Wylądowałyśmy w Warszawie. Dzieci były grzeczne przez całą
podróż. Stewardessy bardzo nam pomogły, a właściwie mnie, bo Ellie spała całą
drogę. Spakowałam już nasze podręczne bagaże, gdy kołowaliśmy do rękawa.
Stewardessa wyprowadziła nas jako pierwsze. Za rękawem czekał już Michał z
wózkiem dla Ellie.
- Cześć Michał.
Posadził Ellie na wózku. Ellie trzymała Tommiego, ja Darcy,
a stewardessa Jima. Posadziła go na kolanach Ellie, obok Tommiego i
powiedziała:
- Zaraz przyniosę resztę rzeczy - i poszła w kierunku samolotu.
- Zabierzcie ode mnie te bachory! - krzyczała Eleanor.
Michał wziął Tommiego i podał go stojącemu obok mężczyźnie.
Okazało się, że to sanitariusz z karetki pogotowia.
- No, trzech krzesełek nie mam w samochodzie - powiedział
Michał - Będziemy mieli problem.
- To jedźmy karetką - powiedział sanitariusz - podjedziemy
pod pana dom, zostawimy dzieciaki i pojedziemy do szpitala, a potem podrzucę
pana po samochód.
- Musimy jeszcze odebrać bagaże, bo dla dzieciaków trzeba
było wszystko spakować - powiedziałam.
Odebraliśmy bagaże i poszliśmy w kierunku wyjścia.
- Boże cztery walizy! Co wy tu macie! - jęknął Michał.
- No rzeczy Ellie, rzeczy moje i rzeczy dzieciaków -
odpowiedziałam.
Załadowaliśmy to wszystko do karetki. Ellie się położyła na noszach.
Koło niej zostały położone dzieci.
- Ja nie chcę! Nigdy więcej dzieci! - zaczęła wrzeszczeć.
Michał wziął Jima.
- Dasz sobie radę z dwójką? - zapytał.
- Czemu mam nie dać?
Posadził mi go na
kolanach koło Darcy. Sam wziął Tommiego i usiadł koło mnie.
- To rzeczywiście pojedziemy najpierw do domu, zostawię was
i pojadę z Ellie do szpitala. Nie zauważyliście wcześniej, że ona ma takie
objawy?
- Nasiliło się to w Budapeszcie i to mocno - powiedziałam.
Ellie wcześniej dostała zastrzyk uspakajający i zasnęła.
- Widzę, że jest ciężki stan… - powiedział Michał - nie
wiem, czy w dwa tygodnie to się wyprowadzi.
- Wiesz, lepiej żeby była pod twoją kontrolą, niż pod opieką
w Budapeszcie, gdzie nikogo nie znamy…
- Bardzo słuszne posunięcie – powiedział - A i ja będę mógł
się nacieszyć przybraną wnuczką.
- I przyszywanymi wnukami - zaczęłam się śmiać.
- No, jakoś to się załatwi - powiedział Michał.
Dojechaliśmy właśnie pod dom.
Z domu wybiegła mama.
- Witajcie! Gdzie jest moja wnuczka?!
Podałam jej Darcy i sama zaczęłam się gramolić z Jimem z
karetki.
- Poczekaj. Oddaj mi Jima, wysiądź z karetki, a potem ja ci
go oddam - powiedział Michał.
Rzeczywiście bez Jima łatwiej było wysiąść z karetki.
Zabrałam Jima od Michała i poczułam, że ktoś mnie puka w ramię.
- Dzień dobry. Podasz mi to maleństwo? - obejrzałam się, a
za mną stał Mały Joe.
Po chwili znikł w domu i ponownie wybiegł. Sanitariusz
zaczął wystawiać bagaże. Ja zabrałam Tommiego od Michała i poszłam do domu. Sanitariusz z Małym Joe wnosili bagaże. Szybko
się z tym uporali. Sanitariusz pożegnał się z nami i pojechali dalej. Zostaliśmy w trójkę z trójką dzieci i bagażami
na środku salonu.
- Najlepiej będzie teraz porozstawiać ich w wózki i wsadzić
maluchy do nich - powiedziałam.
Tak zrobiliśmy. Mały Joe złapał bagaże.
- Które czyje? - zapytał.
- O Boże. Zabraliście bagaże Ellie…
- To jutro Michał zabierze je.
- Nie wiem, czy ona w tej szpitalnej piżamie będzie
szczęśliwa…
- Na razie to ona jest cała nieszczęśliwa - powiedziała
mama.
- Czekaj, muszę dać znać chłopakom, że już jesteśmy w domu.
Wysłałam sms’a do
Hazzy i do Lou.
- Powinnam była z tymi bagażami pojechać do szpitala…-
powiedziałam.
- Poza tym Ellie chyba nie potrzebuje wszystkich bagaży w
szpitalu. Możesz zostawić część rzeczy w domu, które jej się nie przydadzą -
podsumowała mama.
- Dobrze. To tą walizkę do pokoju Ellie i Lou, a reszta do
mnie - powiedziałam.
- Nie długo przyjadą dziadziusiowie, więc będziesz mogła
pojechać do Ellie. Bunia jak się dowiedziała, że przyjeżdżacie i jaka jest
sytuacja, stwierdziła, że przyjadą.
Rzeczywiście po krótkim czasie zadzwonił dzwonek do
drzwi i weszli dziadziusiowie.
- Gdzie nasza prawnuczka? - zapytała babcia od wejścia.
- A tu leży - powiedziałam całując dziadka w oba policzki.
Darcy się obudziła i jak mnie zobaczyła, zaczęła się
uśmiechać.
- Darcy, kochanie. To jest twoja prababunia - przedstawiłam
je obie sobie.
Bunia wzięła ją na ręce, bardzo delikatnie, a Darcy zaczęła
się śmiać do buni.
- Jaka ona słodka!
Z jednego z wózków, dobiegał płacz. Podeszłam do Tommiego.
- No, co Tommie? Głodny jesteś?
Wzięłam go na ręce i sprawdziłam pieluchę. Była ciężka jak
nie wiem…
- Sama was wszystkich nie wykarmię. Muszę jechać do
szpitala.
- A dlaczego one nie są z mamą? - zapytała bunia.
- Bo mama ich nie chce…
- Jak to?!
- Ma depresję poporodową. Nie chce ich widzieć.
Drzwi się otworzyły i
do domu wszedł Michał.
- Jak tam dzieciaki? - zapytał.
- Myślę, że będą niedługo głodne, a nie mam mleka dla
wszystkich.
- No właśnie przywiozłem mleko od Ellie. Ściągnięto jej i
przywiozłem je. Trochę to chłopców uspokoi, bo dostała środki uspakajające,
więc na pewno w mleku jest trochę.
- A to nic im nie zaszkodzi?
- Nie. Najwyżej będą spać. Trzeba trochę podgrzać mleko.
Zdążyłam już wyjąć podgrzewacz, więc nalałam szybko wody i
wstawiłam jedną butelkę do podgrzewacza.
- Gdzie jest ten drugi podgrzewacz? Przecież Ellie ma dwa…
- Megan chce jechać do szpitala, aby zawieźć Ellie rzeczy.
- Nie ma co. Do jutro na pewno będzie spała. Jutro zabiorę
je ze sobą i zaniosę jej.
- Michał dziękuję ci za pomoc. Nie wiem, jak byśmy dali
sobie radę…- powiedziałam.
Za chwilę obudził się Jimmie i zaczął płakać.
- One tak na zmianę?
- Z tego, co wiem… To
tak.
- Nie ma się, co dziwić, że Ellie w takiej depresji…
- Wyśpi się w szpitalu i zaraz jej przejdzie - zaśmiał się
Michał.
Mieliśmy pełno roboty. Rozpakowałam rzeczy dzieciaków,
oddzielając rzeczy bliźniaków, od rzeczy Darcy i powiedziałam:
- Muszę sobie dać radę.
- Co mówisz kochanie? - zapytała bunia.
- A to ja powiedziałam
to na głos? - zdziwiłam się.
- Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy - powiedziała mama.
Mały Joe zniknął gdzieś na dole. Pewnie poszedł szykować
kolację. Włączyłam komputer i na ekranie zobaczyłam Nialla, Lou i Hazzę.
- Powiedz, co się dzieje! - zapytał Lou. W tym czasie
usłyszałam jednocześnie: No wreszcie- wypowiedziane, przez Harryego.
- Jak sobie dałaś radę? - zapytał Niall również w tym samym
czasie.
- Nie wszyscy równocześnie! Już jest sytuacja lekko
opanowana – powiedziałam - nie macie się co martwić. Ellie jest już w szpitalu
i śpi spokojnie. Tommie i Jimi właśnie jedzą. Jak chcecie, to zobaczcie -
przesunęłam komputer w stronę mamy z Tommim i buni siedzącej z Jimim.
- Dzielna z ciebie dziewczyna - powiedział Louis - Ale mam
wyrzuty, że samą cię puściłem.
- Nie miej wyrzutów, bo nie masz o co. Stewardessy bardzo mi
pomogły dałam sobie radę, a na lotnisku czekał na mnie Michał z karetką.
- A jak moja ulubienica? - zapytał Niall.
- Nawet prowadziła samolot - powiedziałam.
- Zdolna bestia - odpowiedział Niall.
- Ujęła kapitana swoim uśmiechem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- A co u was?
- Jesteśmy już w Wiedniu. Jutro mamy koncert i jakieś
spotkanie w telewizji.
- To się wyśpijcie panowie. Macie teraz okazję. Odezwę się
do ciebie Harry później.
- Okej.
Zakończyliśmy rozmowę.
Była dwudziesta, więc stwierdziłam, że trzeba będzie wykąpać zaraz
dzieciaki i położyć je spać.
Mały Joe zaprosił nas
na kolację. Dzieciaki były już wykąpane. Położyłam je do wózków i zaraz odjechały. Wzięłam „krzykacza” ze sobą i zeszliśmy na
dół. Zjedliśmy kolację i Dziadziusiowie zaczęli się żegnać.
- Odwiozę Was – powiedział Michał
- Nie ma mowy my tu mamy świetnie połączenie. Autobus nas
dowozi pod sam dom – stwierdziła kategorycznie bunia.
- Wpadniecie jeszcze?
- Jutro przyjadę - powiedziała bunia wychodząc.
- Super! To do jutra.
Usiedliśmy w salonie
i zaczęłam opowiadać, co się wydarzyło.
- Dzięki Bogu, że pomyślałaś o pójściu do lekarza -
powiedział Michał - Jeszcze by sobie coś zrobiła, albo dzieciom… Nie daj Boże!
- Ale pomyślałam i się nic nie stało.
- Może jednego chłopca zabierzemy do nas do pokoju, żeby cię
trójka nie budziła? - zaproponowała mama.
- Oni będą spali - powiedział Michał - tylko Darcy może
rozrabiać, ale jak rano się obudzą, wyspani i wypoczęci i głodni, to wtedy
przyda się pomoc.
- Jakoś dam sobie radę - powiedziałam - najwyżej jutro
odeśpię.
- Umowa stoi - zaśmiała się mama.
Wróciłam do pokoju i weszłam na Skype. Było około
dziesiątej.
- Cześć słońce! - usłyszałam.
- Jak wam w Wiedniu? - zapytałam.
- Źle - odpowiedział Harry.
- Jak to źle?
- Bo bez was…
- Niedługo się zobaczymy.
-Nie będę miał się do kogo przytulić…
- To przytul się do Nialla.
- Łee… Nie jestem homo!
- Niall też – odpowiedziałam - Ale przytulić cię może. Louis
cię przytula.
- Louis poszedł spać, a poza tym ostatnio mnie nie przytula!
- Pilnuj go, żeby sobie czegoś nie zrobił, bo też nie jest w
najlepszym stanie…
- Zobaczymy, co będzie jutro.
- To poprzytulaj się z Niallem.
- Bo się doigrasz!
- Czego? - zapytałam niewinnie.
- Bo się przytulę do jakiejś fanki.
- Tylko spróbuj – powiedziałam - To się przytul do
misiaczka, którego zapomniałam zabrać. Dzięki Bogu Darcy jeszcze nie zdążyła za
bardzo się do niego przywiązać.
- Zapomniałaś zabrać pieluch…
- Nie ma problemu. Kupię tutaj. Mam na razie jedną paczkę.
Starczą do jutra.
- A jak tam chłopcy, grzeczni?
- Śpią, bo dostali pokarm od Ellie, która była na środkach
uspokajających. Michał mówi, że do jutra powinni spać.
- Może i ty się wyśpisz - powiedział Harry - To idź do łóżka
i się wyśpij.
- Ty też. Dopóki jesteś sam, możesz się wyspać. Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej - uśmiechnął się szeroko.
Życzyliśmy sobie miłych snów i poszliśmy spać. Darcy dzięki
Bogu tylko raz się obudziła w nocy. Chłopcy faktycznie przespali całą noc. Jak wstałam, sprawdziłam czy wszyscy mają
sucho. Tommie miał mokro, więc go
przewinęłam. Nawet się nie obudził. Rano
obudził mnie wrzask. To nie był płacz, a wrzask, który postawił chyba całą
chałupę na nogi. Zerwałam się z łóżka. Chłopcy się obudzili, budząc oczywiście
Darcy. Za chwilę przybiegła do mnie mama.
- Co się dzieje?
- Wyspali się - powiedziałam.
- I są głodni.
W podgrzewaczach stały butelki, więc mama złapała jedną, ja
drugą. Dałyśmy chłopcom. Złapali tak szybko w rączki butelki, że doszłam do
wniosku, że sami mogą jeść i nie trzeba im ich trzymać. Wzięłam Darcy i również
ją nakarmiłam, tylko że z cyca. Zapanował spokój w pokoju. Gdy Darcy zaczęła się rozglądać dookoła,
wiedziałam, że się już najadła.
- No, panienko, to teraz mamusia idzie się myć. Mamo,
zostaniesz z nimi?
- Oczywiście. Idź się spokojnie umyć.
Wzięłam sobie długi prysznic, który nie pamiętam, kiedy
brałam, ubrałam się. Gdy wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju zobaczyłam, że
nad wózkami stoi Michał.
- Dzień dobry! Jak spały?
- Tak jak mówiłeś, spały całą noc, ale chyba wrzask postawił
was na równe nogi.
- Dzięki Bogu się obudziliśmy wcześniej. Mały Joe poszedł
już na zakupy, także nie słyszał wrzasku… - wyjaśniła mama.
- Wczoraj nie widziałam Zutka. Gdzie on jest?
- Pewnie siedzi zamknięty u Małego Joe. Mały Joe boi się, że
albo coś im zrobi, albo one jemu…
- Przecież one jeszcze nie chodzą! - zaczęłam się śmiać.
- Niech siedzi w pokoju u Małego Joe. Stał się strasznie
zazdrosny, więc mógłby coś zrobić dzieciom.
- Jak maluchy śpią, to przecież może wychodzić. Pokój do
mnie się zamknie i będzie miał swobodę ruchu.
- A co tam u chłopaków? - zapytała mama.
- Kazałam im się wyspać. Mam nadzieję, że mnie posłuchali.
Chłopcy zjedli już swoje porcje.
- Ciekawe, kiedy będę mogła odwiedzić Ellie - powiedziałam
do mamy.
- To musisz ustalić z Michałem - odpowiedziała.
Postanowiłam wieczorem zapytać Michała. Może będzie już
wiadomo, jak długo Eleanor będzie leżeć w tym szpitalu… Ktoś zadzwonił do
drzwi. Mama pobiegła otworzyć. Okazało się, że przywieźli ze szpitala pokarm
dla chłopaków. Wstawiłam go do lodówki i wróciłam na górę.
- Muszę powiedzieć Małemu Joe, że to jest pokarm dla
chłopców - powiedziałam, gdy weszłam do pokoju.
- To napisz kartkę i połóż na naczynku - odpowiedziała mama.
Szybko napisałam kartkę i zbiegłam na dół. Mały Joe właśnie
wszedł, więc nie musiałam już kłaść
kartki, tylko powiedziałam mu wyraźnie, co to jest i że nie wolno mu
tego ruszać.
Włączyłam komputer. Mama poszła do siebie. Na ekranie
pojawił się Harry.
- Cześć kochanie. Jak noc? - zapytał.
- Do siódmej było wszystko w porządku. Spali jak zabici.
- Darcy też?
- Nie, Darcy się raz w nocy obudziła. Zmieniłam wszystkim
pieluchy, a chłopcy się nawet nie
obudzili, a jak ty spałeś?
- Powiem, że się wyspałem.
- No to dobrze. Masz jeszcze parę nocy, które możesz przespać
sam.
- Ale budziłem się w nocy, bo nie miałem się do kogo
przytulić. Szukałem cię w nocy po łóżku.
- Popatrz, popatrz! Największy śpioch, który budzi się w
nocy. Interesujące - zaczęłam się śmiać.
- A tobie mnie nie brakowało?
- Wiesz co? Ja byłam taka padnięta, że nie wiem kiedy
zasnęłam.
Harry poczuł się lekko urażony.
- Zastanowię się, czy mam do ciebie przyjechać…
- A może do Darcy? - zapytałam niewinnie.
- Zastanowię się.
Zapanowała cisza.
- Zastanowiłeś się już? - zapytałam po chwili.
- No, jednak przyjadę. Zdecydowałem.
- Świetnie! Ale do
mnie, czy do niej?
- Do obydwu.
Iskierki w oczach Harryego mocno się zapaliły.
- Co ty masz na myśli? - zapytałam zaniepokojona.
- Nic - odpowiedział niewinnie - A jak tam Mozart?
- Wiesz, że go jeszcze nie widziałam? Mały Joe zamknął go u
siebie, bo boi się, że zrobi dzieciakom krzywdę i jeszcze go nie widziałam.
Muszę go iść zobaczyć. Powiedz Niallowi, że jego pupilka tęskni za nim.
- A za tatusiem nie?
- To się samo przez się rozumie - powiedziałam.
- Powiedz, że jak nie będzie za tatusiem tęsknić, to nie
przyjadę do niej…
- Nie bądź okrutny!
- Przyjadę tylko do ciebie.
- Ale my jesteśmy dwie. Nierozłączne.
- Jakoś was rozłączę…
- Nie wydaje mi się.
- A babcia w domu?
- Nie.
- Gdzieś wyszła, czy wyjechała?
- A czemu pytasz?
- Nic tak sobie… - powiedział tajemniczo.
Darcy zaczęła płakać.
- A co jej się stało?
- Właśnie nie wiem. Może cię usłyszała?
Wzięłam ją na ręce. Sprawdziłam pieluchę. Była sucha. Jeść,
dopiero jadła. Usiadłyśmy przed monitorem i pokazałam Harryego.
- Zobacz, tam jest tatuś.
- Darcy, Darcy!
Mała zaczęła kręcić główką.
- Chyba cię szuka - powiedziałam.
- Jeszcze Bratysława i się zobaczymy – powiedział - dzisiaj
wieczorem mamy jeden koncert, jutro lecimy do Bratysławy, potem mamy jeden
dzień wolny, następny koncert i lecimy
do Warszawy.
- Byłeś już na śniadaniu?
- Jeszcze nie, ale
miałem nadzieję, że cię zobaczę z samego rana.
- Czyżbyś zatęsknił za mną?
- Głupie pytanie - obruszył się - idę na śniadanie. Jestem
zły na was. Może mi przejdzie, ale ty
się doigrałaś.
- A czego? - zapytałam podekscytowana.
- Zobaczysz - odpowiedział udając ponurego.
- To życzę ci smacznego. Ja też idę na śniadanie.
- Do zobaczenia - odburknął.
Zostawiłam włączony komputer i zeszłam na śniadanie. Darcy
zniosłam na dół. Było bardzo ciepło, więc postanowiłam wystawić ich na dwór w
wózkach. Mama jak zobaczyła mnie z Darcy, pobiegła na górę po chłopców. Za
chwilę była już cała trójca w wózkach. Ptaszki śpiewały, dzieciaki zamilkły i
obserwowały dookoła przyrodę. Postawiliśmy wózki w cieniu, aby się nie
poparzyły słońcem.
- Idź na śniadanie. Ja tu zostanę z nimi - powiedziała mama.
Poleciałam na śniadanie. Mały Joe upiekł nawet bułeczki.
Zapytałam go co z Zutkiem.
- Nie wypuszczam go dopóki dzieci są na dole, a sam na górę
nie wchodzi.
- Muszę go zobaczyć.
- Ale to jak dzieci będą na górze.
Zjadłam trochę twarożku, jedną bułeczkę. Wypiłam słabiutką
herbatkę i wyszłam do ogrodu, żeby zmienić mamę. Mama poszła na śniadanie, a ja
zostałam z malcami. Darcy zaczęła się śmiać.
- Co ci się tak podoba? - zapytałam.
Zobaczyłam, że patrzy na drzewo. Przyjrzałam się mu. Listki
się poruszały delikatnie i prawdopodobnie to jej się tak podobało. Dzień minął szybko na stałych zajęciach. Po
pracy wrócił Michał i zaczął bawić się z chłopcami.
- Ile czasu Ellie będzie w szpitalu? Jak długo przewidujecie
jej pobyt? - zapytałam.
- Dzisiaj była w lepszym nastroju jak wczoraj. Po prostu się
wyspała. Poza tym dostała leki uspakajające. Myślę, że do przylotu chłopców
powinna wyjść ze szpitala. Pojutrze spróbujemy pojechać do niej z chłopcami.
- A pyta się w ogóle o dzieci?
- Nie za bardzo. Właśnie to mnie martwi… Zobaczymy co zrobi,
jak przyjedziemy z chłopcami. Od tego wszystko zależy, ile zostanie jeszcze w szpitalu - powiedział
smutno Michał.
Trochę się tym zdenerwowałam.
- A czy ona może w ogóle odrzucić chłopców?
- Jakoś staramy się, żeby ich nie odrzuciła - odpowiedział
Michał.
To mnie jeszcze bardziej dobiło.
- To straszne, jak matka tak cierpi.
- No, nieraz się tak zdarza. Ona musi sama chcieć
wyzdrowieć.
- A czy ja mogę do niej pojechać?
- Lepiej jeszcze nie. Niech jeszcze nie myśli o niczym.
Wygląda na to, że chciała mieć dziewczynkę i chłopca, a urodziły jej się
chłopaki. Nie może się z tym pogodzić.
- Mogą przecież próbować dalej. Może następna się urodzi
dziewczynka - powiedziałam.
- Byleby nie mieli drużyny piłkarskiej - zaśmiał się Michał -
A jak tam moje wnuczka? - zapytał i wziął ją na ręce.
Darcy zaczęła się śmiać.
- Lubi panów. Lubi! – powiedziałam - kokietuje równo!
Michał zaczął się śmiać.
- No, kokietka - powiedział.
Po wieczornym oporządzeniu dzieciaków, poszłam spać. W
pewnym momencie poczułam, że coś mi przeszkadza. Otworzyłam oczy i zobaczyłam
nad sobą Harryego.
* Dzień dobry. Jak tam rozdział? Zdecydowałam, że kolejny wrzucę dopiero wtedy, gdy będzie więcej komentarzy, bo co ja widzę? Co raz to ich mniej :( Więc smuci mnie to trochę, że wymagacie ode mnie kolejnych rozdziałów, ale żeby się udzielać to już nie (nie do wszystkich Was). Owszem, są też takie osoby, które regularnie bywają i komentują, za co im dziękuje i właśnie IM dedykuje dzisiejszy rozdział. Także to, kiedy będzie kolejny, decydujecie sami. Z góry dzięki.
~Meg
Świetny rozdział, jak i cały blog <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę przepraszam że często nie komentuje, ale czytam prawie zawsze na telefonie na takiej aplikacji, i tam nie ma opcji komentowania, a jeśli czytam na komputerze, jak teraz, to staram się komentować ;)
W każdym bądz razie kocham Twój blog, i mimo że nie komentuje, to wiedz że zawsze z chęcią czytam wszystko ;* x
Jak to Harry nad nią? Aż tak się stęsknił że przyjechał wariat jeden mam nadzieje że dużo osób zkomentuje bo nie moge się już doczekac przy okazji zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Chyba Harry się stęsknił :D
OdpowiedzUsuńZajebiste *___*
OdpowiedzUsuńHahaha Darcy mnie rozwala xD
Biedna Ellie :( Mam nadzieje, że szybko wyzdrowieje :)
Ulala czyżby Hazz przyjechał czy Meg ma przewidzenia ? xD
Pisz szybko nexta :D
Pozdrawiam i życze duuużo weny oraz wieelu komentów pod rozdziałami :D ;*
Super *o*
OdpowiedzUsuńUlala czyżby Hazz się stęsknił i przyjechał na białym koniu ? Kurna pojebało mnie już kompletnie xD
Pisz szybko nexta :D
Całuje ;*
Czekam na kolejny. Boże jakie to suuuper. no i jeszcze w takim ciekawym momencie zakończyłaś mi to ! nie wierzę że mogłaś mi to zrobić . Całuję skarbie - lolu ♥
OdpowiedzUsuńCzyżby Harry się stęsknił :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , Czekam na nexta :)
Czytam każdy rozdział, ale na komórce trudno pisze się komentarze. Cudowny rozdział *-* jestem mega ciekawa co wydarzy się w następnym. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłam po przeczytaniu ostatniego zdania :D jeszcze raz mówię CUDOWNY *-* /Kaja. Xxx
OdpowiedzUsuńBoże kocham twój styl pisania :) GENIALNY rozdział :* Czekam na następny :***** Poproszę w miarę szybko ten kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWidac że harold się ztesknił :D rozdział zajebisty *u* -->Wiki
OdpowiedzUsuńOMG!!! Super rozdział już nie mogę się doczekać nexta! Kocham twój styl pisania, ale się zżyłam z tym opowiadaniem!
OdpowiedzUsuńpod koniec było trochę smutno że przerwałaś akurat w tym momencie, ale pozatym przecudny *_______* dawaj szybko next'a :D
OdpowiedzUsuńboski nie moge doczekac sie nexta nie karz dlugo czekac plisssssss <3 :)
OdpowiedzUsuńZajebisty :) Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńCzeeeekam na kolejny . ♥
OdpowiedzUsuńKiedy bedzie nastepna czesc? Juz nie moge sie doczekac!!! ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział my się tak staramy, a tu już ponad tydzień czekamy ??
OdpowiedzUsuńZuZa :D
kiedy następny? nie mogę się już doczekać! Proszę dodaj następny :***
OdpowiedzUsuń