Harry podszedł do mnie i chciał mnie pocałować.
Wrzasnęłam:
-Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!
Harry odsunął się i ze zdziwieniem popatrzył na mnie.
Usłyszałam, że ktoś mnie woła. Był to znajomy głos, ale nie wiedziałam czyj.
Poczułam, że ktoś mną szarpie. Otworzyłam
oczy. Okazało się, że Niall stoi nade mną.
- Co się stało?! - Wykrzyczałam.
- Miałaś zły sen. Co ci się takiego złego śniło?
- Nie mogę ci powiedzieć…
- No powiedz. Może jakoś wybrniemy z tej
sytuacji.
- Śnił mi się Harry…
Niall cały zesztywniał.
- I co… i co robił? - Zapytał.
- Chciał mnie pocałować, ale ja krzyczałam
„nie”.
Na to Niall trochę się rozpogodził.
- To był tylko zły sen - powiedział.
- Ale ja już nie chcę, żeby mi się śnił. Prześladuje mnie…
- Często ci się to zdarza?
- Nie. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Tamten
rozdział jest już zamknięty i nie chcę do niego wracać. Wyjechałam, żeby mieć
inne wspomnienia i nie myśleć o tym. Poczułam, że swędzi mnie skóra.
- Która jest godzina? - Zapytałam.
- W pół do dwunastej.
- Jezus! Maria?! To ja spałam tyle czasu?! - Wiedziałam już, co mnie czeka - Niall, nie mogłeś mnie obudzić wcześniej?!
- Tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić.
- Ale ja jestem pierwszy raz w tym roku na słońcu…
Niall zzieleniał.
- Nie pomyślałem o tym. Boże, jaki ja jestem
głupi - zaczął jęczeć.
Szybko weszliśmy do środka.
- Niall, ty możesz iść się poopalać.
Posmarowałam się balsamem po opalaniu. Mając nadzieję, że to
zadziała. Postanowiłam założyć letnią sukienkę, chustę na ramiona i stwierdziłam:
- No to idziemy.
- Gdzie?! - Zdziwił się.
- No przecież nie będziemy siedzieć tutaj, w
domu. Trzeba zwiedzić okolicę.
Niall nie był zachwycony pomysłem. Zaproponowałam, żeby
został a ja pójdę sama. Szybko się zdecydował i wyszliśmy. Stanęliśmy przed
hotelem i zaczęliśmy się zastanawiać, w którą stronę
iść.
- Poczekaj. Dowiem się, co jest w okolicy - rzucił Niall.
Cofnął się do recepcji i długo coś konferował. Gdy wyszedł,
stwierdził:
- Jak pójdziemy w prawo za trzy kilometry będzie
miasto. Jak pójdziemy w lewo, za dziesięć kilometrów będzie sklep.
- Jak pójdziemy prosto, wejdziemy w krzaki - skomentowałam, bo naprzeciwko były krzaki.
- To gdzie idziemy?
- Może przed siebie - rzuciłam.
- Co? Chcesz iść w krzaki?!
Zaczęłam się śmiać.
- Widzisz, że ja stoję w kierunku prawym. To ty
stoisz w kierunku krzaków - uświadomiłam
go i ruszyłam. Niall
pognał za mną. Widać było, że jest bez kondycji. Postanowiłam, że muszę mu jej trochę wyrobić.
Ruszyłam szybkim krokiem. Gdy zorientowałam się, że go nie ma, odwróciłam się i zobaczyłam, że jest daleko w tyle.
- Ale zasuwasz - wyziajał, gdy dotarł do mnie.
- Co ci się stało? - Zapytałam.
- Wiesz, chyba nie mam kondycji… - stwierdził.
- No przecież koncerty… i nie masz kondycji?
- Koncerty to co innego - zaczął się tłumaczyć.
- Chcesz usiąść? Chociaż tu nie ma za bardzo,
gdzie. Masz wodę do picia? - Zapytałam.
- Nie… zapomniałem..
- Jak to nie wziąłeś wody?
Wyciągnęłam swoją butelkę i mu podałam.
- Nie będę cię okradał z wody - stwierdził.
- Nie wkurzaj mnie. Co chcesz wylądować w
szpitalu?!
- No jak takim tempem będziesz chodzić, to
pewnie wyląduję - poskarżył się.
- Dobrze…
Będę wolniej szła.
Zaczęłam iść wolnym krokiem i poczułam się bardzo zmęczona. Zmuszanie
się do wolnego chodzenia nie było w mojej naturze. Zawsze gdzieś biegłam i do
tego przywykłam, a chodzenie wolnym krokiem bardzo mnie męczyło. Po przejściu
następnego kilometra padłam ja…
- Niall, chyba weźmiesz mnie na barana… - powiedziałam ciężko dysząc.
To chyba w ramach wyrabiania kondycji… - pomyślałam
Niall sapnął.
- To może usiądźmy - rzucił.
- Myślałam, że chcesz poćwiczyć nad kondycją - westchnęłam i usiadłam na krawężniku. Niall
padł koło mnie.
- Chyba podróż mi zaszkodziła - zaczął się tłumaczyć.
- Raczej nie za dobrze przespana noc…
- No dobrze… Rozłożę sobie ten leżak…
- Zaraz cię strzelę - powiedziałam zdenerwowana.
- Nie, proszę… tylko bez rękoczynów - prawie zaczął płakać „na niby”. To mnie
rozbroiło.
- Niall, przestań. Przecież wiesz, że ja też
ledwo żyję. To co? Obalimy literka? - Zapytałam.
Niall się obruszył.
- Przy tym upale nie piję!
- Wody kretynie, nie wódy… - odparowałam.
- A dasz mi jednego łyczka?
- Pij - podałam mu butelkę.
Niall wziął dużego łyka i chciał mi oddać.
- Pij - powiedziałam ponownie.
Wypił pół butelki i mi podał.
- Mówię pij!
- No ale przecież ty też musisz pić!
Wyciągnęłam drugą butelkę z plecaka.
- O ty! Jesteś zołza! Cały czas targałaś dwie
butle?!
- Nawet trzy…
Niall wypił duszkiem do reszty całą wodę.
- Zaraz się będziesz pocić.
- Ale czułem się, jak na pustyni. Tak mi się
chciało pić. Chyba mi to śniadanie zaszkodziło.
- Takie ilości na pewno.
- Gdybyśmy nie byli przyjaciółmi, to na pewno
bym obraził.
Zaśmiałam się. Rozejrzałam się, bo słońce grzało
niemiłosiernie. Zobaczyłam, że jakieś osiemset metrów od nas zaczyna się jakiś
park.
- Niall, zobacz tam jest cień! Idziemy!
- Chyba na czworakach - powiedział Nialler.
- No zobacz, jak tu grzeje. Pali niemiłosiernie…
Wstałam i zaczęłam iść w kierunku parku.
- Chodź, idziemy!
- Nie mam siły.
- Nie bądź cienias... - Oburzyłam się.
Na to słowo, Niall wstał i zaczął iść bardzo energicznie.
- Co w ciebie wstąpiło? - Zdziwiłam się.
- Nic. Idziemy - powiedział z sarkazmem.
W dwadzieścia minut dotarliśmy do cienia, lecz w nim nie
było wcale lepiej… Okazało się, że był to las, a tam było jeszcze w dodatku
duszno. No może nie paliło słońce, ale było duszno….
- Wiesz, co? Może jednak wrócimy do hotelu - powiedział.
- Dobra - zgodziłam się
Q pewnym momencie źle stanęłam i skręciłam nogę - Ała! - Usiadłam
na ziemi.
- Co się stało?! - Zdenerwował
się Niall.
- Skręciłam kostkę…
- Poczekaj! Pokaż. Złamałaś?
- Nie, skręciłam.
- Poczekaj! - Wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer.
- Gdzie ty dzwonisz?
- Cicho! Halo? Tu Niall Horan z bungalowu numer
69. Tak. Wybraliśmy się na przechadzkę i moja partnerka skręciła nogę. Nie może
iść. Czy możecie przysłać samochód? Aha, rozumiem. No nie ma takiej możliwości?
Dobrze. Damy sobie jakoś radę.
- Co się stało? - Zapytałam.
- NIC - rzucił. Schował komórkę i złapał mnie na ręce.
Wstąpiła w niego jakaś nadprzyrodzona siła. Doniósł mnie do hotelu. Gdy byliśmy
już pod drzwiami bungalowu powiedział:
- Muszę cię tu postawić. Nie wziąłem klucza… - posadził mnie przed drzwiami i pobiegł!
Z powrotem do recepcji. Po chwili był z powrotem. Otworzył drzwi, podniósł mnie
i zaniósł na łóżko.
- Leż. Wezwę lekarza.
- Przestań! Ja tylko skręciłam nogę. Zobaczymy,
co będzie. Jeśli będzie puchła, to dopiero wtedy wezwiesz.
- Może ci zrobić jakiś zimny okład… Pójdę na
stołówkę. Może jest tam lód…
- Sprawdź w lodówce, czy nie ma - powiedziałam.
Po otwarciu zamrażalnika, wydał okrzyk radości.
- Jest!
Złapał torebki z lodem i położył mi na nodze.
- AŁA! - Wrzasnęłam.
- Bolało cię?!
- Czyś ty oszalał?! Przecież to jest zimne!
- No, ale trzeba zrobić zimny okład.
- Tak, ale lodu nie kładziesz na skórę. Przynieś
ręcznik z łazienki.
Niall biegiem poleciał do łazienki i przyniósł ręcznik.
- Zawiń ten lód w ręcznik i połóż mi na nodze. Tylko delikatnie.
Niall, jakby się bał położył mi okład. Najdelikatniej, jak
mógł.
- Co ci jeszcze dać?
- Coś do picia…
- Ja bym coś zjadł… Tak się zdenerwowałem, że
coś bym zjadł…
- To idź do baru.
- A przynieść ci coś?!
- Możesz lody.
- A nie wystarczy ci na nodze? - Zażartował.
Rzuciłam w niego poduszką. Odrzucił mi ją i już go nie było.
Po piętnastu minutach był z powrotem.
- Zaraz przywiozą - powiedział.
Rzeczywiście. Ktoś
zapukał.
- Proszę! - Powiedzieliśmy równocześnie.
Do środka wszedł
kelner, pchający stoliczek do herbaty. Stoliczek był zastawiony nieziemską
ilością produktów. Na dole stały dwa termosy.
- Czyś ty na głowę upadł?!
- W jednej jest kawa, a w drugim lody.
Trochę mnie to uspokoiło.
- A co to na górze?
- No, jestem głodny.
- No należy ci się. Taki ciężar niosłeś przez
trzy kilometry, że ci się należy.
Niall się obruszył.
- Żaden ciężar! Jesteś lekka jak piórko!
Przyciągnął stoliczek do łóżka. Usiadł koło mnie i zapytał:
- Co zjesz?
- No ja ciebie nie dźwigałam, więc mogę tylko
lody - rzuciłam - ostatecznie mogę się napić kawy.
- Nie wiem, czy nie będziesz musiała mi zrobić
masażu… Bardzo mi to pomogło.
- A ty będziesz mi masował nogę? - Zapytałam.
- Już, już! - Chciał dotknąć mojej kostki, ale wrzasnęłam,
więc odskoczył jak poparzony - nie
wrzeszcz tak! Uważaj, jestem nerwowy…
Zobaczyłam, że noga mu podskakuje.
- Uważaj, bo dziurę w podłodze zrobisz - powiedziałam.
- Nie mogę! Nic mi nie wychodzi!
- Uspokój się i nie rób scen. Już będę grzeczna.
Nie denerwuj się. Jesteś słodki, jak się złościsz, ale już się nie złość.
Usiądź spokojnie i zjedz sobie.
Niall przysiadł się do stolika i sukcesywnie zaczął go
opróżniać. W pewnym momencie popatrzył na mnie i powiedział:
- Tylko nic nie mów.
- Komu? I o czym? - Zdziwiłam się.
- Że cię nosiłem…
- No było to bardzo rycerskie - przyznałam - wstydzisz się, że mnie nosiłeś na rękach?
- Nie, ale… będą później jakieś plotki…
- Plotki to i tak i tak będą. Wreszcie mieszkamy
w jednym pokoju…
- O tym też nie mów!
- Już zdążyłam…
- Kiedy?! Komu?!
- Nie martw się. Samym swoich.
- Wystarczy. Wiesz, co!? Louis będzie mi ciosał
kołki na głowie. Harry będzie zazdrosny…
- To mnie nie interesuje - powiedziałam zimno.
- O przepraszam - zmieszał się.
- Nie przejmuj się. Harry nie ma już do mnie
żadnych praw.
Niall się zadumał. Myślał o czymś bardzo intensywnie. Coś
zaczęłam paplać, ale on się nie odzywał. Gdy się zamknęłam i zaczęłam mu się
przyglądać po dobrych pięciu minutach zorientował się, że zapanowała dziwna
cisza.
- Co mi się tak przyglądasz? - Zdziwił się.
- No bo się nic nie odzywasz. Gdzieś bujasz w
obłokach.
- O przepraszam. Faktycznie. Zamyśliłem się.
Właśnie do mnie dotarło, że jesteś wolną istotą.
- No, nie całkiem wolną, bo z przyległościami.
- Czy ty mówisz o „mojej żonie” i jej bracie? - Zobaczyłam figliki w jego oczach.
- Tak, o twojej żonie i jej bracie.
- A co u nich?
- A sama nie wiem. Chyba będę musiała zadzwonić
i się dowiedzieć, jak się czuje twoja małżonka.
- No to dzwoń - powiedział zdecydowanie - pogadamy obydwoje.
Włączyłam komputer i weszłam na Skype.
- Słuchaj, która jest godzina w Polsce? - Zaczęłam się zastanawiać - Czy oni nie śpią?
Oczywiście mamy na Skype nie było. Postanowiłam zaryzykować.
Wzięłam komórkę i zadzwoniłam do mamy i się rozłączyłam. Za chwilę mama była na
Skype.
- Cześć, co tam u was słychać?
- Jest super! Pogoda piękna! Gorąco! Chce się
żyć.
- A jak tam pokoje?
- A dziękujemy. Mieszkamy w bungalowie - powiedział Niall.
- JAK TO?! - Zdziwiła się mama.
- Okazało się, że jak przyjechaliśmy, mieliśmy
zarezerwowany bungalow dla nowożeńców.
- No, no, no. No to ciekawie - powiedziała.
- Jesteśmy grzeczni - powiedział Niall.
- Nie wątpię - zakpiła mama.
- Ale czy będziemy do końca, to nie wiem - przekomarzał się dalej. Mama o mało nie
udusiła się ze śmiechu.
- Zdaje się, że obydwoje jesteście wolni - podniosła jedną brew do góry.
- Jak dzieciaki? - Zmieniłam czym prędzej temat.
- A poszły z Michałem na spacer.
- A jak ty sobie dajesz radę?
- W porządku, Darcy mi bardzo pomaga.
- Oj, to nie porozmawiam sobie z moją żoną - zasmucił się Niall.
- Powiem jej, że dzwoniliście.
- Nie mów, bo będzie płakać, że dzwoniliśmy. A
jak Antoś? - Zapytałam.
- A dobrze. Znaleźli z Michałem wspólny język i
się świetnie dogadują. Słucha tylko Michała, chociaż też wielką miłością pała do
Małego Joe.
- Wcale się nie dziwię… Niall też kocha Małego
Joe. Prawda Niall?
- Mmmm, Mały Joe - zaczął się rozpływać.
- No, przez żołądek do serca - powiedziałam i zaczęłam się śmiać - to pozdrów wszystkich od nas. Jakbyś miała
problemy z dziećmi, to dzwoń.
- Damy radę! - Odpowiedziała mama, śmiejąc się.
- Nie wątpię - odpowiedziałam. Przesłałam buziaka i
rozłączyliśmy się.
- Nic nie przyznałaś się, że masz nogę skręconą.
- A co ma się denerwować? - Powiedziałam - wiesz, jakie są mamy.
- No wiem… To co będziemy robić?
- Ja kankana nie zatańczę…
- To może ja spróbuję?
Wstał i zaczął wywijać kankana. Myślałam, że spadnę z łóżka
ze śmiechu. Pewnie by tak było, gdyby nie to, że Niall mnie w ostatnim momencie
złapał.
- Gdzie ty się wybierasz? - Zapytał - no, niekoniecznie musisz leżeć na podłodze.
Możesz leżeć na łóżku.
- Chciałam ci potowarzyszyć przy tym kankanie - wytłumaczyłam się- Ale tylko w pozycji
horyzontalnej.
- Mmm, interesujące - skomentował.
- Oj! Przejęzyczyłam się. Ty tylko o jednym - oburzyłam się. Udałam, że się obraziłam i
odwróciłam się plecami do niego.
- Przepraszam, ale myślałem, że się możemy
powygłupiać.
Zaczęłam chichotać. Gdy się obróciłam, zobaczyłam że Niall
ma bardzo niepocieszoną minę.
- Widzisz Niall, jak ty mnie mało znasz? - Wybuchłam śmiechem.
Od razu się
rozpogodził.
- Myślałem, że się obraziłaś.
- To nie myśl. Coś za dużo myślisz - powiedziałam.
- No nie chciałbym cię obrazić w jakiś sposób.
- Wtedy to się dopiero obrażę, jak tak będziesz
myślał. To może mi coś zagrasz?
- Ale przecież nie
wziąłem gitary.
- Jak to nie wziąłeś gitary?!
- Pomyślałem, że nie będzie potrzebna… teraz
żałuję, że nie wziąłem… Ale tak na wariata się pakowałem, że jakoś tak wyszło.
- To wszystko wina Ellie. Przecież ona doskonale
wiedziała, kiedy wylatujemy i jakie są tu warunki.
- To może ci coś zaśpiewam?
- To śpiewaj.
Niall zaśpiewał piosenkę Michaela Buble.
- Super jest ta piosenka - powiedziałam, kiedy skończył.
- No, mi też się podoba. Żałuję, że jej sam nie
wymyśliłem - skomentował.
W pewnym momencie odezwał się Skype.
- Cześć robaczki! Jak wam tam? Ellie się
denerwuje, czy jest wszystko w porządku.
- Poza tym, że Niall śpi na leżaku na tarasie,
to wszystko ok - rzuciłam.
- Jak to?! - Odezwała się Ellie i pojawiła się zdenerwowana
na ekranie.
- No wynajęłaś nam bungalow poślubny.
- Nie wygłupiajcie się!
- Nie wygłupiamy się - popatrzyliśmy na nią, jak na idiotkę.
- No to zamieńcie coś!
- Nie ma wolnych miejsc - odpowiedział Niall.
Ellie się zrobiła czerwona, jak dojrzały pomidor.
- To nie tak miało być! - Zdenerwowała się - chyba
napiszę skargę do nich!
- Ale my nie narzekamy - powiedział Niall.
- Uuuuuuu - usłyszeliśmy Louisa - Ellie, wynajęłaś im apartament dla nowożeńców,
to teraz kupuj suknię ślubną. Mnie możesz garnitur, bo w tamtym już byłem, a
przecież nie mogę się powtarzać.
- Może skończcie tę dyskusję. A kto się żeni? – Zapytałam.
- Pewnie, po waszym powrocie, Kazik będzie miał
bardzo dużo pracy i będzie musiał ściągnąć kogoś do pomocy – trajkotał Lou
- Na razie nic nie
wiemy - powiedziałam.
- NA RAZIE - podchwycił Louis.
- Louis! Nie łap mnie za słówka!
- A za co mam cię łapać?
- Louis! Uspokój się! - Zareagował wreszcie Niall. Wcześniej
chichotał, jak pensjonarka, ale teraz miarka się przebrała - więcej nie włączymy Skype.
- Włączycie, włączycie - kontynuował Lou - starego Louisa nie chcielibyście zobaczyć?
Beze mnie byłoby wam smutno…
- To dziwię się, że jeszcze cię tu nie ma.
- Eleanor się nie zgodziła - zaczął się użalać - stęskniliście się chociaż za mną?
- Jeszcze nie zdążyliśmy. Wczoraj widzieliśmy,
jak do nas wymachiwałeś miotłą.
- Jaką miotłą? - Zaczął się zastanawiać.
- Louis? Nie będziemy im przeszkadzać - usłyszeliśmy głos Ellie.
- Nie przeszkadzacie nam. Szkoda, że wcześniej
nie zadzwoniliście, bo byście zobaczyli, jak Niall tańczy dla mnie kankana - powiedziałam śmiejąc się.
- Uuuu, to już do tego doszło? - Zaczął Louis.
- To bawcie się dobrze! - Usłyszeliśmy
głos Ellie, która rozłączyła połączenie.
Po pięciu minutach
Skype znowu zabrzęczał.
- To ja! Ellie, poszła do kuchni - wyszeptał Louis - chciałem jeszcze z wami pogadać, a ona tak
brutalnie nas rozłączyła. Jak będzie szła, to się rozłączę.
- A co? Szlaban na komputer masz? - Zapytał Niall.
- W pewnym sensie - odparł.
- Co żeś narozrabiał? - Zapytałam.
- Nie, nic - odpowiedział z miną niewiniątka.
- Co na Wiśniowej? - Zapytałam.
- A bez was smutno.
Tommy i Jimmy są jacyś markotni, bo brakuje im chyba Darcy, Jasmine też w kółko płacze.
- Dobrze, że ty nie płaczesz.
- A skąd wiesz? - Wyciągnął chusteczkę i przetarł oczy - a co wy robicie w domu? Ops… przepraszam, nie powinienem zadawać tak
nie dyskretnych pytań.
- LOUIS! - Usłyszeliśmy głos Eleanor. Nagle Lou dostał
szmatą w głowę.
- No co ja ci zrobiłem?!
- Miałeś nie zawracać im głowy!
- To oni zadzwonili!
- Nie wierzę ci - skomentowała Eleanor i puściła do nas oczko - wybaczcie, ale Louisowi się nudzi… Nie ma
Nialla, nie ma Harryego, Jay wyjechał w trasę, Zayn jest zajęty Dominiką, a
Liam opiekuje się Jasmine, bo Dan pojechała do lekarza.
- Louis, ja ci proponuję, żebyś napisał jakąś
piosenkę. Taki opuszczony jesteś, a wtedy najlepiej wychodzą - rzucił Niall.
- Już napisałem… pięć! Nudzi mi się! - Poskarżył się - HESITATION!
Niall wpadł w atak śmiechu, a co za tym idzie, ja również.
- Louis, jesteś mi potrzebny w kuchni - stwierdziła Ellie - bardzo was przepraszam, ale dziś Lou gotuje.
- LOUIS GOTUJE?! - Zdziwił się Niall.
- Uczy się gotowania…
- KABEL - wrzasnął Lou zza pleców Ellie i już go nie
było, kiedy się odwróciła.
- Chciałam was przeprosić za zaistniałą
sytuację, ale to wina Louisa. To on załatwiał wam wakacje, bo ja byłam zajęta i
nie mogłam tego zrobić. Chyba zrobił sobie jakiś żart… Jeszcze raz was
przepraszam. Powiedział, że będzie śmiesznie.
- Nie przejmuj się Ellie, poradzimy sobie - powiedziałam.
- Nigdy więcej nie pozwolę, żeby Louis
organizował jakieś wyjazdy. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie…
- Nie gniewamy się - powiedzieliśmy równocześnie.
- To bawcie się dobrze - szepnęła jeszcze na odchodne i się rozłączyła.
Zanim się zorientowaliśmy, nastał czas obiadu. Poznałam to
po tym, że Nialler zaczął się nerwowo kręcić i rozglądać.
- Co? Głodny jesteś?
- Nie - odparł błyskawicznie.
- Przecież słyszę, że ci burczy w brzuchu, to
czego oszukujesz?
- No, mam taką przemianę materii i nic na to nie
poradzę - prawie się obraził.
- Już idziemy na obiad.
- A gdzie ty się wybierasz? Już nóżka przestała
cię boleć?
- No faktycznie. Zupełnie przez Louisa przestała
mnie boleć.
- Ale będę miał haka na niego.
- Jakiego znów haka? - Zaczęłam się zastanawiać.
- Bo przecież uczy się gotować - ucieszył się - zawsze się wywijał od robienia czegoś do
jedzenia i twierdził, że nie
umie, a teraz gdy mnie nie ma, pobiera nauki! - Oburzył się.
Ponieważ, koło łóżka stał telefon, sięgnęłam po słuchawkę i
połączyłam się z recepcją.
- Halo?
- Czy mogę zamówić obiad do bungalowu dla…
nowożeńców? - Zapytałam.
- Oczywiście.
- A co dzisiaj jest specjalnością dnia?
Recepcjonistka wyrecytowała kilka dań, których nie
potrafiłam powtórzyć.
- przepraszam zrobię panią na głośno - mówiący, czy może pani powtórzyć? Bo nie wiem,
co mój partner będzie sobie życzył.
- Oczywiście
Znów wyrecytowała wszystkie dania. Niall słuchał uważnie.
- Przepraszam, a to co pani podała na końcu, to
co to jest, bo nie znam takiego dania.
Kobieta zaczęła cierpliwie tłumaczyć, że jest to ich
specjalność i że jest wyśmienite. Niall coś marudził. Ja się zdecydowałam.
Blondyn nie mógł się zdecydować. Wypytywał o inne dania, aż w końcu
zaproponowała:
- to może prześlemy panu z każdego dania po
troszku, aby pan mógł skosztować.
Niall się bardzo ucieszył. Po dwudziestu minutach
usłyszeliśmy jakieś dziwne dźwięki, które narastały z każdą chwilą. Usłyszeliśmy
pukanie, ale dźwięk cały czas dobiegał. Niall rzucił się do drzwi. Gdy otworzył
wjechał kelner z jednym wózkiem, za nim drugi kelner z wózkiem. Przy czwartym
wózku straciłam już rachubę.
- Matko Boska! Niall, coś ty zamówił?! - Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Niall też
był zdezorientowany.
- Jeżeli
państwo nie zjecie wszystkiego, oczywiście zabierzemy z powrotem.
Życzymy smacznego. Czy czegoś więcej nie potrzeba?
Niall się przyjrzał i spytał:
- A gdzie jest wino?
- Och, zaraz ktoś doniesie.
Po krótkim czasie dostarczono nam wino i ponownie życzono
smacznego.
- No to jemy - ucieszył się Niall.
Wreszcie mogłam odetchnąć. Usiadłam na łóżku, a Niall
zapytał:
- Co sobie życzysz na przekąskę?
- Nie wiem. Co dasz, to będę jadła - odparłam.
Niall wziął talerz i łyżkę i zaczął nakładać jakieś
nieziemskie ilości.
- Rozumiem, że nakładasz dla siebie - rzuciłam.
- Nie, dla ciebie.
- Ja bym wolała spróbować wszystkiego po trochu.
- No to spróbujemy.
- Niall, ja nie mam takich możliwości, jak ty.
- No dobrze - odstawił talerz, wziął następny i na łyżkę
nałożył na samym czubeczku - tyle? - Zapytał.
- Mam cię kopnąć?
- Chorą nogą?
- Mam dwie. Pamiętaj, że mam jedną zdrową.
Nałożył więcej dania, podał mi talerz, a sam zaczął pałaszować
z tego, co nałożył jako pierwsze.
Nim zdążyłam zjeść to, co miałam na talerzu, Nialler stał
już przy wózkach i nakładał sobie kolejną porcję...
____________________________________
Godzina 23:57 wyrobiłam się uffff :D
Więc tak. Po pierwsze specjalna dedykacja dla mojego najlepszego przyjaciela i "brata" (tak musiałam...). Obiecałam Ci to, więc proszę :)
Chciałam wszystkim podziękować :) Muszę się z Wami podzielić pewną wiadomością, bo blog przekroczył *UWAGA* 30 500 WEJŚĆ OMG
BARDZO WAM DZIĘKUJE, JESTEŚCIE CUDOWNI!!!
W życiu nie śniłam o takim czymś! Oczywiście nie jest to liczba porównywalna do Cienia, czy Darka, lub Hungera, ale mimo wszystko jestem z siebie (i Was oczywiście) cholernie dumna :')
Otrzymuję od Was masę wiadomości na maila i na Twitterze, z czego bardzo się cieszę, szkoda tylko, że komentarze tak kuleją, ale nie ważne... Nie da się Was zmusić... Trudno...
Stwierdziłam, że blog kontynuuję (WOOOOHOOO!!!)
i co jeszcze z tych ogłoszeń parafialnych... WAKACJE <3
Przypominam, że możecie się ze mną kontaktować:
- Twitter- @Chanelle310797
- Instagram- @ehlercix
- mój mail- kane.carter33@gmail.com
- snapchat- nandos9731
- tumblr- nandos9731, tapsio, onceagainnnnn
Ughh.... Trochę tego jest... Ale ogarniecie ;)
No dobra... Zaczynałam notatkę była godzina 23:57... Kończę ją pisać jest godzina 00:07...
~Meg
Super rozdział jak zwykle :)/Ola
OdpowiedzUsuńFENOMENALNY! HAHAH.... cóż za słownictwo ;) Cieszę się że go kontynuujesz ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn