Odstawiłam pusty talerzyk po serniku i poszłam na
górę. Sernik był naprawdę przepyszny. Ze schodów rzuciłam do mamy:
- Możesz mi nałożyć jeszcze kawałek sernika?
W odpowiedzi usłyszałam śmiech mamy.
Antek siedział w bujanym foteliku na dole z nami i
bawił się grzechotkami. Mama go ubrała bardzo elegancko i był bardzo rozkoszny.
- Masz ucałowania walentynkowe od Michała - powiedziała, gdy wróciłam.
- Nie jesteś zazdrosna? - Zapytałam.
- O Michała mam być zazdrosna? Dlaczego? Masz
jakieś zapędy do Michała?
- No ja nie. To tak dziwnie, że on przesyła
komuś innemu buziaki.
- Martwi się o ciebie.
- Dlaczego?
- Że jesteś w złym humorze i wszystko jest na „nie”.
- Nie wiem. Może ta zima tak na mnie wpływa.
Niech przyjdzie już wiosna.
- To może przejdziemy się na spacer? - Zaproponowała mama.
- Nie chce mi
się - burknęłam.
- Może pojedziemy do zoo?
- Zimą? Nie… Większość zwierzaków śpi. Nie… - zaczęłam wybrzydzać.
- To może się wybierzemy na zakupy?
- Z Darcy nie możemy - powiedziałam - sama wiesz, jaka ona jest. To nie dzisiaj.
Może jutro.
- To chodź gdzieś. Pojedziemy gdzieś z
dzieciakami. Antosia ciepło się ubierze. Weźmiemy wózek.
- MAMO DZISIAJ NIE MAM CHĘCI WYCHODZIĆ Z DOMU.
WSZĘDZIE BĘDĄ WALENTYNKI, WALENTYNKI
I WALENTYNKI. JESZCZE WIĘKSZEGO DOŁA ZŁAPIĘ. MAM
WSZYSTKIEGO DOSYĆ.
- No, ale nie płacz - powiedziała mama.
- Przecież nie płaczę!
- A co ci się tak oczy świecą?
- Wcale nie - odpysknęłam jej.
- No przecież widzę. Pokaż mi głowę.
- No coś ty! Dzieciom się sprawdza tak głowę!
Nie mam gorączki!
- Po pierwsze jesteś moim dzieckiem, więc jesteś
dzieckiem. Po drugie sprawdzę.
Mama podeszła do mnie i złapała mnie za czoło.
- Ty, słuchaj. Gdzie masz termometr?
- Nie wiem. Pewnie jest gdzieś na górze.
Mama poszła do apteczki, którą mieliśmy w łazience i
przyniosła termometr. Włączyła go i wsadziła
go do ucha. Przypomniało mi się, jak byłam małym
dzieckiem. Miałyśmy podobny termometr i tak
samo mierzyło się nim temperaturę.
- No. Koleżanko. Idziesz do łóżka - zdecydowała mama.
- Nigdzie nie idę. Dobrze się czuję i nigdzie
się nie ruszam - powiedziałam twardo.
- Masz trzydzieści dziewięć i pół stopnia
temperatury! Musisz iść do łóżka.
- Nie muszę.
- Nie kłóć się ze mną - powiedziała mama.
- Nie przesadzaj mamo!
- Zobacz.
Popatrzyłam. Faktycznie… Miałam tyle gorączki.
- No i wielkie mi halo. Nieraz miewam taką
temperaturę i co?
- Masz wejść
do łóżka - zdenerwowała się mama.
Pomaszerowałam wściekła na górę. Jeszcze to musiało
mi się przytrafić! W Walentynki!
Wlazłam do łóżka i po chwili mama przyszła z gorącą
herbatą. Rzeczywiście miałam dreszcze, ale nie
chciałam się przed mamą przyznać. Gdy wypiłam herbatę
mama przyniosła mi Aspirynę i
Rutinoscorbin.
- Masz to wszystko połknąć - powiedziała.
Jak nie pyszna przełknęłam tabletki.
- Co mam ci dać? Książkę jakąś? Prasę? Pilota do
telewizora tu masz. Przykryj się, to tu
trochę przewietrzę.
- Mamo, tylko nic nie mów Harry’ emu. Proszę
cię.
- Co mam mu mówić? - Powiedziała-
Że chora jesteś? Pewnie usłyszy.
- To aż tak źle?
- Może jutro wstaniesz. Zobaczymy. Ale Antoś
musi być dziś na sztucznym mleku.
Mama przyniosła mi książkę i gazety.
- Nikt poza mną nie może do ciebie wchodzić,
dopóki nie odwołam alarmu - powiedziała
wychodząc.
Wieczorem postanowiłam wejść na Skype’ a. Ale co ja
chciałam? Przecież One Direction mieli koncert. Weszłam na pocztę, a tam nic.
Pustki. Maila miałam już zmienionego i Harry nie pozwalał mi wchodzić na
starego. Czułam się źle i wszystko było do chrzanu. Czytać mi się nie chciało,
więc włączyłam telewizor. Nic mnie nie zainteresowało, więc co prędzej go
wyłączyłam. Przejrzałam gazety. Nic. Nudy… Słuchać też mi się nie chciało.
Odwróciłam się na bok i poszłam spać. Następnego dnia rano, obudził mnie
straszny ból głowy. Nos miałam zatkany, tak, że nie mogłam oddychać, bolało
mnie gardło. Łatwiej było powiedzieć, co mnie nie bolało… Zwlekłam się i powolnym
krokiem poszłam do toalety. Umyłam się i gdy wróciłam do pokoju mama już tam
była.
- I jak się czujesz? - Zapytała.
- Nie najlepiej - wychrypiałam.
- Właź do łóżka. Zaraz wezwę jakiegoś lekarza.
- Daj spokój. Przejdzie mi - chrypiałam dalej.
- Tak… Przejdzie na pozostałych - zdenerwowała się mama - właź do łóżka. Zaraz ci przyniosę
śniadanie. Na co masz ochotę?
- Nic nie będę jadła.
- To zrobię ci kisiel - zadecydowała i wyszła z pokoju.
Za drzwiami stała Darcy, bo gdy mama wyszła,
usłyszałam jej szczebiot.
- Tak. Mama jest chora. Nie możesz tam wchodzić.
Pamiętaj. Nie wolno - powiedziała
poważnie
mama.
Włączyłam Skype’ a, na którym zobaczyłam Harry’ ego.
- Co się z tobą dzieje?! Dlaczego cię nie było przez cały wczorajszy dzień?! I w dodatku
komórki nie
odbierałaś?!
- Zarzucił mnie pytaniami.
- Przecież ciebie wczoraj nie było - wychrypiałam.
- Jezus, Maria?! Chora jesteś?!
- Tak jakby…
- Co ci jest?!
- Nie wiem... - Powiedziałam.
- Chciałem wczoraj pogadać z tobą, ale nie było
cię na Skype, wysłałem ci maila, ale nie
odpowiedziałaś,
komórkę miałaś wyłączoną. Co się dzieje?!
- Nie wiem, czy słyszysz, ale chrypię i się nie
najlepiej czuję.
- A gdzie mama?
- Poszła na dół, zrobić mi śniadanie.
W tym momencie złapał mnie atak kaszlu.
- Dobra. Nie będę cię męczył. Kuruj się - i rozłączył się.
Mama długo nie przychodziła, więc sobie przysnęłam. Obudziła
mnie po jakimś czasie i powiedziała:
- Za godzinę przyjdzie lekarz. Może zmienię ci
pościel? Gdzie masz pościel? Powiedz.
Pokazałam jej szafkę, gdzie była pościel. Mama
powiedziała:
- To wstań. Zrobię w między czasie porządek, a
ty zjedz śniadanie. Tylko załóż szlafrok.
Usiadłam przy swojej komódce i popatrzyłam w lustro.
Wyglądałam tragicznie.
- Gdzie masz piżamę? Przebierzesz się w świeżą -
powiedziała mama.
Pokazałam gdzie, więc wyjęła jedną i rzuciła we
mnie.
- Przebieraj się.
Zanim zdążyłam się przebrać, już pościeliła łóżko
świeżą pościelą.
- Leż teraz
spokojnie - powiedziała mama, gdy zjadłam śniadanie - ja muszę iść po chustki,
bo pewnie
ci zabraknie i pod żadnym pozorem nie wychodź z
pokoju, bo wszystkich pozarażasz.
Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pewnie lekarz… Ale nic się nie działo. Po jakiś
piętnastu minutach znów zadzwonił dzwonek do drzwi
i po
kolejnych pięciu, mama przyszła do mnie.
- Masz tu chustki - rzuciła.
- Kto to był? - Zapytałam.
- Złapałam Gabrielę, która się wybierała do
sklepu i poprosiłam, czy by nie mogła kupić chustek.
Życzy ci
zdrowia. Zaraz ci przyniosę następną herbatę.
Po pół godzinie zadzwonił znów dzwonek do drzwi. Tym
razem lekarz. Zbadał mnie, obsłuchał,
wypytał, co mnie boli, co nie boli i stwierdził, że
mam grypę. Mama się strasznie przeraziła.
Wyszła z lekarzem ode mnie z pokoju i dalej nie
wiem, co się działo, bo zasnęłam. Mama przeniosła
sztab dowodzenia do mojego pokoju. Darcy miała prawo
tylko zapukać do drzwi, jeżeli coś się działo.
Wtedy mama wychodziła i załatwiała potrzeby. Darcy miała pilnować Antosia i gdyby zaczął płakać,
miała przychodzić po mamę. Wcześniej mama zdążyła
zadzwonić do doktora, który się opiekował
Tosiem. Zapytała, co robić, żeby nie zachorował na
grypę. Doktor powiedział, że przyjedzie dzisiaj i go
zbada. Dzięki
Bogu Toś nie był marudny i wyglądało na to, że się nie zaraził. Przy wszystkich
wizytach
lekarskich mama siedziała przy mnie i mierzyła mi
prawie non stop gorączkę. Tak mi się wydawało.
W pewnym momencie, gdy się obudziłam, miałam okład
na głowie.
- Mamo! Zimno! Po co mam to mieć na głowie?! - Powiedziałam i chciałam zdjąć okład z czoła.
- Zostaw. Masz prawie czterdzieści stopni
gorączki - odpowiedziała.
- A jak Antoś? - Wychrypiałam.
- Na razie w porządku.
- A Darcy?
- Darcy też okej. Masz tu lekarstwa - podała mi jakieś leki.
- A co to jest?
- Nie wiem. Lekarz ci zapisał.
- Zdążyłaś być w aptece?
- Nie, no masz tu dużo przyjaciół, którzy chcą
pomóc. Zastanawiam się, czy Darcy nie dać do Eweliny,
ale wtedy co z Antosiem… Danielle proponowała, że
może go wziąć do siebie, ale boję się, że się od
ciebie
zaraził i nie chcę, aby zaraził Jasmine. Pozwolisz, żeby Darcy spała u Eweliny?
- Może spać - powiedziałam. Było mi to wszystko obojętne.
Mama wyszła z pokoju, a ja spałam dalej. Po pewnym
czasie, jak się obudziłam, mama siedziała koło
mnie i czytała jakąś prasę. Gdy się poruszyłam,
popatrzyła na mnie.
- Jak się czujesz?
- Źle - jęknęłam.
- Wypij herbatę.
Chciało mi się pić, więc spróbowałam. Gardło troszkę
przestało mnie boleć, więc wypiłam szybko
herbatę i mama zapytała:
- Zjesz coś?
- Nie. Nie będę nic jadła.
- A może kisiel zjesz?
- No chyba, że kisiel - wysapałam.
- Masz tu chustki. Wysmarcz nos. Jakbyś nie
mogła, to Ewelina kupiła ci tu wodę do nosa.
- Jak to Ewelina?!
- No Ewelina była w aptece. Pojechała i kupiła.
Przecież nie zostawię cię tu z dwójką dzieci. Chyba
powinnam się zgodzić na to, co proponował lekarz.
- A co proponował lekarz?
- Żeby cię zabrać do szpitala.
- Na grypę?! - Zdziwiłam się.
- Na grypę - odpowiedziała.
- Dobrze, że mnie nie oddałaś - powiedziałam - bo Harry by pewnie natychmiast przyjechał…
- To po to tu jestem, żeby się tobą opiekować.
Dzięki Bogu ta Ewelina powiedziała Kasi, to co
powiedziała.
- A co powiedziała?
- Nic.
- No nie bądź taka. Powiedz.
- No dobrze.
Kasia rozmawiała z Eweliną przez
telefon. Do Eweli zadzwonił domofon, więc przerwała
rozmowę i Kasia usłyszała: Nie. Nianie pod dwójkę.
Nie pod piątkę. I zainteresowała się, co za nianię
i kto ją bierze. Ewelina powiedziała, że to wy
szukacie i w ten sposób się dowiedziałam. Zadzwoniłam
do Harry’ ego i ochrzaniłam go, że nic nie
powiedzieliście. On powiedział, że to tylko na czas tourne.
A ja powiedziałam, żeby nie szukał niani tylko ja
przyjadę. Niall przyjechał po mnie na lotnisko i tak
zostałam przywieziona do was.
Zrobiło mi
się słabo.
- I nic mi nie powiedzieliście?!
- Nic ci nie powiedzieliśmy, bo wiedzieliśmy, że
się nie zgodzisz.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć, a ja
zasnęłam znowu. Następne cztery dni upłynęły
w ten sam sposób. Mama budziła mnie na posiłki i lekarstwa,
wpajała we mnie niesamowite ilości
herbaty z
malinami, na noc dostawałam mleko z miodem i masłem . Po tygodniu poczułam się
trochę
lepiej. Chciałam już wstać, ale mama mi nie
pozwoliła.
- Czy możesz mi powiedzieć, co się działo kiedy
byłam w tej malignie?
- Harry bez przerwy siedział na Skype i
dopytywał się, co się z tobą dzieje. Dziewczyny bardzo mi
pomogły,
zajmując się Darcy. Codziennie inna brała ją do siebie. Okazało się, że się nie
zaraziła i
Antek też
nie. Dzięki Bogu. Po trzech dniach, gdy się okazało, że jest zdrowy, Danielle
zabrała go do
siebie. Potem
włączyła się jeszcze Ellie. Zajmowała się nim najlepiej, jak mogła. Gabriela z
Jay’ em
robili zakupy dla nas, a aptekę obskakiwała Ewelina.
Wszyscy tutaj na Wiśniowej bardzo się
zjednoczyli, żeby ci pomóc. Masz super przyjaciół.
Harry chciał już przerwać trasę koncertową, ale
wszystkie
wybiłyśmy mu to z głowy. Dzisiaj jeszcze poleż bierzesz jeszcze antybiotyk.
Jutro wstaniesz.
Gardło cię
boli?
- Już przestało.
- Bunia kazała ci płukać gardło wodą z solą, ale
ci to darowałam. Harry prawdopodobnie jutro przyleci, bo mają dzień wolny, więc
jest możliwe, że przyjedzie. Także byłoby dobrze, żebyś do jutra poczuła się
jeszcze lepiej, dlatego chciałabym, żebyś jeszcze dziś poleżała, nabrała sił.
Jutro wstaniesz. Dzisiaj jeszcze przyjdzie o piętnastej lekarz i cię zbada.
Zjesz coś?
- Chyba zjem.
- Ugotowałam rosół. Chcesz?
- Ale bez
pietruszki.
- Widzę, że dochodzisz do zdrowia, skoro
wybrzydzasz. Dam ci z pietruszką, bo musisz jeść
z pietruszką.
- Proszę nie! Tylko nie pietruszka! Bo będę
pluła.
Mama zaczęła się zastanawiać.
- A mięska zjesz?
- Nie.
- A pierogów? Na przykład z serem?
- Skąd ty weźmiesz pierogi z serem?
- Zrobiłam. Może nie będą takie, jak Kazika, ale
starałam się bardzo.
- Szkoda, że
Nialla nie ma… Pomógłby mi w jedzeniu. Wystarczy mi rosół, mamo.
Mama niezadowolona wyszła z pokoju. Po pewnym czasie
przyniosła mi olbrzymi talerz rosołu.
Właściwie miskę.
- No przecież ja tego nie zjem!
- Nie marudź.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć. Po
chwili przyszła.
- Kazik przyniósł coś dla ciebie - zaczęła się śmiać.
- Co?
- Rosół.
- Nie…
- A to nic. Jutro zrobię pomidorową.
- Mmm. Z kluseczkami?
- Przywiozłam zacierkę.
- Uuu. To zjem - powiedziałam cała szczęśliwa.
- A może
kurczaka zjesz?
- Nie.
- A naleśników?
- Nie.
- A może zrobię pulpeciki w sosie koperkowym?
- MAMO!
- No, ale przecież muszę coś zrobić, jak Harry
przyjedzie! Może kurczaka w potrawce? Co ty na to?
- No… Ostatecznie może być… - powiedziałam łaskawie.
- To co innego w takim razie? Może leniwe ci
zrobić?
- Mamo… Ja zjem tylko rosół.
- Nie, to nie. Ja sobie coś tam zjem - powiedziała i wyszła.
Spróbowałam rosół. Był dobry. Nie taki, jak Kazika,
ale był dobry. Dało się go zjeść. Przy połowie miski
byłam już pełna. Odstawiłam miskę i włączyłam
notebooka. Na Skype pojawiła się ikonka Harry’ ego.
Kliknęłam na nią i zobaczyłam pokój. Centralnie
naprzeciwko komputera stała kanapa, na której siedział Louis, który patrzył
gdzieś w bok.
- Tak! No pewnie, że tak! - Powiedział - wszystko będzie okej. No przecież wiesz, że
mały jest u Danielle. Uspokój się. Wszystko będzie okej.
Przed komputerem przeszedł Liam.
- Chłopaki. Musimy zaraz jechać do studia - powiedział.
- Do jakiego studia? - Zapytałam.
W pokoju zrobiło się zamieszanie. Do komputera
dopadł Harry.
- Cześć słońce! - Powiedział - jak się miewasz?
- Jak przez lufcik, ale już dzisiaj lepiej.
- Strasznie się denerwowałem.
- Słyszałam, że się denerwowałeś o Toniego.
- Nie o Toniego. O ciebie. No o Toniego też. On
jest jeszcze za mały na grypę.
- Słyszałam, że jutro przyjedziesz.
- A kto ci to powiedział?!
- Sroki wykrakały.
- Postaram się przyjechać.
- To może do jutra wyzdrowieję?
Louis zawył: UuuuuUuuu.
- Zdrowiej nam, a na pewno Harry’ emu - powiedział Liam - wszyscy się o ciebie martwimy.
- Miło z waszej strony. Ale Harry ma minusa.
- Za co?! - Zdziwił się.
- Zastanów się - powiedziałam poważnie.
- Gadaj, coś ty jej zrobił?! - Harry oberwał od
wychodzącego z toalety Nialla rolką papieru
toaletowego.
- Nic nie zrobiłem!
- No właśnie nic nie zrobiłeś! - Powiedziałam.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Żeś sobie nagrabił - powiedział Zayn.
- Jest Dominika?
- Poszła na zakupy. Dzisiaj ma wolne, nie mamy
koncertu, to nie musi nas malować.
- Powiedzcie jej, że się lepiej czuję i żeby do
mnie zadzwoniła, bo chcę z nią pogadać, a do której stacji
idziecie, żeby was posłuchać?
- Tu do lokalnej - powiedział Lou.
- To szkoda. Do zobaczenia, bo musicie już
jechać.
Harry pocałował kamerkę, jakby mnie miał pocałować i
się rozłączył.
- Uuuu - jeszcze usłyszałam zbiorowe - Trzymaj się!
Wyłączyłam komputer i przyszła mama.
- Napijesz się czegoś…. Czemu nie zjadłaś całego
rosołu?!
- Mamo…
Nie mogę…
- To ci odgrzeję go później. Muszę cię postawić
na nogi.
- Już się Harry zapytał, kto mi powiedział, że
przyjedzie.
- I co mu powiedziałaś?
- Że sroki mi wykrakały.
- No dziękuję. Jestem sroką.
- No tak mi przyszło do głowy, bo akurat sroka
siedziała za oknem.
- No dobrze, dobrze. Ja już swoje wiem - mama się zaczęła ze mną przekomarzać.
Zaczęła się śmiać.
- No wiem. Wyszło, jak wyszło. Przepraszam.
- Nie musisz - odpowiedziała.
- Jak mi się
siusiu zachciało
- Pomóc ci?
- Spróbuję sama.
Wstałam i strasznie zakręciło mi się w głowie. Usiadłam
z powrotem na łóżku.
- Daj. Pomogę ci. Chodź - powiedziała mama.
Zaprowadziła mnie do łazienki, zostawiła i wyszła. Gdy
wyszłam, podbiegła do mnie, ale
powiedziałam, że dam sobie radę sama. Kawałek z
łazienki do łóżka strasznie mnie osłabił.
- Nie mam siły. Co się ze mną stało?
- No, przez tydzień mieć gorączkę, to nie jeden
by nie miał siły - powiedziała mama.
Wgramoliłam się z powrotem do łóżka. Mama zabrała
miskę z rosołem i poszła na dół. Po chwili
przyszła z tabletkami.
- Masz tutaj tabletki, wodę i maślankę. Popij
wodą, a potem wypij maślankę. Dzięki Bogu
to jest już
ostatni antybiotyk.
Wzięłam i popiłam wodą.
- To prześpij się teraz.
- Ale mnie
się nie chce spać. Już się wyspałam.
- To co będziesz robić?
- Może wejdę w Internet i poczytam na temat
trasy koncertowej.
- Są zachwyceni.
- To fajnie.
- Fanki jeszcze bardziej ich kochają. Płyta ma
miano już złotej. Za chwilę będzie kolejna platyna.
Wszystko idzie w dobrym kierunku. Z tego co
widziałam, jest strasznie dużo zaproszeń dla zespołu.
Bardzo dużo z Europy, Japonii, Singapuru, Rosji no i
z Polski.
- Powiedziałaś to Ellie?
- Tak. Nawet kazała sobie przesłać.
- A jak weszłaś na moje konto? - Zaczęłam się zastanawiać.
- No weszłam w pocztę i przez przypadek mi się
otworzyła. Zresztą Eleanor kazała mi wejść,
sprawdzić, czy nie ma jakiś zaproszeń. Wiadomości od
Harry’ ego nie czytałam.
- Jak to?! Wiadomości od Harry’ ego? Przecież
żadnej nie było.
- W twojej poczcie były.
- No przecież sprawdzałam.
- No to zobacz. Wejdź w swoją pocztę.
Włączyłam notebooka.
Weszłam przez Gmaila. Zalogowałam się i nie było tam prawie żadnej
wiadomości poza spamami.
- No właśnie. Weszłaś przez Gmaila, a wejdź
przez pocztę.
- No, ale po co mam wchodzić przez pocztę?!
- Bo cię proszę. Wejdź przez tą ikonkę.
Weszłam przez ikonkę i okazało się, że weszłam na swoją
starą pocztę z milionem wiadomości…
- O rany… Żeśmy nie zmienili… No tak… Wszystko
jasne.
Zobaczyłam czternastego wiadomość od Harry’ ego. Nie była
otwarta, tak, jak mama mówiła. Resztę propozycji koncertów były otwarte i
zawierały ikonkę „prześlij dalej”. Mimo,
że Harry wysyłał wiadomość o zmianie adresu, wszystko przychodziło jeszcze na
mój stary adres. Coś było nie tak. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy.
Zostawię to Hazziemu. Niech się bawi. Otworzyłam
wiadomość, a tam były piękne życzenia. Bardzo intymne i bardzo specjalne.
Bardzo się wzruszyłam i nie
spodziewałam się tego po nim. Byłam bardzo mile zaskoczona.
- Jutro dzieciaki będą mogły wrócić do domu - powiedziała mama, gdy weszła do pokoju - może tu trochę przewietrzę? Przyjdzie doktor
i będzie zaduch. Przykryj się. Darcy się
bardzo za tobą stęskniła i nie może się
doczekać, kiedy wróci do domu. Ma już wszystkich dosyć i chce być z tobą.
Błagała mnie dzisiaj, żebym jej pozwoliła
wrócić do domu. Powiedziałam, że może jutro wróci, ale wszystko zależy
od tego, co powie pan doktor. Brakowało mi tej małej gaduły. Było za spokojnie.
- Wiesz, zmienię ci znowu pościel, bo ta jest
taka przepocona… Idź się może umyj, a ja w tym czasie wszystko zrobię. Tylko nie
siedź tam za długo - powiedziała mama.
Zwlekłam się z łóżka i poszłam pod prysznic. Puściłam
bardzo gorącą wodę i szybko się umyłam. Mama wrzuciła mi świeżą piżamę, którą
włożyłam i ubrana w szlafrok wyszłam. Łóżko było już gotowe.
- A poczesałaś się? - Zapytała mama.
- Nie.
- To wracaj się i poczesz. Malować się nie
musisz.
Powlekłam się z powrotem do łazienki. Wyciągnęłam
szczotkę, poczesałam się. Miałam strasznie
tłuste włosy. Wyciągnęłam suchy szampon i posypałam
nim włosy. Wyczesałam i zupełnie inaczej
wyglądałam. Gdy
wyszłam, mama popatrzyła na mnie krytycznie i powiedziała:
- Zupełnie inaczej wyglądasz.
- Jutro umyję głowę. Nie dzisiaj. Nie mam siły.
Chyba, że wieczorem.
- Zaraz przyniosę ci rosół.
- NIEEE!!!
- Co? Nie dobry? Mnie smakuje.
- No… dobrze - burknęłam pod nosem.
Zjadłam rosół. Po krótkim czasie przyszedł lekarz. Zbadał
mnie i powiedział:
- Wszystko na dobrej drodze, tylko proszę się
nie przemęczać. Nie myć okien…. Najlepiej nie wychodzić z domu przez jakieś
trzy dni.
W szafie miałam
zapakowany prezent dla Hazzy, który kupiłam wcześniej. Była to granatowa marynarka. Bardzo podobna
do tej, którą zniszczyła mu Darcy. Ucieszyłam się, że taką znalazłam, a
jeszcze bardziej ucieszyło mnie to, że był rozmiar Hazzy. Cieszyłam się, że mam
ten prezent, bo będę mogła dać mu go
jutro.
- Mamo, czy mogłabyś wyciągnąć z szafy jedną
rzecz? - Poprosiłam, gdy poszedł doktor.
- Oczywiście, a co?
- O tutaj. W szafie leży zapakowany prezent.
Mama wyciągnęła zapakowane elegancko pudło i zapytała:
- Co to?
- To prezent dla Harry’ ego na Walentynki.
Chciałabym mieć go pod ręką.
Włączyłam telewizor. Mama poszła na dół zrobić porządek w
kuchni. Po chwili przyszła i zapytała:
- Słuchaj. Jak się to ustrojstwo włącza?
- Bardzo prosto. Mówisz o zmywarce?
- Jak ty mnie znasz.
- Wrzucasz do bębna tabletkę, zamykasz zmywarkę
i włączasz guzik.
- No właśnie nie działa.
- To wyłącz ten guzik, przekręć zgodnie z ruchem
wskazówek zegara programator.
- A który to?!
- Tam, gdzie masz cyferki. Nie temperaturę,
tylko cyferki. Nastaw na jedynkę i wciśnij guzik.
Mama wyszła,
zaczęłam oglądać dalej telewizję. Rosół mnie przyjemnie rozgrzał, a
ponieważ program nie był bardzo ciekawy, zasnęłam. Poczułam, że ktoś mnie
całuje. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam loki Harry’ ego na de mną.
- Mmm - wydusiłam z siebie.
- Podobno już jesteś zdrowa - powiedział Harry - witam cię - i znów mnie pocałował. Nie zdążyłam nic
powiedzieć i znów wydałam dziwne dźwięki.
- Co chciałaś powiedzieć? - I znów mnie pocałował.
- M! - Mruknęłam.
- Co? - I
znowu mnie pocałował.
Uszczypnęłam go
w bok i poczułam, że jest nagi. Wywinęłam mu się.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz być chory?
- No przecież już nie zarażasz.
- Kiedy przyjechałeś?
- Półgodziny temu.
- A która godzina?
- Dziesiąta.
- Rano?!
- Nie… wieczorem. Przylecieliśmy wszyscy, po za
Zayn’ em i Dominiką. Jak zaproponowałem przylot,
to wszyscy chcieli lecieć. Liam do swoich dziewczyn,
Lou do swoich chłopaków i dziewczyny, a Niall do
Eweliny. Musiałem sprawdzić, co się z tobą dzieje.
Mama mi już wszystko powiedziała i już wszystko
wiem.
* Dzień Dobry :3 Tak, tak, tak... Wróciłam, a wraz ze mną nowy wygląd i parę zmian :) No w końcu już bardzo długo prowadzę bloga, więc stwierdziłam, że coś się dla niego należy :) Mam nadzieję, że Wam się wciąż wszystko podoba! Liczę na komentarze dotyczące rozdziału, jak i Waszą opinię na temat nowego wyglądu :) Jakbyście miały jakieś pytania, to piszcie! Chętnie odpowiem :>
~Meg