* Mój komentarz na początek dla Was: Czytajcie ten rozdział dokładnie i ze zrozumieniem :D Jestem bardzo ciekawa, jak na niego zareagujecie :) Życzę miłej zabawy! :D
- Harry, co się z nimi dzieje?! - zdenerwowałam się - Może
zadzwoń na komórkę?
Harry wybrał numer do Liama. Liam odezwał się zaspany.
- Śpicie?
- No, bo u nas jest przecież druga w nocy… A czy coś się
stało?
- Dobra śpij, to wejdź rano na Skype, albo odbierz pocztę.
Miłych snów ci życzę.
Tak jak przypuszczałam za chwilę Liam pojawił się na Skype.
- CO SIĘ STAŁO?! JAK JUŻ DZWONICIE, TO ZNACZY, ŻE COŚ SIĘ
STAŁO - zdenerwował się Liam.
- Przepraszam. Zapomniałam o przesunięciu czasu, ale wczoraj wysłałam wam wiadomość i nie
odpowiedzieliście. Zaczęłam się trochę denerwować. Zmieniają nam się trochę
plany.
- Mów. Co odwołano nam tourne?
Opowiedziałam o nowych planach.
- To tak źle jest z Ellie?
- Lou, nie chce ryzykować takiego długiego przelotu. W ogóle
chciał zrezygnować z trasy, więc wybiłam mu to z głowy i ja zostanę z Ellie, a
wy lecicie dalej.
- Przylatujemy dwudziestego dziewiątego do Warszawy, więc
zdążymy wszystko obgadać - powiedział Liam.
- No to idź już spać - powiedziałam kończąc rozmowę i
wyłączyłam komputer.
- To, co wracamy do łóżka? - zaproponował Harry.
- No, o tej porze trzeba się po prostu opalać.
- Już i tak i tak jesteś jak murzyn - zaśmiał się Harry.
- Poczekaj, muszę tylko załatwić jedną rzecz.
Włączyłam komputer.
- Co znowu!?
- Muszę odwołać hotele w trasie.
- Jak to?! To gdzie my będziemy spać?
- Nie przeszkadzaj. Możesz spać z Louisem? Albo będziecie
spali w czwórkę z Niall'em i Zayn'em.
- W łóżku?! - krzyknął Harry.
- Do tej pory spaliście w piątkę w jednym pokoju i jakoś wam
to nie przeszkadzało. Były zarezerwowane po cztery pokoje dla nas i po dwa pokoje
do zespołu i Dużego Bo. Jeżeli my z Ellie nie jedziemy, to nie potrzebne są dwa
pokoje. Wy we czwórkę możecie spać w jednym.
- A jak będę chciał sobie wziąć jakąś panienkę na noc? -
zapytał Harry.
- Chcesz w łeb? Chcesz się lać?
- Rozważę propozycję…
- Musimy trochę oszczędzać, bo niedługo staniecie się
biedakami, większymi niż byliście przed waszą karierą.
- Okej. Zgadzam się na wszystko - powiedział potulnie Harry.
- Teraz to już chyba wszystko - powiedziałam, kiedy
skończyłam pracę z komputerem.
- To idziesz do tego łóżka?
- To idziemy na obiad - zarządziłam.
- A obiad nie może do nas przyjechać? - popatrzył na mnie
błagalnie.
- Jak chcesz - poddałam się.
- No przecież nie będziemy się widzieć przez cały miesiąc.
Wiesz jak ja będę cierpiał?!
- No, przecież chciałeś brać panienki na noc.
Harry złapał mnie wpół, przełożył przez kolano i przylał mi mocnego
klapsa.
- I kto tu powinien komu dać takiego klapsa? - zaczęłam
rozcierać sobie pupę.
- No dobrze - powiedział Harry. Wypiął się na łóżku i
powiedział:
- WAL.
- A coś przeskrobałeś? - zapytałam.
- Kiedy? - zapytał zdziwiony.
- Chyba, że mam ci wybić te głupie myśli.
Ściągnęłam mu kąpielówki i dałam porządnego klapsa w tyłek.
Klaśnięcie było głośne.
- Aua - powiedział- To bolało…
- No, miałam ci wybić z głowy - powiedziałam niewinnie.
- Zaraz się z tobą policzę - powiedział.
Zaczęłam się bronić, ale złapał mnie w pół.
- Uspokój się, bo zaraz ci założę kajdanki - zagroził.
Śmiałam się i rzucałam coraz bardziej. W pewnym momencie
poczułam, że Harry złapał moją rękę. Puścił mnie, ale poczułam na ręku, że coś się zatrzasnęło.
- Harry! Uspokój się!- wykrztusiłam śmiejąc się.
Z opresji wybawiło mnie stukanie do drzwi.
- Chwileczkę! - krzyknął.
Założył bokserki i rzucił na mnie koc. I otworzył drzwi.
Słyszałam, jak wwozi wózek do środka i zamknął drzwi. Jeszcze wcześniej
powiedział „dziękuję”.
Nastąpiła dziwna cisza. Poczułam, że koc zjeżdża ze mnie.
- Jesteś tam? - zapytał.
- Nie, nie ma mnie. Rozpłynęłam się.
Doszły do mnie jakieś smakowite zapachy i poczułam, że
jestem głodna. Wyskoczyłam z łóżka.
- To jemy teraz? - zapytał Harry.
- Jemy – powiedziałam - Zdejmij mi to!- wskazałam na
kajdanki.
- Nie. Nie będzie ci w niczym przeszkadzało.
Miałam te kajdanki na lewej ręce, więc potraktowałam to jako
bransoletkę. Harry złapał drugą część
kajdanków i przypiął mnie do stolika.
- Żebyś nie uciekła.
- Jak mam jeść?!
- Ja cię nakarmię.
- Żarty sobie stroisz?!
- Nie… Jesteś dzisiaj moim więźniem.
Zaczął mnie karmić.
- Będę mógł powiedzieć, że żona mi je z ręki - zaczął się
śmiać.
Gdy skończyliśmy jeść, chciał mnie wziąć na ręce, ale okazało się to kłopotliwe, więc odpiął kajdanki
od stolika i na chwilę postawił na ziemi. Uciekłam do łazienki, gdzie się
zamknęłam.
- Wychodź - usłyszałam stanowcze stwierdzenie.
- Nie wyjdę, bo nie wiem, co chcesz ze mną zrobić.
- Wychodź, to się okaże - powiedział.
- Najpierw kluczyk. Proszę pod drzwiami.
- A jest do nich jakiś kluczyk?
Zdenerwowałam się.
- No przecież musi być do tego jakiś kluczyk! Nie będę w tym
wracać do Polski! Musi gdzieś być! Poszukaj!
- Ale ja nie widziałem żadnego kluczyka do tych kajdanek!
Zdenerwowałam się
jeszcze bardziej i wyszłam z łazienki.
Harry tylko na to czekał. Złapał mnie i rzucił na łóżko.
- To nie fair!- powiedziałam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Szkoda, że nie mam takich drugich kajdanek - powiedział.
Parsknęłam śmiechem. Przypiął kajdanki do łóżka.
- To, żebyś mi znowu nie uciekła - powiedział.
Kochaliśmy się bardzo długo i bardzo namiętnie.
Wreszcie zostałam wyzwolona z kajdanek i rzuciłam się do łazienki.
Pozostałe dni
spędziliśmy podobnie. Ostatniego dnia musieliśmy się spakować, co zajęło nam
większość dnia. Na następny dzień, wcześnie rano mieliśmy samolot. Byliśmy w
większości spakowani. Zostało nam dopakować rzeczy, które będą nam potrzebne do
rana. Bagaże podróżne mieliśmy także spakowane. Laptop też był spakowany.
Poszliśmy na pożegnalną kolacje. Większość personelu chciała się z nami
pożegnać. Dostaliśmy nawet od hotelu
prezent. Było to tygodniowy voucher do wykorzystania przez rok.
Poszliśmy na długi spacer plażą. Lot mieliśmy o siódmej
rano, więc na lotnisku musieliśmy być o piątej. Nastawiłam budzik i poszliśmy
spać. Miałam trudności z obudzeniem Harry'ego rano, a właściwie w nocy, jak to
określił…, ale w końcu udało mi się go postawić do pionu. Było wpół do
czwartej. Szybko się umyłam, ubrałam i zrobiłam makijaż.
O czwartej przyszedł bagażowy po bagaże. Wyszliśmy z domku.
Spojrzałam jeszcze raz na ocean i poszliśmy do czekającej na nas limuzyny. Na
lotnisko zajechaliśmy bez problemu. Przeszliśmy odprawę i Harry powiedział:
- Poszedłbym coś zjeść… A na pewno napić się kawy…
Zgodziłam się z nim i przez większość czasu przesiedzieliśmy
w kawiarence.
Pół godziny przed odlotem, dałam tabletkę Harry'emu, którą
posłusznie wziął. Wsiedliśmy do samolotu i jeszcze przed odlotem Hazzie zasnął.
Obudził mnie ból bębenków. Czyżbym przespała znów całą
podróż?!
Gdy wylądowaliśmy, obudziłam Harryego, którego pierwsze
pytanie brzmiało:
- Czy już wystartowaliśmy?
- Nawet wylądowaliśmy - odpowiedziałam.
- Jak to?! Gdzie?!
- W Warszawie.
- To przespałem cały lot?!- zdziwił się.
- Na to wychodzi…
- Dobre te tabletki. Chyba się nauczę z nimi latać.
Wysiedliśmy i poszliśmy odebrać bagaże. Gdy weszliśmy do hali przylotów, zobaczyłam
Nialla.
- Już się zastanawiałem, którędy wyjdziecie - rzucił, gdy
nas zobaczył.
- No, faktycznie. Mogliśmy wyjść do taksówek - powiedziałam
i rzuciłam mu się na szyję.
- To byście mi zrobili numer! Zayn się gdzieś tu kręci…
Tylko nie wiem, gdzie…
Nagle znalazł się Zayn.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. W domu
czekała na nas mama i Mały Joe, który przygotował wspaniałe śniadanie.
- Bardzo jesteście zmęczeni? - zapytała mama - Chłopcy nie
chcieli mnie zabrać, bo powiedzieli, że będzie za mało miejsca - zaczęła się
tłumaczyć. Nagle coś zaczęło się ocierać
o moje nogi. Zajrzałam pod stół i zobaczyłam jakieś wielkie, białe zwierzę.
- ZUTEK! Czy to ty?! - zdziwiłam się i wzięłam go na ręce.
Był strasznie ciężki.
- Mały Joe! Coś ty z nim zrobił?!
- No… Był taki samotny - zaczął się tłumaczyć.
- Chyba będziesz musiał przejść na dietę - powiedziałam.
Zutek mocno miauknął, po czym wskoczył na Harry'ego.
Przywitanie było bardzo miłe.
- No widzisz Mozarcie, znowu będę musiał wyjechać…, ale
zostanie już z tobą mama i Michał.
- Ale że nas poznał? Po miesiącu czasu?
- Tłumaczyłem mu, że przyjeżdżacie - powiedział Mały Joe.
- Ale w stosunku do nas nie był taki ufny, jak tutaj -
powiedziała mama.
- No wreszcie, to kot Harolda, mamo – powiedziałam -
Haroldzie, masz jakieś zacne plany na dziś? - zakpiłam sobie.
Harry popatrzył na mnie z iskierką w oku, więc zaczęłam czym
prędzej wymieniać, co musimy zrobić.
- Rozpakować się, zrobić pranie, wyprasować, spakować na
następną podróż no i poplotkować ze wszystkimi - uśmiechnęłam się szyderczo do
Hazzy, który pogroził mi palcem. Po posiłku przeszliśmy do salonu. Rzuciłam się
na torbę, gdzie mieliśmy prezenty dla wszystkich.
- A teraz wszyscy siadacie.
Zaczęłam wyciągać prezenty i rozdawać po kolei. Mamie
wręczyłam voucher oraz dwa małe obrazki. Niall dostał od nas figurkę wojownika,
Zayn kadzidełka, a Mały Joe magnesy na lodówkę.
- Co ja mam zrobić z tymi kadzidełkami? - zapytał Zayn.
- Jak Niall będzie sadzić bąki, to sobie zapalisz i
odświeżysz atmosferę - powiedział Harry.
Wszyscy ryknęli śmiechem, a Niall, który siedział z brzegu
spadł na podłogę.
Marysi daliśmy figurkę bożka. Wszyscy byli bardzo ucieszeni,
że coś dostali. Marysia z wdzięczności złapała nasze bagaże i pobiegła z nimi
do pralni. Usiadłam przy mamie i przytuliłam się do niej. Chłopcy poszli do studia, Mały Joe do kuchni,
a my zostałyśmy same z Zutkiem.
- Widzisz, tobie nic nie przywieźliśmy - powiedziałam.
Przypomniałam sobie, że wśród pluszaków jest mała myszka pluszowa. Pobiegłam za
Marysią i wyciągnęłam zabawki z walizki. Znalazłam myszkę i pobiegłam na górę.
Weszłam do salonu i postawiłam przed Zutkiem myszkę. Nastroszył się cały i
miauknął złowieszczo.
- Co? Nie podoba ci się? - poruszyłam myszkę nogą. Zutek
odskoczył. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Zostaw. Zobaczymy, co zrobi dalej.
Obchodził myszkę z daleka. Po pewnym czasie podszedł i
trącił ją łapą. Myszka się przewróciła. Znowu odskoczył. Trwało to jakąś
godzinę. Wreszcie zaatakował, złapał ją w pysk i poszedł do kuchni. Nagle drzwi
frontowe się otworzyły i do środka zawitali Danielle z Liamem. Rzuciłyśmy się
na nich i wycałowałyśmy.
- O której, żeście przylecieli? Chcieliśmy po was pojechać.
Myślałam, że przylatujecie wieczorem! - powiedziałam.
- Odwołano nam lot i musieliśmy przylecieć wcześniejszym, bo
następny by był dopiero pierwszego - powiedział Liam.
Nasze wrzaski ściągnęły do salonu chłopców i Małego Joe.
Wszyscy się na wszystkich rzucali i było bardzo wesoło. Mały Joe zniknął w
kuchni, a myśmy zaczęli sobie opowiadać, co się działo w ciągu ostatniego
miesiąca. Danielle zaczęła wyciągać prezenty, więc ja rzuciłam się do swoich.
Dla Danielle miałam bransoletkę, a dla Liama małą rzeźbę z korala.
- To narażaliście życie, żeby przewieść koral przez
granicę?! - zapytał Liam.
- Jak to?! - zdziwiłam się.
- Przecież korala nigdzie nie można przewozić - wytłumaczył
Li - Koralowce są pod ścisłą ochroną.
Trochę się zdenerwowałam.
- Nie wiedziałam o tym.
- Dzięki Bogu wam nie zabrali - ucieszył się Liam.
Danielle zaczęła rozdawać ich prezenty. Chłopcy dostali
koszule z motywami palm. Każda była w innym kolorze. Harry dostał fioletową,
Niall zieloną, a Zayn niebieską. Dla Lou mieli czerwoną. Mama dostała
bransoletkę z wysuszonych różnych owoców, a ja dostałam fioletowe korale.
- Słuchajcie, prezenty od nas dostaniecie, gdy wróci Michał
z pracy, bo gdzieś je schował, a chciał uczestniczyć w rozdawaniu. Powiedział,
że gdyby zostawił na wierzchu, to chyba bym je już rozdała.
- Jak się w ogóle miewacie? Megan, jak się miewasz? Ale z
ciebie czarna murzynka!
- MURZYN!! - Wrzasnął Niall.
- Chyba nic nie robiłaś, tylko się opalałaś - powiedział
Zayn.
- Zaręczam cię, że robiliśmy wiele innych rzeczy -
powiedział Harry.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Zayn się trochę zmieszał.
Za chwilę Mały Joe zaprosił Danielle i Liama do stołu, więc
całe towarzystwo przeniosło się do jadalni i potoczyła się wartko rozmowa. Marysia zabrała bagaże nowo przybyłych i
zaniosła je do pralni. Na opowiadaniach spędziliśmy cały dzień. Michał wrócił pod wieczór. Był bardzo
opalony. Mama zresztą też.
- No, możemy zrobić konkurs na opaleniznę. No, dziewczyny
rozbierać się! - powiedział.
- Nie ma mowy! - zakwestionował Harry.
- Chłopaki, też się rozbierać! - ciągnął dalej Michał. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Ale zazdrośni! - powiedziałam.
Harry spojrzał na mnie spode łba.
- Nie przeginaj - pogroził palcem.
- No, przecież jesteśmy jak rodzina - zaczęłam się
tłumaczyć.
- No to przynoś te prezenty - powiedziała mama. Michał
poszedł do pokoju. Za chwilę przyszedł z wielką torbą. Postawił ją na środku i
zaczął podawać pakunki mamie. Każdy dostał paczkę. Były w nich figurki
aborygeńskie. Naprawdę prześliczne! Wszyscy cieszyli się jak dzieci.
Siedzieliśmy do późnego wieczora. Następnego
dnia rano pojechałam z Michałem na czczo
do szpitala. Zaprowadził mnie do laboratorium i zostawił mi zlecenie.
Pobrano mi krew. Zrobiło mi się słabo i gdy się obudziłam, stał nade mną
Michał, przebrany już w biały garnitur.
- Co ty wyprawiasz?!
Leżałam na leżance.
- Mnie się pytasz? Zakręciło mi się w głowie i straciłam
świadomość.
Michał coś powiedział do pielęgniarki, która powiedziała:
- Tak. Wystarczy.
- To ma być na CITO - powiedział Michał - Idziemy dalej –
zarządził - Teraz coś zjesz i pójdziesz na następne badania.
- Jakie?! - zapytałam.
- Na przykład do ginekologa - powiedział.
- Ale….
- Żadne, ale - przerwał mi - Jeżeli chcesz lecieć do
Chicago, muszę cię przebadać.
- Ale…
- Powiedziałem, żadne, ale. Muszę wiedzieć, co ci jest.
Harry na pewno będzie się lepiej czół, jak będzie wiedzieć co ci jest. Mam
pewne przypuszczenia.
Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się, żeby coś powiedzieć.
- Ale muszę iść do ginekologa?! - szybko z siebie wydusiłam.
- Musisz - odparł krótko.
Zaprowadził mnie pod
jakiś gabinet, gdzie wszedł. Po chwili drzwi się otworzyły i powiedział:
- Zapraszam.
Weszłam do środka i z przerażeniem stwierdziłam, że jest
mężczyzną. MĘŻCZYZNA!!!
- To jest doktor Adam - powiedział Michał - zbada cię. Idź
tam za parawan i się rozbierz.
Poszłam niechętnie za parawan, ale nie było gadania… Musiałam się rozebrać…
- Załóż fartuch i wyjdź- powiedziała pielęgniarka, która
była też w gabinecie.
Wykonałam polecenie.
- Wskakuj na fotel - powiedziała.
W gabinecie nie było już Michała, a lekarz siedział przy
biurku, tyłem do fotela. Ręce mi się trzęsły.
- Nigdy nie byłaś u ginekologa? - zapytała pielęgniarka.
- Mama chciała mnie kiedyś zabrać, ale się nie dałam - wytłumaczyłam.
- To nie dobrze.
- Kiedy zaczęłaś współżycie? - zapytał doktor Adam.
- Miesiąc temu - powiedziałam.
Odwrócił się i popatrzył na mnie.
- Czemu się pan tak na mnie patrzy?!- zdenerwowałam się.
- Bo to rzadkość, obecnie…, ale do pochwalenia - powiedział.
Był miły dla mnie, więc się odprężyłam. Delikatnie mnie
zbadał i powiedział, że mogę się ubrać. Zrobiłam to z całą przyjemnością.
Wyszłam z gabinetu, gdzie czekał na mnie Michał.
- Czy coś mówił Adam?
- Nie, nic.
Wszedł do gabinetu i po paru minutach wyszedł.
- Pan doktor cię zaprasza - powiedział Michał.
Weszłam z powrotem do środka.
- Mogę pani tylko pogratulować - powiedział.
- Czego? - zdziwiłam się.
- Jest pani w ciąży. Musi się pani teraz oszczędzać.
Zrobiło mi się słabo…
- Tylko nie mdlej - powiedział Michał.
- No, dobra, ale do
Chicago mogę polecieć?
- Jeżeli nie będziesz nic dźwigać, to możesz. Jeśli by się
coś działo, to podam ci telefon do mojego przyjaciela, który jest ginekologiem
w Chicago i pracuje w bardzo dobrej klinice - powiedział doktor Adam.
Pomyślałam o Ellie.
- Tak się składa, że jadę do Chicago, by pobyć z
przyjaciółką, która także jest w ciąży. Była w podróży poślubnej w Peru i było
z nią coraz gorzej, dlatego nie mogła przylecieć do Warszawy i poleciała do
Chicago.
- Dobrze. Ja zaraz zadzwonię do przyjaciela i załatwię wam
wizytę.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, w to co przed chwilą usłyszałam.
- Tak przypuszczałem - powiedział Michał, kiedy wyszliśmy z
gabinetu.
- Nic nie powiedziałeś o swoich przypuszczeniach -
powiedziałam lekko obrażona.
- Nie chciałem wam psuć miesiąca miodowego - powiedział
śmiejąc się.
Doktor Adam mi wytłumaczył różne rzeczy, przepisał leki i
dał recepty Michałowi. Założył mi kartę ciążową. Trochę go ubawiłam pytaniem:
- Ale myśmy uprawiali seks jeszcze później…
Powiedział, że można uprawiać nawet do końca. Zdziwiło mnie
to trochę. Dał mi jakieś książki i powiedział, żebym je przeczytała.
- Daj mi te recepty, to pójdę do apteki i wykupię leki.
- Wszystko załatwię sam - powiedział Michał - możesz
zadzwonić po Harry'ego, żeby po ciebie przyjechał… Jeśli chcesz.
Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer Hazzy.
- Harry, możesz po mnie przyjechać? - zapytałam.
- Zaraz będę - odpowiedział.
Popatrzyłam na zegarek. Było po dziesiątej. Pożegnałam się z
Michałem i wyszłam przed szpital. Wzięłam książkę i zaczęłam ją czytać. Była
ogólnie o ciąży i o przygotowaniach do roli matki. Opisywała wszystko, co się
dzieje w trakcie poszczególnych miesięcy
z matką i z dzieckiem. Nagle podjechał samochód z piskiem opon.
- Jak tam badania?
- Nic, nie wiem - odpowiedziałam, trochę kłamiąc, ale dla naszego dobra.
Schowałam w pośpiechu książkę i wsiadłam do auta.
- Michał ma przywieść po południu wyniki badań -
powiedziałam nie mijając się tu z prawdą.
Pojechaliśmy do domu. Pobiegłam na górę. Harry przyszedł za
mną. Wyciągnęłam grzechotkę i zaczęłam grzechotać, patrząc mu prosto w oczy.
- Lepiej usiądź - powiedziałam.
- Co się stało? - zdziwił się.
Usiadłam obok niego i powiedziałam:
- Za osiem miesięcy będziemy mieli dzidziusia.
Harry siedział, jakby nic nie zrozumiał.
- No przecież wiem, że Ellie urodzi - powiedział.
- Harry, ja powiedziałam, że my będziemy mieli.
Harry'ego jakby piorun trafił.
- Czy ja dobrze z usłyszałem?
- Dobrze usłyszałeś – powiedziałam - zostaniesz tatusiem.
Złapał mnie i zaczął ze mną tańczyć. Wziął mnie na ręce i
położył na łóżku.
- Musimy teraz bardzo uważać - powiedział.
Zaczęłam się śmiać.
- Harry, to nie jest choroba. Ja jestem tylko w ciąży.
Zaczął płakać. Usiadłam koło niego i przytuliłam go mocno do siebie.
- Czy ja też mam płakać? Nie płacz głuptasie.
- Ale ja płaczę ze szczęścia – wyszlochał - to nie będziesz
mogła jechać do Chicago.
- Oczywiście, że będę. Rozmawiałam z doktorem i pozwolił mi.
Z resztą na pewno Michał wszystko ci powtórzy.
- Jak to dobrze, że Michał się uparł z tymi badaniami -
powiedział Harry ocierając spływające łzy z policzków.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
Do pokoju weszła mama.
- Mogę wam złożyć gratulacje?
- Skąd wiesz? - zapytałam bezmyślnie.
- Michał do mnie zadzwonił z tą dobrą nowiną.
- Jaką nowiną? - usłyszeliśmy głos Nialla, który przechodził
przez korytarz.
- Będę tatusiem!- krzyknął Harry.
- Jaja sobie robisz, nie?
- Nie, nie robię - obraził się Harry.
Mama przytuliła mnie do siebie.
- Pamiętaj. Tylko uważaj na siebie. Michał mówił, że
dostałaś telefon do dobrego lekarza i że będziesz tam pod jego opieką.
- Nie tylko ja, mamo - powiedziałam.
Niall stał jak wryty.
- To prawda?! - wykrztusił z siebie.
- Prawda kretynie - powiedział Harry.
Do Nialla coś dotarło. Wyleciał z pokoju wrzeszcząc:
- Słuchajcie, słuchajcie! Megan jest w ciąży! Harry będzie
tatusiem!
Latał jak opętany. Zaczęły trzaskać drzwi. Po chwili wszyscy
byli u nas w pokoju.
- Czy to prawda? - zapytał Liam.
- W 100% - powiedziałam.
- To co my teraz zrobimy?!
- Nic nie zrobimy. Lecimy do Chicago! - zdenerwowałam się.
- A będziesz mogła lecieć? - zapytała Danielle.
- Tak. Mam pozwolenie od lekarza.
Wszyscy skakali z radości, a najbardziej cieszył się Harry.
- Wyobrażacie sobie? Będę tatusiem! - płakał ze szczęścia.
Liam go objął, mrugając do mnie porozumiewawczo. Zabrał Harry'ego
i zeszli na dół. Wszyscy chłopcy poszli za nimi. Zostałyśmy same.
- Tak się cieszę!- powiedziała Danielle - prawię ci
zazdroszczę. A jak ty sobie dasz radę lecąc?
- Nie martw się. Jakoś do tej pory dałam radę i dam sobie teraz - zaczęłam się śmiać -
Przecież przylecieliśmy z Seszeli. Nic się nie stało i tak samo nic się nie
stanie, jak polecę do Chicago.
Po chwili do pokoju wpadł Harry.
- Nie musisz się położyć? – zapytał.
- Nie. Czuję się dobrze.
- To może my sobie już pójdziemy - powiedziały dziewczyny i
wyszły.
Zostaliśmy sami.
Harry koniecznie chciał, abym się położyła, więc dla
świętego spokoju położyłam się.
- To nie będziemy mogli uprawiać seksu już? - zapytał Harry.
Zaczęłam się śmiać.
- Dostałam książkę, ale jest ona po polsku.
- Pokaż.
Sięgnęłam do torby i podałam książkę Harry'emu. Zaczął ją
przeglądać.
- Wygląda ciekawie - powiedział- Ale nic z niej nie
rozumiem! Będziesz mi musiała przetłumaczyć…
Wybuchłam śmiechem. Wstałam, a Harry podbiegł do mnie i
zrobił ruch, jakby chciał mnie podtrzymać. Wyrwałam się i powiedziałam:
- Harry! To nie jest choroba. Już ci mówiłam. Zrozum. To
jest tylko ciąża…
- Ale kobietę w ciąży należy traktować tak, jakby była
chora.
- Kto ci tak powiedział? - zdziwiłam się.
- No, obserwowałem, jak inni się zachowują.
- Trzeba ci będzie kupić książkę - powiedziałam zrezygnowana
- dowiem się, czy nie mają takiej książki po angielsku. Jest całkiem nieźle
napisana.
- Ale jak wy we dwie zostaniecie tam same? Nie wyobrażam
sobie tego - powiedział Harry.
- Normalnie. Damy sobie radę. Zaufaj mi - powiedziałam do Harry'ego.
- Będę się strasznie denerwował.
- Nie masz się co denerwować, tylko ciesz się, że zostaniesz
tatusiem.
- Bardzo się cieszę - powiedział - nie masz nawet pojęcia
jak bardzo! Zrobiłaś mi niesamowitą
niespodziankę!
- Ty mnie też- zaczęłam się śmiać.
- Jak to?
- No przecież sama w ciążę nie zaszłam…
- No, tak…
- Co dalej będzie? - zapytałam Harry'ego.
- Będziemy się musieli ustatkować.
Wyobraziłam sobie ustatkowanego Harry'ego i wybuchłam znowu
śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie.
- Dlaczego?
- Bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie ustatkowanego…
- No, wiesz co? - Harry się obraził.
- Oh no przestań. Żartowałam.
Trochę się rozchmurzył.
- Ale mówiłem poważnie.
- Jeszcze mamy trochę czasu do ustatkowania - powiedziałam.
Harry był bardzo poważny.
- No, nie bądź taki poważny, bo aż mi się niedobrze robi.
Nie za takiego Harry'ego wyszłam za mąż. Proszę jak najdłużej nie statkuj się! –
powiedziałam - najlepiej wcale.
- No, ale ja zostanę tatusiem!
- No i co z tego? - powiedziałam.
- Nie cieszysz się? - zapytał.
- Cieszę się. Nie wiesz nawet jak bardzo! Tylko przeżyłam
szok, że tak szybko załatwimy sprawę…
- Nie masz pojęcia jak cię bardzo kocham - powiedział Harry.
- No i będziemy się licytować? – zapytałam - Kto kogo bardziej
kocha? Głuptasie, pocałuj mnie teraz i przestań być taki poważny!
Harry bardzo
delikatnie mnie pocałował.
- Nie, no konieczna jest ta książka dla ciebie, albo
pogadanka z Michałem, albo zaprowadzę cię do ginekologa. Co wybierasz?
- I co będzie mnie badał? Chyba wybiorę pogadankę z
Michałem.
- Ale książkę na wszelki wypadek też kupię.
- Byleby była po angielsku, bo z tej polskiej i tak nic nie
zrozumiem…
Zaczęłam się śmiać.
- Jakoś mi tak niezręcznie z
Michałem rozmawiać…
- Ale on jest lekarzem i jak widzisz, postawił diagnozę od
razu…
Harry się roześmiał.
- Piękne masz te
dołeczki - powiedziałam - Mam nadzieję, że nasze dziecko odziedziczy je po
tobie.
- Tylko to?
- Nie, no coś ty! Nie tylko. Mam wszystko wymieniać, co ma
odziedziczyć po tobie?
Harry zaczął się śmiać.
- Może i by było miło…
Wtuliłam się w niego.
- Chyba za dużo by było tego wymieniania.
- Najważniejsze, żeby było zdrowe - powiedział Harry.
- To na pewno.
- Będę za tobą bardzo tęsknić - powiedział.
- Nie tylko za mną - powiedziałam.
- Tak. Za wami - poprawił się Hazzie.
* Okey, a teraz mi powiedzcie, czy się tego spodziewałyście? :D I jak wrażenia? Chciałam Wam podziękować, że komentujecie i wgl. udzielacie się na blogu :D jestem Wam dozgonnie wdzięczna :D
~Meg
Koocham cię, i twojego bloga ! : O *__* jest po prostu najlepszy *__*
OdpowiedzUsuńach dziękuje, ale mi pochlebiacie :D
Usuńo jaaaaaaaaaaa ale super że Megan i Harry będą rodzicami o jaaa tak sie ciesze!!!! wspaniały czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuń:3 cieszę się, że się podoba :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńlepiej podpisz się pod aktualnym rozdziałem :D aktualnie tam wszystko dzieje się :D
UsuńHehe... Oczywiście, najlepiej jest jak piszesz o mnie ;)Jakby co to wszystkie wzmianki o Dominice mówią właśnie o mojej osobie :) Jestem inspiracją!
OdpowiedzUsuńDominika