Siedzieliśmy z Niallem i dzieciakami w salonie Simona i
czekaliśmy aż rozpocznie się ceremonia. Byli wszyscy. Z Wiśniowej, ciocia
Agnieszka z Martinem, trochę rodziny z Polski, mama z Michałem. Sala była pełna.
Oczywiście był jeszcze zespół The Wanted ze swoimi dziewczynami. Impreza się
rozpoczęła. Gabi wyglądała olśniewająco. Jay wyglądał na bardzo szczęśliwego.
Promieniał wręcz szczęściem.
Zrobiło mi się tylko bardzo smutno, gdy przysięgali sobie
miłość i wierność do końca życia. Stanął mi Zamek Królewski przed oczami.
Szybko tą wizję jednak przepędziłam i zaczęłam cieszyć się ich szczęściem.
Wesele było bardzo udane. Wytańczyłam się z wszystkimi, a
najwięcej z Niallem. Oczywiście Harryego nie było. Dominika poprzedniego dnia z
powrotem przeprowadziła się do Zayna i oboje promienieli szczęściem. Do sklepu
zatrudniłyśmy dwie sprzedawczynie, oraz dziesięć osób do produkcji biżuterii.
Wynajęłam już firmę budowlaną, która miała powiększyć nasz sklep. Firma zaczęła
się kręcić pełną parą, z czego byłam bardzo szczęśliwa.
Dzieci były bardzo grzeczne i nie rozrabiały, jak na
poprzednich ślubach. Louis wywinął kilka dowcipów, jak to Louis - prawda?
Eleanor już się pogodziła, że musi coś wyprawiać. Kazik był
dumny ze swoich potraw, a Simon czynił honory pana domu. Wesele skończyło się o
siódmej rano i wszyscy byli bardzo zadowoleni. Gabriela z Jayem, mieli odlecieć o siedemnastej, więc
postanowiliśmy wszyscy, że ich odwieziemy. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy.
Na lotnisku, Dominika mi szepnęła:
- Musimy pogadać!
- Teraz? - Zdziwiłam się.
- Nie! Później - rzuciła twardo.
Całe towarzystwo wróciło na Wiśniową i stwierdziliśmy, że
musimy pomóc Kazikowi zniszczyć to, co zostało. Kazik był w swoim żywiole i fruwał
po kuchni. Zadzwoniła moja komórka.
- Halo? - Odebrałam. Dzwonił Derek z informacją, że
złożył papiery w sądzie. Podziękowałam mu za informację i rozłączyłam się.
Trochę straciłam humor, ale Louis za chwilę mi go poprawił. Wyciągnął mnie do
tańca i powiedział:
- Wybij go sobie z głowy. Jest dupkiem i koniec
- dobrze, że to się stało po trasie koncertowej.
- Co miałeś na myśli?
- Bo bym go zabił własnoręcznie i chyba nie
jestem jedyny - popatrzył na Nialla.
Niall, jakoś blisko nas tańczył i pokiwał potakująco głową.
- To cieszę się, że go nie zabiliście - powiedziałam.
Louis prychnął.
- Jeszcze się nie spotkaliśmy…
- Ja nie chcę iść do więzienia.
- No wreszcie - mruknął Lou.
- Co wreszcie?
- Wreszcie się roześmiałaś! Witamy z powrotem. Wiedz,
że każdy z nas służy ci pomocą.
- Wiem, że na was mogę liczyć - odpowiedziałam.
- Odbijany! - Usłyszeliśmy.
Za Lou stał Niall.
- Co on ci tak gruchał? - Zadał mi pierwsze pytanie, gdy mnie przejął w
swoje ramiona.
- To jest nasza słodka tajemnica - powiedziałam.
- No powiedz!
- Nie! Powiedziałam, że to nasza słodka
tajemnica.
- Bo powiem Eleanor!
Kolacja potrwała trochę krócej, niż wesele i mocno zmęczeni
wróciliśmy do domu. Michał poszedł spać,
a my z mamą usiadłyśmy jeszcze przy herbacie.
- I co zamierzasz teraz robić? - Zapytała mama.
- Muszę trochę popracować w sklepie, więc będę
miała trochę zajęć.
- A jak się czujesz? Powiedz.
- Dzisiaj Derek mnie zawiadomił, że złożył
papiery rozwodowe. Było mi bardzo ciężko, ale zdecydowałam, że muszę to
zakończyć…
- I to bardzo słusznie - powiedziała mama.
- Nie przypuszczałam, że sprawy się tak potoczą.
- Nikt tego nie wiedział… Szkoda, że to się tak
skończyło.
- Też żałuję - powiedziałam- Ale nie ma co. Zachowuje się,
jak zachowuje, nawet przez ten czas nie zadzwonił i się nie zapytał o dzieci…
- Po prostu go przerosłaś - stwierdziła mama.
- Trzeba iść spać, bo już trochę późno - rzuciłam zbierając się. Zachciało mi się
płakać - jutro mam masę zajęć.
Wykorzystam jeszcze to, że jesteście.
- Oczywiście! Pozałatwiaj sobie, co
potrzebujesz, my się dzieciakami zajmiemy.
Nazajutrz pojechałam do sklepu, gdzie rozpoczęła się już
budowa. Ekspedientki dawały sobie radę, a towar spływał sukcesywnie ze sklepu. Nawet
nie wiem, kiedy nasz sklep przerodził się w takie „imperium”. Miałyśmy
zatrudnione dwunastu pracowników, interes się kręcił, drzwi się nie zamykały,
trudno było nastarczyć z towarem. Zajęłam się projektowaniem nowych wzorów.
Zamówiłam materiały i znowu nie wiedziałam, kiedy minął mi cały dzień. Wróciłam
do domu wieczorem, gdzie powitały mnie zachwycone dzieci.
- Mamusiu! Byliśmy w muzieum!
- Jakim muzeum? - Zapytałam.
- Muzieum.
- Ale jakim? - Dopytywałam
się dalej.
- No w muzieum.
- W muzeum zabawek - powiedziała Darcy.
- To jest takie? - Zdziwiłam się.
- Antoś to chciał zabrać wszystkie zabawki.
- Nawet nie wiedziałam, że jest tu takie muzeum - powiedziałam, uśmiechając się do mamy.
- Widzisz? Tyle czasu mieszkasz w Chicago i co?
- Pojedziemy tam jutro? - Zapytała Darcy.
- No przecież już byliście.
- Ale my chcemy jeszcze!
- Może innym razem… wybierzecie się z mamą i pokażecie
jej, a teraz idźcie szybko się myć - odpowiedziała mama.
- Popatrzyłam na
zegarek. Była dziesiąta! Dzieciakom kleiły się oczy, więc powiedziałam:
- Robimy konkurs - kto
pierwszy będzie w łóżku.
Dzieciaki zerwały się ze swoich miejsc i pobiegły na górę.
Poszłam za nimi. Gdy weszłam do pokoju Antosia, leżał w swoim łóżeczku
przykryty całkowicie kołdrą.
- Ja juź jeśtem w łóźku.
Odkryłam kołdrę i tak jak przypuszczałam Antoś leżał pod nią
jak wcześniej stał. Był nawet
w kapciach.
- Antosiu tak nie można. Nie oszukuj! Przecież
się nie umyłeś.
- Ale nie mówiłaś nić o myciu.
- Szybko wstawaj, rozbierz się i biegnij do
łazienki – powiedziałam
Poszłam do pokoju Darcy. Na środku na podłodze leżały
porozrzucane jej ubrania, które miała na sobie. Usłyszałam, że Darcy jest pod prysznicem. Wróciłam do pokoju
Antosia. Ten próbował się rozebrać, ale mu to jakoś nie wychodziło. Stał na
środku pokoju i szamotał się z bluzą. Nie mógł jej zdjąć. Podeszłam do niego i
pomogłam mu. Szybko rozebrałam go i pobiegł do łazienki. Poszłam za nim i zderzyliśmy
się w drzwiach.
- Juź – powiedział wychodzący Antoś.
- Przecież się jeszcze nie umyłeś.
- Juź – odparł
- Nie oszukuj. Darcy się kąpie i ty też musisz.
Pomogę Ci.
Szybko wykąpałam go i kazałam umyć zęby. Poczekałam, aż to
zrobi i gdy kładłam go do łóżka
z sąsiedniego pokoju usłyszałam wrzask Darcy:
- Mamusiu już jestem w łóżku.
Wyszłam z pokoju Antosia i na korytarzu zderzyłam się z
mamą.
- Jak tam?
– Zapytała mama pokazując na drzwi pokoju Antosia
- Już w łóżku rozebrany i umyty – odpowiedziałam
– możesz opowiedzieć mu bajkę?
- Ok – powiedziała mama wchodząc do pokoju.
Poszłam do Darcy. Faktycznie leżała w piżamie w łóżku.
- No byliście równocześnie w łóżkach –
powiedziałam
- Jak to?????????? – Zapytała zawiedziona Darcy
- No trochę musiałam wyrównać wasze szanse –
odparłam – Antoś jest jeszcze za mały, aby sam wszystko zrobić. Ale ty jeszcze
nie posprzątałaś – powiedziałam i pokazałam na ubrania walające się po ziemi.
- To jutro, bo dzisiaj chce mi się strasznie
spać – odparła Darcy zamykając oczy udając, że śpi.
- Darcy zrób szybko porządek, bo jeszcze
będziesz żle spała – powiedziałam
Darcy wstała naburmuszona z łóżka, złapała wszystkie rzeczy
i zaniosła do łazienki. Usłyszałam, że otworzyła pojemnik na brudną bieliznę. Za
chwilę była już w łóżku.
- No i nie lepiej? – Zapytałam
- Nie – odparła nadal naburmuszona.
- To co gniewasz się na mnie, czy mam ci
przeczytać jakąś książeczkę? – Zapytałam
Darcy od razu się rozchmurzyła i podała mi bardzo
zniszczoną, ukochaną bajkę. Przeczytałam ją. Gdy skończyłam smacznie spała.
Poszłam do Antosia. On również spał. Mamy już nie było. Zeszłam do salonu. Mama siedziała w fotelu i oglądała
coś w telewizji.
- Już wszyscy śpią? – Zapytała
- Tak – odparłam – a ty nie idziesz spać?
- Jeszcze sobie pooglądam telewizję, jeśli ci to
nie przeszkadza? – Odpowiedziała
- Nie, oglądaj do której chcesz – odparłam i
poszłam na górę.
Zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Po drugiej stronie usłyszałam jakiś bełkot
- Halo! - Znowu bełkot
Rozłączyłam się. Za chwilę telefon znów zadzwonił. Znów ta
sama osoba znów to samo. Zdenerwowałam się,
wyłączyłam komórkę i poszłam spać. Miałam jakieś dziwne sny, ale gdy
rano się obudziłam, nie pamiętałam ich. Obudziłam się zmęczona i na siłę
wstałam z łóżka. Poszłam do kuchni, przygotowałam śniadanie dla dzieciaków. Po
chwili w kuchni pojawiła się mama.
- Co tak wcześnie wstałaś? - Zapytała.
Popatrzyłam na zegar. Było dziesięć po szóstej.
- Nie wiem. Miałam jakieś dziwne sny, nie
pamiętam. Musiałam wstać.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - Zapytała mama.
- Chyba muszę sobie zrobić trochę wolnego - odpowiedziałam.
- To może gdzieś się wybierzemy?
- Wiesz, to jest niezły pomysł. Przydałoby mi
się parę dni wolnego.
- To może pojedziemy do Disneylandu? - Zaproponowała
mama - Dzieciakom przydałoby się trochę zabawy.
Postanowiłam, że załatwię rezerwację. O w pół do ósmej, ktoś
zapukał do drzwi. Był to Niall.
- A co ty tu robisz o tej porze?
- Przyszedłem po Darcy.
- Cześć wujek! Już jestem gotowa! - Usłyszałam za plecami.
- Dobrze. Już idziemy królewno.
- Wpadnij do mnie później - powiedziałam, gdy wychodzili.
- Na śniadanko? - Zapytał z nadzieją.
- Oczywiście może być na śniadanko.
Zaczęłam przygotowywać na pełnych obrotach śniadanie, gdy na
dół zszedł Michał.
- Czy mama ci mówiła o naszym projekcie? - Zapytał.
- O jakim projekcie - zainteresowałam się.
- Wypadu z Chicago.
- A tak, wspomniała mi.
- I co ty na to?
- Nie jest to zły pomysł - powiedziałam.
- O czym rozmawiacie? - Zapytała wchodząc mama.
- O wyjeździe - wyjaśnił Michał.
- No i co?
- Megan twierdzi, że to niezły pomysł.
- Jaki pomysł? - Usłyszeliśmy od drzwi.
- Chcemy jechać do Disneylandu.
- Super pomysł! - Powiedział Niall.
- To co? Chcesz jechać? - Zapytałam.
- Wszyscy by chcieli!
- To, co? Wynajmujemy samolot i lecimy? - Zażartowałam.
- A czemu nie? - Rzucił
Niall - byłaś w Disneylandzie?
- Nie, tylko w Euro Disneylandzie - odpowiedziałam.
Okazało się, że wszyscy chcą jechać i zorganizowaliśmy
wyjazd zbiorowy. Dzieciaki były zachwycone, dorośli zresztą też. Spędziliśmy
tam bardzo miłe, trzy dni i wreszcie mogliśmy wyszaleć się na wszystkich
atrakcjach. Przylecieliśmy
rozemocjonowani i gdy podjechaliśmy na Wiśniową był wieczór. W jedynym
domu paliły się światła. Był to mój dom. Zaczęłam się zastanawiać, czy
zapomnieliśmy pogasić światła przed wyjazdem. Weszliśmy do domu wszyscy. Jakimś
dziwnym trafem znaleźli się po prostu wszyscy… Weszłam do salonu, ale nikogo
tam nie było. Zgasiłam światło i
powiedziałam na cały głos:
- Chyba zapomniałam zgasić światła przed wyjściem.
Coś zaczęło się dziać w bibliotece. Wszyscy zamarli.
- Dzwonię po policję! – Powiedziała mama.
Ellie zabrała wszystkie dzieciaki i wybiegła z nimi z domu. Louis z Niallem
zaczęli rozglądać się za czymś ciężkim.
- Cicho bądźcie - rozkazał Liam.
Louis złapał pogrzebacz, a Niall pierwsze, co mu wpadło w
ręce, czyli parasol… Mama poszła do salonu, do telefonu, a Michał z Liamem
szukali czegoś, czym mogliby obezwładnić złodzieja. Ja stałam z Danielle na
środku korytarza.
- Schowajcie się - wyszeptał Louis.
Schowałyśmy się za schodami i gdy to zrobiłyśmy, drzwi od
biblioteki się otworzyły. Chłopcy z narzędziami rzucili się na
złodzieja. Było ciemno, więc nic nie widziałyśmy. Zaistniała jakaś szamotanina
i po chwili zapanowała cisza.
- Mamy go! - Powiedział lekko zdyszany Liam.
- Nie uszkodziliście go? - Zapytała Danielle.
- No trochę mu przygrzmociłem - powiedział Lou.
Na to wpadła mama.
- Policja już jedzie! - Krzyknęła.
Z tobołka, który
leżał u nóg chłopaków, dotarły do nas, jakieś pomrukiwania.
- Cicho bądź, bo ci przygrzmocę jeszcze raz! - Powiedział Niall bojowo.
Po krótkim czasie przyjechała policja.
- Czy można zapalić światło? - Zapytał policjant.
- Ależ tak, oczywiście - powiedziałam.
Wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego, włącznie z
dywanem, który coś pomrukiwał… Tak, dywanem.
- Po kolei. Wszyscy po kolei. Nie wszyscy na raz
- rzucił policjant - kto
jest właścicielem domu.
- Ja- odpowiedziałam.
- Proszę mówić, co tu się wydarzyło.
Zaczęłam opowiadać. Wszyscy pozostali dogadywali.
- CISZA, SPOKÓJ - zdenerwował się policjant.
Ponieważ dywan, cały czas się poruszał, policjant
stwierdził, że trzeba wyzwolić złodzieja. Gdy rozwinęli dywan, o mało nie upadłam
z wrażenia. W dywanie leżał wściekły Harry. Wszyscy zamarli i w tym momencie z wielkim hukiem otworzył
się parasol, który trzymał w dłoni Niall.
- Yyy… Co ty tu robisz? - Zapytał Niall wywijając mu przed nosem parasolem.
- Jak to? Nie mogę być we własnym domu?! - Powiedział
wściekły Harry.
- To chyba już nie twój dom! - Wysyczała mama.
Policjanci byli zdezorientowani.
- Rozumiem, że państwo się znacie - powiedział jeden z nich.
- Tak znamy się- odpowiedział z niesmakiem Liam.
- W takim razie, nie jesteśmy potrzebni - powiedział drugi z nich.
- Wręcz przeciwnie - rzucił Michał - obawiam się ostrych zajść tutaj… - zerknął na chłopaków.
- Czy wszyscy państwo tu mieszkacie?
- Nie. Jesteśmy sąsiadami – odparł Li
- To proszę, aby osoby niemieszkające w tym
domu, opuściły budynek.
Niall i spółka niechętnie wyszli. Harry został zaprowadzony
do biblioteki, a ja z rodzicami do salonu. Jeden policjant przesłuchiwał jego,
a drugi nas. Gdy przesłuchanie dobiegło końca, policjanci stwierdzili, że nie
mają co tu robić i się pożegnali. Siedziałam odrętwiała na kanapie. Gdy
policjanci wyszli całe towarzystwo znowu weszło do środka.
- Grupa wsparcia? - Zapytał Harry.
- Ja nadal trzymam pogrzebacz - ostrzegł go Louis.
- A ja….. Parasol - dodał Niall.
Było to przekomiczne.
- Po co przyjechałeś? - Zapytała lodowato mama.
- Chyba wystarczająco narozrabiałeś - poparł ją Michał.
- Jesteś tu niemile widziany - rzuciła Danielle.
- Czemu się wtrącasz w moje sprawy? - Zapytał Harry Danielle.
- To są nie tylko twoje sprawy - powiedział
Liam.
- Co to ma znaczyć?! - Powiedział
Harry rzucając mi papiery.
- To co z nich wynika – powiedziałam - nie
umiesz czytać?
- Jaki rozwód?!
- Czy tobie trzeba tłumaczyć, jak dziecku, że
jak się ludziom nie układa, to trzeba wziąć rozwód? - Zapytał Niall.
- Ale ja się nie zgadzam! - Ryknął
Harry.
- Ty szalejesz od pół roku, gdzieś po świecie,
nie interesując się nawet własnymi dziećmi. Na co ty się możesz zgadzać, albo i
nie?! - Usłyszeliśmy podniesiony głos Michała.
- Ja dawałem czas Megan, żeby się zastanowiła!
- Nie odzywając się do niej i pijąc na umór? - Rzucił Niall.
W tym momencie uświadomiłam sobie, co to były za bełkotliwe
telefony.
- To ja zabieram dzieci! - Zdecydował Harry.
- Nie ma mowy! - Odpowiedział błyskawicznie mu Niall.
- Niall! Wynoś się stąd! - Ryknął
Harry i rzucił się na niego z gołymi rękoma.
Niallowi otworzył się znowu parasol.
- Myślę, Harry że lepiej będzie, jak ty się
wyniesiesz - powiedziała mama.
- Zawiodłeś nas wszystkich i pomyśleć, że
byliśmy przyjaciółmi - rzucił Louis.
- Wszyscy będziemy świadczyć przeciwko tobie - powiedziała Danielle.
Harry popatrzył na mnie, a ja powiedziałam lodowatym głosem:
- Wynoś się stąd.
Usłyszałam pomruk aprobaty. Harry jak nie pyszny wyszedł,
rzucając:
- Nie dam ci rozwodu.
Po jego wyjściu, wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Megan! Musisz wymienić zamki!
- Tak, jutro to zrobię - powiedziałam twardo.
- Od bramy też trzeba zmienić - rzucił Lou.
- Jutro wezwę ślusarza - dodał Niall.
Do salonu wpadła Ellie.
- Dzieci śpią! Gdzie jest ta cholera?! Zaraz mu
przyłożę!
- Ellie, uspokój się. Poszedł - powiedziałam.
- Tylko żeby nie śmiał tutaj wracać.
- Myślę,
że chłopcy dali mu do zrozumienia, żeby nie wracał.
- Myślę, ze powinnaś przenocować u mnie, bo nie
wiadomo, co ten cholernik wymyśli - rzucił Niall.
- Ale przecież są rodzice..
- Rodzice też muszą przenocować gdzie indziej!
Wiem! U Simona - rzucił.
- Myślicie, że wróci?
- A wiadomo, co w tym popieprzonym mózgu się
zrobiło?
Stanęło wreszcie na tym, że z rodzicami będę spała u Simona,
a w domu na wszelki wypadek zostawimy zapalone światło. Niall stwierdził, że
będzie obserwował mój dom całą noc. Tak też zrobiliśmy.
______________________________________
Ten rozdział jest dość... specyficzny :) Trochę bólu, jednak więcej śmiechu, co uwielbiam... :) Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu xx :)
~Meg
Super rkzdzial
OdpowiedzUsuńNiall powinien byc z Megan ♚/Ola