- HARRY?! CO TY TU ROBISZ?!
- Stęskniłem się za tobą!
- A kto cię tu wpuścił?!
- Mama.
- A mama wiedziała, że przylatujesz? Zdaje się, że muszę się
z nią policzyć. Nic mi nie powiedziała!
- Bo, to miała być niespodzianka. Nie, ja tylko towarzyszę
Lou, bo Louis nie mógł wytrzymać i stwierdził, że wyskoczy do Warszawy.
- To jakby Louis nie wyskakiwał do Warszawy, to byś nie
przyleciał?
- Pewnie bym przyleciał, wariacie - zaczął mnie całować i w
tym momencie zaczął płakać Tommie.
- Zaraz go zaniosę do Louisa - powiedział Harry.
Wstał i poszedł po Louisa.
Za chwilę przyszli obydwaj.
- Cześć Megan!
- Ale niespodziankę zrobiliście! - powiedziałam.
- Już się wyspałem. Mogę cię teraz odciążyć. Jesteś wielka, co
robisz dla nas.
- Och, daj spokój.
- Może zabiorę Darcy, co?
- Nie, smacznie śpi. Nie budźmy jej.
- Jak się obudzi, dam ci znać - powiedział Harry.
Oddałam najpotrzebniejsze rzeczy Lou. Harry zabrał chłopaków
i wyszli. Pobiegłam do łazienki uczesać się. Popatrzyłam na zegarek. Była
dwunasta w nocy.
- Co jest? - pomyślałam.
Wróciłam do pokoju. Popatrzyłam na zegar wiszący na ścianie.
Dwunasta! Więc przyjechali prosto po koncercie. Położyłam się z powrotem do
łóżka. Za chwile przyszedł Harry.
- Zaraz przyjdę – powiedział - Idę do łazienki.
Wrócił z mokrymi włosami. Nawet nie słyszałam czy
wrzeszczał, czy nie.
- Co? Nauczyłeś się już myć głowę? - zaśmiałam się.
- No przecież dzieci są w domu. Nie mogę wrzeszczeć. Bardzo
się stęskniłaś za mną?
- Troszkę.
- Tylko troszkę? - zrobił obrażoną minę - To chyba wracam.
- Przecież bardzo się cieszę, że przyleciałeś. Nie widzisz?
Miałam na sobie ulubioną piżamę Harryego, którą dopiero
teraz zauważył.
- O, piżamka z Chicago!
- A jakby inaczej?
Harry położył się koło mnie i nachylił nade mną. Zaczął mi
się przyglądać.
- Co mi się tak przyglądasz?
Parę kropelek z jego włosów spadło mi na twarz.
- No, co jest? Ja się myłam, naprawdę!
Harry się otrząsnął.
- Zachowujesz się zupełnie jak psiak! - zaczęłam się śmiać.
- To za to, że się myłaś sama.
- No, ale ja nie
wiedziałam, że przyjedziesz. Może bym poczekała…- zrobiłam słodką minę.
- Jak myślisz, czy ona się obudzi?
- Wydaje mi się, że mamy jeszcze ze dwie godziny spokoju…
Harry zaczął mnie całować……
Następnego dnia rano, Darcy obudziła nas o szóstej. Uświadomiłam
sobie, że przespała całą noc.
- Pierwsza noc Darcy przespana w całości! - powiedziałam
wstając z łóżka.
- To trzeba gdzieś zapisać!
- Tak… W kominie i to jeszcze węglem - zaśmiałam się.
Szybko ją przewinęłam i nakarmiłam. Położyłam ją obok Harryego
na łóżku, a ona kiedy go zobaczyła, zaczęła się śmiać i wierzgać nóżkami. Harry
nauczony już, że jego córka w ten sposób wyraża radość, robił uniki.
- Witaj słodka!- powiedział.
Darcy śmiała się na głos. Byłam ciekawa jak Harry zareaguje,
jak Darcy powie po raz pierwszy: TATA. Jak patrzył na Darcy, widać było w jego
oczach dumę.
- Też się za tobą stęskniłem - powiedział. Zaczęli się
bawić. Darcy mrugała oczkami jak zawodowa kusicielka.
- Oj, będzie z niej kokietka - stwierdziłam.
Harry się roześmiał.
- Wszystkich kokietuje, ale tylko mężczyzn.
- Będę musiał z nią porozmawiać.
- Wstrzymaj się jeszcze z tym rozmawianiem - powiedziałam i
zaczęłam się śmiać.
- W kogo ona się z tym wdała? - zapytał Hazzie.
- Na pewno nie we mnie - odpowiedziałam.
- Ale ja chłopaków nie podrywam.
- Nie wiem, co robisz, kiedy mnie nie ma, a poza tym
przeciwną płeć podrywasz.
Harry się prawie obraził.
- Co ty insynuujesz?!
- Nic…
- Bo się zaraz z tobą policzę!
- Tak przy dziecku?
- Zaraz zaniosę ją do Louisa. Niech podrywa chłopaków.
- Oni nie są zainteresowani - powiedziałam - a poza tym Lou
pewnie śpi i chłopcy pewnie też.
- To zaniosę ją do mamy.
- Mama na pewno śpi.
- To ją wystawię do ogrodu.
- Jeszcze za zimno. Widzisz, nie masz żadnego pretekstu.
- Policzę się z tobą kiedy indziej.
- Zawsze tak mówisz i zapominasz.
- Nie… Kumuluje się - odpowiedział z iskierką w oku.
- Już zaczynam się bać. Uważaj, bo pójdę do Dużego Bo.
- Wyczekam chwili, kiedy nie będzie nikogo i wtedy się
zemszczę - pocałował mnie.
- Powiedz, jak tam koncert w Wiedniu? - zmieniłam
niebezpieczny temat.
- Całkiem nieźle, chociaż Austriacy to ciężki kawałek
chleba. Ciężko ich rozruszać. Dobrze, że była grupa innych fanek, które
rozruszały towarzystwo. Mieliśmy sześć bisów, więc nie tak źle.
- W Bratysławie, to może być dużo Polek - powiedziałam.
Usłyszeliśmy jakiś ruch na korytarzu i cichutkie pukanie do
drzwi.
- Śpicie? - doszedł do nas cichutki głos Lou.
- Nie, chodź - krzyknął Harry.
- Jak tam noc z chłopakami?
- Co ty z nimi zrobiłaś, że oni śpią całą noc?
- Dorastają widocznie. Nasza też spała całą noc.
- Zabiorę się z Michałem. Zaopiekujesz się nimi jeszcze?
- No, przecież! Możesz być spokojny.
- Czy ja mogę wam zrobić zdjęcie? Wyglądacie tak słodko w
tym łóżku wszyscy w trójkę.
Złapał aparat i zrobił nam zdjęcie. Z pokoju Lou dobiegł nas
krzyk chłopców.
- Koniec sesji fotograficznej - powiedział. Odłożył aparat i
wybiegł.
- Poczekaj, muszę mu pomóc, a wy tu zostańcie grzecznie.
Założyłam swój szlafroczek z napisem MEGAN i wybiegłam z
pokoju. Usłyszałam, że chłopcy drą się obydwaj, więc pobiegłam do lodówki.
Złapałam mleko. W między czasie zagotowałam wodę. Nalałam do garnuszka i
wstawiłam butelki, do których nalałam mleko Ellie. Sprawdziłam mleko na ręku.
Było dobre. Złapałam buteleczki i pobiegłam na górę. Lou był w trakcie
przewijania Jima.
- Czy Tommie już przewinięty?
- Tak. On się pierwszy darł. A czemu oni się drą dalej? Mają
już obydwaj sucho.
- Bo są głodni. Masz tu butelkę. Którego będziesz karmił?
- Niech będzie już Jim, bo mam go na rękach.
Wzięłam Tommiego i usiadłam koło Louisa.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? Jesteś wielka - powiedział.
- Chodź pójdziemy do Harryego. Zostawisz Jima jemu i
pójdziesz się umyć, bo Michał niedługo wyjeżdża do pracy. Jeżeli masz się z nim
zabrać, to lepiej się pospiesz. Na
potwierdzenie moich słów, spotkaliśmy Michała, wychodzącego z łazienki, gdy
szliśmy z chłopcami do naszego pokoju.
- Dzień dobry wszystkim - powiedział Michał - jak tam spali?
- Właśnie się zastanawiam, co Megan zrobiła, że spali całą
noc.
- Spokój - odpowiedział Michał - wszelkie awantury powodują,
że dzieci stają się nerwowe, a zatem i płaczą.
Tommie i Jim zaczęli coś gaworzyć.
- Widzisz, potwierdzają tezę Michała - zaczęłam się śmiać.
- Najlepiej, jak będziecie mieli sobie coś do powiedzenia,
nie róbcie tego przy dzieciach… - oznajmił Michał. Otworzył nam drzwi do
naszego pokoju, gdzie Harry wylegiwał się z Darcy na łóżku.
- Witam. Jak tam moja pupilka?
- A, pierwszy raz przespała całą noc.
- No to jej się chwali.
- Połóż Jima koło Darcy i leć już - powiedziałam.
- Zaraz będę gotowy! - krzyknął Lou do Michała.
- Spokojnie, jeszcze zjemy śniadanie. Mały Joe by nam tego nie wybaczył. Czekam w
jadalni - odparł Michał i obydwaj wyszli. Jimi też zaczął wierzgać nóżkami, a
Tommie zaczął się rozglądać. Darcy chyba nie była zadowolona z wizyty kolegów,
bo przestała się śmiać.
- Mała zazdrośnica - powiedziałam.
Harry zaczął się
śmiać.
- Wcale nie.
- No jak to? Zaraz zacznie płakać, bo przestała być w
centrum uwagi.
I tak rzeczywiście się stało. Za chwilę płakali wszyscy. Harry nie za bardzo wiedział, co ma zrobić.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam.
- Cześć, pomóc wam? - zapytała mama.
- Weź Jima, bo Darcy stała się zazdrosna o tatusia.
- To może wezmę Darcy?
- A, to weź Darcy - odpowiedziałam.
Mama wzięła Darcy, a ta przestała płakać.
- To co? Przebieramy towarzystwo? Na dworze zrobiło się już
ciepło, więc będzie można ich wystawić do ogrodu.
Towarzystwo zostało przebrane i zniesione na dół. Na kanapie
wylegiwał się Zutek.
- Witaj Zutku! - powiedziałam.
Zutek przeciągnął się na kanapie i miauknął. Był olbrzymi!
- To już wszystko rozumiem, dlaczego nie wchodzi po schodach
na górę – powiedziałam - brzuchem zamiata podłogę! Trzeba Małego Joe trochę
postraszyć, bo zapasł go strasznie!
Dzieciaki zostały wystawione do ogrodu i postawione w cieniu
drzewa.
- Idźcie zjeść, a ja tu z nimi posiedzę - powiedziała mama.
- Wszystko jest już przygotowane. Ja z nimi posiedzę -
powiedział Mały Joe, który zabrał Zutka do siebie i zamknął za nim drzwi -
możecie iść zjeść wszyscy. Jak któreś zacznie płakać, to przyjdę i powiem.
Tak też zrobiliśmy. Śniadanie było wspaniałe. Zdążyłam zjeść
całe śniadanie, gdy wpadł Mały Joe.
- Chłopaki coś płaczą - powiedział.
Wzięłam ze sobą herbatę i poszłam do ogrodu.
- Co się dzieje chłopcy? Czemu płaczecie? - zaczęłam mówić
od drzwi. Gdy mnie usłyszeli, uspokoili
się. Gdy mnie zobaczyli, zaczęli się śmiać.
- Co? Nie odpowiadało wam towarzystwo? - pomyślałam, że
muszę załatwić duży kojec, żeby ich tam wszystkich wkładać.
Po krótkim czasie przyszedł Harry i zaczął się bawić z
dzieciakami w „Chowanego”. To znaczy on się chował, a gdy na buziach dzieciaków
pojawiały się podkówki, pokazywał im się. Darcy jak zawsze zaczęła się śmiać.
Po niedługim czasie całe towarzystwo rechotało ze śmiechu.
- Ale dzisiaj gorąco – powiedziałam - Przygotuję dla nich
coś do picia. Michał powiedział, że można już ich dopajać herbatkami.
Pobiegłam do kuchni. Wyciągnęłam trzy butelki. Przeczytałam
na torebkach herbaty, które przywiózł Michał, jak je zrobić. Okazało się to
banalnie proste, bo trzeba było tylko wsypać zawartość torebki do butelki i
zalać ciepłą wodą. Szybko wsypałam proszek do buteleczek, zalałam wodą,
zakręciłam , mocno wstrząsnęłam i herbatki były już gotowe. Sprawdziłam, ale były jeszcze za gorące. Musiały troszkę
postać. Zabrałam buteleczki do ogrodu i postawiłam na stole. Herbatka miała
zapach koperkowy. Byłam ciekawa reakcji dzieciaków. Dzieciaki akurat zasnęły
zmęczone zabawą z Harrym, więc usiadłam koło niego, a Harry zaczął opowiadać,
co się działo w Wiedniu.
- Zayn wariuje, bo brakuje mu chłopaków. Niall wariuje, bo
brakuje mu Darcy, Danielle stara się zapanować nad wszystkim, a Liamowi brakuje
wszystkich. I ciebie też.
- Miło to słyszeć, że komuś mnie brakuje - powiedziałam.
Harryego zatkało.
- No, jak to?! Przecież mnie brakuje ciebie najbardziej -
wydusił z siebie.
- No, nie wiem Haroldzie, przecież tego nie powiedziałeś.
- A czy muszę to mówić?
- Może byłoby miło…
Harry się zaczął śmiać. Przyciągnął mnie do siebie.
- Uważaj, bo się nie długo przeleje.
- Ale co? - zapytałam niewinnie.
- Mówiłem ci, że kumuluje się.
- Co tak gruchacie? - zapytała mama, wychodząc do ogrodu.
- Uświadamiam Megan, że zaczyna przeginać za bardzo.
Mama miała dziwną minę.
- Megan. Coś ty nagadała?
- A nic… Takie pogaduszki polsko-brytyjskie - odparłam
niewinnie.
- Przyszłam, bo zdaje się, że ktoś u was na Skype siedzi -
powiedziała.
Pobiegłam na górę.
- Cześć Megan! - powiedział Niall - czy chłopaki dojechali?
- Dojechali. Lou pojechał do szpitala, a my z Harrym
zabawiamy się w rodziców.
- A jak sobie dawałaś radę sama?
- No nie byłam sama. Byłam z mamą i z Michałem.
- Ale jesteś bardzo dzielna - odpowiedział Niall - wszyscy
cię podziwiamy. Stęskniłem się już za moją pupilką. Możesz mi ją pokazać?
- Będzie ciężko, bo jest w ogrodzie i śpi, ale nie długo ją zobaczysz. Czy mam zawołać Harryego?
- A po co mi on? Chciałem pogadać. Czy Ewelina jest w
Warszawie?
- Wiesz, nie wiem. Bo nie miałam nawet czasu, by do niej
zadzwonić…
- Już nie mogę się doczekać, kiedy przyjedziemy.
- Darcy też tęskni za wujkiem – powiedziałam - A co do
Eweli, to zorientuję się.
- Kiedy chłopaki wracają?
- Pewnie jutro.
- Czyli na koncert, bo Duży Bo nie wie, kiedy ma pojechać po
nich na lotnisko.
- Dadzą znać.
- Powiem Zaynowi, że chłopaki na niego czekają. Muszę
niestety lecieć, bo jedziemy na jakiś wywiad, a potem mamy zwiedzanie
Bratysławy.
- Kup mi jakąś pamiątkę z Bratysławy…
- Okej. Masz to jak w banku!
- Ale nie naliczysz mi jakiś odsetek? - zaczęłam się śmiać.
- No, coś ty! - oburzył się.
- To miłego dnia ci życzę. Mam coś przekazać Harryemu?
- Powiedz chłopakom, że smutno nam bez nich, ale takie
życie…
Rozłączyliśmy się. Poszukałam na Skype Eweli, ale była offline. Zadzwoniłam do Kasi.
- Cześć Kasiu! Mówi Megan.
- Cześć Megan! Jesteście w Warszawie?
- To znaczy w tej chwili jestem ja, Ellie, dzieciaki.
Wczoraj przyjechali do nas Louis i Harry, ale jutro lecą do Bratysławy, a pojutrze
wszyscy przylatują do Warszawy, a co u was słychać?
- A wszystko w porządku. Ewelinie popsuł się komputer, więc
jest niedostępna dla świata…
- Może byście wpadły do nas?
- Ale nie chcemy robić kłopotu…
- Żaden. Jutro chłopaki wyjeżdżają. Ja zostaje w domu.
Michał idzie do pracy, więc zostaje nas piątka.
- A Ellie?
- Ellie leży w szpitalu.
- Jak to?!
- A, to jak wpadniesz, to ci wszystko opowiem.
- Dobrze. To o której jutro możemy być?
- Harry z Lou wylatują o pierwszej, to jak chcecie, możecie
przyjechać po południu.
- To będziemy o czwartej, dobrze?
- Okej. Jesteśmy umówione.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół.
- Może byśmy się gdzieś przeszli? - zaproponował Harry.
- Wiesz, też myślałam o tym - odpowiedziałam - Tylko nie za
bardzo wiem, gdzie…
- Do Łazienek mnie nie zagonisz! - powiedział Harry.
- No, nie jest powiedziane, żebyśmy się mieli natknąć na
tego samego, cholernego pawia. Przypuszczam, że jeśli więcej ludzi atakował, to
już go nie ma. A poza tym, możemy omijać pawie z daleka.
- Na twoje ryzyko. Jak zobaczę pawia, to będę wiał.
Pojechaliśmy w szóstkę. Zatrzymaliśmy się na Agrykoli i od
tamtej strony weszliśmy do Łazienek. Przeszliśmy obok arsenału i z daleka
zobaczyłam pawia.
- Hazzie, uważaj - zaczęłam się śmiać. Przeszliśmy obok pawi
i żaden nas nie zaatakował. W parku było bardzo sympatycznie i było mało ludzi.
Wstąpiliśmy sobie do kawiarni. Dzieciaki dotlenione spały. Nawet Harry musiał
przyznać, że Łazienki są bardzo sympatyczne.
- A te budynki, to można zwiedzać?
- Można, ale lepiej
bez dzieci - powiedziała mama.
- To co? Wracamy? - powiedział Harry, gdy wyszliśmy z
kawiarni - Dochodzi wpół do pierwszej.
Dzieciaki się pobudziły i były w dobrych nastrojach. W parku
było trochę starszych ludzi i mam z dziećmi.
- Tak. Możemy tu przyjeżdżać tylko w dni powszednie, bo w
sobotę i w niedzielę, będzie pewnie tu masę ludzi - powiedziałam.
- Chciałaś powiedzieć fanek? - spytał.
- Dobrze. Niech ci będzie fanek - odpowiedziałam.
Poszliśmy w kierunku pomnika Chopina. Byłam ciekawa, czy
Harry będzie wiedział, kto to jest. Wyszliśmy przed pomnik Chopina i Harry od
razu go rozpoznał.
- Chopin!
- Brawo - powiedziała mama - piątka z plusem.
- Szóstka, mamo, szóstka.
- Stale zapominam o tych szóstkach - zaczęła się śmiać mama.
Poszliśmy w stronę Agrykoli parkiem i dotarliśmy wreszcie do
samochodu. Darcy została posadzona w foteliku. Wyglądało to, że jest bardzo
dumna z tego. Michał skądś skombinował dwa foteliki. W jednym siedziała ona, a
w drugim Jim. Ja usiadłam koło fotelików z Tommim na rękach. Mama siedziała z
przodu.
Dojechaliśmy bez przeszkód do domu. Na ulicy stał radiowóz,
więc powiedziałam do Harryego:
- Wjeżdżaj do garażu.
Harry podjechał pod garaż, nacisnął pilota. Garaż się
otworzył i wjechaliśmy. Zamknął garaż i dopiero wtedy zaczęliśmy się
wypakowywać. W ciągu drogi Jimi zasnął, Darcy coś gaworzyła, a Tommie płakał.
- Czemu on jest taki płaczliwy? - zapytał Harry.
- Może brakuje mu mamy…
Mama zabrała Tommiego i poszła na górę. Ja wyciągnęłam Jima,
a Harry wziął swoją córeczkę.
- Chodź do tatusia, chodź.
Darcy chichotała i wyciągała rączki w jego stronę. Okazało
się, że w salonie siedział już Louis.
- Gdzie żeście byli? Nie odbieraliście komórek.
- A dzwoniłeś?
- Mały Joe powiedział, że pojechaliście do jakiegoś parku,
ale nie wiedziałem gdzie.
- A jak Elle?
- Znacznie lepiej. Już się pytała o dzieci.
- O, to rzeczywiście już dobrze.
- Michał powiedział, że jak tak dalej pójdzie, to wypuszczą
ją pojutrze.
Bardzo się ucieszyłam, że z Ellie jest już dobrze.
- To trzeba będzie przygotować dla niej powitanie -
powiedziałam.
- Sama się do tego nie zabierasz, moja droga - powiedział
Harry.
- Pomoże mi Mały Joe.
- On pewnie będzie siedzieć w kuchni i będzie szykował
ulubione potrawy wszystkich. Nialla, Zayna… Wszystkich. Przylecimy z
Bratysławy. Lou pojedzie po Ellie, a my przygotujemy wszystko razem. Zdążymy.
Nie martw się.
- Okej - powiedziałam trzymając skrzyżowane palce.
Louis zajął się chłopcami i zaczął opowiadać co się działo u
Ellie. Powiedział, że niestety będzie musiała brać leki i prawdopodobnie dzieci
będą musieli przestawić na sztuczne mleko z czego Ellie nie była zadowolona. Było
mi żal Eleanor. Chłopaki zajęli się dziećmi, więc poszłam na górę i
postanowiłam, że się prześpię. Położyłam się i od razu zasnęłam. Śnił mi się
jakiś koszmar, ale gdy się obudziłam,
nie mogłam sobie przypomnieć o co chodziło. Wstałam, poprawiłam fryzurę i
zeszłam na dół.
- Darcy jest trochę głodna. Nie chciałem cię budzić. Tak
słodko spałaś… - powiedział Harry.
- Trzeba było mnie obudzić, bo przespałam porę karmienia….
- Będziesz się na mnie gniewać? - zapytał.
- Zastanowię się. Zdaje się, że ty sobie też grabisz…
- Ale to dla twojego dobra.
- Chłopaki najedzeni? - zapytałam siadając na kanapie z
Darcy u piersi.
- Zastanawialiśmy się, czy nie dać Darcy pokarmu chłopaków, ale Harry powiedział, że nie - powiedział Lou.
- I bardzo dobrze, bo by nie było pokarmu na noc - odparłam.
- A gdzie ty trzymasz ten pokarm?
- W lodówce. Później ci pokażę.
Darcy zasnęła. Zaprowadziłam Louisa do kuchni i pokazałam,
gdzie stoi mleko Ellie. Pokazałam, co
robię, by podgrzać szybko i powiedziałam:
- Jak podgrzejesz, to pamiętaj. Masz sprawdzić, czy nie jest
za gorące.
- A jak to się sprawdza? - zapytał Lou.
- Lejesz sobie kropelkę na przegub ręki od wewnętrznej
strony.
Lou przyjął wszystko do wiadomości. Słuchał mnie, jakbym
była jego wyrocznią.
- Mam nadzieję, że dam sobie radę sam w nocy i nie będę
musiał cię budzić.
- Jak nie dasz rady, to wiesz, gdzie mnie znaleźć - powiedziałam, wchodząc do salonu. Harry nie
miał za bardzo szczęśliwej miny. Zganiłam go wzrokiem. Rozeszliśmy się do
pokoi.
- Po co Louis ma przychodzić? - zapytał Harry.
- Powiedziałam, że gdyby miał problemy z chłopcami, to wie,
gdzie mnie znaleźć. Rozumiem, że gdyby była odwrotna sytuacja, na pewno by ci
pomogli. Harry się opanował.
- Przecież, to jest twój przyjaciel. Najlepszy. Musimy mu
pomóc. Widzisz, że ledwo żyje. Że mu tak ciężko. Z dwójką nie jest tak łatwo.
- Ale ty sobie dajesz radę z trójką.
- Tak, ale jestem kobietą. Kobiety trochę inaczej podchodzą
do pewnych spraw.
- Danielle wcale tak nie podchodzi!
- Tak, ale Danielle nie ma swojego dziecka. Jeszcze. A
dlaczego mówisz, że Danielle tak nie podchodzi?
- Bo mówiła, że dałaś się wrobić w opiekę nad Tommim i
Jimim.
- Wiesz, dopóki nie urodziłam Darcy, nie znosiłam dzieci.
Dopiero w ciąży coś się zmieniło. Także nie dziwię się Danielle, że tego nie
rozumie. Jak urodzi swoje, będzie inaczej podchodziła do sprawy z dziećmi.
- Chodź tu moja kwoko - powiedział Harry i chciał mnie
przytulić.
- Coś ty powiedział?! - odskoczyłam od niego jak oparzona.
- No, o co ci chodzi? - popatrzył na mnie zdziwiony -
zachowujesz się jak…
- Powiedziałeś już to. Lepiej tego nie powtarzaj.
- A co ja zrobiłem? - zdziwił się.
- Porównałeś mnie z kwoką! - zdenerwowałam się.
- No, co? Kwoka to dobre porównanie.
- Słucham?!
- No, bo kwoki się tak dobrze opiekują swoimi kurczaczkami.
- Czy to jest jakieś brytyjskie porównanie? - zapytałam oschle.
- No, u nas to jest komplement - zmieszał się Harry.
- U nas to nie jest komplement. Wręcz przeciwnie…
- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
- Okej. Wybaczam.
Podeszłam do Harryego,
który mnie przytulił.
- To co, ty kąpiesz dzisiaj Darcy? - zapytałam niewinnie.
W oczach Harryego zobaczyłam przerażenie.
- No przecież kąpałeś już ją.
- I o mało jej nie utopiłem…
- No, to pilnuj się.
- No, dobrze. Wykąpię.
Poszedł do łazienki, przygotował wanienkę. Nalał wody,
wrzucił termometr. Gdy wrócili do pokoju, byli cali mokrzy.
- Co? Darcy cię ochlapała? - zapytałam.
- Coś w tym rodzaju - odpowiedział Harry.
Darcy była zapakowana w ręczniczek, w którym wyglądała
prześlicznie.
- Nasza księżniczka!
Ktoś zapukał do pokoju.
- Proszę - powiedziałam.
Do pokoju wszedł Michał.
- Chciałbym jutro zabrać wszystkie dzieciaki na badania.
- Co, będziecie je kłuli?! - zapytał z przerażeniem Harry.
- Nie, na ważenie, na mierzenie. Zdaje się, że dawno tego
nie miały robione. Trzeba sprawdzić, czy dobrze się rozwijają.
- Darcy na pewno. Czuję już to w kręgosłupie - powiedziałam.
- Nic dziwnego, że ci kręgosłup wysiada. Zajmujesz się
trójką dzieci. Dobry byłby masaż.
- To ja jej zrobię masaż - powiedział Harry.
- A umiesz? Ja mówię o prawdziwym masażu, a nie o tym, o
czym ty myślisz - odparł Michał.
Harry się zarumienił.
- Dobrze. Pokażę ci. Jak się robi prawdziwy masaż. Kładź się
- powiedział Michał.
- Kto?!
- No, nie ty Harry.
- Ja?! - zdziwiłam się.
- Nie, wiesz Darcy - odparł mi Michał.
Położyłam się na łóżku.
- Na brzuchu. Co? Nie miałaś nigdy masażu robionego? I
zdejmij tą piżamę.
- Ale ja nic pod tym nie mam…
- Męża się wstydzisz, czy mnie? Przypominam ci, że jestem
lekarzem!
Zdjęłam piżamę i położyłam się czym prędzej, plackiem na
brzuchu. Michał zaczął pokazywać Harryemu, gdzie powinien mnie masować i w jaki
sposób. Faktycznie było to przyjemne.
- Zobacz, jaka ona jest spięta. Jakie ma twarde mięśnie.
Rozluźnij się Megan.
- No, przecież jestem rozluźniona - powiedziałam w poduszkę.
- Co mówisz? Możesz nie mówić w poduszkę? - zapytał Michał.
- Mówię, że jestem rozluźniona - powiedziałam przez zęby.
- Jesteś rozluźniona, tak? To jak ty jesteś rozluźniona, to
ja jestem cesarz Japonii - powiedział Michał.
Zaczął mnie masować i to już nie było takie miłe.
- Trzeba rozmasować mięśnie. Nawet jeśli będzie krzyczeć, że
boli. Nie zwracaj na nią uwagi.
- A jak mnie pobije? - zapytał Harry.
- To nie daj się. Przecież jesteś chłop.
- Odegram się - powiedziałam po polsku.
- Będzie ci lepiej - odpowiedział na to Michał także po
polsku.
- Co wy knujecie? - zapytał Harry po angielsku.
- Nic… Tłumaczymy sobie pewne rzeczy - powiedział Michał.
- A czy mi też możecie wytłumaczyć? - drążył dalej Harry.
- Niech to pozostanie w rodzinie - powiedziałam.
- Zdaje się, że jestem twoją rodziną - zdenerwował się
Harry.
- O, przepraszam. Źle się wyraziłam - zaczęłam się
tłumaczyć. Michał dosadnie mi wytłumaczył, że będzie mi lepiej - zdenerwowałam
się.
Michał potwierdził. Coś powiedział Harryemu na ucho i
wyszedł. Za chwilę wrócił i zapytał się:
- Czy mogę zabrać Darcy jeszcze na dół?
- Możesz - powiedział Harry.
Michał wziął na ręce Darcy i wyszli. Zostaliśmy sami w
pokoju. Harry mnie masował, co strasznie mnie bolało. Zaczęłam na niego
krzyczeć.
- Przestań! To boli!
- To trzeba rozmasować - powiedział poważnie - potem się
będziemy mogli zabawić. A co.
- Może ja cię pomasuję, co?!
- Ty nie przeszłaś szkolenia! Jesteś niebezpieczna.
- Możesz to robić trochę lżej?
- Nie ma mowy. Trzeba to robić mocno. Wtedy odniesie to
skutek.
- Dlaczego się na mnie odgrywasz?!
- Nagrabiłaś sobie. Chcesz, mogę ci coś zaśpiewać.
- Nie chcę. Puść mnie! - warknęłam.
- O, nie ma mowy… Muszę cię rozmasować. Nie możesz być taka
spięta.
W pewnym momencie poczułam, że rzeczywiście się rozluźniam.
- Już jest wszystko okej. Możesz mnie puścić?
- Teraz pomasujemy inne mięśnie - powiedział Harry.
* No wreszcie! Wybaczcie, al* No wreszcie! Wybaczcie, ale nie miałam komputera przez tydzień, ponieważ był w naprawie... Całe szczęście już jest, więc wrzucam ten i oto kolejny rozdział :D Cieszę się z waszej reakcji i za komentarze i zgodnie z tym, co mówiłam wcześniej ( o komentowaniu ) wciąż się utrzymuje, więc: DO KOMENTOWANIA MARSZ! :"D
+
Zdjęcie, które jest baardzo zastanawiające :D Bad Boy wziął się do roboty! C:
super rozdzial jak zwykle czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle czekam na next baby . love love love xoxo. loluu.
OdpowiedzUsuńhhahahahah wspoaniały rozdział zresztą jak zawsze kocham tą historię czekam na keolejny xxxx
OdpowiedzUsuńboski, czekam na nexta <3<3<3
OdpowiedzUsuńZajebisty *-* Zresztą jak zawsze *o* Kocham to opowiadanie i Cb :D ;* Pisz szybko nexta :D Pozdrawiam :D xxx
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaa ja juz chce nastepna czesc plissssss;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny < 3 bd czytać i dodaje do obserwowanych, a ja zapraszam do siebie, dzisiaj dodałam prolog i chciałabym szczerą opinię do tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńhttp://rock-me-onedirection.blogspot.com/ zapraszam :*