środa, 24 lipca 2013

Rozdział 83 ( Dla naszych idoli :))

     Siedziałam przed komputerem i przeglądałam meble ogrodowe. Nic mi nie wpadło w oko. Marzył mi się hamak, ale nie było na czym go zawiesić. Przed oknami mieliśmy tylko trawnik i mur…  Harry siedział zamknięty w studiu. Nagrywał jakąś piosenkę, a Darcy była u Nialla. Wrzuciłam w wyszukiwarkę „Architekci ogrodu”. Wyskoczyło mi masę różnych reklam. Na końcu dopisałam więc: „W Chicago”. Reklam zrobiło się troszkę mniej.  Pokazało się około pięćdziesięciu reklam. Postanowiłam, że muszę jednak pogadać z Harrym na ten temat. Poszłam do niego do studia.             O dziwo drzwi były uchylone.
 -  Harry, siedzę i szukam jakiejś firmy, która by nam zagospodarowała ogród -  powiedziałam, gdy wracał z łazienki.
 -  A co? Nic nie znalazłaś? -  Zapytał.
 -  Nic ciekawego nie ma. Jestem zniechęcona. Poza tym myślałam o jakimś hamaku, o jakiś fajnych meblach, ale tutaj, nic mi się nie podoba.
 -  To trzeba wyszukać jakiegoś architekta.
- Ale w Chicago jest ponad pięćdziesięciu. Nie znamy ich, nie wiemy jacy są. Wyrzucić pieniądze i być niezadowolonym… Wiem. Zadzwonię do Dużego Bo. Może on nam kogoś poleci… Długo jeszcze będziesz siedział?
 -  Już kończę. Zaraz przyjdę.
 -  Napijemy się czegoś?
 -  A co masz na myśli? -  Zapytał na moje pytanie.
 -  Nie wiem. Herbaty, kawy.
 -  A… Myślałem, że coś mocniejszego.
 -  Przecież wiesz, że nie mogę.
 -  Dobrze. To już nie będę pił.         
-  Ale przecież możesz. Jak chcesz, ja ci przecież nie zakazuję.
-  Ale będzie ci przykro. 
 -  To ja sobie postawię wodę w szklance. Mogę ją zabarwić nawet herbatą.
 -  Nie musisz się, aż tak zamartwiać -  powiedział Harry.
 -  Jutro, pamiętasz, że idziemy do doktora Jana.
 -  Pamiętam, pamiętam. Już zaraz zejdę.
 -  Dobrze. Zrobić ci herbaty? Kawy?
 -  Kawy.
Zeszłam na dół i nastawiłam wodę w czajniku. Przygotowałam kawę, sobie herbatkę i czekałam aż zagotuje się woda. Gdy woda się zagotowała, zalałam napoje i zaniosłam je do salonu. Prezenty ślubne dotarły jeszcze przed naszym przylotem. Zostały postawione na środku holu i jak przyjechaliśmy, musieliśmy czym prędzej je rozpakować, żeby się o nie, nie potykać. Wszystkie prezenty były wspaniałe. Wreszcie byłam szczęśliwa, że mam już w czym gotować i na czym podawać. Mam obrusy, serwetki, szklanki, filiżanki, łyżeczki, widelczyki, wszystko. Spakowaliśmy pożyczone rzeczy od Kazika i Harry oddał je.
Gdy przylecieliśmy, okazało się, że wszyscy już zamieszkali na Wiśniowej, co było super niespodzianką.  Wróciliśmy dwa dni temu i dzisiaj byliśmy zaproszeni na drugą parapetówę. Tym razem do Danielle i do Liama. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry, który podszedł do mnie tak cicho, że gdy mnie dotknął, poskoczyłam, jakbym zobaczyła zjawę.
- Coś się tak wystraszyła? -  Zapytał zaciekawiony.
- Żeś mnie zaskoczył -  odpowiedziałam -  myślałam o parapetówach. Myślisz, że prezent dla Danielle i Li będzie im się podobał?
 -  Na pewno będą zachwyceni -  odpowiedział siadając wygodnie w fotelu naprzeciwko mnie.
 -  Miejmy nadzieję -  powiedziałam -  ja bym była. Jak tam twoja nowa piosenka -  zapytałam.
 -  Mnie się podoba -  powiedział.
 -  To świetnie, że ci się podoba. A zaśpiewasz mi ją?
 -  Musimy pójść na górę -  w tym momencie zadzwonił  dzwonek do drzwi.
Gdy otworzyłam zobaczyłam Nialla.
 -  Cześć Niall, a gdzie Darcy? -  Zapytałam.
 -  Poszła do Danielle.
 -  Daj spokój. Przecież ona tylko będzie jej przeszkadzać.
 -  Sama Danielle zaproponowała, żeby do niej Darcy wpadła.
 -  Aha, no dobrze. Napijesz się czegoś?
 -  Chętnie. Kawę w takim razie poproszę.
Gorącą wodę miałam w czajniku, więc szybko zaparzyłam kawę i zaniosłam do salonu. Niall rozsiadł się już w fotelu i z Harrym dyskutowali.
 -  Słyszałem, że chcesz wynająć architekta do ogrodu -  powiedział.
 -  Chciałabym, bo już nie mam siły latać po tych wszystkich centrach handlowych… Po za tym nic mi się nie podoba.
 -  Tobie się nic nie podoba?! -  Zdziwił się Niall.
 -  No widzisz. Nie podoba mi się i koniec -  powiedziałam popijając herbatę -  rozumiem, że architekt przedstawi mi swoje projekty, które będę mogła zaakceptować, albo i nie. Nie znasz jakiegoś dobrego?
 -  A skąd ja mam znać? Może Simon zna.
 -  Dobrze. Gadajcie sobie, a ja spróbuję zadzwonić do Dużego Bo -  wstałam i przeszłam do kuchni. Usiadłam sobie na krzesełku i wybrałam numer naszego ochroniarza.
 -  Cześć Duży Bo. Tu Megan. Czy nie znasz jakiegoś architekta od ogrodów?
 -  Zorientuję się. Znam jednego, ale on jest strasznie humorzasty. Pogadam z Grubym Gregiem.  Zadzwonię do ciebie, jak się dowiem.
 -  Okej.
Za chwilę zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
 -   Cześć słodka! -  Powiedział jakiś głos po drugiej stronie.
 -  Przepraszam, z kim rozmawiam? -  Zapytałam.
 -  A kto ci robił remont?
 -  Greg? -  Zdziwiłam się.
 -  Słyszałem, że szukasz architekta ogrodów.
 -  Już nie mam siły. Urządziłam całą chałupę, ale już nie mam siły na ogród.
 -  Mam jednego fachowca. Jak chcesz, to cię z nim umówię.
 -  Super -  odpowiedziałam.
 -  To co? Jutro może być?
 -  Chyba, że po południu, bo jutro idę do lekarza.
 -  Na którą was umawiać?
 -  Może tak na szesnastą.
Do Gabrieli i Jay’ a byliśmy zaproszeni na dziewiętnastą. Doszłam do wniosku, że na pewno wystarczy tyle czasu na omówienie spraw dotyczących ogrodu. Chłopaki sobie rozmawiali w najlepsze, więc postanowiłam wpaść do Gabi.  Zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę poczekałam i otworzyła mi Gabriela.
 -  Witaj, nie przeszkadzam?
 -  Nie, jestem sama.
 -  A Dominika? -  Zaniepokoiłam się.       
 -  Dominika, wyszła gdzieś z Zayn’ em. Wejdziesz do środka?
 -  No po to przyszłam! -  Uśmiechnęłam się do niej  -  po pierwsze przyszłam się zapytać, co potrzebujecie do domu.
 -  No, my nic prawie nie mamy. Wy to jesteście już po ślubach…
 -  Powiedz, co potrzebujesz -  nalegałam -  masz robot?
 -  Nie mam.
- Co poza tym potrzebujesz?
- Co ty na przeszpiegi przyszłaś? -  Zapytała żartobliwie.
 -  No, coś w tym rodzaju, a co chcesz pięć robotów kuchennych dostać?
 -  No, lepiej nie -  zaczęła się śmiać.
 -  No, właśnie. To gadaj co chcesz, bo zostałam wydelegowana przez wszystkie twoje sąsiadki, prócz jednej. No i przez sąsiadów.
-  Ale nie wydawajcie pieniędzy. Dajcie spokój. Przyjdźcie sami.
 -  To dostaniesz pięć robotów.
 -  No dobrze. Niech ci będzie. Jakieś garnki, patelnie, serwis, szkło, obrusy, szmatki do kuchni, ręczniki.
 -  Widzę, że rzeczywiście jesteście biedni…
 -  No nie kupowałam, bo później byłoby tak, jak z wami.
 -  No i dzięki Bogu już wiemy, co wam kupić. Najwyżej, jak czegoś nie dostaniecie to sobie po prostu
dokupicie.  Mam takie pytanie. Czy ty masz jakąś wizję na ogród?
 -  Nie, a co?
 -  Strasznie tu pusto przed naszymi oknami, nie uważasz?
 -  No, właśnie. Też o tym myślałam.
 -  Zdecydowałam, że zatrudnię architekta ogrodu.
 -  Epicki pomysł! Może zaprojektuje też dla nas. Już wiem! Zrobię Jay’ owi niespodziankę z tym
ogrodem.
 -  Okej. To wpadnij do nas jutro o szesnastej. Będzie wtedy pan architekt.
 -  Powiedz Harry’ emu, żeby milczał na temat architekta, bo Jay się zapali i będzie chciał też wziąć.  Za tydzień wyjeżdża w miesięczną trasę koncertową po Stanach, a w tym czasie będziemy mogły to załatwić.
 -  Muszę jeszcze pogadać z Danielle. Chciałam to zrobić na spotkaniu, ale widzę, że nie będę mogła poruszyć tego tematu ze względu na Jay’ a.
 -  Będę wdzięczna -  powiedziała Gabriela.
 -  Dobra. Lecę do Nialla. Muszę mu wszystko powiedzieć. Do zobaczenia wieczorem!
Szybkim krokiem poszłam do Danielle zahaczając o dom i tłumacząc chłopakom, że nie wolno im pisnąć słówka na temat ogrodu Jay’ owi.
- Ale ja też będę chciał…. -  Powiedział smutno Niall.
 -  Dobrze. Załatwię wszystko tak, żeby było okej.
 -  A wiesz, że już mamy wyznaczoną datę ślubu?
 -  NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE?! CCO?! 
 -  No  -  powiedział dumnie.                                    Musiałam aż usiąść z wrażenia, bo myślałam, że upadnę.
 -  Kiedy?!
 -  Na święta. Ale mam nadzieję, że nikomu nic powiesz.
 -  No wiesz, co! -  Prawie się obraziłam -  gdzie?
 -  Ewelina przyjedzie za miesiąc i wtedy będziemy oficjalnie wszystkich zapraszać.
 -  A sama przyjedzie?
 -  Nie, z Kasią.
 - EEEEEEEEEE....-  zapanowało ciche pomrukiwanie w naszym salonie.
Wycałowałam Nialla, gratulując mu z całego serca.
 -  Dobra. Muszę lecieć do Danielle, aby się dowiedzieć, czy nie będzie chciała skorzystać z architekta -  wyszłam z domu.
Zadzwoniłam do domu obok. Otworzył mi Liam.
 -  Czy mogę wam w czymś pomóc? -  Powiedziałam.
 -  No, chodź, chodź. Danielle z twoją córką robią jakieś cuda.
 -  A gdzie są?
 -  No w kuchni -  odparł Liam.
Poszłam do nich do kuchni i zobaczyłam moją córkę siedzącą przy stole i przybierającą kanapki.
 -  Jak ty pięknie to robisz -  powiedziałam.
 -  A po cio psiśłaś?
 -  Chciałam się dowiedzieć, czy wam w czymś nie pomóc i czy nie przeszkadzasz.
 -  JA?!
 -  Widzę, że sobie świetnie radzisz -  Darcy siedziała prosto i dumnie.
 -  Oj, chyba będzie z ciebie kucharz -  zaczęłam się śmiać.
 -  Mozie -  skomentowała Darcy.
 -  W czymś wam pomóc? -  Zapytałam.
 -  Damy sobie radę -  odpowiedziała Danielle.
 -  Czy jutro masz zajętą godzinę szesnastą? -  Zapytałam.
 -  Nie, a co się stało?
 -  Chciałabym, żebyś wpadła do nas. Później ci powiem.
 -  A cio powieś? -  Zapytała zaciekawiona Darcy.
 -  Mam z ciocią do omówienia pewną rzecz. I tylko z ciocią.
 -  A dlaciego?
 -  Bo to są sprawy dla dorosłych.
 -  Jak będę duzia to teź nie będę tobie nić mówiła -  obraziła się Darcy.
Wyjrzałam przez okno kuchni. U nich był najgorszy widok. Z dwóch stron mur i tylko trawnik…
 -  Zarezerwuj sobie czas na szesnastą -  powiedziałam do Danielle  -  to w czym ci pomóc?
 -  Już kończymy. Już wszystko gotowe -  odpowiedziała Danielle.
 -  No to idziemy w takim razie Darcy do domu -  powiedziałam do małej.
 -  A ja nie mogę ziośtać?
 -  Przyjdziemy później.
Darcy zrezygnowana wstała i poszła za mną.
 -  Dlaciego musiałam pójść?
 -  No, bo ciocia musi się przebrać. Wujek też. Muszą się przygotować, tak, jak ty. Tak na przyjęcie to
 nie można iść w takich ciuchach.
 -  Dobzie -  odpowiedziała zdecydowanym tonem Darcy.
Gdy wróciłyśmy do domu, Nialla już nie było. Darcy pobiegła na górę, a ja za nią. Musiałam sprawdzić, w co chce się ubrać, bo znając ją mogła wyglądać dosyć dziwacznie. Kiedy wpadłam do niej do pokoju, siedziała w garderobie i przeglądała swoją odzież.
 -  Ja nie mam w cio się ublać! -  Podsumowała.
 -  A w co chciałabyś się ubrać? -  Zapytałam powstrzymując się od śmiechu.
 -  W długą siukienkę -  zdecydowała.
Rzeczywiście poprzedniego dnia wszystkie panie były w długich sukniach, oczywiście po za Darcy. Ale przecież ona, to nie pani… Wyciągnęłam z szafy różową sukienkę w białe paski, którą dostała od Lou i zaproponowałam:
 -  Może ta?
- Ale w tej byłam psiecieś na Wigilię -  odparła rezolutnie.
 -  Myślę, że nic się nie stanie, jak pójdziesz w tej sukience -  odpowiedziałam także rezolutnie.
 -  Nie mogę być w takiej siamej siukieńce.
 -  Możesz. Jeszcze nie jesteś gwiazdą.  Teraz idź się umyć. Potem cię ubiorę i uczeszę -  powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Poszłam do nas. Harry okupywał łazienkę, więc zajrzałam do garderoby. Postanowiłam ubrać się w sukienkę, którą przywiozłam z Warszawy, w której jeszcze nikt mnie nie widział. Była koktajlowa koloru fioletowego bzu. Do tego swoje ulubione czarne sandałki i czarną kopertówkę. Zajrzałam do łazienki. Harry właśnie się golił.
 -  Czy mogę skorzystać z prysznica? -  Zapytałam.
 -  Czekałem na ciebie bardzo długo, więc postanowiłem, że wezmę sam prysznic i tak zrobiłem.
 -  No cóż… -  westchnęłam zalotnie i wlazłam pod prysznic.
Wzięłam szybki prysznic i gdy spod niego wychodziłam, zobaczyłam, że Harry mi się przygląda.
 -  Czemu mi się przyglądasz?
 -  Tak lubię na ciebie patrzeć.                 
 -  Spadaj -  odpowiedziałam zawijając się w ręcznik.
Harry się uśmiechnął i wyszedł. Wysuszyłam włosy, narzuciłam na siebie szlafrok, wyszłam z łazienki  
i poszłam do Darcy. Darcy stała na środku pokoju z sukienką założoną na głowie. Zaplątała się.
 -  Poczekaj, nie rzucaj się, przecież mówiłam  ci, że przyjdę ci pomogę.
 -  Ja siama! -  Warknęła.
Podeszłam do niej i wyplątałam ją z sukienki.
 -  Podnieś rączki i zaraz założymy sukienkę -  powiedziałam.
Darcy posłusznie wyciągnęła ręce do góry i za chwilę była już ubrana.
 -  Teraz załóż buciki.
 -  A jakie? -  Zapytała.
 -  Myślę, że sandałki będą odpowiednie.
Darcy wyciągnęła najgorsze sandały,  jakie mogła. Były to jej ulubione sandały, ale były tak zdarte i zniszczone, że nadawały się po prostu do wyrzucenia. Parę razy próbowałam to zrobić, ale niestety nie udawało mi się…
 -  Darcy. W tych sandałkach nie możesz iść. Zobacz, jakie one są zniszczone.
 -  Mamusiu, ale ja je kocham!
 -  Trudno. Będziesz musiała przeżyć bez nich. Może uda się kupić podobne -  powiedziałam.
- Ale ja cię te.
 -  Nie cię, tylko chcę. Po drugie w tych sandałach nie możesz iść -  odpowiedziałam stanowczo.
Wyciągnęłam jej różowe sandałki i postawiłam przed nią.
 -  Załóż -  powiedziałam.
 -  Nie. Ja w tych nie pójdę.
 -  To nie pójdziesz w ogóle -  powiedziałam zdecydowanym głosem. Darcy zaczęła płakać.
 -  Nie płacz. Już ci powiedziałam. Albo te, albo nie idziesz. Jak się zdecydujesz, to przyjdziesz do mnie i cię uczeszę -  powiedziałam wychodząc. Wróciłam do pokoju i usiadłam przed toaletką.
 -  Czemu jesteś taka zła? -  Zapytał Harry.
 -  Darcy znowu zaczyna gwiazdorzyć.
 -  Jak to?
 -  Właśnie przed chwilą powiedziała mi, że musi mieć długą suknię.
Harry dostał ataku śmiechu.
 -  To cwaniara -  wydusił z siebie.
 -  A o sandałach już nie wspomnę.
- Co z sandałami?
Opowiedziałam mu naszą rozmowę. Był bardzo ubawiony.
 -  To ci mała gwiazdka -  zaczął się śmiać.
Zaczęłam się malować. Harry już był gotowy. Oczywiście w marynarce i trampkach.
 -  Czy mogę cię poprosić, abyś poszedł do Darcy zobaczyć, co z nią? Przemów jej do rozumu jako tatuś.
Harry wyszedł. Skończyłam się malować, przeczesałam włosy, poperfumowałam i ubrałam. Byłam już gotowa, a on nie wracał. Przygotowałam sobie kopertówkę, a Harry jakoś dziwnie nie wracał. Rzuciłam ostatni raz okiem w lustro. Z efektu byłam bardzo zadowolona. Miałam właśnie iść do pokoju obok, gdy przyszedł Harry.
 -  Zacięła się na mur beton.
 -  Jak to?!
- Że nie pójdzie, bo w tych sandałach nie chce iść.
 -  Rozmawiałeś z nią? -  Zapytałam.
 -  Nic nie pomaga.
Zdenerwowałam się.
 -  Zaraz pójdę i zrobię z nią porządek!       
 -  Uspokój się. Dałem jej jeszcze pięć minut na zastanowienie się.
Wyciągnęłam prezent dla Danielle i Liama. Zeszłam na dół i postawiłam razem z torebką przy wyjściu. Usiadłam w fotelu ze szklanką wody i zaczęłam liczyć do stu, aby się uspokoić.  Po dziesięciu minutach powędrowałam na górę do pokoju Darcy.
 -  Czy ja mam ci wkropić?! -  Huknęłam -  zakładaj te sandały i idziemy!
 -  Nie pójdę! -  Zaczęła wrzeszczeć.
To przelało czarę goryczy… Dopadłam do niej i strzeliłam ją w tyłek.
 -  Uspokój się -  powiedział Harry.
 -  To ty zostajesz, tak? -  Powiedziałam do niego.
Hazzie miał głupią minę.
 -  To w takim razie życzę wam udanego wieczoru -  wyszłam trzaskając, jak nigdy drzwiami.
Zeszłam na dół, złapałam prezenty i wyszłam z domu. Popatrzyłam na zegarek. Było za piętnaście
czwarta. Za wcześnie…
Wróciłam się więc z powrotem. Weszłam do salonu i usiadłam w fotelu. Wstałam i poszłam jeszcze
po wodę. Byłam wściekła i kręciłam się jak wesz. Ta mała modelka chciała nam popsuć wieczór.
 Humor to już mi popsuła. Gdybym była na górze, to bym ją sprała na kwaśne jabłko. Wypiłam wodę  
 i stwierdziłam, że muszę iść do toalety. Gdy wyszłam z toalety, Harry stał na dole z Darcy, która była
 ubrana w różowe sandałki. Zignorowałam ją. Wzięłam szklankę ze stolika i zaniosłam do kuchni.
 Wsadziłam do zmywarki. Kiedy wyszłam z kuchni, Darcy stała naprzeciwko wyjścia i powiedziała:
 -  Psieplasiam.
Zignorowałam ją znów i rzuciłam:
 -  Idziemy.
 -  Mamusiu, psieplaszam.
 -  Nie mamy czasu teraz na rozmowę, bo nie wolno się spóźniać. Porozmawiamy po powrocie -  
Powiedziałam sucho -  masz się grzecznie zachowywać, bo więcej nigdzie z nami nie pójdziesz.
Była minuta po czwartej, gdy zadzwoniliśmy do drzwi Dan i Li. Za nami już stali Jay i Gabriela oraz Lou
 i Ellie z bliźniakami. Drzwi otworzył Liam, za którym stała Danielle. Wyglądali bardzo elegancko.
 -  Wchodźcie, wchodźcie -  zaprosili nas.
 -  O i jest moja pomocnica -  powiedziała Dan do Darcy, która nic nie odpowiedziała.
Liam miał zamykać drzwi, gdy usłyszeliśmy od furtki:
 -  Jeszcze ja!
Za chwile w holu pojawił się Niall. Przywitaliśmy się, jakbyśmy się nie widzieli całe wieki. Wręczyliśmy
 prezenty i Danielle zaprosiła nas do salonu, gdzie zaczęła rozpakowywać prezenty.
 -  Super! Zobacz, co dostaliśmy! -  Zaczęła pokazywać je Liam’ owi.
Po piętnastu minutach zadzwonił dzwonek drzwi. Liam poszedł otworzyć i po chwili wrócił z
 Simonem.
 -  A gdzie Dominika? -  Zapytałam po polsku.
 -  Dzwoniła, że się spóźni, bo Zayn gdzieś ją wyciągnął i stoją w korku -  odpowiedziała po angielsku
Gabriela.
 -  UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU -  przeszedł po salonie głośny pomruk.
 -  Czego się napijecie? -  Zapytał Liam.        
 -  Ja bym się napiła whiskey, ale nie mogę, więc proszę jakiś soczek -  powiedziałam.
Dostałam soczek pomarańczowy, który był znakomity. Wznieśliśmy toast za to, żeby im się dobrze
mieszkało, za to, żeby mieli dobrych sąsiadów i żeby dobrze im się żyło. Zostałam oprowadzona po
 całym domu, który bardzo mi się podobał.  Liam zajmował się pozostałymi gośćmi, a my z Harrym
 zachwycaliśmy się ich domem.
 -  Zobacz, jakie to jest fajne -  powiedziałam.
 -  Nie „to”, ale kwietnik -  powiedziała Danielle.
 -  Super jest ten kwietnik -  powiedziałam -  bardzo mi się podoba. Też będę musiała pomyśleć
 o czymś podobnym.
 -  Założymy sobie dżunglę? -  Zapytał Harry.
 -  Tak. I będę się tam chować, jak Darcy będzie niegrzeczna.
 -  A co zrobiła? -  Zapytała Dan.
 -  Po pierwsze -  stwierdziła, że nie ma się w co ubrać -  Danielle wybuchła śmiechem -  po drugie -  
gdy już przygotowałam jej sukienkę stwierdziła, że jest nieodpowiednia, bo powinna być długa. Po
trzecie -  założyła swoje ulubione sandały, które miały już być od dawna w śmietniku. Po czwarte -  
zrobiła awanturę, że nie pójdzie w innych sandałach, niż w tych, które założyła. Harry był
negocjatorem, bo ja się wkurzyłam i dałam jej w dupsko. Nie wiem, co było dalej, bo czekałam na
nich na dole. Gdyby nie zeszli o wyznaczonym czasie, przyszłabym sama. Mówię ci. Tak gwiazdorzy,
 że obłędu można dostać.
 -  No właśnie widzę -  powiedziała Danielle ocierając z policzków łzy ze śmiechu.
Gdy dotarliśmy do salonu, Darcy siedziała cichutko obok Nialla i nic się nie odzywała.  Udawałam, że
jej nie widzę. Zaczęłam żartować i dobrze się bawić. Przyjęcie było znakomite. Czterdzieści minut
 spóźnienia mieli Dominika z Zayn’ em i gdy przyszli wszyscy byli już w świetnych humorach. Dominika
 była zła, a Zayn zdesperowany. Przepraszał za ich spóźnienie.
 -  Cholery można dostać z tymi chłopami! -  Powiedziała Dominika, a Gabi parsknęła śmiechem -  
Wywiózł mnie na drugi koniec miasta, tylko po to, by kupić prezent dla dzisiejszych gospodarzy. Jakby
w okolicy nie było tutaj sklepów z takimi samymi produktami! -  Wściekała się.
 -  Napij się, to ci przejdzie -  powiedziałam spokojnie.
 -  Nie wiem, czy mi przejdzie! Czterdzieści minut spóźnienia! To jest niewybaczalne! Co wszyscy sobie
 o mnie pomyślą?! -  Mówiła groźnym tonem.
 -  Przecież to nie twoja wina -  rzuciłam.
 -   Głupi Zayn! To wszystko jego wina! Palant!
 -  O co chodzi? -  Zapytał zaciekawiony Zayn.          -  Czy możecie przejść na angielski? Nie znamy jeszcze na tyle polskiego, żeby coś rozumieć -
 Powiedział Harry.
 -  Może i lepiej -  skomentowała Gabi.
Dominika wypiła całego drinka, którego przed chwilą dał jej Liam.
 -  Może ci jeszcze dolać? -  Zaproponował Li.
 -  Chętnie -  rzuciła wymuszając uśmiech.
Po dwóch drinkach, zaczął jej się poprawiać humor. Alkohol lał się po kieliszkach. Soczki również.
Dzieci poszły na trawnik przed dom, a reszta została w salonie. Było bardzo sympatycznie. Ponieważ
 impreza była z dziećmi i skończyła się o ósmej. Pod koniec imprezy Dominika była tak wstawiona, że
 zaczęła śpiewać na cały głos po polsku:
 Gdzie ci mężczyźni? Prawdziwi tacy! Orły, sokoły, herosy. Gdzie ci mężczyźni na miarę czasu, gdzie te
chłopy, gdzie?
Z Gabrielą o mało nie zeszłyśmy z tego świata ze śmiechu. Pijany Zayn chciał zabrać Dominikę do
 siebie, ale Gabriela na to nie pozwoliła. Razem z Jay’ em zabrali ją do siebie. Towarzystwo zaczęło się
 powoli rozchodzić.
 Na następny dzień w naszym salonie za pięć szesnasta siedzieli wszyscy po za Jay’ em i Dominiką,
która leczyła kaca. Za chwilę miał się zjawić architekt.
- Co zrobiłaś z Jay’ em? -  Zapytałam Gabi.
 -  Pojechał na próbę. Powiedział, że przed dziewiętnastą będzie -  odpowiedziała.
 -   Możemy przełożyć na dwudziestą, jak chcesz -  powiedziała Ellie.
 -  Nie, zostańmy już przy tej godzinie, która jest -  zdecydowała Gabriela.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Za nimi stał bardzo przystojny mężczyzna podobny do  Pierce’a
Brosnana. Był ubrany w jasny garnitur sportowy.
 -  Dzień dobry. Jestem John Spencer. Zostałem tu przysłany przez Grubego Grega. Podobno
 poszukujecie państwo architekta ogrodów.
 -  No… Nie tylko nam jest potrzebny. Jak pan widzi jest to osiedle domków jednorodzinnych i wszyscy
jesteśmy zainteresowani stworzeniem jednego wielkiego ogrodu -  powiedziałam i uśmiechnęłam się
 bardzo uroczo. W tym momencie poczułam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się i zobaczyłam
Harry’ ego  -  a to mój mąż. Harry, to pan John Spencer. Zapraszam. Proszę do salonu – i
 uśmiechnęłam się równie ślicznie, co zauważył Harry. Weszłam do salonu, a panowie weszli za mną.
 -  Jak pan widzi, jest nas trochę. Wszyscy jesteśmy zainteresowani, tak jak mówiłam,
zagospodarowaniem naszych ogrodów.
W oczach wszystkich dziewczyn zobaczyłam podziw i zachwyt.  Zaproponowałam coś do picia i z zamówieniami poszłam do kuchni. Wstawiłam wodę, wyciągnęłam z lodówki piwo dla Nialla, Zayna. Lou razem z Li zażyczyli sobie whiskey. Byłam zaskoczona.
 -  A może pan się napije jakiegoś alkoholu? -  Zapytałam.
 -  Nie, dziękuje. Jestem samochodem. Panowie chyba tworzycie zespół -  zaczął się zastanawiać.
 -  Tak. Tworzą zespół -  powiedziałyśmy we trzy. Ja, Ellie i Danielle. Zobaczyłam morderczy wzrok Harry’ ego, ale się tym nie przejęłam.
Poszłam do kuchni zaparzyć dalszą kawę i herbatę. Gdy weszłam do salonu panie obsiadły Johna, a panowie wściekli popijali alkohole nic się nie odzywając. Louis próbował żartować, ale nikt z chłopaków nie podjął pałeczki rzuconej przez niego.
 -  A coś może pan nam o sobie opowie -  powiedział Harry -  bo już pan wie, kim my jesteśmy, a my wiemy tylko tyle, że jest pan architektem.
 -  A to nie wystarczy? -  Zapytał John.
 -  Nam wystarczy -  powiedziałyśmy chórkiem.
John się roześmiał. Lou próbował też rozkręcić atmosferę, ale na nic.
 -  Może przejdźmy do naszego ogrodu. To znaczy obecnie trawnika, żeby pan zobaczył, o co nam chodzi -  zaproponowałam.
Wszystkie dziewczyny się poderwały. Chłopcy zerwali się i poszli za nami. My szłyśmy przodem, a oni za nami.
 -  Jak pan widzi, mamy dookoła mur i tylko trawniki. Przydałoby się jakoś zagospodarować to miejsce, tym bardziej, że są tu małe dzieci oraz następne w drodze -  powiedziałam.
 -  A w jakim wieku są dzieci? -  Zapytał John.
 -  Jest trójka urwisów. W tym dwóch chłopców i jedna dziewczynka -  odpowiedział Louis.
 -  Chcielibyśmy mieć jakieś miejsce na grilla, może jakiś basen zewnętrzny, kort tenisowy  -  rzucił Liam.
 -  Chcielibyśmy mieć także trochę drzew -  rzucił Zayn.
 -  Żonie się marzy hamak, ale nie ma go na czym zawiesić -  powiedział Harry.
Harry objął mnie mocno i przytulił.
 -  Prawda kochanie?       
 -  Prawda -  powiedziałam.
Gdy się rozejrzałam, wszyscy panowie obściskiwali swoje żony zaznaczając, która jest jego. Tylko Gabi stała sama. Zayn z Niallem stali z drugiej strony.
 -  A mogę zobaczyć z drugiej strony, jak to wygląda? -  Zapytał John.
 -  Oczywiście. Może pan obejrzeć całe nasze osiedle -  rzucił Simon.
Postanowiłam, że pójdę do domu i nie będę już obchodziła całej działki ze wszystkimi. Harry chciał mnie pociągnąć ze sobą, ale powiedziałam:
 -  Harry, zostaw. Muszę iść do domu i usiąść.
 -  A co się stało? -  Trochę się  zdenerwował.
 -  Kręci mi się w głowie -  odparłam.
 -  Mam cię zaprowadzić? -  Zapytał.
 -  Jak chcesz, to idź ze wszystkimi. Ja dojdę do domu -  powiedziałam przekonująco.
Towarzystwo przeszło dalej, a Danielle podeszła do mnie i powiedziała:
 -  Chodź. Idziemy razem.
Weszłyśmy do domu, usiadłyśmy sobie na fotelach, a Dan powiedziała:
- Ale przystojniak z niego, co?
 -  No, a panowie, jacy słodcy się zrobili, zauważyłaś?
 -  No -  zaczęła się śmiać.
 -  Oby był tak dobry, jak przystojny -  powiedziałam.
Dani przytaknęła.
 -  Chociaż Gruby Greg nie poleciłby mi kogoś złego -  rzuciłam.
 -  Dobrze. Niech obejdą, zobaczą co i jak, a potem wrócą -  powiedziała Danielle -  my nie musimy łamać obcasów na trawnikach.
 -  Powiedz. Jak się czujesz? -  Zapytałam Danielle.
 -  Jutro mam wizytę u doktora.
 -  Tak? A ja byłam dzisiaj rano.
 -  I co?
 -  Wszystko w porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo i raczej nie powinno być już żadnych „przygód” -  odpowiedziałam.
Do salonu wpadł Harry.
 -  Dobrze się czujesz? Na pewno? -  Zapytał.
 -  Dobrze, a co ci się stało? -  Zapytałam, na jego pytanie.
 -  Byłaś taka blada, że myślałem, że zemdlejesz.
 -  Trochę mi się w głowie zakręciło.
 -  To może pójdziesz się położyć?             
 -  No nie mogę. Mamy przecież pana architekta, którego ściągnęłam.
 -  To ja cię będę reprezentował.
 -  Chcesz mi teraz popsuć najlepszą zabawę? -  Zapytałam.
 -  Nie rozumiem -  rzucił.
 -  Ach. Chłopcy niczego nie zrozumieją -  westchnęła ciężko Danielle.
 -  Jak to nie zrozumiemy? O czym ty mówisz?           -  No właśnie o tym -  odparła.
 -  To uświadom mnie.
 -  Chodzi o to, że mamy jakieś wizje, co do ogrodu, a ty chcesz położyć Meg i popsuć jej najlepszą zabawę w urządzaniu go. Ja wiem, że on przyniesie plany i wszystko przedstawi, ale możemy mu zasugerować niektóre rzeczy -  rzekła Dani.
Pod naszymi drzwiami zrobiło się jakoś głośno.
 -  O, chyba towarzystwo wraca -  powiedziałam.
 - Już wszystko widziałem i wszystko wiem -  usłyszeliśmy za drzwiami -  mam pewną wizję, którą
zaprojektuję i przedstawię państwu do zatwierdzenia. Jest tu wiele, do popisu. Dla pani ma być
 hamak? Dobrze pamiętam?
 -  No chociaż miejsce, gdzie ten hamak będzie można zawiesić -  odpowiedziałam.
 -  Czy w przyszłym tygodniu możemy się jakoś umówić? Przywiozę plany i zaprezentuję.
 -  Za tydzień w środę -  rzucił Harry.
 -  A to się nawet dobrze składa, bo Jay ma występy w Waszyngtonie -  powiedziała Gabriela.

Pożegnaliśmy się z Johnem i wszyscy pobiegli do swoich domów, przebrać się na parapetówę. Darcy miała nocować z chłopakami u Kazika. Była godzina 17.30, więc postanowiłam się jeszcze położyć. Poszłam na górę i zdjęłam sukienkę i się położyłam.  Po pewnym czasie do pokoju wpadł Harry.



* Witajcie :) Tak, jak obiecałam, wrzucam kolejny dłuższy rozdział :) Cóż mogę powiedzieć... Jak zawsze mam nadzieje, że Wam się podobał :D 
Jakbyście chciały, abym Was informowała o nowych rozdziałach, piszcie do mnie na TT @Chanelle310797 :) Serdecznie zapraszam xx
~Meg

8 komentarzy:

  1. najlepszy jak zawsze jestem ciekawa co stało sie z że Harry wpadł do pokoju Darcy najlepsza czekam na kolejny i zapraszam do siebie xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. suuuuupppperrr kocham a dracy najlepsza ale modelka z niej;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział :))) Darcy jest przesłodka <3 Kochana modeleczka XD Ja już nie wiem co pisać ... ciągle pisze to samo bo z rozdziału na rozdział opowiadanie jest coraz fajniejsze C: Życzę weny i czasy na napisanie następnego rozdziału :) Już nie możemy się doczekać :)) Dziękujemy że dodałaś tak szybko ten rozdział :*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to przyjemność po mojej stronie :) Mnie uszczęśliwia fakt, że Wam się nie nudzi i cały czas czytacie :D i oczywiście, że się udzielacie, bo motywacja jest naprawdę potrzebna :) xx

      Usuń
  4. Jdnzodkdnjdbxifnzodnbdkdkkxpsndjidndo kocham *__*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się <3 nawet nie wiesz, jak bardzo xx

      Usuń