* Na początek chciałam Was jak najbardziej przeprosić za to, że nie wrzucałam, ale uwierzcie mi naprawdę miałam masę spraw na głowie... A potem byłam chora... Także dzisiaj wrzucam Wam mega długi rozdział (Mam nadzieję, że poczytacie i oczywiście zostawicie coś po sobie... :)) Martwi mnie liczba Waszych komentarzy... Fakt... Komentarze naprawdę inspirują i nawet dwa, czy trzy słowa motywują... Także zachęcam do komentowania ;) Obiecuję, że wrzucę za parę dni, bo jak wszyscy mam wolne :)
~Meg
Siedzieliśmy z Harrym
wieczorem na tarasie. Była już wiosna i stosunkowo ciepło, jak na maj. Ogród
już zrobił się zielony i piękny. Było dzisiaj dwadzieścia pięć stopni. Teraz
mogliśmy dopiero odetchnąć, po tej duchocie, która panowała w Chicago. Mama
dawno pojechała. Zdążyła jeszcze przyjechać z Michałem na urodziny Darcy, które
wypadły w święta, zresztą nie tylko Darcy miała urodziny. Wyprawiony był huczny
jubel.
Harry popijał whiskey - już
drugą szklaneczkę. Dzieci spały. Myślałam o przyszłości. Chłopcy wrócili z trasy koncertowej po USA. Harry stał się jakiś dziwny. Tak jakby coś
się stało w trakcie tournee.
- O czym myślisz? – Zapytałam.
- Co powiedziałaś? – Odparł.
- O czym myślisz? – Powtórzyłam.
- O niczym – odpowiedział i dopił
szklaneczkę do końca.
- Widzę, że coś Cię nurtuje.
Stałeś się jakiś obcy. Jakby wrócił ktoś inny do domu. Nie mój mąż.
- Coś Ci się wydaje – odrzekł i
wstał, złapał szklaneczkę i wszedł do domu.
Zrobiło mi się niedobrze.
Dlaczego unikał tematu tournee. Będę musiała z kimś pogadać. Może z Niallem,
może z Liam’ em. Ale muszę wiedzieć co się stało. Harry wrócił na taras z
trzecią szklaneczką whiskey. Zrobiło mi
się zimno, więc poszłam do domu po kurtkę. Gdy wróciłam Harry trzymał pustą
szklankę i powiedział:
- Nalejesz mi?
- Myślę, że już Ci wystarczy. Jeśli Ci zimno
mogę przynieść Ci kurtkę.
Harry zerwał się z fotela, złapał
szklaneczkę i wpadł do domu. Stwierdziłam, że nie będę siedzieć i patrzeć jak się upija. Weszłam do
domu. Harry był w kuchni. Poszłam do sypialni. Zdecydowałam, że pójdę do łóżka
i poczytam książkę. Coraz bardziej czułam potrzebę wygadania się, ale Gabriela
była zajęta Jay’ em, Danielle Liam ‘em i Jasmine, Eleanor chłopcami małymi i
dużym, a Dominika była jakaś „spłoszona” po powrocie. Parę razy zapraszałam Ją
do siebie, ale miała bardzo dużo powodów, aby mi odmówić. Wiedziałam, że coś
się stało. Coraz bardziej dojrzewałam do rzucenia tego wszystkiego. Harry
zaczął bardzo dużo pić i nic nie pomagało. Moje prośby, groźby nic nie
dawały. Gdy upił się pierwszy raz po
powrocie, następnego dnia przeprowadziłam z nim rozmowę na ten temat, ale mnie
zbył, więc skończyło się na moim monologu, a Harry złapał za szklankę.
Poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic. Gdy wróciłam
do pokoju Harry’ ego nie było. Wzięłam książkę
i usiłowałam czytać, ale nic nie rozumiałam z tego, bo w głowie
kotłowały mi się myśli. Postanowiłam, że jutro muszę pogadać z Dominiką. Pójdę
do niej bez zapowiedzenia się i wyduszę z Niej co się stało w trasie. Jeśli mi nie
powie, pojadę z dziećmi do Warszawy. One też wyczuwały, że się coś
zmieniło. Toni stał się płaczliwy, a
Darcy stała się małomówna, co wzbudzało mój niepokój. W końcu zgasiłam światło i poszłam spać.
Gdy rano się obudziłam, Harry’ ego nie było obok. Usłyszałam
płacz Antosia, więc się zerwałam i pobiegłam do niego.
- Co się stało maluchu? - Powiedziałam do niego.
Wzięłam go na ręce i przytuliłam do siebie. Przewinęłam go i
nakarmiłam. Gdy usnął, wróciłam do pokoju. Poszłam się umyć. Ubrałam się
i zeszłam na dół. Harry’ ego nigdzie nie było.
Poszłam do kuchni. Wstawiłam czajnik na gazie i przygotowałam sobie
kawę. Zrobiłam tosty na śniadanie. Gdy
popatrzyłam na zegarek, zrobiło mi się odwrotnie. Była piąta rano… Wzięłam sobie jednego tost’a i przygotowałam kanapkę. Słońce świeciło
prosto w okna, więc postanowiłam, że zobaczę, jak jest na dworze. Otworzyłam
drzwi i ciepło promieni zachęciło mnie do tego, żeby zjeść śniadanie na
tarasie. Zabrałam śniadanie z kuchni i wyszłam na taras. Ptaki śpiewały, a po
za tym panowała głucha cisza. Chicago jeszcze nie wstało. Zjadłam śniadanie i
zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Harry. Na kanapie go nie zauważyłam. Hamak
był pusty. Zaczęłam go szukać. Nie wiedziałam, ile jeszcze wypił i co mógł
zrobić. Pobiegłam na basen, ale dzięki Bogu nie było go tam. Zajrzałam do
sauny. Też pusto. Wróciłam na parter i metodycznie przeszłam przez wszystkie
pokoje. Nie chciałam budzić dzieci, więc go nie wołałam. Zostało jeszcze tylko
studio, więc poszłam na górę. Było zamknięte. Najwidoczniej zdecydował, że
będzie spał w studiu… Zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam się zastanawiać, co
zrobię na obiad. Przejrzałam zawartość lodówki i stwierdziłam, że muszę zrobić
zakupy. Postanowiłam pojechać do
supermarketu, który był czynny 24h na dobę. Antoś był nakarmiony i przewinięty.
Darcy spała, jak zabita, więc przed ósmą na pewno się nie obudzi. Wzięłam
pieniądze i torebkę. Zamknęłam cicho drzwi. Wsiadłam do samochodu i
pojechałam. Na ulicach były pustki.
Dojechałam bardzo szybko. Pod supermarketem stało parę samochodów.
Zaparkowałam, wzięłam wózek i weszłam do środka. Wyciągnęłam listę zakupów i zaczęłam zbierać produkty do koszyka. W
pewnym momencie wyjeżdżałam z jednej z alejek i nie zauważyłam jadącego wózka
zza rogu. Powiedziałam „przepraszam” i popatrzyłam na poszkodowaną osobę. Jakie
było moje zdziwienie, jak za wózkiem zobaczyłam stojącą Dominikę.
- Dominika? Co ty tu robisz o tej porze? - Zapytałam.
- A… Nie mogłam spać, więc przyjechałam na
zakupy.
- To tak, jak ja. Popatrz! Cieszę się, że cię
widzę, bo musimy pogadać.
Dominika była bardzo zdenerwowana.
- Nie mogę ci nic powiedzieć - powiedziała.
- A co chciałaś mi powiedzieć? - Zapytałam zdziwiona - to znaczy,
czego mi nie chcesz powiedzieć? - Popatrzyłam jej prosto w oczy.
- Nie mogę.
- A kto ci zabronił?
Dominika zamilkła.
- Słuchaj. Wydawało mi się, że jesteśmy
przyjaciółkami, a przyjaciółki nie mają przed sobą tajemnic - powiedziałam.
Widziałam, że Doma wewnątrz siebie toczy wielką wojnę.
- Słuchaj. Muszę wiedzieć, co się stało na
tourne, bo Harry stał się jakiś obcy, jak nie on. Zaczął strasznie dużo pić, a
na moje perswazje pije więcej. Nie wiem, co mam robić… Ty mnie zaczęłaś unikać
i wygląda mi na to, że zostało mi tylko wrócić do Warszawy.
- No dobrze. Powiem ci, ale musimy gdzieś usiąść
- wydusiła z siebie - O zobacz. Tu jest kawiarenka. Choć, usiądziemy
tam.
Usiadłyśmy przy stoliku, zamówiłyśmy sobie kawę.
- Chyba zacznę od początku - powiedziała - Jak sama powiedziałaś, Harry zaczął dużo pić.
Zaczął pić przed występami, a po występach pił dalej. Wieczorem z Zayn’ em
chodzili do klubów, gdzie doprawiali się do końca. Duży Bo przywoził ich w
takim stanie, że szkoda gadać. Rozmawiałam z Zayn’ em, ale zupełnie, jak kulą o
ścianę. Zagroziłam mu nawet, że go zostawię, ale to nic nie poskutkowało. Przez
to jego pijaństwo odechciewa mi się żyć…
- Mam to samo - powiedziałam do niej- Co im się stało?
- Sama chciałabym wiedzieć - odpowiedziała.
- Może powinnyśmy zastosować jakąś metodę
wstrząsową? Chyba wszystkiego mi nie powiedziałaś… - popatrzyłam na nią, bo widziałam, że ucieka ze
wzrokiem.
- Dobrze… Powiem ci wszystko… Nie wiem, jak
zacząć… W Nowym Jorku po koncercie siedzieliśmy w „Słoniątku” i czekaliśmy na Harry’ ego.
Długo się nie zjawiał, więc poszłam po niego. Wcześniej mu się też zdarzało, że
popijał zaraz po koncercie. Gdy weszłam do jego garderoby, zastałam go z jakąś
dziewuchą. Obściskujących się i nawet więcej… Wyszłam trzaskając drzwiami i
uciekłam stamtąd. Gdy wróciłam do helikoptera, powiedziałam, że ja Harry’ ego
tutaj nie przytargam sama. Liam z Lou pobiegli po niego i właściwie go
przynieśli. Był tak wstawiony… Musieli jeszcze zastać u niego tą dziewczynę, bo
zaczęli mi się nerwowo przyglądać. Gdy wróciliśmy do hotelu, Liam z Lou kazali
mi sobie przysiąc, że nic ci nie powiem i dlatego tak się zachowywałam. Z
jednej strony chciałam ci o tym wszystkim powiedzieć, a z drugiej nie chciałam,
żebyś cierpiała…
- To widzę, że nieźle się Harry zabawiał na
tourne - powiedziałam z przekąsem.
Dotarło do mnie, że mnie zdradzał. Podjęłam od razu decyzję,
że zabieram dzieci i wracam do Warszawy. Dominika patrzyła na mnie i powiedziała:
- Wybaczysz mi? Zrobię dla ciebie wszystko.
- Tak, oczywiście. Muszę się tylko spakować i
jadę do Warszawy.
- Pozwolisz, że pojadę z tobą? - Zapytała z nadzieją w oczach.
- Dobrze - odpowiedziałam i łzy poleciały mi po twarzy - tylko nie mów nikomu, że jadę do Warszawy.
- Ktoś nas jednak będzie musiał odwieźć na
lotnisko…
- Pojedziemy naszym samochodem. Jak wrócimy do
domu, udawaj, że nic się nie stało i nie mów nic Gabrieli. Chłopaki lecą na
koncert za parę dni. Może uda się załatwić bilety na ten czas. Bądź
przygotowana, żeby się spakować i jedziemy.
Po ustaleniu wszystkiego, wyszłyśmy i pojechałyśmy do domu. Dominika
wjechała pierwsza. Ja odczekałam dziesięć minut i podjechałam pod dom. Było za
dziesięć siódma i przypuszczałam, że wszyscy jeszcze śpią snem „sprawiedliwych”. Wyjęłam zakupy i wniosłam je do kuchni. Po
zamknięciu drzwi, pochowałam zakupy na swoje miejsce, usiadłam po cichu przy
stole i zaczęłam płakać. Gdy się wypłakałam, poszłam do komputera i zaczęłam
szukać biletów do Warszawy. Okazało się, że trzy bilety będą za dwa dni.
Samolot wylatywał o trzynastej. Sprawdziłam w grafiku, co będą robili za dwa
dni. Wyszło, że będą mieli koncert w Los Angeles. Wszystko było mi na rękę. Wykupiłam
bilety i wysłałam sms’ a do Dominiki, że
wszystko załatwione. Za dwa dni lecimy. Sms’ a napisałam po polsku. Dostałam
odpowiedź: OKEJ, BĘDĘ GOTOWA. Było wpół do ósmej, gdy wyłączyłam komputer i
poszłam na górę do sypialni. Zrobiłam tam porządek. Zajrzałam do szafy. Okazało
się, że mam sporo rzeczy. Jak ja mam to spakować? Harry wyjeżdżał jutro, więc
postanowiłam, że zorganizuję jakieś pudła. Spakuję i wyślę pocztą. Tym
bardziej, że muszę zabrać rzeczy dzieci. Najlepiej by było, żeby Eleanor i
Danielle nie widziały, że wyjeżdżam z bagażami, więc postanowiłam, że spakuję
paczki w dzień, a w nocy wyślę. Zostawię najpotrzebniejsze rzeczy dla
dzieciaków, tak, żeby miały na podróż. Miejsca były w biznes - klasie, więc
mogłyśmy podróżować, nawet na leżąco. Po ósmej usłyszałam, że Darcy się zaczęła
kręcić po pokoju. Pomogłam jej się ubrać, zrobiłyśmy razem porządek w jej
pokoju no i zeszłyśmy na śniadanie.
- A gdzie tatuś? - Zapytała.
- Nagrywa w studiu.
- To ja pójdę do tatusia.
- Nie, nie przeszkadzaj tacie. Zjesz śniadanko.
Co sobie życzysz?
- Płatki.
Przygotowałam płatki i postawiłam przed nią miskę.
- Co ci się śniło?
- Śniło mi się, zie pojechaliśmy na wakacje.
- Nie zie, tylko że - poprawiłam ją - No pewnie gdzieś pojedziemy, ale jeszcze nie
zdecydowaliśmy, gdzie pojedziemy i kiedy - powiedziałam.
- A cio dziś będziemy robić? - Zapytała.
- A jeszcze nie wiem. Muszę ugotować obiad. Jak
będziesz chciała, to możesz mi pomóc. Trzeba zrobić pranie i może poprasuję.
- Dobzie, a cio robimy na obiad?
- A na co masz ochotę?
- Na śchabowe!
- Nie śchabowe, tylko schabowe. Dobrze. Zaraz
wyjmę mięsko.
W zamrażalce miałam jeszcze kapustę zasmażaną, którą zrobiła
mama, więc wyjęłam ją razem z
mięsem.
Darcy dosyć szybko zjadła płatki.
- Juś - powiedziała, gdy skończyła.
- Nie juś, tylko już - poprawiłam.
- To cio mam robić?
- Musimy poczekać, aż się rozmrozi mięso. Możemy
zrobić zupę, jak chcesz.
Kupiłam akurat wołowe, więc postanowiłam ugotować jakąś
zupę. Wyjęłam mięso i umyłam.
- Wyjmij włoszczyznę. Będziesz myła, a ja
obierała. Najpierw ty umyjesz, a ja później obiorę.
- Dobzie - podała mi włoszczyznę, a ja sobie
uświadomiłam, że nie mam „krzykacza”.
- Czy możesz mi przynieść z góry „krzykacza”?
- Dobzie - powiedziała i pobiegła na górę.
Gdy wróciła, włączyłam go. Panowała cisza. Uspokoiłam się
trochę i zabrałam się za obieranie warzyw.
- Wyciągnij ten garnek, w którym zwykle mama gotuje
zupę.
Darcy otworzyła szafkę i wyciągnęła garnek, o który
prosiłam. Umyła warzywa. Ja nalałam wody do garnka i postawiłam na gazie. Gdy
woda się zagotowała, wrzuciłyśmy mięso, posoliłyśmy i przykryłam pokrywką.
- A waziwa?
- Warzywa wrzucimy później, bo się krócej
gotują.
- A źlobimy siałatkę?
- Możemy zrobić.
Darcy była bardzo podekscytowana. Około jedenastej, w kuchni
pojawił się Harry. Powiedział „Dzień dobry” i zaczął sobie robić kawę.
- Cioś naglałeś? - Zapytała Darcy.
Harry popatrzył na mnie ze zdziwioną miną.
- Twoja córka się pyta, czy coś nagrałeś - powiedziałam obojętnie.
- Próbowałem - odpowiedział.
- To puściś mi?
- Nie teraz - odburknął.
Darcy zamilkła. Widziałam, że straciła humor. W tym momencie
krzykacz zaczął płakać, więc umyłam szybko ręce i poszłam na górę. Darcy
podreptała za mną. Antoś leżał i zanosił się płaczem.
- Już jestem Antku - gdy
usłyszał mój głos, ucichł i zaczął coś gaworzyć.
Wzięłam go na ręce i mocno przytuliłam. Wymieniłam pieluchę
i zabrałam go na dół. Gdy schodziłyśmy
po schodach, Harry wychodził. Mruknął coś, że idzie do Zayna. Wrócił przed
samym wyjazdem. Niestety poczułam od
niego alkohol. Popatrzyłam na niego znacząco, ale omijał mój wzrok i udawał, że
nie widzi.
- Tatuś będzie jadł obiad? - Zapytała Darcy.
- Nie, już nie zdążę - powiedział.
- Ale ja gotowałam ziupę!
- Na pewno pyszną, ale nie będę jadł.
Darcy była niepocieszona.
- Będzie więcej dla nas - powiedziałam śmiejąc się do niej - bo zupa wyszła rzeczywiście pyszna.
Harry wyszedł z domu mówiąc „Do widzenia”.
Darcy była bardzo smutna.
- Będziemy miały zupkę na jutro - powiedziałam pocieszając ją - a teraz mama zaplanowała wakacje dla nas. Będziemy
się zaraz pakować.
Darcy rozbłysły oczy i wyglądało to teraz, jakby miała dwa
guziki.
- A gdzie jedziemy?
- Niespodzianka. Nie wolno nikomu nic mówić, bo
to nasza słodka tajemnica.
Poszłam do schowka, wyciągnęłam kartony i zaniosłam dwa do
Darcy, dwa do mnie i jeden do Antosia. Tosiek leżał w łóżeczku i fikał
nóżkami. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął
się. Podeszłam do niego, wzięłam go na ręce, wycałowałam, odszukałam
grzechotkę, położyłam z powrotem do łóżeczka i dałam mu zabawkę. Natychmiast
zaczął grzechotać, głośno się śmiejąc. Rozłożyłam pudło i zaczęłam pakować rzeczy Antosia. Jedną paczkę pampersów zostawiłam na
wierzchu. Wszystkie pozostałe spakowałam. Po dwóch godzinach były spakowane
dzieci. Akurat była pora obiadu, więc zeszłyśmy na obiad, który wcześniej
odgrzałam. Po obiedzie Darcy była bardzo zmęczona, więc powiedziałam jej, żeby
poszła spać, na co chętnie się zgodziła. Poszłam do siebie. Otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać rzeczy. Gdy wyciągnęłam
bieliznę, zobaczyłam na wierzchu prezent, który dostałam od Harry’ ego na
Walentynki.
- Tego to nie wezmę - stwierdziłam - a właściwie nie wezmę żadnych rzeczy, które
dostałam od niego. No… Może wezmę biżuterię.
Po selekcjonowałam rzeczy i okazało się, że moich nie jest
zbyt dużo. Odłożyłam to, w co miałam zamiar się ubrać jutro. Spakowałam rzeczy
do plecaka. Przejrzałam jeszcze raz pozostałe rzeczy.
- Tak. Zabrałam wszystko. Najbardziej mi będzie
żal szlafroczka, który będę musiała zostawić… - powiedziałam pod nosem.
Poszłam do Antosia,
bo gdybym została dłużej w pokoju, zaczęłabym płakać, a tego nie chciałam. Zadzwonił
telefon.
- Spakowałaś się już? Może ci w czymś pomóc? - Usłyszałam głos Dominiki.
- Nie, już mam wszystko przygotowane, ale jak
chcesz, to wpadnij.
Po paru minutach Doma była już u mnie.
- Wiesz, zastanawiam się, czy nie powinnam
opakować tych pudeł jakimś papierem…
- No to jak chcesz, mogę pojechać po papier.
- A ty masz spakowane pudła?
- No, już się spakowałam. Po za tym mogę
poprosić Gabrielę, żeby przechowała mi pewne rzeczy. Z nią się przecież będę widywać.
- Dobrze. To jeśli mogłabyś pojechać po ten
papier…
- To ile tego papieru potrzebujesz? - Przerwała mi.
- Choć, zobacz, jakie to są pudła, żebyś
wiedziała.
Gdy Dominika zobaczyła wszystkie pudła, złapała się za
głowę.
- Przecież ty majątek zapłacisz za wysyłkę! - Powiedziała.
- Najwyżej prześlę rachunek Haroldowi.
- Gorzej, jak on nie zaakceptuje… - uświadomiła mnie.
- Na razie, to nie ma nic do gadania. Jest za
późno do gadania. Mógł przyjść i powiedzieć, co się wydarzyło - powiedziałam poważnie.
- Ale przecież on cię znajdzie w Warszawie.
- Może znajdzie, może nie znajdzie - powiedziałam tajemniczo.
- Co ty kombinujesz?
- Dobra. Pogadamy w samolocie. Jedź teraz, bo ja
muszę jeszcze wziąć kuriera. Pomożesz mi spakować te paczki.
Doma poszła do samochodu i wyjechała gdzieś… Zadzwonił
telefon.
- Słuchaj, nie jedziesz na zakupy? Może byś
podrzuciła dzieci do Kazika. Danielle jedzie ze mną. Może pojedziemy wspólnie,
jak za starych dobrych czasów? - Usłyszałam
głos Eleanor.
- Wiesz, słuchaj. Niestety nie mogę, bo muszę pozałatwiać jeszcze parę spraw…
- To następnym razem - rzuciła Ellie, która się zaraz rozłączyła.
Jeżeli one wyjeżdżają na zakupy, to jeśli Doma się spręży z
zakupem papieru, to może załatwię wcześniej tego kuriera? Nie będę musiała
dźwigać paczek na pocztę… Postanowiłam zadzwonić do kuriera. Wyszukałam numer i
zadzwoniłam.
- Dzień dobry - powiedziałam, gdy usłyszałam męskie „Halo” –
chciałabym nadać kilka paczek do Polski. Jest ich sześć i chciałabym się
dowiedzieć, ile mnie to będzie kosztować. Po drugiej stronie zapanowała cisza i
po chwili usłyszałam:
- 150 $
- A kiedy moglibyście państwo zabrać te paczki?
- No… Jeszcze dzisiaj.
- To ja zadzwonię jeszcze, bo jestem w trakcie
pakowania.
- Ale ja mogę przyjąć zamówienie na porę, którą pani sobie
życzy - usłyszałam.
- Dobrze. Niech będzie za dwie godziny - zdecydowałam. Podałam adres i się rozłączyłam.
Po piętnastu minutach wróciła Doma.
- Jak to cudownie, żeś się sprężyła.
- A co się stało?
- Zamówiłam kuriera.
- No czyś ty na głowę upadła?! Tyle pieniędzy na
to pójdzie!
- Musiałybyśmy wszystko zataszczyć na pocztę.
Widzisz ile tego jest i jakie to ciężkie. Niech taszczą chłopy. Przynieś swoje
rzeczy, bo kurier podjedzie do mnie.
- Ale ja nie będę…
- Nie wygłupiaj się! Przynieś - przerwałam jej.
- A co z dziewczynami? Jak zobaczą?
- Ellie z Danielle pojechały na zakupy, a
Gabriela przecież pojechała gdzieś z Jay’ em. Machali mi dzisiaj. Także, po za
Kazikiem i dzieciakami nikogo nie ma.
Dominika jak nie pyszna poszła do siebie. Ja staszczyłam
paczki na dół. Przy paczkach dzieciaków, o mało nie dostałam przepukliny. Takie
były ciężkie… Gdy staszczyłam ostatnie pudło do drzwi zadzwoniła Doma.
- Zobacz. Ja mam takie nie duże pudło –
pokazała na swoją paczkę.
- No ale ty jesteś tu krócej, niż ja. Po za tym
jesteś sama, ja mam dwójkę dzieciaków… - przypomniałam jej - trzy pudła to są dzieciaków. I to te
najcięższe. Dzięki Bogu nie muszę zabierać żadnej wanieneczki, czy wózka, bo to
wszystko jest w Warszawie. Jak byliśmy we trójkę w Warszawie, Harry kupił
wszystkie potrzebne rzeczy.
- Mam nadzieję, że mama nie wyrzuciła tych
rzeczy… - rzuciła Doma.
- Może mama to by wyrzuciła, ale Mały Joe
wszystko chowa do graciarni, bo „ może się przydać” - zacytowałam Małego Joe.
- A rodzice będą? - Zapytała zaniepokojona Dominika.
- Wiesz, nie słyszałam, żeby się mieli gdzieś
wybierać…
Opakowałyśmy papierem pudła i zaczęłam się zastanawiać,
gdzie je zaadresować… Czy na Mokotów, czy na Żoliborz… doszłam jednak do
wniosku, że paczka może przyjść na Mokotów, bo nie wiem, czy nasz domek nie jest
wynajęty. Mama się nosiła z takim zamiarem, więc nie wiedziałam, czy w końcu
nie wynajęła. Gdy skończyłyśmy pakować, zaproponowałam Domie herbatę. Gdy ją
zaparzyłam i postawiłam na
stoliczku w salonie zadzwonił ktoś domofonem. Okazało się, że był to kurier.
Wpuściłam go i po chwili wyszłam, machając na kierowcę. Podjechał do nas i
wszedł do domu. Gdy zobaczył paczki, złapał się za głowę.
- Czy pani się przeprowadza?!
- Coś w tym rodzaju…
Obkleił paczki, wydał mi pokwitowanie, zapłaciłam i odjechał.
- No, to już w większości jesteśmy
przeprowadzone - powiedziałam do
Dominiki.
- Ale obiecaj mi, że
mnie nie zostawisz w Warszawie samej - powiedziała Doma.
- No, czyś Ty na głowę upadła?! Przecież na
Mokotowie jest duża chałupa, a jeżeli Żoliborz nie jest wynajęty, to
zamieszkamy tam.
- Super.
Zadzwonił telefon Dominiki.
- Halo? - Odebrała - Tak, to ja. Jesteś trzeźwy? Niemożliwe!
Naprawdę?! Żadnego piwka? To znaczy, że jesteś pijany. No to dowidzenia.
- I co? - Zapytałam, gdy się rozłączyła.
- Pięć piw… Nie będę z nim w takim stanie
rozmawiała - zdenerwowała się - w ogóle nie mam z nim chęci rozmawiać…
Za chwilę ponownie zadzwonił telefon.
- Znowu dzwoni… - zaklęła pod nosem.
- To nie odbieraj.
Odrzuciła połączenie. Za chwilę ponownie zadzwoniła komórka
Domy.
- O… To Harry - powiedziała zerkając na wyświetlacz.
- Odbierz. Zobaczymy, co ma do powiedzenia - powiedziałam.
- Halo? - Odebrała - Cześć Harry. Co mówisz? Bo nie rozumiem. To
wytrzeźwiej - rozłączyła się - dobrze, że nie słyszałaś w jaki sposób mówił.
Ponieważ komórka Domy
znów zaczęła dzwonić wyłączyła ją. Wypiłyśmy herbatę. Usłyszałam, że Antoś się
obudził i płakał, więc pobiegłam do niego na górę. Szybko go przewinęłam i
zeszłam na dół. Po niedługim czasie z góry zeszła Darcy.
- Ciocia! - Rzuciła się na Dominikę.
Zdążyłam uprzedzić Dominikę, że nie wolno nic mówić na temat
wyjazdu. Gdzie jedziemy i na jak długi czas. Przyrzekła, że nic nie powie. Zrobiła
się pora kolacji.
- Zjesz zupy, którą Darcy ugotowała? - Zapytałam Domy.
- Darcy ugotowała sama zupę? - Zapytała zszokowana.
- Tak, sama - powiedziałam mrugając do Domy.
- A jaka to zupa?
- Pomidolowa! - Powiedziała dumnie Darcy.
- No, to chętnie zjem.
- To zaraz zgrzeję. Darcy też będziesz jadła?
- Tak.
Poszłam do kuchni. Usłyszałam, że dzwoni moja komórka. Poszłam
zobaczyć, kto. Na wyświetlaczu było napisane: HAZZA
Odebrałam.
- Halo - usłyszałam jakiś bełkot z jego strony - Halo? Z kim rozmawiam?
Zapanowała cisza. Po chwili znów zapanowały jakieś
pomrukiwania.
- Chyba jakaś pomyłka. Jakiś pijak się do mnie
dodzwonił - powiedziałam specjalnie
głośno do Dominiki, po czym się rozłączyłam.
Zjadłyśmy kolację, nakarmiłam Tosia. Doma pomogła mi go
wykąpać. Położyłyśmy go spać, gdy znowu zadzwoniła komórka. Na wyświetlaczu był
Liam.
- Ciekawa jestem, czy on też jest pijany - powiedziałam do Dominiki, pokazując, kto
dzwoni
- Halo - odebrałam.
- Cześć Megan - usłyszałam głos trzeźwego Liama- Co u
was słychać?
- Wszystko w porządku, a co się stało, że
dzwonisz?
- Mamy kłopot z Harrym i Zayn’ em.
- Co? Pijani są? - Zapytałam.
- A skąd wiesz?
- Bo wydzwaniają tu obydwaj, a się dogadać z
nimi nie można. Uświadom Harry’ emu, że w takim stanie ma do mnie nie dzwonić.
Jak chce ze mną porozmawiać, to niech będzie trzeźwy. Zayn pewnie tak samo… - spojrzałam na Dominikę, która kiwała głową na
„TAK”.
- To dzwonili do was? - Zdziwił się.
- Niestety tak. Może zabierzcie im telefony,
żeby nie wydzwaniali do różnych ludzi w takim stanie, bo nie wiadomo, co im
przyjdzie do łba i gdzie oni zadzwonią. Nie życzę sobie, żeby Harry dzwonił do
mojej mamy.
W słuchawce zapanowała cisza.
- Dobrze. Zabiorę im komórki - usłyszałam.
- A co u was? Jak tam dolecieliście?
- W porządku, oprócz tego, że Harry z Zayn’ em
pili na umór - westchnął - dobra. Nie będę ci przeszkadzał. Muszę
zadziałać i położyć ich spać. To cześć.
- Hej - powiedziałam i się rozłączyłam.
Za chwilę ponownie zadzwoniła komórka, na której się
wyświetlało: Hazza Ale już nie odebrałam.
Więcej telefonów nie było. Ktoś
zadzwonił do drzwi.
- Dominika, cicho teraz. Przyszłaś na ploty - rzuciłam cicho.
Gdy otworzyłam, okazało się, że za drzwiami stała Gabriela.
- Nie wiesz, gdzie jest Dominika?
- A jest u mnie. Na ploty przyszła.
- A, bo się zamartwiałam, gdzie ona się
podziewa…
- Choć. Napijesz się czegoś?
- Nie, muszę wracać, bo muszę zrobić jeszcze
kolację.
Dominika wyszła razem z Gabrielą, a ja poszłam na górę,
sprawdzić, co się dzieje z dzieciakami. Toni słodko spał, a Darcy otworzyła
oczy, gdy weszłam do pokoju.
- Czemu nie śpisz? - Zapytałam.
- Cioś mi się psiśniło.
- A co takiego ci się przyśniło, że się
obudziłaś? - Powiedziałam siadając na
skraju łóżka.
- Ktoś mnie gonił, a ja tak uciekałam,
uciekałam, aż się przewróciłam i się obudziłam.
- A gdzie jest Pani Hrabina? Czemu nie śpi z
tobą?
- Pani Hrabina jest tam - pokazała.
Łoś siedział w kącie.
- A dlaczego Pani Hrabina siedzi w kącie?
- Bo była niegziećna! Nie ciała mi powiedzieć
bajki! - Naskarżyła.
- To może przyniosę ci Panią Hrabinę, żebyś
mogła spać? Ona cię będzie bronić.
- Dobzie - zdecydowała się.
- Nie dobzie, tylko dobrze - poprawiłam ją odruchowo.
Podałam jej łosia. Przytuliła się do niej. Zamknęła oczy i
powiedziała tylko:
- Tak.
Pocałowałam ją na dobranoc, zgasiłam światło i zamknęłam za
sobą drzwi. Zeszłam na dół i obeszłam cały dom, żegnając się z nim. Jeszcze
parę łez spływało mi po policzku, ale postanowiłam się wziąć w garść i jakoś sobie radzić. Zdecydowałam, że idę spać. Na następny dzień
tak, jak zaplanowałyśmy, zrobiłyśmy. Spotkałyśmy Danielle, która też
wychodziła. Szła do Ellie.
- A gdzie idziecie?
- Idziemy do zoo z dzieciakami - powiedziałam.
- To miłego wypadu! - Odkrzyknęła i poszła do Eleanor.
Zamknęłam drzwi. Jeszcze przed samym wyjściem z domu,
zdjęłam obrączkę z palca i położyłam ją na stoliku w salonie. Na samym środku.
Tak, żeby Harry zobaczył, jak wejdzie.
Lot bardzo nam się dłużył. Stewardessy były bardzo miłe.
Pomagały nam przy dzieciach. Darcy nawet była w kabinie pilotów. Była z tego
powodu bardzo dumna. Na lotnisku już się zorientowała, że lecimy do Warszawy,
więc wszystkim opowiadała, że jedzie do Baby. Wreszcie była bardzo zmęczona,
więc położyłam ją spać i mogłyśmy spokojnie pogadać z Dominiką. Trochę
pospałyśmy, trochę pogadałyśmy i jakoś te osiem godzin nam minęło.
Gdy wyszłyśmy z lotniska, wsiadłyśmy w taksówkę i
pojechałyśmy na Mokotów. Drzwi otworzył nam Mały Joe. Był bardzo zszokowany.
Stanął jak wryty i nic nie potrafił powiedzieć.
- Witaj, możemy wejść? - Zapytałam.
Mały Joe się cofnął i powiedział:
- A co wy tu robicie?! Wszyscy jesteście?
- Nie, tylko my.
Rzucił się nam na szyję. Złapał Toniego.
- Rozbierajcie się! Mama wyszła, ale za chwilę
przyjdzie.
- Wszyscy zdrowi? - Zapytałam.
- Tak, jak najbardziej! Gdzie wasze bagaże?
- Przyjadą kurierem - powiedziała Doma.
- Jak to kurierem? - Zdziwił się.
- No, bo nie dałabym sobie rady z Tonim, Darcy i
jeszcze z bagażami… Mam prośbę do ciebie. Jakby ktoś dzwonił tu z Chicago, to
ty nas nie widziałeś. Wątpię, czy będą nas tu szukać, ale gdyby co, to
uprzedzam.
Mały Joe się skrzywił.
- Co się stało? - Zapytał.
- Terapia wstrząsowa dla Harolda - powiedziałam.
- I dla Zayna - dodała Doma.
- Tak narozrabiali?
- Mocno… Ale nie chcę tego opowiadać dwa razy,
więc opowiem, jak mama przyjdzie - powiedziałam.
- Jadłyście coś!? Może głodne jesteście?
- Na kolacje nie pogardzimy.
W tym momencie drzwi się otworzyły i do domu weszła mama.
- Jezus Maria?! Co się stało?! - Powitała mnie.
- Ani nie Jezus, ani nie Maria. Niezłe
przywitanie, mamo - powiedziałam.
Mama się rzuciła na mnie, a potem na Domę.
- Przyjechaliście wszyscy?
- Nie, tylko my dwie - powiedziała Dominika.
- Kiedy przyjechałyście?! Dlaczego nic nie wiem,
że przylatujecie?!
- Chciałyśmy ci zrobić niespodziankę - rzuciłam.
- Dobrze, że mamy coś do jedzenia.
- Przy Małym Joe, coś zawsze się znajdzie.
- A gdzie Michał? - Zapytałam.
- W pracy, jak zwykle… - westchnęła mama.
- To możemy sobie urządzić sabat czarownic - powiedziałam - oj, przepraszam. Jest tu jeden mężczyzna.
W krótkim czasie siedzieliśmy wszyscy w jadalni. Z Dominiką
zdążyłyśmy się odświeżyć. Darcy była też już wykąpana, tak samo, jak Toni,
który cały szczęśliwy siedział u mamy na kolanach. Darcy przy mamie na
krzesełku. Mały Joe również siedział przy stole. Po zjedzonej kolacji, dzieci położyłam spać,
gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Mały Joe pobiegł otworzyć. Okazało się, że to kurier. Gdy wniósł paczki, mamie zrzedła
mina.
- Jezus Maria?! Czy ty się przeprowadziłaś?!
- Tak - powiedziałam poważnie.
- A czy Harry o tym wie?!
- Nie. Może już wie - popatrzyłam na zegarek, którego nie zdążyłam
jeszcze przestawić. Może już zdążyli wrócić, ale nie byłabym tego taka pewna - Mam pytanie. Czy ty wynajęłaś Żoliborz?
- Jeszcze nie… A czemu pytasz?
- Bo może byśmy tam zamieszkały z Dominiką.
- Ale przecież możecie zamieszkać tutaj.
- Nie, bo Harry będzie mnie prawdopodobnie tutaj
szukał, jak się dowie, że go zostawiłam.
- A co się stało?! - Zapytała zdenerwowana mama.
- Jego pijaństwo się pogłębiło, a do tego
jeszcze wyszło, że mnie zdradzał…
- HARRY?! - Zdziwiła się mama.
Dominika kiwnęła głową potwierdzając to i opowiedziała, co
się działo po koncercie w garderobie. Mama była jeszcze bardziej zszokowana.
- Napijecie się czegoś?! - Zapytał Mały Joe, przerywając krępującą ciszę
- bo ja, to sobie muszę chlapnąć… Jakoś
mi się nie mieści to w głowie, co powiedziałaś.
- Gdyby Doma tego nie widziała, to bym nie
uwierzyła, ale stał się jakiś dziwny, obcy… Chciałam wyjaśnić sprawę, co się
stało, ale unikał tego tematu i zbywał mnie byle czym. Dowiedziałam się od
Dominiki. Dopiero, gdy ją przyparłam do muru, bo ją też zastraszyli z Zayn’ em.
Zayn zresztą też zaczął pić i razem z Harrym upijają się non stop i dlatego
zdecydowałyśmy się wrócić do Warszawy.
- Może i dobrze zrobiłaś - powiedziała mama chwilę później.
- Tylko proszę cię. Gdyby dzwonił Harry, to ty
nie wiesz, gdzie ja jestem.
- Zdaje się, że ja sobie z nim porozmawiam… - powiedziała surowo mama.
- Nie, bo przyjedzie i będzie urządzał tutaj
dzikie awantury.
- Kiedyś z nim będziesz musiała porozmawiać…
- Na pewno nie będę z nim rozmawiać, dopóki nie
pójdzie na odwyk - powiedziałam twardo.
Mały Joe dał nam po kieliszku i zrobiło nam się trochę
lepiej. Była pierwsza, gdy poszliśmy spać. Mama zabrała Antosia do siebie,
Darcy była już tam położona, bo nie chciała słyszeć, że nie będzie spać z babą.
Poszłam do mojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć. Postanowiłam, że nie będę
włączała komórki, bo na pewno Harry będzie do mnie wydzwaniał. Na następny
dzień przeniesiemy się na Żoliborz… Ten pokój miał za dużo wspomnień, które za
bardzo bolały… Zasnęłam koło trzeciej i
obudziłam się na następny dzień po dwunastej. Gdy zeszłam na dół, w salonie
siedział Michał i coś czytał.
- Witaj Megan - powiedział spokojnie - jak się miewasz?
- Nienajlepiej, ale to przejdzie - powiedziałam.
- Mama mi wszystko powiedziała. Harry już
dzwonił do mamy.
- I co? - Zapytałam.
- Z tego, co mama mówiła, zdawał się być
trzeźwy…
- Już wytrzeźwiał?! A co mu mama powiedziała?
- Na razie nic. Dzwonili już wszyscy z całej
ferajny. Danielle, Gabriela, Ellie, Niall z Eweliną, Zayn, Liam no i Louis…
- Niech się pomartwią - powiedziałam - a Dominika już wstała?
- Chyba jeszcze nie, bo na dole jej nie było.
- A gdzie mama?
- Z dziećmi. Pojechała do Łazienek. Jest taka
piękna pogoda, że szkoda jej nie wykorzystać. Jak się miewasz? - Zapytał i popatrzył mi prosto w oczy.
Poczułam, że dłużej nie wytrzymam… Łzy poleciały mi ciurkiem.
- Dlaczego on jest taki głupi? - Zapytałam przez łzy.
Michał podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Uspokój się - powiedział głosem opiekuńczym, ale to nic nie
pomagało.
Rozkleiłam się
jeszcze bardziej. Dostałam jakiejś histerii. Na to wszystko zeszła Dominika.
- Uspokój się - powiedział Michał - wszystko się ułoży.
- PO TYM, CO MI ZROBIŁ, NIE CHCĘ GO WIDZIEĆ!
- Poczekaj, dam ci jakąś tabletkę na
uspokojenie, bo przecież… - urwał i
poszedł do swojego pokoju - nie możesz
być w takim stanie, jak wróci mama z dziećmi.
Za chwilę przyszedł z jakąś tabletką, którą wsunął mi do
ręki.
- Masz. Zaraz ci dam wodę.
Popatrzyłam na Dominikę, a ona też zaczęła szlochać.
- Widzisz?! Takie mamy szczęście! Musiałyśmy
trafić na takich pijaków! Cholerni gwiazdorzy! - Powiedziała zanosząc się płaczem.
- Zaraz przyniosę drugą tabletkę - westchnął, Michał.
Z kuchni wyjrzał Mały Joe.
- Dwie szklanki wody, poproszę! - Powiedział Michał do Małego Joe.
Za chwilę obie w rękach trzymałyśmy po szklance wody.
- No to na trzy, bierzecie obydwie - zadecydował Michał.
- A… Ale…
- Nie. Na trzy bierzecie. Raz… - nie zdążył powiedzieć „Dwa”, gdy każda z nas
wzięła po swojej tabletce.
- Ślicznie - skomentował - tak trzymać. Musicie mnie słuchać.
W tym momencie zadzwonił domowy. Michał odebrał.
- Halo - widziałam, że się trochę zmieszał i popatrzył
na mnie.
Pokiwałam głową na „NIE”.
- Witaj Harold. Powiedziałem ci, że jej tu nie
ma. Jak chcesz, możesz przyjechać i sprawdzić. Proszę bardzo. Drzwi otwarte.
Nie wiem dokąd pojechały. Nie miałem z nimi kontaktu. Nie dzwoń do mamy, bo
mama się bardzo martwi. Nie, nie dzwoniła. Jak zadzwoni, damy ci znać. Powiedz
mi, co żeś wykombinował, że ona uciekła? Kiedy będziesz? Jutro? Dobrze,
przyjadę po ciebie na lotnisko. A jak tam sprawy z alkoholem? Nie pijesz już od
dwóch dni? Yhm… Musisz się chyba zacząć leczyć. Pogadamy, jak przyjedziesz. Sam
przylecisz? A to, przylecicie wszyscy?! Wasza piątka, dobrze. Przygotujemy się
na wasze przybycie. No jak to?! Przecież trzeba przygotować coś do jedzenia.
Jak Niall będzie, to trzeba przecież coś więcej. Tak, wszystko mu powiem. A ty
nie miałeś żadnych znaków? Aha. Znaleźliście samochód - popatrzył na mnie znacząco - gdzie? Na lotnisku? Aha, stąd przypuszczasz,
że gdzieś poleciały. Może się dowiedz w Londynie. Nie zadzwonisz do mamy? No
tak też bym na twoim miejscu do niej nie zadzwonił. Dobrze, to jutro będę na
ciebie czekał na lotnisku - rozłączył
się - słyszałaś?
- A nie mogłeś go jakiś zniechęcić do przylotu?
- Nie. Musi na własne oczy zobaczyć, że ciebie
tu nie ma.
- No to chyba będziemy musiały się przenieść na
Żoliborz… Pomożesz nam? - Zapytałam - nie mam siły już…
- Ależ oczywiście - odparł odkładając telefon na bazę.
Michał wziął telefon i gdzieś zadzwonił.
- Cześć. Mówi Michał. Czy ty masz jeszcze tego
Wana? To super. Pomógłbyś mi przewieźć parę rzeczy? No, Nie. Do samochodu się
nie zmieści… Możesz dzisiaj to przewieźć?
Tak. Dobrze. Czekam na ciebie - rozłączył się - załatwione. Mama mi mówiła, że chcecie
zamieszkać na Żoliborzu. W takich okolicznościach lepiej będzie, jak się
wyniesiecie na Żoliborz.
Po godzinie
przyjechał dobrze mi znany Stefan. Stanął jak wryty, gdy mnie zobaczył.
- A ty co tu robisz?! - Zdziwił się.
- No… Troszkę się przeniosłam - odparłam zimno się uśmiechając.
- To gdzie te rzeczy do przewiezienia? - Zapytał rozglądając się za pudłami.
- Tu stoją - pokazał Michał.
- Matko Najświętsza! Przeniosłaś się do
Warszawy?! - Aż krzyknął.
- Coś w tym rodzaju… - odpowiedziałam drapiąc się po głowie- Ale nie
pytaj, co, gdzie i jak.
- Nawet nie śmiałbym.
Wszyscy trzej panowie złapali paczki i zaczęli pakować
rzeczy do Wana, który stał przed domem.
- Wy zostańcie tutaj. Zawiozę was wieczorem.
- Może ja pojadę? - Zapytał Mały Joe.
- Postawimy wam to wszystko na środku. Będziecie
miały jutro czas na rozpakowanie tego wszystkiego. Niedługo wrócę. Wy tu
zostańcie. Najlepiej będzie, jak się położycie i prześpicie. Nie odbierajcie
telefonów.
- Nawet nie mamy zamiaru - powiedziała Dominika.
Panowie pojechali, a myśmy zostały. W pewnym momencie
zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Co robimy? - Szepnęła
Dominika - może to mama z dzieciakami?
Podeszłam do drzwi i usłyszałam paplaninę Darcy.
- To mama - powiedziałam i otworzyłam drzwi.
- Gdzie Michał? - Zapytała mama wchodząc do domu.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
- Darcy, leć na górę i zrób siusiu - powiedziała mama - już tak w samochodzie nadawała, że musi do
toalety, że aż mnie głowa zaczęła boleć.
Darcy grzecznie poszła na górę, a ja szybko opowiedziałam:
- Dzwonił Harry. Przyjeżdża jutro.
- Rozmawiałaś z nim? - Wytrzeszczyła oczy.
- Nie, Michał.
- Zdradził, że jesteście tutaj?
- Nie, nic nie powiedział. Krył mnie, jak mógł.
Właśnie ze Stefanem i Małym Joe wiozą nasze rzeczy na Żoliborz.
Mama wlepiła we mnie wzrok.
- Ale wiesz, że będziesz się musiała z nim spotkać?
- Jeszcze nie - odpowiedziałam.
- Pomyśl jednak nad tym, bo powinnaś się z nim
spotkać.
- Dopóki będzie pił, nie mam ochoty z nim się
zadawać. Możesz mu to powiedzieć, jak chcesz. Michał nakłamał mu, że nas tu nie
ma.
- To już jego sprawa - odpowiedziała - zastanów się, musisz się z nim spotkać. Ma
prawo wiedzieć, gdzie jesteś i gdzie są jego dzieci.
Skończyłyśmy rozmawiać, gdyż Darcy zeszła na dół.
- Tatuś przyjedzie? - Zapytała zaciekawiona.
- Nie, rozmawiałyśmy o znajomym, który
przyjedzie, dlatego pojedziecie dzisiaj do domu, gdzie kiedyś mieszkałyśmy z
twoją mamą, zanim mama poznała tatusia.
- Siupel! - Skomentowała Darcy - mama mi opowiadała o tym domku!
- No to tam teraz zamieszkacie.
- A ty?
- No, ja będę tutaj. Przyjechałyście
niespodziewanie, a my mamy gości. Nie możemy
przecież odwołać gości, bo to nie ładnie.
- A ja bym chętnie poznała tych gości.
- Może poznasz, ale na razie musicie zwolnić
wasze pokoje. Myślę, że mama pozwoli ci zamieszkać w swoim pokoiku - mama popatrzyła na mnie znacząco.
Darcy się pogodziła z tym tłumaczeniem i była cała
szczęśliwa.
- To jedziemy już? - Zapytała z nadzieją w głosie.
- Jeszcze nie. Dziadek was zabierze. Zjecie
kolację, a potem dopiero sobie pojedziecie.
- Mamo, czy wyrzuciłaś rzeczy po Darcy? - Zapytałam cicho, gdy Darcy rzuciła się na
Dominikę.
- Jakie rzeczy? - Zapytała
mama.
- No wanienkę…
- A… Mały Joe nie pozwolił wyrzucić.
- Tak też myślałam.
- Jak przyjedzie, to poproszę go, żeby
wyciągnął, bo gdzieś schował.
- Pewnie w graciarni.
- Może…
Po niedługim czasie wrócili Michał z Małym Joe.
Mały Joe pobiegł do kuchni, szykować obiad i po niedługim
czasie siedzieliśmy wszyscy przy stole zajadając się obiadem. Jam co prawda
udawałam, że mi smakuje. Widziałam, że Dominika podobnie.
- Przecież ty nic nie zjadłaś! - Powiedział Mały Joe, zabierając talerze.
- Wystarczająco - odpowiedziałam.
Po obiedzie poszłam spać, Dominika poszła w moje ślady, a
Michał pojechał do pracy. Mama zajęła się dziećmi.