piątek, 28 listopada 2014

123

- Halo? - Powiedziałam.
- Czy mogę przyjść? - Usłyszałam bardzo dobrze mi znany głos.
- Pewnie, że możesz – odpowiedziałam - pewnie bez ciebie nie mogłabym spać…
- To już idę.
- Nie dzwoń, zaraz zejdę na dół. Dzieciaki już śpią.
Rzeczywiście, jak zeszłam na dół, Niall stał grzecznie pod drzwiami. Otworzyłam drzwi i pewnym krokiem wszedł do środka, zamykając je za sobą.
- Boli mnie to kolano, szkoda, że Michał mi nie chciał dać tej maści…
- Jutro jedziemy do lekarza.
- A po co?
- Jak to, po co? Żeby sprawdził, co jest z twoim kolanem.
- Przestanie boleć.
- Nie przestanie. Po za tym, obiecałeś Michałowi, że pójdziesz.
- Ale Michał jest w Warszawie - powiedział opierając się o futrynę.
- Ale ja jestem tutaj. Pójdę z tobą. Będę cię za rączkę trzymać, jak będziesz chciał - zakpiłam sobie.
- No, chyba, tylko pod takim warunkiem - zgodził się.
- Napijesz się herbaty? - Zapytałam.
- Głodny jestem…- rzucił.
- Wiesz… tu nic do jedzenia nie ma… - zajrzałam do zamrażalnika. Zobaczyłam, że mam pierogi - pierogi zjesz?
- A masz pierogi? - Zapytał z niedowierzaniem.
- No pewnie.
- No to zjem - ucieszył się.
- Nie wiem, z czym są, bo już nie pamiętam…
- Wszystko jedno - powiedział uradowany, że będzie coś do jedzenia.
Zagotowałam w czajniku elektrycznym wodę, wlałam ją do garnka, posoliłam wodę i gdy się ponownie zagotowała, wrzuciłam pierogi. Niall usiadł w kuchni przy stole i przyglądał mi się uważnie.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz? - Powiedział po chwili zamyślenia - Taki głodomór ze mnie…
- Ale masz inne zalety - powiedziałam i puściłam mu oczko.
- No, fakt…
Pierogi szybko się zagotowały, więc je odcedziłam i postawiłam przed Niallem.
- A ty nie będziesz jadła? Przecież ja tego wszystkiego nie zjem! - Zaprotestował.
- Znając życie to zjesz…
- A nie chcesz jednego pieroga?
- Dobrze, daj - powiedziałam i podałam mu talerzyk. Niall przerzucił cztery pierogi - nie aż tyle!
- Zjesz - powiedział.
- Nie zjem, ty będziesz głodny.
- Zjedz. Nie jestem tak strasznie głodny, żebym się nie miał podzielić z tobą.
Jadłam bardzo powoli pierwszego pieroga, a Niall już kończył swoje.
- To co? Zjesz jeszcze pieroga? - Zapytałam.
- Nie. To są twoje - powiedział twardo.
- Chyba ze zmęczenia nie mam ochoty… - powiedziałam - wystarczy mi jeden.
Niall zlitował się nad pozostałymi trzema pierogami. Posprzątałam kuchnię, umyłam talerze                   i powiedziałam:
- Idź na górę.  Zaraz przyjdę.
Pogasiłam wszystkie światła. Poszłam na górę. Weszłam do siebie do pokoju, ale Nialla tam nie było.
Wyszłam z powrotem i zajrzałam do pokoju Darcy. Nic, nie było go. Weszłam do Tosia. Nie było. Widziałam, że Niall idzie na górę. Pomyślałam, że może poszedł do studia, ale studio stało ciemne             i puste.
Gdzie on jest? Wróciłam z powrotem do siebie do pokoju i zajrzałam do łazienki. No nie było go tam. Zajrzałam do szafy, jednak znów nic.
Usłyszałam jakiś hałas za ścianą.
Aha… Mam cię… W gościnnym jest!
Wzięłam na gazik trochę maści i weszłam do środka.
- Co ty tu robisz?
- Nie mogłem tam… w tamtym pokoju - powiedział.
- Jak tam noga?
- Boli, jak cholera.
Niall zdjął już spodnie i stabilizator. Trzymał wysoko nogę.
- Umyłeś się już?
- A może być dzień dziecka?
- To może ci pomogę?
Zaprowadziłam go do łazienki. Wstawiłam pod prysznic i oparłam o ścianę.
- Myj się teraz - powiedziałam.
Gdy usłyszałam, że zakręcił wodę, poszłam mu pomóc. Pomogłam mu się wytrzeć i powiedziałam:
- Jutro idziemy do lekarza i nie ma żadnych, „ale”.
Niall się zgodził. Zaprowadziłam go do łóżka, gdzie ciężko opadł i powiedziałam:
- Zamknij oczy.
Wzięłam gazik i zaczęłam mu smarować kolano. Niall syknął z bólu. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi.
- Co to jest? - Zapytał.
- Nie podglądaj - powiedziałam.
- Czyżbyś dostała to od Michała?
- Dostałam tylko na raz – skłamałam - Michał powiedział, że na pewno lekarz ci zapisze.
Niallowi się zrobiło lepiej i zaczął swoją gadkę:
- Ale po co trzeba iść do lekarza, skoro można smarować i przestanie boleć?
- Słuchaj. Trzeba leczyć przyczynę. Nie skutki.
- Ale ja tak nie lubię lekarzy…
- A ja przestanę ciebie lubić.
Niall się chyba zdenerwował, bo umilkł i powiedział prawie błagalnym tonem:
- Chodź do mnie.
- Muszę iść się umyć - powiedziałam.
Poszłam do łazienki i gdy wróciłam, Niall słodko spał. Postanowiłam pójść do siebie, żeby się wyspał. Bałam się, że urażę mu to kolano w nocy, ale gdy wychodziłam z pokoju, Niall się obudził.
- Gdzie ty idziesz? - Zapytał, przekręcając się.
- Pomyślałam, że lepiej żebyś się wyspał.
- Nie ma mowy! - Powiedział błyskawicznie - To ja idę do siebie do domu.
- Nie ma mowy - odparowałam bez zastanowienia.
- To chodź tutaj - poklepał miejsce koło siebie.
Spałam dosyć źle, bo czuwałam żeby nie skopać Nialla. Kiedy zrobiło się widno, wstałam i zeszłam na dół. Zaparzyłam sobie kawy. Muszę iść do sklepu… Ale tak mi się nie chce… Zajrzałam do lodówki         i zaskoczona stwierdziłam, że coś nie coś jest. W lodówce była wędlina, masło, mleko, ser i inne rzeczy. Ten Kazik jest cudowny! Nalałam sobie do kubka kawy i usiadłam w salonie. Chyba będziemy musieli się przenieść do Nialla… Z tym domem łączy mnie za dużo wspomnień. I to bolesnych… Chyba go sprzedam. Muszę się zastanowić, komu. Dom był ładniejszy, niż Nialla, ale po prostu u niego brakowało raczej kobiecej ręki. Postanowiłam, że przeprowadzimy remont jego domu, lecz najpierw ważniejsze jest zdrowie Nialla. Zresztą musiałam to z nim uzgodnić. Usłyszałam, że coś się dzieje na górze. Powędrowałam, więc na górę i zobaczyłam, że Niall się gramoli z łóżka.
- Jak się czujesz i gdzie ty idziesz? - Zapytałam wchodząc.
- Do ciebie. Obudziłem się, a ciebie nie ma.
- Poszłam przygotować śniadanie. Chciałam iść do sklepu, ale okazało się, że Kazik zaopatrzył nam trochę lodówkę. Jest nieoceniony – powiedziałam - głodny jesteś?
- Pewnie bym coś zjadł…- rzucił.
- To leż tu, a ja przyniosę ci śniadanie.
Niall się bardzo ucieszył.
- Chcesz kawy?
- No pewnie, że chcę!
Zeszłam na dół. Przygotowałam kanapki z tego, co było. Postawiłam dzbanek z kawą na tacy                  i poszłam na górę zabierając kubki.
Drzwi zostawiłam do pokoju otwarte, więc nie miałam problemu z wejściem. Na stoliku, obok łóżka postawiłam tacę, nalałam kawy, mleka i powiedziałam:
- Częstuj się.
- Mmm…, jakie kanapki! A ty jadłaś?
- Jeszcze nie.
- No to jemy razem - powiedział.
Wzięłam jedną kanapkę i usiadłam obok.
- Boli cię noga?
- Nie. Ta maść czyni cuda – powiedział - dzwoniłaś do mamy?
- Nie dzwoniłam. Oni już spali…
- A teraz, która jest u nich godzina?
- Zadajesz mi zbyt trudne pytania, jak na rano - odpowiedziałam mu.
- A która jest godzina?
- W pół do siódmej.
- Tak wcześnie?
- No sama się dziwię, że tak wcześnie wstałeś…
Miałam trochę spraw do pozałatwiania, więc powiedziałam Niallowi, że będzie się musiał obejść beze mnie.
- Jak to? - Prawie zaczął płakać.
- Słuchaj, no muszę pojechać do sklepu zobaczyć, co tam się dzieje, muszę cię zawieźć do szpitala…
- Nie ma mowy! - Przerwał mi.
- Dobrze, zadzwonię do doktora Jana i zapytam o jakiegoś chirurga - poddałam się.
- A muszę?
- Musisz. Muszę pojechać na zakupy, ugotować obiad i takie tam. Ty będziesz sobie tu leżał                   i najwyżej, jak dzieci wstaną, przyślę je do ciebie.
- Myślisz, że „moja żona” będzie się mną opiekowała? - Zapytał.
- Twoja „była żona”? - Spytałam.
- No, faktycznie „moja była żona”… Jestem niepocieszony, bo nie poznałem mojego następcy…
Po ósmej zadzwoniłam do doktora Jana.
- O! Miło, że słyszę moją ulubioną pacjentkę. Wszystko wiem. Proszę do nas przyjechać. Wszystko załatwimy. Słyszałem też, że pacjent jest oporny.
- Widzę, że Michał wszystko panu opowiedział…
- Między nami, lekarzami nic się nie ukryje.
- Dobrze, panie doktorze będziemy u pana za dwie godziny.
- Będę czekał.
Po czym postanowiłam, że nie powiem Niallowi, gdzie jedziemy. Było to najbezpieczniejsze rozwiązanie, bo jeszcze by mi uciekł. Był taki niepocieszony, jak mu powiedziałam, że go zostawię samego, więc zdecydowałam, że jedzie ze mną.
- Z kim rozmawiałaś? - Zapytał, gdy wróciłam do pokoju.
- Przecież mówiłam ci, że mam parę spraw do załatwienia. Pomyślałam sobie, że może pojedziesz jednak ze mną.
- Jak chcesz, to bardzo chętnie - powiedział.
- To bardzo się cieszę - rzuciłam - pomogę ci się ubrać.
- Sam się ubiorę. Już taka kaleka nie jestem.
- Jak chcesz.
- Jak chcesz mi pomóc, to dobrze…. Pomóż mi - stwierdził po chwili.
Ubrałam go dosyć szybko. Zadzwoniłam do Gabrieli i zapytałam:
- Obudziłam cię?!
- Nie, już nie – odpowiedziała - już nie śpię, a co się stało?
- Szukam opieki do dziećmi - powiedziałam żałośnie.
- Nie ma sprawy, zaopiekujemy się, a co?
- Muszę jechać z Niallem do szpitala.
- Co? Z tym kolanem?
- No nie jest dobrze…
- To mam przyjść do ciebie?
- Tak, bo dzieci jeszcze śpią…
- Okej będę za dziesięć minut.
- Okej.
Rozłączyłyśmy się.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z Gabrielą. Posiedzi z dzieciakami.
- To może ja zostanę?
- Nie, no już wszystko ustaliłam. Założyłeś stabilizator? - Zapytałam.
- A po co?
- No to chcesz ze mną jechać, czy nie?! - Zdenerwowałam się.
- No chcę!
- No to zakładaj.
Niall zaczął zdejmować spodnie. Postanowiłam mu w tym pomóc.
- Mmm - skomentował.
- Chcę, żebyś to szybciej zrobił, a nie…
- No ja tu striptiz urządzam, a ty tak przyziemnie: „pośpiesz się”!
- Bo mam tu dużo spraw do załatwienia! Pośpiesz się!
Pomogłam mu z nogą.
- Co ci się tak śpieszy?
- Mówiłam ci, że…
- „Mam dużo spraw do załatwienia”- zacytował mnie.
- Chciałabym, żebyśmy odjechali nim obudzą się dzieci. Zaraz będzie tu Gabriela.
Na to Niall zdecydowanie przyśpieszył. Kiedy Gabriela przyszła, wsadziłam go do samochodu i szybko odjechaliśmy.
- Co ci się tak śpieszy? - Zapytał po raz kolejny.
- No przecież mówiłam…
- Masz dużo spraw do załatwienia…
- Po co mnie znowu cytujesz?!
Gdy wyjechaliśmy na główną ulicę, okazało się, że jest straszliwy korek. Postanowiłam, że pojedziemy prosto do szpitala.
- Gdzie ty jedziesz? - Zdziwił się.
- Zmieniłam plany - odpowiedziałam.
Gdy podjechaliśmy pod szpital, dopiero zorientował się, gdzie jest.
- Co? Do ginekologa musisz iść? – Zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak, Niall.
- Ja też mam iść z tobą?
- Tak. Musisz ze mną iść.
Gdy jechaliśmy windą, na górę pod windą spotkaliśmy doktora Jana.
- Witam moją ulubioną pacjentkę - powiedział wsiadając do windy.
- To nie wysiadamy tutaj? - Zdziwił się Niall.
Doktor popatrzył na mnie, a ja mrugnęłam do niego.
- Musimy przeprowadzić pewne badania.
Niall zorientował się, że coś jest nie tak, gdy doktor Jan wyszedł z jakiegoś gabinetu i powiedział:
- Teraz pan.
- JA?! - Zdenerwował się.
- Tak, pan.
- Ja się z tobą policzę - szepnął mi do ucha.
- Jasne, że tak - odpowiedziałam.
- Ty miałaś ze mną wchodzić.
- Ale nie chcemy narażać matki pańskich przyszłych dzieci - powiedział doktor.
Niall poszedł zrezygnowany do środka. Drzwi się zamknęły i czekałam na niego pod gabinetem. Za chwilę wyszedł doktor Jan sam.
- Zrobią mu prześwietlenie i zobaczą, co jest grane. Michał mówił mi o tym, jak to się stało. Może być zerwana łękotka, bądź parę innych powodów. Musimy wiedzieć, na co leczyć pani przyszłego męża. Widzę, że jest zestresowany…
- Panie doktorze, on się boi lekarzy.
- Przecież my nie gryziemy.
- Nie mogłam mu powiedzieć, że jedziemy do pana, bo przecież nie wsiadłby mi do samochodu.
Po dwudziestu minutach, Niall wyszedł skwaszony, a doktor Jan zapytał:
- I co? Bolało?
- Nie - warknął Nialler.
- No to całe szczęście - rzucił doktor - to teraz zapraszam tu pod gabinet - i wszedł znowu sam.
Widziałam, że Niall miał ochotę uciekać.
- Niall, nigdzie nie idziemy. Siedzimy tutaj.
- Wiesz, że to było wredne?
- Ja chcę mieć zdrowego męża - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
Po pewnym czasie, zaproszono nas do gabinetu i bardzo przystojny chirurg zaczął omawiać sprawę Nialla. Powiedział, że jeżeli w tej chwili się tego nie zoperuje, to Niall przestanie chodzić. Bardzo się tym przejął.
- A to będzie bardzo bolało? - Zapytał Niall.
- Nie, to będzie pod narkozą. Nic nawet pan nie poczuje. Trzeba to zrobić, jak najszybciej - powiedział  i zobaczyłam, że doktor zajrzał do swojego kajetu.
- Proponuję zrobić to w przyszły piątek - popatrzył na nas doktor.
Niall był biały.
- Ale proszę się nie bać. Wszystko będzie dobrze - powiedział doktor.
Gdyby mógł, Niall by prysnął z pokoju z wielkim okrzykiem: AAAAAAAAAAAAAAA!!!
Ale, trzymałam go mocno za rękę, a drzwi zastawiał doktor Jan.
- Jeżeli pan się boi igieł, to możemy załatwić to w inny sposób.
- A w jaki? - Zainteresował się pacjent.
- Dostanie pan tabletkę, po której pan uśnie.
To go trochę uspokoiło. Zostały omówione wszystkie szczegóły operacji i doktor Gregory, bo tak miał na imię, powiedział:
- Liczę, że pan się stawi.
Niall coś burknął pod nosem. Gdy wyszliśmy, zaczął się ciskać.
- Jak mogłaś mi to zrobić?!
- Zależy mi na tym, żebyś chodził, bo jak nie, to nie wyjdę za ciebie.
Zawiozłam Nialla do domu i chciałam go zostawić pod troskliwą opieką Darcy oraz Gabrieli.
- Muszę jechać do sklepu - powiedziałam.
- Może ja pojadę? - Zaproponowała Gabi.
- Jak chcesz.
Gabriela zdecydowała, że jednak pojedzie ona. Opowiedziałam jej o wizycie w szpitalu i o operacji.
Po wysłuchaniu relacji Gabi poszła.

 Usiadłam przy komputerze i zamówiłam dostawę jedzenia do domu.
____________________________________________

Hey ludziska :) Wybaczcie, ale rozdział nie był sprawdzony, przepraszam xx
 Miłego weekendu <3
PS. Po prawej stronie, jak pewnie zauważyliście wrzuciłam pasek z wejściami <3 Nie będę mówić, jak bardzo się cieszę i dziękuję :)                                                                                                 ~Meg

1 komentarz:

  1. Jejku jaki świetny rozdział :)
    Biedny Niall haha
    ciekawa jestem czy Antos i Dracy tęsknią za tata.

    OdpowiedzUsuń