Zbliżały się
święta Bożego Narodzenia. Przygotowania szły pełną parą. Kazik szalał w kuchni.
Chłopaki kupili choinkę. Żeby jedną… Do każdego zamieszkałego pokoju po jednej
i jedną większą do salonu. Już dawno były ubrane. Na święta mieli przyjechać
mama z Michałem oraz mama Harryego. Rodzice pozostałych nie zdecydowali się na
przyjazd. Mieliśmy już kupione prezenty dla wszystkich i wszystko było dopięte
na ostatni guzik. Pozostało tylko zapakowanie prezentów. Za dwa dni mieli
przyjechać mama z Michałem, na co bardzo się cieszyłam.
- Pomożesz mi, czy nie? - wyrwał mnie z zamyślenia Harry.
- Już ci pomagam.
Gdy pakowałam prezenty pomyślałam o dziadkach, że zostaną
tam sami. Rozmawiałam z bunią na Skype i
prosiłam, żeby przyjechali, ale nie
chcieli. Zaparła się i powiedziała, że nie. Że dziadziuś tego nie wytrzyma i że
nie ma mowy. Poza tym byli zaproszeni przez ciotkę Bożennę na święta. Kupiłam Harryemu bluzę i perfumy, które
spakowałam wcześniej i schowałam w pokoju dziecięcym, czego na szczęście nie
zauważył. Siedzieliśmy teraz i pakowaliśmy prezenty dla pozostałych. Było tego
strasznie dużo. Drzwi na wszelki wypadek zamknęliśmy.
- Może do wieczora zdołamy zapakować…- powiedział Harry.
- Musimy to zrobić metodycznie – powiedziałam - Ja będę
pakować, a ty będziesz zawiązywał wstążką i robił kokardy.
- Ale ja nie umiem robić kokard!- zaprotestował Harry.
- To zaraz ci pokażę.
Pokazałam, co trzeba robić i bardzo się ucieszył, kiedy mu
wyszła pierwsza. Zaczęłam pakować dalej. Podałam Harryemu, który zawiązał piękną kokardę. Po
trzech godzinach mieliśmy już wszystko zapakowane. Umówiliśmy się z Kazikiem,
że przygotujemy polską wigilię no i w pierwsze święta będzie uroczyste
śniadanie, tak jak jest to przyjęte w Wielkiej Brytanii.
Kazik lepił pierogi z kapustą i grzybami, robił barszcz i
zupę grzybową. Mama miała przywieźć śledzie, z czego się bardzo cieszyłam. Nie
wiem skąd Kazik wytrzasnął karpie, ale leżały już oprawione w zamrażalce.
- Przydałby się jeszcze mak - powiedział Kazik - Żeby zrobić
makowce…
- Nie wiem, czy mama nie przywiezie – powiedziałam - mama
jest mistrzynią w pieczeniu makowców.
- Zobaczymy. Jeszcze by się przydał mak wigilijny.
Ciasteczka już zdążyliśmy upiec według przepisu mamy.
Pięknie ozdobione zostały schowane, bo zagrażał im Niall. Zresztą nie tylko on,
bo Harryemu też bardzo smakowały. Postanowiłam, że upiekę jeszcze piernik. Mama
podała mi przepis, ale stwierdziłam, że muszę zrobić go więcej na taką ilość
ludzi. Właśnie dziś piekłam pierniki. Kazik zafascynowany przepisem robił
wszystko pod moje dyktando. Po kuchni szwendał się Niall i wylizywał, co tylko
mógł i na co mu pozwoliłam. Pierniki pięknie wyrosły i zapach rozchodził się po
całym domu.
- Mogę spróbować? - zagadnął Niall.
- A chcesz szmatą przez łeb? - pogroził mu Kazik - Jak
jesteś głodny, to tu masz chleb i tu jest ser.
Niall z niesmakiem popatrzył w stronę, gdzie pokazywał
Kazik.
- Ale ja chciałem tego spróbować.
- Nie jesteś w ciąży!
- A skąd wiesz?!
Niall był niepocieszony, bo Ewelina nie mogła
przyjechać, pomimo, że dostała zaproszenie. Jak był niepocieszony, to jadł na
okrągło. Raz dziennie. Zaczynał rano, a kończył wieczorem. Baliśmy się, że nic
nie zostanie na święta i Kazik był zmuszony założyć kłódkę na spiżarni. Niall był jeszcze bardziej
niepocieszony. Tak jak przypuszczałam
mama przywiozła makowce, śledzie, kiełbasę, szynkę i mak wigilijny. Mama Harryego
przywiozła pudding, który miał być podany w pierwszy dzień świąt. Harry nie był
szczęśliwy z tego powodu. Michał był zachwycony domem, a szczególnie pokoikami.
Obie mamy rozpływały się również. Michał obejrzał mnie ze wszystkich stron i
stwierdził, że całkiem dobrze wyglądam. Ellie się ledwo toczyła, a ja już od
dawna nosiłam ciuchy ciążowe. Mama z Michałem dostali pokój gościnny, a Liam odstąpił
swój pokój mamie Hazzy. Stół trzeba było przedłużyć, bo wszyscy by się nie
zmieścili.
W Wigilię spadł
śnieg. Zawiesiliśmy w salonie jemiołę. Dom był ładnie ozdobiony, a w kominku
strzelało drewno. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, że Kazik nie podał w tym dniu mięsa. Już
wcześniej zapowiedzieliśmy, że Wigilia jest polska, a pierwsze święto
Brytyjskie. Towarzystwo było głodne, bo nie dostali nic na obiad. Powiedziałam,
że jak się zapali pierwsza gwiazdka na niebie, będzie można zasiąść do
stołu. Niall poszedł do ogrodu
wypatrywać gwiazdki. Wszyscy się ubierali elegancko i spotkaliśmy się w salonie
przed szesnastą. Widać było, że wszyscy byli bardzo głodni. Niall wpadł.
- Jest! Jest! Jest gwiazdka!- zaczął krzyczeć i zaczął nam
pokazywać. Faktycznie na niebie była już gwiazdka. Mama przywiozła opłatki,
które leżały na tacy. Dla każdego po jednym. Mama wytłumaczyła, że w naszej
kulturze dzielimy się opłatkiem przed wigilią i składamy sobie życzenia.
Wszystkim rozdała opłatki i podeszła do mamy Harryego. Złożyła jej życzenia i
podeszła do mnie. Wszyscy poszli w jej ślady i zaczęli składać sobie życzenia.
Życzyłam Harryemu, żeby wytrwał ze swoją ciężarną żoną, na co się roześmiał i
szepnął:
- Wytrwa.
Zasiedliśmy do stołu
i uczta się zaczęła od trzech rodzajów śledzi, ryby po grecku, po
litewsku. Wszystko im smakowało. Gdy na stole wylądował kompot z suszu.
Niektórzy już nie mogli patrzeć na jedzenie…, ale Michał powiedział:
- Ze stołu wigilijnego należy wszystkiego spróbować, żeby
był szczęśliwy, następny rok.
Mama po cichu dodała do kompotu Kazika mirabelki, które
przywiozła ze sobą od buni. Kompot bardzo smakował. Na stół wjechały słodycze i wszyscy się nad
nimi rozpływali. Mama zaczęła się śmiać, że z narażeniem życia przewoziła
makowce. Wieczór był bardzo udany.
- Chyba pęknę - powiedział Niall.
Wybuchliśmy wszyscy głośnym śmiechem.
- A kiedy prezenty się u was rozdaje? - zapytał Zayn.
- W trakcie kompotu - odpowiedziałam.
- To wy macie fajniej, bo wy wcześniej dostajecie prezenty! -
krzyknął oburzony.
- Na to by wychodziło - powiedziała mama - Około szóstego
grudnia dzieci piszą listy do Świętego Mikołaja i albo wysyłają pocztą, albo
wywieszają na balkonie.
- Fajnie!
Mama opowiedziała, jak wieszałam listy na balkonie i
czekałam, aż Mikołaj zabierze. Zaczęłam opowiadać jak to wyglądało. Jak długo
wierzyłam, że Mikołaj naprawdę istnieje.
- Ale to słodkie - powiedziała Danielle - Też bym chciała,
żeby nasze dzieci tak robiły.
- Zawsze któryś z chłopców może się przebrać za Świętego
Mikołaja - powiedziała mama.
- JA! JA!- zaczął krzyczeć Niall.
- Dobrze. Masz to jak w banku - powiedziałam.
Wszyscy się roześmieli. Wigilia skończyła się po jedenastej
i rozeszliśmy się do pokoi. Byłam ciekawa, jak będzie wyglądało jutrzejsze
śniadanie. Mama Harryego próbowała przygotować jedzenie na pierwsze święto.
Harry był z tego powodu załamany. Kazik go pocieszał, bo powiedział, że zrobił
indyczkę i nie ma się czego martwić. Rozweselił się trochę. Gdy przyszliśmy do
pokoju powiedział:
- Fajna ta wasza Wigilia, a ten piernik to coś genialnego!
Zjadłem chyba ze trzy kawałki!
- Jeszcze zmieściłeś?! -
zdziwiłam się.
- Czuję się, jakbym był w ciąży - powiedział Harry.
- A zjadłeś trochę kompotu?
- Kompot był przepyszny.
- To na pewno ci pomoże. Nie martw się.
Położyliśmy się do łóżka, a Lucy zaczęła kopać.
- No, przestań - powiedziałam.
- Co się stało? - zapytał zdziwiony. Wzięłam jego rękę i
położyłam na brzuchu. Zaraz dostał kopniaka.
- Hermiono! Nie zachowuj się tak! Dzisiaj jest święto! Nie
kop ani mamusi, ani tatusia.
- Nie możesz jej nazywać Hermioną. Ona nie będzie
Hermiona.
- To może będzie miała na imię Darcy? - zapytał z nadzieją w
oczach.
- Myślałam, że będzie Lucy…, ale Darcy, też jest ładne -
powiedziałam.
- To może będzie Darcy Lucy? - zaproponował.
- Darcy, a na drugie Lucy.
Darcy przestała kopać.
- Spodobało jej się chyba - powiedziałam. Harry zaczął
jeździć ręką po moim brzuchu.
Obudziłam się
wcześnie i położyłam prezenty pod choinkę, ale doszłam do wniosku, że muszą być
położone pod choinką w salonie. Wzięłam spakowałam prezenty w siatki i część
zniosłam do salonu. Gdy schodziłam do salonu, zobaczyłam wypiętą pupę Liama.
- Co? Spać nie możesz?
- Tak samo jak ty, widzę. Daj te prezenty, to zaraz tu
popodkładam.
- To tylko część. Zaraz przyniosę drugą.
Zostawiłam Liamowi prezenty i poszłam na górę. Złapałam
pozostałe siatki i zeszłam na dół. Liam
czekał pod choinką. Podałam mu siatki i zaczął wyjmować z nich paczki i układać
pod choinką. Nie zaglądał dla kogo są paczki, a ja zrobiłam karneciki, w
których napisaliśmy imiona. Choinka wyglądała pięknie, ale prezentów nie było za dużo.
- No, to uciekamy - powiedział.
Poszliśmy na górę. Gdy wchodziłam do pokoju, usłyszałam, że
gdzieś otwierają się drzwi. Szybko zamknęłam drzwi. Położyłam się do łóżka i
niechcący trąciłam łokciem śpiącego Harryego, który się natychmiast obudził.
- Co się stało?
- Nic. Śpij.
- Gdzie byłaś?
- W toalecie.
- Która godzina?
- Wpół do siódmej.
- Przecież to środek nocy!
- No to śpij.
- A ty co będziesz robić?
- No, ja też pójdę spać, a w ogóle to wesołych świąt! -
powiedziałam.
Harry zerwał się z łóżka, podszedł do szafy, otworzył i
powiedział:
- A gdzie są prezenty?!
- Święty Mikołaj je zabrał.
- Co z nimi zrobiłaś?! Przyznaj się! Wiem, że to ty! Ja już
nie wieżę w Świętego Mikołaja!
- Popatrz, a ja wieżę! Zniosłam je wszystkie na dół.
- Wszystkie?!
- Tak wszystkie.
- A ja chciałem ci dać prezent.
- To dostanę z wszystkimi innymi.
- No, ale ja chcę teraz!
- Nie bądź jak dziecko.
Wlazł do łóżka i odwrócił się do mnie tyłem.
- Przecież nie ma się o co obrażać - powiedziałam.
- Chciałem ci dać dzisiaj od samego rana, jako pierwszy
prezent ode mnie - powiedział naburmuszony.
- No to nie trzeba było kłaść razem z innymi. No, chyba nie
będziemy się kłócić w pierwszy dzień świąt - powiedziałam.
Harry natychmiast się odwrócił, pocałował i powiedział:
- Przepraszam. Chce ci się spać?
- Nie.
- A o której jest to śniadanie?
- O dziesiątej.
- No to mamy bardzo dużo czasu. Spróbujmy zasnąć.
Zasnąć się niestety nie dało, bo co chwila słychać było
otwieranie się drzwi.
- Idziemy podpatrzeć?
- Siedź tu. Nigdzie nie idziemy - powiedziałam.
- A ty kogoś spotkałaś? Jakiegoś Mikołaja?
- Tak. Nawet dwóch.
Zaczęłam się śmiać.
- To kto o tej porze szalał?! Chyba Liam. I kto jeszcze?
- A ja to co?
Zaczęliśmy się śmiać.
Poleżeliśmy jeszcze trochę w łóżku i postanowiłam, że muszę
już wstać.
- Gdzie idziesz?
- No, muszę się przygotować do śniadania.
Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i zaczęłam suszyć
włosy. Gdy wyszłam z łazienki Harry udawał, że śpi. Albo spał naprawdę.
- Nie udawaj - powiedziałam, ale Hazza się nie odezwał.
Znowu usłyszałam, że drzwi się otwierają, więc cicho otworzyłam drzwi i
zobaczyłam Louisa obładowanego prezentami. Na głowie miał czapkę Mikołaja, a
ogółem był w piżamie. Rzuciłam poduszką w Harryego, który się obudził i
mruknął:
- Za co?!
Popatrzył na mnie i powiedział:
- Ładnie wyglądasz.
Byłam już ubrana. Założyłam spodnie koloru granatowego,
białą bluzkę i granatową marynarkę.
- Wstawaj - powiedziałam.
- I co my tu będziemy robić?
- To zejdziemy na dół. Jest ósma. Zanim się umyjesz,
ubierzesz, będzie dziewiąta. Twoja mama pewnie już w kuchni zasuwa.
- Myślisz? Może lepiej, żeby za dużo nie robiła…
- Pójdę zobaczyć, czy w czymś nie pomóc.
Zeszłam na dół. Kazik wściekły latał po kuchni, mama z
Michałem nakrywali do stołu. Weszłam do jadalni.
- Wesołych Świąt! - powiedziałam i przywitałam się z nimi -
Co Kazik taki wściekły? Aż strach wchodzić do kuchni.
- Nie wiem, ale zdaje mi się, że ściął się z mamą Harryego -
szepnął Michał.
- A co się stało?
- Tego nie wiemy. Jak zeszliśmy to już sam fruwał po kuchni.
Do pokoju wpadł Kazik.
- Dzień dobry, Kaziku! – powiedziałam - Co ci można pomóc?
Usłyszałam jakieś burknięcie pod nosem. Po chwili się
zreflektował, albo złość wzięła górę, bo wybuchł.
- Ja tak nie mogę! Robi się coś, a ona pieprzy! Ja nie
odpowiadam za to śniadanie! Mogłaby to sobie sama robić, jak taka mądra!-
wściekał się dalej. Oczywiście po polsku - po jaką cholerę ona tu
przyjeżdżała?! Żeby wszystko zepsuć?!
- Nie denerwuj się. Dzisiaj jest pierwszy dzień świąt. Nie
można tak. Uspokój się i powiedz o co chodzi.
Kazik wziął głęboki wdech i powiedział:
- Zacząłem przygotowywać śniadanie. Ona wpadła i chciała
mnie wyrzucić z mojej kuchni. Chciała zrobić rybę z frytkami na śniadanie. Jak
się zabrała do tej ryby, to zrobiło mi się słabo. Zamiast solić ją pocukrzyła.
Zwróciłem jej uwagę, że to jest cukier, a nie sól. Zacząłem kroić szynkę i inne
wędliny, a ona stwierdziła, że wystarczy ryba z frytkami. Zrobiłem sałatkę
jarzynową. Spróbowała i powiedziała, że to jest nie do jedzenia.
- Sałatka jarzynowa – powiedziałam - A czy ona jest z
selerem?
- No, przecież wiem, że nie możesz jeść selera.
- Jesteś wielki, Kazik.
- Ona nie ma pojęcia o gotowaniu. Taka lalucha.
- Kazik, nie denerwuj się.
- Będzie zaraz smażyć frytki.
- Dobrze. Idziemy tam. Przygotowałeś już półmiski z
wędlinami?
- Stoją w spiżarni. Sałatka też jest gotowa.
- Dobrze. Spokojnie.
- Mama pomogła zrobić sos tatarski, który wyszedł wspaniały.
Jest w sosjerce. Wszystko stoi w spiżarni.
- To może zróbmy tak. Wczoraj był wieczór polski, a dzisiaj
ma być śniadanie brytyjskie. Niech ona to co chce zrobi, a ty postaw na stole
półmiski, które przygotowałeś.
- Wiedziałem wcześniej, że tak będzie.
- Ale nie martw się. Jesteś wspaniałym kucharzem i nie
wymienimy cię na nikogo innego.
- Dzień dobry. Co się dzieje? - zapytał Harry, wchodząc do
pokoju. Kazik wyszedł z jadalni.
- Mama ci wytłumaczy. Ja muszę iść do kuchni - powiedziałam
i poszłam za Kazikiem.
W kuchni tasak można było zawiesić w powietrzu. Obchodzili
się z daleka i nie rozmawiali ze sobą.
- Dzień dobry, mamo - powiedziałam.
- Och, Megan. Dzień dobry - rzuciła lekko urażonym tonem.
Zaczęłam się zastanawiać, co jej zrobiłam…
- Co dzisiaj będzie na śniadanie? - zapytałam udając, że nie
wiem.
- Ryba z frytkami, a później pudding.
- To u was je się na śniadanie rybę z frytkami? - zrobiłam
wielkie oczy.
- Nie, ale tylko to umiem zrobić- odpowiedziała mama.
Kazik zaczął wynosić półmiski ze spiżarni i zanosić je na
stół. Żeby nie przechodzić obok mamy Hazzy, przechodził przez salon. Mama zaczęła narzekać na Kazika. Że jest
niegrzeczny, zarozumiały. Ona zawsze robi tak rybę i nie będzie specjalnie
zmieniać przepisu. Niech on sobie wybije z głowy takie śniadanie z jakąś
wędliną. Powiedziałam, że nie wszyscy lubią rybę z frytkami na śniadanie i
rozumiem Kazika, że chce postawić inne dania. Zaczęła się na mnie wydzierać. Mama
krzyczała:
- Jesteś bezczelna! Dziwię się, że Harry się z tobą ożenił!
Na to wpadł do kuchni Harry.
- Co tu się dzieje?! - zapytał - Kto jest bezczelny?
- Ona! - wściekała się dalej jego mama - Będzie mi mówić,
jakie my jemy śniadanie w Wielkiej Brytanii!
Tego było za dużo.
- Przecież ja tego nie powiedziałam. Powiedziałam tylko, że
nie wszyscy przepadają za rybą z frytkami na śniadanie.
- Nie prawda! Kłamiesz jeszcze do tego!
Harry się zdenerwował.
- Mamo! Uspokój się! Megan jest moją żoną i proszę ją
szanować. Nie będziesz jej tutaj upokarzać!
- Już cię przekabaciła na swoją stronę! - krzyknęła.
Były to ostatnie słowa, które usłyszałam, bo wyszłam z
kuchni i pobiegłam do pokoju. Za chwilę ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam. Za
drzwiami stała mama. Moja.
- Proszę.
- Słyszałam, co było w kuchni.
- Pewnie, trudno było nie słyszeć - odpowiedziałam.
- Nie denerwuj się - powiedziała i przytuliła mnie do
siebie.
- Mamo, jej ryba z frytkami jest wstrętna! Pudding również.
Miałam okazję już to jeść - chlipałam jej w ramię.
- Uspokój się. Powiem ci tylko tyle, że Harry bierze odwet
za ciebie.
Usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami. Za chwilę wpadł Harry.
- Słońce, strasznie cię przepraszam za moją mamę -
powiedział - Więcej cię już nie obrazi.
- Ale ja naprawdę nie mówiłam tego co twoja mama mówiła.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mówiłaś.
Harry podszedł do nas.
- Nie denerwujcie się. Mama nigdy nie była dobrą kucharką.
Jest bardzo wrażliwa na swoim punkcie. Niestety trzeba było ją chwalić za jej
kuchnię, a umie tylko gotować rybę z frytkami, która jej nie wychodzi…
- To czemu nie pozwoliła Kazikowi gotować śniadania
brytyjskiego? Przecież Kazik mieszkał w Anglii i chyba wie, jak wygląda tam
śniadanie - powiedziała mama.
- Ale moja mama jest ambitna. Powiedziałbym, że nawet za
bardzo.
- No, to wam współczuję - wychlipałam przez łzy.
Harry nie za bardzo zrozumiał, o co mi chodzi.
- Dlaczego nam współczujesz? - zapytał.
- Bo będziecie musieli zjeść „śniadanie brytyjskie”.
- No ty też będziesz przecież na śniadaniu.
- Właśnie się zastanawiam, czy będę.
- Megan, nie możesz tego zrobić - powiedziała mama - To są
wasze pierwsze święta i nie możesz się tak zachowywać.
- Prawdopodobnie mama nie zejdzie w ogóle na śniadanie.
Jeszcze ciebie nie będzie, to już w ogóle będzie dno i przestań już płakać, bo
ja zaraz będę płakał z tobą.
Poszłam do łazienki, poprawiłam makijaż i weszłam z powrotem
do pokoju. Mamy już nie było. Za to czekał na mnie Harry.
- Przepraszam cię jeszcze raz za swoją mamę.
- Nie możesz przepraszać za swoją mamę. Ona jest dorosła i
wie co robi.
- Nie jestem taki pewien, czy ona wie co robi - powiedział Harry
przytulając mnie do siebie - idziemy. Zeszliśmy i weszliśmy do salonu. W
salonie siedział Michał, Liam z Danielle, Zayn, Ellie i Louis.
- Ale prezentów! - krzyknął Lou - widzieliście?
Przyjrzał mi się dokładnie.
- Co? Płakałaś?
- Nie, tylko oczy mi się spociły.
Mama z Michałem się
roześmieli.
- Nic nie rozumiem - podsumował Louis.
- I dobrze - odpowiedziałam.
- Brakuje tylko Nialla i mamy Harryego - powiedział Liam.
Ktoś zapukał do drzwi.
Zayn wstał i poszedł otworzyć.
Za drzwiami stał Niall przebrany za Świętego Mikołaja.
- Czy byliście grzeczni? - zapytał Niall grubym głosem.
Wszedł do domu.
- Byliśmy grzeczni cały rok. No może jakieś malutkie winki -
powiedziała mama.
Niall się uśmiechnął.
- Widzę, że moje elfy przyniosły tu prezenty. To teraz
będziemy rozdawać, ale nie widzę tu wszystkich. Czyżby ktoś zaspał? Zdaje się
Harry, że brakuje twojej mamy. Idź ją poproś, żeby przyszła tutaj.
- Ja nie pójdę - powiedział Harry.
Michał podniósł się i poszedł na górę. Usłyszeliśmy pukanie.
Drzwi się otworzyły i zapanowała cisza. Niall przyglądał się prezentom pod
choinką.
- Musieliście być bardzo grzeczni, skoro tyle prezentów
jest, a kto powie wierszyk? To może ty dziecinko - wskazał na Danielle.
Danielle wstała, ukłoniła się jak mała dziewczynka, powiedziała
wierszyk i usiadła.
- Kto następny, kto następny…- zaczął się zastanawiać
„Święty Mikołaj”- To może teraz jakiś chłopiec - wskazał na Louisa - Ty nam
zaśpiewaj jakąś kolędę. Louis zaczął śpiewać „Cichą Noc”, a pozostali
przyłączyli się do niego. Bardzo mi się to spodobało i doszłam do wniosku, że w
przyszłym roku trzeba będzie wydać płytę z kolędami. Święty Mikołaj śpiewał
razem z nimi i w trakcie kolędy zobaczyłam, że schodzą Michał z mamą Hazzy.
Kolęda dobiegła końca.
- Teraz jakaś dziewczynka - powiedział Mikołaj - O! Widzę
tutaj potrójną dziewczynkę.
Ellie zaczęła się śmiać.
- Ale ja jestem jedna, a ich jest dwóch.
- Dobrze. Teraz ty się zaprezentuj.
Ellie wstała i powiedziała jakiś wiersz. Następnie przyszła
kolej na Michała. Michał stał i się zastanawiał. Stał blisko mnie, więc
zaproponowałam:
- Może zaśpiewamy jakąś polską kolędę, co ty na to?
- A którą?
- „Gdy śliczna panna”.
- Dobra.
Mama podeszła do nas i zaczęliśmy śpiewać. Unikałam wzroku
mamy Harryego, patrząc cały czas na niego. Gdy skończyliśmy, dostaliśmy
oklaski.
- Niezły z was zespół - powiedział „Święty Mikołaj”- I
piękna ta kolęda. To były dwie dziewczyny i chłopak… To teraz chłopak - i
wskazał na Liama.
Liam coś szepnął do Hazzy i po chwili Liam zaczął bitować, a
Harry śpiewać. Przyłączył się do niego Zayn.
Śpiewali „Jingle Bells”. Piosenka brzmiała świetnie. Coraz
bardziej byłam przekonana, że chłopcy muszą wydać w przyszłym roku płytę.
- Wszyscy się zaprezentowali, oprócz jednej dziewczynki -
oznajmił Mikołaj.
Wszyscy popatrzyli na mamę Harry'ego. Byłam ciekawa, co
zrobi.
- Co za głupoty! - powiedziała.
- Wszyscy się zaprezentowali, więc przyszła pora na ciebie -
powiedział sucho Harry.
- Bardzo prosimy - powiedział Michał. Miałam wrażenie, że
pragnie uciec.
- Dla niegrzecznych dziewczynek również mam rózgi. Na razie
wszyscy byli grzeczni.
Mama wstała i mnie zaskoczyła.
- Po pierwsze chciałam przeprosić moją synową Megan, bo się
bardzo niegrzecznie w stosunku do niej zachowywałam. Po drugie chciałam
przeprosić ciebie Harry. Po trzecie chciałam przeprosić Kazyka, który jest
szefem kuchni w tym domu. Przepraszam wszystkich za dzisiejszy poranek. Proszę,
wybaczcie mi. Byłam nieznośna, wiem… I należy mi się rózga.
- To ja ocenię - powiedział „Święty Mikołaj”. Wszyscy już
powiedzieli wierszyki, albo zaśpiewali kolędę, to teraz będziemy rozdawać
prezenty.
Nachylił się i wziął pierwszy prezent. Prezent był długi i
podał mamie Harryego. Rozdawał wszystkim po kolei prezenty. Każdy siedział i
nie mógł się doczekać, kiedy będzie można je otworzyć. Byłam ciekawa, czy Harryemu
prezent się spodoba. Dostałam furę prezentów, zresztą jak wszyscy. Pod choinką
zostały już tylko prezenty dla Nialla. Zayn podszedł do „Świętego Mikołaja”,
zerwał mu czapkę z głowy i powiedział:
- Teraz to ja jestem Świętym Mikołajem i oddawaj brodę i
płaszcz.
Szybko zamienili się strojem i Zayn powiedział:
- Jest tu jeszcze jedna osoba, która nie śpiewała, ani nie mówiła wierszyka.
A nie trzy! Który z was pierwszy?
Popatrzył na Kazika, Dużego Bo i na Nialla.
Niall zaczął śpiewać jakąś kolędę, dołączyli się do niego. Niall
dostał swoje prezenty i Zayn zdejmując czapkę powiedział:
- Teraz otwieramy!
Wszyscy rzucili się na swoje paczki. Otworzyłam pierwszy
prezent i znalazłam tam jakieś urządzenie, ale nie wiedziałam, do czego służy. Postawiłam na stoliku przed sobą i zaczęłam
rozpakowywać drugą paczkę. W drugiej paczce były perfumy. Powąchałam i bardzo
spodobał mi się ich zapach. W trzeciej paczce był stanik z którego kiedyś
zrezygnowałam. Popatrzyłam na Harryego, który otwierał prezent ode mnie. Była
to bluza. Zobaczyłam, że oczy mu się zaświeciły i prezent mu się chyba
spodobał. Zaczęłam rozpakowywać następne prezenty, aż natknęłam się na paczkę.
Gdy otworzyłam, zobaczyłam tetrowe pieluchy. Popatrzyłam na mamę, a mama się
uśmiechała od ucha do ucha. W następnej paczce znalazłam nosidełko dla
niemowlaka. Było to nosidełko, w którym można było nosić dziecko na brzuchu. Dostałam
również zestaw do pielęgnacji niemowląt. W następnym był różowy kocyk z
flamingiem. Następna mała paczuszka była kopertą. Zajrzałam do niej, a tam było
napisane:
Zejdź na dół.
Postanowiłam, że jak otworzę wszystkie prezenty, to zejdę na
dół. Otworzyłam następne prezenty. Dostałam również śliczną sukienkę ciążową,
pantofle na płaskim obcasie pasujące do sukienki oraz srebrną łyżeczkę dla
dzidzi. Wstałam i zobaczyłam, że Ellie ma podobną kartkę do mojej.
- Czy ty też masz zejść na dół? - zapytałam.
- No to idziemy - odparła.
Zeszłyśmy na dół. Na schodach były naklejone strzałki, gdzie
mamy iść. Strzałki doprowadziły nas do pralni. Gdy weszłyśmy, stały tam trzy
pralki. Dwie zawiązane kokardami i na jednej było napisane: Ellie,
a na drugiej: Megan Zaczęłyśmy piszczeć jak fanki zespołu, albo i jeszcze
głośniej. Na dole zaraz zjawili się wszyscy.
Zaczęli się szczerzyć od ucha do ucha.
- Skąd wiedzieliście, że marzyłyśmy o tym? - zapytałam.
- Jeden ptaszek nam wyćwierkał.
- Nie macie pojęcia, jak ja się cieszę!
- Boże! Jaki ja jestem głodny! - powiedział Niall.
Wszyscy poczuli głód i poszliśmy do jadalni. Stół uginał się
od jedzenia. Kazik zniknął w kuchni i po chwili zaczął wnosić dania typowo
brytyjskie. Jajka na bekonie, kiełbasę smażoną, tosty, kaszankę gotowaną. Było
to właśnie typowe śniadanie Brytyjczyków. Oczywiście nie zabrakło herbaty.
Dodatkowo, na końcu została wniesiona ryba z frytkami na wielkim półmisku.
Powiedziałam WESOŁYCH ŚWIĄT i usiadłam. Harry usiadł przy mnie.
- Nie krępuj się. Jak nie chcesz jeść ryby z frytkami, to
możesz jeść co innego - szepnął mi do ucha - jak widać, sporo jest do jedzenia.
Wzięłam jajka na bekonie. Zjadłam, ale nie za bardzo mi
smakowało. Harry wziął szynkę, polał sobie sosem tatarskim i wsunął. Poszłam w
jego ślady. Widziałam, że Michał wziął sałatkę. Zapanowała pogodna atmosfera
przy stole, więc było o wiele lepiej niż wcześniej. Niall był jedyny, który
pokusił się na rybę, ale widziałam, że
chyba mu nie smakuje. Mama Hazzy nałożyła sobie dużą porcję ryby. Spróbowała i
odłożyła widelec.
- Niall, nie musisz jej jeść - powiedziała - przyznam, że
jest ohydna… Nigdy mi ta ryba nie wychodzi.
- Bo ją się soli, a nie słodzi - powiedział Kazik.
Spróbowałam sałatki. Była wspaniała.
- Kazik, jesteś mistrzem! - powiedziałam.
Kazik się uśmiechnął. Wszyscy zaczęli sobie nakładać sałatki
i rozpływać się nad nią.
- Zostawcie trochę! - powiedział Niall- Przecież to jest
druga potrawa polska, która mi bardzo smakuje!
- Chyba się obrażę – powiedziałam - Wczoraj ci nic nie
smakowało?
- Wszystko było wspaniałe. Źle się wyraziłem. Polska kuchnia
jest znacznie lepsza od brytyjskiej. Dlaczego Kazyk nie robiłeś nigdy takiej
sałatki?
- Dlatego, że nie wiedziałem, czy będziecie chcieli jeść.
- Dla mnie możesz ją robić na śniadanie, obiad i kolacje -
powiedziałam.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Śniadanie zakończyło się słodkim.
Były makowce, mak, ciasteczka, piernik. Kazik zrobił jeszcze sernik i tort
makowy.
- Trzeba wykorzystać, dopóki nas nie złapali - powiedział.
Wszystko było przepyszne. Pudding nie został podany na stół.
Mama Harryego nie pozwoliła go podać. Rozeszliśmy się do pokoi, zabierając
swoje prezenty.
- Pokaż, co dostałeś - powiedziałam do Hazzy, gdy byliśmy
sami.
Okazało się, że dostał od mamusi golf z grubej wełny. Nawet
całkiem był nie brzydki. Kolorystycznie pasował do Harryego. Dostał jeszcze
whiskey (moją ulubioną), muszkę, wodę kolońską, balsam do ciała, dostał wieczne
pióro „Pelikana”, bokserki w serduszka i
dwa prezenty ode mnie.
- A ty co dostałaś?
Pokazałam mu swoje prezenty.
- A jak ci się podoba sukienka?
- Jest prześliczna! Zaraz ją założę. Wiesz pomyślałam sobie,
kiedy śpiewaliście kolędy, że musicie w przyszłym roku wydać płytę z kolędami.
- Całkiem niezły pomysł.
Harry wziął do ręki urządzenie, które nie wiedziałam do
czego służy i zapytał:
- Co to jest?
- Nie wiem i nawet nie wiem od kogo to dostałam…
Harry popatrzył na rzeczy, które dostałam.
- Ja wiem.
- Od kogo?
- Od mojej mamy… Muszę pójść się dowiedzieć, co to jest.
Wyszedł. Przebrałam się w fioletową sukienkę i założyłam
buty. Wyszłam z łazienki i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam fantastycznie.
Wyciągnęłam łańcuszek, który dostałam od Harryego i bransoletkę. Założyłam to
wszystko na siebie. Wyglądałam bosko. Po krótkim momencie przyszedł Harry. Jak otworzył drzwi, tak został.
- Wiedziałem, że będzie ci dobrze, ale nie wiedziałem, że aż
tak - wydusił z siebie.
- Wiesz już do czego to służy?
- Nie wiem, czy chcesz wiedzieć. Nie wiem, czy będziesz w
ogóle tego używała - lekko się otrząsnął.
- To wyduś z siebie i powiedz, co to jest.
- Ściągaczka do pokarmu. Zdaje się, że Ellie też dostała…
Zamurowało mnie.
- Weźmiemy, to schowamy - powiedział Hazzie, widząc moją
reakcje. Wyniósł do sąsiedniego pokoju. Zaczął przeglądać resztę moich
prezentów. Wziął do ręki stanik i mu się przyjrzał.
- Ciekawy - powiedział.
- Chcesz przymierzyć? - zapytałam dusząc się ze śmiechu.
- Już przymierzałem staniki. Wyrosłem z tego.
- No, nie wiem - przypomniałam sobie Seszele.
Byłam tak przejedzona, że musiałam się położyć.
- Pozwolisz, że zdejmę tą sukienkę? Muszę się położyć. Darcy
zaczęła kopać.
Harry pomógł mi zdjąć sukienkę i położyłam się na plecach.
Harry zdjął też garnitur i również położył się koło mnie.
- Darcy, nie kop mamusi - przyłożył policzek do brzucha i
dostał tradycyjnie kopniaka.
Zaczął się śmiać na cały głos.
- Nie dobra dziewczynka! - powiedział, za co dostał drugiego
kopniaka.
- Zdaje się, że będzie miała charakterek, tylko nie wiem po
kim - powiedziałam.
Na potwierdzenie moich słów, zaistniał następny kopniak.
Harry zaczął głaskać mój brzuch i dzidzia się uspokoiła.
- Ale się objadłam – powiedziałam - wszystko było znakomite.
- Poza mamy potrawami - powiedział Harry - nie wiem,
dlaczego ona jest taka uparta…
- I pewnie się nie dowiesz.
- Te wasze ciasteczka i piernik są boskie! Chociaż makowiec
też mi bardzo smakuje - powiedział.
Przytuliłam się do niego.
- A czemu się wygadałeś z tą pralką?
- Skąd wiesz, że to ja?!
- Ptaszki mi wyćwierkały - odpowiedziałam.
- Chłopaki mnie przydusili, bo chcieli nam zrobić jakiś
prezent. Poważniejszy. Musiałem im powiedzieć, co potrzebujecie. To jest
prezent na urodziny dzidziusiów.
- Przecież nie śmiałabym nic więcej powiedzieć! To wszystko
jest jednym, wielkim marzeniem - powiedziałam.
- Ale nawet żeście się nie zorientowały! - powiedział Hazza.
- Kiedy były montowane?!
- Przedwczoraj.
- Ty cwaniaku! Wykorzystaliście to, że byłam w kuchni, a
Ellie się nie najlepiej czuła.
- No… Trzeba przyznać, że się wstrzeliłyście z tym, że
żeście nam zniknęły. Ty w kuchni, a Ellie w pokoju - uśmiechnął się szyderczo.
- Uważaj, bo ci ten uśmiech zniknie z twarzy, jak cię Darcy
kopnie - powiedziałam.
+ zdjęcie, które bardzo mi się podoba :))
~Meg
boże kocham to opwiadanie i ciebie za to że dodałąś tak wspaniały rozdział i tak długi kocham Meg Hazze i Darcy czekam na kolejny i serdecznie zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńwegonnasticktogether1d.blogspot.com
Bardzo fajny rozdział :) z niecierpliwością czekan na następny :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńOMG wspaniały rozdział czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńproszę daj next'a prooooooooooooooooooszę :*
OdpowiedzUsuńŚwietnego masz tego bloga :D
OdpowiedzUsuńRozdział genialny i fajne że taki długi xD
Kiedy next...mam nadzieję że jak najszybciej
Zapraszam http://one-direction-lose-my-mind.blogspot.com/
kiedy następny? proszę dodaj następny :****
OdpowiedzUsuńdziewczyno masz ogromny talent kiedy następny plose
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ^^ bardzo mi się podoba ;D
OdpowiedzUsuńczekam na następny :)
Zapraszam również do siebie :*
alexis-story.blogspot.com
xx.
PROSZĘ DODAJ NASTĘPNY :***** BARDZO PROSZĘĘĘĘĘ!!!!
OdpowiedzUsuń