niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział Czterdziesty Siódmy


   Siedzieliśmy na wieczorze seszelskim i nudziłam się strasznie. Chyba nie tylko ja, bo wiele osób ziewało jak smoki. Zobaczyłam, że Harry również się nudzi. Nie mogliśmy wyjść, bo siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Zastanawiałam się ile to jeszcze będzie trwało… Przypomniała mi się dzisiejsza rozmowa z Niallem. Okazało się, że Kasia odkryła, że się spotykają. Najpierw zrobiła Niallowi olbrzymią awanturę, a potem  kazała iść Ewelinie do domu i przeprowadziła z nim bardzo długą rozmowę. Tak jak przypuszczałam i powiedziałam Niallowi wcześniej, że bała się o Ewelinę.  Niall obiecał jej, że nie skrzywdzi  Eweliny i że chce się z nią ożenić. Zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze za wcześnie,  ale on poczeka cierpliwie. Przyrzekł Kasi, że kontakty z Eweliną zakończą się na pocałunkach. Niall powołał się na jakąś rozmowę Harryego z mamą. Kasia zdecydowała, że musi się zastanowić do jutra.
- Co to za rozmowa Harryego z mamą? - zaczęłam poważnie myśleć - Chyba będę musiała porozmawiać z mamą, bo Harry mi na pewno nie powie, o co chodziło… Najchętniej bym zadzwoniła od razu,  ale po moich obliczeniach, doszłam do wniosku, że mama chyba śpi.  Z zamyślenia wybudziły mnie oklaski. Raczej skromne. Dzięki Bogu wieczór seszelski się zakończył.
- O czym tak rozmyślałaś? - zapytał mnie Harry, gdy wyszliśmy.
- Rozmawiałam dzisiaj z Niallem.
Opowiedziałam Harryemu o rozmowie.
- Zastanawiam się, co to za układ był między tobą, a moją mamą.
Harry się lekko zmieszał.
- Chyba zabiję Nialla - powiedział.
- Jak to?
- Nie ważne.
- No powiedz! Wszyscy dookoła wiedzą, tylko ja nie wiem, o co chodzi - zdenerwowałam się.
- No, dobrze. Powiem ci. Jak planowałem twój wyjazd z nami do Chicago, musiałem dostać zgodę twojej  mamy. Postawiła twarde warunki, mimo, że powiedziała, że ufa ci bezgranicznie. Postawiła warunki mnie. Musiałem się ich trzymać, żeby cię nie stracić. Ciężko było,  ale udowodniłem twojej mamie, że można mi zaufać. Sobie zresztą też udowodniłem.
Musiałam to przemyśleć. Z jednej strony żal mi było Harryego,  ale z drugiej rozumiałam też mamę. Byłam ciekawa co zrobi Kasia.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał Harry.
- Bo myślę.
- O czym?
- O Niallu i Kasi.
- Jak chcesz, mogę porozmawiać z Kasią.
- Lepiej się nie wtrącaj. Kasia ma numer do mamy i jak będzie chciała, to zadzwoni - powiedziałam, gdy weszliśmy do bungalowu. Postanowiłam spróbować, połączyć się z mamą. Harry poszedł do łazienki.  Włączyłam laptopa,  ale mama nie była widoczna. Za to na ekranie pojawił się Louis.
- Cześć! Nie śpicie jeszcze? - zdziwił się.
- Nie, właśnie wróciliśmy z nudnego wieczoru seszelskiego… -  powiedziałam - A co u was?
- Ellie rzyga za dwóch - zaczął się śmiać Lou- Już się zastanawiałem, czy nie powinniśmy pojechać do domu, bo tu opieka medyczna nie jest najlepsza,  ale nie wiem, czy wytrzyma tak długi lot do Europy…
- To jest aż tak źle? - zaniepokoiłam się.
- Co zje, to od razu z niej wylatuje…
- Może powinna brać jakieś leki?
- No, bierze te, które kazał brać Michał,  ale za bardzo nie pomagają… Już myślałem, czy nie lecieć do Chicago. Bo stąd bliżej…, ale Ellie się zaparła, że zostajemy tutaj. Martwię się, bo chyba chudnie, zamiast tyć…
- Louis, w drugim miesiącu ciąży kobieta może schudnąć. Jak zachodzi w ciążę, to nie dostaje od razu brzucha - zaczęłam się śmiać.
- Na prawdę?! - zdziwił się mocno - A skąd to wiesz?
- Uczyli nas w szkole.
- Jak zostać ojcem?
- Nie. Jak zostać matką.
- U nas tego nie uczono.
- Zauważ, że jesteś trochę starszy ode mnie, a poza tym nie chodziłeś do polskiej szkoły…
- To w Polsce uczą takich rzeczy?! Od kiedy?!
- Od szkoły podstawowej…
- Macie bardzo ciekawy cykl edukacyjny - zaczął się śmiać.
- Bardzo…
- Tylko o seksie…
- No, przecież uczymy się wiele innych rzeczy! Nie tylko o seksie. To jest  jeden z przedmiotów - oburzyłam się.
- Ellie u Megan w szkole jest lekcja seksu ! – krzyknął.
- Tego nie powiedziałam!
- No, jak to nie?!
- Znowu zrozumiałeś, tak jak chciałeś…
- A jak nazywa się ta lekcja?
- Wychowanie do życia w rodzinie.
- Super! To wiem, gdzie będę musiał się zgłaszać, gdy będę miał problemy.
Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - usłyszałam z tyłu.
- Rozmawiamy z Lou o szkolnictwie - powiedziałam.
- Ciekawych rzeczy uczą w polskich szkołach. Cześć Hazza! - krzyknął Louis.
Harry ucieszył się widząc przyjaciela.
- To pogadajcie sobie, a ja znikam - rzuciłam i wyszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic, bo chciałam, żeby chłopcy sobie pogadali. Umyłam włosy. Gdy weszłam do pokoju, Harry jeszcze gadał z Louisem. Położyłam się do łóżka i zasnęłam.  Obudziło mnie słońce. Harryego nie było. Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do dziesiątej. Wyszłam taras. Harry spał na tarasie. I on nie może beze mnie spać? - pomyślałam.
 Komputer był włączony i leżał na jego kolanach. Wyciągnęłam go delikatnie z objęć Hazzy i zaniosłam do pokoju. Wyłączyłam go i poszłam się myć. Założyłam na siebie krótkie beżowe spodenki i żółtą tunikę.
Zaspałam na karmienie delfinów i było mi bardzo z tego powodu przykro. Śniadanie też żeśmy przespali. Wyciągnęłam resztkę M &M’ sów. Zjadłam z trzy i wyszłam z domku  z myślą, że pójdę po kawę. Pod drzwiami stał wózek ze śniadaniem. Byłam mile zaskoczona. Wniosłam wszystko do domu i nalałam sobie kawy. Była pyszna. Tego mi trzeba było - pomyślałam i zaczęłam czytać leżącą obok książkę. Zastanawiałam się, czy Harry nie zmarznie,  ale słońce zaczęło wchodzić na taras. Doszłam do wniosku, że nie będę go budzić. Po pewnym czasie ktoś złapał mnie od tyłu i się do mnie przylepił.
- Witaj królu! - powiedziałam - Jak ci się spało beze mnie?
- Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Gadałem z Louisem do bardzo późna.
- O czym?
- A… O wszystkim i o niczym.
- Rozumiem. Męskie pogaduchy - uśmiechnęłam się.
- Dokładnie - odpowiedział i usiadł obok mnie na sofie.
Nalałam Harryemu kawy i sobie przy okazji też.
- Proszę - powiedziałam i podałam mu filiżankę.
- Dzięki, a o której ty wstałaś?
- Jakieś  pół godziny temu? Godzinę? Coś koło tego…
Zaczęliśmy jeść śniadanie. Tym razem były parówki. Jeszcze tak dobrych nie jadłam. Były naprawdę wspaniałe.  Po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać  wyspę. Zapakowaliśmy się do autokaru. Usiadłam przy oknie. Zawsze lubiłam tak siadać. Przewodnik opowiadał o początkach wyspy, o jej atrakcjach, gospodarce i turystyce. Słuchaliśmy uważnie, co mówił i zachwycaliśmy się widokami za oknem. Robiłam zdjęcia, które nawet mi wychodziły. Muszę przyznać, że robienie zdjęć, podczas jazdy jest świetne.  Po wykładzie przewodnika, który wcześniej oznajmił, że postój będziemy mieć za godzinę, Harry postanowił, że się prześpi. Ja w tym czasie wsadziłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Harry błyskawicznie odjechał, bo jego głowa spoczywała teraz na moich kolanach. Postanowiłam, że także się zdrzemnę. Ktoś zaczął mnie szarpać za ramię, obudziłam się. To był Harry.
- Wstawaj! Mamy postój!
- Nie chce…- powiedziałam zaspana.
- No, ale idziemy zwiedzać! Sama chciałaś.
- No, dobrze już dobrze - odburknęłam i wstałam z siedzenia.
Wysiedliśmy z autokaru, zabierając rzeczy. Przewodnik poprowadził nas przez las tropikalny, gdzie oczywiście nie obyło się bez zdjęć. W moim obiektywie znalazły się małpy, ptaki, jaszczurki i inne egzotyczne zwierzęta, jak i rośliny. Widoki były przepiękne! Szliśmy lasem bardzo długo. Nagle naszym oczom ukazała się mała fontanna. Podeszłam do niej i poprosiłam  Harryego, żeby zrobił mi zdjęcie. Posłusznie to zrobił, po czym sam chciał, abym mu zrobiła.  Po trzech godzinach zwiedzania lasu tropikalnego i okolic, przewodnik poinformował nas, że jedziemy teraz na rynek. Podróż zajęła nam dwie godziny. Kiedy wysiedliśmy, zobaczyliśmy  pięknie zachowane, stare miasto. Było tam pełno ludzi, czego nie spodziewaliśmy się, bo mówiono nam, że na Seszelach jest mało ludzi.
- Tak,  ale to jest rynek główny, gdzie wszyscy mieszkańcy wyspy się zjeżdżają - wyjaśnił przewodnik - mają państwo dwie godzinki czasu wolnego – oznajmił - potem spotykamy się tu na parkingu - powiedział.
 -To gdzie idziemy? - zapytałam Harryego.
- Nie wiem. Przed siebie - odpowiedział i złapał mnie za rękę i tak jak mówił, poszliśmy przed siebie. Na rynku roiło się od różnych sklepików, kawiarenek i restauracyjek. Miasto było urocze.  Chciałam kupić jakieś pamiątki, więc podeszliśmy do małego straganu. Zaczęłam się rozglądać. W moje oczy rzuciła się mała figurka słonia z podniesioną trąbą do góry.
- Popatrz! Podoba ci się? - zapytałam Hazzę, który wlepił wzrok w figurkę wojownika.
- Tak. Bardzo ładne.
  Kupiliśmy obie rzeczy. Później do tego doszły trzy magnesy na lodówkę, różne figurki, kadzidełka i różne inne drobiazgi.  Weszliśmy do następnego sklepu. Znajdowały się w nim antyki, ubrania i także graty. W oczy rzuciła mi się mała grzechotka w maziaje. Chwyciłam ją i pobiegłam pokazać Harryemu, który przeglądał ubrania.
- Patrz! Może dla Ellie i Lou taką kupić, co?
Popatrzył na rzecz i jego oczy rozbłysły.
- Świetny pomysł!
Wróciłam z powrotem do miejsca, gdzie leżały grzechotki. Wzięłam jeszcze dwie. A co, może się przydadzą - pomyślałam.
 Podeszliśmy do kasy, aby zapłacić. Sprzedawca popatrzył na nas dziwnym spojrzeniem,  ale nie przejęliśmy się tym za bardzo. Harry kupował jakieś ubrania i drobiazgi. Zapłaciliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
- Strasznie mi się chce pić - powiedział Harry - Chodź do jakiejś kawiarni, co?
  Weszliśmy do małej knajpki. Była bardzo fajnie urządzona. Tak egzotycznie. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy  dwa soki kokosowe.
Po pewnym czasie kelner  podał nam zamówione napoje. Harry chciał wyciągać i pokazywać mi, co dziś nakupowaliśmy, ale powiedziałam, że obejrzymy wszystko w domu.
 Spojrzałam na zegarek. Dochodziła wpół do szóstej. Do wyznaczonego czasu mieliśmy jeszcze półgodziny, więc dopiliśmy napoje i ruszyliśmy w kierunku parkingu.  Gdy tam dotarliśmy, dużo osób już siedziało w autokarze. Miałam nadzieję, że nie jesteśmy tymi spóźnialskimi. Na szczęście okazało się, że nie. Czekaliśmy bardzo długo, bo chyba czterdzieści minut na dwie kobiety, rodzinę z dwójką dzieci i dwójkę emerytów. Kiedy wszyscy zebrali się w końcu do autokaru, ruszyliśmy. Pod hotelem mieliśmy być dopiero około dwudziestej.
- Mogę się przespać? - zapytałam.
- Głupie pytanie…  Śpij, kto ci zabrania?!
Położyłam głowę na klatce piersiowej Harryego, który mnie objął ramieniem. Długo nie mogłam zasnąć,  ale w końcu mi się udało. Nic mi się nie śniło… Przynajmniej tak mi się zdaje. Obudził mnie Harry, który pocałował mnie w szyję i szepnął do ucha, że pora na nas.  Zabraliśmy wszystkie toboły, podziękowaliśmy pilotowi i kierowcy, pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Zatoczyliśmy się do recepcji, gdzie wzięliśmy klucz do bungalowu.  Po znalezieniu się w domku, rzuciliśmy wszystko na łóżko i zaczęliśmy wyciągać z toreb. Kiedy wszystko wyłożyliśmy, zrobiło mi się słabo.
- Teraz to będziemy mieć wielki nadbagaż….
Łóżko było całe zagracone różnymi drobiazgami… To jeszcze nie było wszystko, bo Harry miał osobną torbę.
- Masz. To dla ciebie - powiedział i podał mi torbę. Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z niej sukienkę. Długą do ziemi. Była wiązana na szyi i miała pełno szlaczków koloru białego. Cała sukienka była granatowa. Bardzo mi się podobała. Pobiegłam do łazienki, aby ją przymierzyć. Leżała idealnie. Wyszłam  i pokazałam się Hazzie .
- Jak Afrodyta - powiedział.
- Oh, myślałby kto - zaśmiałam się.
- To jeszcze nie wszystko. Zajrzyj jeszcze do tej torby.
Zajrzałam znów  i wyciągnęłam z niej czarną torebkę z długim paskiem.
- Harry…- chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to, bo podszedł do mnie i pocałował.
- Dla ciebie - rzucił krótko.
- Dziękuje. Jesteś wspaniały! - przytuliłam się do  niego.
- Zobaczmy resztę rupieci - powiedział.
- Dobrze. Też mam coś dla ciebie - powiedziałam i sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam z niej małą siateczkę i podałam Harryemu, który patrzył na mnie pytająco                                                                 
 - Otwórz - nalegałam.                                                                                                                                                              Z siatki wyciągnął średniej wielkości drewniane pudełeczko, bogato pomalowane.
- Otwórz- powtórzyłam.
Otworzył i wyciągnął z niego bransoletkę. Taką drewnianą. Założyłam mu na rękę.
- Dziękuję - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Nie ma za co. Teraz, co robimy z tymi rupieciami? - wskazałam na łóżko, na którym leżały figurki, naszyjniki, grzechotki, misie pluszowe, bransoletki i inne śmiecie.
- Chowamy z powrotem do torby…
- Dobra, ale gdzie to schowamy?
- W szafie?
Zapakowaliśmy wszystko z  powrotem do toreb, które schowaliśmy do szafy.
Usiadłam na sofie, gdzie siedział już Harry. Wtuliłam się w niego i po chwili zaczęłam się śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał zdziwiony.
- Wyobraziłam sobie ich miny… My przyjeżdżamy. Wyciągamy wszystkie prezenty, rozdajemy, a im stoją włosy z wrażenia.
Wybuchliśmy obydwoje śmiechem. Byliśmy bardzo zmęczeni po całodniowej wycieczce, więc po krótkim prysznicu poszliśmy spać.
Coś mnie obudziło. Nie był to Harry, bo cichutko pochrapywał obok. Usiadłam na łóżku i spojrzałam w dół. Pod szklaną podłogą zobaczyłam pływającego delfina i wiedziałam o co chodzi. Popatrzył na mnie jednym okiem i wyglądał jakby się uśmiechnął. Złapałam wiadro, które stało przed drzwiami i wyszłam na taras. Gdy zamykałam drzwi, klamka wymsknęła mi się z ręki i drzwi lekko trzasnęły… Postawiłam wiadro i zobaczyłam, że wokół naszego tarasu pływa zaprzyjaźnione stado delfinów. Zaczęłam rzucać ryby. Byłam tak zaaferowana, że nie usłyszałam kiedy Harry stanął za mną. W śród delfinów nastąpiło lekkie zamieszanie.
- Co się stało? - zapytałam.
- Dzień dobry- usłyszałam.
Podskoczyłam wystraszona.
- Czego się boisz? - zapytał Harry, który pocałował mnie w szyję.
Usłyszeliśmy klikanie delfinów.
- Musimy dać im śniadanie - powiedziałam. Harry mnie puścił.
- A czy ja też mogę dać? - zapytał.
- No pewnie!
Harry zaczął rzucać ryby. Delfiny łapały je w powietrzu. Zaczęłam się śmiać.
- To jest prywatny pokaz dla ciebie - powiedziałam.
Zaczął cieszyć się jak dziecko. Została ostatnia ryba.
- Gdzie ją rzucić? - zapytał Harry.
- Rzuć gdziekolwiek. Podzielą się.
Postawiłam wiadro do góry nogami, co było znakiem dla delfinów, że więcej już nic nie ma. Popływały jeszcze wokół nas i odpłynęły.
- Super to było! Musisz częściej trzaskać drzwiami.
- Przepraszam nie chciałam cię budzić.
- A co się stało, że tak wcześnie wstałaś?
- Obudziły mnie.
- Jak to cię obudziły?!
- Ten największy podpłynął pod nasz domek i zaczął stukać nosem w podłogę.
Harry nie chciał uwierzyć.
- Wczoraj nie nakarmiliśmy ich, to dzisiaj się upomniały same – zaśmiałam się.
Zaczęłam się zastanawiać, co będzie kiedy wyjedziemy? Kto będzie je karmił? Pomyślałam: Może następni goście…, ale został jeszcze tydzień.  Dzisiaj zauważyłam, że było mniej delfinów niż normalnie. Brakowało jednego. Co się stało? Muszę się jutro im dokładnie przyjrzeć.
Usłyszałam dzwoniący wózek na pomoście. Powiedziałam Harryemu:
- Przyniesiesz śniadanie?
Harry wprowadził wózek i zasiedliśmy do śniadania.
- Wiesz, że po powrocie jedziemy w trasę koncertową? - zapytał Harry - No, do Australii i Nowej Zelandii.
- No, przecież będąc jeszcze w Chicago organizowałyśmy to.
- Ale Ellie chyba nie będzie mogła z nami pojechać - powiedział smutno Harry - Nie wiem, czy Louis pojedzie…
- Louis musi pojechać!
- Ale powiedział, że  nie chce jej zostawiać samej…
- To ja zostanę, zamiast Louisa. Dzięki Bogu media się na razie nie dowiedziały, bo by wasza popularność spadła na łeb na szyję.
- Coś na ten temat wiem.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam.
- Skąd?
- Z Twittera.
- Widzę, że rzeczywiście byłaś naszą fanką…
- Źle?
- Ja nie mówię, że źle. Tego nie powiedziałem. Ty mnie ujęłaś, że nie piszczałaś jak kretynka.
- Trudno piszczeć będąc w jajkach, wiórkach kokosowych i tego typu rzeczach.
- No, nie mów, że byś piszczała jak kretynka na koncercie…
- No, nie! Ale dzięki tym fankom macie pieniądze i dlatego musicie je kochać… Zadzwońmy do Lou i przedstawmy mu naszą  propozycję - zaproponowałam.
Włączyliśmy komputer, a potem Skype. Na ekranie pojawiła się Ellie.
- Cześć jak się masz?
- Średnio na jeża - powiedziała Ellie.
- Właśnie dowiedziałam się od Harryego, że Lou nie chce jechać w trasę koncertową, bo chce zostać z tobą. Co byś powiedziała, żebym ja została z tobą, a Lou pojechał w trasę?
- To jest pomysł,  ale nie mogę cię oto prosić, bo przecież tak się cieszyłaś na wyjazd do Australii.
- Nie martw się. Pojadę kiedy indziej - odpowiedziałam.
- Ale nie chcę ci psuć planów…
- Żadnych planów mi nie zepsujesz, bo ich nie mam. Z całą przyjemnością poświęcę ten czas tobie. Wiem, że nie zastąpię Lou, ale będę mogła ci jakoś pomóc. Tylko spotkamy się w Chicago i chłopcy polecą do Australii. Będą mieli nawet bliżej. Zanim przylecimy do Chicago, Michał musi mnie zabrać na badania.
- No tak, ale kto przypilnuje chłopaków? - powiedziała Ellie.
- Danielle sobie poradzi. Przecież musi z nimi jechać, bo jest stylistką.
Eleanor się trochę uspokoiła.
- Powtórz Lou, że ma się szykować – powiedziałam - Że wszystkim się zajmę i że może być spokojny.
Harry stał z boku i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Ellie nie wiedziała, że Harry jest obok. Zakończyłyśmy rozmowę i przysunęłam się w stronę Hazzy.
- To nie będę cię widział przez cały miesiąc - powiedział smutno.
- Będziecie się na pewno dobrze bawić. Byle nie za dobrze - uśmiechnęłam się do Harryego.
- No, wiesz co… Też takie insynuacje… Przecież jestem żonaty.
- No tak,  ale obrączkę będziesz i tak i tak musiał zdjąć.
- No sama mówiłaś, że nasz związek musi być oparty na zaufaniu.
- Dlatego zostanę z Ellie, bo tobie ufam - powiedziałam.
- Muszę pogadać z chłopakami.
- A na jaki temat?
- Że zmieniają się plany…
- Muszę wcześniej zadzwonić do Michała, albo do mamy i zapytać, kiedy oni wracają.
Połączyłam się z mamą. Na ekranie pojawił się Michał.
- Cześć, co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Wszystko w porządku. Chciałam się dowiedzieć, kiedy wracacie, bo muszę zrobić szybko te badania, a potem lecieć szybko.
- Gdzie chcesz lecieć?
- Do Chicago, bo muszę zastąpić tam Lou.
- Czegoś tu nie rozumiem - powiedział Michał.
- Chłopaki wyjeżdżają w trasę pierwszego września. Ellie jest w ciąży i bardzo źle się czuje.
- No, to wszystko wiem - powiedział Michał.
- Lou stwierdził, że nie pojedzie w trasę, bo nie chce zostawić Ellie samej. Lecą do Chicago, bo mają tam bliżej. Rozumiesz? Powiedziałam Lou, że go zastąpię, a on ma jechać, dlatego chcę wiedzieć kiedy będą te badania.
- Ja mam urlop do dwudziestego szóstego.
- Września?! - zapytałam.
- Nie. Sierpnia. Muszę być w pracy dwudziestego ósmego. Mogę cię wtedy zabrać. A kiedy wy w ogóle wracacie?
- My mamy lot na dwudziestego dziewiątego.
- No tak…. To trzydziestego będę musiał cię wziąć na te badania. Najwyżej jak będą wyniki, to ci podam je telefonicznie.
- Dobrze. To ja w takim razie zamawiam sobie te badania na trzydziestego, a teraz muszę kończyć, bo muszę zamówić samolot - powiedziałam i rozłączyłam się.
- A kiedy wracają pozostali?- zapytałam Harryego.
- Danielle i Liam wracają też dwudziestego dziewiątego, a Ellie i Lou będą dwudziestego siódmego już w Chicago. Reszta siedzi w Warszawie.
Weszłam na stronę firmy, której był wyczarterowany samolot na trasę i połączyłam się z infolinią.
- Dzień dobry. Mamy wyczarterowany samolot na trasę koncertową One Direction z Warszawy do Chicago… Tak wszystko się zgadza… Tak. Lot numer 12589. Dobrze. Chciałam zmienić trasę lotu. Zamiast do Sidney bezpośrednio, chciałabym, aby przelot był do Chicago, a następnie z Chicago do Sidney. Problem jest taki, że również chciałabym zmienić datę przelotu. Z pierwszego na trzydziesty pierwszy.
- Będzie ciężko, ale postaramy się to zmienić - powiedziała operatorka.
- Dziękuję.
- Proszę podać mi namiary, jak mam się z panią skontaktować.
Podałam jej numer na Skype, maila, oraz numer komórki                                                                                   - Najpóźniej za godzinę się z panią skontaktuję - odpowiedziała.
- Będę czekała.
Oczywiście za godzinę zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wszystko jest gotowe, ale niestety trzeba będzie dopłacić. Odpowiedziałam, że nie ma problemu. Opłata zostanie uiszczona.
- Proszę przesłać mi potwierdzenie zmiany rezerwacji.
- Czy lot z Chicago do Sydney ma być trzydziestego pierwszego?
- Nie. pierwszego września.
- Dobrze. Za chwilę pani prześlę potwierdzenie. Jakby było coś nie tak, to proszę się odezwać.
Odebrałam potwierdzenie zamówienia. Trzydziestego pierwszego sierpnia Warszawa- Chicago o godzinie dziewiątej. Lot Chicago-Sydney pierwszy września, godzina dziewiąta trzydzieści.  Wszystko się zgadzało. Odetchnęłam z ulgą. Zalogowałam się na konto i uiściłam opłatę. Zadzwoniłam do Ellie.
- Ellie, wszystko już załatwiłam. Trzydziestego pierwszego przylatujemy do Chicago, a chłopcy następnego dnia wylatują do Sydney.
- Jak to zrobiłaś?!
- Jakoś udało mi się to zorganizować. Kiedy przylatujecie do Chicago?
- Dwudziestego ósmego.
- To spotkamy się na miejscu i nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Połączyłam się z Niallem.
- Cześć Niall!- zobaczyłam chłopaka zajadającego się pizzą.
- Smacznego!
- Dziękuję. Jestem bardzo głodny, bo dzisiaj nic nie jadłem.
- Jak to nic nie jadłeś?! - zdziwiłam się.
- To jest niemożliwe, żeby on nie jadł przez cały dzień! - powiedział Harry.
- Tak, bo spotykałem się z Ewelą i rano zaspałem i nie miałem czasu zjeść śniadania, a potem już zapomniałem…
- Uuu… To widać, że jesteś zakochany.
- Niall, przylatujemy do Warszawy, zbieramy się tam wszyscy, poza Lou i Ellie i trzydziestego pierwszego wylatujemy do Chicago.
- Jak to?!
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Nie przerywaj. Masz zawiadomić zespół o zmianie. Wylatujemy z Warszawy o dziewiątej, trzydziestego pierwszego sierpnia i lecimy do Chicago. Zapamiętasz? Może sobie zapisz, albo prześlę ci maila. Pozostali do zawiadomienia Danielle z Liamem. Ponieważ nie byli aktywni na Skype, napisałam do nich maila. Napisałam, że komputer jest u nas włączony i czekamy, żeby się z nami połączyli.
- Nieźle ci to wszystko wyszło. Masz łeb do interesów. Moja organizatorka – powiedział Harry - zajęło ci to niecałe dwie godziny i przeorganizowałaś wszystko. Nie każdy to potrafi. Widziałam w jego oczach dumę.
- Nic w tym trudnego - powiedziałam.
- Dla niektórych byłyby to schody do nie do przebycia - powiedział Harry, a ja zaczęłam się śmiać.
- Jak widzisz, można wszystko fajnie załatwić. Mam nadzieję tylko, że Niall w tym wszystkim nie zapomni powiadomić zespołu. Trochę mnie to gryzło, więc postanowiłam napisać maila do Andrew. Napisałam go i wysłałam do każdego członka zespołu, oraz do Dużego Bo. Po krótkim czasie Duży Bo się odezwał:
 A jak ja jestem w Chicago, to mam wracać do Polski?
Odpisałam, że nie. Że może na nas czekać na lotnisku. Byłoby miło, żeby zorganizował dla nas jakiś transport z lotniska do domu. W odpowiedzi Duży Bo przysłał uśmiechniętego emotikona  i zapytanie:
 A kto będzie dla nas gotował?
Postanowiłam połączyć się z nim.
- Cześć Duży Bo - powiedziałam, gdy pojawił mi się na ekranie. Dlaczego pytasz się o kucharza?
- Bo jest ze mną Kazyk. U Simona nie ma pracy, więc zabrał się ze mną.
- To cudownie! – powiedziałam - Zapytaj się, czy nie podjąłby się pracy u nas.
- A na długo?
- Na pewno na miesiąc. A może być i dłużej. Zobaczymy.
- Dobrze. Dam znać. Od trzydziestego? - zapytał się.
- Tak.
Rozłączyliśmy się. Zadzwonił Niall.
- Czemu mnie uprzedziłaś?! Nie ufasz mi?!
- Ufam, ale bałam się, że przy twoich obecnych przeżyciach możesz zapomnieć.
- Okej, wybaczam ci. Gdyby to zrobił Harry, to bym mu nie wybaczył.
 Harry zaczął chichotać.
- Czy on tam jest? - zapytał Niall.
- No, jest - powiedziałam.
- Cześć mężu swojej żony! Mężu mojej przyjaciółki! Przyjacielu, mężu mojej kochanej żony!
- O ile wiem, to ty jeszcze jesteś kawalerem. Ja jestem żonaty i nie z Eweliną, tylko z Megan, a tobie to chyba słoń na rozum nadepnął.
- Oh… Przepraszam. Pochrzaniło mi się wszystko…
- Dlatego Megan postanowiła napisać do zespołu, bo mogłeś wszystko pokręcić i zespół by czekał na nas trzydziestego września na lotnisku.
- A kiedy ma czekać?!
- Trzydziestego pierwszego sierpnia… Tego roku- powiedział Harry.
Zaczęłam dusić się ze śmiechu.
- A Zayn jest w Warszawie? - zapytał Harry.
- Jest. Podłapał jakąś laseczkę i jest mocno zakochany.
- Widzę, że pomór padł na One Direction. Trzy śluby i dwa w przyszłości. Jak to się wyda, to macie przechlapane…- powiedziałam.
Pożegnaliśmy się z Niallem. Sprawdziłam pocztę i dostałam parę wiadomości i potwierdzeń. Cały zespół właściwie się potwierdził, więc byłam przekonana, że wszystko się uda. Wieczorem zaczęłam się denerwować, że Liam z Danielle się nie odezwali, ale Harry mnie uspokajał, że pewnie pojechali na jakąś wycieczkę i na pewno się odezwą. Na następny dzień rano, poszłam karmić delfiny razem z Harrym. Było ich jakoś więcej. Zobaczyłam, że gruby delfin ma małe… I już nie jest gruby. Zaczęliśmy się cieszyć jak dzieci. Oczywiście od Hazzy dostała najwięcej ryb,  ale inne delfiny jej nieatakowały. Gdy ryby się skończyły, delfiny odpłynęły.  Włączyłam komputer. Na Skype nikogo nie było. Sprawdziłam pocztę. Potwierdzenia od Danielle i Liama nie było…

 


*Cześć Wam Ludki :) Jak tam? Co porabiacie? Ratujcie mnie przed tymi cholernymi zawodami z pingponga... Coś czuję, że ten tydzień będzie zawalony nauką... Co ja mogę Wam napisać? Cieszę się, że Wam się podoba :D
                                                                                                                                      ~Meg

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział Czterdziesty Szósty


  Obudziłam się następnego dnia i poczułam się jak nowo narodzona. Usiadłam i nie kręciło mi się w głowie. Byłam zszokowana. Koniak pomógł! No to wstajemy - pomyślałam. Wstałam i poszłam do łazienki i postanowiłam się wykąpać. Po prysznicu umyłam zęby i zrobiłam makijaż. Gdy wyszłam z łazienki, Harry jeszcze spał. Wzięłam laptopa i wyszłam na taras. Ciekawa byłam, czy przynieśli ryby. Wyjrzałam i zobaczyłam wiadro, w którym były rybki. Dźwignęłam wiadro i zaniosłam je na taras. Po niedługim czasie pojawiły się delfiny. Wzięłam rybę i rzuciłam do wody. Jeden, który był najbliżej, podpłynął i złapał rybkę, poczym wynurzył swój uśmiechnięty pyszczek. Rzuciłam następną. Całe stadko podpłynęło do mnie. Rzucałam ryby jak zahipnotyzowana. Delfiny łapały w locie ryby, a ja zaczęłam się głośno śmiać. Wiedziałam, że to na pewno te, które mi uratowały życie. Gdy wiadro było już puste rzuciłam ostatnią rybkę i rzuciłam:
- Do jutra.
- Co do jutra? - zapytał Harry.
Podskoczyłam wystraszona.
- Obudziłeś się, czy ja cię obudziłam?
- Obudził mnie czyjś śmiech.
- A od dawna tu stoisz?
- Obserwowałam troszkę, jak karmiłaś delfiny. Był to bardzo miły widok - uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie.
- Jak się czujesz? Chyba dobrze?
- No, znacznie lepiej niż wczoraj.
Delfiny odpłynęły, a my usiedliśmy na leżakach.  
- Poczekaj, zadzwonię, żeby przynieśli nam kawę - powiedział Harry i wyszedł. Włączyłam Skype, który zaraz się odezwał.
- Cześć słońce! Jak się miewasz?
- Cudownie mamo!
- A jak tam głowa? Nie kręci ci się w głowie?
- A ty skąd to wiesz?
- No, od twojego męża.
- Dzwonił do ciebie?
- Był ciężko przestraszony i zadzwonił do mnie.
- Ja się jeszcze z nim policzę…- powiedziałam.
- Zostaw biednego Harryego - powiedziała mama.
- A co go tak bronisz?
- Cieszę się, że mi powiedział, że źle się czujesz.
- Ale nie musiał cię martwić.
- Musiał z kimś pogadać. Był ciężko przerażony. Chciał pogadać z Michałem, co może być przyczyną twojego zachowania. Michał poradził, żeby sprowadził lekarza, bo tak przez internet ciężko stwierdzić, co ci jest. Wiem, że rozmawiali po wizycie lekarskiej, a Michał stwierdził, że faktycznie może być to stres. Trochę się zaniepokoił, ale powiedział, że jak wrócicie do Warszawy, to weźmie cię na badania do siebie.
- Do żadnego szpitala nie idę! Możesz być tego pewna!
- Słucham? Co powiedziałaś?! Zabierze cię tylko na badania.
Skype zadźwięczał i na ekranie pojawiła się Danielle z Liamem.
- Cześć Megan! Jak się miewasz? Dzień dobry Aniu!- powiedzieli do mnie i do mamy.
- Wy też już wiecie?
- No, Harry dzwonił do nas wczoraj. Strasznie się o ciebie martwił.
Mama się zaśmiała.
Na Skype pojawili się Ellie i Louis.
- O! Widzę, że jesteś już zdrowa! Mówiłem Harryemu, że to przejściowe. Cześć wszystkim!- powiedział - Robimy konferencje. Brakuje Nialla i Zayna. O chłopcy się do nas dołączyli.
- Cześć wszystkim!!! Fajnie tak rozmawiać w ósemkę!
- W dziewiątkę!- rzucił Michał, który pojawił się przy mamie - Jak się miewasz?
- Dziękuję, dobrze.
- Ale nas wystraszyłaś! - powiedział Niall.
- I co? Masz poranne mdłości? - zapytała Ellie.
- Co?! - zgłupiałam totalnie.
- Harry nam powiedział, że jesteś w ciąży - powiedzieli wszyscy chórkiem.
- Hmm… Widzę, że jesteście lepiej poinformowani ode mnie - zaczęłam się śmiać - Ale to fałszywy alarm. Przeżyłam ostatnio dwie stresujące sytuacje i mój organizm tak zareagował.
- Ja ci radzę. Zrób sobie testy ciążowe - powiedział Louis. Ellie dała mu kuksańca. Pozostali ryknęli śmiechem.
- To, że Ellie jest w ciąży, to nieznaczny, że wszystkie jesteśmy - powiedziałam.
- Ellie, a jak ty się czujesz? - zapytał Michał.
- Po tych lekach, o których mi powiedziałeś, to trochę lepiej. Mieliśmy problem ze znalezieniem ich,  ale zostały sprowadzone i wszystko gra. Najważniejsze, że już nie rzygam.
Usłyszałam, że coś się dzieje w domku.
- O! Harry wrócił - powiedziałam do wszystkich. Drzwi na taras się otworzyły i Harry wniósł kawę - przywitajcie się.
- Cześć wszystkim! - powiedział Hazzie.
- No i co robisz jakieś afery ciążowe?! - krzyknął Liam - Myśmy już kupili wam prezent!
- Będzie musiał poczekać- powiedziałam.
- Ale taki super prezent, że nikt nas nie przebije! Starajcie się, bo prezent będzie na was czekał! - krzyknął  Liam.
- Uspokój się!- Liam dostał kuksańca od Danielle - Aua!- wszyscy usłyszeli.
- Idź stąd!- powiedziała Danielle - Bo jeszcze coś głupiego walniesz.
- A dla nas macie prezent? - zapytał Lou.
- Nic nie powiem - rzuciła Danielle.
- No, powiedz no! - powiedział natarczywie Lou.
- Lou, uspokój się! Bo cię zaraz odstawie od komputera! - powiedziała groźnie Ellie.
- Robi się ciekawie - powiedział Niall.
- Chcesz też tak skończyć?! - zapytał Zayn, siedzący obok Nialla.
- Chcę i żałuję, że nieudało mi się załapać na piąty ślub…- rzucił Niall.
Wszyscy się roześmiali.
- Nie, przejmuj się. Będziemy na twoim ślubie - powiedziała mama.
- Jako goście honorowi! - powiedział Niall.
- UUU…. To plany widzę, że już są! – powiedziałam - A Kasia już wie?
- Jeszcze nie - Niall posmutniał - Ewelina na razie nie chce nic zdradzać.
- Wy nie wiecie, ale Niall kupił już pierścionek! Jakoś tego pierścionka nie widzę w domu…- oznajmił Zayn.
Niall się zrobił czerwony.
- Niall! Moje gratulacje! Rozumiem, że zostałeś przyjęty?! - zapytałam.
Niall zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Uważaj, bo on zaraz wybuchnie! - krzyknął Louis- Zayn! Wody!
- Wszystko w porządku - powiedział Niall. Wszyscy zaczęli składać mu gratulacje.
Przyjrzałam się Niallowi. Był trochę spokojniejszy. Tak jakby bardziej pewny siebie.
- My musimy już lecieć! - powiedziała mama - Za chwilę jedziemy na wycieczkę, zobaczyć diabły tasmańskie. Do usłyszenia następnym razem! Część Megan i uważaj na siebie! Harry, pamiętaj co mi obiecałeś! Wszyscy się pożegnali i mama z Michałem zrobili się offline.
- Megan, opowiedz, jak to było z tymi delfinami! - poprosił Zayn.
Opowiedziałam całe swoje przeżycie. Harry stał za mną i czułam, że oparł się o mnie.
- Super miałaś przygodę! - powiedział Louis.
- Ale konsekwencje nie były ciekawe… - odpowiedziałam.
- To trzymaj się z dala od wody! - rzucił Liam.
- Od oceanu na pewno będę się trzymać z daleka - powiedziałam.
Pożegnaliśmy się i wyłączyłam komputer. Kawa mi lekko przestygła i wzięłam filiżankę do ręki.
- No i widzisz, coś ty narobił? Co ci przyszło do głowy mówić, że jestem w ciąży?!
- Bo tak myślałem…- powiedział Harry przytulając się do mnie.
- Na następny raz, jak będziesz miał jakieś podejrzenia, to najpierw zapytaj oto mnie, a nie że rozpowiadasz wszystko dookoła….
- Dobrze. Już nie będę. Obiecuję, ale wczoraj byłem tak zdenerwowany, że musiałem z kimś pogadać…
- Z wszystkimi?!
- Najpierw rozmawiałem z twoją mamą, a głównie Michałem, bo nie wiedziałem, co robić… Potem wszyscy się po włączali do rozmowy, tak jak dzisiaj i jakoś tak poszło… cieszę się, że zaczęło się układać Niallowi. Po przeżyciach z poprzednią dziewczyną, myślałem, że się nie zdecyduje na następny związek…  Chcesz śniadanie?
 Harry wstał i poszedł do pokoju. Za chwilę wjechał wózkiem na taras. Ustawił talerze na stoliku. Wózek postawił tak, żeby było nam wygodnie sięgać i usiadł obok mnie.
Zjedliśmy śniadanie i zaczęłam zbierać rzeczy na wózek, aby go wystawić. Gdy wróciłam, Harry był pod prysznicem i głośno śpiewał. Po chwili usłyszałam wrzask. No tak… znowu szampon ma w oczach - pomyślałam. Wzięłam leżak i rozstawiłam go na tarasie. Przebrałam się w kostium. Poszłam i położyłam się na leżaku. Zaczęłam czytać książkę, którą kupiłam na Okęciu.
Po pewnym czasie przyszedł Harry i dostałam klapsa.
- Dlaczego nie przyszłaś mnie ratować?
- Grabisz sobie, a co wody zabrakło? - zapytałam niewinnie.
- Myślałem, że przyjdziesz pod prysznic…
- Już się zdążyłam wykąpać.
- No, tak zapomniałem wprowadzić…
- Czego?
- Zakazu samodzielnego kąpania.
- I tak będę łamać ten zakaz. Nie wiesz, że Polacy się wyspecjalizowali w łamaniu zakazów?!
- Tego nie wiedziałem - powiedział Hazza.
- Nie próbuj mi zakazywać czegoś, bo i tak i tak to złamię - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Musiałam skorzystać z toalety, więc wstałam.
- Gdzie idziesz?!
- Tam, gdzie król chodzi piechotą…- odpowiedziałam.
Gdy wyszłam z toalety, Harry leżał na łóżku.
- A ty czemu nie na tarasie? - zapytałam.
- Może się postaramy?
- Nie.
- Louis nam kazał…
- Nie. Dlatego, że nam kazał.
- No, chodź tu do mnie - powiedział Harry.
- Idę na taras - odpowiedziałam krótko.
- No nie bądź taka. Chodź do mnie.
- Nie. Żebyś znowu na Skype opowiadał nie wiadomo co?!
- A, to cię boli…
Wyszłam na taras i  położyłam się na leżaku. Zaczęłam się opalać.
Nagle ktoś stanął nade mną, ale kto to mógł być? No tak. Nikt inny prócz jednej osoby.
- Nie zasłaniaj mi słońca - powiedziałam sucho.
- Czy ja mam cię zabrać do pokoju? - zapytał.
- Tylko spróbuj - powiedziałam zła - Mam ochotę się opalać i koniec.
- Ja chcę co innego robić i też koniec.
- No, to mamy problem. To idź sobie do łóżka, a ja się poopalam.
- Tak sam mam iść do łóżka?!
- Odsłoń mi wreszcie to słońce! - powiedziałam wściekła - Nie chodzę z nikim do łóżka, jeśli ktoś mi każe!
- A jak cię poproszę?
- Jestem za bardzo na ciebie zła. Idź sobie.
Harry poszedł. Trochę mi się zrobiło głupio, że go tak potraktowałam,  ale nie lubiłam jak ktoś mi każe zrobić coś, na co nie  mam ochoty. On tego nie mógł zrozumieć… Poza tym byłam tak wściekła na Harryego, za to że opowiadał wszystkim dookoła jakieś głupoty. Jak on tak mógł?! Ja nie opowiadam żadnych durnych i wyssanych z palca opowieści… Tak szybko mu nie odpuszczę - pomyślałam. Po godzinie zaczęło mi się nudzić. Zaczęłam się zastanawiać, co robi Harry. Wstałam z leżaka i postanowiłam, że sobie porysuję. Weszłam do pokoju. Hazzy nie było. Może jest w łazience? - pomyślałam. Wzięłam blok, ołówek i parę niezbędnych rzeczy i wyszłam na taras. Właściwie, to pierwszy raz prawdziwie się pokłóciłam z Harrym… Zrobiło mi się przykro. Może nie miałam racji, że mu zrobiłam taką awanturę? - pomyślałam. Popatrzyłam na moją obrączkę. Lśniła jak nigdy. Zaczęłam ją obracać wokół palca. Różne myśli przechodziły mi przez głowę. Już miałam wstać i szukać Harryego, gdy on pojawił się na tarasie. Trzymał w ręku pudełko.
- Wybaczysz mi? - zapytał i spojrzał błagalnym spojrzeniem prosto w moje oczy. Podał mi pudełko- To na przeprosiny. Proszę, wybacz mi. Nie gniewaj się już na mnie. Proszę - oczywiście uśmiechnął się tym swoim pięknym uśmiechem. Otworzyłam pudełko. W środku zobaczyłam złotą bransoletkę z zawieszką serduszkiem również złotym.
- To, wybaczysz mi?
- Głuptasie, wybaczyłam. Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. Harry mnie pocałował.
- To zgoda?
- Zgoda.
- Ale jesteś już czarna - powiedział.
- Opalenizna? - zapytałam.
- Mhm…- odpowiedział - rodzona mama cię nie pozna. Szkoda tylko, że masz paski…
Nie zrozumiałam, o co mu chodzi.
- O czym mówisz? - zapytałam.
Pokazał na kostium.
- Mogłabyś się tu opalać nago.
Roześmiałam się.
- Bardzo śmieszne.
W tym momencie jakiś mężczyzna przepłynął pod naszym tarasem.
- Widzisz? Pierwszy raz, od momentu kiedy tu przyjechaliśmy, ktoś tu pływa…
- Dlatego nie mam zamiaru się opalać nago. Jak chcesz, to możesz,  ale ja nie – powiedziałam - założysz mi tą bransoletkę? - zapytałam.
- Podoba ci się?
- Bardzo! Jest piękna!- powiedziałam.
Harry się uśmiechnął. Pochylił się nade mną i mnie pocałował.
- Wiesz, mam ochotę na whiskey - powiedziałam.
Harry poszedł do domku i przyniósł dwie szklaneczki. Sączyliśmy whiskey siedząc obok siebie. Harry mnie objął i było mi bardzo dobrze. Pocałowałam go w policzek.
- A to za co? - zapytał.
- Za to, że jesteś taki wyrozumiały i znosisz moje humory. Przepraszam cię.
- Miałaś trochę racji. Byłem głupi, że tak wszystkim poopowiadałem. Przemyślałem to. Już więcej bez uzgodnienia z tobą nie powiem.
- Harry, wziąłeś waszą płytę? - zapytałam.
- A co?
- Posłuchałabym jej.
- A może chcesz posłuchać w oryginale?
 Pomyślałam sobie - Ale to nie to samo - i zgodziłam się.
Objął mnie wpół i zaczął śpiewać obie piosenki. Tą ze ślubu i tą, którą ostatnio napisał. Słońce powoli zachodziło i zaczęliśmy się jemu przyglądać.
- To idziemy na tańce? - zapytał.
- Z miłą chęcią - odpowiedziałam.
- No, to idziemy się ubierać - zarządził.
Doszliśmy do wniosku, ze pójdziemy jeszcze na kolację, a potem na tańce. Założyłam czerwoną sukienkę bez ramiączek. Harry założył biały garnitur. Umalowałam się trochę mocniej, niż zwykle i poszliśmy do restauracji. Na tablicy zobaczyłam, że jutro ma być wieczór seszelski. Postanowiłam namówić Hazzę, abyśmy poszli. Po kolacji poszliśmy do sali, gdzie leciała już głośna muzyka. Dzięki Bogu sala miała taras, więc wyszliśmy na niego i zaczęliśmy tam tańczyć. Było cudownie. W pewnym momencie orkiestra zagrała „More Than This”.  Harry złapał mnie wpół, przytulił mnie do siebie i zaczął mi śpiewać do ucha. Było to cudowne. Słońce dawno zaszło, a na niebie pojawiły się gwiazdy. Pokazałam Hazzie’ emu gwiazdozbiór lwa.
- Przejdziemy się gdzieś? - zapytałam, gdy skończyli grać.
- Gdzie tylko chcesz.
Wyszliśmy z sali, zdjęliśmy buty i poszliśmy plażą przed siebie. Harry przytulał mnie do siebie.
- Usiądziemy? - zapytał.
Usiedliśmy na piachu,  który nadal był ciepły. Zaczęliśmy przyglądać się gwiazdom. W pewnym momencie zobaczyłam spadającą gwiazdę.
- Zobacz! Spadająca gwiazda! Pomyśl szybko jakieś życzenie! - powiedziałam.
Pomyślałam sobie: Obyśmy się kochali zawsze tak, jak teraz.
- Pomyślałeś?
- A mam ci powiedzieć?
- Nie, bo się nie sprawdzi.
Przysunął się bliżej do mnie. Położyłam głowę na jego ramieniu i patrzyłam dalej w gwiaździste niebo. Straciliśmy poczucie czasu. Nie ważne która była godzina. Ważne, że byliśmy razem. Poczułam, że robi mi się zimno.
- Harry, musimy już iść, bo zaczyna się robić zimno…
Zdjął marynarkę i narzucił mi ją na ramiona. Wstałam i zaczęliśmy wracać. Gdy dotarliśmy do hotelu, było już po tańcach i panowała głucha cisza. Tylko w niektórych domkach paliło się światło.
- Która to godzina? - zapytałam.
- Nie wiem.
- Nie masz komórki?
- Nie wziąłem…
- Szczęśliwi czasu nie liczą - powiedziałam.
Gdy dotarliśmy do domku, okazało się, że jest po trzeciej.
- Hazziątko, rozepniesz mi sukienkę? - szepnęłam mu na ucho.
Harry zaczął mocować się z zamkiem,  ale ten nie chciał puścić.
- Coś się zacięło - powiedział- Chyba trzeba będzie rozciąć sukienkę…
- Ani mi się waż!
- To będziesz spała w sukience - powiedział.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne.
Złapałam  za zamek. Przesunęłam,  ale zamek ani drgnął.
- Harry, zrób coś!
- Spróbuj zdjąć górą - zaproponował.
- Przecież ona jest wąska! Jak ja mam ją zdjąć?!
- Poczekaj. Spróbuję ja. Stój prosto. Ręce do góry.
Zachciało mi się śmiać z tej sytuacji. Zaczął powoli podciągać moją sukienkę.
- A nie mogę jej porwać?!- zapytał.
- Nie!
- Dlaczego? Kupię ci nową!
- Bo to jedna z moich ulubionych.. - wymamrotałam spod sukienki. Harry dostał ataku śmiechu- No i z czego się śmiejesz? - zapytałam zrozpaczonym głosem.
- To chyba tak zostaniesz na zawsze… nie chcę cię martwić,  ale w dół już teraz nie pójdzie.
- To przestań robić sobie jaja i zachowuj się jak mężczyzna!
- To co mężczyzn interesuje, jest już odsłonięte.
Poczułam, że Harry zdejmuje mi majtki.
- Uspokój się. Zdejmij to ze mnie!
- No przecież zdejmuję.
- Ale tą cholerną sukienkę!
Harry szarpnął za sukienkę. Poczułam, że coś pęka i wreszcie byłam z niej wyzwolona. Nim się zorientowałam byłam już naga. Złapałam piżamę i pobiegłam do łazienki. Stwierdziłam, że muszę wziąć jeszcze prysznic. Odkręciłam kurek i poczułam, że Harry za mną stoi.
- Nie będziesz  się kąpać w taką noc sama - powiedział i zaczął mnie całować.

tropikalna_sypialnia

* Hello :) No i jak tam? Weekend się zaczął :) W poniedziałek jadę na zawody z ping ponga....  -.- Za jaką cholerę, nie wiem dlaczego, ponieważ z W-F' u jestem beznadziejna i nienawidzę tego przedmiotu... Trzymajcie za mnie kciuki... Nie chcę się zbłaźnić xD 
Wyszło jednak na jaw, że One Direction i The Wanted się nie lubią :( No cóż... Różnie w życiu bywa, nieprawdaż?
                                                                                                                                      ~Meg

czwartek, 22 listopada 2012

Blog :D

No hej :D Na początek chciałabym podziękować moim stałym czytelniczkom :) Dziwię się aż, że nie nudzi Wam się moje opowiadanie :O Z czego oczywiście jestem szczerze, naprawdę szczerze i mile zaskoczona. Nie sądziłam, że osiągnę sukces, w sensie nie sądziłam, że ktoś to będzie w ogóle czytał :) Jestem z tego powodu bardzo zadowolona i nie mam zamiaru na razie zaprzestać :D
Chciałam także się Wam pochwalić :) :

Wyświetlania mojego bloga :

Polska
4337
Francja
147
Rosja
105
Stany Zjednoczone
93
Wielka Brytania
51
Holandia
34
Niemcy
18
Izrael
10
Norwegia
2
Terytoria Palestyńskie
2


         Tajlandia                                                       2
         Australia                                                       1

Czyli w sumie = 4892 :D
Jeszcze nigdy czegoś takiego nie odczuwałam  +_____+ :D


Więc WIELKIE DZIĘKI, bo dzięki Wam i komentarzom (mimo, że jest ich mało) piszę dalej to opowiadanie :] Bez Was nie osiągnęłabym aż tyle...


17350_DZIĘKUJE.gif
                                                                                                                              ~Meg

Rozdział Czterdziesty Piąty


Siedziałam na tarasie. Była godzina wpół do ósmej. Włączyłam Skype. Byłam ciekawa, czy ktoś siedzi na nim. Zobaczyłam, że Niall jest aktywny. Połączyłam się z nim.
- Hejo, Niall! Co porabiasz i gdzie jesteś?! -  Niall podskoczył, kiedy mnie zobaczył.
- Nie ciebie się spodziewałem.
- A kogo?
- Wybranki mego serca.
- Czy coś się zmieniło?
- Nie wiesz jak dużo.
- No, to opowiadaj!
- Harry śpi?
- Śpi. Jestem sama. Po pierwsze gdzie jesteś?
- W Warszawie.
- Nie pojechałeś do domu?
- Byłem w domu,  ale wróciłem, bo nie mogłem wytrzymać.
- Czego?
- Musiałem wrócić do Warszawy.
- Ale rozmawiałeś wtedy z Ewelą?
- Tak. Nawet się spotkaliśmy.
- Gdzie?
- Spotkaliśmy się w Łazienkach.
- Nie zaatakował cię tam paw?
Niall popatrzył pytająco.
- Nie, pawie były super, a czemu pytasz?
- A, nic - roześmiałam się - mam wspomnienia z Łazienek.
- To  jest interesujące. Będziesz mi musiała kiedyś to opowiedzieć.
- Może kiedyś… Zobaczymy. No to opowiadaj.
- No, więc spotkaliśmy się pod pomnikiem Chopina i poszliśmy na bardzo długi spacer. Teraz już wiem, że dla Eweliny nie jestem obojętny.
Zaczerwienił się.
- Wiesz, gdybym mogła, to bym cię teraz uściskała - powiedziałam. Niall wyszczerzył aparat.
- Na następny dzień wyjeżdżałem do domu, więc bardzo czule się pożegnaliśmy.
- Hmm…- chrząknęłam.
- Nie, no nie myśl o tym. Przecież tylko byliśmy na spacerze… Pocałunki przecież są niewinne, prawda?
Trochę się uspokoiłam.
- No i co?
- No, więc pojechałem do domu. Pobyłem przez trzy dni. Gadałem z Ewelą przez te trzy dni i doszedłem do wniosku, że nie mogę bez niej żyć i wróciłem do Warszawy.
- Niall, jeżeli nie chcesz, żeby Kasia cię zabiła, a mnie przy okazji też, to trzymaj łapy na razie z daleka. Jeśli myślisz o niej poważnie, to wykaż się jak Harry. Cierpliwością.
- Jak to?! Przecież spaliście wcześniej razem.
- Ale nie uprawialiśmy seksu!
- To niemożliwe! Znając Harryego nie wieżę w to, że czekał na noc poślubną.
- Obyś się nie zdziwił, że nawet dłużej…
- To nie możliwe!
- Zapytaj Harryego.
- Co niemożliwe? - zapytał Harry, wchodząc na taras.
- Y… - zaczął się jąkać Niall.
- O czym wy rozmawiacie? - przyjrzał się uważnie.
Niall speszył się.
- Myślę, że powinniście pogadać sami – powiedziałam - w cztery oczy. Siadaj tutaj Harry i pogadajcie, a ja z tobą Niall pogadam kiedy indziej.
Weszłam do domku i weszłam pod prysznic. Gdy wyszłam spod prysznica, Hazzy nie było w domku. Pomyślałam: pewnie jeszcze rozmawiają. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wyciągnęłam swój szkicownik i zaczęłam rysować widok za oknem. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, kiedy wszedł z powrotem.
- Ciężka sprawa z Niallem - rzucił.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Bo jest opętany pożądaniem do Eweliny… Myśli tylko o jednym.
Roześmiałam się.
- Z czego się śmiejesz?
- Zdaje się, że ty miałeś ten sam problem.. - powiedziałam.
- Tak, tylko ty masz inną mamę.
- Nie wiem, o co ci chodzi…
- Kasia zakazała mu spotykania się z Eweliną.
- No, to wiem.
- On jest nieziemsko zakochany.
- No, ale ty też byłeś.
- Tak. I jestem do tej pory.
Popatrzył mi prosto w oczy.
- Chyba wiesz?
- Wiem - pocałowałam go namiętnie - Ale chodzi o to, że Ewela ma szesnaście lat i jeszcze nie skończyła szkoły. Jak ją skończy, to może Kasia będzie inaczej podchodzić do Nialla. Poza tym jesteście sławni i prawdopodobnie Kasia traktuje Nialla tak jak Zayna, który ma dziewczynę w każdym mieście. Nie chce narażać Eweliny na jakiś zawód miłosny. Rozumiesz?
- No, ale Niall nie jest taki!
- Kasia się musi do niego przekonać…
- To, co on ma zrobić?!
- Czekać…
- Ale on jest niecierpliwy…
- No i w tym się różnicie…- odpowiedziałam – Musisz mu wytłumaczyć, że może to zakończyć tylko na pocałunkach. Nic więcej. Na razie.
- A coś ty mu powiedziała?
 Powtórzyłam rozmowę z Niallem.
- I nie chciał mi uwierzyć. Twierdził, że to niemożliwe, że zaczęliśmy uprawiać seks… Dopiero tutaj.
- Właśnie o to mnie zapytał.
- I co mu powiedziałeś?!
- Że to prawda i powiedziałem, że warto było zaczekać. Ma przemyśleć sprawę i odezwać się później.
Usłyszeliśmy sygnał Skype.
- Co tam robaczki u was?!
- Co, stęskniłeś się za nami? - zapytał Harry.
- No, troszkę. Już dwa tygodnie jak was nie widziałem - powiedział Lou.
- U nas wszystko okej, a jak tam u was? Machu Picchu? Mieliście zadzwonić i co? - zapytałam.
- A mieliśmy drobne, takie przeżycia…
- A co się stało?
- Ellie zaczęła się źle czuć. Myśleliśmy, że to zatrucie, bo rzygała non stop.
- Patrz! Ja też się strułem! - powiedział Harry.
- Tak, tylko że ty nie jesteś w ciąży!
 Harryego zamurowało. Zresztą mnie też.
- To nasze gratulacje! Tak się cieszę! - powiedziałam.
- Okazało się, że Ellie jest już w drugim miesiącu ciąży! - powiedział Louis - i od trzech dni jestem szczęśliwym tatusiem!
- Jak to?! - zdziwiłam się.
- No… Jeszcze nie jestem,  ale wiem, że będę - powiedział dumnie.
- Louis, z kim gadasz? - usłyszeliśmy z tyłu.
- Z Megan i Harrym.
- O! Cześć wam!
- Nasze gratulacje!
 Ellie była lekko zaskoczona.
- O czym mówicie?
- Jak to, o czym?! Że zostaniesz mamusią! - wrzasnęłam.
- Już wam wszystko wypaplał?! To papla jedna! Policzę się z tobą później Louis! - powiedziała Eleanor - Dziękuje wam za gratulacje. Jestem bardzo szczęśliwa.
- A jak się w ogóle czujesz?
- No, poza tym, że rzygam rano… To jest wszystko w porządku. Trochę wystraszyłam Louisa, bo poranne mdłości dawały mi mocno do wiwatu. Lou ściągnął lekarza, a ten dopiero nam uświadomił, że jestem w ciąży… Louis chciał od razu wracać do Londynu,  ale powiedziałam, żeby wybił to sobie z głowy. Jesteśmy wreszcie w podróży ślubnej i żadna ciąża nam tego nie przeszkodzi!
  Chwilę jeszcze pogadaliśmy.
- To w takim razie wypijemy za wasze zdrowie! - powiedział Hazzie.
- A ty nie jesteś w ciąży, Megan? - zapytał Louis.
- Nic na ten temat nie wiem - odpowiedziałam wymijająco - Z objawów, które opisywaliście, to wygląda na to, że chyba Harry jest…
- Moje gratulacje, Harry! - krzyknął Lou.
- Śmiać się z biednego człowieka, który się struł…- powiedział żałośnie Harry.
- Nie wiadomo, czy ty się strułeś. Myśmy też tak myśleli. Koniecznie musisz iść do ginekologa.
 Ellie szturchnęła Louisa.
- Uspokój się! - powiedziała.
- No, to do następnego razu!- powiedziałam i się rozłączyliśmy.
- Ciekawy jestem, co u Liama i Danielle. Ona też jest w ciąży? - Harry zaczął się głośno zastanawiać.
Spróbowałam się połączyć,  ale nie odpowiadali. Wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na miejsce.
- To co? Idziemy na śniadanie? Pamiętaj, że niewolno ci jeszcze dzisiaj jeść surowizny.
- No jakoś będę się musiał pogodzić. Chyba, że faktycznie jestem w ciąży,  ale chyba będziemy musieli nad tym popracować…
- Na razie idziemy na śniadanie, a potem zobaczymy - zaczęłam się śmiać.
- Myślisz, że musimy iść na to śniadanie? A może by nam je przynieśli. Jeszcze nie zdążyłem się wykąpać. Ty chyba też nie…- kusił.
- A kto pójdzie do recepcji zamówić śniadanie? - zapytałam logicznie myśląc.
- No, mogę ja.
- To jak możesz iść do recepcji, to możesz iść na stołówkę.
- Ale tu muszę się ubrać, a do recepcji mogę iść w samych bokserkach…
Wymogłam na Harrym, żeby poszedł się umyć i poszliśmy na śniadanie. W restauracji było dużo osób, więc chwilę musieliśmy poczekać.
- Czy nie chcą państwo lecieć do parku narodowego? - zapytała recepcjonistka.
- A nie ma wycieczek statkiem?
- Statkiem mamy tylko wycieczkę na rafę koralową i spotkanie z rekinami.
- A, to dziękuje pani bardzo. Byliśmy już - powiedziałam - A jakieś inne wycieczki? Wszystko samolotami?
- No, jest jeszcze objazdowa po wyspie. Całodzienna.
Pomyślałam sobie, że moglibyśmy z tego skorzystać.
- Odbywają się raz w tygodniu. W piątki.
- To my się jeszcze zastanowimy. Dziękuje pani bardzo.
 W tym momencie przyszedł po nas kelner. Dzisiaj był urządzony szwedzki stół. Podeszliśmy do pierwszego ze stołów. Wzięłam talerz i zaczęłam przyglądać się temu, co jest na półmiskach. Wszystko wyglądało zachęcająco. Postanowiłam spróbować każdej rzeczy. Po kawałku nałożyłam sobie z półmisków i poszłam do stolika. Za chwilę do stolika podszedł Harry. Zajrzałam mu do talerza i włosy stanęły mi dęba. Na jego talerzu były różne sałatki. Nie wyłączając tych, z których były z surowych warzyw i owoców.
- Harry, miałeś nie brać surowizny!
- Ale one tak ładnie wyglądają… Nie mogłem im się oprzeć. Wołały do mnie: WEŹ MNIE, WEŹ MNIE!!! ( xD wiem, śmiać mi się samej chce xD)
- Jak zaczniesz znowu rzygać to będzie twoja wina - byłam na niego zła.
- No… Dobrze. To się zamień.
- Heh… Ciężkie to życie – powiedziałam i zamieniłam talerze.  Spróbowałam sałatek. Były naprawdę świetne. Harry wodził wzrokiem za moim widelcem z pożądaniem - Czy możesz się tak nie patrzeć? Bo tracę apetyt. Zaraz się przesiądę do innego stolika.
- Takie sałatki są pyszne…
- Tak. Są pyszne, ale nie dla ciebie! Będziesz mógł jeść je dopiero jutro.
Harry był niepocieszony.
- Znęcasz się nade mną - powiedział.
- Nie znęcam, tylko pilnuję, żebyś był zdrowy - odpowiedziałam poważnie.
- No, dobrze. Niech ci będzie - powiedział ponuro.
- Jutro już wszystko będziesz mógł jeść.
Po śniadaniu, podczas którego Harryemu poprawił się humor, postanowiliśmy się przejść w drugą stronę niż poprzednio.
Przeszliśmy kawał drogi, odpoczywając po drodze kąpiąc się, opalając i bawiąc się jak dzieci. W pewnym momencie Harry mnie zakopał całą w piasku. Wystawała mi tylko głowa.
- A teraz cię tak zostawię i pójdę dalej - powiedział.
Nie mogłam ruszyć ani ręką, ani nogą, a Harry zaczął odchodzić.
- Harry!- zawołałam.
- Co? - zapytał.
- No, nie zostawiaj mnie tutaj tak!
- To za śniadanie - powiedział.
- Tak? To idź sobie. Może ktoś mnie odkopie. Jakiś Seszelczyk. Przystojny, opalony, młody, inteligentny, który będzie potrafił docenić moje walory.
Harry zatrzymał się,  ale się nie odwrócił.
- Przepraszam pana! Czy nie mógłby pan mnie odkopać?
Harry nie wytrzymał.
- Do kogo ty mówisz?
- Do pana.
- Do jakiego pana?!
- No, do pana o zielonych oczach i brązowych lokach.
- A co pani może zaoferować? - zapytał podchodząc.
- Dużo rzeczy - odpowiedziałam przekonująco.
Harry padł na kolana i zaczął mnie odkopywać. W pewnym momencie zatrzymał się.
- Proszę o pierwszą wypłatę - powiedział i pocałował mnie.
- Więcej, jak pan mnie odkopie.
Zrobił to bardzo szybko. Szybko wstałam i pobiegłam do wody. Harry za mną.
- Gdzie pani biegnie?! Niech pani zaczeka! Miała pani zapłacić! - krzyczał za mną.
Nie przejmowałam się jego okrzykami i zanurkowałam. Woda była przyjemna i ciepła. Popłynęłam przed siebie i gdy chciałam wracać, poczułam, że coś mnie odpycha. Widziałam Harryego płynącego w moim kierunku. Z całych sił próbowałam do niego dopłynąć,  ale coś sprawiało, że się oddalałam. Żarty się skończyły.
- Harry, nie płyń do mnie!- krzyknęłam.
- A czemu?!- zawołał.
- Tu są prądy! Poszukaj jakiegoś statku, albo motorówki! Pospiesz się, bo mnie zaraz wyciągnie na pełne morze.
Zobaczyłam przerażenie w oczach Hazzy. Wycofał się na brzeg. Usłyszałam, że coś się za mną dzieje. Zobaczyłam znane stado delfinów, które obserwowałam codziennie rano. Podpłynęły do mnie i zaczęły pływać wokół mnie. Cały czas próbowałam płynąć w kierunku lądu, ale ląd się oddalał… Byłam  mocno przerażona. Nie wiem, czy delfiny wyczuły moje przerażenie,  bo poczułam, że coś mnie pcha w kierunku plaży. Harry nie zdążył jeszcze odbiec, gdy zobaczył, co się dzieje. Stał jak posąg na brzegu i przyglądał się jak zamurowany. Byłam bardzo zmęczona walką z prądem i niemiałam siły już płynąć. Delfiny dopchnęły mnie blisko lądu, skąd wyciągnął mnie już Harry. Byłam wyczerpana. Harry położył mnie w cieniu, a ja powiedziałam:
- Pić…
Pobiegł gdzieś. Widziałam delfiny, które jeszcze trochę popływały i bawiły się, a potem odpłynęły. Miałam wrażenie, że przez ten czas, kiedy baraszkowały patrzyły na mnie. Pomyślałam, że muszę coś dla nich zrobić. Po chwili przybiegł Harry z butelką wody. Podał mi ją do ust.
- Ale mnie wystraszyłaś. Najpierw myślałem, że robisz sobie jaja,  ale potem zrozumiałem, że wpadłaś w prąd. Nie wiedziałem, co robić…
- Dzięki Bogu nie popłynąłeś mi na ratunek. Gdyby nie delfiny, to dawno by mnie tu nie było.
Harry mnie pocałował.
- Nawet tak nie myśl - powiedział.
Harry położył się koło mnie i szepnął:
- Odpocznij.
Obudziłam się zdezorientowana. Czułam, że Harry mnie obejmuje,  ale nad nami zobaczyłam palmę. Przypomniałam sobie moją przygodę. Poruszyłam się.
- Już się obudziłaś?
- Możemy już wracać - powiedziałam.
Podnieśliśmy się i zaczęliśmy wracać do naszego hotelu.
- Gdzie można kupić ryby? - zapytałam.
- Po co ci ryby? - zapytał Harry.
- Muszę podziękować moim wybawcom - odpowiedziałam.
- A w jaki sposób chcesz to zrobić?
- Codziennie rano przepływają koło naszego tarasu.
- Myślisz, że to te same?
- Myślę, że tak, bo dlaczego miałyby mnie ratować, jakieś obce delfiny?
- Dowiem się w recepcji, a ty idź do domku.
- Pójdę z tobą - odpowiedziałam.
Poszliśmy do recepcji, a Harry zapytał recepcjonistkę. Była bardzo zdziwiona.
- A na co państwu ryby? Ryby będą na obiad.
- Ale nam zależy na świeżych rybach - powiedziałam i opowiedziałam recepcjonistce, co mi się przytrafiło.
- To częste przypadki w naszych rejonach – powiedziała - Delfiny pomagają naszym nierozważnym klientom wrócić na brzeg. Tak jakby patrolowały nasze plaże – dodała - załatwię dla państwa wiadro ryb. Będą stały przy bungalowie jutro rano.
 Podziękowaliśmy i poszliśmy w kierunku domu. Harry mnie obejmował ramieniem, a ja oparłam się o niego. Gdy byliśmy już w domku, położyłam się, a Harry zapytał:
- Co będziesz robić?
- Muszę nabrać trochę sił - odpowiedziałam.
- To śpij sobie, a ja pójdę na taras. Jak będziesz czegoś potrzebować, to zawołaj.
 Zamknęłam oczy i zaczęłam analizować zdarzenia wcześniejsze. Dopiero teraz do mnie dotarło, że musiały mnie pchać dwa delfiny, bo czułam na każdej stopie ich nos. Wokół mnie też płynęły delfiny tak jakby mnie eskortowały. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Usłyszałam, że coś dzieje się na tarasie. Zaczęłam się przysłuchiwać. To Harry rozmawiał na Skype. Z kim on tak gada? - zaczęłam się zastanawiać. Nie słyszałam rozmowy,  ale nie miałam siły wstać.
- Zapytam się później - powiedziałam szeptem.
Zamknęłam ponownie oczy i odjechałam. Obudziło mnie zamykanie drzwi. Rozejrzałam się,  ale nikogo nie było. Na tarasie także panował spokój i głucha cisza. Usiadłam,  ale zakręciło mi się w głowie. Położyłam się z powrotem. Poczekam, aż Harry wróci - pomyślałam. Byłam przekonana, że jest w łazience. Leżałam tak trochę, ale Harry nie wychodził i żadne dźwięki znikąd nie dochodziły, poza szumem fal. Próbowałam usiąść ponownie, ale strasznie kręciło mi się w głowie. Co jest?!- pomyślałam. Zawołałam Hazzę,  ale nie odpowiedział. Sięgnęłam po komórkę i popatrzyłam, która godzina. Było wpół do szóstej. BOŻE PRZESPAŁAM CAŁY DZIEŃ?!?! Pewnie Harry poszedł na kolacje… Biedny zgłodniał. Mam nadzieję, że poszedł na obiad, kiedy spałam... postanowiłam wstać. Powoli usiadłam. W głowie mi się kręciło, ale powiedziałam sobie:
- Muszę wstać. Co ze mnie taki mięczak? Czy co?! O nie… Muszę być twarda.
Spróbowałam wstać,  ale musiałam z powrotem usiąść. Co jest do cholery?! Harry we mnie wlał jakiś alkohol, że jestem pijana?!
Nie czułam żadnego kaca. Głowa mnie nie bolała. Siedziałam na łóżku, gdy do pokoju wszedł Harry.
- O, obudziłaś się!- uśmiechnął się promiennie. Niósł tacę z kolacją.
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś?
Wstałam. Harry postawił  tacę na stoliku, Cały świat mi zawirował. Zrobiłam krok i się wywróciłam.
- Co ci jest? - Harry podbiegł do mnie.
- Nie wiem… Kręci mi się strasznie w głowie.
Podniósł mnie i położył na łóżku. Położył mi rękę na czole.
- Nie masz gorączki.
Widać było, że jest mocno zaniepokojony.
- Może to wyczerpanie - powiedziałam.
- Nie. Zawezwę lekarza. Niech cię zbada. Niech mam pewność, że nic ci nie jest.
Wybiegł z domku, zanim zdążyłam zakazać. Po chwili wrócił, prowadząc lekarza.
- Tak dobrze się złożyło, że spotkałem pana doktora, gdy wychodził z sąsiedniego domku - powiedział Harry, wchodząc do środka.
- Co się stało? - zapytał doktor.
- Nie wiem. Strasznie kręci mi się w głowie.
- Piła pani alkohol?
- Nie. Spałam od rana do teraz.
- A nie miała pani jakiś silnych przeżyć? - zapytał.
Zmierzył mi ciśnienie, gdy mu opowiadałam o swoich porannych zdarzeniach.
- A! To wszystko jasne. Proszę jeszcze poleżeć. Najlepiej do jutra i nie wstawać. Dam pani leki na uspokojenie.
- Ale ja jestem spokojna - próbowałam zaprzeczyć.
- Słuchaj pana doktora.
- A ty słuchałeś?
- Słuchałem ciebie.
Lekarz zaczął się śmiać.
- Jeżeli pani nie chce brać leków, może pani wypić lampkę koniaku,  ale to porządną. Nawet dwie. Mąż na pewno zorganizuje.
Popatrzył na Harry'ego. Wydawało mi się, że mrugnął do niego,  ale nie oponowałam.
- I proszę nie wstawać. Pod żadnym pozorem.
- A do toalety?
- Mąż panią zaprowadzi. Samej proszę nigdzie nie chodzić.
Harry wyszedł na zewnątrz z doktorem. Usłyszałam pomruk rozmowy, ale nie zrozumiałam ani jednego słowa. Po chwili Harry wrócił.
- Co ci powiedział doktor?
- Że jutro będziesz zdrowa jak ryba i masz zakaz wchodzenia do wody.
- Ale ja nie wytrzymam bez wody!!!
- Ostatecznie możesz się kąpać w basenie.
- A co mi jest? - drążyłam temat.
- Stres - odpowiedział Harry krótko.
Zrobiłam ruch, jakbym miała wstać,  ale Harry, który zdążył koło mnie usiąść, przytrzymał mnie.
- Masz leżeć - powiedział stanowczo - Nie chcę, żeby ci się coś stało. Poleżysz dzisiaj, a jutro będziesz mogła już wstać. Przyniosłem kolacje. Zaraz zjemy.  Przyniósł tacę i usiadł koło mnie.                                - Pozwolisz, że cię nakarmię? - zapytał. Co miałam zrobić? Nie mogłam usiąść i musiałam się zgodzić. Poczułam, że jestem głodna.                                                                                                                                               - A mogę się położyć na boku?
- Spróbuj. Jeżeli ci się zacznie kręcić, to masz się położyć na plecach.                                      Przewróciłam się na bok, a w głowie zrobiła mi się znów karuzela. Czym prędzej wróciłam do poprzedniej pozycji.
- Poddaje się - powiedziałam.
Zaczął mnie karmić.
- Będę ci wybierał najlepsze kąski.
- Mieliśmy iść na tańce i co?
- To pójdziemy jutro - powiedział poważnie.
Gdy zjedliśmy kolacje powiedział:
- Masz tu grzecznie leżeć i nie wstawaj. Odniosę tacę i zaraz przyjdę.                                             Wyszedł. Po krótkim czasie wrócił z dwoma kieliszkami do koniaku. Wyciągnął butelkę z szafy i nalał do jednego kieliszka. Podszedł do mnie i podał mi kieliszek.                                                                                     - A ty? - zapytałam.
- To jest lekarstwo dla ciebie.                                                                                                                                           - Sama nie będę piła, a poza tym jak ja mam pić leżąc na plecach?!                                                                 - Przyniosłem słomki.                                                                                                                                                                - Sama nie będę piła – powtórzyłam - A poza tym przez słomkę to się upiję…                                       Harry zaczął się śmiać. Wziął kieliszek i podał mi go do ust, delikatnie przechylając.                               - Twoje zdrowie - powiedział. Drugą ręką wziął drugi kieliszek, do którego wcześniej nalał troszkę koniaku. Wzięłam łyk koniaku. Hazzie też się napił. Gdy przełknęłam, poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele - Lepiej ci trochę?
- Chyba tak - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Był taki opiekuńczy, że aż mnie rozczulał. Zaczęłam się cichutko śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał.
- Przypomniało mi się Chicago, kiedy miałam rękę w gipsie i jak się mną opiekowałeś. Byłeś bardzo cierpliwy.
Gdy wypiłam jedną lampkę, Harry chciał mi nalać drugiej,  ale powiedziałam:
- Nie… Wystarczy już! Bo jak wypiję drugą lampkę, to zacznie mi się kręcić z innego powodu… a co robiłeś przez cały dzień? - zapytałam, kiedy położył się koło mnie.
- Siedziałem trochę w Internecie, trochę pogadałem na Skype.
- A byłeś na obiedzie?
- Nie chciałem cię zostawiać samej.
- NIE BYŁEŚ  NA OBIEDZIE?!- zdenerwowałam się.
- Zadzwoniłem do recepcji i powiedziałem, żeby mi przynieśli tutaj. Obiad czekał też na ciebie,  ale się nie obudziłaś.
- Co z nim zrobiłeś?
- Zabrali, gdy przyszli po naczynia. Napisałem trzy piosenki. Chcesz posłuchać?
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam.
Jedna piosenka była o mnie, chociaż imię nie było  podane, ale wiedziałam, że jest napisana dla mnie i o mnie. Ta piosenka podobała mi się najbardziej.
- Kocham cię - powiedziałam.
Harry mnie pocałował.
- Ja ciebie więcej - powiedział.
- Nie bo ja - zaczęliśmy się przekomarzać - Chcesz się lać? - zapytałam, a on dostał ataku śmiechu i o mało nie spadł z łóżka. Sytuacja była rzeczywiście przekomiczna.
- Moja wojowniczka - powiedział i przytulił mnie do siebie.


* Dzień dddooooobbbrrryyy :D Zaskoczenie, że w ciągu tygodnia się pojawiam? :) A udało mi się :D Oto nowy rozdział :) i jak? :D
                                                                                                                                             ~Meg