sobota, 19 października 2013

91 :3

Odstawiłam pusty talerzyk po serniku i poszłam na górę. Sernik był naprawdę przepyszny. Ze schodów rzuciłam do mamy:
 -  Możesz mi nałożyć jeszcze kawałek sernika?
W odpowiedzi usłyszałam śmiech mamy.

Antek siedział w bujanym foteliku na dole z nami i bawił się grzechotkami. Mama go ubrała bardzo elegancko i był bardzo rozkoszny.
 -  Masz ucałowania walentynkowe od Michała -  powiedziała, gdy wróciłam.
 -  Nie jesteś zazdrosna? -  Zapytałam.
 -  O Michała mam być zazdrosna? Dlaczego? Masz jakieś zapędy do Michała?
 -  No ja nie. To tak dziwnie, że on przesyła komuś innemu buziaki.
 -  Martwi się o ciebie.
 -  Dlaczego?
 - Że jesteś w złym humorze i wszystko jest na „nie”.
 -  Nie wiem. Może ta zima tak na mnie wpływa. Niech przyjdzie już wiosna.
 -  To może przejdziemy się na spacer? -  Zaproponowała mama.
 - Nie chce mi się -  burknęłam.
 -  Może pojedziemy do zoo?
 -  Zimą? Nie… Większość zwierzaków śpi. Nie… -  zaczęłam wybrzydzać.
 -  To może się wybierzemy na zakupy?
 -  Z Darcy nie możemy -  powiedziałam -  sama wiesz, jaka ona jest. To nie dzisiaj. Może jutro.
 -  To chodź gdzieś. Pojedziemy gdzieś z dzieciakami. Antosia ciepło się ubierze. Weźmiemy wózek.
 -  MAMO DZISIAJ NIE MAM CHĘCI WYCHODZIĆ Z DOMU. WSZĘDZIE BĘDĄ WALENTYNKI, WALENTYNKI
I WALENTYNKI. JESZCZE WIĘKSZEGO DOŁA ZŁAPIĘ. MAM WSZYSTKIEGO DOSYĆ.
 -  No, ale nie płacz -  powiedziała mama.
 -  Przecież nie płaczę!
 -  A co ci się tak oczy świecą?
 -  Wcale nie -  odpysknęłam jej.
 -  No przecież widzę. Pokaż mi głowę.
 -  No coś ty! Dzieciom się sprawdza tak głowę! Nie mam gorączki!
 -  Po pierwsze jesteś moim dzieckiem, więc jesteś dzieckiem. Po drugie sprawdzę.
Mama podeszła do mnie i złapała mnie za czoło.
 -  Ty, słuchaj. Gdzie masz termometr?
 -  Nie wiem. Pewnie jest gdzieś na górze.
Mama poszła do apteczki, którą mieliśmy w łazience i przyniosła termometr. Włączyła go i wsadziła
go do ucha. Przypomniało mi się, jak byłam małym dzieckiem. Miałyśmy podobny termometr i tak
samo mierzyło się nim temperaturę.
 -  No. Koleżanko. Idziesz do łóżka -  zdecydowała mama.
 -  Nigdzie nie idę. Dobrze się czuję i nigdzie się nie ruszam -  powiedziałam twardo.
 -  Masz trzydzieści dziewięć i pół stopnia temperatury! Musisz iść do łóżka.
 -  Nie muszę.
 -  Nie kłóć się ze mną -  powiedziała mama.
 -  Nie przesadzaj mamo!
 -  Zobacz.
Popatrzyłam. Faktycznie… Miałam tyle gorączki.
 -  No i wielkie mi halo. Nieraz miewam taką temperaturę i co?
 -  Masz wejść  do łóżka -  zdenerwowała się mama.
Pomaszerowałam wściekła na górę. Jeszcze to musiało mi się przytrafić! W Walentynki!
Wlazłam do łóżka i po chwili mama przyszła z gorącą herbatą. Rzeczywiście miałam dreszcze, ale nie
chciałam się przed mamą przyznać. Gdy wypiłam herbatę mama przyniosła mi Aspirynę i
Rutinoscorbin.
 -  Masz to wszystko połknąć -  powiedziała.
Jak nie pyszna przełknęłam tabletki.
- Co mam ci dać? Książkę jakąś? Prasę? Pilota do telewizora tu masz. Przykryj się, to tu
trochę przewietrzę.
 -  Mamo, tylko nic nie mów Harry’ emu. Proszę cię.
- Co mam mu mówić? -  Powiedziała- Że chora jesteś? Pewnie usłyszy.
 -  To aż tak źle?
 -  Może jutro wstaniesz. Zobaczymy. Ale Antoś musi być dziś na sztucznym mleku.
Mama przyniosła mi książkę i gazety.
 -  Nikt poza mną nie może do ciebie wchodzić, dopóki nie odwołam alarmu -  powiedziała wychodząc.
Wieczorem postanowiłam wejść na Skype’ a. Ale co ja chciałam? Przecież One Direction mieli koncert. Weszłam na pocztę, a tam nic. Pustki. Maila miałam już zmienionego i Harry nie pozwalał mi wchodzić na starego. Czułam się źle i wszystko było do chrzanu. Czytać mi się nie chciało, więc włączyłam telewizor. Nic mnie nie zainteresowało, więc co prędzej go wyłączyłam. Przejrzałam gazety. Nic. Nudy… Słuchać też mi się nie chciało. Odwróciłam się na bok i poszłam spać. Następnego dnia rano, obudził mnie straszny ból głowy. Nos miałam zatkany, tak, że nie mogłam oddychać, bolało mnie gardło. Łatwiej było powiedzieć, co mnie nie bolało… Zwlekłam się i powolnym krokiem poszłam do toalety. Umyłam się i gdy wróciłam do pokoju mama już tam była.
 -  I jak się czujesz? -  Zapytała.
 -  Nie najlepiej -  wychrypiałam.
 -  Właź do łóżka. Zaraz wezwę jakiegoś lekarza.
 -  Daj spokój. Przejdzie mi -  chrypiałam dalej.
 -  Tak… Przejdzie na pozostałych -  zdenerwowała się mama -  właź do łóżka. Zaraz ci przyniosę
śniadanie. Na co masz ochotę?
 -  Nic nie będę jadła.
 -  To zrobię ci kisiel -  zadecydowała i wyszła z pokoju.
Za drzwiami stała Darcy, bo gdy mama wyszła, usłyszałam jej szczebiot.
 -  Tak. Mama jest chora. Nie możesz tam wchodzić. Pamiętaj. Nie wolno -  powiedziała poważnie
mama.
Włączyłam Skype’ a, na którym zobaczyłam  Harry’ ego.
- Co się z tobą dzieje?! Dlaczego cię nie było  przez cały wczorajszy dzień?! I w dodatku komórki nie
 odbierałaś?! -  Zarzucił mnie pytaniami.
 -  Przecież ciebie wczoraj nie było -  wychrypiałam.
 -  Jezus, Maria?! Chora jesteś?!
 -  Tak jakby…
- Co ci jest?!
 -  Nie wiem... -  Powiedziałam.
 -  Chciałem wczoraj pogadać z tobą, ale nie było cię na Skype, wysłałem ci maila, ale nie
odpowiedziałaś,  komórkę miałaś wyłączoną. Co się dzieje?!
 -  Nie wiem, czy słyszysz, ale chrypię i się nie najlepiej czuję.
 -  A gdzie mama?
 -  Poszła na dół, zrobić mi śniadanie.
W tym momencie złapał mnie atak kaszlu.
 -  Dobra. Nie będę cię męczył. Kuruj się -  i rozłączył się.
Mama długo nie przychodziła, więc sobie przysnęłam. Obudziła mnie po jakimś czasie i powiedziała:
 -  Za godzinę przyjdzie lekarz. Może zmienię ci pościel? Gdzie masz pościel? Powiedz.
Pokazałam jej szafkę, gdzie była pościel. Mama powiedziała:
 -  To wstań. Zrobię w między czasie porządek, a ty zjedz śniadanie. Tylko załóż szlafrok.
Usiadłam przy swojej komódce i popatrzyłam w lustro. Wyglądałam tragicznie.
 -  Gdzie masz piżamę? Przebierzesz się w świeżą -  powiedziała mama.
Pokazałam gdzie, więc wyjęła jedną i rzuciła we mnie.
 -  Przebieraj się.
Zanim zdążyłam się przebrać, już pościeliła łóżko świeżą pościelą.
 - Leż teraz spokojnie - powiedziała mama, gdy zjadłam śniadanie - ja muszę iść po chustki, bo pewnie
ci zabraknie i pod żadnym pozorem nie wychodź z pokoju, bo wszystkich pozarażasz.
Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pewnie lekarz… Ale nic się nie działo. Po jakiś piętnastu minutach znów zadzwonił dzwonek do drzwi
 i po kolejnych pięciu, mama przyszła do mnie.
 -  Masz tu chustki -  rzuciła.
 -  Kto to był? -  Zapytałam.
 -  Złapałam Gabrielę, która się wybierała do sklepu i poprosiłam, czy by nie mogła kupić chustek.
 Życzy ci zdrowia. Zaraz ci przyniosę następną herbatę.
Po pół godzinie zadzwonił znów dzwonek do drzwi. Tym razem lekarz. Zbadał mnie, obsłuchał,
wypytał, co mnie boli, co nie boli i stwierdził, że mam grypę. Mama się strasznie przeraziła.
Wyszła z lekarzem ode mnie z pokoju i dalej nie wiem, co się działo, bo zasnęłam. Mama przeniosła
sztab dowodzenia do mojego pokoju. Darcy miała prawo tylko zapukać do drzwi, jeżeli coś się działo.
Wtedy mama wychodziła i załatwiała potrzeby.  Darcy miała pilnować  Antosia i gdyby zaczął płakać,
miała przychodzić po mamę. Wcześniej mama zdążyła zadzwonić do doktora, który się opiekował
Tosiem. Zapytała, co robić, żeby nie zachorował na grypę. Doktor powiedział, że przyjedzie dzisiaj i go
 zbada. Dzięki Bogu Toś nie był marudny i wyglądało na to, że się nie zaraził. Przy wszystkich wizytach
lekarskich mama siedziała przy mnie i mierzyła mi prawie non stop gorączkę. Tak mi się wydawało.
W pewnym momencie, gdy się obudziłam, miałam okład na głowie.
 -  Mamo! Zimno! Po co mam to mieć na głowie?! -  Powiedziałam i chciałam zdjąć okład z czoła.
 -  Zostaw. Masz prawie czterdzieści stopni gorączki -  odpowiedziała.
 -  A jak Antoś? -  Wychrypiałam.
 -  Na razie w porządku.
 -  A Darcy?
 -  Darcy też okej. Masz tu lekarstwa -  podała mi jakieś leki.
 -  A co to jest?
 -  Nie wiem. Lekarz ci zapisał.
 -  Zdążyłaś być w aptece?
 -  Nie, no masz tu dużo przyjaciół, którzy chcą pomóc. Zastanawiam się, czy Darcy nie dać do Eweliny,
ale wtedy co z Antosiem… Danielle proponowała, że może go wziąć do siebie, ale boję się, że się od
 ciebie zaraził i nie chcę, aby zaraził Jasmine. Pozwolisz, żeby Darcy spała u Eweliny?
 -  Może spać -  powiedziałam. Było mi to wszystko obojętne.
Mama wyszła z pokoju, a ja spałam dalej. Po pewnym czasie, jak się obudziłam, mama siedziała koło
mnie i czytała jakąś prasę. Gdy się poruszyłam, popatrzyła na mnie.
 -  Jak się czujesz?
 -  Źle -  jęknęłam.
 -  Wypij herbatę.
Chciało mi się pić, więc spróbowałam. Gardło troszkę przestało mnie boleć, więc wypiłam szybko
herbatę i mama zapytała:
 -  Zjesz coś?
 -  Nie. Nie będę nic jadła.
 -  A może kisiel zjesz?
 -  No chyba, że kisiel -  wysapałam.
 -  Masz tu chustki. Wysmarcz nos. Jakbyś nie mogła, to Ewelina kupiła ci tu wodę do nosa.
 -  Jak to Ewelina?!
 -  No Ewelina była w aptece. Pojechała i kupiła. Przecież nie zostawię cię tu z dwójką dzieci. Chyba
powinnam się zgodzić na to, co proponował lekarz.
 -  A co proponował lekarz?
- Żeby cię zabrać do szpitala.
 -  Na grypę?! -  Zdziwiłam się.
 -  Na grypę -  odpowiedziała.
 -  Dobrze, że mnie nie oddałaś -  powiedziałam -  bo Harry by pewnie natychmiast przyjechał…
 -  To po to tu jestem, żeby się tobą opiekować. Dzięki Bogu ta Ewelina powiedziała Kasi, to co
powiedziała.
 -  A co powiedziała?
 -  Nic.
 -  No nie bądź taka. Powiedz.
 - No dobrze. Kasia rozmawiała z Eweliną przez  telefon. Do Eweli zadzwonił domofon, więc przerwała
rozmowę i Kasia usłyszała: Nie. Nianie pod dwójkę. Nie pod piątkę. I zainteresowała się, co za nianię   
i kto ją bierze. Ewelina powiedziała, że to wy szukacie i w ten sposób się dowiedziałam. Zadzwoniłam
do Harry’ ego i ochrzaniłam go, że nic nie powiedzieliście. On powiedział, że to tylko na czas tourne.
A ja powiedziałam, żeby nie szukał niani tylko ja przyjadę. Niall przyjechał po mnie na lotnisko i tak
zostałam przywieziona do was.
 Zrobiło mi się słabo.
 -  I nic mi nie powiedzieliście?!
 -  Nic ci nie powiedzieliśmy, bo wiedzieliśmy, że się nie zgodzisz.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć, a ja zasnęłam znowu. Następne cztery dni upłynęły
w ten sam sposób. Mama budziła mnie na posiłki i lekarstwa, wpajała we mnie niesamowite ilości
 herbaty z malinami, na noc dostawałam mleko z miodem i masłem . Po tygodniu poczułam się trochę
lepiej. Chciałam już wstać, ale mama mi nie pozwoliła.
 -  Czy możesz mi powiedzieć, co się działo kiedy byłam w tej malignie?
 -  Harry bez przerwy siedział na Skype i dopytywał się, co się z tobą dzieje. Dziewczyny bardzo mi
 pomogły, zajmując się Darcy. Codziennie inna brała ją do siebie. Okazało się, że się nie zaraziła i
 Antek też nie. Dzięki Bogu. Po trzech dniach, gdy się okazało, że jest zdrowy, Danielle zabrała go do
 siebie. Potem włączyła się jeszcze Ellie. Zajmowała się nim najlepiej, jak mogła. Gabriela z Jay’ em
robili zakupy dla nas, a aptekę obskakiwała Ewelina. Wszyscy tutaj na Wiśniowej bardzo się
zjednoczyli, żeby ci pomóc. Masz super przyjaciół. Harry chciał już przerwać trasę koncertową, ale
 wszystkie wybiłyśmy mu to z głowy. Dzisiaj jeszcze poleż bierzesz jeszcze antybiotyk. Jutro wstaniesz.
 Gardło cię boli?
 -  Już przestało.
 -  Bunia kazała ci płukać gardło wodą z solą, ale ci to darowałam. Harry prawdopodobnie jutro przyleci, bo mają dzień wolny, więc jest możliwe, że przyjedzie. Także byłoby dobrze, żebyś do jutra poczuła się jeszcze lepiej, dlatego chciałabym, żebyś jeszcze dziś poleżała, nabrała sił. Jutro wstaniesz. Dzisiaj jeszcze przyjdzie o piętnastej lekarz i cię zbada. Zjesz coś?
 -  Chyba zjem.
 -  Ugotowałam rosół. Chcesz?
-  Ale bez pietruszki.
 -  Widzę, że dochodzisz do zdrowia, skoro wybrzydzasz. Dam ci z pietruszką, bo musisz jeść
z pietruszką.
 -  Proszę nie! Tylko nie pietruszka! Bo będę pluła.
Mama zaczęła się zastanawiać.
 -  A mięska zjesz?
 -  Nie.
 -  A pierogów? Na przykład z serem?
 -  Skąd ty weźmiesz pierogi z serem?
 -  Zrobiłam. Może nie będą takie, jak Kazika, ale starałam się bardzo.
 - Szkoda, że Nialla nie ma… Pomógłby mi w jedzeniu. Wystarczy mi rosół, mamo.
Mama niezadowolona wyszła z pokoju. Po pewnym czasie przyniosła mi olbrzymi talerz rosołu.
Właściwie miskę.
 -  No przecież ja tego nie zjem!
 -  Nie marudź.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć. Po chwili przyszła.
 -  Kazik przyniósł coś dla ciebie -  zaczęła się śmiać.
-  Co?
 -  Rosół.
 -  Nie…
 -  A to nic. Jutro zrobię pomidorową.
 -  Mmm. Z kluseczkami?
 -  Przywiozłam zacierkę.
 -  Uuu. To zjem -  powiedziałam cała szczęśliwa.
 - A może kurczaka zjesz?
 -  Nie.
 -  A naleśników?
 -  Nie.
 -  A może zrobię pulpeciki w sosie koperkowym?
 -  MAMO!
 -  No, ale przecież muszę coś zrobić, jak Harry przyjedzie! Może kurczaka w potrawce? Co ty na to?
 -  No… Ostatecznie może być… -  powiedziałam łaskawie.
 -  To co innego w takim razie? Może leniwe ci zrobić?
 -  Mamo… Ja zjem tylko rosół.
 -  Nie, to nie. Ja sobie coś tam zjem -  powiedziała i wyszła.
Spróbowałam rosół. Był dobry. Nie taki, jak Kazika, ale był dobry. Dało się go zjeść. Przy połowie miski
byłam już pełna. Odstawiłam miskę i włączyłam notebooka. Na Skype pojawiła się ikonka Harry’ ego.
Kliknęłam na nią i zobaczyłam pokój. Centralnie naprzeciwko komputera stała kanapa, na której siedział Louis, który patrzył gdzieś w bok.
 -  Tak! No pewnie, że tak! -  Powiedział -  wszystko będzie okej. No przecież wiesz, że mały jest u Danielle. Uspokój się. Wszystko będzie okej.
Przed komputerem przeszedł Liam.
 -  Chłopaki. Musimy zaraz jechać do studia -  powiedział.
 -  Do jakiego studia? -  Zapytałam.
W pokoju zrobiło się zamieszanie. Do komputera dopadł Harry.
 -  Cześć słońce! -  Powiedział -  jak się miewasz?
 -  Jak przez lufcik, ale już dzisiaj lepiej.
 -  Strasznie się denerwowałem.
 -  Słyszałam, że się denerwowałeś o Toniego.
 -  Nie o Toniego. O ciebie. No o Toniego też. On jest jeszcze za mały na grypę.
 -  Słyszałam, że jutro przyjedziesz.
 -  A kto ci to powiedział?!
 -  Sroki wykrakały.
 -  Postaram się przyjechać.
 -  To może do jutra wyzdrowieję?
Louis zawył: UuuuuUuuu.
 -  Zdrowiej nam, a na pewno Harry’ emu -  powiedział Liam -  wszyscy się o ciebie martwimy.
 -  Miło z waszej strony. Ale Harry ma minusa.
 -  Za co?! -  Zdziwił się.
 -  Zastanów się -  powiedziałam poważnie.
 -  Gadaj, coś ty jej zrobił?! - Harry oberwał od wychodzącego z toalety Nialla rolką papieru
toaletowego.
 -  Nic nie zrobiłem!
 -  No właśnie nic nie zrobiłeś! -  Powiedziałam.
 -  Nie wiem o co ci chodzi.
- Żeś sobie nagrabił -  powiedział Zayn.
 -  Jest Dominika?
 -  Poszła na zakupy. Dzisiaj ma wolne, nie mamy koncertu, to nie musi nas malować.
 -  Powiedzcie jej, że się lepiej czuję i żeby do mnie zadzwoniła, bo chcę z nią pogadać, a do której stacji
idziecie, żeby was posłuchać?
 -  Tu do lokalnej -  powiedział Lou.
 -  To szkoda. Do zobaczenia, bo musicie już jechać.
Harry pocałował kamerkę, jakby mnie miał pocałować i się rozłączył.
 -  Uuuu -  jeszcze usłyszałam zbiorowe -  Trzymaj się!
Wyłączyłam komputer i przyszła mama.
 -  Napijesz się czegoś…. Czemu nie zjadłaś całego rosołu?!
 -  Mamo…  Nie mogę…
 -  To ci odgrzeję go później. Muszę cię postawić na nogi.
 -  Już się Harry zapytał, kto mi powiedział, że przyjedzie.
 -  I co mu powiedziałaś?
- Że sroki mi wykrakały.
 -  No dziękuję. Jestem sroką.
 -  No tak mi przyszło do głowy, bo akurat sroka siedziała za oknem.
 -  No dobrze, dobrze. Ja już swoje wiem -  mama się zaczęła ze mną przekomarzać.
Zaczęła się śmiać.
 -  No wiem. Wyszło, jak wyszło. Przepraszam.
 -  Nie musisz -  odpowiedziała.
 - Jak mi się siusiu zachciało
 - Pomóc ci?
 -  Spróbuję sama.
Wstałam i strasznie zakręciło mi się w głowie. Usiadłam z powrotem na łóżku.
 -  Daj. Pomogę ci. Chodź -  powiedziała mama.
Zaprowadziła mnie do łazienki, zostawiła i wyszła. Gdy wyszłam, podbiegła do mnie, ale
powiedziałam, że dam sobie radę sama. Kawałek z łazienki do łóżka strasznie mnie osłabił.
 -  Nie mam siły. Co się ze mną stało?
 -  No, przez tydzień mieć gorączkę, to nie jeden by nie miał siły -  powiedziała mama.
Wgramoliłam się z powrotem do łóżka. Mama zabrała miskę z rosołem i poszła na dół. Po chwili
przyszła z tabletkami.
 -  Masz tutaj tabletki, wodę i maślankę. Popij wodą, a potem wypij maślankę. Dzięki Bogu
 to jest już ostatni antybiotyk.
Wzięłam i popiłam wodą.
 -  To prześpij się teraz.
-  Ale mnie się nie chce spać. Już się wyspałam.
 -  To co będziesz robić?
 -  Może wejdę w Internet i poczytam na temat trasy koncertowej.
 -  Są zachwyceni.
 -  To fajnie.
 -  Fanki jeszcze bardziej ich kochają. Płyta ma miano już złotej. Za chwilę będzie kolejna platyna.
Wszystko idzie w dobrym kierunku. Z tego co widziałam, jest strasznie dużo zaproszeń dla zespołu.
Bardzo dużo z Europy, Japonii, Singapuru, Rosji no i z Polski.
 -  Powiedziałaś to Ellie?
 -  Tak. Nawet kazała sobie przesłać.
 -  A jak weszłaś na moje konto? -  Zaczęłam się zastanawiać.
 -  No weszłam w pocztę i przez przypadek mi się otworzyła. Zresztą Eleanor kazała mi wejść,
sprawdzić, czy nie ma jakiś zaproszeń. Wiadomości od Harry’ ego nie czytałam.
 -  Jak to?! Wiadomości od Harry’ ego? Przecież żadnej nie było.
 -  W twojej poczcie były.
 -  No przecież sprawdzałam.
 -  No to zobacz. Wejdź w swoją pocztę.
Włączyłam notebooka.  Weszłam przez Gmaila. Zalogowałam się i nie było tam prawie żadnej
wiadomości poza spamami.
 -  No właśnie. Weszłaś przez Gmaila, a wejdź przez pocztę.
 -  No, ale po co mam wchodzić przez pocztę?!
 -  Bo cię proszę. Wejdź przez tą ikonkę.
Weszłam przez ikonkę i okazało się, że weszłam na swoją starą pocztę z milionem wiadomości…
 -  O rany… Żeśmy nie zmienili… No tak… Wszystko jasne.
Zobaczyłam czternastego wiadomość od Harry’ ego. Nie była otwarta, tak, jak mama mówiła. Resztę propozycji koncertów były otwarte i zawierały ikonkę „prześlij dalej”.  Mimo, że Harry wysyłał wiadomość o zmianie adresu, wszystko przychodziło jeszcze na mój stary adres. Coś było nie tak. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Zostawię to Hazziemu. Niech się bawi.  Otworzyłam wiadomość, a tam były piękne życzenia. Bardzo intymne i bardzo specjalne. Bardzo się wzruszyłam     i nie spodziewałam się tego po nim. Byłam bardzo mile zaskoczona.
 -  Jutro dzieciaki będą mogły wrócić do domu -  powiedziała mama, gdy weszła do pokoju -  może tu trochę przewietrzę? Przyjdzie doktor i  będzie zaduch. Przykryj się. Darcy się bardzo za tobą stęskniła  i nie może się doczekać, kiedy wróci do domu. Ma już wszystkich dosyć i chce być z tobą. Błagała mnie dzisiaj, żebym jej pozwoliła  wrócić do domu. Powiedziałam, że może jutro wróci, ale wszystko zależy od tego, co powie pan doktor. Brakowało mi tej małej gaduły. Było za spokojnie.
 -  Wiesz, zmienię ci znowu pościel, bo ta jest taka przepocona… Idź się  może umyj,  a ja w tym czasie wszystko zrobię. Tylko nie siedź tam za długo -  powiedziała mama.
Zwlekłam się z łóżka i poszłam pod prysznic. Puściłam bardzo gorącą wodę i szybko się umyłam. Mama wrzuciła mi świeżą piżamę, którą włożyłam i ubrana w szlafrok wyszłam. Łóżko było już gotowe.
 -  A poczesałaś się? -  Zapytała mama.
 -  Nie.
 -  To wracaj się i poczesz. Malować się nie musisz.
Powlekłam się z powrotem do łazienki. Wyciągnęłam szczotkę, poczesałam się. Miałam strasznie
tłuste włosy. Wyciągnęłam suchy szampon i posypałam nim włosy. Wyczesałam i zupełnie inaczej
wyglądałam.  Gdy wyszłam, mama popatrzyła na mnie krytycznie i powiedziała:
 -  Zupełnie inaczej wyglądasz.
 -  Jutro umyję głowę. Nie dzisiaj. Nie mam siły. Chyba, że wieczorem.
 -  Zaraz przyniosę ci rosół.
 -  NIEEE!!!
- Co? Nie dobry? Mnie smakuje.
 -  No… dobrze -  burknęłam pod nosem.
Zjadłam rosół. Po krótkim czasie przyszedł lekarz. Zbadał mnie i powiedział:
 -  Wszystko na dobrej drodze, tylko proszę się nie przemęczać. Nie myć okien…. Najlepiej nie wychodzić z domu przez jakieś trzy dni.
 W szafie miałam zapakowany prezent dla Hazzy, który kupiłam wcześniej.  Była to granatowa marynarka. Bardzo podobna do tej, którą zniszczyła mu Darcy. Ucieszyłam się, że taką znalazłam,       a jeszcze bardziej ucieszyło mnie to, że był rozmiar Hazzy. Cieszyłam się, że mam ten prezent, bo będę mogła dać mu  go jutro.
 -  Mamo, czy mogłabyś wyciągnąć z szafy jedną rzecz? -  Poprosiłam, gdy poszedł doktor.
 -  Oczywiście, a co?
 -  O tutaj. W szafie leży zapakowany prezent.
Mama wyciągnęła zapakowane elegancko pudło i zapytała:
- Co to?
 -  To prezent dla Harry’ ego na Walentynki. Chciałabym mieć go pod ręką.
Włączyłam telewizor. Mama poszła na dół zrobić porządek w kuchni. Po chwili przyszła i zapytała:
 -  Słuchaj. Jak się to ustrojstwo włącza?
 -  Bardzo prosto. Mówisz o zmywarce?
 -  Jak ty mnie znasz.
 -  Wrzucasz do bębna tabletkę, zamykasz zmywarkę i włączasz guzik.
 -  No właśnie nie działa.
 -  To wyłącz ten guzik, przekręć zgodnie z ruchem wskazówek zegara programator.
 -  A który to?!
 -  Tam, gdzie masz cyferki. Nie temperaturę, tylko cyferki. Nastaw na jedynkę i wciśnij guzik.
Mama wyszła,  zaczęłam oglądać dalej telewizję. Rosół mnie przyjemnie rozgrzał, a ponieważ program nie był bardzo ciekawy, zasnęłam. Poczułam, że ktoś mnie całuje. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam loki Harry’ ego na de mną.
 -  Mmm -  wydusiłam z siebie.
 -  Podobno już jesteś zdrowa -  powiedział Harry -  witam cię -  i znów mnie pocałował. Nie zdążyłam nic powiedzieć i znów wydałam dziwne dźwięki.
- Co chciałaś powiedzieć? -  I znów mnie pocałował.
 -  M! -  Mruknęłam.
- Co? -  I znowu mnie pocałował.
Uszczypnęłam go  w bok i poczułam, że jest nagi. Wywinęłam mu się.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz być chory?
 -  No przecież już nie zarażasz.
 -  Kiedy przyjechałeś?
 -  Półgodziny temu.
 -  A która godzina?
 -  Dziesiąta.
 -  Rano?!
 -  Nie… wieczorem. Przylecieliśmy wszyscy, po za Zayn’ em i Dominiką. Jak zaproponowałem przylot,
to wszyscy chcieli lecieć. Liam do swoich dziewczyn, Lou do swoich chłopaków i dziewczyny, a Niall do
Eweliny. Musiałem sprawdzić, co się z tobą dzieje. Mama mi już wszystko powiedziała i już wszystko

wiem.




* Dzień Dobry :3 Tak, tak, tak... Wróciłam, a wraz ze mną nowy wygląd i parę zmian :) No w końcu już bardzo długo prowadzę bloga, więc stwierdziłam, że coś się dla niego należy :) Mam nadzieję, że Wam się wciąż wszystko podoba! Liczę na komentarze dotyczące rozdziału, jak i Waszą opinię na temat nowego wyglądu :) Jakbyście miały jakieś pytania, to piszcie! Chętnie odpowiem :>
                                                                                                                   ~Meg

piątek, 4 października 2013

90!!!!

Harry mógł ją przeczytać, bo Geoffrey napisał
ją po angielsku. Przeczytał wiadomość bardzo dokładnie.
 -  Nie wiem, czy mam rozmawiać na ten temat z Dominiką, czy olać temat.
 -  A nie wiesz, o co im poszło? -  Zapytał.
 -  Geoffreyowi coś się nie spodobało i ją uderzył. Zdarzało się to wiele razy, choć obiecywał jej, że nie
będzie. Powtarzało się to, dlatego po ostatnim razie odeszła.
 -  Jak to, bił? -  Zdziwił się Harry.
- No bił. Dlatego przyjechała do nas, żeby uciec od niego, jak najdalej. Teraz jest szczęśliwa z Zayn’ em
i nie mogę jej w ogóle na temat Geoffreya mówić, bo będzie miała wyrzuty sumienia. Co ja mam
 zrobić, Harry?
 -  Może ja mu odpiszę?
- Ale co mu odpiszesz? -  Chlipałam.
- Że Dominika z damskimi bokserami się nie zadaje. Przecież z powodu Geoffreya chyba nie będziesz płakać?
 -  Nie, to nie tylko o to chodzi -  zaczęłam chlipać mocniej -  tu pisze Błażej.
 -  Twój kuzyn.
 -  Tak. Że byłoby miło, żebym go zaprosiła, a najlepiej, żebym mu sfinansowała podróż.
 -  No chyba żartujesz…
 -  Ja, nie. Tu moja koleżanka, której nie znosiłam w szkole. Przypomniała sobie o mnie, bo dowiedziała się, że wyszłam za ciebie za mąż.
 -  No i co?
 -  I stwierdziła, że powinnam jej oddać swój majątek.
 -  Chyba ją pogięło…
 -  I że nie powinieneś się ze mną żenić, tylko z nią, dlatego żąda połowę majątku. Wszystkie pozostałe
listy są od moich byłych znajomych. Prawie we wszystkich jest prośba o wsparcie finansowe.
 Dlaczego ludzie są tacy podli? -  Zaczęłam płakać na nowo.
 -  Uspokój się. Widzę, że będziemy musieli zmienić ci maila… A ludzie żerują na takich, jak my.
Uważają, że wszystko im się należy. Wszystkim nie pomożesz… My wspieramy fundację dziecięcą        
i tam wpłacamy pieniądze. Nie będziemy nikogo więcej wspierać, a już na pewno na takie głupie
maile, jak te. Błażejowi możemy wysłać zaproszenie, ale niech podróż sobie sfinansuje sam. Jak nie
ma pieniędzy, to niech idzie zbierać truskawki, albo jagody -  Harry był bardzo wzburzony -  zdaje się,
że Błażej ma brata, tak?
 -  Tak.
 -  Jak zaprosisz Błażeja, to będziesz musiała zaprosić całą rodzinę, tak? A wtedy  zrobi się ile osób?
 -  Pięć -  wyszlochałam.
 -  To może od razu wynajmiemy samolot? Po za tym nie mamy miejsca. Mamy tylko jedną sypialnię gościnną. Moja rodzina też nie przyjeżdża.
 -  Napisałam do Błażeja, że nie mamy na razie możliwości, bo Toni jest mały i płacze przez całe noce. O zobacz. Przyszła odpowiedź.
Rozumiem. Może kiedyś w przyszłości…:)
Harry popatrzył na ilość wiadomości przeczytanych przeze mnie, które były głównie po polsku i powiedział:
 -  Dobra. Kasujemy tego maila. Zakładamy ci nowy.     
W tym momencie zadzwonił dzwonek w kuchni i Harry powiedział:
 -  Poczekaj spokojnie. Ja zaraz przyjdę. Muszę tylko odcedzić ryż -  i wyszedł -  nalać ci jeszcze wina?
 -  Później się napiję -  odpowiedziałam smutnym tonem.
 -  Chodź do mnie do kuchni. Pomożesz mi wstawić zapiekankę do pieca i zaczniemy ci zmieniać adres
mailowy.
Odłożyłam notebooka, zamknęłam go i poszłam do kuchni.
 -  Dodasz mi tutaj cebulę? -  Poprosił.
Wzięłam patelnię, przechyliłam ją, a Harry zaczął mieszać.
 -  Teraz pieczarki.
Zrobiłam to samo.
 -  Daj ten garnek do zapiekania -  powiedział do mnie.
Postawiłam naczynie przed nim. Wyłożył część ryżu, na którą zaczął układać jajka pokrojone w talarki. Na to następną porcję ryżu, znowu jajka i na koniec ostatnia porcja ryżu.
 -  I widzisz? Miałaś spróbować. I w końcu nie wiem czy jest za słona, czy za mało.
 -  Daj, spróbuję teraz.
Spróbowałam. Była bardzo dobra. Zalał wszystko śmietaną i wstawił do piekarnika.
 -  Zegar nastaw na czterdzieści minut  -  powiedział i zaczął chować wszystkie brudne naczynia do
zmywarki -  chyba muszę nastawić zmywarkę, bo jest pełna.
Wziął pudełko, wrzucił tabletkę i nastawił urządzenie.
 -  No, to chodź -  rzucił -  idziemy stąd.
Usiadłam znowu na kanapie, Harry przy mnie. Przytulił mnie.
 -  Powiedz. Co się dzieje. Przecież takie maile nie mogły cię wyprowadzić z równowagi. Źle się
czujesz? -  Powiedział z troską w głosie.
 -  Nie wiem, co się dzieje -  wychlipałam -  chyba jestem zmęczona.
 -  Dobrze. To zjemy i położymy się spać.
 -  Tak. Położymy się spać, a Antoś będzie znów płakał…
 -  To ty będziesz spać, a ja się będę nim zajmował.
 -  Przytul mnie mocniej.
Harry mnie mocno przytulił i zaczął całować. Poczułam się trochę lepiej. Głupio mi było, że przed nim
urządzam taką histerię…
 -  Napijemy się jeszcze wina? -  Zapytałam.
 -  Możemy się napić -  wstał i przyniósł butelkę.
Nalał mi kieliszek i podał.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?
Harry zaczął się śmiać.
 -  Pewnie byś się zapłakała… -  powiedział i zrobił minę przydeptanego jamnika.
Tym mnie rozśmieszył.
 -  Zdaje się, że należy ci się jakiś urlop od wszystkiego…
 -  A kto się będzie zajmował Antosiem? -  Powiedziałam.
 -  Przejdzie na mleko w proszku.
 -  On jest za mały na mleko w proszku.
 -  Dobra. To ja nie pojadę w trasę koncertową.
To mnie otrzeźwiło całkowicie.
 - Tego nie możesz zrobić - powiedziałam - musisz jechać i koniec. Dwa tygodnie, to nie tak długo.
Dam sobie jakoś radę.
 -  To chyba poproszę, żeby mama przyjechała, bo cię samej nie zostawię z dwójką dzieci.
 - KTÓRA?! -  Zapytałam z przerażeniem.
 -  No przecież wiesz, że nie moja. Nie nadaje się do tego. A wiesz, że się zeszli?
 -  Rozmawiałeś z mamą?
 -  Ojciec się wprowadził z powrotem do domu.
 -  To super! Cieszę się! Mówisz o mojej mamie?
 -  No chyba nie o Nialla. No jasne, że o twojej.
 -  Nie ma mowy. Dopiero co wyjechała -  powiedziałam.
 -  To ja nie jadę w trasę.
 -  Jedziesz i koniec. Nie ma gadania. Chcesz, żebym się czuła, jak kula u nogi? Bo tak się będę czuła,
 jak nie pojedziesz.
 -  No co ty opowiadasz za głupoty. Dobrze. To w takim razie mamy jeszcze trochę czasu  i poszukamy
jakiejś opiekunki. Jutro zacznę szukać. Może ktoś zna jakąś odpowiedzialną -  powiedział.
 -  Wiesz, to jest całkiem niezły pomysł -  powiedziałam -  byleby nie była za młoda.
- Co? Zazdrosna jesteś? -  Powiedział z ironią.
 -  No pewnie! -  Odpowiedziałam zalotnie.
Niestety przypomniał sobie o nas Antoni i zaczął się drzeć.
 -  Siedź tu, ja idę -  rozkazał mi i poszedł na górę.
Dopiłam wino i poczułam się trochę lepiej. Po nie długim czasie zadzwonił budzik kuchenny, więc
poszłam sprawdzić, jak zapiekanka. Popatrzyłam i uświadomiłam sobie, że Harry nie posypał
zapiekanki serem. Pewnie będzie sucha… Może spróbuję? Wyciągnęłam widelec i spróbowałam. Tak,
jak przypuszczałam, była sucha. Zerknęłam do lodówki, czy mamy śmietanę. Dzięki Bogu jeszcze była.
Faktycznie czegoś brakowało. MAJERANEK! Wzięłam przyprawę i posypałam na wierzchu, zalałam
śmietaną i wszystko posypałam serem.  Wstawiłam ponownie do piekarnika. Doszłam do wniosku,
że jakieś pięć minut wystarczy. Zamknęłam piekarnik, a w kuchni pojawił się Harry.
- Co ty tu robisz? -  Zapytał.
 -  Wzywał mnie pan budzik.
 -  Oj, bo będę zazdrosny.
 -  I co Antoś?
 -  Zerżnął się -  powiedział krótko- Ale już śpi dalej.
- Ale przewinąłeś go? -  Zapytałam zaniepokojona.
 -  Nie. Zostawiłem go w tym wszystkim.
Zrobiłam krok w kierunku drzwi. Widocznie miałam bardzo dziwną minę, bo zatrzymał mnie.
Złapał mnie i powiedział:
 - No przecież przewinąłem go. Mówiłaś, że dzwonił budzik. Dlaczego nie wyjęłaś zapiekanki?
 -  Bo doszłam do wniosku, że musi być jeszcze w piecu.
 -  A nie spali się?!
 -  Mam nadzieję,  że nie.
Minęło pięć minut, więc powiedziałam:
 -  No to możesz wykładać.
Gdy Harry wyjął zapiekankę, ser się bardzo ładnie zapiekł i zapach roznosił się po całym domu.
Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
- Coś ty zrobiła z tą zapiekanką, że ona jest taka pyszna? -  Zapytał Harry- Coś dodałaś.
 -  Ser.
 -  No przecież położyłem ser.
 -  Nie. Zapomniałeś.
 -  Głowę bym dał sobie uciąć, że sypałem serem tą zapiekankę.
 -  To lepiej nie dawaj, bo ją stracisz, a jeszcze ci się przyda.
- Ale powiedz, że dobra.
 -  No, pyszna. Napijesz się herbaty? -  Zapytałam, gdy skończyliśmy jeść.
 -  Oj, chyba tak. Coś mokrego by się przydało -  stwierdził.
Zaparzyłam herbatę, wyciągnęłam filiżanki, nalałam herbatę i zaniosłam do pokoju.
 -  W jakich ładnych filiżankach -  zaczął się zachwycać.
 -  To są bardzo stare filiżanki, chciałam ci powiedzieć. Jeszcze przedwojenne -  powiedziałam do niego.
 -  To może nie powinniśmy ich używać?
 -  Nie żartuj sobie -  zdenerwowałam się -  tylko po prostu uważaj, żebyś ich nie stłukł.
Wypiliśmy herbatę i Harry stwierdził:
 -  No to idziemy się położyć.
Harry chciał wstawić filiżanki do zmywarki, ale mu na to nie pozwoliłam.
 -  Idź się położyć, a ja tu pozmywam -  powiedziałam -  zaraz przyjdę.
 -  Nie. To ja już pozmywam. Ty idź na górę.
- Ale ty robiłeś obiad,  idź się położyć.
 -  No, to co? Ty robisz to codziennie.
Machnęłam ręką i poszłam na górę. Zdjęłam spodnie, bo mnie trochę uciskały i wlazłam pod kołdrę.
Ponieważ byłam w swetrze, zrobiło mi się za ciepło. Zdjęłam sweter. Przykryłam się kołdrą                   
 i zamknęłam oczy. Usłyszałam, że do pokoju wszedł Harry.
 -  Śpisz? -  Zapytał.
 -  Mmm -  powiedziałam przecząc.
 -  A czemu wlazłaś pod kołdrę? -  Zapytał zdziwiony.
 -  No, bo mamy spać, a pod kołdrą się śpi.
Harry odsłonił kołdrę i zobaczył, że jestem w samej bieliźnie.
 -  Mmmm… Co my tu mamy…         
 -  Nic! -  Powiedziałam i przykryłam się po szyję kołdrą. 
 -  To ja też się rozbiorę -  zdecydował.
Rozebrał się i wskoczył do łóżka. Przytulił się do mnie i pocałował. Niestety zadzwonił telefon.
Odebrał Harry i usłyszałam:
 -  Cześć Simon! Nie, nie wiem, czy już wszyscy wyjechali, a czemu nie dzwonisz do Kazika? Nie
odbiera?! Może odsypia. Tak. Chudy Su już pojechał do Londynu. Dobrze. Zorientuję się. O której
zadzwonisz? No, teraz nie mogę. Za dwie godziny zadzwonię. Jesteś na lotnisku? Na którym? A. W
 Londynie. I gdzie lecisz? Aha. Do nas… Dobrze. Uprzedzę Kazika. Dobrze. Zaraz. Dobrze. Zaraz pójdę.
 Nie krzycz na mnie. Oddzwonię. I tyle by było ze spania -  powiedział do mnie odkładając słuchawkę.
 -  A co się stało?
 -  Simon tu leci i koniecznie musimy przekazać Kazikowi, że przylatuje. Nie może się do niego
dodzwonić, bo zgłasza się, że abonent czasowo nie dostępny.
 - Prawdopodobnie jest źle odłożona słuchawka -  powiedziałam.
Hazzie wybrał numer do Kazika i rzeczywiście okazało się, że coś jest z telefonem.
 -  Muszę tam lecieć -  Hazza wstał i zaczął się ubierać -  ty śpij.
 -  Nie zasnę -  powiedziałam.
 -  Spróbuj -  i wyszedł z pokoju.
Prawdopodobnie wino tak na mnie podziałało, że zasnęłam natychmiast. Przyśniła mi się jakaś
opiekunka. Koszmarna baba po pięćdziesiątce, która chciała koniecznie uwieźć Harry’ ego.  Na
brodzie rosły jej włosy. Na rękach miała kurzajki. Była bardzo wyzywająco umalowana i nosiła różowe
mini mimo, że miała grube i krótkie nogi. Jak usiadła na kanapie nogi rozwaliła tak, że widać jej było
majtki. Miała kabaretki i czarne szpilki. Była koszmarna. Śmiała się głośno. Najgorsze było to, że Harry
 chyba się na nią zdecydował.  I ona miała się zajmować naszymi dziećmi? Nigdy w życiu!
Wyglądała jak babo - chłop.  Harry się jej zapytał, ile chce za godzinę i wyglądał na bardzo
zainteresowanego.  W pewnym momencie Hazzie zapytał, czy napije się kawy, czy herbaty.
Zdecydowała się łaskawie na herbatę i Harry pobiegł do kuchni.  Babus wyszeptał do mnie:
 -  Zniszczę cię! On będzie mój!
Obudziłam się z krzykiem „NIEEEE” na ustach.
Poczułam, że ktoś mnie złapał.
 -  Uspokój się. Cicho -  usłyszałam głos Harolda- Coś ci się złego przyśniło.
Gdy się trochę uspokoiłam, opowiedziałam mu swój sen, a on zaczął się panicznie śmiać.
 -  No wiesz co? Tak  mnie nisko oceniasz? -  Powiedział.
 -  No przecież opowiadam ci tylko mój sen. Sam chciałeś -  rzuciłam.
 -  No, już dobrze. Nie denerwuj się. Na pewno nie zatrudnimy takiej opiekunki, a właśnie. A propos
opiekunki. Zadzwonię zaraz do mamy i się zapytam, czy nie zna jakiejś odpowiedzialnej osoby, która
 będzie chciała do nas przylecieć.
 -  Myślisz o kimś z Polski?
 -  Nie, myślę o Londynie.
Wziął telefon i zadzwonił do swojej mamy.
- Co tam u was słychać? No, to bardzo się cieszę. Tak. To świetnie. U nas? Szukamy jakiejś opiekunki
do dzieci. Megan musi trochę odpocząć. Ja wyjeżdżam w trasę i nie mogę jej zostawić samej
z dziećmi. Mamo, Ellie ma swoje dzieci. Danielle ma swoją córkę. Nie możemy im zrzucać na łeb
 dwójki dzieci. Pozostałe dziewczyny nie mają dzieci, więc nie mają doświadczenia. Potrzebujemy
 opiekunki. Nie słyszałaś o jakiejś? To się rozejrzyj i daj mi znać. Dobrze. Czekam na informacje.
 Pokryję koszty przelotu. NIE! Gemma się nie nadaje! Nawet jej tego nie proponuj. Dobrze. No to pa.
 Całuję. Tak, ona cię też pozdrawia -  Harry się rozłączył.
 -  A może z Polski? -  Zapytał.
 -  Nie będziemy mamie zawracać głowy, bo będzie chciała sama przyjechać -  powiedziałam.
Antoś zaczął płakać.
 -  Już idę -  powiedział.
 -  To, jak idziesz, to przynieś go. Pewnie jest głodny.
Harry poszedł do sąsiedniego pokoju i za chwilę przyszedł z wrzeszczącym Tonim.
 -  Sprawdzałeś?
 -  Sucho.
 -  Czyli pewnie głodny.
Rzeczywiście. Przyssał się do mojej piersi, jakby nie jadł przez trzy dni.
 -  Jak ja lubię na was patrzeć -  skomentował Harry.
Popatrzyłam na godzinę. Była trzecia.
 -  Czy Darcy nie powinna już wrócić? -  Zapytałam -  Dobrze. Zadzwonię do Nialla.
 -  Halo? -  Usłyszałam zaspany głos Nialla.       
 -  Czyżbym cię obudziła?
 -  Tak. Trochę się zdrzemnąłem.
 -  A Darcy ci daje spokój?
 -  Też śpi.
 -  To czemu jej nie odprowadziliście do domu?
- Żebyście mieli miłe popołudnie.
 -  To, jak się obudzi, to niech wraca. Daj znać, to któreś z nas po nią przyjdzie.
 -  To odprowadzę ją sam -  rzucił.
 -  Okej. To na razie, Niall.
 -  Pa pa -  odpowiedział.
 -  Darcy się chyba do nich przeniosła -  powiedziałam do Harry’ ego.
 -  Jak to?
 -  No właśnie śpi z nimi.
 -  To już jest zboczenie -  skomentował.
 -  Oj, przecież wiesz, że Darcy lubiła spać z Niall’ em. Pamiętasz w Budapeszcie, jak ich nakryliśmy?
 -  No, ale Niall ma teraz żonę.
 -  Da znać, jak się Darcy obudzi.
Antoś zasnął przy cycu  i Harry się położył przy nas.
 -  Jaki on malutki, jaki on śliczny! Do kogo jest podobny? Chyba do ciebie -  powiedział.
 -  Zdarta skóra z tatusia -  powiedziałam -  jeszcze, jak odziedziczy dołeczki, to się zacznę denerwować.
Harry się roześmiał.
 -  Czemu się denerwować?
 -  Bo będzie taki sam podrywacz, jak ty!
 -  JA?! -  Zapytał niewinnie.
 -  Ty.
 -  Nie przypominam sobie.
 -  A ja tak.
 -  Muszę ci wykasować pamięć wsteczną -  powiedział.
 -  To się nie da.
 -  Za dużo o mnie wiesz, a ja o tobie prawie nic.
 -  No przez te trzy lata to trochę mnie poznałeś.
-  Ale stale masz masę tajemnic.
 -  Byś się mną znudził, jakbym nie miała tajemnic, a tak to od czasu do czasu cię zaskakuję.
 -  Zaniosę Tonia do łóżeczka, co? -  Zaproponował.
 -  No, to go zanieś -  zgodziłam się -  dobrze go przykryj.
 -  To czym mnie dzisiaj zaskoczysz? Słucham propozycji -  powiedział, gdy wrócił.

 Skończyło się na tym, że przyjechała mama. Opiekunka, którą przysłała mama Harry’ ego, nie nadawała się do niczego. Najchętniej czekała, abym ją obsługiwała, a do Antosia podchodziła jak do „Śmierdzącego G”. Darcy też jej nie lubiła. Nie wiem, co jej zrobiła, ale bez przerwy się na nią skarżyła.  Została odprawiona do domu i zrobiliśmy szybki nabór przez Internet, ale gdy się pojawiały opiekunki (dziewczyny w wieku nastoletnim) i widziały Harolda, dostawały małpiego rozumu. Harry sam odsiewał opiekunki, mimo, że mówił, że mam decydujący głos. Ja wreszcie przestałam się wtrącać w wybór, bo doszłam do wniosku, że wie, co robi. W pewnym momencie zadzwonił ktoś do drzwi. Było to na dzień przed wyjazdem Harolda i gdy otworzyłam, zobaczyłam mamę.
 -  Podobno szukacie opiekunki do dzieci -  powiedziała w progu.
Rzuciłam się jej na szyję.
 -  Czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? I skąd wiedziałaś, że potrzebujemy opiekunki?
 -  Wróbelki mi wyćwierkały -  powiedziała mama.
 -  Zdaje się, że muszę się z Haroldem policzyć.
 -  On nic nie wie.
 -  To od kogo się dowiedziałaś?
 -  Nie powiem ci.
 -  A jak przyjechałaś?
 -  Wszystko jest objęte dużą tajemnicą -  powiedziała mama.
 -  I tak i tak się dowiem -  powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.
 -  To co? Mam jechać z powrotem? -  Zapytała mama.
 -  No coś ty!
Harry był równie zaskoczony przyjazdem mamy, jaka ja, ale wydawało mi się, że wiedział, że mama
przyjedzie.

Dzisiaj przypadały Walentynki. Mama siedziała przy komputerze i  rozmawiała z Michałem. Poszłam więc na górę i postanowiłam porozmawiać z Harrym. Ile razy go zahaczałam o przyjazd mamy do nas, to jakoś dziwnie się plątał. Siedzi w tym i tyle… Ja mu dam… Dlatego nie podobały mu się te wszystkie opiekunki! Ja się z nim policzę! Biedna mama. Zamiast świętować z Michałem Walentynki, siedzi przy komputerze i gada przez Skype’ a. Jak on tak mógł?! Byłam coraz bardziej wściekła na Harry’ ego. Gdy dotarłam na górę, myślałam, że wybuchnę. Włączyłam notebooka i zaczęłam szukać na Skype, któregoś z pozostałej czwórki, bo Harry’ ego nie było. Dominiki też. Do cholery! Co oni tam robią, że ich nie ma?! Było popołudnie, więc powinni być jeszcze w domu. Wkurzyłam się równo i wyłączyłam laptopa. Wzięłam komórkę i zadzwoniłam do Harolda… Ale nie odbierał! CHOLERA JASNA! Szlag by to trafił! Włączyłam znowu notebooka i weszłam na stronę, zobaczyć co oni robią. Wyszło na to, że mają wywiad w telewizji, który już trwał od pewnego czasu. Włączyłam telewizor i zobaczyłam Nialla, Zayna i Liama. Louisa i Harry’ ego nie było. GDZIE ONI SĄ?! Chyba pójdę do Ellie zapytać… Ale nie będę wkopywać Louisa. Jeszcze się na niego zdenerwuje i dojdzie do rozwodu. Sama byłam bliska rozwodu. Wyłączyłam telewizor, wyłączyłam komórkę i położyłam się do łóżka. Co nas podkusiło, żebyśmy zrobiły tą trasę koncertową w Walentynki?!
Byłam wkurzona na samą siebie. Znowu zaczęłam płakać w poduszkę. Żadnych życzeń z okazji Walentynek… NIC!!! Zapomniał o mnie i tyle. Pewnie sobie znalazł inną i świętują razem z Louisem!  Zachciało mi się lodów. Energicznie wstałam i zeszłam na dół. Zajrzałam do zamrażalnika, ale lodów nie było. Co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Rzuciłam do mamy, że na chwilę wychodzę, ubrałam się i poszłam do sklepu. Kupiłam pięć pudełek o różnych smakach: czekoladowe, waniliowe, sorbet mango, cytrynowe i zabajone. Gdy wróciłam, mama ciągle siedziała przy komputerze  i rozmawiała z Michałem. Wstawiłam lody do zamrażalnika. Gdy wychodziłam z kuchni, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam lodów. Cofnęłam się. Wyciągnęłam mango i uzbrojona w łyżeczkę i lody poszłam na górę do nas do sypialni i zamknęłam się na klucz, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Usiadłam sobie na łóżku i zaczęłam jeść lody.  Gdy zjadłam całe pudełko, wcale nie poczułam się lepiej. Płakać mi się chciało i był to najgorszy dzień w moim życiu. Wlazłam pod kołdrę, bo zrobiło mi się zimno i zaczęłam sobie płakać w poduszkę.  Straciłam poczucie czasu i zasnęłam. Obudziło mnie walenie do drzwi.
 -  Megan! Co się z tobą dzieje?! -  Wołała mama -  otwórz!
Wstałam i otworzyłam drzwi.
 -  Czemu się zamknęłaś?! Co się z tobą dzieje?
 -  Mam chandrę -  powiedziałam krótko.
 -  Nie zamykaj się. Przecież wiesz, że nigdy nie wchodzę bez twojego „proszę”.
 - Mam chandrę! Bo przyjechałaś specjalnie, żeby pobyć ze mną, nie możesz być z Michałem, Harry mi
nawet życzeń nie złożył i w ogóle dodzwonić do nich się nie można! Ja nie wiem, co się dzieje! -
 Wypaliłam.
 - O… Widzę, że zjadłaś całe lody -  powiedziała mama patrząc na puste pudełko.
 -  Wiesz, że jeśli mam chandrę, to mnie nachodzi!
Mama przytuliła mnie i powiedziała:
 -  Uspokój się. Zrobimy sobie same Walentynki, chcesz? Mamy jednego chłopaka w domu. Fakt, że
 pogadać z nim nie można, ale do niego można.
 -  A gdzie Darcy? -  Zapytałam.                             
 -  Poszła do wujka Jay’ a. Napijemy się czegoś?
 -  No chyba herbaty się napiję. Jakoś mi zimno.
Mama poszła na dół, a ja wróciłam do pokoju po sweter. Gdy zeszłam, na stoliczku w salonie stały
dwie herbaty i sernik. Po za tym na stoliku stały kieliszki do wina.
 -  Ty chcesz wina, czy koniaku? -  Zapytała mama.
 -  Wina -  odpowiedziałam.
Usiadłyśmy wygodnie w fotelach, a ja rzuciłam się na sernik.
 - Pyszny ten sernik, mamo - powiedziałam - wiesz co? Zanim wypiję to wino, to pójdę jeszcze ściągnę
pokarm dla Antosia.





*** 

Tak, więc hello ;) miło było zobaczyć parę komentarzy dotyczących rozdziału. Przepraszam, że tak późno dodaję, ale przez cały tydzień leżałam w łóżku, bo jestem chora i nie za bardzo miałam dostęp do internetu :C Ale mam nadzieję, że ten rozdział przypadł Wam do gustu :> czekam wciąż na komentarze z Waszej strony i liczę, że napiszecie coś więcej ;) Chciałam jeszcze podziękować wszystkim dziewczynom, które dotrwały do tej pory i są ze mną od początku i mnie dzielnie wspierają. Jej... Nie sądziłabym, że to już 90 rozdział O_O Mam pisać dalej? Zostawcie swoje odpowiedzi w komentarzu, to naprawdę daje do myślenia, bo fajnie wiedzieć, co sądzicie ;) xx