piątek, 23 maja 2014

107

Siedzieliśmy z Niallem i dzieciakami w salonie Simona i czekaliśmy aż rozpocznie się ceremonia. Byli wszyscy. Z Wiśniowej, ciocia Agnieszka z Martinem, trochę rodziny z Polski, mama z Michałem. Sala była pełna. Oczywiście był jeszcze zespół The Wanted ze swoimi dziewczynami. Impreza się rozpoczęła. Gabi wyglądała olśniewająco. Jay wyglądał na bardzo szczęśliwego. Promieniał wręcz szczęściem.
Zrobiło mi się tylko bardzo smutno, gdy przysięgali sobie miłość i wierność do końca życia. Stanął mi Zamek Królewski przed oczami. Szybko tą wizję jednak przepędziłam i zaczęłam cieszyć się ich szczęściem.
Wesele było bardzo udane. Wytańczyłam się z wszystkimi, a najwięcej z Niallem. Oczywiście Harryego nie było. Dominika poprzedniego dnia z powrotem przeprowadziła się do Zayna i oboje promienieli szczęściem. Do sklepu zatrudniłyśmy dwie sprzedawczynie, oraz dziesięć osób do produkcji biżuterii. Wynajęłam już firmę budowlaną, która miała powiększyć nasz sklep. Firma zaczęła się kręcić pełną parą, z czego byłam bardzo szczęśliwa.
Dzieci były bardzo grzeczne i nie rozrabiały, jak na poprzednich ślubach. Louis wywinął kilka dowcipów, jak to Louis -  prawda?
Eleanor już się pogodziła, że musi coś wyprawiać. Kazik był dumny ze swoich potraw, a Simon czynił honory pana domu. Wesele skończyło się o siódmej rano i wszyscy byli bardzo zadowoleni. Gabriela    z Jayem, mieli odlecieć o siedemnastej, więc postanowiliśmy wszyscy, że ich odwieziemy. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.
Na lotnisku, Dominika mi szepnęła:
 -  Musimy pogadać!
 -  Teraz? -  Zdziwiłam się.
 -  Nie! Później -  rzuciła twardo.
Całe towarzystwo wróciło na Wiśniową i stwierdziliśmy, że musimy pomóc Kazikowi zniszczyć to, co zostało. Kazik był w swoim żywiole i fruwał po kuchni.  Zadzwoniła moja komórka.
 -  Halo? -  Odebrałam. Dzwonił Derek z informacją, że złożył papiery w sądzie. Podziękowałam mu za informację i rozłączyłam się. Trochę straciłam humor, ale Louis za chwilę mi go poprawił. Wyciągnął mnie do tańca i powiedział:
 -   Wybij go sobie z głowy. Jest dupkiem i koniec  -  dobrze, że to się stało po trasie koncertowej.
- Co miałeś na myśli?
 -  Bo bym go zabił własnoręcznie i chyba nie jestem jedyny -  popatrzył na Nialla.
Niall, jakoś blisko nas tańczył i pokiwał potakująco głową.
 -  To cieszę się, że go nie zabiliście -  powiedziałam.
Louis prychnął.
 -  Jeszcze się nie spotkaliśmy…
 -  Ja nie chcę iść do więzienia.
 -  No wreszcie -  mruknął Lou.
- Co wreszcie?
 -  Wreszcie się roześmiałaś! Witamy z powrotem. Wiedz, że każdy z nas służy ci pomocą.
 -  Wiem, że na was mogę liczyć -  odpowiedziałam.
 -  Odbijany! -  Usłyszeliśmy.
Za Lou stał Niall.
- Co on ci tak gruchał? -  Zadał mi pierwsze pytanie, gdy mnie przejął w swoje ramiona.
 -  To jest nasza słodka tajemnica -  powiedziałam.
 -  No powiedz!
 -  Nie! Powiedziałam, że to nasza słodka tajemnica.
 -  Bo powiem Eleanor!
Kolacja potrwała trochę krócej, niż wesele i mocno zmęczeni wróciliśmy do domu. Michał poszedł  spać, a my z mamą usiadłyśmy jeszcze przy herbacie.
 -  I co zamierzasz teraz robić? -  Zapytała mama.
 -  Muszę trochę popracować w sklepie, więc będę miała trochę zajęć.
 -  A jak się czujesz? Powiedz.
 -  Dzisiaj Derek mnie zawiadomił, że złożył papiery rozwodowe. Było mi bardzo ciężko, ale zdecydowałam, że muszę to zakończyć…
 -  I to bardzo słusznie -  powiedziała mama.
 -  Nie przypuszczałam, że sprawy się tak potoczą.
 -  Nikt tego nie wiedział… Szkoda, że to się tak skończyło.
 -  Też żałuję -  powiedziałam- Ale nie ma co. Zachowuje się, jak zachowuje, nawet przez ten czas nie zadzwonił i się nie zapytał o dzieci…
 -  Po prostu go przerosłaś -  stwierdziła mama.
 -  Trzeba iść spać, bo już trochę późno -  rzuciłam zbierając się. Zachciało mi się płakać -  jutro mam masę zajęć. Wykorzystam jeszcze to, że jesteście.
 -  Oczywiście! Pozałatwiaj sobie, co potrzebujesz, my się dzieciakami zajmiemy.
Nazajutrz pojechałam do sklepu, gdzie rozpoczęła się już budowa. Ekspedientki dawały sobie radę,    a towar spływał sukcesywnie ze sklepu. Nawet nie wiem, kiedy nasz sklep przerodził się w takie „imperium”. Miałyśmy zatrudnione dwunastu pracowników, interes się kręcił, drzwi się nie zamykały, trudno było nastarczyć z towarem. Zajęłam się projektowaniem nowych wzorów. Zamówiłam materiały i znowu nie wiedziałam, kiedy minął mi cały dzień. Wróciłam do domu wieczorem, gdzie powitały mnie zachwycone dzieci.
 -  Mamusiu! Byliśmy w muzieum!
 -  Jakim muzeum? -  Zapytałam.
 -  Muzieum.
- Ale jakim? -  Dopytywałam się dalej.
 -  No w muzieum.
 -  W muzeum zabawek -  powiedziała Darcy.
 -  To jest takie? -  Zdziwiłam się.
 -  Antoś to chciał zabrać wszystkie zabawki.
 -  Nawet nie wiedziałam, że jest tu takie muzeum  -  powiedziałam, uśmiechając się do mamy.
 -  Widzisz? Tyle czasu mieszkasz w Chicago i co?
 -  Pojedziemy tam jutro? -  Zapytała Darcy.
 -  No przecież już byliście.
- Ale my chcemy jeszcze!
 -  Może innym razem… wybierzecie się z mamą i pokażecie jej, a teraz idźcie szybko się myć - odpowiedziała mama.
 - Popatrzyłam na zegarek. Była dziesiąta! Dzieciakom kleiły się oczy, więc powiedziałam:
 -  Robimy konkurs  -  kto pierwszy będzie w łóżku.
Dzieciaki zerwały się ze swoich miejsc i pobiegły na górę. Poszłam za nimi. Gdy weszłam do pokoju Antosia, leżał w swoim łóżeczku przykryty całkowicie kołdrą. 
 -  Ja juź jeśtem w łóźku.
Odkryłam kołdrę i tak jak przypuszczałam Antoś leżał pod nią jak wcześniej stał. Był nawet                   w kapciach.
 -  Antosiu tak nie można. Nie oszukuj! Przecież się nie umyłeś.
- Ale nie mówiłaś nić o myciu.
 -  Szybko wstawaj, rozbierz się i biegnij do łazienki – powiedziałam
Poszłam do pokoju Darcy. Na środku na podłodze leżały porozrzucane jej ubrania, które miała na sobie. Usłyszałam, że  Darcy jest pod prysznicem. Wróciłam do pokoju Antosia. Ten próbował się rozebrać, ale mu to jakoś nie wychodziło. Stał na środku pokoju i szamotał się z bluzą. Nie mógł jej zdjąć. Podeszłam do niego i pomogłam mu. Szybko rozebrałam go i pobiegł do łazienki. Poszłam za nim i zderzyliśmy się w drzwiach.
 -  Juź – powiedział wychodzący Antoś.
 -  Przecież się jeszcze nie umyłeś.
 -  Juź – odparł
 -  Nie oszukuj. Darcy się kąpie i ty też musisz. Pomogę Ci.
Szybko wykąpałam go i kazałam umyć zęby. Poczekałam, aż to zrobi i gdy kładłam go do łóżka              z sąsiedniego pokoju usłyszałam wrzask Darcy:
 -  Mamusiu już jestem w łóżku.
Wyszłam z pokoju Antosia i na korytarzu zderzyłam się z mamą.
 -  Jak tam?  – Zapytała mama pokazując na drzwi pokoju Antosia
 -  Już w łóżku rozebrany i umyty – odpowiedziałam – możesz opowiedzieć mu bajkę?
 -  Ok – powiedziała mama wchodząc do pokoju.
Poszłam do Darcy. Faktycznie leżała w piżamie w łóżku.
 -  No byliście równocześnie w łóżkach – powiedziałam
 -  Jak to?????????? – Zapytała zawiedziona Darcy
 -  No trochę musiałam wyrównać wasze szanse – odparłam – Antoś jest jeszcze za mały, aby sam wszystko zrobić. Ale ty jeszcze nie posprzątałaś – powiedziałam i pokazałam na ubrania walające się po ziemi.
 -  To jutro, bo dzisiaj chce mi się strasznie spać – odparła Darcy zamykając oczy udając, że śpi.
 -  Darcy zrób szybko porządek, bo jeszcze będziesz żle spała – powiedziałam
Darcy wstała naburmuszona z łóżka, złapała wszystkie rzeczy i zaniosła do łazienki. Usłyszałam, że otworzyła pojemnik na brudną bieliznę. Za chwilę była już w łóżku.
 -  No i nie lepiej? – Zapytałam
 -  Nie – odparła nadal naburmuszona.
 -  To co gniewasz się na mnie, czy mam ci przeczytać jakąś książeczkę? – Zapytałam
Darcy od razu się rozchmurzyła i podała mi bardzo zniszczoną, ukochaną bajkę. Przeczytałam ją. Gdy skończyłam smacznie spała. Poszłam do Antosia. On również spał. Mamy już nie było. Zeszłam  do salonu. Mama siedziała w fotelu i oglądała coś w telewizji.
 -  Już wszyscy śpią? – Zapytała
 -  Tak – odparłam – a ty nie idziesz spać?
 -  Jeszcze sobie pooglądam telewizję, jeśli ci to nie przeszkadza? – Odpowiedziała
 -  Nie, oglądaj do której chcesz – odparłam i poszłam na górę.
Zadzwonił mój telefon.
 - Halo? -  Po drugiej stronie usłyszałam jakiś bełkot
 -  Halo! -  Znowu bełkot
Rozłączyłam się. Za chwilę telefon znów zadzwonił. Znów ta sama osoba znów to samo. Zdenerwowałam się,  wyłączyłam komórkę i poszłam spać. Miałam jakieś dziwne sny, ale gdy rano się obudziłam, nie pamiętałam ich. Obudziłam się zmęczona i na siłę wstałam z łóżka. Poszłam do kuchni, przygotowałam śniadanie dla dzieciaków. Po chwili w kuchni pojawiła się mama.
- Co tak wcześnie wstałaś? -  Zapytała.
Popatrzyłam na zegar. Było dziesięć po szóstej.
 -  Nie wiem. Miałam jakieś dziwne sny, nie pamiętam. Musiałam wstać.
- Jakie masz plany na dzisiaj? -  Zapytała mama.
 -  Chyba muszę sobie zrobić trochę wolnego -  odpowiedziałam.
 -  To może gdzieś się wybierzemy?
 -  Wiesz, to jest niezły pomysł. Przydałoby mi się parę dni wolnego.
 -  To może pojedziemy do Disneylandu?  -  Zaproponowała mama  -  Dzieciakom przydałoby się trochę zabawy.
Postanowiłam, że załatwię rezerwację. O w pół do ósmej, ktoś zapukał do drzwi. Był to Niall.
 -  A co ty tu robisz o tej porze?
 -  Przyszedłem po Darcy.
 -  Cześć wujek! Już jestem gotowa! -  Usłyszałam za plecami.
 -  Dobrze. Już idziemy królewno.
 -  Wpadnij do mnie później -  powiedziałam, gdy wychodzili.
 -  Na śniadanko? -  Zapytał z nadzieją.
 -  Oczywiście może być na śniadanko.
Zaczęłam przygotowywać na pełnych obrotach śniadanie, gdy na dół zszedł Michał.
 -  Czy mama ci mówiła o naszym projekcie? -  Zapytał.
 -  O jakim projekcie -  zainteresowałam się.
 -  Wypadu z Chicago.
 -  A tak, wspomniała mi.
 -  I co ty na to?
 -  Nie jest to zły pomysł -  powiedziałam.
 -  O czym rozmawiacie? -  Zapytała wchodząc mama.
 -  O wyjeździe -  wyjaśnił Michał.
 -  No i co?
 -  Megan twierdzi, że to niezły pomysł.
 -  Jaki pomysł? -  Usłyszeliśmy od drzwi.
 -  Chcemy jechać do Disneylandu.
 -  Super pomysł! -  Powiedział Niall.
 -  To co? Chcesz jechać? -  Zapytałam.
 -  Wszyscy by chcieli!
 -  To, co? Wynajmujemy samolot i lecimy? -  Zażartowałam.
 -  A czemu nie?  -  Rzucił Niall  -  byłaś w Disneylandzie?
 -  Nie, tylko w Euro Disneylandzie -  odpowiedziałam.
Okazało się, że wszyscy chcą jechać i zorganizowaliśmy wyjazd zbiorowy. Dzieciaki były zachwycone, dorośli zresztą też. Spędziliśmy tam bardzo miłe, trzy dni i wreszcie mogliśmy wyszaleć się na wszystkich atrakcjach. Przylecieliśmy  rozemocjonowani i gdy podjechaliśmy na Wiśniową był wieczór. W jedynym domu paliły się światła. Był to mój dom. Zaczęłam się zastanawiać, czy zapomnieliśmy pogasić światła przed wyjazdem. Weszliśmy do domu wszyscy. Jakimś dziwnym trafem znaleźli się po prostu wszyscy… Weszłam do salonu, ale nikogo tam nie było.  Zgasiłam światło i powiedziałam na cały głos:
 -  Chyba zapomniałam zgasić światła przed wyjściem.
Coś zaczęło się dziać w bibliotece. Wszyscy zamarli.
 -  Dzwonię po policję! – Powiedziała mama.
Ellie zabrała wszystkie dzieciaki  i wybiegła z nimi z domu. Louis z Niallem zaczęli rozglądać się za czymś ciężkim.
 -  Cicho bądźcie -  rozkazał Liam.
Louis złapał pogrzebacz, a Niall pierwsze, co mu wpadło w ręce, czyli parasol… Mama poszła do salonu, do telefonu, a Michał z Liamem szukali czegoś, czym mogliby obezwładnić złodzieja. Ja stałam z Danielle na środku korytarza.
 -  Schowajcie się -  wyszeptał Louis.
Schowałyśmy się za schodami i gdy to zrobiłyśmy, drzwi od biblioteki się otworzyły. Chłopcy                  z narzędziami rzucili się na złodzieja. Było ciemno, więc nic nie widziałyśmy. Zaistniała jakaś szamotanina i po chwili zapanowała cisza.
 -  Mamy go! -  Powiedział lekko zdyszany Liam.
 -  Nie uszkodziliście go? -  Zapytała Danielle.
 -  No trochę mu przygrzmociłem -  powiedział Lou.
 Na to wpadła mama.
 -  Policja już jedzie! -  Krzyknęła.
 Z tobołka, który leżał u nóg chłopaków, dotarły do nas, jakieś pomrukiwania.
 -  Cicho bądź, bo ci przygrzmocę jeszcze raz! -  Powiedział Niall bojowo.
Po krótkim czasie przyjechała policja.
 -  Czy można zapalić światło? -  Zapytał policjant.
- Ależ tak, oczywiście -  powiedziałam.
Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, włącznie z dywanem, który coś pomrukiwał… Tak, dywanem.
 -  Po kolei. Wszyscy po kolei. Nie wszyscy na raz  -  rzucił policjant  -  kto jest właścicielem domu.
 -  Ja- odpowiedziałam.
 -  Proszę mówić, co tu się wydarzyło.
Zaczęłam opowiadać. Wszyscy pozostali dogadywali.
 -  CISZA, SPOKÓJ -  zdenerwował się policjant.
Ponieważ dywan, cały czas się poruszał, policjant stwierdził, że trzeba wyzwolić złodzieja. Gdy rozwinęli dywan, o mało nie upadłam z wrażenia. W dywanie leżał wściekły Harry. Wszyscy zamarli      i w tym momencie z wielkim hukiem otworzył się parasol, który trzymał w dłoni Niall.
 -  Yyy… Co ty tu robisz?  -  Zapytał  Niall wywijając mu przed nosem parasolem.
 -  Jak to? Nie mogę być we własnym domu?!  -  Powiedział wściekły Harry.
 -  To chyba już nie twój dom! -  Wysyczała mama.
Policjanci byli zdezorientowani.
 -  Rozumiem, że państwo się znacie -  powiedział jeden z nich.
 -  Tak znamy się- odpowiedział z niesmakiem Liam.
 -  W takim razie, nie jesteśmy potrzebni  -  powiedział drugi z nich.
 -  Wręcz przeciwnie  -  rzucił Michał  -  obawiam się ostrych zajść tutaj… -  zerknął na chłopaków.
 -  Czy wszyscy państwo tu mieszkacie?
 -  Nie. Jesteśmy sąsiadami  – odparł Li
 -  To proszę, aby osoby niemieszkające w tym domu, opuściły budynek.
Niall i spółka niechętnie wyszli. Harry został zaprowadzony do biblioteki, a ja z rodzicami do salonu. Jeden policjant przesłuchiwał jego, a drugi nas. Gdy przesłuchanie dobiegło końca, policjanci stwierdzili, że nie mają co tu robić i się pożegnali. Siedziałam odrętwiała na kanapie. Gdy policjanci wyszli całe towarzystwo znowu weszło do środka.
 -  Grupa wsparcia? -  Zapytał Harry.
 -  Ja nadal trzymam pogrzebacz -  ostrzegł go Louis.
 -  A ja….. Parasol -  dodał Niall.
Było to przekomiczne.
 -  Po co przyjechałeś? -  Zapytała lodowato mama.
 -  Chyba wystarczająco narozrabiałeś  -  poparł ją Michał.
 -  Jesteś tu niemile widziany -  rzuciła Danielle.
 -  Czemu się wtrącasz w moje sprawy? -  Zapytał Harry Danielle.
 -  To są nie tylko twoje sprawy  -  powiedział Liam.
- Co to ma znaczyć?!  -  Powiedział Harry rzucając mi papiery.
 -  To co z nich wynika  – powiedziałam  -  nie umiesz czytać?
 -  Jaki rozwód?!
 -  Czy tobie trzeba tłumaczyć, jak dziecku, że jak się ludziom nie układa, to trzeba wziąć rozwód? -  Zapytał Niall.
- Ale ja się nie zgadzam!  -  Ryknął Harry.
 -  Ty szalejesz od pół roku, gdzieś po świecie, nie interesując się nawet własnymi dziećmi. Na co ty się możesz zgadzać, albo i nie?!  -  Usłyszeliśmy podniesiony głos Michała.
 -  Ja dawałem czas Megan, żeby się zastanowiła!
 -  Nie odzywając się do niej i pijąc na umór? -  Rzucił Niall.
W tym momencie uświadomiłam sobie, co to były za bełkotliwe telefony.
 -  To ja zabieram dzieci! -  Zdecydował Harry.
 -  Nie ma mowy! -  Odpowiedział błyskawicznie mu Niall.
 -  Niall! Wynoś się stąd!  -  Ryknął Harry i rzucił się na niego z gołymi rękoma.
Niallowi otworzył się znowu parasol.
 -  Myślę, Harry że lepiej będzie, jak ty się wyniesiesz -  powiedziała mama.
 -  Zawiodłeś nas wszystkich i pomyśleć, że byliśmy przyjaciółmi  -  rzucił Louis.
 -  Wszyscy będziemy świadczyć przeciwko tobie  -  powiedziała Danielle.
Harry popatrzył na mnie, a ja powiedziałam lodowatym głosem:
 -  Wynoś się stąd.
Usłyszałam pomruk aprobaty. Harry jak nie pyszny wyszedł, rzucając:
 -  Nie dam ci rozwodu.
Po jego wyjściu, wszyscy odetchnęli z ulgą.
 -  Megan! Musisz wymienić zamki!
 -  Tak, jutro to zrobię -  powiedziałam twardo.
 -  Od bramy też trzeba zmienić -  rzucił Lou.
 -  Jutro wezwę ślusarza -  dodał Niall.
Do salonu wpadła Ellie.
 -  Dzieci śpią! Gdzie jest ta cholera?! Zaraz mu przyłożę!
 -  Ellie, uspokój się. Poszedł -  powiedziałam.
 -  Tylko żeby nie śmiał tutaj wracać.
 -   Myślę, że chłopcy dali mu do zrozumienia, żeby nie wracał.
 -  Myślę, ze powinnaś przenocować u mnie, bo nie wiadomo, co ten cholernik wymyśli  -  rzucił Niall.
 -   Ale przecież są rodzice..
 -  Rodzice też muszą przenocować gdzie indziej! Wiem! U Simona  -  rzucił.
 -  Myślicie, że wróci?
 -  A wiadomo, co w tym popieprzonym mózgu się zrobiło?

Stanęło wreszcie na tym, że z rodzicami będę spała u Simona, a w domu na wszelki wypadek zostawimy zapalone światło. Niall stwierdził, że będzie obserwował mój dom całą noc. Tak też zrobiliśmy.

______________________________________
    Ten rozdział jest dość... specyficzny :) Trochę bólu, jednak więcej śmiechu, co uwielbiam... :) Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu xx :)
 ~Meg

piątek, 9 maja 2014

106

Gdy siedzieliśmy nad lodami, zaczęłam mówić:
 -  Niall, strasznie was przepraszam. Wiem, że sprawiam wam bardzo dużo problemów.
Niall się obruszył.
 -  Nie sprawiasz problemów! Przecież od tego ma się przyjaciół!
 -  Jesteście wspaniali. Nie wiem, co bym bez was zrobiła… Chyba strzeliła sobie w łeb…
 -  No, no, no! Tylko bez myśli samobójczych! -  Zdenerwował się Niall.
 -  Przy takich przyjaciołach, jak wy nie ma się myśli samobójczych -  wyznałam -  jesteście najwspanialszymi ludźmi, na jakich mogłam trafić. Od jutra… nie, co ja mówię, od dzisiaj biorę się      w garść. Nie mogę być dla was obciążeniem. I tak i tak za długo byłam..
 -  No co ty gadasz?! Dla nas to sama przyjemność… No, może nie w takiej sytuacji. Źle się wysłowiłem. Wszyscy cierpimy z tego powodu. Harry zachowuje się jak idiota, skończony kretyn.
 -  Tak… Zdecydowałam, że muszę rozwiązać ten problem. Nie możecie cierpieć wy, a najbardziej maluchy.
- Co masz zamiar zrobić?
 -  Jutro, a właściwie dzisiaj zadzwonię do Dereka.
Zobaczyłam, że Niallowi robią się wielkie oczy.
 -  O czym ty mówisz?!
 -  Trzeba to przeciąć -  odpowiedziałam -  występuję o rozwód.
Niall popijał wodę i się zakrztusił.
 -  Nie utop się -  powiedziałam do niego -  jeszcze dzisiaj przeprowadzimy się do mnie do domu.
- Jeśli chcesz, zostań u mnie, ile chcesz -  powiedział.
 -  Już za długo siedzę ci na głowie…
 -  Dla mnie to sama przyjemność.
 -  Mhm… -  odpowiedziałam.
Dojechaliśmy do domu.
 -  Mamusia! -  Usłyszałam głos Antosia. Dopadła do mnie dwójka brudasów.
- Co wyście robili? Jak wy wyglądacie?
 -  Pieczemy ciasto dla ciebie! -  Krzyknęła Darcy.
 -  Sami pieczecie? -  Zdenerwowałam się.
 -  Nie, Kazik dał nam składniki. Pieczemy czekoladowe ciasto!
 -  A ile czekolady zjedliście?
 -  Tlośkę -  odpowiedział Toni.
Weszłam do środka.
 -  Słuchajcie. Idźcie się umyć. Pakujemy się i idziemy do domu.
 -  Przecież jesteśmy w domu.
 -  Tak, ale to jest nasz drugi dom. Wracamy do pierwszego.
 -  Tatuś wraca? -  Zapytał Tosiek.
 -  Nie, ale my idziemy do naszego domu. To jest dom wujka Nialla, nie możemy tyle czasu siedzieć mu na głowie.
Miny dzieciaków zrzedły.
 -  To nie będziemy się widywać już z wujkiem Niallem? -  Prawie płacząc zapytała Darcy.
 -  Będziecie. Kiedy będziecie chciały, możecie do mnie wpadać -  powiedział Niall -  ja też będę do was wpadał, jeśli mama pozwoli.
Popatrzyłam na Nialla surowo, po czym go szturchnęłam w bok.
 -  No co ty opowiadasz?! Dla ciebie drzwi są zawsze otwarte.
Do pokoju zajrzała Dominika.
 -  Hejka! Jak się macie?
 -  Całkiem dobrze -  odpowiedziałam.
 -  Jadę do sklepu zmienić Gabrielę.
 -  Jutro ja pojadę, jeżeli pozwolicie -  powiedziałam.
Dominika mi się przyjrzała i się uśmiechnęła.
 -  Zaczynam widzieć dawną Megan -  rzuciła i wyszła.
Zaczęłam pakować nasze rzeczy i gdy walizki były już gotowe, ginęły jakimś dziwnym trafem.
 -  Gdzie są moje walizki?! -  Zapytałam, gdy skończyłam.
 -  Na pewno jesteś zdecydowana? -  Zapytał Niall.
 -  Tak -  powiedziałam, biorąc głęboki wdech.
 -  To chodź. Idziemy do twojego domu.
Kiedy stanęłam pod drzwiami, zawahałam się.
 -  Jesteś pewna?
 -  Tak -  odpowiedziałam -  nigdy nie byłam pewniejsza -  odparłam.
Niall ze smutkiem otworzył drzwi  i wpuścił mnie, bym weszła.
 -  Zaraz przyniosę więcej walizek -  oznajmił i się wycofał.
Weszliśmy do środka. Widać było, że dom jest opuszczony, co zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Postanowiłam, że muszę przemeblować go, ale na razie należało mu się sprzątanie.
 -  Wiesz Darcy? Musimy zrobić porządki.
 -  Dobrze mamo.
 -  Ci ja teś mogę pomóć? -  Zapytał Antoś.
 -  Wszyscy będziemy pracować -  powiedziałam -  zamienimy się w ekipę sprzątającą i każdy będzie miał swoje zadanie. Na razie, musimy wstawić walizki i je rozpakować.
Za nami coś się zaczęło dziać. To Niall… Przyniósł następne walizki. Za nim stał Liam.
 -  To aż tyle miałam u was rzeczy?! -  Zdziwiłam się.
 -  No, uzbierało się -  przyznali.
Za chwilę za drzwiami pojawiła się Danielle.
 -  Przyszłam ci pomóc. Eleanor zajmie się dziećmi, a my doprowadzimy chałupę do porządku.
Rozdzieliła wszystkim zadania i każdy zajmował się inną częścią domu. Dzieci pobiegły do Ellie, a ja zajęłam się rozpakowywaniem, a reszta przydzielonymi funkcjami.
Wkrótce dom lśnił. Wszystko zostało popowieszane i poukładane w szafach. Nie zaglądałam do szafy Harryego, więc nie wiedziałam, czy są tam jakieś rzeczy, czy nie. Potem doszłam do wniosku, że chyba bałam się tam zajrzeć. Gdy skończyliśmy, wpadła Gabriela i powiedziała:
 -  Słuchajcie przyjdziecie do nas, czy mam tu przytargać obiad?
 -  Chyba tutaj -  odpowiedział Niall. Liam go poparł. Niall zachowywał się jakoś dziwnie, ale doszłam do wniosku, że pewnie był zmęczony.
Zjedliśmy obiad, dzieci poszły spać, Liam z Danielle poszli do siebie. Zostaliśmy z Niallem sami.
 -  Jesteście dla mnie tacy dobrzy -  zaczęłam pochlipywać siedząc naprzeciwko niego.
 -  Przestań, bo nie zniosę tego! Nie znoszę, jak płaczesz. Chodź no tutaj do mnie. Przytulę cię, wiesz że jestem mistrzem przytulania.
Zadzwonił telefon. Zastanawiałam się, czy odebrać.
 -  Mam odebrać? -  Zapytał Niall.
 -  Odbierz -  odpowiedziałam.
 -  Halo? -  Usłyszałam.. Zapanowała głucha cisza.
Za chwilę usłyszałam:
 -  Pomyłka.
 -  Kto to dzwonił?
 -  Nie wiem, jakiś kretyn, bulgotał do słuchawki. Wiesz, muszę coś załatwić, więc zostawię cię samą. Połóż się i się prześpij.
 -  Muszę jeszcze jedną rzecz załatwić -  powiedziałam.
 -  Nie zamykaj się, dobrze?
 -  Dobrze -  odpowiedziałam.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Dereka.
 -  Halo? Czy zastałam Dereka? Mówi Megan Styles -  „Styles” przeszło mi ledwo przez gardło. Wręcz         z obrzydzeniem.
Za chwilę w słuchawce usłyszałam znajomy głos.
 -  Witaj Megan, co u was słychać, w czym ci mogę pomóc?
 -  Chciałabym się z tobą spotkać i omówić sprawę rozwodową.
 -  Czyja sprawa rozwodowa? -  Zdziwił się.
 -  Moja i Harryego -  odpowiedziałam.
 -  Będę u ciebie za dwadzieścia minut -  rzucił do słuchawki i się rozłączył.
Faktycznie za dwadzieścia minut był. Nie przyjechał sam, lecz z drugim przystojnym mężczyzną i od drzwi powiedział:
 -  Przepraszam cię, ale zabrałem ze sobą kolegę z kancelarii, gdyż ja cię nie mogę reprezentować. Mam kontrakt z One Direction, który zakazuje mi występowania przeciwko członkom grupy. Rozumiem, że Harry jest ciągle członkiem grupy? Kolega jest lepszy ode mnie i zajmuje się sprawami rozwodowymi. Zostaliśmy poinformowani, jako kancelaria o sytuacji i dlatego mamy przygotowane już papiery. Jeśli je podpiszesz, to zaczniemy procedurę rozwodową.
Byłam zaskoczona tym wszystkim, jak to się zaczyna toczyć. Panowie wyszli, zostawiając mi papiery. Wieczorem  zjawili się u mnie wszyscy i dosyć przyjemnie spędziliśmy koniec dnia. Gdy większość wyszła, zostaliśmy sami z Niallem, który zapytał:
 -  Na pewno chcesz zostać sama na noc?
 -  Sama nie zostanę. Zostanę z dziećmi.
 -  Pamiętaj, że gdyby coś się działo, masz do mnie zadzwonić.
 -  Dobrze, nie martw się. Zadzwonię, jeśli bym czegoś potrzebowała.
Niall poszedł. Ja posprzątałam po kolacji i poszłam do siebie do pokoju. Wzięłam prysznic i weszłam do łóżka. Byłam tak zmęczona, że zasnęłam od razu.
Rano obudził mnie Antoś.
 -  Mama, jeśtem głodny!
 -  Która godzina? -  Zapytałam.
 -  Nie wiem -  odpowiedział.
Popatrzyłam na zegarek. Było po dziesiątej. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Darcy. Łóżko było zaścielone, a Darcy nigdzie nie było.
Zbiegłam na dół, gdzie znalazłam kartkę:
Zabrałem Darcy do przedszkola. Wszystko pod kontrolą.
                                                            ~Niall
- Co zjesz Tosiu? -  Zapytałam.
 -  Gofly -  rzucił, siadając na krześle.
Zrobiłam szybko gofry  i po chwili siedzieliśmy zajadając się śniadaniem.
Gdy zjedliśmy, postanowiłam że muszę dać znać, że żyję. Wybrałam numer do Ellie.
 -  Halo? -  Usłyszałam.
 -  Hej Ellie, czy Toni mógłby do ciebie przyjść?
- Ależ oczywiście! A co porabiacie?
 -  Muszę pojechać do sklepu, żeby zaopatrzyć lodówkę.
 -  To już żeście wszystko zjedli!? -  Zdziwiła.
 -  Jak to?
 -  No przecież masz pełną lodówkę!
 -  Jezus! Nawet do niej nie zajrzałam -  przyznałam się.
- Ale jak chcesz jechać do sklepu, to nie ma problemu.
 -  Myślałam o wyjeździe do mojego sklepu.
 -  A, chyba że tak! To przyślij do mnie Tonia.
Następny telefon wykonałam do Gabi. Odebrała Dominika.
 -  Słuchaj, chciałabym pojechać do sklepu. Nie będzie ci to przeszkadzało?
 -  Gabi zaraz jedzie, także jak chcesz, to zabierz się z nią. Witaj wśród żywych! -  Ucieszyła się.
 -  Za ile minut Gabriela wyjeżdża?
 -  Za pięć.
 -  Okej. Będę zaraz przy samochodzie -  wyprawiłam Tosia do Ellie, zabrałam torebkę i wyszłam zamykając drzwi na klucz.
Gabriela stała już przy samochodzie.
 -  Hej Meg! Cieszę się, że jedziemy razem! -  Zapakowałyśmy się do samochodu i pojechałyśmy. Byłyśmy dziesięć minut przed otwarciem -  Megan, zobacz. Tu brakuje tylu rzeczy…
Byłam z lekka przerażona. Brakowało prawie wszystkiego. Postanowiłam, że muszę zacząć projektować nową biżuterię. Sprawdziłam materiały i z przerażeniem doszłam do wniosku, że brakuje wszystkiego…
 -  Muszę pozamawiać materiały -  rzuciłam do Gabrieli i wycofałam się na zaplecze. Weszłam na stronę mojego ulubionego sklepu internetowego, zalogowałam się i zaczęłam zamawiać wszystko po kolei. Okazało się, że rachunek wyszedł na gigantyczną kwotę. Zaczęłam się zastanawiać, czy stać mnie na opłacenie go. Poszłam do Gabrieli.
 -  Gabi, jaka jest sytuacja finansowa firmy?
 -  Świetna! Wszystko masz na rachunku.
 -  Jak to wszystko mam na rachunku?
 -  No, tu masz wszystkie rozliczenia, które zapisywałyśmy, jak prąd, woda, śmieci, dzierżawa i inne wydatki, jak opakowania. Reszta pieniędzy jest na rachunku. Weszłam na rachunek i o mało nie spadłam z krzesła.
- Że niby ile?! Gabi… Ile czy tu jest tyle zer, ile powinno być?! -  Powiedziałam do przyjaciółki.
 -  Tak. Odpowiednia ilość. Przecież mówiłyśmy ci, że sklep nieźle zarabia.
 -  Cóż… Nie przypuszczałam, że aż tak dobrze zarabia…
Na rachunku było 800 000 euro.
 -  A widzisz. Ludziom się podoba, co tu jest -  rzuciła siadając przy kasie fiskalnej.
Sklep był pełen, a resztki towarów schodziły w piorunującym i zastraszającym tempie. Pobiegłam na zaplecze i zamówiłam czym prędzej towar, który miał być na jutro, to znaczy materiały… Usiadłam       i zaczęłam wymyślać nowe wzory.
Zadzwoniłam do Dominiki i powiedziałam:
 -  Słuchaj! Musimy zatrudnić pracowników!
Dominika o mało się nie zachłysnęła.
 -  Jak to?!
 -  Bo przecież ktoś musi robić tą biżuterię!
 -  No więcej nie możemy zrobić.
 -  Dlatego musimy kogoś zatrudnić.
 -  To może dajmy ogłoszenie?
 -  To jest dobry pomysł -  stwierdziłam -  trzeba będzie dobudować pracownię... -  Stwierdziłam.
 -  Widzę, że wróciłaś na dobre!
 -  No trzeba się tym zająć -  stwierdziłam -  bo nie długo przestaniemy mieć obrót i nie będzie czym handlować!
Rozłączyłyśmy się. Weszłam na stronę jakiejś gazety. Sformułowałam treść ogłoszenia. Zapłaciłam za nie. Wyznaczyłam termin naboru, za dwa dni o godzinie dziewiątej rano.
Zajęłam się dalszym projektowaniem i nawet nie wiem, kiedy minął mi cały dzień pracy. Nie zauważyłam nawet kiedy, Gabi zmieniła Dominika. Dopiero, gdy wsiadałyśmy do samochodu, stwierdziłam, że coś jest nie tak.
 -  Jezu, Doma?! Co ty tu robisz?!
 -  No, jak to co?! Pracuję.
 -  No, ale przyjechałam tu z Gabrielą.
- Ale ona pojechała załatwiać swoje sprawy.
 -  Boże… Ja nie wiem, jak ja się wam odwdzięczę.
 -  Przecież jest to nasz wspólny sklep, sama tak powiedziałaś.
 -  Nawet chyba wasz -  powiedziałam smutno.
- Co ty opowiadasz, bez ciebie ten sklep nie będzie istniał!
 -  Zamówiłam materiały, ogłoszenie w prasie, że prowadzimy nabór. Zrobiłam parę nowych projektów.
 -  To kiedy będzie ten sądny dzień?
 -  Jak to?! Jaki sądny dzień?!
 -  Na kiedy określiłaś nabór pracowników? -  Zapytała.
 -  Za dwa dni. Pojutrze.
 - Pamiętasz, że za pięć dni jest ślub?
 -  Pamiętam. Muszę jeszcze coś załatwić. Możesz podjechać do sklepu, w którym kupuje się prezenty dla Gabrieli i Jaya?
 -  Okej.
 -  Pomożesz mi wybrać.
 -  Jeżeli jeszcze jest co.
Po zdecydowaniu się na odpowiedni prezent ślubny i po kłótni z Dominiką, która stwierdziła, że jest to za drogi prezent, wróciłyśmy do domu. Popatrzyłam na zegarek. Było po osiemnastej.
 -  Boże, a co z Darcy?!
 -  Nie martw się. Wszystko pod kontrolą -  usłyszałam zza drzwi, które się otworzyły. W drzwiach stał Niall.
 -  Mamusia! -  Rzucił się Antoś. Za chwilę dwójka dzieci wisiała mi z obydwu stron.
 -  Witajcie kochani! Co porabialiście?
 -  Może ja już pójdę -  usłyszałam zza pleców.
 -  Absolutnie nie ma mowy -  rzuciłam błyskawicznie -  zaraz coś zjemy.
Niall się ucieszył. Otworzyłam lodówkę, która była zapchana po same brzegi.
 -  Boże, kto to zrobił?!
- Co?! -  Usłyszałam zdenerwowany głos Nialla- Coś nie tak?!
 -  Wszystko w porządku, Nialler. Komu jestem winna pieniądze?
 -  Nikomu, poszło na koszt Harryego.
 -  O czym ty mówisz?! -  Zaczęłam się zastanawiać.
 -  Dobrze jest mieć kredyt w sklepie -  stwierdził.
 -  Słuchaj, Harry nie może takich rzeczy płacić.
 -  Może, w końcu są to jego dzieci, więc może. Jak jest dupek, to na to nic nie poradzę, ale za wyżywienie was, musi zapłacić.
Właściwie zgodziłam się z nim. Przygotowałam szybko kolację i wspólnie usiedliśmy do stołu. Dzieciaki, jeden przez drugiego opowiadały mi, co się działo w ciągu dnia i było to bardzo słodkie. Były pełne wrażeń. Darcy znowu zakochała się w jakimś koledze, który miał na imię Tom. Postanowiłam, że muszę poznać Toma, przyszłego zięcia.
 -  Czy jutro mogę cię odprowadzić? -  Zapytałam. Niall zmarkotniał.
 -  A wujek nie może? -  Zapytała Darcy.
 -  Dobrze, no jak chcesz, to może wujek -  powiedziałam smutno.
 -  Nie dobrze, to ty mnie odprowadzisz -  odpowiedziała błyskawicznie.
 -  To wujek cię jutro odbierze, dobrze?
 -  Dobrze, dobrze.
 -  Wujek się jutro wyśpi -  powiedziałam, mrugając do Nialla.
 -  To lubię -  powiedział.
 -  Wiem -  uśmiechnęłam się kokieteryjnie.
 -  No, zostawię was już. Jesteście wszyscy zmęczeni.
 -  A nie umyjeś mnie? -  Zapytał Antoś.
 -  Dobrze. Położę cię do łóżka i pójdę sobie. Mama zajmie się Darcy.
Pomyślałam sobie, że Niall jest niezastąpiony. Wkrótce dzieci były już w łóżkach. Darcy mocno się przytuliła się do mnie i powiedziała:
 -  Kocham cię mamusiu. Nie wiesz, jak mocno.
 -  Wiem, jak mocno, ale ja ciebie mocniej.
 -  Wcale nie.
 -  Wcale tak.
 -  Ja cię kocham najmocniej na świecie!
 -  A ja do nieskończoności.
 -  A co to jest?
 -  Jak pójdziesz do szkoły, to się dowiesz -  dałam jej mocnego buziaka i wyszłam, zamykając drzwi do pokoju. Zajrzałam do Toniego, który smacznie już spał.
Zeszłam na dół, gdzie w salonie siedział Niall.
 -  I jak dzisiejszy dzień? -  Zapytał.
Opowiedziałam mu, co się działo i o swoich planach na najbliższe dni. Widziałam, że co raz bardziej się uśmiecha.
 -  Mam pytanie -  zaczął kręcić się nerwowo na fotelu.
- Co jest? -  Zapytałam.
 -  Słuchaj. Zbliża się ten ślub. Ja nie mam partnerki, ty nie masz partnera… Może pójdziemy razem?
 -  Wiesz, to nie jest głupi pomysł -  powiedziałam.
Kamień spadł mu z serca, co było widoczne i prawie słyszalne.
 -  Okej, to jesteśmy umówieni -  rzucił i zerwał się z siedzenia -  pójdę już. Miłych snów ci życzę.

Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zostałam sama. Poszłam do biblioteki, gdzie na biurku leżały akta do sprawy rozwodowej. Wzięłam długopis i podpisałam je. Postanowiłam, że jutro podjadę do kancelarii i zostawię papiery u prawników. Z taką decyzją poszłam spać. Wiedziałam, że mam wokół siebie przyjaciół i że dam sobie radę. Pogodziłam się z tym, że Harry nas zostawił i że zostałam samotną matką… Stwierdziłam, że muszę ułożyć sobie życie na nowo.
____________________________________________

Dzień dobry, w sumie dobry wieczór :) 
Stwierdzam fakt, że rozdział mi się podoba :D Jestem z niego bardzo zadowolona :)
Proszę o Wasz motywator, czyli komentarze, bo coś ostatnio kulejecie, ale nie przejmuję się tym, bo wiadomo... Majówka była czy coś :)
                                                                                                     ~Meg