sobota, 6 września 2014

118

*UWAGA*
 Dzisiaj ogłoszenia parafialne wyżej :) Jest w sumie jeden z przełomowych rozdziałów na tym blogu ;) Skupcie się, nie przerywajcie czytania ani na chwilę, przysięgam, że nie pożałujecie :) Mam nadzieję, że Was zaskoczę w pewien sposób, więc życzę wszystkim przyjemnego czytania <3

PS. Do wszystkich, którym zrobię smaka i oczywiście wprowadzę w klimat gwiazdkowy, BARDZO PRZEPRASZAM :D xox
                                                                                      ~Meg
________________________


  Wieczerza była bardzo udana. Wszystko było znakomite, a Mały Joe rósł w oczach, gdy go chwaliliśmy. Oczywiście Niall był pioruńsko głodny i cały czas twierdził, że nie wytrzyma, ale jakoś udało mu się przeżyć. Byłam pełna podziwu dla Małego Joe, że przygotował takie ilości jedzenia i tyle rodzajów potraw. Były cztery rodzaje śledzi:
  • ·         W śmietanie
  • ·         Pod pierzynką (moje ukochane)
  • ·         Korzenne
  • ·         W ketchupie

Była ryba po grecku i po litewsku oraz pstrąg w galarecie. Brałam po jednym dzwonku z każdej potrawy, bo tradycja nakazuje spróbować wszystkich potraw wigilijnych. Po zjedzeniu wszystkich tych potraw byłam już pełna, a to był dopiero początek… Potem na stole pojawił się barszcz, oraz zupa grzybowa i rybna. Barszcz był z uszkami. Wszystkie zupy były podane w wazach. Spróbowałam barszczu. Był przepyszny. Wszyscy się rozpływali. Niall spróbował po jednym talerzu każdej zupy. Byłam pełna podziwu dla niego i zaczęłam się zastanawiać, gdzie on to wszystko mieści? Następnie na stół wjechał karp w różnych postaciach. Był smażony, gotowany oraz w szarym sosie. Wzięłam pół dzwonka gotowanego i ledwo w siebie wmusiłam, do tego były oczywiście ziemniaki oraz kapusta      z grzybami, obok stały pierogi z kapustą i grzybami. Niall bardzo ucieszył się na pierogi. Większość była przeżarta, ale Niall dalej próbował każdej potrawy.
- PEROGI! – Krzyknął - No przecież to tradycja - powiedział, gdy popatrzyłam na niego z przerażeniem.
Następnie wjechał kompot z suszu i słodkie. W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
- O chyba idzie Mikołaj! - Powiedziałam głośno.
Mam nadzieję, że nie Harry… Jay wstał i potoczył się otworzyć. Dzieci zdenerwowane patrzyły            w stronę drzwi. Faktycznie za drzwiami stał Mikołaj.
- Mikołaj! - Krzyknął Jay.
 Popatrzyłam na dzieci. Były lekko przerażone. Wór był olbrzymi i Mikołaj mruknął coś do Jaya.
- Ojej! Jeszcze jeden worek prezentów? - Powiedział Jay - Już idę!
 I wniósł jeszcze jeden wór podobnej wielkości.
Mikołaj usiadł niedaleko choinki i zaczął rozwiązywać worki.
- Czy wszystkie dzieci były grzeczne? - Zapytał tubalnym głosem.
Dzieciaki popatrzyły po sobie, a Antoś zaczął chlipać. Mikołaj pokazał w kierunku Antosia i zapytał:
- Jak masz na imię?
Antoś ze zdenerwowania zapomniał swojego imienia.
- Antoś - powiedziała Darcy.
- To chyba Antoś był grzeczny, bo mam dla niego prezent - zaczął grzebać w worku. Antoś przybiegł do mnie i powiedział:
- Mamusiu? To dla mnie?
- No chyba dla ciebie – powiedziałam - idź do Mikołaja. Na pewno coś ci da.
Podszedł niepewnym krokiem, a Mikołaj wyciągnął olbrzymią paczkę.
- Tu jest napisane Toni - powiedział.
- To ja!- Powiedział Antoś.
- Ty jesteś Antoś, a nie Toni.
- To, to samo!
Mikołaj podał mu paczkę i chwilkę przytrzymał, gdy Antoś złapał prezent.
- A powiesz nam wierszyk?
Antoś się strasznie zestresował. Zobaczyłam, że robi mu się podkówka na twarzy, więc podeszłam do niego i powiedziałam:
- Powiedz szybko wierszyk i będziesz miał to z głowy.
Antoś wypalił:
- Na tapcianie lezi leń. Nić nie lobi ciały dzień…
Ponieważ wierszyk był po polsku, nie wszyscy go rozumieli, ale po tym jak skończył, dostał wielkie owacje.
Następnie Mikołaj wyciągnął jakiś długi prezent.
- Tu jest napisane Tommy. Który to jest Tommy?
Tommy zerwał się i podbiegł do Mikołaja.
- Chyba byłeś niegrzeczny w ciągu roku - stwierdził Mikołaj.
- Byłem grzeczny.
- Na pewno? Bo coś mi się wydaje, że tu rózga jest w środku…
Tommy złapał paczkę i pobiegł do Lou.
- O, następna rózga dla Jimmiego.
Mikołaj wyciągnął taką samą paczkę.
- Chyba z was niezłe urwisy…- stwierdził.
Chłopcy stali, jak trusie.
- Wiecie, co to jest rózga?- Zapytała mama.
- Nie - odpowiedzieli.
- Niegrzeczne dzieci dostają po pupie rózgą - powiedział Michał.
Tommy rzucił prezentem, który upadł na podłogę.
Następnie prezenty dostały dziewczynki. Jakieś wielkie pudła. Gdy dzieci dostały już wszystkie prezenty, Mikołaj przeszedł do rozdawania prezentów dla dorosłych. Wyciągał po kolei z worka           i rozdawał. Rozdawanie prezentów trwało godzinę.
- To co? Można już otwierać prezenty?
Dzieci siedziały grzecznie i czekały. Nawet Tommy z Jimmem siedzieli, jak trusie.
- To co? Otwieramy prezenty, prawda? - Powiedziałam.
- Jeżeli już wszystkie rozdane, to otwieramy! - Odpowiedział mama.
Byliśmy zastawieni wielką ilością prezentów. Mikołaj się pożegnał i powiedział, że ma jeszcze dużo domów do odwiedzenia. Poszedł w kierunku ogrodu. Dzieci rzuciły się do otwierania prezentów. Po chwili w pokoju znalazł się Stefan. Został oczywiście ugoszczony odpowiednio, a mama powiedziała coś do Darcy:
Darcy zajrzała pod choinkę.
- O jeszcze jest coś! Widocznie Mikołajowi wypadło - wrzasnęła.
Wyciągnęła jeszcze paczkę.
- O! Tu jest napisane: Stefan! Widocznie Mikołaj podrzucił, bo nie było cię, gdy rozdawał prezenty.
- No nie było mnie. Bardzo przepraszam. Takie korki były, że nie mogłem dojechać na czas.
Darcy do mnie przyszła i szepnęła:
- Mamusiu, a dlaczego wujek Stefan pachnie tak samo, jak Mikołaj?
- Widocznie używają tej samej wody kolońskiej. A powiedz mi, rozpakowałaś już wszystkie prezenty - zapytałam, zmieniając temat.
- Jeszcze nie.
- No to idź rozpakuj! - Powiedziałam.
Okrzyków radości nie było końca. Dzieci oczywiście dostały bardzo dużo zabawek, ale największą furorę zrobiły kolejki elektryczne. Wszyscy panowie. Dosłownie cała płeć męska zasiadła na podłodze i zaczęli rozkładać po salonie kolejkę. Kolejka była super ekstra i sama z przyjemnością się jej przyglądałam. Był to bardzo trafiony prezent. Dziewczynki bawiły się lalkami, obie dostały wózki          i jeździły tymi wózkami nawet po kolejce, co denerwowało przeciwną płeć. Razem z Danielle kazałyśmy dziewczynkom przejść na drugą stronę salonu i tam się bawić. Były zachwycone, bo miały kąt dla siebie. Gdy zapanowałam nad prezentami dzieci, postanowiłam, że otworzę swoje. Dostałam super sweter, który był bardzo mięciutki oraz przyjemny. Dostałam perfumy od Calvina Kleina. Zapach był przeuroczy. Po za tym dostałam naszyjnik, pasek, kosmetyczkę pełną kosmetyków, długopis z piórem, biografię Michaela Buble, oraz książkę kucharską. Popatrzyłam na autora i aż mnie podniosło. Było dwóch autorów książki. Tytuł był: „Jak gotować i nie zwariować”. Jako autorzy byli podani: Mały Joe i Chudy Su.
- To wydaliście książkę?! - Wrzasnęłam.
Okazało się, że każda z dziewczyn dostała po jednej.
- Czy mogę poprosić o autograf?! - Rzuciłam się do Małego Joe.
Oczywiście autor siedział zadowolony i ochoczo wpisywał się do książek. Mama zabrała kompot i na stół wjechał mak wigilijny, kutia, kluski z makiem, ciasteczka, makowiec, piernik, keks. Stół uginał się od słodyczy. Dzieci mieliśmy z głowy, bo były zajęte prezentami. Ciężko było je nawet oderwać, by poszły spać. Zresztą wszyscy panowie siedzieli przy kolejce, która z trzech została połączona w jedną   i objeżdżała prawie cały salon…
Wszyscy byli zachwyceni. Niall ledwo się ruszał. Tak się objadł, a Mały Joe stwierdził:
- No to chyba śniadanka  jutro nie będzie…
Niall się zaniepokoił.
- Nie strasz gości - powiedziała mama.
- Niech nikt nie mówi o jedzeniu - rzucił Niall.
Koło jedenastej dzieci zostały położone spać. Wszystkie zabawki musiały pójść do ich pokoju, poza kolejką, która została wyłączona, bo chłopcy nie chcieli zasnąć.  Wypiliśmy jeszcze po koniaczku. Pożegnaliśmy towarzystwo z Żoliborza, które wytoczyło się do samochodu, a pozostali zaczęli się rozchodzić po pokojach. Lubiłam siedzieć pod choinką, więc postanowiłam, że jeszcze chwilkę tam pozostanę. Mały Joe szybko się uwinął z robieniem porządków i przyszedł zapytać:
- Chcesz coś jeszcze?
- Herbaty bym się napiła - odpowiedziałam.
- Zaraz ci zrobię - rzucił i zniknął w kuchni.
Przyniósł w dzbanku i powiedział:
- Wybacz, ale jestem bardzo zmęczony. Czy mogę iść spać?
- Oczywiście. Nie krępuj się mną. Jak będę czegoś potrzebowała, to sama sobie zrobię.
W salonie zostałam sama. Lampki się świeciły i było magicznie. W pewnym momencie na schodach pojawił się Niall.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę sobie - odpowiedziałam.
- Nie idziesz spać?
- Jeszcze wypiję herbatę.
Byłam lekko zamyślona, więc nie zauważyłam, kiedy do mnie podszedł.
- O, jemioła - powiedział i pociągnął mnie za rękę. Znalazłam się w jego objęciach. Pocałował mnie,       a ja zapytałam:
- A to, za co?
- No stoimy przecież pod jemiołą – powiedział - napiłbym się szampana…
- Pewnie stoi w kuchni - odparłam.
Niall poszedł do kuchni. Usłyszałam brzęczenie szkła. Specyficzny strzał butelki i za chwilę Niall przyszedł z dwoma kieliszkami.
- Sam nie będę pił - podał mi kieliszek - za nas - szepnął mi do ucha.
Upiłam łyk i nim się zorientowałam, Niall klęknął przede mną. Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona, a on był bardzo zdenerwowany.
- Słuchaj… Jesteśmy już od pewnego czasu razem i chyba nam dobrze, prawda?
- Prawda - odpowiedziałam.
- Naprawdę ci dobrze ze mną?- Zapytał niepewnie.
- Gdyby nie było dobrze, to bym z tobą nie była - odpowiedziałam logicznie.
- No właśnie, więc pomyślałem, że może zostałabyś moją żoną?- Wyciągnął pudełeczko z kieszeni marynarki i otworzył je.  Zatkało mnie. Zaparło mi wręcz dech w piersiach. W pudełku był przepiękny pierścionek z dużym szmaragdem.
- Boże, jaki piękny!- Powiedziałam przez lecące mi po policzkach łzy.
- Czy to ma znaczyć tak?
Chwila była tak magiczna, że powiedziałam:
- Tak, Niall!
Niall złapał mnie na ręce i zaczął ze mną tańczyć po salonie. Z pokoju rodziców, wyjrzał Michał.
- Co tu się dzieje?
- ZGODZIŁA SIĘ! - Prawie wrzasnął Niall.
- Dzieci śpią - upomniał go Michał - na co się zgodziła?
- WYJŚĆ ZA MNIE!
 Michał zamknął za sobą drzwi, jednak po chwili otworzył i wyszedł z pokoju.
- CO POWIEDZIAŁEŚ?! - Zapytał zdezorientowany.
 - ZGODZIŁA SIĘ WYJŚĆ ZA MNIE ZA MĄŻ! - Rzucił uradowany Niall.
Michał został wepchnięty do salonu, a za nim wpadła mama.
- NARESZCIE! - Ucieszyła się i zaczęła nas całować.
Za chwilę w salonie pojawili się wszyscy.
- Co się dzieje? - Zapytała Ellie.
- ZGODZIŁA SIĘ! - Wrzasnął ponownie Niall.
Wszyscy byli uradowani. Za chwilę zaczęły strzelać butelki od szampana.
Na następny dzień ciężko było wstać. Kiedy się obudziłam, Niall patrzył na mnie.
- Witaj moja narzeczono.
Uśmiechnęłam się do niego. Niall mnie zaczął całować.  Na dole zadzwonił dzwonek.
- Która to godzina? - Zapytałam.
- Wpół do jedenastej.
- JEZUS MARIA!? Przecież śniadanie. Zerwałam się z łóżka i gdy wybiegłam na korytarz, usłyszałam głosy na dole. Pobiegłam na górze do łazienki, która była pusta i szybko się umyłam. Gdy wróciłam do pokoju, Niall leżał jeszcze w łóżku.
- Niall, wstawaj! Idź się myć!
- Myślałem, że poleżymy dzisiaj w łóżku…
- Na śniadanie trzeba iść!
- Nie jestem głodny…
- Chory jesteś?! Zaszkodziło ci coś? - Zaczęłam się niepokoić.
- Nie. Jestem szczęśliwy - odpowiedział.
Siedziałam przy toaletce i malowałam się.
- Niall, idź się myć! Łazienka jest wolna.
- To już wszyscy wstali?
- Zapewne. Na dole są już z Żoliborza.
Niall wyskoczył z łóżka, jak oparzony.
- Muszę im powiedzieć!
- Najpierw idź się umyj!
- Poczekaj tu na mnie.
- Dobrze, poczekam - powiedziałam spokojnie.
Szybko załatwił poranną toaletę, bo po chwili był z powrotem.
- Ogoliłeś się już?
- Cholera, zapomniałem.
Cofnął się. Po następnych dziesięciu minutach był z powrotem ogolony i ubrany w garnitur. Wyglądał bardzo elegancko. Postanowiliśmy zejść na dół.
- Dobrze wyglądam? - Zapytałam.
- Ty zawsze dobrze wyglądasz - odparł.
Gdy zaczęliśmy schodzić na dół, usłyszeliśmy oklaski.
- To jednak prawda! - Powiedział Zayn.
- Co prawda? - Zdziwiłam się.
- Niall tak odstawiony, to tylko w ważnych momentach życia bywa - zaśmiał się.
Niall był uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Widzisz? Uprzedziłem cię - powiedział do Zayna.
Dominika się zarumieniła. Zayn udawał, że nic nie zrozumiał. Wszyscy popatrzyli na Zayna, a potem na Domę. Zayn nie wytrzymał tego i podszedł do Dominiki i klęknął przed nią:
- Zostaniesz moją żoną? - Zapytał.
- Już myślałam, że nigdy nie zapytasz!
- Czy to oznacza tak? - Zapytał Zayn zbity z tropu.
- Tak, głuptasie.
Znowu był szampan, a Louis skomentował:
- Wreszcie! Wszyscy będą żonaci!
Ustawiliśmy się w kolejce, aby pogratulować Dominice i Zaynowi. Mały Joe zagonił nas do jadalni         i powiedział:
- Tak szampana na czczo! Będzie nie dobrze. Siadajcie i jedzcie!
- To najpierw życzenia! - Powiedziała mama.
Złożyliśmy sobie wszyscy życzenia i zasiedliśmy do stołu. Niall chyba faktycznie był najedzony, bo mało co jadł, aż się zaniepokoiłam. Mały Joe też to zauważył i powiedział:
- Zaszkodziło ci coś wczoraj?
- Nie, on jak jest zakochany to nie je - odpowiedział Louis.
Zayn za to był przy dużym apetycie. Stoły się uginały od jedzenia. Na stole na półmiskach leżały szynka, baleron, polędwica, pieczony schab. Były również nóżki w galarecie. Do tego chrzan. Zobaczyłam również pasztet.
- To z zająca? - Zapytałam.
- Z zająca - odpowiedziała mama.
- A jest cumberland?
- No przecież stoi obok.
Byłam przeszczęśliwa. Na stole stały również sałatki trzech rodzajów. Nałożyłam sobie pasztetu na talerz i zaczęłam jeść.
- Jak ty możesz jeść? - Zdziwił się Niall.
- No mogę - odpowiedziałam.
Przy stole panowała wesoła atmosfera.    
- To co? Znów wspólny ślub bierzecie? - Zapytał Liam.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Ja się z tym dopiero od wczoraj oswajam, że wychodzę po raz kolejny za mąż, ale damy wam znać - powiedziałam.
 Dominika tryskała humorem i była przeszczęśliwa. Siedziała blisko Gabrieli i coś tam sobie szeptały do ucha. W pewnym momencie Michał odchrząknął:
- Niall, ale w Polsce jest zwyczaj, że powinieneś poprosić rodziców przyszłej panny młodej, o rękę.
Niall się zrobił czerwony.
- Nie wiadomo, czy wyrażą zgodę - dorzucił Michał.
Widziałam, że sobie kpi z Nialla. Zayn dla odmiany zrobił się blady.
- A jak ja mam poprosić o rękę jej rodziców, skoro oni są gdzieś w Indiach?!
Gabi zaczęła się dusić ze śmiechu. Zayn nie zauważał, co się dzieje wokół.
- Przepraszam, ale muszę iść zobaczyć, kiedy odlatuje najbliższy samolot do Delhi – powiedziała Gabi.
- Może sprawdź do Kalkuty - powiedziała Dominika - będzie bliżej.
- A GDZIE ONI SĄ?! - Zaczął histeryzować Zayn.
- Teraz? W Warszawie - odparła Doma.
- Ubieraj się, jedziemy.
- Pozwól, że najpierw ja porozmawiam - rzuciła Doma.
Zayn zrobił się zielony.
- To, co ty tutaj jeszcze robisz?!
- Jem śniadanie.
- Widzisz, Niall? Jak dobrze, że moi rodzice siedzą naprzeciwko nas? - Rzuciłam do niego.
-Yyy… - Niall wstał od stołu i pobiegł na górę.
Wszyscy ryknęli śmiechem.
- No widzisz? Zestresowałeś biednego Nialla! Jak tak możesz!? - Oburzyła się mama - idź na górę, bo jeszcze zawału serca dostanie!
- No przecież żartowałem! Wszyscy pojęli, o co mi chodziło, tylko nie on.
Zayn się jakoś rozluźnił.
- Wreszcie nie są to panienki na wydaniu!
- Jak to nie są?! - Oburzyła się mama.
- Zdaje się, że zaraz będzie awantura małżeńska - skomentował Lou.
Mama pogroziła mu palcem, a on się uroczo uśmiechnął.
- Zdaje się, że będę musiał po ojcowsku z nim porozmawiać - powiedział Michał.
Wstał od stołu.
- Tylko nie bij go - dodałam.
Po pewnym czasie, zeszli obydwaj.
- Co? Dostałeś błogosławieństwo? - Zapytałam Nialla.
- Odbyliśmy męską rozmowę - powiedział Michał.
- Wszystko w porządku? - Zapytałam po cichu Nialla, który usiadł obok.
- Tak, wszystko okej - powiedział uspokojony Niall.
- Powiedz mi, co ci mówił Michał.
- Później ci powiem - odszepnął.
Nałożył sobie coś na talerz i udawał, że je. Po śniadaniu Zayn z Dominiką oraz Gabriela z Jayem wyszli, bo Zayn stwierdził, że musi porozmawiać z mamą Dominiki i Gabrieli. Przejął się tym, co Michał powiedział, nie na żarty. Dla świętego spokoju, dziewczyny zgodziły się pojechać do mamy. Doma szepnęła mi do ucha:
- Musimy pogadać.
- Oczywiście - zgodziłam się - kiedy?
- Może jutro.
- Okej. Powiesz mi, jak wypadła rozmowa z mamą.
- Ja mamę już przygotowałam  – powiedziała - czułam, co się święci.
- Chodźcie już! - Zawołał Zayn z dołu.
Wszyscy objedzeni rozeszli się po pokojach i gdy zostaliśmy sami w pokoju, zaatakowałam Nialla:
- To co ci powiedział Michał? Co uświadamiał cię?
- Zapytał się, czy nie jesteś w ciąży - wybąkał Niall - powiedziałem, że nie wiem…  - spalił buraka.
- Zdaje się, że muszę porozmawiać z Michałem - powiedziałam.
- Chodź, idziemy. Poproszę Anię o twoją rękę.
- A ja porozmawiam poważnie z Michałem - dodałam.
Zeszliśmy na dół. Michał siedział w fotelu i udawał, że czyta książkę, którą dostał pod choinkę. Mama siedziała w drugim fotelu i była mocno zamyślona. Niall chciał zawrócić od schodów, ale go pociągnęłam dalej. Stanął obok mamy, która popatrzyła na niego.
- Mamo - zaczął Niall - Ekhem… Aniu…
- Możesz mi mówić Aniu cały czas - powiedziała rozbawiona mama.
- Chciałem cię prosić o rękę - powiedział Niall.
W salonie zapanowała cisza. Usłyszeliśmy chrząknięcie zza książki.
- Ja już jestem mężatką - powiedziała przez łzy mama.
Do Nialla doszło, co powiedział. Zrobił się czerwony, jak burak i odparł:
- O Megan, to znaczy o rękę… To znaczy rękę Megan, to znaczy…
- Już bez żadnych „to znaczy”. Zgadzam się - powiedziała mama.
- Na co się zgadzasz? - Zapytał Louis schodzący ze schodów.
- Niall poprosił o rękę Ani - powiedział ciągle czytając, Michał.
Louis był zdezorientowany, a przynajmniej tak wyglądał. O mało nie spadł ze schodów.
- To kto kogo prosił o rękę? - Zapytał Lou, który stanął obok, cały czas zdezorientowany.
- Michał Nialla - powiedziałam.
Michał nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Bardzo interesująca ta książka, nie? - Zapytałam.
- Bardzo - wydukał.
Mama o mało nie spadła z fotela. Niall stał, jak słup. Nic się nie ruszał, tylko mrugał oczami i głęboko oddychał.
- Szkoda, że tego nie widziałem - prawie się popłakał, Lou.
Miałam majtki mokre ze śmiechu.
- Przepraszam, muszę się iść przebrać - rzuciłam i pobiegłam do pokoju.
Za chwilę w pokoju był Niall.
- Co? Przyszedłeś mi pomóc?
- W przebieraniu, zawsze. Ale jajcarz z tego Michała…
- To nie wiedziałeś? - Zdziwiłam się - Nie stresuj się tak. Przecież oni robią sobie jaja. Nie widzisz? Michał cię wkręcił.
- A co? Nie muszę prosić mamy o rękę?
- Mamy na pewno nie… Przecież mówiła ci, że jest mężatką.
- No, mamy nie. Chodziło mi o twoją.
- Kiedyś był taki zwyczaj.
Niall odetchnął z ulgą.
- To ja nie muszę już tam schodzić?
- Jak chcesz to nie musisz.
- Chyba nie wyjdę do końca wieczora.
- Pewnie zgłodniejesz.
- Nie. Nie zgłodnieję.
- Chyba faktycznie chory jesteś. Takie dobre rzeczy były i pierogi i śledzie. Nic z tego nie jadłeś, a już dzisiaj, to w ogóle.
- Szczęście mnie dławi widocznie - powiedział.
- To nie dobrze - powiedziałam. Przytuliłam się do niego i powiedziałam:
- Przestań się tak martwić. Czego ty się tak boisz? - Zapytałam.
- Czy nam się ułoży - odparł

- Zróbmy wszystko, żeby nam się ułożyło.

4 komentarze:

  1. Sjhxysjzgzhkahz JAK SUPER *.*
    ciekawa jestem jak Harry zareaguje xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co zrobi harry jak się dowie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha no... zdaje się, że mu się nie spodoba :O

      Usuń