pług, który jechał w waszą stronę i cały czas za nim jechaliśmy - odpowiedział Martin.
Na górze, na dzwonek zrobiło się zamieszanie. Za chwilę zeszła Ellie. Dominika przypomniała swojej mamie Eleanor.
- Tylko nie mów nic Zaynowi. Powiedz, że jest podwieczorek - powiedziała Doma.
Eleanor zniknęła na górze i za chwilę towarzystwo zaczęło się schodzić. Najpierw zeszły dziewczyny     z dzieciakami, a za chwilę wszedł Lou z Liamem, a za nimi Zayn, który niósł Nialla. Gdy byli w połowie schodów, Zayn popatrzył w dół i zamarł.
- Zayn, co się stało? - Zapytał Niall - ciężko ci?
Zayn miał minę, jakby chciał uciec. Niall, więc popatrzył w dół, żeby sprawdzić, czego on się tak wystraszył.
- O! Witamy, witamy! - Powiedział i mocno trzymał Zayna za szyję - Zayn! Tylko mnie nie upuść!
- A co się stało? - Zapytała ciocia Agnieszka.
- Niall miał mały wypadek - powiedziałam.
- Coś narozrabiał?
- Coś w tym stylu…
Zayn nie miał innego wyjścia, jak posadzić Nialla na kanapie i przywitać się z gośćmi. Gdy się wszyscy przywitali, mama zaprosiła do jadalni na podwieczorek. Mały Joe stał w drzwiach i pytał:
- Kawa? Herbata? Kawa? Herbata?
Zastanawiałam się, jak on mógł to wszystko zapamiętać…
Po chwili wszyscy siedzieli już parami przy stole.
- Co żeście tak parami usiedli? - Zdziwiła się mama.
- A tak, będzie wygodnie - rzuciła El.
- Czy to Darcy taka duża? - Rzuciła ciocia Agnieszka do małej.
- Ja jestem Darcy - odpowiedziała.
- A ta panienka, jak ma na imię?
- Jasmine - usłyszeliśmy głosik zza pleców Liama.
- Obydwie jesteście śliczne dziewczynki - powiedziała ciocia Agnieszka - Ale nie chciałam robić takiego zamieszania.
- Akurat siadaliśmy do podwieczorku, jak zadzwoniłaś - powiedziała mama.
Dzieci przyglądały się babeczkom z pożądaniem, ale czekały grzecznie, aż im się nałoży. Nawet Tommy z Jimem byli grzeczni. Przyglądali się Martinowi i wyglądało to tak, jakby się jego bali. Na stole pojawiła się kawa i herbata, a Mały Joe zniknął w kuchni.
- Straszna ta zima - stwierdziła ciocia Agnieszka - już takiej nie pamiętam.
- No właśnie nie możemy przez nią odlecieć - powiedziała Dominika.
- No dzięki temu się spotkałyśmy.
Zayn siedział i nic się nie odzywał. Był całkiem biały i zastanawiałam się, czy w ogóle coś do niego dociera.
- Słyszałam o dobrych nowinach - zaczęła ciocia Agnieszka.
Zayn zaczął się wiercić. Zrobił się zielony. Ciocia Agnieszka mu się przyglądała i zapytała:
- Zayn, źle się czujesz?
- Yyy… nie… y…- zaczął coś dukać.
- Pyszne te babeczki - powiedział Niall.
Tym rozładował całą sytuację.
 - Nie wiedziałem, że są babeczki w domu - rzucił.
- I dzięki Bogu, bo by ich nie było - powiedziałam.
- To, czemu Mały Joe mówił, że nic nie ma w domu?
- Nie znasz Małego Joe? Nie wiesz, że on zawsze musi mieć zapas na czarną godzinę?
- Niall, nie zjadaj wszystkich babeczek - upomniałam go - one nie są tylko dla ciebie.
Niall był niepocieszony.
- Ale one są takie pyszne…- zaczął się rozpływać.
Louis zaczął opowiadać dowcipy i rozluźnił całkowicie atmosferę, ale Zayn dla odmiany zrobił się szary. Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Kiwnęłam na mamę, żeby wyszła ze mną. Po chwili znalazłyśmy się w kuchni.
- Co z tym Zaynem? On jest tak ciężko przerażony, że nic go nie rusza - powiedziałam.
- No właśnie widzę. Jak nie on. Co robimy?
- Nie wiem…
- Może zostawmy to Dominice? - Powiedziała mama - może szepnij jej słówko, żeby się zlitowała nad nim.
Gdy weszłyśmy do pokoju, Zayn był sino-niebieski. Podeszłam do Dominiki i szepnęłam:
- Doma, zlituj się nad Zaynem. Zrób coś!
Doma popatrzyła na Zayna, który był czerwony. Ponieważ ciocia rozmawiała teraz z mamą, Dominika zaczęła coś szeptać do Zayna, który był żółty. Zayn się chyba trochę opanował, bo zrobił się normalny.
- Chcesz koniaku? - Zapytał Michał.
- Nie, ja nie mogę. Nie piję - powiedział automatycznie.
Martin był pod wrażeniem.
- To, to prawda, że nie pijesz? - Zapytała ciocia Agnieszka.
- Tak. Rzuciłem to świństwo.
- No wreszcie. Tylko cię podziwiać, że ci się udało.
- To tylko dzięki Dominice - odpowiedział Zayn - gdyby nie ona, pewnie bym nie przestał…
Zayn się zaczął rozkręcać. Widać było, że Dominika jest cała szczęśliwa, że Zaynowi przeszło.
- Rozumiem, że po ślubie nie wrócisz do alkoholu? - Powiedziała ciocia.
- Nigdy nie wrócę - powiedział twardo.
Szturchnęłam Nialla, bo jadł kolejną babeczkę.
- No co?
- Nie jedz tyle! Zostaw dla gości.
- A ja nie jestem gościem?
- Nie. Jesteś domownikiem, a nie gościem.
Niall ciężko westchnął.
- No to szkoda…
Darcy popatrzyła do mnie i cichutko zapytała:
- Mamusiu, ja i Antoś zjedliśmy po jednej babeczce, czy możemy zjeść jeszcze po jednej?
Mama to usłyszała i czym prędzej nałożyła im. Atmosfera zrobiła się domowa. Dzieciaki zaczęły się wiercić, więc postanowiliśmy puścić ich do pokoju. W pewnym momencie ciocia popatrzyła na zegarek i powiedziała z przerażeniem:
- Matko Boska?! To już ta godzina?! Musimy wracać!
- No i nie porozmawiałyście sobie. Jeśli macie jeszcze ochotę, to idźcie do mnie do pokoju - zaproponowała mama.
Ciocia szybko się podniosła i dziewczyny również.
- Zayn, idziesz? - Zapytała Dominika.
- Nie, pogadajcie sobie - odpowiedział.
Panie zamknęły się w pokoju rodziców, a Louis z Liamem zaczęli dowcipkować.
- Co, Zayn? Bałeś się spotkania z teściami? A czy my tacy straszni? - Powiedział Martin.
- Nie…- zaczął dukać Zayn.
- To już się nie denerwuj - powiedziała mama.
Rozmowa dziewczyn z ciocią Agnieszką trwała krótko i po kilku minutach goście zaczęli się zbierać.
- Może zostaniecie na kolacji? - Zaproponowała mama.
- Nie, dziękujemy bardzo i tak i tak nadużyliśmy waszej gościnności - powiedziała ciocia.
- Wiecie, gdzie mieszkam. Jak będziecie w Polsce, to nie krępujcie się. Wpadajcie - rzuciła mama.
- Z całą przyjemnością – odpowiedziała ciocia Agnieszka.
Ciocia z Martinem odjechali, a ja wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że śnieg przestał padać.
- Hura! Śnieg przestał padać!
- Juś nie padał, jak byliśmy na dwozie - powiedział stojący za mną Antoś.
- Antosiu, co ty tutaj robisz?
- Myślałem, zie mógłbym jeście jedną babeczkę.
- Myślę, że to już za dużo dla ciebie.
- Ale wujek zjadł bardzo duzio!
- Ale wujek jest duży - wytłumaczyłam.
- Jak ja będę duzi, to teś będę mógł duzio jeść?
- Może będziesz - odpowiedziałam.
Antoś dał się udobruchać. Popatrzyłam na zegarek. Było po dziewiątej.
- Antosiu, idziemy się myć.
- Ale dlaciego ja musię iść się myć?
- Bo idziesz spać.
- Ale ja nie chcię śpać.
Przypomniały mi się dyskusje z Darcy.
- Zobaczysz. Wszyscy pójdą do łóżek.
- Tommy i Jimmie powiedzieli, zie nie pójdą śpać.
- No to zobaczymy…
Ellie za chwilę wprowadziła chłopaków do łazienki.
- No widzisz? Też poszli się myć.
- No dobzie - zgodził się.
Pomogłam mu się umyć i po chwili w łazience była już Darcy.
- Ja sama - mamusiu.
Wyciągnęła szczotkę do zębów i zaczęła szorować zęby.
Weszła szybko pod prysznic. Odkręciłam jej wodę i szybko znalazła się w łóżku.
Mama weszła do pokoju i powiedziała:
- Widzę, że wy jesteście pierwsi.
- Tak! - Powiedział Antoś.
- Wygraliście dzisiaj - powiedziała.
Zaczęłam się zastanawiać, co wygrali. Okazało się, że mama wymyśliła zabawę, kto pierwszy w łóżku. Ten, co był pierwszy w łóżku, miał prawo wyboru bajki. Ponieważ zwykle dziewczynki były w łóżku pierwsze, chłopcy musieli słuchać bajek dla dziewczynek. Fakt, że usypiali natychmiast, ale stwierdziłam, że to był bardzo dobry pomysł.
- No, jakoś nad nimi musiałam zapanować.
Dziś przypadała kolej Ellie, czytania bajek, więc wycofałyśmy się po ucałowaniu dzieciaków do salonu.
Na środku salonu stał Mały Joe i zastanawiał się, czy ma zrobić kolację.
- Nie, już za późno na kolację - stwierdziłyśmy.
W tym momencie do pokoju wszedł Liam.
- No, to lecimy jutro - powiedział.
- Co? Dowiedziałeś się, czy możemy jutro wylecieć?
- Tak. Nie spodziewają się już takich śnieżyc. Od jutra lotnisko będzie działać normalnie.
- To lecę się pakować - rzuciłam i pobiegłam na górę. Musiałam spakować siebie, Nialla oraz dzieci.
Niall leżał na łóżku.
- Ale się śpieszysz do mnie.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
- Jak to nie? - Zapytał zdziwiony.
- Muszę nas spakować.
- Jak to spakować?! - Usiadł zdezorientowany.
- Jutro lecimy.
- GDZIE?!
- Do domu.
- To może ci jakoś pomogę?
- Nie przeszkadzaj - powiedziałam.
Niall się trochę naburmuszył. Otworzyłam walizkę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Jakoś zrobiło się ich więcej. Nie mogłam sobie dać rady. Niall patrzył uważnie i się nic nie odzywał.  Po chwili ktoś zapukał.
- To prawda, że jutro lecimy?! - Rzuciła Ellie, wchodząc do środka.
- Prawda, a ja się nie mogę spakować.
- Poczekaj, zaraz to zrobimy.
Chwila moment i byłam spakowana.
- Ubóstwiam się pakować! - Powiedziała.
- Możesz spakować Nialla? - Zapytałam.
- Chwila moment - powiedziała i rzuciła się na szafę.
- A zostawiłaś coś na jutro? - Zapytał Niall.
- JEZUS MARIA?! - Spanikowałam.
- Co się stało? –  Rzuciła z szafy Elli
- Spakowałaś mi wszystko… W czym ja jutro pojadę?
Ellie popatrzyła na mnie i rzuciła:
- No w tym lepiej, żebyś nie jechała…
Otworzyła szybko walizkę. Coś tam poszperała, wyciągnęła dwie rzeczy i powiedziała:
- Pojedziesz w tym.
Był to t- shirt i sweter.
- Spodnie masz na sobie – powiedziała - poczekaj, jeszcze ci wyciągnę majtki i skarpetki.
Piorunem to zrobiła i jak się okazało byliśmy spakowani.
- Dzieciaki też mam spakować? - Zapytała.
- Robisz to tak świetnie, że grzechem by było nie poprosić cię o to - powiedział Niall.
Ellie zbiegła na dół i w przeciągu półgodziny wszystkie dzieci były spakowane. Gdy Danielle weszła do pokoju, Ellie kończyła pakować Jasmine.
- O, już skończyłaś pakować dzieciaki? - Zapytała zdziwiona.
- Jesteś nieoceniona - powiedziałyśmy niemalże równocześnie.
- Co? Wam też pomóc w pakowaniu? - Zapytała Danielle Elli
- Nie, już się spakowaliśmy.
- No, to super. Okej, to idę pakować Louisa.
Na schodach spotkałyśmy Louisa, który z obłędem w oku czegoś szukał.
- Nie wiesz, gdzie są nasze paszporty?! - Denerwował się.
- Wiem - odparła mu Ellie.
- Dzięki Bogu - odetchnął Lou.

Po jedenastej wszyscy byli już spakowani i umyci. Trzeba było przyznać, że jeśli chodzi o Ellie i o jej organizację, była świetna.
_____________________________________
Happy Halloween Ludzie :) 
Rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale przyjechał do mnie kuzyn i nie było jak, przepraszam, moja wina...
Jeśli jesteście zainteresowani, bądź czytacie moje inne opowiadania na wattpad.com to oznajmiam, że niebawem pojawi się kolejne opowiadanie, tym raziem zupełnie inne niż dotychczas :)
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale wrzucam na szybciocha, żebyście mieli, co czytać :)
                                                                                                                        ~Meg

piątek, 17 października 2014

120

- Co ja mam smarować? Niech każdy sobie posmaruje. Siadamy do stołu - powiedziałam.
Niall został zaniesiony do pokoju, przez Liama i Michała. Za chwilę byli na dole.
- Nic sobie nie zrobił? - Zapytałam.
- Trzeba będzie prześwietlić to kolano - powiedział Michał - zanieś mu trochę jedzenia, bo przecież umrze z głodu.
Posmarowałam cztery naleśniki i zaniosłam na górę.
- Co tak mało? - Powiedział, gdy zobaczył taką ilość na talerzu.
- Na razie masz tyle, ile masz. Reszta też musi jeść. Jak mogłeś?
- Co?
- Jak to co? Dobrze, wiesz o co mi chodzi. Uczyć Antosia przekupstwa. Jak mogłeś?
- Ale ja byłem głodny….
- Wszyscy byli głodni!
- Przepraszam… Chcesz naleśnika?
- Pójdę sobie zrobię. Jak coś zostanie, to ci przyniosę.
Wróciłam do stołu. Na stole był jeden naleśnik, ale za chwilę pojawił się Mały Joe i przyniósł następne. Dzieci chyba już się najadły, więc pozwoliliśmy by odeszły od stołu. Poprosiłam Darcy, żeby poszła do Nialla. Po chwili była z powrotem z pustym talerzem. Posmarowałam naleśniki dżemem morelowym, dałam Darcy i powiedziałam:
- Zanieś jeszcze wujkowi.
- Jeszcze głodni jesteście? - Usłyszeliśmy z kuchni.
- Tak! - Krzyknął Niall z góry. Zaczęliśmy się śmiać.
- Megan, zjadłaś coś? - Krzyknął Mały Joe.
- Tak jednego naleśnika
Większość była już najedzona, więc talerz stanął przede mną.
- Przecież ja tego nie zjem!
- To nie tylko dla ciebie.
- My dziękujemy, najedliśmy się już.
- To ja w takim razie też zjem.
- Siadaj z nami.
Nie zdążyłam zjeść drugiego naleśnika, gdy Darcy była z powrotem.
- Wujek już zjadł?! - Zapytałam.
Darcy nic nie odpowiedziała.
- Co się stało Darcy?
- Nic.
- Pytałam się ciebie, czy wujek już zjadł.
- Nie.
- To gdzie są naleśniki?
- Wujek ma.
- Ja się chyba z nim policzę - rzucił Mały Joe i zerwał się z siedzenia.
Za chwilę wrócił zdenerwowany na dół.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Nic nie będę mówił. Idźcie i sami zobaczcie.
Wszyscy powędrowali zaciekawieni na górę. Na stoliczku, obok łóżka stała sterta naleśników.
- NIALL?! Jak mogłeś?! - Powiedziałam z żalem.
- No… pomyślałem, że dla ciebie odłożę, że przyjdziesz do mnie i zjemy razem…
- Ooo… to takie słodkie - powiedział Lou.
Zrobiło mi się głupio, że tak źle myślałam o Niallu.
- To my nie będziemy wam przeszkadzać - powiedział Liam - idziemy na dół.
- Ale ja chcę popatrzeć! - Krzyknął Louis.
- Idziemy! - Eleanor pociągnęła go za ucho.
- AŁA! - Dobiegło nas zza drzwi.
Zostaliśmy sami.
- Jak tam twoje kolano? - Zapytałam.
- Troszkę boli…- odpowiedział.
- Troszkę, czy bardzo?
- No… widzisz, Michał położył mi lodowy okład.
- Dzięki Bogu, że jest Michał - powiedziałam.
- Michał chciał mnie wieźć do szpitala, ale powiedziałem, żeby sobie odpuścił.
- Może powinieneś pojechać? - Zdenerwowałam się - jeżeli Michał tak twierdził, to powinieneś go słuchać.
- Wszystko będzie dobrze - zlekceważył sprawę Niall.
- Mam nadzieję - odpowiedziałam mu.
- Usiądź koło mnie - powiedział żałośnie - będziesz tak stała?
Usiadłam ostrożnie na łóżku.
- Nie musisz tak uważać. Aż tak mnie nie boli. Zjesz naleśniczka? - Zapytał.
- A ty już zjadłeś?
- Czekałem na ciebie.
- No to jedz.
- Bez ciebie jeść nie będę - rzucił.
Wzięłam jednego naleśnika i zaczęłam jeść.
- Dobre te naleśniki - powiedziałam.
- No - mruknął przeżuwając drugiego naleśnika.
- Myślisz, że nam starczy?
- Myślę, że starczy - powiedziałam.
Ja po drugim naleśniku miałam dosyć. Niall wtrząchnął jeszcze cztery i stwierdził, że ma dosyć.
- Poczekaj, odniosę na dół.
- A może potem zgłodnieję?
- To ci przyniosę.
- A jak ktoś zje?
- Nikt nie zje. Nie martw się.
Zeszłam na dół, gdzie siedziała tylko mama.
- Gdzie reszta?
- Postanowili, że muszą zobaczyć, co się dzieje na Żoliborzu.
- Ale jak oni pojechali?
- Samochodami.
- Jak to samochodami?! Przecież wszystko jest zaśnieżone.
- Jak byłaś na górze, to przejechał pług.
- To super, to nie jesteśmy już odcięci od świata! - Wyjrzałam przez okno. Droga była odśnieżona.
- Michał pojechał do szpitala, żeby sprawdzić, czy nie jest potrzebny.
- Przecież ma urlop.
- No, ale musiał zobaczyć, czy nie jest potrzebny.
- Ma już nas dosyć, co? A gdzie są dzieciaki?
- Bawią się w ogrodzie.
- Dawno wyszły?
- Nie, przed chwilą. Niech się jeszcze pobawią.
Odstawiłam talerz do kuchni. Przykryłam go folią aluminiową, a na niej napisałam: Niall. Nie dotykać! Miałam nadzieję, że nikt nie zje Niallowych naleśników.
- A jak Niall się czuje? - Zapytała mama, kiedy wróciłam do salonu.
- Boli go to kolano, tylko nie chce się przyznać.
- Michał mówił, że powinien jechać na prześwietlenie - powiedziała mama - nie podoba mu się to kolano.
- Wiem, Niall mi mówił.
- Może jednak by pojechał? Namów go.
- Nie ma mowy o namawianiu.
- Co? Nie ufa naszej służbie zdrowia?
- Nie wiem – odparłam - ale zaparł się i powiedział, że nie.
- Michał stwierdził, że gdzieś tutaj jest laska po mnie, więc jak będzie potrzebował to będzie mógł chodzić o lasce.
- Dobrze, powiem mu.
- Nic mu na razie nie mów. Idź do niego, bo leży, jak ta biedna sierota sam.
Poszłam na górę.
- Wiesz, rozmawiałem z mamą - powiedział Niall, gdy weszłam - powiedziałem, jaka jest u nas sytuacja. Powiedziałem, że najprawdopodobniej nie przylecimy. Była bardzo niepocieszona.
- Powiedziałeś o kolanie?
- No coś ty… Ty też masz nie mówić.
- No przecież nie rozmawiam z twoją mamą.
- Może do ciebie zadzwonić.
- A w jakiej sprawie?
- No…. Powiedziałem jej, że się zgodziłaś. Bardzo się ucieszyła. Chciała ci pogratulować, ale powiedziałem, że zeszłaś na dół. Kiedy bierzemy ślub?
- A czemu pytasz?
- No, bo mama się pyta… Powiedziałem, że jeszcze nie uzgodniliśmy. Odpowiedziała, że musimy to jak najszybciej uzgodnić.
- Ja bym chciała, żeby było ciepło - powiedziałam.
- Jak sobie życzysz.
- Nie wiem… może czerwiec?
- Dobrze. Niech będzie czerwiec, a gdzie będziemy organizowali uroczystość?
- Wiesz, nie chciałabym na Wiśniowej.
- Ja też nie. To może byśmy zorganizowali w Irlandii?
- A nie będzie to wielki kłopot dla twojej mamy?
- Nie, no coś ty! Mama bardzo lubi gości! Zresztą wynajęlibyśmy hotel. Jak się poprzednio żeniłem, miała do mnie żal, że to nie było u niej.
- To niech będzie Irlandia - powiedziałam.
Niall aż podskoczył na łóżku.
- To zaraz do niej zadzwonię! - Ucieszył się
- Halo? Mamo? No, więc uzgodniliśmy! W Irlandii. W czerwcu. Tak, jest koło mnie. Dobrze, już ci ją oddaję - podał mi telefon.
- Halo? - Powiedziałam.
- Witaj Megan! Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. Niall odkąd cię poznał, mówił tylko o tobie. Jaka jesteś wspaniała, jakie masz kochane dzieci, jaka jesteś dobra. Cały czas mówi o tobie w samych superlatywach.  Właściwie wszystkie rozmowy kończą się na tobie. Greg się śmieje, że jeśli z Niallem rozpocznie się rozmowę o szczoteczce do zębów to i tak skończy się ona na Megan
Widocznie zrobiłam się czerwona, bo Niall chciał mi zabrać telefon. Pacnęłam go w rękę. Mama nawijał, jak najęta.
- Tak się cieszę kochana, że się zgodziłaś na ślub w Irlandii.
- Ja też się cieszę - odpowiedziałam.
- Wszystko zorganizuję! - Rzuciła.
- To może ja oddam Nialla - powiedziałam i oddałam mu telefon.
- Nie, mamo. Zorganizujemy my. Ty nic nie organizuj. Wszystko załatwię. Nie wolno ci nic mówić, bo znowu będą lizały!
Zaczęłam się zastanawiać, kto i co będzie lizać…
- Dobrze. Jak tylko będziemy mogli, to przyjedziemy. Nie wiem tylko, czy nam się uda, bo trzeciego mamy koncert, więc nie wiem, czy zdołamy się wyrwać z Polski. Tak mówiłem ci, że są śnieżyce i nic nie lata. Nie charterów też nie wypuszczają. No też bardzo żałuję. Już też się za tobą stęskniłem. To papa - rozłączył się.
- Coś ty naopowiadał tej swojej mamie? - Zapytałam podejrzliwie.
- Ja? Nic.
- Jak to nic?
- Wiesz, tak opowiadałem o wszystkim.
- Mhm  – odpowiedziałam - mogę się koło ciebie położyć?- Zapytałam, bo cała zdrętwiałam.
- Przecież to twoje łóżko.
- No, nie tylko moje.
- No dobra… Nasze.
Położyłam się delikatnie, a Niall przyciągnął mnie do siebie.
- Słuchaj, może naprawdę powinieneś pojechać do tego szpitala? - Zapytałam, bo zauważyłam na jego twarzy grymas bólu.
- Wszystko będzie dobrze. Już ci mówiłem.
- Gdzie wy macie ten koncert? Ten, o którym mówiłeś mamie?
- W Bostonie.
- To zaczyna nam się robić krótko…
- Najpóźniej musimy wylecieć pierwszego…
- Mam nadzieję, że ta pogoda wreszcie się ustatkuje…
Po świętach, zaczęliśmy codziennie rano dzwonić na lotnisko, by dowiedzieć się, czy możemy już odlecieć, jednak w kółko otrzymywaliśmy wiadomość, że niestety nie, z powodu warunków atmosferycznych.
Sylwester się zbliżał wielkimi krokami wyglądało na to, że chyba będziemy musieli zostać                     w Warszawie…
Usłyszałam jakieś głosy na dole i pomyślałam, że dzieci wróciły. Chciałam się ruszyć, ale Niall nie chciał mnie puścić.
- Muszę pomóc mamie, bo dzieci przyszły z ogrodu. Muszę pomóc je rozebrać.
Niall niechętnie mnie puścić i musiałam obiecać mu, że wrócę. Dałam mu buziaka i zbiegłam na dół. Okazało się, że to nie dzieciaki, tylko przyjechał Żoliborz.
- O! Odkopali was! - Ucieszyłam się.
- No, gdyby nie wasza pomoc, to pewnie bylibyśmy jeszcze zakopani - rzucił Zayn.
- Witaj piękna!- Usłyszałam.
- Postanowiliśmy wspólnie, że Dominika z Zaynem i Gabriela z Jayem zostaną u nas - powiedział Michał.
- Ale przecież nie ma u nas tyle pokoi - powiedziała mama.
- Nic nie szkodzi. Będziemy spali tutaj, w salonie.
Bardzo się ucieszyłam, bo może w końcu porozmawiam z Domą.
- Musicie się zacieśnić w łazience - powiedziała mama.
- Dobrze, zabiorę wszystkie nasze kosmetyki i będą na górze - rzuciłam.
- My nie mamy dużo kosmetyków - powiedziała Gabriela.
- Nie, ty nie - odpowiedziała jej Dominika kpiąco - przecież Jay ci co chwilę jakieś kosmetyki przywozi.
- No, dobra - zgodziła się Gabi.
Złapałam nasze kosmetyki. Moje i Nialla i poszłam na górę.
- Co tam się dzieje? - Zapytał Niall.
- Żoliborz przyjechał, zamieszkają z nami.
- Super! Stęskniłem się za Zaynem i Jayem.
- Dobra, zaraz ich tu przyślę.
Poustawiałam nasze kosmetyki na parapecie, bo w szafach nie było już miejsca i zeszłam na dół.
- Chłopaki, moglibyście trochę pocieszyć Nialla? - Rzuciłam.
- Jasne! - Powędrowali na górę.
Usiadłam z dziewczynami i zaczęłyśmy gadać.
- To kiedy chcecie brać ślub? - Zapytała Dominika.
- Niall uparł się, żeby to było w Irlandii – powiedziałam - chce wynająć hotel i zaprosić tam wszystkich gości. Ustaliliśmy, że chcemy ślub w czerwcu.
- Ja w czerwcu nie będę mogła.
- A dlaczego?
- Bo mama z Martinem będą w Indiach, a chciałabym, żeby jednak byli na ślubie.
- A już żeście gadali z Zaynem na ten temat?
- Ja myślałam o maju…
- Ale nie bierze się ślubu w miesiącach, gdzie nie ma litery „r”.
- To są jakieś przesądy - odpowiedziała.
- Lepiej chuchać na zimne - rzuciłam.
Dominika się zamyśliła. Z góry dobiegały jakieś dziwne odgłosy. Zastanawiałam się, co oni tam wyprawiają…
Mały Joe nie był zachwycony pomysłem Michała, bo miał jeszcze cztery twarze do wykarmienia.
- Co ja mam teraz zrobić?! - Zapytał mnie, gdy weszłam do kuchni, by zrobić herbatę.
- To zamów przez Internet produkty, to ci przywiozą.
Mały Joe popatrzył na mnie.
- Wiesz, ty masz łeb - powiedział i zniknął u siebie w pokoju.
Zaparzyłam herbatę i wróciłam do salonu. Dominika rozmawiała z kimś przez komórkę. Postawiłam herbatę na stoliczku i usiadłam w fotelu naprzeciwko.
- No, nie przyjedziemy mamo, bo nie mamy takiej możliwości.
- To niech mama przyjedzie do nas - powiedziałam.
Ciocia Agnieszka widocznie postanowiła się spotkać z Dominiką. Okazało się, że w pierwszy dzień świąt nie spotkali się.
- Tak z Martinem możecie przyjechać. Tak, jest ciocia Ania - rzuciła Doma - dobrze, już ci ją dam - nie wiesz, gdzie jest twoja mama?
- Pewnie u siebie w pokoju.
- A możesz jej dać telefon?
Zapukałam do drzwi pokoju mamy i usłyszałam:
- Proszę.
Weszłam niepewnie.
- Co się stało? - Zapytała mama.
- Telefon do ciebie.
Mama zdziwiona popatrzyła na komórkę.
- Kto to? - Zapytała szeptem.
- Ciocia Agnieszka - odszeptałam.
- Jaka ciocia Agnieszka?
- Mama dziewczyn. Dominika zaprosiła ją do nas.
Mama wzięła telefon i zaczęła rozmawiać. Ja wycofałam się do salonu. Po krótkiej chwili mama wypadła od siebie.
- Słuchajcie, musimy coś przygotować, bo będziemy mieć gości.
- Znowu?! - Jęknął Mały Joe.
- Nie przejmuj się. Nie będziemy na ciebie zwalać. Jeśli nam pozwolisz, to skorzystamy z twojej kuchni.
- Co chcesz robić? - Zapytał mamy.
- Jeszcze nie wiem. Pozwolisz, że poszperam ci w szafkach?
- No zastanowię się. Jakie będą straty? - Powiedział Mały Joe.
- Masz coś, co można na szybko zrobić?
- No, kupiłem ostatnio korpusy babeczek.
- Wiesz, co? Ty złoty jesteś. Wręcz nawet mistrzu.
- To ja już zrobię.
- Nie możemy na ciebie wszystkiego zwalać. Też coś musimy robić.
- Zostaw, ja już zrobię.
- Nie, no przed chwilą smażyłeś naleśniki i jesteś zmęczony, więc idź odpocząć.
- Pomogę.
Za chwilę Mały Joe wnosił do jadalni babeczki i powiedział:
- Kto mi pomoże udekorować?
Stanęłyśmy wszystkie. Na środku postawiony został talerz, na który miałyśmy wkładać udekorowane babeczki. W miseczkach były różne owoce z kompotów, jak ananas, brzoskwinie, morele, truskawki.
Truskawki podejrzanie dobrze wyglądały, więc doszłam do wniosku, że chyba nie były z kompotu.
- Dobra. Stajemy w ciągu. Ja nakładam śmietanę, podaję dalej, a wy dekorujecie.
W ten sposób w bardzo szybkim tempie zrobiliśmy sześćdziesiąt babeczek.
- Wystarczy?- Zapytał Mały Joe.
- Chyba trochę mało…
- Dlaczego?
- Będzie nas dwadzieścia osób, a Niall zjadłby z sześć…
- O Matko Boska…- Mały Joe zniknął i za chwilę przytargał dwa kolejne kartony korpusów.
Talerz był już pełen, więc przyniósł następny, na którym miałyśmy kłaść gotowe babeczki. Popatrzył na nasze dzieło i przyniósł czekoladę w młynku.
- Może posypać, co?- Zaproponował.
- Jak każesz mistrzu - rzuciła mama.

Posypał babeczki czekoladą i były naprawdę urocze. Nakryłyśmy stół i ledwo się wyrobiłyśmy. Ktoś zadzwonił do drzwi. Rzuciłyśmy się, aby otworzyć. Okazało się, że to ciocia Agnieszka z Martinem.

___________________________
Cześć Ludziska :)

Nie mogę uwierzyć, że to już 120 rozdział! Jeju jak to szybko minęło. Wciąż nie mogę uwierzyć, że chce Wam się czytać te moje wypociny, nie macie pojęcia, jak jest mi przyjemnie widzieć tak dużą ilość wyświetleń. Jest to naprawdę niesamowite i chcę Wam za to podziękować. Jesteście najlepsi i dziękuję z całego serduszka <3 :)
 Serdeczne podziękowania Huf Smoke- Jesteś Wielka, Dziewczyno <3 Uwielbiam Cię, Twoje komentarze i po prostu DZIĘKI <3
                                                                                                ~Meg