sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział Czterdziesty Ósmy


* Mój komentarz na początek dla Was: Czytajcie ten rozdział dokładnie i ze zrozumieniem :D Jestem bardzo ciekawa, jak na niego zareagujecie :) Życzę miłej zabawy! :D


- Harry, co się z nimi dzieje?! - zdenerwowałam się - Może zadzwoń na komórkę?
Harry wybrał numer do Liama.  Liam odezwał się zaspany.
- Śpicie?
- No, bo u nas jest przecież druga w nocy… A czy coś się stało?
- Dobra śpij, to wejdź rano na Skype, albo odbierz pocztę. Miłych snów ci życzę.
Tak jak przypuszczałam za chwilę Liam pojawił się na Skype.
- CO SIĘ STAŁO?! JAK JUŻ DZWONICIE, TO ZNACZY, ŻE COŚ SIĘ STAŁO - zdenerwował się Liam.
- Przepraszam. Zapomniałam o przesunięciu czasu,  ale wczoraj wysłałam wam wiadomość i nie odpowiedzieliście. Zaczęłam się trochę denerwować. Zmieniają nam się trochę plany.
- Mów. Co odwołano nam tourne?
Opowiedziałam o nowych planach.
- To tak źle jest z Ellie?
- Lou, nie chce ryzykować takiego długiego przelotu. W ogóle chciał zrezygnować z trasy, więc wybiłam mu to z głowy i ja zostanę z Ellie, a wy lecicie dalej.
- Przylatujemy dwudziestego dziewiątego do Warszawy, więc zdążymy wszystko obgadać - powiedział Liam.
- No to idź już spać - powiedziałam kończąc rozmowę i wyłączyłam komputer.
- To, co wracamy do łóżka? - zaproponował Harry.
- No, o tej porze trzeba się po prostu opalać.
- Już i tak i tak jesteś jak murzyn - zaśmiał się Harry.
- Poczekaj, muszę tylko załatwić jedną rzecz.
Włączyłam komputer.
- Co znowu!?
- Muszę odwołać hotele w trasie.
- Jak to?! To gdzie my będziemy spać?
- Nie przeszkadzaj. Możesz spać z Louisem? Albo będziecie spali w czwórkę z Niall'em i Zayn'em.
- W łóżku?! - krzyknął Harry.
- Do tej pory spaliście w piątkę w jednym pokoju i jakoś wam to nie przeszkadzało. Były zarezerwowane po cztery pokoje dla nas i po dwa pokoje do zespołu i Dużego Bo. Jeżeli my z Ellie nie jedziemy, to nie potrzebne są dwa pokoje. Wy we czwórkę możecie spać w jednym.
- A jak będę chciał sobie wziąć jakąś panienkę na noc? - zapytał Harry.
- Chcesz w łeb? Chcesz się lać?
- Rozważę propozycję…
- Musimy trochę oszczędzać, bo niedługo staniecie się biedakami, większymi niż byliście przed waszą karierą.
- Okej. Zgadzam się na wszystko - powiedział potulnie Harry.
- Teraz to już chyba wszystko - powiedziałam, kiedy skończyłam pracę z komputerem.
- To idziesz do tego łóżka?
- To idziemy na obiad - zarządziłam.
- A obiad nie może do nas przyjechać? - popatrzył na mnie błagalnie.
- Jak chcesz - poddałam się.
- No przecież nie będziemy się widzieć przez cały miesiąc. Wiesz jak ja będę cierpiał?!
- No, przecież chciałeś brać panienki na noc.
Harry złapał mnie wpół, przełożył przez kolano i przylał mi mocnego klapsa.
- I kto tu powinien komu dać takiego klapsa? - zaczęłam rozcierać sobie pupę.
- No dobrze - powiedział Harry. Wypiął się na łóżku i powiedział:
- WAL.
- A coś przeskrobałeś? - zapytałam.
- Kiedy? - zapytał zdziwiony.
- Chyba, że mam ci wybić te głupie myśli.
Ściągnęłam mu kąpielówki i dałam porządnego klapsa w tyłek. Klaśnięcie było głośne.
- Aua - powiedział- To bolało…
- No, miałam ci wybić z głowy - powiedziałam niewinnie.
- Zaraz się z tobą policzę - powiedział.
Zaczęłam się bronić, ale złapał mnie w pół.
- Uspokój się, bo zaraz ci założę kajdanki - zagroził.
Śmiałam się i rzucałam coraz bardziej. W pewnym momencie poczułam, że Harry złapał moją rękę. Puścił mnie,  ale poczułam na ręku, że coś się zatrzasnęło.
- Harry! Uspokój się!- wykrztusiłam śmiejąc się.
Z opresji wybawiło mnie stukanie do drzwi.
- Chwileczkę! - krzyknął.
Założył bokserki i rzucił na mnie koc. I otworzył drzwi. Słyszałam, jak wwozi wózek do środka i zamknął drzwi. Jeszcze wcześniej powiedział „dziękuję”.
Nastąpiła dziwna cisza. Poczułam, że koc zjeżdża ze mnie.
- Jesteś tam? - zapytał.
- Nie, nie ma mnie. Rozpłynęłam się.
Doszły do mnie jakieś smakowite zapachy i poczułam, że jestem głodna. Wyskoczyłam z łóżka.
- To jemy teraz? - zapytał Harry.
- Jemy – powiedziałam - Zdejmij mi to!- wskazałam na kajdanki.
- Nie. Nie będzie ci w niczym przeszkadzało.
Miałam te kajdanki na lewej ręce, więc potraktowałam to jako bransoletkę.  Harry złapał drugą część kajdanków  i przypiął mnie do stolika.
- Żebyś nie uciekła.
- Jak mam jeść?!
- Ja cię nakarmię.
- Żarty sobie stroisz?!
- Nie… Jesteś dzisiaj moim więźniem.
Zaczął mnie karmić.
- Będę mógł powiedzieć, że żona mi je z ręki - zaczął się śmiać.
Gdy skończyliśmy jeść, chciał mnie wziąć na ręce,  ale okazało się to kłopotliwe, więc odpiął kajdanki od stolika i na chwilę postawił na ziemi. Uciekłam do łazienki, gdzie się zamknęłam.
- Wychodź - usłyszałam stanowcze stwierdzenie.
- Nie wyjdę, bo nie wiem, co chcesz ze mną zrobić.
- Wychodź, to się okaże - powiedział.
- Najpierw kluczyk. Proszę pod drzwiami.
- A jest do nich jakiś kluczyk?
Zdenerwowałam się.
- No przecież musi być do tego jakiś kluczyk! Nie będę w tym wracać do Polski! Musi gdzieś być! Poszukaj!
- Ale ja nie widziałem żadnego kluczyka do tych kajdanek!
 Zdenerwowałam się jeszcze bardziej i wyszłam z łazienki.
Harry tylko na to czekał. Złapał mnie i rzucił na łóżko.
- To nie fair!- powiedziałam,  ale zamknął mi usta pocałunkiem.
- Szkoda, że nie mam takich drugich kajdanek - powiedział.
Parsknęłam śmiechem. Przypiął kajdanki do łóżka.
- To, żebyś mi znowu nie uciekła - powiedział.
Kochaliśmy się bardzo długo i bardzo namiętnie.
Wreszcie zostałam wyzwolona z kajdanek i rzuciłam się  do łazienki.
  Pozostałe dni spędziliśmy podobnie. Ostatniego dnia musieliśmy się spakować, co zajęło nam większość dnia. Na następny dzień, wcześnie rano mieliśmy samolot. Byliśmy w większości spakowani. Zostało nam dopakować rzeczy, które będą nam potrzebne do rana. Bagaże podróżne mieliśmy także spakowane. Laptop też był spakowany. Poszliśmy na pożegnalną kolacje. Większość personelu chciała się z nami pożegnać.  Dostaliśmy nawet od hotelu prezent. Było to tygodniowy voucher do wykorzystania przez rok.
Poszliśmy na długi spacer plażą. Lot mieliśmy o siódmej rano, więc na lotnisku musieliśmy być o piątej. Nastawiłam budzik i poszliśmy spać. Miałam trudności z obudzeniem Harry'ego rano, a właściwie w nocy, jak to określił…, ale w końcu udało mi się go postawić do pionu. Było wpół do czwartej. Szybko się umyłam, ubrałam i zrobiłam makijaż.
O czwartej przyszedł bagażowy po bagaże. Wyszliśmy z domku. Spojrzałam jeszcze raz na ocean i poszliśmy do czekającej na nas limuzyny. Na lotnisko zajechaliśmy bez problemu. Przeszliśmy odprawę i Harry powiedział:
- Poszedłbym coś zjeść… A na pewno napić się kawy…
Zgodziłam się z nim i przez większość czasu przesiedzieliśmy w kawiarence.
Pół godziny przed odlotem, dałam tabletkę Harry'emu, którą posłusznie wziął. Wsiedliśmy do samolotu i jeszcze przed odlotem Hazzie zasnął.
Obudził mnie ból bębenków. Czyżbym przespała znów całą podróż?!
Gdy wylądowaliśmy, obudziłam Harryego, którego pierwsze pytanie brzmiało:
- Czy już wystartowaliśmy?
- Nawet wylądowaliśmy - odpowiedziałam.
- Jak to?! Gdzie?!
- W Warszawie.
- To przespałem cały lot?!- zdziwił się.
- Na to wychodzi…
- Dobre te tabletki. Chyba się nauczę z nimi latać.
Wysiedliśmy i poszliśmy odebrać bagaże.  Gdy weszliśmy do hali przylotów, zobaczyłam Nialla.
- Już się zastanawiałem, którędy wyjdziecie - rzucił, gdy nas zobaczył.
- No, faktycznie. Mogliśmy wyjść do taksówek - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję.
- To byście mi zrobili numer! Zayn się gdzieś tu kręci… Tylko nie wiem, gdzie…
Nagle znalazł się Zayn.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. W domu czekała na nas mama i Mały Joe, który przygotował wspaniałe śniadanie.
- Bardzo jesteście zmęczeni? - zapytała mama - Chłopcy nie chcieli mnie zabrać, bo powiedzieli, że będzie za mało miejsca - zaczęła się tłumaczyć.  Nagle coś zaczęło się ocierać o moje nogi. Zajrzałam pod stół i zobaczyłam jakieś wielkie, białe zwierzę.
- ZUTEK! Czy to ty?! - zdziwiłam się i wzięłam go na ręce. Był strasznie ciężki.
- Mały Joe! Coś ty z nim zrobił?!
- No… Był taki samotny - zaczął się tłumaczyć.
- Chyba będziesz musiał przejść na dietę - powiedziałam.
Zutek mocno miauknął, po czym wskoczył na Harry'ego. Przywitanie było bardzo miłe.
- No widzisz Mozarcie, znowu będę musiał wyjechać…, ale zostanie już z tobą mama i Michał.
- Ale że nas poznał? Po miesiącu czasu?
- Tłumaczyłem mu, że przyjeżdżacie - powiedział Mały Joe.
- Ale w stosunku do nas nie był taki ufny, jak tutaj - powiedziała mama.
- No wreszcie, to kot Harolda, mamo – powiedziałam - Haroldzie, masz jakieś zacne plany na dziś? - zakpiłam sobie.
Harry popatrzył na mnie z iskierką w oku, więc zaczęłam czym prędzej wymieniać, co musimy zrobić.
- Rozpakować się, zrobić pranie, wyprasować, spakować na następną podróż no i poplotkować ze wszystkimi - uśmiechnęłam się szyderczo do Hazzy, który pogroził mi palcem. Po posiłku przeszliśmy do salonu. Rzuciłam się na torbę, gdzie mieliśmy prezenty dla wszystkich.
- A teraz wszyscy siadacie.
Zaczęłam wyciągać prezenty i rozdawać po kolei. Mamie wręczyłam voucher oraz dwa małe obrazki. Niall dostał od nas figurkę wojownika, Zayn kadzidełka, a Mały Joe magnesy na lodówkę.
- Co ja mam zrobić z tymi kadzidełkami? - zapytał Zayn.
- Jak Niall będzie sadzić bąki, to sobie zapalisz i odświeżysz atmosferę - powiedział Harry.
Wszyscy ryknęli śmiechem, a Niall, który siedział z brzegu spadł na podłogę.
Marysi daliśmy figurkę bożka. Wszyscy byli bardzo ucieszeni, że coś dostali. Marysia z wdzięczności złapała nasze bagaże i pobiegła z nimi do pralni. Usiadłam przy mamie i przytuliłam się do niej.  Chłopcy poszli do studia, Mały Joe do kuchni, a my zostałyśmy same z Zutkiem.
- Widzisz, tobie nic nie przywieźliśmy - powiedziałam. Przypomniałam sobie, że wśród pluszaków jest mała myszka pluszowa. Pobiegłam za Marysią i wyciągnęłam zabawki z walizki. Znalazłam myszkę i pobiegłam na górę. Weszłam do salonu i postawiłam przed Zutkiem myszkę. Nastroszył się cały i miauknął złowieszczo.
- Co? Nie podoba ci się? - poruszyłam myszkę nogą. Zutek odskoczył. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Zostaw. Zobaczymy, co zrobi dalej.
Obchodził myszkę z daleka. Po pewnym czasie podszedł i trącił ją łapą. Myszka się przewróciła. Znowu odskoczył. Trwało to jakąś godzinę. Wreszcie zaatakował, złapał ją w pysk i poszedł do kuchni. Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do środka zawitali Danielle z Liamem. Rzuciłyśmy się na nich i wycałowałyśmy.
- O której, żeście przylecieli? Chcieliśmy po was pojechać. Myślałam, że przylatujecie wieczorem! - powiedziałam.
- Odwołano nam lot i musieliśmy przylecieć wcześniejszym, bo następny by był dopiero pierwszego - powiedział Liam.
Nasze wrzaski ściągnęły do salonu chłopców i Małego Joe. Wszyscy się na wszystkich rzucali i było bardzo wesoło. Mały Joe zniknął w kuchni, a myśmy zaczęli sobie opowiadać, co się działo w ciągu ostatniego miesiąca. Danielle zaczęła wyciągać prezenty, więc ja rzuciłam się do swoich. Dla Danielle miałam bransoletkę, a dla Liama małą rzeźbę z korala.
- To narażaliście życie, żeby przewieść koral przez granicę?! - zapytał Liam.
- Jak to?! - zdziwiłam się.
- Przecież korala nigdzie nie można przewozić - wytłumaczył Li - Koralowce są pod ścisłą ochroną.
Trochę się zdenerwowałam.
- Nie wiedziałam o tym.
- Dzięki Bogu wam nie zabrali - ucieszył się Liam.
Danielle zaczęła rozdawać ich prezenty. Chłopcy dostali koszule z motywami palm. Każda była w innym kolorze. Harry dostał fioletową, Niall zieloną, a Zayn niebieską. Dla Lou mieli czerwoną. Mama dostała bransoletkę z wysuszonych różnych owoców, a ja dostałam fioletowe korale.
- Słuchajcie, prezenty od nas dostaniecie, gdy wróci Michał z pracy, bo gdzieś je schował, a chciał uczestniczyć w rozdawaniu. Powiedział, że gdyby zostawił na wierzchu, to chyba bym je już rozdała.
- Jak się w ogóle miewacie? Megan, jak się miewasz? Ale z ciebie czarna murzynka!
- MURZYN!! - Wrzasnął Niall.
- Chyba nic nie robiłaś, tylko się opalałaś - powiedział Zayn.
- Zaręczam cię, że robiliśmy wiele innych rzeczy - powiedział Harry.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Zayn się trochę zmieszał.
Za chwilę Mały Joe zaprosił Danielle i Liama do stołu, więc całe towarzystwo przeniosło się do jadalni i potoczyła się wartko rozmowa.  Marysia zabrała bagaże nowo przybyłych i zaniosła je do pralni. Na opowiadaniach spędziliśmy cały dzień.  Michał wrócił pod wieczór. Był bardzo opalony. Mama zresztą też.
- No, możemy zrobić konkurs na opaleniznę. No, dziewczyny rozbierać się! - powiedział.
- Nie ma mowy! - zakwestionował Harry.
- Chłopaki, też się rozbierać! - ciągnął dalej Michał.  Zaczęłyśmy się śmiać.
- Ale zazdrośni! - powiedziałam.
Harry spojrzał na mnie spode łba.
- Nie przeginaj - pogroził palcem.
- No, przecież jesteśmy jak rodzina - zaczęłam się tłumaczyć.
- No to przynoś te prezenty - powiedziała mama. Michał poszedł do pokoju. Za chwilę przyszedł z wielką torbą. Postawił ją na środku i zaczął podawać pakunki mamie. Każdy dostał paczkę. Były w nich figurki aborygeńskie. Naprawdę prześliczne! Wszyscy cieszyli się jak dzieci. Siedzieliśmy do późnego wieczora.  Następnego dnia rano pojechałam z Michałem na czczo  do szpitala. Zaprowadził mnie do laboratorium i zostawił mi zlecenie. Pobrano mi krew. Zrobiło mi się słabo i gdy się obudziłam, stał nade mną Michał, przebrany już w biały garnitur.
- Co ty wyprawiasz?!
Leżałam na leżance.
- Mnie się pytasz? Zakręciło mi się w głowie i straciłam świadomość.
Michał coś powiedział do pielęgniarki, która powiedziała:
- Tak. Wystarczy.
- To ma być na CITO - powiedział Michał - Idziemy dalej – zarządził - Teraz coś zjesz i pójdziesz na następne badania.
- Jakie?! - zapytałam.
- Na przykład do ginekologa - powiedział.
- Ale….
- Żadne, ale - przerwał mi - Jeżeli chcesz lecieć do Chicago, muszę cię przebadać.
- Ale…
- Powiedziałem, żadne, ale. Muszę wiedzieć, co ci jest. Harry na pewno będzie się lepiej czół, jak będzie wiedzieć co ci jest. Mam pewne przypuszczenia.
Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się, żeby coś powiedzieć.
- Ale muszę iść do ginekologa?! - szybko z siebie wydusiłam.
- Musisz - odparł krótko.
 Zaprowadził mnie pod jakiś gabinet, gdzie wszedł. Po chwili drzwi się otworzyły i powiedział:
- Zapraszam.
Weszłam do środka i z przerażeniem stwierdziłam, że jest mężczyzną.  MĘŻCZYZNA!!!
- To jest doktor Adam - powiedział Michał - zbada cię. Idź tam za parawan i się rozbierz.
Poszłam niechętnie za parawan,  ale nie było gadania… Musiałam się rozebrać…
- Załóż fartuch i wyjdź- powiedziała pielęgniarka, która była też w gabinecie.
Wykonałam polecenie.
- Wskakuj na fotel - powiedziała.
W gabinecie nie było już Michała, a lekarz siedział przy biurku, tyłem do fotela. Ręce mi się trzęsły.
- Nigdy nie byłaś u ginekologa? - zapytała pielęgniarka.
- Mama chciała mnie kiedyś zabrać,  ale się nie dałam - wytłumaczyłam.
- To nie dobrze.
- Kiedy zaczęłaś współżycie? - zapytał doktor Adam.
- Miesiąc temu - powiedziałam.
Odwrócił się i popatrzył na mnie.
- Czemu się pan tak na mnie patrzy?!- zdenerwowałam się.
- Bo to rzadkość, obecnie…, ale do pochwalenia - powiedział.
Był miły dla mnie, więc się odprężyłam. Delikatnie mnie zbadał i powiedział, że mogę się ubrać. Zrobiłam to z całą przyjemnością. Wyszłam z gabinetu, gdzie czekał na mnie Michał.
- Czy coś mówił Adam?
- Nie, nic.
Wszedł do gabinetu i po paru minutach wyszedł.
- Pan doktor cię zaprasza - powiedział Michał.
Weszłam z powrotem do środka.
- Mogę pani tylko pogratulować - powiedział.
- Czego? - zdziwiłam się.
- Jest pani w ciąży. Musi się pani teraz oszczędzać.
Zrobiło mi się słabo…
- Tylko nie mdlej - powiedział Michał.
- No, dobra,  ale do Chicago mogę polecieć?
- Jeżeli nie będziesz nic dźwigać, to możesz. Jeśli by się coś działo, to podam ci telefon do mojego przyjaciela, który jest ginekologiem w Chicago i pracuje w bardzo dobrej klinice - powiedział doktor Adam.
Pomyślałam o Ellie.
- Tak się składa, że jadę do Chicago, by pobyć z przyjaciółką, która także jest w ciąży. Była w podróży poślubnej w Peru i było z nią coraz gorzej, dlatego nie mogła przylecieć do Warszawy i poleciała do Chicago.
- Dobrze. Ja zaraz zadzwonię do przyjaciela i załatwię wam wizytę.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, w to co przed chwilą usłyszałam.
- Tak przypuszczałem - powiedział Michał, kiedy wyszliśmy z gabinetu.
- Nic nie powiedziałeś o swoich przypuszczeniach - powiedziałam lekko obrażona.
- Nie chciałem wam psuć miesiąca miodowego - powiedział śmiejąc się.
Doktor Adam mi wytłumaczył różne rzeczy, przepisał leki i dał recepty Michałowi. Założył mi kartę ciążową. Trochę go ubawiłam pytaniem:
- Ale myśmy uprawiali seks jeszcze później…
Powiedział, że można uprawiać nawet do końca. Zdziwiło mnie to trochę. Dał mi jakieś książki i powiedział, żebym je przeczytała.
- Daj mi te recepty, to pójdę do apteki i wykupię leki.
- Wszystko załatwię sam - powiedział Michał - możesz zadzwonić po Harry'ego, żeby po ciebie przyjechał… Jeśli chcesz.
Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer Hazzy.
- Harry, możesz po mnie przyjechać? - zapytałam.
- Zaraz będę - odpowiedział.
Popatrzyłam na zegarek. Było po dziesiątej. Pożegnałam się z Michałem i wyszłam przed szpital. Wzięłam książkę i zaczęłam ją czytać. Była ogólnie o ciąży i o przygotowaniach do roli matki. Opisywała wszystko, co się dzieje w trakcie poszczególnych miesięcy  z matką i z dzieckiem. Nagle podjechał samochód z piskiem opon.
- Jak tam badania?
- Nic, nie wiem - odpowiedziałam, trochę kłamiąc,  ale dla naszego dobra.
Schowałam w pośpiechu książkę i wsiadłam do auta.
- Michał ma przywieść po południu wyniki badań - powiedziałam nie mijając się tu z prawdą.
Pojechaliśmy do domu. Pobiegłam na górę. Harry przyszedł za mną. Wyciągnęłam grzechotkę i zaczęłam grzechotać, patrząc mu prosto w oczy.
- Lepiej usiądź - powiedziałam.
- Co się stało? - zdziwił się.
Usiadłam obok niego i powiedziałam:
- Za osiem miesięcy będziemy mieli dzidziusia.
Harry siedział, jakby nic nie zrozumiał.
- No przecież wiem, że Ellie urodzi - powiedział.
- Harry, ja powiedziałam, że my będziemy mieli.
Harry'ego jakby piorun trafił.
- Czy ja dobrze z usłyszałem?
- Dobrze usłyszałeś – powiedziałam - zostaniesz tatusiem.
Złapał mnie i zaczął ze mną tańczyć. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
- Musimy teraz bardzo uważać - powiedział.
Zaczęłam się śmiać.
- Harry, to nie jest choroba. Ja jestem tylko w ciąży.
Zaczął płakać. Usiadłam koło niego i  przytuliłam go mocno do siebie.
- Czy ja też mam płakać? Nie płacz głuptasie.
- Ale ja płaczę ze szczęścia – wyszlochał - to nie będziesz mogła jechać do Chicago.
- Oczywiście, że będę. Rozmawiałam z doktorem i pozwolił mi. Z resztą na pewno Michał wszystko ci powtórzy.
- Jak to dobrze, że Michał się uparł z tymi badaniami - powiedział Harry ocierając spływające łzy z policzków.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
Do pokoju weszła mama.
- Mogę wam złożyć gratulacje?
- Skąd wiesz? - zapytałam bezmyślnie.
- Michał do mnie zadzwonił z tą dobrą nowiną.
- Jaką nowiną? - usłyszeliśmy głos Nialla, który przechodził przez korytarz.
- Będę tatusiem!- krzyknął Harry.
- Jaja sobie robisz, nie?
- Nie, nie robię - obraził się Harry.
Mama przytuliła mnie do siebie.
- Pamiętaj. Tylko uważaj na siebie. Michał mówił, że dostałaś telefon do dobrego lekarza i że będziesz tam pod jego opieką.
- Nie tylko ja, mamo - powiedziałam.
Niall stał jak wryty.
- To prawda?! - wykrztusił z siebie.
- Prawda kretynie - powiedział Harry.
Do Nialla coś dotarło. Wyleciał z pokoju wrzeszcząc:
- Słuchajcie, słuchajcie! Megan jest w ciąży! Harry będzie tatusiem!
Latał jak opętany. Zaczęły trzaskać drzwi. Po chwili wszyscy byli u nas w pokoju.
- Czy to prawda? - zapytał Liam.
- W 100% - powiedziałam.
- To co my teraz zrobimy?!
- Nic nie zrobimy. Lecimy do Chicago! - zdenerwowałam się.
- A będziesz mogła lecieć? - zapytała Danielle.
- Tak. Mam pozwolenie od lekarza.
Wszyscy skakali z radości, a najbardziej cieszył się Harry.
- Wyobrażacie sobie? Będę tatusiem! - płakał ze szczęścia.
Liam go objął, mrugając do mnie porozumiewawczo. Zabrał Harry'ego i zeszli na dół. Wszyscy chłopcy poszli za nimi. Zostałyśmy same.
- Tak się cieszę!- powiedziała Danielle - prawię ci zazdroszczę. A jak ty sobie dasz radę lecąc?
- Nie martw się. Jakoś do tej pory dałam radę  i dam sobie teraz - zaczęłam się śmiać - Przecież przylecieliśmy z Seszeli. Nic się nie stało i tak samo nic się nie stanie, jak polecę do Chicago.
Po chwili do pokoju wpadł Harry.
- Nie musisz się położyć? – zapytał.
- Nie. Czuję się dobrze.
- To może my sobie już pójdziemy - powiedziały dziewczyny i wyszły.
Zostaliśmy sami.
Harry koniecznie chciał, abym się położyła, więc dla świętego spokoju położyłam się.
- To nie będziemy mogli uprawiać seksu już? - zapytał Harry.
 Zaczęłam się śmiać.
- Dostałam książkę,  ale jest ona po polsku.
- Pokaż.
Sięgnęłam do torby i podałam książkę Harry'emu. Zaczął ją przeglądać.
- Wygląda ciekawie - powiedział- Ale nic z niej nie rozumiem! Będziesz mi musiała przetłumaczyć…
Wybuchłam śmiechem. Wstałam, a Harry podbiegł do mnie i zrobił ruch, jakby chciał mnie podtrzymać. Wyrwałam się i powiedziałam:
- Harry! To nie jest choroba. Już ci mówiłam. Zrozum. To jest tylko ciąża…
- Ale kobietę w ciąży należy traktować tak, jakby była chora.
- Kto ci tak powiedział? - zdziwiłam się.
- No, obserwowałem, jak inni się zachowują.
- Trzeba ci będzie kupić książkę - powiedziałam zrezygnowana - dowiem się, czy nie mają takiej książki po angielsku. Jest całkiem nieźle napisana.
- Ale jak wy we dwie zostaniecie tam same? Nie wyobrażam sobie tego - powiedział Harry.
- Normalnie. Damy sobie radę. Zaufaj mi - powiedziałam do Harry'ego.
- Będę się strasznie denerwował.
- Nie masz się co denerwować, tylko ciesz się, że zostaniesz tatusiem.
- Bardzo się cieszę - powiedział - nie masz nawet pojęcia jak bardzo!  Zrobiłaś mi niesamowitą niespodziankę!
- Ty mnie też- zaczęłam się śmiać.
- Jak to?
- No przecież sama w ciążę nie zaszłam…
- No, tak…
- Co dalej będzie? - zapytałam Harry'ego.
- Będziemy się musieli ustatkować.
Wyobraziłam sobie ustatkowanego Harry'ego i wybuchłam znowu śmiechem.
- Z czego się  śmiejesz?
- Z ciebie.
- Dlaczego?
- Bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie ustatkowanego…
- No, wiesz co? - Harry się obraził.
- Oh no przestań. Żartowałam.
Trochę się rozchmurzył.
- Ale mówiłem poważnie.
- Jeszcze mamy trochę czasu do ustatkowania - powiedziałam.
Harry był bardzo poważny.
- No, nie bądź taki poważny, bo aż mi się niedobrze robi. Nie za takiego Harry'ego wyszłam za mąż. Proszę jak najdłużej nie statkuj się! – powiedziałam - najlepiej wcale.
- No, ale ja zostanę tatusiem!
- No i co z tego? - powiedziałam.
- Nie cieszysz się? - zapytał.
- Cieszę się. Nie wiesz nawet jak bardzo! Tylko przeżyłam szok, że tak szybko załatwimy sprawę…
- Nie masz pojęcia jak cię bardzo kocham - powiedział Harry.
- No i będziemy się licytować? – zapytałam - Kto kogo bardziej kocha? Głuptasie, pocałuj mnie teraz i przestań być taki poważny!
 Harry bardzo delikatnie mnie pocałował.
- Nie, no konieczna jest ta książka dla ciebie, albo pogadanka z Michałem, albo zaprowadzę cię do ginekologa. Co wybierasz?
- I co będzie mnie badał? Chyba wybiorę pogadankę z Michałem.
- Ale książkę na wszelki wypadek też kupię.
- Byleby była po angielsku, bo z tej polskiej i tak nic nie zrozumiem…
  Zaczęłam się śmiać.
- Jakoś mi tak niezręcznie z  Michałem rozmawiać…
- Ale on jest lekarzem i jak widzisz, postawił diagnozę od razu…
Harry się roześmiał.
-  Piękne masz te dołeczki - powiedziałam - Mam nadzieję, że nasze dziecko odziedziczy je po tobie.
- Tylko to?
- Nie, no coś ty! Nie tylko. Mam wszystko wymieniać, co ma odziedziczyć po tobie?
Harry zaczął się śmiać.
- Może i by było miło…
Wtuliłam się w niego.
- Chyba za dużo by było tego wymieniania.
- Najważniejsze, żeby było zdrowe - powiedział Harry.
- To na pewno.
- Będę za tobą bardzo tęsknić - powiedział.
- Nie tylko za mną - powiedziałam.
- Tak. Za wami - poprawił się Hazzie.



W kolorze sepii <br>Kołyska M.J.D. Cena 2000 zł <br>Miarka wzrostu. Mamas & Papas. Cena 139 zł <br>Pościel. Pony Toys. Cena 139 zł <br>Stolik okrągły. Ikea. Cena 59,95 zł  <br>Lampa. Leroy Merlin. Cena 84 zł <br>Szafa na zamówienie, www.meblemalowane.prv.pl. Cena 650 zł <br>Pluszanka żyrafa. Ikea. Cena 16 zł <br>Poduszka haftowana. Ikea. Cena 29,99 zł <br>Fotel  bujany. Ikea. Cena 199,95 zł <br>Chodnik Ikea. Cena 69,95 zł <br>Kosz wiklinowy na zamówienie,  www.meblemalowane.prv.pl. Cena 290 zł <br>Przytulanka Miś. Fabryka Miśków. Cena 45 zł <br>Przytulanka Miś. Teddy kompanier. Cena 55 zł <br>Przytulanka Miś. Alice's Bear Shop. Cena 85 zł <br>Przytulanka królik. Anna Club Plush. Cena 60 zł

* Okey, a teraz mi powiedzcie, czy się tego spodziewałyście? :D I jak wrażenia? Chciałam Wam podziękować, że komentujecie i wgl. udzielacie się na blogu :D jestem Wam dozgonnie wdzięczna :D
                                                                                                                                  ~Meg

7 komentarzy:

  1. Koocham cię, i twojego bloga ! : O *__* jest po prostu najlepszy *__*

    OdpowiedzUsuń
  2. o jaaaaaaaaaaa ale super że Megan i Harry będą rodzicami o jaaa tak sie ciesze!!!! wspaniały czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej podpisz się pod aktualnym rozdziałem :D aktualnie tam wszystko dzieje się :D

      Usuń
  4. Hehe... Oczywiście, najlepiej jest jak piszesz o mnie ;)Jakby co to wszystkie wzmianki o Dominice mówią właśnie o mojej osobie :) Jestem inspiracją!
    Dominika

    OdpowiedzUsuń