- Halo? - Powiedziałam.
- Czy mogę przyjść? - Usłyszałam bardzo dobrze mi znany
głos.
- Pewnie, że możesz – odpowiedziałam - pewnie bez ciebie nie
mogłabym spać…
- To już idę.
- Nie dzwoń, zaraz zejdę na dół. Dzieciaki już śpią.
Rzeczywiście, jak zeszłam na dół, Niall stał grzecznie pod
drzwiami. Otworzyłam drzwi i pewnym krokiem wszedł do środka, zamykając je za
sobą.
- Boli mnie to kolano, szkoda, że Michał mi nie chciał dać
tej maści…
- Jutro jedziemy do lekarza.
- A po co?
- Jak to, po co? Żeby sprawdził, co jest z twoim kolanem.
- Przestanie boleć.
- Nie przestanie. Po za tym, obiecałeś Michałowi, że
pójdziesz.
- Ale Michał jest w Warszawie - powiedział opierając się o
futrynę.
- Ale ja jestem tutaj. Pójdę z tobą. Będę cię za rączkę
trzymać, jak będziesz chciał - zakpiłam sobie.
- No, chyba, tylko pod takim warunkiem - zgodził się.
- Napijesz się herbaty? - Zapytałam.
- Głodny jestem…- rzucił.
- Wiesz… tu nic do jedzenia nie ma… - zajrzałam do
zamrażalnika. Zobaczyłam, że mam pierogi - pierogi zjesz?
- A masz pierogi? - Zapytał z niedowierzaniem.
- No pewnie.
- No to zjem - ucieszył się.
- Nie wiem, z czym są, bo już nie pamiętam…
- Wszystko jedno - powiedział uradowany, że będzie coś do
jedzenia.
Zagotowałam w czajniku elektrycznym wodę, wlałam ją do
garnka, posoliłam wodę i gdy się ponownie zagotowała, wrzuciłam pierogi. Niall
usiadł w kuchni przy stole i przyglądał mi się uważnie.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz? - Powiedział po chwili
zamyślenia - Taki głodomór ze mnie…
- Ale masz inne zalety - powiedziałam i puściłam mu oczko.
- No, fakt…
Pierogi szybko się zagotowały, więc je odcedziłam i
postawiłam przed Niallem.
- A ty nie będziesz jadła? Przecież ja tego wszystkiego nie
zjem! - Zaprotestował.
- Znając życie to zjesz…
- A nie chcesz jednego pieroga?
- Dobrze, daj - powiedziałam i podałam mu talerzyk. Niall
przerzucił cztery pierogi - nie aż tyle!
- Zjesz - powiedział.
- Nie zjem, ty będziesz głodny.
- Zjedz. Nie jestem tak strasznie głodny, żebym się nie miał
podzielić z tobą.
Jadłam bardzo powoli pierwszego pieroga, a Niall już kończył
swoje.
- To co? Zjesz jeszcze pieroga? - Zapytałam.
- Nie. To są twoje - powiedział twardo.
- Chyba ze zmęczenia nie mam ochoty… - powiedziałam -
wystarczy mi jeden.
Niall zlitował się nad pozostałymi trzema pierogami.
Posprzątałam kuchnię, umyłam talerze i powiedziałam:
- Idź na górę. Zaraz
przyjdę.
Pogasiłam wszystkie światła. Poszłam na górę. Weszłam do
siebie do pokoju, ale Nialla tam nie było.
Wyszłam z powrotem i zajrzałam do pokoju Darcy. Nic, nie było
go. Weszłam do Tosia. Nie było. Widziałam, że Niall idzie na górę. Pomyślałam,
że może poszedł do studia, ale studio stało ciemne i puste.
Gdzie on jest? Wróciłam z powrotem do siebie do pokoju i
zajrzałam do łazienki. No nie było go tam. Zajrzałam do szafy, jednak znów nic.
Usłyszałam jakiś hałas za ścianą.
Aha… Mam cię… W gościnnym jest!
Wzięłam na gazik trochę maści i weszłam do środka.
- Co ty tu robisz?
- Nie mogłem tam… w tamtym pokoju - powiedział.
- Jak tam noga?
- Boli, jak cholera.
Niall zdjął już spodnie i stabilizator. Trzymał wysoko nogę.
- Umyłeś się już?
- A może być dzień dziecka?
- To może ci pomogę?
Zaprowadziłam go do łazienki. Wstawiłam pod prysznic i
oparłam o ścianę.
- Myj się teraz - powiedziałam.
Gdy usłyszałam, że zakręcił wodę, poszłam mu pomóc. Pomogłam
mu się wytrzeć i powiedziałam:
- Jutro idziemy do lekarza i nie ma żadnych, „ale”.
Niall się zgodził. Zaprowadziłam go do łóżka, gdzie ciężko
opadł i powiedziałam:
- Zamknij oczy.
Wzięłam gazik i zaczęłam mu smarować kolano. Niall syknął z
bólu. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi.
- Co to jest? - Zapytał.
- Nie podglądaj - powiedziałam.
- Czyżbyś dostała to od Michała?
- Dostałam tylko na raz – skłamałam - Michał powiedział, że
na pewno lekarz ci zapisze.
Niallowi się zrobiło lepiej i zaczął swoją gadkę:
- Ale po co trzeba iść do lekarza, skoro można smarować i
przestanie boleć?
- Słuchaj. Trzeba leczyć przyczynę. Nie skutki.
- Ale ja tak nie lubię lekarzy…
- A ja przestanę ciebie lubić.
Niall się chyba zdenerwował, bo umilkł i powiedział prawie
błagalnym tonem:
- Chodź do mnie.
- Muszę iść się umyć - powiedziałam.
Poszłam do łazienki i gdy wróciłam, Niall słodko spał. Postanowiłam
pójść do siebie, żeby się wyspał. Bałam się, że urażę mu to kolano w nocy, ale
gdy wychodziłam z pokoju, Niall się obudził.
- Gdzie ty idziesz? - Zapytał, przekręcając się.
- Pomyślałam, że lepiej żebyś się wyspał.
- Nie ma mowy! - Powiedział błyskawicznie - To ja idę do
siebie do domu.
- Nie ma mowy - odparowałam bez zastanowienia.
- To chodź tutaj - poklepał miejsce koło siebie.
Spałam dosyć źle, bo czuwałam żeby nie skopać Nialla. Kiedy
zrobiło się widno, wstałam i zeszłam na dół. Zaparzyłam sobie kawy. Muszę iść
do sklepu… Ale tak mi się nie chce… Zajrzałam do lodówki i zaskoczona stwierdziłam, że coś nie coś jest.
W lodówce była wędlina, masło, mleko, ser i inne rzeczy. Ten Kazik jest
cudowny! Nalałam sobie do kubka kawy i usiadłam w salonie. Chyba będziemy
musieli się przenieść do Nialla… Z tym domem łączy mnie za dużo wspomnień. I to
bolesnych… Chyba go sprzedam. Muszę się zastanowić, komu. Dom był ładniejszy,
niż Nialla, ale po prostu u niego brakowało raczej kobiecej ręki. Postanowiłam,
że przeprowadzimy remont jego domu, lecz najpierw ważniejsze jest zdrowie
Nialla. Zresztą musiałam to z nim uzgodnić. Usłyszałam, że coś się dzieje na
górze. Powędrowałam, więc na górę i zobaczyłam, że Niall się gramoli z łóżka.
- Jak się czujesz i gdzie ty idziesz? - Zapytałam wchodząc.
- Do ciebie. Obudziłem się, a ciebie nie ma.
- Poszłam przygotować śniadanie. Chciałam iść do sklepu, ale
okazało się, że Kazik zaopatrzył nam trochę lodówkę. Jest nieoceniony –
powiedziałam - głodny jesteś?
- Pewnie bym coś zjadł…- rzucił.
- To leż tu, a ja przyniosę ci śniadanie.
Niall się bardzo ucieszył.
- Chcesz kawy?
- No pewnie, że chcę!
Zeszłam na dół. Przygotowałam kanapki z tego, co było.
Postawiłam dzbanek z kawą na tacy i poszłam na górę zabierając
kubki.
Drzwi zostawiłam do pokoju otwarte, więc nie miałam problemu
z wejściem. Na stoliku, obok łóżka postawiłam tacę, nalałam kawy, mleka i
powiedziałam:
- Częstuj się.
- Mmm…, jakie kanapki! A ty jadłaś?
- Jeszcze nie.
- No to jemy razem - powiedział.
Wzięłam jedną kanapkę i usiadłam obok.
- Boli cię noga?
- Nie. Ta maść czyni cuda – powiedział - dzwoniłaś do mamy?
- Nie dzwoniłam. Oni już spali…
- A teraz, która jest u nich godzina?
- Zadajesz mi zbyt trudne pytania, jak na rano -
odpowiedziałam mu.
- A która jest godzina?
- W pół do siódmej.
- Tak wcześnie?
- No sama się dziwię, że tak wcześnie wstałeś…
Miałam trochę spraw do pozałatwiania, więc powiedziałam
Niallowi, że będzie się musiał obejść beze mnie.
- Jak to? - Prawie zaczął płakać.
- Słuchaj, no muszę pojechać do sklepu zobaczyć, co tam się
dzieje, muszę cię zawieźć do szpitala…
- Nie ma mowy! - Przerwał mi.
- Dobrze, zadzwonię do doktora Jana i zapytam o jakiegoś
chirurga - poddałam się.
- A muszę?
- Musisz. Muszę pojechać na zakupy, ugotować obiad i takie
tam. Ty będziesz sobie tu leżał i najwyżej, jak dzieci
wstaną, przyślę je do ciebie.
- Myślisz, że „moja żona” będzie się mną opiekowała? - Zapytał.
- Twoja „była żona”? - Spytałam.
- No, faktycznie „moja była żona”… Jestem niepocieszony, bo
nie poznałem mojego następcy…
Po ósmej zadzwoniłam do doktora Jana.
- O! Miło, że słyszę moją ulubioną pacjentkę. Wszystko wiem.
Proszę do nas przyjechać. Wszystko załatwimy. Słyszałem też, że pacjent jest
oporny.
- Widzę, że Michał wszystko panu opowiedział…
- Między nami, lekarzami nic się nie ukryje.
- Dobrze, panie doktorze będziemy u pana za dwie godziny.
- Będę czekał.
Po czym postanowiłam, że nie powiem Niallowi, gdzie
jedziemy. Było to najbezpieczniejsze rozwiązanie, bo jeszcze by mi uciekł. Był
taki niepocieszony, jak mu powiedziałam, że go zostawię samego, więc
zdecydowałam, że jedzie ze mną.
- Z kim rozmawiałaś? - Zapytał, gdy wróciłam do pokoju.
- Przecież mówiłam ci, że mam parę spraw do załatwienia.
Pomyślałam sobie, że może pojedziesz jednak ze mną.
- Jak chcesz, to bardzo chętnie - powiedział.
- To bardzo się cieszę - rzuciłam - pomogę ci się ubrać.
- Sam się ubiorę. Już taka kaleka nie jestem.
- Jak chcesz.
- Jak chcesz mi pomóc, to dobrze…. Pomóż mi - stwierdził po
chwili.
Ubrałam go dosyć szybko. Zadzwoniłam do Gabrieli i
zapytałam:
- Obudziłam cię?!
- Nie, już nie – odpowiedziała - już nie śpię, a co się
stało?
- Szukam opieki do dziećmi - powiedziałam żałośnie.
- Nie ma sprawy, zaopiekujemy się, a co?
- Muszę jechać z Niallem do szpitala.
- Co? Z tym kolanem?
- No nie jest dobrze…
- To mam przyjść do ciebie?
- Tak, bo dzieci jeszcze śpią…
- Okej będę za dziesięć minut.
- Okej.
Rozłączyłyśmy się.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z Gabrielą. Posiedzi z dzieciakami.
- To może ja zostanę?
- Nie, no już wszystko ustaliłam. Założyłeś stabilizator? - Zapytałam.
- A po co?
- No to chcesz ze mną jechać, czy nie?! - Zdenerwowałam się.
- No chcę!
- No to zakładaj.
Niall zaczął zdejmować spodnie. Postanowiłam mu w tym pomóc.
- Mmm - skomentował.
- Chcę, żebyś to szybciej zrobił, a nie…
- No ja tu striptiz urządzam, a ty tak przyziemnie:
„pośpiesz się”!
- Bo mam tu dużo spraw do załatwienia! Pośpiesz się!
Pomogłam mu z nogą.
- Co ci się tak śpieszy?
- Mówiłam ci, że…
- „Mam dużo spraw do załatwienia”- zacytował mnie.
- Chciałabym, żebyśmy odjechali nim obudzą się dzieci. Zaraz
będzie tu Gabriela.
Na to Niall zdecydowanie przyśpieszył. Kiedy Gabriela
przyszła, wsadziłam go do samochodu i szybko odjechaliśmy.
- Co ci się tak śpieszy? - Zapytał po raz kolejny.
- No przecież mówiłam…
- Masz dużo spraw do załatwienia…
- Po co mnie znowu cytujesz?!
Gdy wyjechaliśmy na główną ulicę, okazało się, że jest
straszliwy korek. Postanowiłam, że pojedziemy prosto do szpitala.
- Gdzie ty jedziesz? - Zdziwił się.
- Zmieniłam plany - odpowiedziałam.
Gdy podjechaliśmy pod szpital, dopiero zorientował się,
gdzie jest.
- Co? Do ginekologa musisz iść? – Zapytał z nadzieją w
głosie.
- Tak, Niall.
- Ja też mam iść z tobą?
- Tak. Musisz ze mną iść.
Gdy jechaliśmy windą, na górę pod windą spotkaliśmy doktora
Jana.
- Witam moją ulubioną pacjentkę - powiedział wsiadając do
windy.
- To nie wysiadamy tutaj? - Zdziwił się Niall.
Doktor popatrzył na mnie, a ja mrugnęłam do niego.
- Musimy przeprowadzić pewne badania.
Niall zorientował się, że coś jest nie tak, gdy doktor Jan
wyszedł z jakiegoś gabinetu i powiedział:
- Teraz pan.
- JA?! - Zdenerwował się.
- Tak, pan.
- Ja się z tobą policzę - szepnął mi do ucha.
- Jasne, że tak - odpowiedziałam.
- Ty miałaś ze mną wchodzić.
- Ale nie chcemy narażać matki pańskich przyszłych dzieci - powiedział
doktor.
Niall poszedł zrezygnowany do środka. Drzwi się zamknęły i
czekałam na niego pod gabinetem. Za chwilę wyszedł doktor Jan sam.
- Zrobią mu prześwietlenie i zobaczą, co jest grane. Michał
mówił mi o tym, jak to się stało. Może być zerwana łękotka, bądź parę innych
powodów. Musimy wiedzieć, na co leczyć pani przyszłego męża. Widzę, że jest
zestresowany…
- Panie doktorze, on się boi lekarzy.
- Przecież my nie gryziemy.
- Nie mogłam mu powiedzieć, że jedziemy do pana, bo przecież
nie wsiadłby mi do samochodu.
Po dwudziestu minutach, Niall wyszedł skwaszony, a doktor
Jan zapytał:
- I co? Bolało?
- Nie - warknął Nialler.
- No to całe szczęście - rzucił doktor - to teraz zapraszam
tu pod gabinet - i wszedł znowu sam.
Widziałam, że Niall miał ochotę uciekać.
- Niall, nigdzie nie idziemy. Siedzimy tutaj.
- Wiesz, że to było wredne?
- Ja chcę mieć zdrowego męża - powiedziałam uśmiechając się
szeroko.
Po pewnym czasie, zaproszono nas do gabinetu i bardzo
przystojny chirurg zaczął omawiać sprawę Nialla. Powiedział, że jeżeli w tej
chwili się tego nie zoperuje, to Niall przestanie chodzić. Bardzo się tym
przejął.
- A to będzie bardzo bolało? - Zapytał Niall.
- Nie, to będzie pod narkozą. Nic nawet pan nie poczuje.
Trzeba to zrobić, jak najszybciej - powiedział i zobaczyłam, że doktor zajrzał do swojego
kajetu.
- Proponuję zrobić to w przyszły piątek - popatrzył na nas
doktor.
Niall był biały.
- Ale proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze - powiedział
doktor.
Gdyby mógł, Niall by prysnął z pokoju z wielkim okrzykiem:
AAAAAAAAAAAAAAA!!!
Ale, trzymałam go mocno za rękę, a drzwi zastawiał doktor
Jan.
- Jeżeli pan się boi igieł, to możemy załatwić to w inny
sposób.
- A w jaki? - Zainteresował się pacjent.
- Dostanie pan tabletkę, po której pan uśnie.
To go trochę uspokoiło. Zostały omówione wszystkie szczegóły
operacji i doktor Gregory, bo tak miał na imię, powiedział:
- Liczę, że pan się stawi.
Niall coś burknął pod nosem. Gdy wyszliśmy, zaczął się
ciskać.
- Jak mogłaś mi to zrobić?!
- Zależy mi na tym, żebyś chodził, bo jak nie, to nie wyjdę
za ciebie.
Zawiozłam Nialla do domu i chciałam go zostawić pod
troskliwą opieką Darcy oraz Gabrieli.
- Muszę jechać do sklepu - powiedziałam.
- Może ja pojadę? - Zaproponowała Gabi.
- Jak chcesz.
Gabriela zdecydowała, że jednak pojedzie ona. Opowiedziałam
jej o wizycie w szpitalu i o operacji.
Po wysłuchaniu relacji Gabi poszła.
Usiadłam przy
komputerze i zamówiłam dostawę jedzenia do domu.
Jejku jaki świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBiedny Niall haha
ciekawa jestem czy Antos i Dracy tęsknią za tata.