piątek, 31 maja 2013

Rozdział Siedemdziesiąty Szósty ( Dla tych, którzy nie traktują życia na poważnie )

  Obudziłam się o szóstej rano. Pierwszą myślą, jaka przyszła mina myśl to: Dzisiaj przywożą meble! 
Harry spał głęboko tyłem do mnie. Ześlizgnęłam się z  łóżka, żeby go nie obudzić i zajrzałam do Darcy. Ona również smacznie spała. Poszłam po cichu do łazienki. Zamknęłam się w niej, umyłam i przebrałam się w wygodny strój. Żeby nie budzić Hazzy przeszłam przez pokój Darcy i wyszłam na korytarz. Cofnęłam się, bo uświadomiłam sobie, że muszę zabrać klucze do domu na Wiśniowej. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie są klucze… Przypomniałam sobie w jakiej marynarce Harry był ostatnio na Wiśniowej. Otworzyłam cicho szafę i znalazłam marynarkę. Bingo! Klucze były w kieszonce. Zgarnęłam je. Wzięłam swoje dokumenty oraz torebkę i wyszłam po cichu z pokoju. Weszłam do salonu. Usłyszałam, że w kuchni coś się dzieje. Zajrzałam do niej i zobaczyłam  Kazika przygotowującego śniadanie.
- Dzień dobry- powiedziałam. Chyba go wystraszyłam, bo podskoczył jak oparzony.
- Co ty tak wcześnie wstałaś?- zapytał.
- Przepraszam nie chciałam cię wystraszyć. Dzisiaj przywożą meble do naszego domu i mają przyjechać na ósmą.
- I nie możesz z tego powodu spać?- zaczął się śmiać Kazik.
- No jest za piętnaście siódma. Jak zjem śniadanie będzie siódma. Będę musiała już jechać. Akurat dojadę na czas.
- No masz rację. Co sobie życzysz na śniadanie?- zapytał.
- Na pewno kawę. Może tosta?
- Zaraz się zrobi- powiedział uradowany Kazik wsadzając chleb tostowy do opiekacza.
- A z czym chcesz tego tosta?
- Może być z nutellą.
- Robi się. Zjesz dwa tosty, czy jednego?
- Mogą być dwa.
- Słyszałem, że pokonałeś wczoraj Harrego na korcie.
- Tak się jakoś złożyło…
- Nie bądź taka skromna. Wiem, że jesteś dobra. Mama mi mówiła- powiedział Kazik patrząc na mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Kawa już się robiła.
- Idź, ja zaraz wszystko przyniosę- powiedział.
Weszłam do jadalni, która była pusta. Usiadłam na krześle. Nie długo po tym usłyszałam kroki. Myślałam, że to Kazik. Musiałam mieć bardzo zaskoczoną minę, gdy w drzwiach pojawiła się Dominika.
- Co tak się dziwisz? Przecież miałyśmy jechać razem- powiedziała siadając koło mnie.
- Zameldowałaś się Kazikowi?
- A to trzeba się meldować?
- No,  bo nie dostaniesz śniadania…
- Widziałem, widziałem- powiedział Kazik wchodząc z dwoma kawami i moją porcją tostów stawiając je przed nami- Co sobie życzysz na  śniadanie?- zapytał Dominikę- Tak jak Megan, czy coś innego?
- Tak samo- odpowiedziała pewnie z uśmiechem na twarzy.
Kazik pomaszerował z powrotem do kuchni.
-Która godzina?- zapytała Dominika.
- Za dziesięć siódma- powiedziałam- proszę. Częstuj się.   
- Ale to są twoje tosty.
- Przecież Kazik przyniesie takie same- powiedziałam- mamy mało czasu, więc już nie będziemy się sprzeczać, czyje tosty.
Wzięłyśmy po toście, a za chwilę na stole pojawiły się następne.
- Fajnie macie z tym Kazikiem- powiedziała.
- No nie zaprzeczę. Jest wspaniały!
Zjadłyśmy śniadanie.
- Musimy się zbierać, bo nie wiadomo jak z tymi korkami będzie. Wczoraj jechaliśmy godzinę…
- A gdzie Harry?
- Śpi.
- Nie obudzisz go?
- Wrócił bardzo późno, więc nie chcę go budzić. Pewnie przyjedzie później.
- Pewnie będzie zły…
- Trudno. Jakoś to przeżyję.
Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do BMW.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyjechałyśmy. Na Wiśniową dojechałyśmy za pięć ósma. Klęłam równo jak szewc, że jest tak późno, ale zdążyłyśmy jeszcze przed dostawą. Faktycznie o ósmej podjechał samochód ciężarowy. Był olbrzymi.
- Czy ten samochód jest zastawiony meblami tylko dla was?- zapytała Doma.
- Tak może być…- odpowiedziałam.
Z samochodu wysiadło pięciu panów. Otworzyłam drzwi wejściowe i przywitałam się z nimi.   
- Przywieźliśmy mebelki dla pani- powiedział jeden
- Bardzo się cieszę, bo nawet nie mamy na czym usiąść…
- Wszystko się zaraz wniesie.
Za chwilę podjechał jakiś samochód z którego wysiadł przystojny  mężczyzna.
- Szefie? To co? Wnosimy?- zapytał jeden z grupki.
- Pat, poczekaj. Muszę porozmawiać z właścicielem.
Popatrzył na nas.
- A właściciela nie ma?- zdziwił się.
- Jestem współwłaścicielką- odpowiedziałam.
- Mówiono mi, że będzie mężczyzna.
- Ale są dwie kobiety- odpowiedziałam- nazywam się Styles.
Mężczyzna poparzył się w papiery.
- No faktycznie. Zgadza się. Panowie, wnosimy- powiedział.
Robotnicy zabrali się dziarsko do roboty.
- Gdzie jest salon?- zapytał jeden z nich.
- Tutaj, proszę pana- wskazałam na łuk łączący salon z holem.
Robotnicy zaczęli wnosić meble. Postawili pod ścianami.
- Oj… To widzę, że cały dzień się zejdzie- powiedział kierownik.
- No… Pewnie się zejdzie- powiedziałam.
- Biblioteka gdzie ma być?- zapytał szef.
- Naprzeciwko- powiedziałam.
- Ale który pokój?
- Pierwszy, a drugi będzie gabinet- rzuciłam.
- Wszystko wiadomo- odpowiedział.
- Sypialnie na górę?
- Tak.
- Czy może mi pani wskazać?
 Poszliśmy na górę i powiedziałam, gdzie co ma być.
- Łazienki są przy sypialniach?
- Tak, proszę pana.
- Na razie postawimy je tutaj- zdecydował- słyszałem, że pani zależy na czasie.
- Bardzo- odpowiedziałam.
- Postaramy się dzisiaj wszystko złożyć.
- W pięciu?
- Wszystko się uda. Nich pani się nie martwi.
- A czy dwa jakieś miejsca siedzące można by było rozpakować dla nas od razu?
- Się robi- powiedział Pat.
Rozpakowali dwa fotele w bibliotece i ustawili obok siebie.
Usiadłyśmy sobie na nich.
- A gdzie jest kuchnia?- zapytał Bob.
- Za salonem- odpowiedziałam.
- Ciekawe w ile się uwiną- zaczęła się zastanawiać Doma.
- Zobaczymy…
Ciężarówka została rozładowana w całości o wpół do dziesiątej. Następnie Ekipa zabrała się za rozpakowywanie. Dwóch panów poszło do kuchni, a dwóch do salonu. Jeden poszedł do łazienki.
- Która to łazienka miała być?- zapytał Bob- na pewno ta?
 Poszłam sprawdzić.
- Nie. Ta to miała być na górze- powiedziałam z lekkim przerażeniem.
- Tak mi się zdawało, że coś tu nie gra…
-Dobrze, że pan zapytał.
- Czy jest tu gdzieś w pobliżu sklep?- zapytała Dominika.
- Do końca ulicy i za rogiem w prawo- powiedziałam.
- Pójdę po kawę i coś do kawy.
- Przecież ty jesteś moim gościem!
- Ale ty nie możesz nigdzie wyjść. Musisz pilnować, żeby ci przypadkiem kuchni w łazience nie zamontowali- powiedziała po polsku.
- O! Panie są z polski?- powiedział Bob.
- Jak to miło usłyszeć polską mowę i niech pani się nie martwi. Nie zainstalujemy kuchni w łazience- powiedział do Dominiki, która właśnie wychodziła w popłochu. Zaczęłam się śmiać.
- Tak Dominiko. Uważaj, bo tutaj co drugi człowiek to Polak...- rzuciłam do niej jeszcze. Masz tu moją portmonetkę.
- Mam swoje pieniądze - oburzyła się.
- Najlepiej to weź kartę Harrego- powiedziałam.
- Nie. Nie ma mowy. Jeszcze chcesz, żeby mnie wsadzili do pudła?! Nie ma mowy. Veto- wyszła pośpiesznie z domu.
- Ktoś jeszcze jest z panów z Polski?- zapytałam.
- Nie, tylko ja. Dlatego mówię, że miło usłyszeć.
Kuchnia została bardzo szybko ustawiona. Zostało tylko podłączenie kuchenki, ale tym miał się zająć gazownik, który miał przyjść o jedenastej. Elektryk był umówiony na dwunastą. Panowie się zwijali jak w ukropie. Dominika wróciła z kawą, wodą mineralną i jakimiś ciastkami.
- Ile jestem ci winna?- zapytałam.
- Nic. Przestań. Jestem na waszym utrzymaniu, to chociaż taki będę miała wkład- powiedziała przedrzeźniając mnie.
- Wiesz, co? To nie był najlepszy pomysł… Bo nie mamy w czym tego zrobić….
- Która jest godzina?
- Dziesiąta. 
- Poczekaj. Zadzwonię do Kazika, że gdyby Harry się wybierał do domu, to żeby zabrał parę rzeczy- powiedziałam.
Wybrałam numer Kazika.
- Cześć Kazik- powiedziałam, gdy się odezwał- czy Harry już się pojawił?
- Nie wiem, czy cię nie zabije. Jest wściekły jak nigdy.
- Zjadł śniadanie?
- Nie chce jeść śniadania.
- Daj mi go natychmiast do telefonu.
Nastąpiło przekazanie słuchawki.
- Halo?- usłyszałam wściekły głos Harrego.
- Wyspałeś się?- zapytałam niewinnie.
- Gdzie ty jesteś?!- niemal, że krzyknął.
- Na Wiśniowej- powiedziałam spokojnie- mam do ciebie prośbę.
- Zaraz przyjeżdżam.
- Poczekaj! Przywieź ze trzy kubki. Może być więcej, czajnik, łyżeczkę. Chociaż jedną i cukier ze śmietanką, ale masz zjeść najpierw śniadanie, bo tutaj na  prawdę nie ma gdzie, a potem będziesz się wściekał na wszystkich…
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
- Pogadamy później. Daj mi jeszcze Kazika. Kazik. Nie wypuszczaj jego bez śniadania. Przygotuj mu dziewięć kubków, albo szklanek, czajnik elektryczny może być, ale chcę tylko pożyczyć. Jakieś łyżeczki i cukier, bo kawę już mamy.
- Dobrze. Wszystko przygotuję.
- I jakieś talerzyki- zdążyłam jeszcze dopowiedzieć. Kazik się rozłączył. Pewnie pobiegł do kuchni przygotować to, o co prosiłam.
- Miałaś rację. Harry jest wściekły- powiedziałam spokojnie do Dominiki.
- I co będzie?- zapytała.
- Nic. Będę musiała jakoś go rozładować. Najwyżej dostanę klapsa.
- On ciebie też bije?
- Nie. To takie klapnięcie w pupę. W jego wykonaniu bardzo delikatne.
Ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stał jakiś mężczyzna.
- Dzień dobry. Jestem gazownikiem. Miałem być o jedenastej. Trochę przyszedłem za wcześnie…
- Nie ma problemu. Zapraszam.
- Cześć chłopaki!- powiedział wchodząc do środka.
- Już jesteś? Masz szczęście, bo niedawno skończyliśmy kuchnię.
Wszyscy pracowali jak małe samochodziki. Parter został zrobiony jeszcze przed przyjazdem Harrego. W pewnym momencie wyrzucono nas z biblioteki i kazano nam przejść do salonu. Gdy weszłyśmy, wszystko było już na miejscu. W oknach wisiały firanki. Lampy stały na swoim miejscu. Została tylko lampa do powieszenia. O wpół do dwunastej przyjechał Harry. Zaczął wypakowywać coś z samochodu. Poznałam koszyk Kazika i pomyślałam sobie:
Po co taki wielki koszyk?!
Harry wszedł do domu i zaniósł kosz prosto do kuchni.
- Dzień dobry wszystkim- powiedział- a z tobą się policzę wieczorem.       
- Już się boję…- odpowiedziałam.
- Super wyszedł ten salon. Kuchnia też nie najgorzej- powiedział.
- Co tak dużo przywiozłeś?
- Cały obiad dla nas wszystkich- odparł.
Zajrzałyśmy z Domą do kosza i rzeczywiście. Była tam zastawa oraz jedzenie w garnkach.
- Dlatego tyle czasu straciłem, bo Kazik jeszcze ostatnie rzeczy przygotowywał i nie chciał mnie wypuścić…
- No i dobrze- powiedziałam.
- Przepraszam szefowo. Czy można panią poprosić na górę?- usłyszałam głos Boba.
- Co on mówi?- zapytał Harry.
- Prosi mnie, abym do niego przyszła.
- To może ja pójdę?
- Ja już pójdę. Ty obejrzyj, co tu jest zrobione.
Weszłam na górę i zastałam Boba w naszej sypialni.
- Jestem- powiedziałam.
- Czy tak ma być ustawione?- zapytał.
- Super- powiedziałam- jest idealnie.
- A jak z łazienką? Jacuzzi ma być gdzie?
- Myślałam, że jacuzzi będzie stało w tym miejscu- wskazałam kont po prawej stronie od wejścia.
- Zaraz się to załatwi. Czyli tu. A kabina prysznicowa?
- Po lewej. Szafki przy umywalce. Lustro nad umywalką.
- Robi się- powiedział Bob- za chwilę jeszcze zawieszę firanki i zasłony. Proszę się zastanowić, gdzie ma być światło.
Postanowiłam, że muszę zapytać o to Harrego. Zawołałam go. Za chwilę był na górze.
- Pan się pyta, gdzie chcemy kinkiety.
- Ale mamy super sypialnię- powiedział Harry- nie myślałem, że tak świetnie wyjdzie. Myślę, że nad łóżkiem, prawda?
- O czym mówisz?
- O kinkietach.
- No najlepiej będzie nad łóżkiem. Elektryk ma przyjść o dwunastej.
- To niedługo.
- Pewnie za chwilę.
- Mogę?- usłyszałam głos Dominiki.
- No pewnie, że możesz. Wchodź.
- Ale fajnie wyszło. Epicko!
Za chwilę  z drugiego pokoju wyszedł Stef i zaprosił nas, żebyśmy przyszli zobaczyć. Był to pokój Darcy. Wyszedł lepiej niż w sklepie. Byłam zachwycona.
- Myślę, że Darcy się spodoba- powiedziałam.
- Spróbowałaby powiedzieć „nie”. Jest super ten pokój- powiedział Harry.
- A jak łazienka?- zapytał Stef.
 Doszliśmy do łazienki i stanęłam zauroczona.
- Myślę, że Darcy będzie się bardzo podobało- powiedziałam do Hazzy.
Na górze zostały do zrobienia jeszcze dwie sypialnie. Harry latał z jednego pomieszczenia do drugiego jak oszalały.
- Uważaj, bo dostaniesz zadyszki- zaczęła się śmiać Dominika.
- Już prawie dostałem- rzucił wchodząc do gościnnego.
O drugiej przygotowałam obiad. Podgrzałam go na kuchence i powykładałam na talerze i zaprosiłam wszystkich do stołu, który stał już w kuchni. Panowie przerwali na obiad pracę. Zjedli bardzo szybko i poszli kończyć. O szesnastej zaczęli się pakować. Wszystko było już gotowe, więc prosili żebyśmy odebrali robotę. Harry sprawdził wszystko i stwierdził, że jest okej. Zwinęli się w ciągu piętnastu minut i odjechali. Zostaliśmy we trójkę.
- Wyszło super- powiedziała zachwycona Dominika.
- Mi się też podoba. Wiesz czego nie kupiliśmy?- zapytałam Harrego.
- Czego?!- zdenerwował się.
- Mebli ogrodowych…
- No tak.  Zdążymy to jeszcze nadrobić.
- Zobacz jak fajnie by było, gdybyśmy mogli teraz usiąść w ogrodzie. Jest ciepło i ładnie.
- Co? Chcesz jechać do sklepu?
- I tak i tak musimy jechać, bo nie mamy żadnej zastawy- westchnęłam.
- Zdążymy to kupić. Nie przejmuj się. Zdaje się, że żeśmy już kupowali takie rzeczy o ile mnie pamięć nie myli- powiedział Harry i przytulił mnie do siebie.
- To kwestia tylko spakowania się i przewiezienia naszych rzeczy- powiedziałam.
- To kiedy to zrobimy?
- Może jutro?
- Wszystkie potrzebne rzeczy można załatwić przez Internet.
- Masz rację- powiedziałam- to może usiądźmy w salonie i wypijmy kawę?- zaproponowałam.
- Z miłą chęcią- powiedziała Doma.
Poszłam do kuchni. Mojej kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku pożyczonym od Kazika i postawiłam na gazie nakładając wcześniej gwizdek. Przygotowałam kubki wyłożyłam ciasteczka na talerz . Zabrałam ciasteczka do salonu. Harry z Dominiką byli pogrążeni w rozmowie. Zorientowałam się, że Doma mu opowiada o przygodach z Geoffreyem.
- Nigdy bym nie przypuszczałbym, że z niego taka szuja- powiedział Harry- wydawał się fajny koleś.
- To kiedy robimy parapetówę?- zapytałam.
- Trudno to będzie nazwać parapetówą- powiedział Harry.
- To najwyżej pójdziemy do twojego studia- odpowiedziałam mu.
- Do mojego studia? Nie wpuszczę.
- Możemy zrobić w piwnicy- rzuciłam.
- Przecież tam jest basen!
- Dobrze. To zrobimy na ulicy- zdecydowałam- Dominika, wiesz, że pokój gościnny jest dla ciebie. Widziałaś go? To może dzisiaj zróbmy tę parapetówę? Zadzwoni się do cateringu i przywiozą wszystko? Co wy na to?
- A wiesz to jest myśl- powiedziała Dominika.
Harry zaczął się zastanawiać.                                                    
- Nie ma co się zastanawiać, tylko trzeba zadzwonić do cateringu. Masz jakiś telefon do jakiejś firmy cateringowej?- zapytałam Harrego.
- Zaraz sprawdzę w komórce- powiedział.
Znalazł i wybrał numer.
- Dzień dobry. Z tej strony Harry Styles. Żona sobie wymyśliła parapetówę. Dzisiaj w naszym nowym domu. Chciałem  zamówić jakieś jedzenie i alkohole. Dacie radę? No mogą być chipsy. Orzeszki również. Tak żelki też mogą być.
- Daj mi ten telefon!- zdenerwowałam się.
Podał mi telefon.
- Dzień dobry. Z tej strony Megan Styles. Co możecie zaoferować?  Na dziewiętnastą. Tak.  Tak? No to super. Bardzo się cieszę, że odwołali. A co macie? To poproszę kanapki. Sałatki, tak. Coś słodkiego? A ciepłe danie. No to super. Czy zastawę też gwarantujecie? Dobrze. Może być. A z alkoholi? Może być wino, piwo i whiskey. Woda mineralna. Niegazowana. Tak. Rozumiem, że to wszystko będzie o dziewiętnastej. Za piętnaście? Jeszcze lepiej. Czy możemy liczyć na jakąś zniżkę? Jako, że ratujemy państwa z opresji. Dziękuje bardzo. Do widzenia- rozłączyłam się.
Harry miał wielkie oczy. Dominika zresztą też.
- Załatwiłaś to wszystko w pięć minut?- zdziwiła się Dominika.
- Co się będę rozdrabniać? Dostaliśmy 30% zniżki.
- Na to bym nie wpadł, żeby prosić o zniżkę- powiedział Harry.
- Ale im się klient rozmyślił, a mieli wszystko przygotowane… I są bardzo szczęśliwi, że żeśmy zamówili. Ponieśliby straty, gdyby nie my.
- Ty masz głowę do interesów. Zawsze miałaś- powiedziała Doma.
- To teraz jedziemy do domu, bo trzeba się przebrać, po całym dniu tyrania tutaj- powiedziałam.
Dominika dostała ataku śmiechu. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam najpierw do mamy.
- Mamo, czy macie jakieś plany na wieczór? Nie? To cudownie. To już macie.
- Co ty kombinujesz?- zapytała mama.
- A… Zapraszamy was na parapetówę. Na dziewiętnastą. Zresztą zaraz się i tak zobaczymy. Tylko nie mów nic nikomu, bo ja zaraz będę dzwonić  po wszystkich- rozłączyłyśmy się.
- Hazzie? Czy możesz powstawiać naczynia do zmywarki? Bo ja muszę zaprosić pozostałych gości- powiedziałam.
- Nie wygłupiaj się. Przecież zaraz tam jedziemy- rzucił.

- Nie wypada tak. Musimy im dać trochę czasu. Przyjedziemy na szóstą, przebierzemy się i wracamy.
 Doma o mało nie spadła z kanapy, gdy zobaczyła minę Harrego.


* HELLO :) JAK TAM PRZED DNIEM DZIECKA, CO? :) DZIŚ WRZUCAM WCZEŚNIEJ :) MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE WIĘCEJ KOMENTARZY, NIŻ POPRZEDNIO. I JAK WAM SIĘ PODOBA DOMINIKA? :) JAK SĄDZICIE? CO BĘDZIE DALEJ? XX Jakby co, mój twitter: @GokaEhlert zapraszam C:
~meg

piątek, 24 maja 2013

Rozdział Siedemdziesiąty Piąty (Dla moich trzech przyjaciółek: Klaudii, Gabrieli i Dominiki)


Wzięłam ją na ręce i powiedziałam:
- Coraz cięższa się stajesz, kluseczko.
Darcy przytuliła się do mnie i dostałam buziaka.
- Co porabiałaś dzisiaj? Powiedz.
- Bawiłam się z wujkiem Niallem, wujkiem Zayn’ em i z chłopakami. Potem lysowałam z babą i nie mogłam się na waś dociekać.
- No, ale się doczekałaś- powiedział Harry- chodź do mnie, bo mamie ręce odpadną.
 Harry zabrał ode mnie Darcy i zaczęli się bawić w „Kto głośniej pocałuje”. Ja miałam być sędzią. Położyłam się, bo byłam bardzo zmęczona i przysłuchiwałam się, kto głośniej cmoknie.
Powiedziałam na koniec:
- Darcy wygrała.
Harry był cały zaśliniony i poszedł dyskretnie do łazienki, aby się wytrzeć. Za chwilę przyszła mama, żeby się dowiedzieć, ile załatwiliśmy.
- Już wszystko załatwione. W piątek mają montować wszystko, a w sobotę się przeprowadzimy- powiedziałam.
- Najpierw niech zmontują, a potem będziesz się przeprowadzać- powiedział Harry.
- Ale wybraliśmy fajne rzeczy. Będzie ci się podobać- powiedziałam.
- Najważniejsze, żeby tobie się podobało.
- A Harremu?
- Też.
- Naprawdę super! Ale nie będę ci nic mówić. Jak zobaczysz, to stwierdzisz, czy ci się podoba- powiedziałam.
- Baba, ja dzisiaj nie idę śpać- powiedziała Darcy.
- Dlaczego nie idziesz spać?- zapytała mama.
- Bo ja będę śpać w nowym domu- odpowiedziała.
- Ale to jeszcze nie dzisiaj. Dziś będziemy spać w tym domu- powiedział Harry.
- Ja nie. Nie- zaparła się i koniec.
Do pokoju wpadli chłopcy Louisa.
- Darcy chodź- powiedział Tommie.
- A gdzie Darcy ma iść?- zapytałam.
- Musimy jej cioś pokaziać- powiedział Jim.
- A co chcecie jej pokazać?- zaczęłam się zastanawiać.
- Cioś- odpowiedział.
- A gdzie to coś jest?
- U naś.
Zdecydowałam, że nie będę wnikać, co oni chcą jej pokazać i pozwoliłam Darcy iść do chłopaków.
- A czy mnie zaprosicie?- zapytał Harry.
- Nie- odpowiedział twardo Tommie.
- Dlaczego?
- Bo ty jesteś staly- powiedział Tommie.
- Ja?- zdziwił się.
- Tak.
O mało nie parsknęłam śmiechem.
- A ja też jestem stara?- zapytałam.
- Tak- powiedział Jim.
- No widzisz Harry, dwójka staruszków stojących nad grobem- powiedziałam do Hazzy.
- Ja tak się nie czuję- powiedział Hazzie.
- Ale według młodzieży jesteśmy…
- Mamusiu, czy ja mogę iść z chłopakami?- zapytała Darcy.
- Tylko nie przeszkadzajcie nikomu.
Dzieciaki wybiegły w popłochu z pokoju, a Harry się lekko zaniepokoił.
- Co oni będą robić?- zapytał.
- A skąd mam wiedzieć?- powiedziałam- powiem szczerze, że jestem dziś jakaś śpiąca- i ziewnęłam na potwierdzenie.
- Dziś lecimy na koncert do Phoenix, a jutro do Bostonu.
- Ale się rozlataliście.
- Wrócimy późno.
- A o której wylatujecie?
- O wpół do czwartej.
- To zdążycie zjeść jeszcze obiad- powiedziałam.
Harry skoczył na łóżko i rzucił się koło mnie.
- Co ty wyprawiasz?! Chcesz, żeby łóżko się zawaliło?
- No przecież nie jestem taki ciężki.
- No nie wiem- powiedziałam nieprzekonanym tonem- Zdaje się, że chcesz mieszkać w nieurządzonym domu, bo jeśli zarwiesz łóżko, to będziemy się musieli tam przenieść.
Harry zaczął się śmiać.
- No coś w tym jest- powiedział- poczekaj do soboty, no…
Przytulił mnie  do siebie. W komputerze odezwał się Skype. Harry podszedł i zobaczył, kto dzwoni.
- Gabriela- oznajmił.
- A możesz mi przynieść laptopa?- zapytałam.
- Oczywiście, że mogę- podał mi go.
- Hejo!- usłyszałam Gabi- Co tam u was? Zamartwiam się, gdzie jest Dominika.
- To już mogę powiedzieć ci, gdzie jest- rzuciłam.
- A co? Rozmawiałaś z nią?
- Nawet się z nią widziałam.
- Jak to?!
- Jest u nas.
- Z Geoffreyem?
- Nie, sama.
- A mogłabyś ją poprosić?
- Zaraz zaniosę jej komputer- złapałam i poszłam do pokoju Zayna- ktoś tu do ciebie- powiedziałam, gdy Dominika otworzyła mi drzwi. Oddałam jej komputer- to na razie. Pogadajcie sobie- i wyszłam. Wróciłam do nas. W pokoju nie było nikogo. Jak to miło. Położyłam się na łóżku. Przykryłam kocem i zasnęłam. Obudziła mnie Darcy.
- Mamusiu wstawaj! Obiad.
Po drugim śniadaniu w kawiarni, byłam tak najedzona, że nie myślałam o jedzeniu.
- Wiesz, chyba nie będę szła na dół.
- Musisz!
- A to czemu?
- Bo będą twoje ulubione dania.
- A jakie to są moje ulubione dania?
- Zupa tluskawkowa.
- To nie są moje ulubione dania…
- A moje tak- powiedziała Darcy.
- Przecież ty nie możesz jeść truskawek!
- Dlaciego?
- Bo możesz być uczulona na truskawki! Nie będziesz jadła zupy.
- Ale ja chcię.
- Nie możesz, bo potem będzie cię wszystko swędzieć. Wiesz, gdzie tatuś?
- W oglodzie gla w tenisia z wujkiem Niallem.
- A co jest na drugie danie?- zapytałam.
- Gołąbki. Pewnie pyśne, bo baba lobiła.
- To chodź. Idziemy.
Zeszłyśmy na dół i zajrzałyśmy do jadalni.
- Chodźcie, chodźcie- zawołał Louis.
Przy stole siedziała cała rodzinka i tylko oni…
- Szukam Harolda…- powiedziałam i się wycofałam.
 Weszłyśmy do ogrodu. Na korcie grali Harry z Niallem. Zaś publiczność składała się z Liama, Danielle, Zayna i Dominiki oraz Simona i Michała.
- Wyspałaś się?- zapytał Harry w przerwie.
- Tatuś choć na obiad!- krzyknęła Darcy.
- Teraz gram. Nie mogę.
- Ale ja jeśtem głodna! Tata chodź! Wujek chodź!- powiedziała do nich.
- Ja też jestem głodny, ale muszę dokończyć mecz- powiedział Niall.
- A jaki jest wynik?- zapytałam.
-  40: 10 dla Harrego- odpowiedział Liam.
- Mamusiu jeśtem głodna. Chodź.
Dominika wstała.
- Nie radzę- powiedział Zayn.
- A to czemu?- zdziwiła się.
- Bo chłopcy jak im nie smakuje, rzucają jedzeniem- wytłumaczył jej Zayn.
- Mamusiu chodź!- jęczała Darcy.
Popatrzyłam, że jestem ubrana w czerwonego t-shirta, więc doszłam do wniosku, że jak dostanę truskawką, to nie będzie tego widać. Zaczęłyśmy iść z Dominiką i Darcy w kierunku domu.
Przed jadalnią złapał nas Kazik i powiedział:
- Załóżcie to- podał nam płaszcze przeciw deszczowe- głowy to sobie najwyżej umyjecie.
- Ale Ellie się obrazi- powiedziałam.
- Ostrzegłem ją, że będę dzisiaj rozdawał płaszcze.
Dostałyśmy z Dominiką prawie ataku śmiechu.
- Poczekaj, ja ich zaraz wszystkich ściągnę- powiedziałam.
Założyłam płaszcz i wyszłam do ogrodu.
- Chodźcie na obiad. Jest zabezpieczenie.
W tym momencie Niall padł na kort. Reszta wybuchła śmiechem.
- Niall, co ci się stało?- zapytałam.
- Dostałem piłką, a co ty masz na sobie?- zapytał podnosząc się.
- Kazik rozdaje przed wejściem do jadalni.
- Ma dla wszystkich?
- No chyba tak.
- To idziemy. Dokończymy potem- zdecydował Niall.
Wszyscy ruszyli w kierunku domu. Rzeczywiście Kazik miał dla wszystkich peleryny. Każda w innym kolorze. Pierwszy do jadalni wpadł Niall.
- Co ty się wygłupiasz?!- powiedziała Ellie do Nialla.
- Coś nie tak?- powiedział Liam wchodząc w swoim pomarańczowym płaszczyku do jadalni.
Gdy całe towarzystwo weszło do jadalni, Louis dostał ataku śmiechu.
- Ja też taki chcę!- powiedział.
- To idź do Kazika. To on rozdaje te cuda- powiedział Niall.
Ellie była nadąsana.
- Ellie. Lubisz jeść w samotności?- zapytał Michał.
- Nie. Właśnie się zastanawiałam, dlaczego nie przychodzicie- powiedziała do niego.
Louis w między czasie zerwał się z krzesełka i pobiegł w kierunku kuchni.
- Teraz już rozumiem- powiedziała obrażonym tonem- ja się z Kazikiem policzę…
- Nie licz się z Kazikiem, bo dba o nasze ciuchy- powiedział Zayn.
- Jeszcze ty go popierasz!- wybuchła Eleanor.
- Jak oni przestaną rzucać jedzeniem, to wtedy będziemy normalnie przychodzić i zostaw Kazika w spokoju. Dba o nasze ciuchy- powiedziała Danielle.
W tym momencie poleciała kapusta w kierunku Dominiki.
- Kto ty jeśteś?- zapytał Tommie.
- Mam na imię Dominika i jestem przyjaciółką cioci Megan- powiedziała Dominika zdejmując z oka kapustę- ale tak nie ładnie rzucać…
- O psieplaszam… Siamo poleciało- powiedział Tommie.
- A ty temu nie pomogłeś?- powiedziała Doma.
 Ellie podeszła do Dominiki i zaczęła ją wycierać.
- Strasznie cię przepraszam- powiedziała Ellie.
- Sama się wytrę. Dziękuję- powiedziała Dominika.
- Chodź. Zaprowadzę cię do łazienki- powiedziałam do niej.
Wstałyśmy i zaprowadziłam Dominikę do łazienki.
- Ostrzegaliśmy cię. Zayn cię ostrzegał- powiedziałam, gdy byłyśmy same.
- I to tak zawsze jest?
- Przeważnie.
- Dlaczego Ellie ich nie poskromi?
- Oni są nie do poskromienia…
- To straszne- westchnęła.
- Dlatego wszyscy wynajdują sobie jakieś zajęcia, żeby iść na posiłek, po tym jak rodzina Lou zje i wyjdzie…
- Rozumiem…
- Poczekaj. Masz jeszcze we włosach sos pomidorowy- poinformowałam ją, bo chciała już wychodzić.
- Gdzie?- popatrzyła w lustro z przerażeniem.
Pomogłam jej zmyć sosik.
- Czy można do łazienki?- usłyszałyśmy zza drzwi głos Harrego.
- A co się stało?- zapytałam otwierając drzwi.
 Nie musiał odpowiadać. To co zobaczyłam, mówiło samo za siebie. Harry miał całą twarz w sosie pomidorowym. Z płaszczyka spływała powoli kapusta.
- Coś powiedziałeś?- zapytała Dominika- że dostałeś gołąbkiem?
- Dostałem talerzykiem…
- Mam nadzieję, że nie nabili ci siniaka pod okiem?- powiedziałam.
- No mam też taką nadzieję… Pomóż mi- rzucił.
Usłyszeliśmy jakieś wrzaski za drzwiami. Szybko przekręciłam klucz w drzwiach.
- Teraz nigdzie nie wychodzimy- poinformowałam wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
- A dlaczego?- zdziwiła się Doma.
- Bo Louis i Ellie wyprowadzają chłopców- powiedział Harry- pomóż mi proszę.
Zajęłam się zmywaniem gołąbków z Harrego.
- Dobry pomysł miał Kazik z tymi płaszczami- powiedziała Dominika.
Gdy zapanował spokój za drzwiami, przekręciłam klucz i wyjrzałam do salonu. Był spokój i nikogo nie było widać.
- Teraz idziemy na obiad- rzuciłam wychodząc.
Gdy weszliśmy do jadalni brakowało Ellie i Lou i chłopaków, oraz Danielle i Liama.
- Co? Danielle dostała?- zapytał Harry.
- Yhy- odpowiedział Niall z pełną buzią- pyszne te gołąbki!- stwierdził po przełknięciu kęsa- Ania świetnie się spisała!
- A właśnie. Gdzie mama?- zapytałam.
- Musiała się iść przebrać- powiedział Michał- miała gołąbka za dekoltem…
- Nie ma to jak gołąbek w cycach- powiedziałam siadając do stołu.
Niall zaczął się dusić.
- Coś powiedziałam źle?- zdziwiłam się.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- No nie wiem, co twoja mama na to powie- powiedział Michał.
- Rzeczywiście wyśmienite te gołąbki- powiedziałam.
- Jeszcze takich w życiu nie jadłem! Są przepyszne!- powiedział Niall.
- Miło mi to słyszeć- powiedziała wchodząc do pokoju mama- szczerze mówiąc, robiłam je pierwszy raz.
- To jest nie możliwe- powiedział Simon.
- Ważne, żeby mieć dobry przepis- powiedziała mama.
Uśmiechnęłam się tajemniczo do niej.
- Czy wszyscy już się domyli?
- Brakuje jeszcze Danielle.
- A Liam też dostał?- zapytałam.
- Nie. Danielle dostała jakiś spazmów, więc musiał ją zaprowadzić na górę- wyjaśnił Zayn- u niej gołąbek wylądował na głowie.
- No to może potrwać zanim wróci- skwitował Harry.
Obiad był pyszny i już nie doszło do żadnych ekscesów.
- To co? Idziemy kończyć grę?- powiedział Harry do Nialla.
- Nie mam siły. Może później- odpowiedział najedzony Niall- muszę się przespać.
- To może ja za ciebie zagram?- powiedziałam do Nialla.
- A ty umiesz grać w tenisa?
- Troszkę.
Harry popatrzył na mnie.
- No dobrze. Dam ci fory- powiedział Harry.
Mama popatrzyła na mnie porozumiewawczo. Puściłam jej w odpowiedzi oczko.
- To idziemy. Chodźmy.
Wyszliśmy na kort pozbywając się płaszczy.
- Było 40:10 tak?- zapytałam- a kto był przy serwie?- dodałam.
- No, Niall- odpowiedział Harry.
Na „trybunach” zasiedli prawie wszyscy. Mama z Darcy i Michałem, Dominika przy której przysiadł Zayn oraz Liam.
- Liam sędzia?- zapytał Harry.
- Nie ma sprawy. Do tej pory sędziowałem- powiedział Liam- chyba, że Megan ma coś przeciwko.
- Ja? Nie- powiedziałam.
Wzięłam piłkę i zaserwowałam. Harry nie zdążył odebrać. Zobaczyłam w jego oczach znak zapytania. Ponownie zaserwowałam. Tym razem odebrał. Puścił piłkę bezpośrednio do mnie. I to był jego błąd… Zastosowałam forehand i posłałam piłkę w przeciwnym kierunku niż stał Harry.
- 40:30- poinformował Liam.
Harry wpadł w panikę. Znów zaserwowałam. Czułam, że Harry mnie bada. Odebrał piłkę i próbował zastosować podkręconą piłkę, ale mu nie wyszło.
- Po 40- usłyszeliśmy z widowni- wyrównanie!
Widziałam, że Harry zaczyna się robić zły. Zaserwowałam znowu. Tym razem Harry wziął się do roboty. Uderzył backhandem, który cudem odebrałam. Zobaczyłam podziw w jego oczach. Poprzerzucaliśmy trochę piłkę i zastosowałam lift. Faktycznie podziałał, bo piłka nabrała przyspieszenia. Harry nie odebrał jej.
- 50:40!
Harry był coraz bardziej zły. Zaserwowałam znowu, a Harry zastosował slice, którego bardzo nie lubiłam no i nie odebrałam…
- Serw po stronie przeciwnika- krzyknął Liam.
- Przecież wiem- powiedział wściekły Harry.

Zaserwował, ale udało mi się odebrać. Widziałam, że za wszelką cenę chce zwiększyć swoją przewagę. Podkręcił piłkę, ale udało mi się odebrać. Harry odebrał, ale tak niefortunnie, że piłka uderzyła w siatkę.
- Serw po stronie Megan.
Zaserwowałam i Harry znów nie zdążył odebrać.
Było 60:50.
Jeszcze tylko 30 punktów… Troszkę znów poodbijaliśmy piłkę i zastosowałam tym razem slice. Harry pobiegł w drugą stronę, a piłka w przeciwnym kierunku co on.
- Brawo!- krzyknęła publiczność.
- 70:50.
- Megan! Tak dalej!- krzyczała mama.
Harry podbiegł po ręcznik, a ja po wodę.
- Dobra jesteś- burknął.
- Dziękuję- powiedziałam obojętnie i poszłam na swoją połowę.
Ponownie zaserwowałam, ale Harry spodziewał się tej piłki i uderzył crossem. Dopadłam piłki w ostatnim momencie i odebrałam ją forhendem. Harry dla odmiany zastosował backhand. Podbiegłam do siatki i uderzyłam drive volleyem. Harry nie zdołał odebrać.
- 80: 50 piłka meczowa!- krzyknął Liam.
Serw był po mojej stronie, więc mocno uderzyłam piłkę. Harry odebrał ją, ale wybił ją na aut.
- Brawo! Wygrana!- wszyscy się zerwali z miejsc.
Podeszłam do siatki, podałam przeciwnikowi rękę.
- Dziękuję za grę- powiedziałam.
- Nie wiedziałem, że taka dobra jesteś. Gdybym wiedział, nie dałbym ci forów.
- Ups…- uśmiechnęłam się słodko.
W drzwiach pojawił się Niall.
- No i co?
- Wygraliście- krzyknął Zayn.
- WYGRAŁEM!!!!- zaczął krzyczeć Niall- pierwszy raz udało mi się z Harrym wygrać! To znaczy Megan wygrała, ale za mnie!- cieszył się.
- Nie radzę ci grać z Megan- powiedział Harry- bo przerżniesz do jaja…
Poczułam, że muszę iść się wykąpać. Wszyscy mi gratulowali.
- Skopałaś tyłek Harremu!- powiedzieli równocześnie Zayn i Dominika, po czym spojrzeli porozumiewawczo na siebie i się roześmieli.
- Gratulacje!- powiedział Michał.
- Mamusia wygrała!- powiedziała mama- Nie wiedziałam, że jesteś taka dobra!
- Widzisz mamo, nauka tenisa się opłaciła- powiedziałam spoglądając spode łba na Harrego.- Wybaczcie, ale muszę się iść odświeżyć.
- Idę z tobą- powiedział Harry.
- To kto teraz gra?- zapytał Zayn.
Wróciliśmy do pokoju, a Harry powiedział:
- Znowu mnie zaskoczyłaś.
- Tak się złożyło- odpowiedziałam.
Poszłam do łazienki i wlazłam pod prysznic. Zastanawiałam się dlaczego Harry nie wchodzi, ale gdy wyszłam z kabiny usłyszałam głos Darcy:
- Ja musie do mamusi.
- Mamusia zaraz wyjdzie.
Założyłam szybko szlafrok i wyszłam z łazienki.
- O mamusia!- krzyknęła Darcy- chciałam buziaka od ciebie. Od mojej miścini!
- Ja mistrzynią?- zdziwiłam się.
- Tak.
Dałam jej słodkiego buziaka.
- Żądam rewanżu- powiedział Harry.
- Dobrze, ale nie teraz. Teraz muszę się położyć.
- Coś ci się stało?- zdenerwował się.
- Troszkę się zmęczyłam.
Darcy wybiegła radośnie z pokoju. Harry zamknął za nią drzwi.
- Wykąpałaś się już?
- Wykąpałam.
- To może mi umyjesz plecy?
- Nie. Muszę się teraz położyć.
Poszedł zrezygnowany do łazienki.
- Tylko nie wrzeszcz tam w tej łazience- powiedziałam.
Położyłam się na łóżku. Po niedługim czasie przyszedł Harry z mokrą głową.
- O której przylatuje „Słoniątko”?- zapytałam.
- Rozmawiałem z pilotem i najpierw była mowa o szesnastej, ale przełożyliśmy wylot na siedemnastą.
- No to zdążysz się jeszcze przespać- powiedziałam do niego- tylko nastaw budzik na czwartą.




*Hej Wam :))) No i co tam u Was? :) U mnie w miarę... Ostatnio czytam opowiadanie z Niallem :) w zasadzie Darka z Niallem, ktoś kojarzy? :)) W każdym bądź razie każdej Wam polecam :) Jak Wam się podobał rozdział? :)  Liczę na Wasze komentarze :D
                                                                                                                                ~Meg

piątek, 17 maja 2013

Rozdział Siedemdziesiąty Czwarty ( Dla tych, którzy nie boją się stąpać twardo po ziemi :))


Na lotnisko dojechaliśmy w ostatnim momencie. Już zaczęłam Harremu ciosać kołki na głowie i oczywiście on był wszystkiemu winien. Bo za późno wyszliśmy, bo jechał za wolno, albo za szybko, bo się guzdrał i prawie, że doszło do rozwodu.
- Zaraz wezmę plaster i zakleję ci buzię- powiedział Harry.
- Mnie?
- Tak tobie. Gadasz jak najęta. Jakby ci ktoś do buzi silniczek wsadził. Widzisz, zdążyliśmy- powiedział zadowolony z siebie.
- Ale gdybym cię nie popędzała, to byśmy nie zdążyli.
- Zdążylibyśmy.
- Nie.
- Już nie kłóć się ze mną.
- To ty się ze mną kłócisz.
- Jak ja mam z tobą wytrzymać?
- Normalnie.
- Jesteś taka słodka, jak się kłócisz.
- Teraz to mówisz, że słodka, tak, a przed chwilą byś mnie zabił.
- Ja?!- zdziwił się- co ty opowiadasz?
- Mówię prawdę.
- Chyba się na ciebie obrażę- powiedział.
Zdenerwowanie już mi przeszło, więc mogłam sobie pożartować.
- Hazziątko. Przecież wiesz, że jak się denerwuję to jestem nieznośna. Poza tym, jak jestem w ciąży, to też jestem nieznośna, a to jest twoja wina.
- No tego nie mogę zaprzeczyć- odpowiedział- Jak się na ciebie gniewać?
- Gniewałeś się już na mnie? Bo sobie nie przypominam.
- Raz chciałem cię tylko zabić.
- Taaaak? A kiedy?
- Jak się dowiedziałem, że leżałaś w szpitalu.    
- Aaaa.
- A ty mi nic o tym, nie powiedziałaś, że leżałaś.
- Oj, tam, oj tam- powiedziałam- Zobacz jest!- krzyknęłam- DOMINIKA!!!
Właśnie wychodziła po odprawie. Gdy usłyszała mój wrzask, odwróciła się i jak mnie zobaczyła, zaczęła machać jak oszalała. Zostawiłam Harrego i pobiegłam do Dominiki. Ona też puściła się pędem i rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
- Tak się cieszę, że przyleciałaś!- powiedziałam.
Po krótkim czasie przyszedł Harry.                                                         
- Witaj Doma- powiedział i przywitał się z nią- gdzie masz bagaż?
- Jeszcze nie odebrałam… Musiałam się przywitać z twoją żoną.
- No spróbowałabyś nie- odpowiedział.
- To co?- powiedziała Dominika.
- Byś miała ze mną do czynienia.
- O… Już się boję.
- Wiesz jak ona przeżywała twój przylot? Już od piątej była na nogach i ciosała mi kołki na głowie- zaczął się wyżalać Harry.
- Haroldzie, już wiem, po kim Darcy ma te opowiadanie bajek- powiedziałam.
Dominika zaczęła się śmiać. Miło było zobaczyć uśmiech na jej twarzy.  No i dzięki Bogu. Dobrze, że zabrałam Harrego ze sobą. Harry poszedł z Dominiką po bagaż, a ja czekałam na nich przy wyjściu.Po pewnym czasie pojawili się z jedną nie dużą walizką.
- Powiedz, czemu nie można cię było nigdzie znaleźć? Ani w necie, ani przez komórkę?
- A, to dłuższa historia. Opowiem ci ją później- rzuciła.
- Jak chcesz- powiedziałam.
Stwierdziłam, że nie będę naciskać na nią. Jak będzie chciała, to sama powie. Po godzinie dojechaliśmy do domu.
- Straszne te korki. Myśmy narzekały na korki, które były w Warszawie, a tu…- powiedziałam.
- No właśnie widzę- odpowiedziała Dominika.
Gadałyśmy przez całą drogę jak najęte, a Harry się tylko przysłuchiwał. Doszłam do wniosku, że jednak jest gentelmanem. Po ciepłym przywitaniu, zaprowadziłam Dominikę do pokoju Zayna.
- Mam nadzieję, że Zayn cię nie będzie nachodził i że nie pomyli pokoi, bo odstąpił ci swój pokój.
- Ale…
- Żadnych „Ale”. Sam zaproponował, że się przeprowadzi do Nialla.
- To czemu mi nie powiedziałaś, że nie macie miejsca? Przyjechałabym później…
- Daj spokój. U nas bez przerwy coś się dzieje. Nie masz mieć co wyrzutów sumienia.
- To muszę mu podziękować.
- Nie przejmuj się. Nic mu się nie stanie. Kiedyś mieszkał sam z Niallem- powiedziałam.
- No, ale teraz odstąpił mi ten pokój- powiedziała.
- Weź się rozpakuj, czy ci pomóc?
- Nie zostawiaj mnie samej. Możesz siedzieć ze mną.
- Co się stało?- zapytałam- opowiadaj wszystko.
- A skąd wiesz, że coś się stało?- zdziwiła się.
- Znam cię na tyle dobrze. Opowiadaj- zachęciłam ją. Jestem teraz cała dla ciebie.
-To interesujące- powiedziała Dominika.
No nie jest jeszcze tak źle, że chcesz sobie pożartować- pomyślałam.
- Mam dosyć Francji i Paryża, Geoffreya i wszystkiego, co z nim związane- walnęła.
Musiałam usiąść. Usiadłam na łóżku przed nią.
- Jezus Maria! Co ty opowiadasz? Nic nie rozumiem…- powiedziałam zdezorientowana.
- No, bo chodzi o to, że Geoffrey dostał fioła na punkcie Ludwika Słońce i innego tematu nie ma. Tylko to. Mam dosyć. Żyjemy w XXI wieku, a nie w czasach Króla Słońce. Tak mu odbiło, że nic do niego nie dociera. Powiedziałam mu, że powinien się leczyć… Mam go dosyć. Po ostatniej awanturze, którą mi zrobił o wygniecioną sukienkę. Tą w której ty byłaś na naszym balu, powiedziałam, że mam dość i że się wyprowadzam i zrywam zaręczyny.
 - Ale myślałam, że szalejesz za nim- powiedziałam.
- Też tak myślałam, ale do czasu…
- To mi nowina- powiedziałam.
- Jeżeli pozwolicie… Ale.. Nie… Jeżeli pozwolicie…. Nie… Nie mogę zajmować tyle czasu pokoju Zayn’ owi…
- Nie przejmuj się i tak niedługo się stąd wyprowadzamy.
- Jak to?!
- A… Długo by opowiadać.
- No to opowiadaj!
- No dobrze. To od czego by tu zacząć? Może od tego, że jestem znowu w ciąży.
- To cudownie! Mam nadzieję, że Harry wie.
- Wie. Po drugie dwa dni temu się dowiedziałam, że Harry kupił dom. Zresztą wszyscy kupili domy i będziemy mieszkać na jednej ulicy.
- Ale super!
- Dziś byliśmy w sklepie po meble. Jestem załamana, bo wybrałam meble tylko do łazienek i do kuchni. Spędziliśmy tam dziś pół dnia i nieudało mi się wszystkiego załatwić.
- Dlaczego?
- Bo tego tyle jest, że nie byłam w stanie. Gdy wróciliśmy ze sklepu, padliśmy obydwoje.
- Ciebie mogę zrozumieć, ale Harry?
- No to wyobraź sobie, jak wielki jest ten sklep, skoro chłopa powalił…
- Interesujące- powiedziała z podziwem.
- Możemy jutro pojechać, jeżeli będziesz chciała. Pomożesz mi coś wybrać.
- Z całą przyjemnością.  Tylko nie Ludwik Słońce
- Nigdy bym ci tego nie zaproponowała- powiedziałam.
Dominika skończyła się rozpakowywać.
- Chodź na kolację, bo Kazik na pewno się denerwuje, że cię nie ma- rzuciłam zrywając się z łóżka.
- Ale wiesz… Ja nie jestem głodna. Poza tym nie chcę robić kłopotu.
- Przestań! Nie drażnij mnie. Jestem w ciąży, a kobiecie w ciąży się nie odmawia- zażartowałam.
- No wiem…
Zeszłyśmy na dół. W jadalni siedział Harry i kończył jeść kolacje.
- Przepraszam, ale Kazik się tak denerwował, więc musiałem zacząć jeść…- zaczął się tłumaczyć- mama mówiła, że Darcy  będzie spała u niej. To prawda?
- Tak. Uzgodniłyśmy to- powiedziałam.
Zobaczyłam w jego oczach znowu, znajome mi iskierki.
- Nawet o tym nie myśl. Chcę pogadać z Dominiką i nie wiem, o której wrócę do pokoju- powiedziałam do niego.
- A gratuluję tobie też- powiedziała Dominika.
- Czego?- zdziwił się Harry.
- No… Nowego potomka.
- Już wszystko powiedziałaś?!- zwrócił się do mnie.
- No, Dominice wszystko. Doma przyjechała na dłużej, więc musimy szybciej wykończyć dom- powiedziałam.
- A co Geoffrey?
- Cicho bądź- powiedziałam.
- Rozstałam się z nim- powiedziała.
- Jezu… Co on zrobił?- zapytał Harry.
- Dostał hopla na punkcie Ludwika.
- No, to było zauważalne wcześniej.
- Ale teraz, to już całkowicie dostał. Jest nie do wytrzymania, więc zerwałam zaręczyny i wyjechałam.
- Rozumiem, że gdyby tutaj dzwonił do nas, to ciebie u nas nie ma?- zapytał Harry.
- Brońcie Panie Boże! Nie ma i koniec.
- A dlaczego ma dzwonić?- zapytałam.
- Pamiętam, że dzwonił w podobnej sytuacji- powiedział Harry.
- Czy możemy o nim nie mówić?- zapytała Dominika.
- Oczywiście- powiedziałam- Hazziątko, jedziemy jutro do sklepu, kupować resztę mebli.
- O MATKO…. Jeszcze ci nie dosyć?- zapytał.  
- Musimy, bo nie wiem ile Zayn wytrzyma z Niallem.
- Umówiłem się z Kazikiem, że będzie gotował lekko strawne rzeczy, żeby Zayn nie zaczadział…
Wybuchłyśmy śmiechem.
- No dobrze… Jestem tak zmordowany po tym sklepie, że idę do łóżka- rzucił wstając od stołu- a jeszcze jutro mamy jechać, to muszę złapać trochę oddechu.
- Meg, pamiętaj, żebyś nie siedziała zbyt długo, bo Doma jutro nie wyjeżdża i będziesz miała czas na pogadanie.
- Dobrze, ojczulku- powiedziałam.
Pogroził mi palcem i poszedł na górę.
Darcy już poszła spać, więc mamy nie było widać, a Michał też widocznie jej towarzyszył.
- Jeszcze nie poznałaś obecnej Darcy. jest teraz na etapie pytań: Dlaczego.
- To słodkie- powiedziała Dominika.
- Może na chwilę, ale kiedy odpowiadasz na to samo pytanie po raz enty, to cię zaczyna ciskać. Zresztą, przekonasz się o tym sama.
Dominika zaczęła się śmiać. Skończyłyśmy kolację, a Dominika jakoś ziewnęła.
- Strasznie cię przepraszam, ale chyba ta zmiana czasu tak na mnie wpłynęła…
- Nic nie szkodzi. Jak chcesz, to jutro od rana, będziemy kontynuowały nasze pogaduchy.
- No przecież po to tu przyjechałam.
- Gabriela cię szukała. Myślała, że jesteś u mnie. I nie mogła się do ciebie dodzwonić. Dzwoniła do ciebie?
- Nie.
- To będę musiała się z nią połączyć.
- Ale nic jej nie mów. Proszę.
- A czemu?
- Bo się obrazi, że ty wiesz, a ona nie.
- Nic nie powiem. Bądź pewna.
Zaprowadziłam ją do pokoju. Pokazałam, gdzie co jest. Okazało się, że Zayn zapomniał zabrać swoich kosmetyków.
- Poczekaj chwilkę. Niech Zayn zabierze swoje kosmetyki, bo cię jeszcze rano obudzi. Zaraz go zawołam.
- Ale w końcu to jest jego pokój.
- Ale trudno. Wypożyczył ci go.
Nie dałam jej nic odpowiedzieć, bo poszłam do Zayna i Nialla. Zapukałam.
- Zayn, czy nie potrzebujesz przypadkiem swoich kosmetyków?- zapytałam.
- Ojej! Rzeczywiście! Zapomniałem o kosmetykach…
Otworzył drzwi. Zobaczyłam, że jest w samych slipkach
- Tak kobiecie ciężarnej się pokazywać w samych slipkach?!
Niall o mało nie spadł z łóżka.
- O przepraszam!- powiedział.
- Nie co na to Harry…- powiedział Niall.
- Co Harry?- usłyszeliśmy głos Harrego.
- Nic, nic śpij- powiedziałam.
Poszliśmy do pokoju Dominiki. Zobaczyłam, że Zayn idzie w slipkach.
- Zayn! Wracaj i ubierz się. Gościowi tak nie wolno się pokazywać.
- A ja to szybko załatwię.
- Dominika! Zamknij oczy- powiedziałam- albo odwróć się tyłem do wejścia.
- Co tu się dzieje?- usłyszeliśmy za drzwiami Harrego.
Zayn pobiegł do łazienki i się zamknął w niej.
- Ja nie będę ryzykować spotkania z Harrym w tym stroju- rzucił jeszcze.
Wybuchłyśmy z Dominiką śmiechem.
- Co się dzieje?- usłyszałyśmy znowu Hazzę.
- Nic, wszystko w porządku- powiedziałam.
- A o czym rozmawiacie?
- O czasach przedszkolnych- rzuciłam.
- A właśnie. Muszę z tobą porozmawiać na temat przedszkolnych waszych czasów- powiedział- Mogę wejść?
- Może nie dzisiaj- powiedziała Dominika.
- Megan, chodź już…- błagał Harry.
- Nie da nam spokoju- powiedziałam- To w takim razie do jutra- a szeptem dodałam- muszę go odprowadzić do pokoju.
- Już idę- powiedziałam wychodząc z pokoju.
- Nie mogę zasnąć bez ciebie- powiedział żałośnie.
- No już idziemy do nas.
Weszliśmy do pokoju. Zamknęłam szybko drzwi i zaczęłam się rozbierać.
- To o co chodzi z tą Dominiką?- zapytał.
- Geoffreyowi rzeczywiście odbiło…- powiedziałam.
- A na jakim punkcie?
- Jak to jakim? Przecież widziałeś sam.
- A to on tak na poważnie tego Ludwika?
- Jak najbardziej.
- To chyba rzeczywiście mu odbiło…
- Idę pod prysznic- powiedziałam.
- Idę z tobą.
- Jeszcze się nie umyłeś?
- Czekałem na ciebie.
Wzięliśmy długi prysznic i poszliśmy do łóżka.
- A z czego się tak śmiałyście, powiedz.
- A naszedł nas małpi humor- powiedziałam.
- Co to jest „małpi humor”?
- Taka  głupawka- odparłam.
Harry przyjął to do wiadomości i już więcej się nie dopytywał. Zasnęłam w objęciach Hazzy, myśląc, że Geff jest jednak kretynem, bo nie wie, co stracił.
Następnego dnia pojechaliśmy w trójkę do sklepu, żeby zobaczyć ofertę. Zdawało mi się, że oferta była jeszcze bogatsza.
- O Jezu, rzeczywiście miałaś rację, że ten sklep jest olbrzymi- powiedziała Dominika.
- To od czego dziś zaczynamy?- zapytał Harry.
- Od salonu- powiedziałam.
Poszliśmy w kierunku salonów. Po dwudziestym salonie miałam już dosyć.
- Może ja tu usiądę na foteliku, a wy przejrzycie dalsze propozycje?- zaproponowałam- Jak zobaczycie coś ciekawego, to powiedzcie.
- No trudno, żebym ja ci urządzała salon- powiedziała Doma.
- Ja już nie mam siły…
- A czemu nie weźmiesz dekoratora?- zapytała Doma.
-  To samo jej powiedziałem, że trzeba wziąć, ale się uparła, że sama chce- wtrącił Harry.   
- Dobra. Mam pomysł. Harry zostań z nią tu. Ja przelecę, a potem jej narysuję- powiedziała Dominika.
Weszła do następnego pomieszczenia i usłyszałam:
- Meg, ale ty to musisz zobaczyć…
Wstałam i przeszłam za nią. Faktycznie. Następny salon był taki, o jakim marzyłam. Zapisaliśmy sobie numer sali  i przeszliśmy do sypialni. Pierwsze trzy sypialnie mi się nie podobały. Nie były w moim stylu. Następna była bardzo nowoczesna, a nią zainteresował się Harry. Popatrzyłam na tą sypialnię, ale doszłam do wniosku, że nie może być, ze względu na łóżko wodne.
- Hazzie, nie pasuje to do naszego łóżka. Popatrz tylko- powiedziałam.
- Faktycznie.
Przeszliśmy jeszcze do następnej sali i to było coś, co mnie satysfakcjonowało.
- Super ta sypialnia- powiedziałam.
- No może być- zgodził się Harry.
- Nie podoba ci się?
- A możemy zobaczyć następną?
Kolejna nas zauroczyła i zdecydowaliśmy się na nią. Znów odnotowaliśmy w naszym karneciku numer sali i przeszliśmy dalej. Teraz wybieraliśmy do innych sypialni.
- Ale wiesz, co? Ta sypialnia, która ci się tak podobała, będzie pasować do pokoju gościnnego- powiedziałam do Harrego.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że ta sypialnia jest super- powiedział.
Zapisaliśmy ją i przeszliśmy do pokoi dziecięcych. Było bardzo dużo ciekawych rzeczy, ale wybrałam jeden dla Darcy. Wiedziałam, że ten będzie jej się podobał. Doszłam do wniosku, że dla niemowlaka są meble po Darcy, więc nie trzeba kupować. Został nam tylko gabinet, hol i biblioteka.
- To co nam jeszcze zostało?- zapytała Dominika.
- Hol, gabinet i biblioteka- powiedziałam.
Przeszliśmy przez ileś holi, ale żaden nam się nie podobał.
- Kupować tego na siłę nie będziemy- powiedziałam.
Poszliśmy do gabinetów. Po obejrzeniu kilkunastu gabinetów zapytałam:
- Czy wszystkie gabinety muszą być takie ciemne?
Harry zgodził się ze mną.
- Masz rację. Wszystkie są jakieś ciemne.
Moje pytanie usłyszał ekspedient.
- Chciała pani coś jaśniejszego? Mamy tutaj coś takiego. Zaraz pani pokażę- powiedział.
I poprowadził nas do innej alejki, gdzie zaczął otwierać drzwi do różnych gabinetów. Piąty z kolei spodobał nam się obydwojgu. Dominika też stwierdziła, że jest świetny. Zapisaliśmy znów i została nam biblioteka. I hol oczywiście.
- A czy hole są tylko takie? Przeszliśmy wszystkie, ale nie podobają nam się- powiedziałam.
- Jeszcze jest jedna alejka z holami. Zaraz państwu pokażę- oznajmił ekspedient- proszę za mną.
Ruszyliśmy za nim i zobaczyliśmy w zupełnie innym charakterze hole, które bardziej nam już odpowiadały. Siódmy z kolei stwierdziłam, że to jest to. Harry potwierdził mój zachwyt, więc znów zapisaliśmy numer.
- Została nam tylko biblioteka- powiedziałam.
Ekspedient zaprowadził nas do działu z bibliotekami i powiedział:
- Proszę za mną- widocznie zorientował się, co chcemy, bo wprowadził nas do biblioteki, która nam się od razu spodobała. Były dwa wspaniałe fotele, bardzo wygodne, między nimi był postawiony stoliczek, obok nich lampy, a przy ścianach stały szafy biblioteki.
- Nie wiem, czy państwo macie dużo książek, ale proponuję  szafy, bo wtedy się tak nie kurzą- powiedział.
Byłam zdecydowana.
- No to mamy wszystko- powiedziałam.
- Czy zasłony i  dodatki, firany, lampy mogą być także dostarczone z tych pokoi, które wybraliśmy?- zapytałam.
- Oczywiście- powiedział ekspedient.
- Jeszcze jest jedna sprawa. Na kiedy to możecie dostarczyć? Mamy mieć dostarczoną kuchnię i łazienki w piątek z montażem- powiedział Harry- czy możemy liczyć na to, że dostarczycie to wszystko razem?
- Postaramy się- odpowiedział ekspedient.
- Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybym mogła w sobotę zamieszkać w naszym domu- powiedziałam uroczo się uśmiechając.
- Oczywiście. Postaramy się wszystko załatwić za jednym zamachem. Czy ktoś będzie w domu, żeby nas wpuścić?- zapytał mężczyzna.
- Oczywiście- grałam słodką idiotkę dalej. Byłam ciekawa, czy Harry wytrzyma.
- Na pewno któreś z nas będzie- powiedział Harry.
- Przypuszczam, że będziemy obydwoje- dalej grałam.
- Dobrze. To będziemy w piątek.
- O której godzinie państwo będziecie?
- O ósmej rano, żeby to wszystko zdążyć poskładać.
- Będę bardzo szczęśliwa- powiedziałam z uśmieszkiem plastika- nie wiem, czy mąż zdoła wstać tak wcześnie, ale ja na pewno będę.
Harry posłał mi piorunujące spojrzenie. Posłałam mu słodkiego buziaka w odpowiedzi. Facet tego nie zauważył, a Dominika o mało nie wybuchła śmiechem. Harry poszedł załatwiać formalności.
- Ale zagrałaś- powiedziała Dominika- Ja bym od Geffa oberwała.
- Jak to?! On cię bił?!
- Zdarzało mu się.
- Nie myślałam, że z niego taki damski bokser. Nie ma mowy, żebyś do niego wracała!
- Nie mam nawet zamiaru- powiedziała Doma.
- I taką w tobie lubię- powiedziałam i przytuliłam ją do siebie.
Po jakimś czasie Harry podszedł do nas i powiedział, że wszystko załatwił i że mamy być na Wiśniowej o ósmej rano.
- Ale o ósmej- powiedział- a nie o siódmej.
- No trzeba będzie pojechać wcześniej- powiedziałam.
- Boże… Co za kobieta- westchnął Harry- widzisz, co ja z nią mam?
- Przecież siódma godzina, to normalna godzina- odparła Dominika.
- Wiem, że trzymasz jej stronę, wiem- powiedział- dobrze, że chociaż teściowa trzyma od czasu do czasu moją stronę. Teściowa mi się udała.
- Powiem to mamie. Będzie jej miło- odpowiedziałam.
Wracaliśmy do domu.
- Słuchajcie. Jak mamy taki miły dzień, to zapraszam was na jakąś kawę i lody- powiedział Harry.
- Super! Dawno nigdzie nie byliśmy- powiedziałam.
- No… Ostatnim razem byliśmy w zoo.
- Gdzie zabłądziłeś?
- Już mi nie wypominaj…
- No już dobrze, dobrze. Nie będę- powiedziałam robiąc smutną minę.
- Ale słodka z was para- skomentowała Dominika- lepiej się dobrać nie mogliście.
- Bez przerwy jej to mówię- powiedział Harry.
- Mów mi tak częściej- powiedziałam.
Dominika na chwilę posmutniała, ale po chwili się otrząsnęła i znów gadaliśmy jak szaleńcy. Harry zaprosił nas do kawiarni. Okazało się, że była to super kawiarnia, w której doskonale go znali. Zamówił wspaniałe desery lodowe oraz mrożoną kawę.
- Ale ci gorąco- powiedziałam.
- Nie zawsze kupuję meble do naszego pierwszego domu- powiedział Harry.
- No masz rację Hazziątko- skomentowałam.
Gdy zjadłam lody i wypiłam kawę stwierdziłam, że chyba mi się zalęgną żaby w brzuchu… Widziałam, że Doma ledwo je. Ja nie mogłam się już ruszyć.
- Specjalnie nam to zrobiłeś Haroldzie- powiedziała Doma.
Do Harrego podchodziły różne osoby i witały się z nim. Troszkę mnie zaskoczyło, bo nie przedstawiał nas.
- Harry, powiedz. Czy coś się stało?- zapytałam, gdy byliśmy sami w pokoju.
- A co miało się stać?- zapytał.
- Tak się dziwnie zachowywałeś w tej kawiarni.
- Ja?!- zdziwił się.
- Tak ty.
- Dlaczego mówisz, że się dziwnie zachowuję?                                  
- Bo tyle osób przychodziło do naszego stolika, a ty nawet ani jednej osobie nas nie przedstawiłeś...- powiedziałam, patrząc na niego uważnie.
- Nie chciałem wam zawracać głowy.
- Czyżbyś się mnie wstydził?- zapytałam.
- Co ci też do głowy przyszło- odpowiedział- Tu nie jest w zwyczaju, przedstawiać gości, z którymi się siedzi.
Okej. Przyjmuję to do wiadomości.


Do pokoju wpadła Darcy.







- Mama! Tata!
Dobiegła do mnie i złapała mnie za nogi.              




* No i jak się Wam podoba? Mam nadzieję, że gify Wam weszły :) Jak zauważyłyście, to całkiem wcześnie mi się udało :)  Mam nadzieję, że wciąż będzie tak pozytywnie, jak do tej pory :) Dzięki za komentarze i namawiam do ciągłego komentowania :) Z góry dziękuje :)) Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania piszcie na tt @GokaEhlert  :) Dla tych, co jeszcze nie załapali, najczęściej rozdział pojawia się w piątek wieczorem ;)
                                                                                                                                 ~Meg

poniedziałek, 13 maja 2013

Pytanko :3

Dziewczyny :) Mam do Was wielką prośbę :) Jak zapewne zauważyłyście, zmieniłam wygląd bloga :> Potrzebuję wskazówek dotyczących wyglądu, nie wiem, jakieś stronki z dodatkami, czy coś, które polecacie, bo chciałabym zrobić kolarz na samej górze i kompletnie nie wiem, jak to się robi... Wiem, ofiara ze mnie, no ale cóż... Mam nadzieję, że spodoba Wam się wygląd, a kolejny rozdział wrzucę, gdy będzie powyżej 10 komentarzy, ponieważ ich liczba znów spadła...
                                                                                                                                       ~Meg 

sobota, 11 maja 2013

Rozdział Siedemdziesiąty Trzeci


- Juś- powiedziała.
- No widzisz Darcy, jak ty się umyłaś?
- Ciała.
- A pupę kto umył?
- Zapomniałam.
- Rozbieraj się. Ja cię umyję.
- Ja siama.
- Nie. Miałaś  szansę sama się umyć. Umyłaś się, jak się umyłaś. Teraz ja cię umyję.
Dobrze ją umyłam.
- Ale nie powieś tatusiowi?
- Właśnie się zastanawiam, czy powiedzieć, czy nie.
- Ja… Darcy juś nie będzie.
- Zaczynasz się zachowywać jak chuligan- powiedziałam.
- Juś nie będę- zaczęła płaczliwym tonem.
- Mam taką nadzieję- powiedziałam.
Ubrałam ją w piżamę, umyłam zęby i powiedziałam:
- To teraz idziesz do łóżka.
- Jeszcze nie…
- Bez dyskusji- powiedziałam.
- Darcy chce pić- rzuciła.
- Nie możesz za dużo pić na wieczór, bo potem się zlejesz w łóżko- powiedziałam.
Usiadłam przy niej i zaczęłam czytać jakąś bajkę. Darcy szybko zasnęła. Postanowiłam, że też pójdę do łóżka. Pomyślałam, że muszę przed jutrzejszym dniem dobrze odpocząć. Zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Cześć Megan. Co u ciebie słychać?
- Cześć Doma! Wesoło. A co u ciebie?
- Czy ja bym mogła do ciebie przyjechać?- zapytała jakoś smutno.
- Oczywiście, że tak! W każdym momencie, kiedy chcesz.
- To dowiem się, kiedy będą miejsca do Chicago.
Byłam zaniepokojona. Co się mogło stać?
- Czy coś się stało?
- A… To dłuższa historia.
- To przyjeżdżaj- powiedziałam do niej- zadzwoń, kiedy przylecisz, to wyjadę po ciebie na lotnisko.
- Okej. Dam ci znać.
- A co tam u Gabi?
- Jest gdzieś w Ameryce Południowej i nie mogę się z nią skontaktować.
- No, tak… Zdarzało jej się i zdarza, że nie odbiera telefonu- rzuciłam.
Dominika się zaśmiała. Nie był to ten sam śmiech. Pogadałyśmy jeszcze chwilkę i rozłączyłyśmy się. Coś było nie tak… Dominika była smutna i jej pogodny duch ją opuścił. Zastanawiałam się, o co chodzi. Plułam sobie w brodę, że się nie zapytałam. Spróbowałam zadzwonić do niej, ale był zajęty telefon. Krótko po tym jeszcze raz zadzwoniłam.
- Megi, mam zarezerwowany na jutro lot do Chicago. Będę o waszej dwudziestej.
- Powiedz, co się stało?
- To jutro. Muszę się jeszcze spakować. 
Byłam bardzo zaniepokojona jej stanem.  Samej zrobiło mi się smutno.  Co im się stało? Może się pokłócili? Co tu jest grane? Jutro się dowiem.  Poszłam się umyć. Harry długo nie wracał. Po kąpieli wlazłam do łóżka i zaczęłam kombinować. Pewnie się pokłócili, ale musieli się ostro pokłócić, że Doma chce do mnie przyjechać… Ciekawa jestem o co… No chyba nie o te cholerne szmaty w stylu Ludwika Słońce… A może to przeze mnie… Przez tą całą awanturę z Harrym? Nie…  Zdenerwowana zasnęłam. Śniły mi się jakieś koszmary, ale następnego dnia, jak się obudziłam, nie mogłam sobie przypomnieć, co mi się śniło… Harry spał smacznie. Nawet nie wiedziałam, kiedy przyszedł. Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do dziewiątej. Ale sobie pospałam… Dzisiaj przylatuje Dominika! Harry o tym nie wie. A raczej nikt o tym nie wie… Jedziemy dzisiaj do sklepu, obejrzeć i ewentualnie kupić meble. Mamy masę rzeczy do pozałatwiania.  Wyskoczyłam z łóżka, budząc niechcący Harrego.
- Co się stało?- zapytał zaspany Harry.
- Jedziemy dzisiaj do sklepu- powiedziałam radośnie.
- A nie możemy po południu? Albo troszkę później?
- NIE! Musimy teraz, bo potem muszę odebrać gościa z lotniska.
- Aha. CO?! Jakiego znowu gościa- aż usiadł.
- Wczoraj zadzwoniła Dominika. Była jakaś strasznie smutna. To do niej nie podobne. Coś musiało się stać… Nie wiem, tylko co. Nie chciała mi powiedzieć...- powiedziałam smutno
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie my ją umieścimy. Wszystkie pokoje były zajęte przez obecnych gości. Była przecież mama z Michałem no i Simon… Doszłam do wniosku, że chyba musimy urządzić nasz nowy dom.
- Wstawaj- powiedziałam energicznie.
- Jeszcze chwilkę…
- Idę się myć…
- Dobrze już idę- to była jedyna rzecz, która podnosiła go natychmiast z łóżka.
Pobiegłam do łazienki, a Harry  za mną. Umyliśmy się. Harry się ogolił. Ja się zdążyłam ubrać i poszłam zobaczyć co z Darcy. Darcy smacznie spała. Byłam ciekawa, czy mama już wstała. Usłyszałam, że coś się dzieje na korytarzu. Wyjrzałam i zobaczyłam mamę, która wychodziła z pokoju.
- Cześć słonko! Co się stało, że tak wcześnie?
- Muszę parę rzeczy pozałatwiać. Byłaś już na śniadaniu?
- No właśnie idę.
- Musimy z Harrym pojechać i obejrzeć meble do domu. Darcy jeszcze śpi, a chciałabym to zrobić jak najszybciej… Wieczorem przylatuje Dominika.
- Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo wczoraj wieczorem zadzwoniła i zapytała się, czy może nas odwiedzić. Powiedziałam, że oczywiście. Po czym po jakiejś półgodzinie powiedziała, że przylatuje o dwudziestej.
- Coś chyba musiało się stać, skoro tak szybko przylatuje…
- Też tak sądzę.
- Dobrze. To już lecę na śniadanie, po czym przyjdę do was. Zajmę się Darcy. Nie martw się.
Wiedziałam, że Darcy mogę zostawić z mamą. Mama pobiegła na dół. Wróciłam do pokoju.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z mamą. Mama zostanie z Darcy, a my będziemy mogli pojechać so sklepu.
- Co cię tak naszło z tym sklepem?! Zupełnie jak Zayn.
- Jak to „Jak Zayn”?
- No Zayn ma już urządzony dom.
- I wszędzie ma te lustra w sypialniach?
- No chyba tylko w swojej sypialni, a co cię tak zainteresowało?
- Nic. Muszę pogadać z Zayn’ em- odparłam krótko.
- Ale on śpi.
- Zaraz go obudzę. Gól się szybciej.
- Już się ogoliłem.
- Jak mama przyjdzie, idziemy szybko na śniadanie i jedziemy.
- Boże… Co za kobieta… Niecierpliwa jak nie wiem…- skomentował.
- Myślałby kto- odparłam.
Harry zdążył się ubrać, gdy przyszła mama.
- Już jestem! Możecie już jechać- powiedziała mama.
- Chwila! Moment! Ja chcę jeszcze zjeść śniadanie!- powiedział Harry.
- Megan! Bez śniadania z domu nie wyjdziesz- powiedziała poważnie mama.
- Ale mam…
- Mama ma rację. Bez dyskusji. Idziesz i jesz- powiedział Harry.
- I ty przeciwko mnie?
- Nasz potomek musi dostać porcje śniadania.
Wiedziałam, że będę musiała zjeść to śniadanie. Harry był uparty. Powiedział mi:
- Jak nie zjesz, to nigdzie nie jedziemy.
Nie miałam wyboru. Poszliśmy do jadalni. Zayn siedział przy stole.
- O! Zayn! Jak się cieszę, że cię widzę!- rzuciłam.
- To rzadkość- powiedział Zayn wcinając kanapkę.
- No wiesz co?! Zawsze się cieszę, że cię widzę, ale dzisiaj mam do ciebie wyjątkową sprawę.
- O co chodzi?
- Pamiętasz Dominikę? Tą z Francji?
- No… Do końca życia jej nie zapomnę, jak mnie zmusiła do przebrania za Richelieu…
- Tak kardynale. Były to miłe czasy.
- Zależy dla kogo- odburknął.
- No dobra. Mamy problem. Ona przyjeżdża dzisiaj o dwudziestej. Sprawa wynikła nagle, a nie mamy, gdzie jej tu położyć. Myślałam, że przyjedzie za parę dni, ale się okazało, że przyjeżdża dzisiaj. Walnę prosto z mostu. Czy mógłbyś się przenieść, albo wypożyczyć nam wiśniową, bo nasz dom jest jeszcze nieurządzony.
Harremu łyżeczka wypadła z buzi.
- Czyś ty na głowę upadła?!- powiedział zaskoczonym tonem.
- No gdzieś ją przecież trzeba umieścić.
Zayn myślał.
- To może wynajmiemy jej jakiś pokój w hotelu?- zaproponował Harry.
- Zgłupiałeś? Przecież ona nie przyjeżdża tutaj po to, żeby mieszkać w hotelu! Ma jakieś problemy, o których chce ze mną porozmawiać w cztery oczy!
- Słuchajcie. Pogadam z Niallem. Przecież tyle razy mieszkałem z nim tyle czasu, że na parę dni mogę się do niego przenieść.
Zamilkliśmy obydwoje.
- Okej. Jesteś fantastyczny- rzuciłam popijając kawę- kochanie, streszczaj się- rzuciłam. Teraz lecimy do sklepu kupić meble.
- Przepraszam… Była mowa o oglądaniu mebli, a nie kupowaniu- wtrącił Harry krztusząc się rogalikiem.
- Zwijaj się szybciej, bo mi spieszno!
- Widzę…
- To ja już idę- rzuciłam i chciałam wstać.
- Gdzie?! Nigdzie nie idziesz, bo nie zjadłaś jeszcze śniadania-  powiedział zasadniczym tonem.
- A ty co? Niańka moja?
- Tak. Muszę dbać o nasze nienarodzone dziecko.
- Zjem w samochodzie- złapałam rogalika i chciałam wstać.
- W samochodzie nie będziesz jadła, bo mi nakruszysz!
- No to co?! Się posprząta- odparłam.
- Sklep otwierają dopiero od dziesiątej. Mamy jeszcze trochę czasu.
- Ale musimy jeszcze dojechać.
- To jest niedaleko.
- Harry! Nie denerwuj mnie! Proszę cię! Zjem w samochodzie!
- Siadaj! Tutaj masz zjeść!
- Ale…
- Żadne ale i już, zjadaj! Zaraz naślę na ciebie Kazika, albo powiem mamie, że nie chcesz jeść.
Zayn przyglądał nam się uważnie.
- Czy ona będzie zaraz rodzić?- zapytał zaniepokojony.
- Jeszcze trochę- powiedział Harry- parę miesięcy.
- Zachowuje się, jakby miała zaraz rodzić- rzucił Zayn- może my jedźmy w jakąś trasę koncertową, co?
- Teraz nigdzie nie jadę.
- A dlaczego? Kusząca propozycja- powiedziałam.
- Znam cię. Będzie tak jak poprzednio. Wszystko zrobisz sama.
- Ty też wybudowałeś chałupę sam.
- To był odwet za tamto.
- Powiedziałeś, że to był prezent na naszą rocznicę ślubu!
- Ups… Wygadałem się…
Do pokoju wszedł Niall.
- Co tu się dzieje? Słychać was na górze!
- Niall! Dobrze, że przyszedłeś chcesz rogalika?
- Będę miał swojego.
- Prosiak! Normalnie to wszystko wyjada, a jak chcę mu oddać swojego rogalika to nie!
- Bo nie widziałaś spojrzenia Harolda- powiedział- co ty taka podekscytowana jesteś?
- A nic… Idziemy kupować meble do domu.
- To ja jadę z wami!
- A rozmawiałeś z Kasią?
- Nie.
- Niall, czy nie zechcesz zamieszkać z Zayn’ em na parę dni razem w pokoju?
- Przecież mam swój pokój- powiedział Niall.
- Wiem, że masz swój pokój, ale zależy mi na pokoju Zayna.
- Czegoś tu nie rozumiem…
Zobaczyłam, że Harry kończy już śniadanie.
- Zayn, opowiedz mu wszystko, a my już lecimy- rzuciłam podnosząc się z krzesła. Zayn kiwnął głową, na znak zgody i głośno westchnął.
- A tobie, co tak ciężko?
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
Gdy byliśmy za drzwiami Harry powiedział:
- Słuchaj, no nie możemy tak traktować Zayna. Nie powinniśmy nikogo wywalać z pokoju.
- Okej, ale nie pozwolę, żeby Dominika mieszkała w jakimś hotelu! Przecież ja na stałe go nie wyrzucam! Zaproponowałam, żeby nam chałupę wypożyczył, albo się sam przeniósł, jak nie chce. To przecież  sam zaproponował, że się przeniesie do Nialla. Ja mu tego nawet nie zaproponowałam!
- No wiem. Słyszałem przecież.
- To doskonale wiesz, jak było.
Dojechaliśmy do sklepu. Okazało się, że był ogromny i gdy weszliśmy doszłam do wniosku, że tydzień czasu to mało, żeby go obejść…
- Harry, ty specjalnie wybrałeś tak duży sklep, prawda?
- Chciałem, żeby było wszystko. Żebyśmy nie musieli jeździć po różnych sklepach.
- Przecież my go nie obejdziemy przez dwa tygodnie!
- Przecież sama chciałaś… Już zapomniałaś?
- No chciałam, ale nie myślałam, że jest tak wielki… Byłeś już tu?
- Byłem.
- To wiesz, gdzie co jest, tak?
- Mniej więcej.
- Mniej, czy więcej?
- Czepiasz się.
- Bo mnie to przeraża…
- To od czego chcesz zacząć?
- Od kuchni- powiedziałam.
Harry westchnął.
- Na pewno od kuchni?
- A co?
- Bo tego jest dużo…
Zaczęłam myśleć. Co z tym fantem zrobić?  Nie byłam jeszcze na nic zdecydowana. Chciałam po prostu obejrzeć meble.
- To może zacznijmy od łazienki.
- Tego też jest dużo…
- Czy oni muszą mieć tego wszystkiego tak dużo?
- To są Stany, dlatego proponowałem jakiegoś dekoratora…
- Dobra. Chodźmy. Idziemy w pierwszą alejkę. Co będzie to będzie- rzuciłam.
Jak powiedziałam, weszliśmy w pierwszą alejkę. Okazało się, że były to kuchnie. Były super urządzone. Wystawiono kilkanaście rodzajów.  Obejrzeliśmy większość i poczułam, że jestem strasznie zmęczona. Przyczepił się jeszcze ekspedient, czego bardzo nie lubiłam. Wolałam oglądać w spokoju. Zaczął mi zadawać głupie pytania np. W jakim stylu chcę mieć urządzoną kuchnię, więc się tylko zdenerwowałam.
- Przyjechaliśmy się tylko rozejrzeć- powiedziałam.
- Tylko?- zdziwił się Harry.
- Cicho bądź- mruknęłam.
Były kuchnie, które mi się nie podobały. Większość jednak mi się podobała i zaczęłam się zastanawiać, co mam zrobić. Czy mam grać w wyliczanki, czy robić coś równie idiotycznego. Chciało mi się płakać. Wyciągnęłam paczkę chustek i zaczęłam wycierać nos.
- Co się stało?- zapytał Harry.
- Chyba jakaś alergia- odpowiedziałam spuszczając głowę.
- No… Można dostać alergii na zakupy- przyznał.
To było straszne. Nie wiedziałam, co chcę. Poza tym zdałam sobie sprawę, że chyba nie mamy wymiarów kuchni…
- Harry, czy ty pamiętasz wymiary kuchni?
- No, nie za bardzo- zmieszał się.
- To my jedziemy na zakupy bez wymiarów?!- powiedziałam słodko.
- No, tak się złożyło…
- Się złożyło?!
- Zapomniałem wziąć z domu, bo tak mnie popędzałaś…
- Myślałam, że jesteś przygotowany.
- Chciałaś najpierw oglądać. Tak, czy nie?
- Ale nie wiadomo, czy będą pasowały do nas.
Tak przekomarzając się dotarliśmy do następnej kuchni. Stanęłam jak urzeczona.
- Ta kuchnia jest wspaniała- powiedziałam.
- Też mi się podoba-powiedział Harry.
Wyobraziłam sobie, że tak musiała wyglądać kuchnia na Zielonym Wzgórzu. Wyglądało to super. Był stół, kredens, krzesła, a do tego kapitalnie dobrana kuchenka gazowa,  która robiła wrażenie grubo przed wojennej, a była super nowoczesna.
Harry odetchnął z ulgą.
- Co się stało?
- Bo się zastanawiałem, w jaki sposób będziesz chciała urządzić nasz dom, ale widzę, że masz podobną wizję do mojej.
Zaśmiałam się.
- Tylko wiesz, że nie możemy tego montować sami, tylko oni to sami przywiozą i zamontują?- powiedział Harry.
- Dobra, kiedy mogą?- zapytałam.
- Poczekaj, zaraz się zapytamy- rzucił.
Kiwnął na tego całego ekspedienta i zapytał, czy jeżeli byśmy dzisiaj kupili, to kiedy by mogli nam to zainstalować.
- Zaraz się dowiem- poszedł gdzieś, a myśmy czekali zniecierpliwieni. To znaczy ja czekałam zniecierpliwiona.
- Za miesiąc- padła odpowiedź.
- CO?!- powiedzieliśmy jednocześnie.
Ekspedient się trochę zmieszał.
- Ale jest to bardzo droga kuchnia.
- Czy my wyglądamy na biedaków?- zdenerwował się Harry.
- Nie, skądże. Ja nie miałem tego na myśli- zaczął się tłumaczyć.
- Może pani nam pomoże?- zaczepił Harry jakąś młodą dziewczynę i słodko się uśmiechnął z dołeczkami.
Dziewczyna przyjrzała się Harremu. Lekko się zaczerwieniła.
- Jest pan bardzo podobny do jednego z piosenkarzy- powiedziała.
- Może nim jestem?- powiedział Harry.
Dziewczyna nie wiedziała, czy mówi prawdę, czy żartuje. Wolałam się nie odzywać.
- To ile czasu trzeba czekać na tą kuchnię?- zapytał Harry.
- No… Dla tego piosenkarza można by było zamontować trochę wcześniej- powiedziała dziewczyna.
- A co ten piosenkarz musi zrobić, by ta kuchnia była zainstalowana wcześniej?- wtrąciłam.
Dziewczyna dopiero mnie zaważyła.
- Jezus Maria! Pan jest Harry Styles, a to pana żona.
- Widzisz, kochanie jednak jesteś znana- rzucił Harry.
- Mamy niedużo czasu. Kupiliśmy dom i chcemy go urządzić w dość krótkim czasie. Mam nadzieję, że pani nam w tym pomoże- powiedział Harry.
- A czy dostanę autograf?
- Oczywiście.
- Rozumiem. Trasa koncertowa…
- Właśnie o tym mówię. To jak? Kiedy państwo będziecie mogli nam zamontować?
- A czy państwo coś jeszcze będziecie chcieli kupić?
- Właściwie wszystkie meble potrzebujemy po domu- powiedziałam.
- To proszę jeszcze wybrać pozostałe meble i załatwi się to jednym transportem- powiedziała szczerząc się.
Poszliśmy wybierać meble do łazienki. Oczywiście musiało być jacuzzi. Taki warunek był Harrego.  Fajna była to rzecz, więc poparłam go.  Łazienek obejrzeliśmy oczywiście masę. Wybraliśmy super nowoczesną. Dwudziesty drugi wiek. Doszliśmy do wniosku, że pozostałe łazienki będziemy urządzać później. Zależy nam na razie na naszej. Podobało mi się kilka wzorów łazienek.
- Hazzie, ile my mamy tam łazienek?- zapytałam.
- Pięć- odpowiedział.
- To może zróbmy każdą w innym stylu?
- Czy ty czytałaś w moich myślach?
- Nie. Jestem tylko twoją żoną- powiedziałam cicho, żeby dziewczyna nie słyszała.
Harry się uśmiechnął do mnie.
Dziewczyna nas przeprowadziła przez pozostałe łazienki i jednak zdecydowaliśmy, że łazienki trzeba będzie zainstalować jednocześnie. Nie będziemy przecież ileś czasu się urządzali. Trudno mieć bałagan w chałupie, przez to, że nie jesteśmy zdecydowani.
- Czy państwo znacie wymiary?
- No właśnie z tym jest mały problem. Będę musiał przyjechać jeszcze raz, żeby podać wszystkie wymiary…
- Będzie mógł pan to podać przez Internet, albo telefonicznie, jeśli nie będzie miał pan czasu. To zrozumiałe, że może pan nie mieć czasu… A kiedy panowie będziecie śpiewać w Chicago?
- W tej chwili nie planujemy koncertów.
- Co za szkoda…- jęknęła dziewczyna.
- Ale jak tylko będziemy dawać koncert, na pewno pani dostanie bilety.
Czaruś, ach czaruś… Ale dzięki temu będziemy mieli prawdopodobnie bardzo szybko urządzony dom. Wybraliśmy wreszcie łazienki. Została sypialnia, pokoje dziecięce, gościnny i salon. Zaproponowała nam parę sypialni, ale jakoś żadna nie rzuciła nas na kolana.
- Wiesz, Hazzie myślę, że na dzisiaj wystarczy. I tak i tak musisz podać pani wymiary. Najwyżej resztę zamówimy później. Trzeba to jeszcze przemyśleć. Myślę, że w salonie musimy dać jakieś wygodne kanapy, fotele i bardzo fajnym rozwiązaniem były te schowane telewizory w naszym starym domu- powiedziałam głośno.
- To w sprzęcie AGD można załatwić- powiedziała dziewczyna.
Harry zgodził się ze mną, że na dzisiaj już wystarczy. Widocznie był już zmęczony. Wiedziałam, że i tak i tak zwali winę na mnie, że nie kupiliśmy wszystkiego, ale widać było, że ledwo zipie.
- Ale masz krzepę- powiedział, gdy wsiedliśmy do samochodu.
- Nie ma jak ciąża. Daje kopa mój Czarusiu.
- No co? Byśmy nigdy tego nie zdobyli w tak krótkim czasie, jaki zaproponowała.
- No wiem…
- Trzeba będzie jej jakieś bilety załatwić, a jak jej pomacham ze sceny, to oszaleje całkowicie. Słuchaj, o której przyjeżdża Dominika?
- O ósmej.
- To zdążymy po nią pojechać. Chyba, że nie chcesz…
- Chcę i to bardzo.
- Masz jak w banku.
- Dzięki. Jak ci się ten pierwszy salon podobał?- zapytałam.
- Który?
- No ten pierwszy.
- Ale ja widziałem ileś pierwszych…
- To ile razy tam byłeś?
- Parę. Za każdym razem jechałem, bo miałem coś wybrane, a potem się okazało, że zobaczyłem coś ciekawszego, a efekt był taki, że nie potrafiłem już nic wybrać i gubiłem się w tym wszystkim. Podziwiam Zayna, że już się urządził.
- My też damy radę- powiedziałam.
- Kocham cię za to- powiedział.
- Tylko za to?
- Za twój optymizm.
Dałam mu buziaka i ruszyliśmy spod sklepu.
- Musimy skoczyć na Wiśniową- powiedział- bo tam są wszystkie projekty i są tam wymiary. Miałem to wczoraj zabrać, ale przez ten wypadek Ellie, wszystko się pochrzaniło.
Podjechaliśmy pod nasz dom. Pod domem Simona coś się działo.
- Czyżby Simon tu przyjechał?
- Jest to możliwe, a może już wynajął kogoś do urządzenia- powiedział Harry,
- Szybki jest- rzuciłam.
- No… On naprawdę nie ma czasu. Przyjechał tu na miesiąc…
- Czyżbyś pomysł od niego ściągnął?
- Mówisz o trasach koncertowych?
- No…
- No, tak mi podsunął myśl…
- Wieczorem wszystkie koleżanki tej dziewczyny będą wiedziały, że kupowaliśmy tam meble- powiedziałam.
- Nie przeszkadza mi to już- odparł.
Faktycznie mi to też już nie przeszkadzało. Wróciliśmy do domu, zabierając plany domu.  Przyjechaliśmy akurat na obiad.
- Mama! Tata!- ucieszyła się Darcy- Gdzie byliście? Darcy płakała.
- Dlaczego Darcy płakała?
- Bo nie było was.
- Musieliśmy coś załatwić.
- A cio?
- A to będzie niespodzianka- powiedział Harry- a grzeczna byłaś?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- Jak ja słyszę to „TAK”, to wydaje mi się, że byłaś niegrzeczna.
- Nie.
- Zaraz się zapytam baby- powiedział Harry.
- Mówię ci, zie byłam gzieczna.
- Darcy, gdzie jesteś?- usłyszeliśmy głos mamy.
- O idzie baba. Zaraz się dowiemy- powiedział Harry.
- Tutaj!- krzyknęła Darcy w odpowiedzi na pytanie mamy.
- Tutaj, to znaczy, gdzie?
- Tutaj!- krzyknęła znowu.
Zza rogu wybiegła zdyszana mama.
- Jesteś! Bawiłyśmy się w chowanego.
- To znaczy Darcy się chowała, a ty jej szukałaś, tak?
- No, coś w tym rodzaju.
- A ty się chciałaś bawić w chowanego?- zapytałam podstępnie.
- Oczywiście, że nie… To znaczy tak… No… Darcy mi się chowała, a ja musiałam jej szukać.
- Mhm…- powiedziałam – znam to. Boże! Jaka ja jestem zmęczona. Muszę usiąść- powiedziałam siadając na kanapie.
Opowiedzieliśmy wszystko, co się wydarzyło w sklepie.
- Harold Czaruś pierwszy- powiedziała mama.
- Ale dzięki temu będziemy mieć kuchnię wcześniej. Nie za miesiąc- powiedział.
- I łazienki- przypomniałam.
- Tak. Łazienki- potwierdził.
- To żeście dzisiaj bardzo dużo załatwili- powiedziała mama.
- No spory był wybór… Żebyś wiedziała. Nie udało nam się wybrać salonu, bo już dostała oczopląsu...
Mama parsknęła śmiechem.
- Nie spodziewałam się, że ten sklep będzie taki wielki- powiedziałam.
- Kochanie. To są Stany. Tu jest wszystko największe i zaręczam cię, że to nie był największy sklep.
- O matko Boska! Bardzo ci dziękuje, że mnie nie zabrałeś do największego sklepu- zaczęłam się śmiać.
Powoli wszyscy zaczęli się schodzić. Dochodziła pora obiadu.
- I co załatwiliście?
- Sporo rzeczy.
Zasiedliśmy tradycyjnie przy stole. Brakowało tylko Simona.
- Simona nie będzie?
-Nie. Pojechał do domu coś załatwiać- powiedziała mama.
Na obiad była zupa pomidorowa z kluseczkami, a na drugie dorada. Było to wszystko bardzo smaczne. Po obiedzie musiałam się troszkę położyć, żeby nabrać sil do dwudziestej. Nie mogłam się doczekać. Po niedługim czasie przyszedł Harry.
- Czy ja mogę się koło ciebie położyć?- zapytał.
- Przecież to też twoje łóżko.
- A mogę się przytulić?
- Przecież to twoja żona- odpowiedziałam.
Parsknął śmiechem i się przytulił do mnie i zaczął mnie całować. Obudziłam się o szóstej. Harry spał słodko obok. Zaczęłam panikować, że nie zdążymy.
- Harry! Jest szósta! Nie zdążymy!
- Zdążymy- powiedział spokojnie.
Włączyłam szybko komputer, ale Dominiki nie było. Byłam zawiedziona, że jej nie ma. Pomyślałam, że może śpi... Ale tak czy inaczej jest już niedaleko.  Wstałam i zaczęłam się ubierać.
- Gdzie cię znowu niesie?
- No niedługo musimy wyjechać po Dominikę. Załatwiłeś z Zayn’ em i z Niallem?- zapytałam zaciekawiona.
- Tak, oczywiście. Wszystko gra.  Zayn się przeniesie do pokoju Nialla i Dominika będzie miała pokój Zayna.
- Ubieraj się, bo nie zdążymy!
- Zdążymy- ze stoickim spokojem odpowiedział.
- Nie chcę, żeby czekała na nas!
- Jesteś w gorącej wodzie kąpana!
- Nie, bo w ciepłej.
- Co?! Kąpałaś się beze mnie?
- A żeby to raz…- popatrzyłam w sufit.
- Przecież miałaś się nie kąpać beze mnie- powiedział z iskierką w oku.
- A to moja wina, że nie przyszedłeś.
- Ja się z tobą jeszcze policzę…
- Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Już się miałeś tyle razy ze mną policzyć i jakoś do tej pory się nie policzyłeś- powiedziałam.
- Bo ci się zbiera.
- To ile ma mi się zbierać?!- zapytałam zaciekawiona.
- Aż ci się uzbiera. To ja zdecyduję, kiedy ci się uzbiera.
Westchnęłam ciężko. Harry dostał ataku śmiechu.
- Pierwszy raz widzę osobę, która nie może doczekać się na karę…
- Bo ja jestem ciekawa, jaką karę wymyślisz - uśmiechnęłam się słodko- No już ukaż mnie, to będę zbierać na następną i będę wiedziała, czy warto.
- Czy warto mieć karę?- zapytał się.
- A to ma być kara? Miałeś się odgrywać.
- No dobrze… Niech ci będzie- mruknął pod nosem- pomyślę, jak się odegrać.
- Dobra. Już teraz nie myśl. Ubieraj się, bo mamy jechać po Dominikę- rzuciłam.
Harry pobiegł do łazienki. Podmalowałam się. Musiałam przecież przyjąć Paryżankę godnie. Ktoś zapukał do drzwi, więc powiedziałam:
- Proszę!
Była to mama.
- Słuchaj, jak chcesz, Darcy może u nas nocować. Rozumiem, że będziesz chciała porozmawiać z Dominiką.
- Oj, bardzo ci dziękuję.
Darcy wpadła za mamą.
- Zgodziłaś się? Zgodziłaś się?- zapytała.
- Na co?
- Ziebym nociowała u baby?
- Tak. Tylko masz być grzeczna.
- Hula!


* Hello :)) I jak tam? Nie spodobały Wam się osoby? Tym razem wstawię podstawowe wnętrza :) Co Wy na to? Jak się podobają? :))


Kuchnia

Łazienka





Jadalnia


Nowoczesne meble do jadalni



Salon




Aranżacja wnętrz: styl japoński



Gabinet

Aranżacja biura w domu


Sypialnia


Łóżka skórzane



* Uff... Ile ja się naszukałam tego wszystkiego, to Wam się w głowie nie mieści :D