czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział Czterdziesty Piąty


Siedziałam na tarasie. Była godzina wpół do ósmej. Włączyłam Skype. Byłam ciekawa, czy ktoś siedzi na nim. Zobaczyłam, że Niall jest aktywny. Połączyłam się z nim.
- Hejo, Niall! Co porabiasz i gdzie jesteś?! -  Niall podskoczył, kiedy mnie zobaczył.
- Nie ciebie się spodziewałem.
- A kogo?
- Wybranki mego serca.
- Czy coś się zmieniło?
- Nie wiesz jak dużo.
- No, to opowiadaj!
- Harry śpi?
- Śpi. Jestem sama. Po pierwsze gdzie jesteś?
- W Warszawie.
- Nie pojechałeś do domu?
- Byłem w domu,  ale wróciłem, bo nie mogłem wytrzymać.
- Czego?
- Musiałem wrócić do Warszawy.
- Ale rozmawiałeś wtedy z Ewelą?
- Tak. Nawet się spotkaliśmy.
- Gdzie?
- Spotkaliśmy się w Łazienkach.
- Nie zaatakował cię tam paw?
Niall popatrzył pytająco.
- Nie, pawie były super, a czemu pytasz?
- A, nic - roześmiałam się - mam wspomnienia z Łazienek.
- To  jest interesujące. Będziesz mi musiała kiedyś to opowiedzieć.
- Może kiedyś… Zobaczymy. No to opowiadaj.
- No, więc spotkaliśmy się pod pomnikiem Chopina i poszliśmy na bardzo długi spacer. Teraz już wiem, że dla Eweliny nie jestem obojętny.
Zaczerwienił się.
- Wiesz, gdybym mogła, to bym cię teraz uściskała - powiedziałam. Niall wyszczerzył aparat.
- Na następny dzień wyjeżdżałem do domu, więc bardzo czule się pożegnaliśmy.
- Hmm…- chrząknęłam.
- Nie, no nie myśl o tym. Przecież tylko byliśmy na spacerze… Pocałunki przecież są niewinne, prawda?
Trochę się uspokoiłam.
- No i co?
- No, więc pojechałem do domu. Pobyłem przez trzy dni. Gadałem z Ewelą przez te trzy dni i doszedłem do wniosku, że nie mogę bez niej żyć i wróciłem do Warszawy.
- Niall, jeżeli nie chcesz, żeby Kasia cię zabiła, a mnie przy okazji też, to trzymaj łapy na razie z daleka. Jeśli myślisz o niej poważnie, to wykaż się jak Harry. Cierpliwością.
- Jak to?! Przecież spaliście wcześniej razem.
- Ale nie uprawialiśmy seksu!
- To niemożliwe! Znając Harryego nie wieżę w to, że czekał na noc poślubną.
- Obyś się nie zdziwił, że nawet dłużej…
- To nie możliwe!
- Zapytaj Harryego.
- Co niemożliwe? - zapytał Harry, wchodząc na taras.
- Y… - zaczął się jąkać Niall.
- O czym wy rozmawiacie? - przyjrzał się uważnie.
Niall speszył się.
- Myślę, że powinniście pogadać sami – powiedziałam - w cztery oczy. Siadaj tutaj Harry i pogadajcie, a ja z tobą Niall pogadam kiedy indziej.
Weszłam do domku i weszłam pod prysznic. Gdy wyszłam spod prysznica, Hazzy nie było w domku. Pomyślałam: pewnie jeszcze rozmawiają. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wyciągnęłam swój szkicownik i zaczęłam rysować widok za oknem. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, kiedy wszedł z powrotem.
- Ciężka sprawa z Niallem - rzucił.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Bo jest opętany pożądaniem do Eweliny… Myśli tylko o jednym.
Roześmiałam się.
- Z czego się śmiejesz?
- Zdaje się, że ty miałeś ten sam problem.. - powiedziałam.
- Tak, tylko ty masz inną mamę.
- Nie wiem, o co ci chodzi…
- Kasia zakazała mu spotykania się z Eweliną.
- No, to wiem.
- On jest nieziemsko zakochany.
- No, ale ty też byłeś.
- Tak. I jestem do tej pory.
Popatrzył mi prosto w oczy.
- Chyba wiesz?
- Wiem - pocałowałam go namiętnie - Ale chodzi o to, że Ewela ma szesnaście lat i jeszcze nie skończyła szkoły. Jak ją skończy, to może Kasia będzie inaczej podchodzić do Nialla. Poza tym jesteście sławni i prawdopodobnie Kasia traktuje Nialla tak jak Zayna, który ma dziewczynę w każdym mieście. Nie chce narażać Eweliny na jakiś zawód miłosny. Rozumiesz?
- No, ale Niall nie jest taki!
- Kasia się musi do niego przekonać…
- To, co on ma zrobić?!
- Czekać…
- Ale on jest niecierpliwy…
- No i w tym się różnicie…- odpowiedziałam – Musisz mu wytłumaczyć, że może to zakończyć tylko na pocałunkach. Nic więcej. Na razie.
- A coś ty mu powiedziała?
 Powtórzyłam rozmowę z Niallem.
- I nie chciał mi uwierzyć. Twierdził, że to niemożliwe, że zaczęliśmy uprawiać seks… Dopiero tutaj.
- Właśnie o to mnie zapytał.
- I co mu powiedziałeś?!
- Że to prawda i powiedziałem, że warto było zaczekać. Ma przemyśleć sprawę i odezwać się później.
Usłyszeliśmy sygnał Skype.
- Co tam robaczki u was?!
- Co, stęskniłeś się za nami? - zapytał Harry.
- No, troszkę. Już dwa tygodnie jak was nie widziałem - powiedział Lou.
- U nas wszystko okej, a jak tam u was? Machu Picchu? Mieliście zadzwonić i co? - zapytałam.
- A mieliśmy drobne, takie przeżycia…
- A co się stało?
- Ellie zaczęła się źle czuć. Myśleliśmy, że to zatrucie, bo rzygała non stop.
- Patrz! Ja też się strułem! - powiedział Harry.
- Tak, tylko że ty nie jesteś w ciąży!
 Harryego zamurowało. Zresztą mnie też.
- To nasze gratulacje! Tak się cieszę! - powiedziałam.
- Okazało się, że Ellie jest już w drugim miesiącu ciąży! - powiedział Louis - i od trzech dni jestem szczęśliwym tatusiem!
- Jak to?! - zdziwiłam się.
- No… Jeszcze nie jestem,  ale wiem, że będę - powiedział dumnie.
- Louis, z kim gadasz? - usłyszeliśmy z tyłu.
- Z Megan i Harrym.
- O! Cześć wam!
- Nasze gratulacje!
 Ellie była lekko zaskoczona.
- O czym mówicie?
- Jak to, o czym?! Że zostaniesz mamusią! - wrzasnęłam.
- Już wam wszystko wypaplał?! To papla jedna! Policzę się z tobą później Louis! - powiedziała Eleanor - Dziękuje wam za gratulacje. Jestem bardzo szczęśliwa.
- A jak się w ogóle czujesz?
- No, poza tym, że rzygam rano… To jest wszystko w porządku. Trochę wystraszyłam Louisa, bo poranne mdłości dawały mi mocno do wiwatu. Lou ściągnął lekarza, a ten dopiero nam uświadomił, że jestem w ciąży… Louis chciał od razu wracać do Londynu,  ale powiedziałam, żeby wybił to sobie z głowy. Jesteśmy wreszcie w podróży ślubnej i żadna ciąża nam tego nie przeszkodzi!
  Chwilę jeszcze pogadaliśmy.
- To w takim razie wypijemy za wasze zdrowie! - powiedział Hazzie.
- A ty nie jesteś w ciąży, Megan? - zapytał Louis.
- Nic na ten temat nie wiem - odpowiedziałam wymijająco - Z objawów, które opisywaliście, to wygląda na to, że chyba Harry jest…
- Moje gratulacje, Harry! - krzyknął Lou.
- Śmiać się z biednego człowieka, który się struł…- powiedział żałośnie Harry.
- Nie wiadomo, czy ty się strułeś. Myśmy też tak myśleli. Koniecznie musisz iść do ginekologa.
 Ellie szturchnęła Louisa.
- Uspokój się! - powiedziała.
- No, to do następnego razu!- powiedziałam i się rozłączyliśmy.
- Ciekawy jestem, co u Liama i Danielle. Ona też jest w ciąży? - Harry zaczął się głośno zastanawiać.
Spróbowałam się połączyć,  ale nie odpowiadali. Wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na miejsce.
- To co? Idziemy na śniadanie? Pamiętaj, że niewolno ci jeszcze dzisiaj jeść surowizny.
- No jakoś będę się musiał pogodzić. Chyba, że faktycznie jestem w ciąży,  ale chyba będziemy musieli nad tym popracować…
- Na razie idziemy na śniadanie, a potem zobaczymy - zaczęłam się śmiać.
- Myślisz, że musimy iść na to śniadanie? A może by nam je przynieśli. Jeszcze nie zdążyłem się wykąpać. Ty chyba też nie…- kusił.
- A kto pójdzie do recepcji zamówić śniadanie? - zapytałam logicznie myśląc.
- No, mogę ja.
- To jak możesz iść do recepcji, to możesz iść na stołówkę.
- Ale tu muszę się ubrać, a do recepcji mogę iść w samych bokserkach…
Wymogłam na Harrym, żeby poszedł się umyć i poszliśmy na śniadanie. W restauracji było dużo osób, więc chwilę musieliśmy poczekać.
- Czy nie chcą państwo lecieć do parku narodowego? - zapytała recepcjonistka.
- A nie ma wycieczek statkiem?
- Statkiem mamy tylko wycieczkę na rafę koralową i spotkanie z rekinami.
- A, to dziękuje pani bardzo. Byliśmy już - powiedziałam - A jakieś inne wycieczki? Wszystko samolotami?
- No, jest jeszcze objazdowa po wyspie. Całodzienna.
Pomyślałam sobie, że moglibyśmy z tego skorzystać.
- Odbywają się raz w tygodniu. W piątki.
- To my się jeszcze zastanowimy. Dziękuje pani bardzo.
 W tym momencie przyszedł po nas kelner. Dzisiaj był urządzony szwedzki stół. Podeszliśmy do pierwszego ze stołów. Wzięłam talerz i zaczęłam przyglądać się temu, co jest na półmiskach. Wszystko wyglądało zachęcająco. Postanowiłam spróbować każdej rzeczy. Po kawałku nałożyłam sobie z półmisków i poszłam do stolika. Za chwilę do stolika podszedł Harry. Zajrzałam mu do talerza i włosy stanęły mi dęba. Na jego talerzu były różne sałatki. Nie wyłączając tych, z których były z surowych warzyw i owoców.
- Harry, miałeś nie brać surowizny!
- Ale one tak ładnie wyglądają… Nie mogłem im się oprzeć. Wołały do mnie: WEŹ MNIE, WEŹ MNIE!!! ( xD wiem, śmiać mi się samej chce xD)
- Jak zaczniesz znowu rzygać to będzie twoja wina - byłam na niego zła.
- No… Dobrze. To się zamień.
- Heh… Ciężkie to życie – powiedziałam i zamieniłam talerze.  Spróbowałam sałatek. Były naprawdę świetne. Harry wodził wzrokiem za moim widelcem z pożądaniem - Czy możesz się tak nie patrzeć? Bo tracę apetyt. Zaraz się przesiądę do innego stolika.
- Takie sałatki są pyszne…
- Tak. Są pyszne, ale nie dla ciebie! Będziesz mógł jeść je dopiero jutro.
Harry był niepocieszony.
- Znęcasz się nade mną - powiedział.
- Nie znęcam, tylko pilnuję, żebyś był zdrowy - odpowiedziałam poważnie.
- No, dobrze. Niech ci będzie - powiedział ponuro.
- Jutro już wszystko będziesz mógł jeść.
Po śniadaniu, podczas którego Harryemu poprawił się humor, postanowiliśmy się przejść w drugą stronę niż poprzednio.
Przeszliśmy kawał drogi, odpoczywając po drodze kąpiąc się, opalając i bawiąc się jak dzieci. W pewnym momencie Harry mnie zakopał całą w piasku. Wystawała mi tylko głowa.
- A teraz cię tak zostawię i pójdę dalej - powiedział.
Nie mogłam ruszyć ani ręką, ani nogą, a Harry zaczął odchodzić.
- Harry!- zawołałam.
- Co? - zapytał.
- No, nie zostawiaj mnie tutaj tak!
- To za śniadanie - powiedział.
- Tak? To idź sobie. Może ktoś mnie odkopie. Jakiś Seszelczyk. Przystojny, opalony, młody, inteligentny, który będzie potrafił docenić moje walory.
Harry zatrzymał się,  ale się nie odwrócił.
- Przepraszam pana! Czy nie mógłby pan mnie odkopać?
Harry nie wytrzymał.
- Do kogo ty mówisz?
- Do pana.
- Do jakiego pana?!
- No, do pana o zielonych oczach i brązowych lokach.
- A co pani może zaoferować? - zapytał podchodząc.
- Dużo rzeczy - odpowiedziałam przekonująco.
Harry padł na kolana i zaczął mnie odkopywać. W pewnym momencie zatrzymał się.
- Proszę o pierwszą wypłatę - powiedział i pocałował mnie.
- Więcej, jak pan mnie odkopie.
Zrobił to bardzo szybko. Szybko wstałam i pobiegłam do wody. Harry za mną.
- Gdzie pani biegnie?! Niech pani zaczeka! Miała pani zapłacić! - krzyczał za mną.
Nie przejmowałam się jego okrzykami i zanurkowałam. Woda była przyjemna i ciepła. Popłynęłam przed siebie i gdy chciałam wracać, poczułam, że coś mnie odpycha. Widziałam Harryego płynącego w moim kierunku. Z całych sił próbowałam do niego dopłynąć,  ale coś sprawiało, że się oddalałam. Żarty się skończyły.
- Harry, nie płyń do mnie!- krzyknęłam.
- A czemu?!- zawołał.
- Tu są prądy! Poszukaj jakiegoś statku, albo motorówki! Pospiesz się, bo mnie zaraz wyciągnie na pełne morze.
Zobaczyłam przerażenie w oczach Hazzy. Wycofał się na brzeg. Usłyszałam, że coś się za mną dzieje. Zobaczyłam znane stado delfinów, które obserwowałam codziennie rano. Podpłynęły do mnie i zaczęły pływać wokół mnie. Cały czas próbowałam płynąć w kierunku lądu, ale ląd się oddalał… Byłam  mocno przerażona. Nie wiem, czy delfiny wyczuły moje przerażenie,  bo poczułam, że coś mnie pcha w kierunku plaży. Harry nie zdążył jeszcze odbiec, gdy zobaczył, co się dzieje. Stał jak posąg na brzegu i przyglądał się jak zamurowany. Byłam bardzo zmęczona walką z prądem i niemiałam siły już płynąć. Delfiny dopchnęły mnie blisko lądu, skąd wyciągnął mnie już Harry. Byłam wyczerpana. Harry położył mnie w cieniu, a ja powiedziałam:
- Pić…
Pobiegł gdzieś. Widziałam delfiny, które jeszcze trochę popływały i bawiły się, a potem odpłynęły. Miałam wrażenie, że przez ten czas, kiedy baraszkowały patrzyły na mnie. Pomyślałam, że muszę coś dla nich zrobić. Po chwili przybiegł Harry z butelką wody. Podał mi ją do ust.
- Ale mnie wystraszyłaś. Najpierw myślałem, że robisz sobie jaja,  ale potem zrozumiałem, że wpadłaś w prąd. Nie wiedziałem, co robić…
- Dzięki Bogu nie popłynąłeś mi na ratunek. Gdyby nie delfiny, to dawno by mnie tu nie było.
Harry mnie pocałował.
- Nawet tak nie myśl - powiedział.
Harry położył się koło mnie i szepnął:
- Odpocznij.
Obudziłam się zdezorientowana. Czułam, że Harry mnie obejmuje,  ale nad nami zobaczyłam palmę. Przypomniałam sobie moją przygodę. Poruszyłam się.
- Już się obudziłaś?
- Możemy już wracać - powiedziałam.
Podnieśliśmy się i zaczęliśmy wracać do naszego hotelu.
- Gdzie można kupić ryby? - zapytałam.
- Po co ci ryby? - zapytał Harry.
- Muszę podziękować moim wybawcom - odpowiedziałam.
- A w jaki sposób chcesz to zrobić?
- Codziennie rano przepływają koło naszego tarasu.
- Myślisz, że to te same?
- Myślę, że tak, bo dlaczego miałyby mnie ratować, jakieś obce delfiny?
- Dowiem się w recepcji, a ty idź do domku.
- Pójdę z tobą - odpowiedziałam.
Poszliśmy do recepcji, a Harry zapytał recepcjonistkę. Była bardzo zdziwiona.
- A na co państwu ryby? Ryby będą na obiad.
- Ale nam zależy na świeżych rybach - powiedziałam i opowiedziałam recepcjonistce, co mi się przytrafiło.
- To częste przypadki w naszych rejonach – powiedziała - Delfiny pomagają naszym nierozważnym klientom wrócić na brzeg. Tak jakby patrolowały nasze plaże – dodała - załatwię dla państwa wiadro ryb. Będą stały przy bungalowie jutro rano.
 Podziękowaliśmy i poszliśmy w kierunku domu. Harry mnie obejmował ramieniem, a ja oparłam się o niego. Gdy byliśmy już w domku, położyłam się, a Harry zapytał:
- Co będziesz robić?
- Muszę nabrać trochę sił - odpowiedziałam.
- To śpij sobie, a ja pójdę na taras. Jak będziesz czegoś potrzebować, to zawołaj.
 Zamknęłam oczy i zaczęłam analizować zdarzenia wcześniejsze. Dopiero teraz do mnie dotarło, że musiały mnie pchać dwa delfiny, bo czułam na każdej stopie ich nos. Wokół mnie też płynęły delfiny tak jakby mnie eskortowały. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Usłyszałam, że coś dzieje się na tarasie. Zaczęłam się przysłuchiwać. To Harry rozmawiał na Skype. Z kim on tak gada? - zaczęłam się zastanawiać. Nie słyszałam rozmowy,  ale nie miałam siły wstać.
- Zapytam się później - powiedziałam szeptem.
Zamknęłam ponownie oczy i odjechałam. Obudziło mnie zamykanie drzwi. Rozejrzałam się,  ale nikogo nie było. Na tarasie także panował spokój i głucha cisza. Usiadłam,  ale zakręciło mi się w głowie. Położyłam się z powrotem. Poczekam, aż Harry wróci - pomyślałam. Byłam przekonana, że jest w łazience. Leżałam tak trochę, ale Harry nie wychodził i żadne dźwięki znikąd nie dochodziły, poza szumem fal. Próbowałam usiąść ponownie, ale strasznie kręciło mi się w głowie. Co jest?!- pomyślałam. Zawołałam Hazzę,  ale nie odpowiedział. Sięgnęłam po komórkę i popatrzyłam, która godzina. Było wpół do szóstej. BOŻE PRZESPAŁAM CAŁY DZIEŃ?!?! Pewnie Harry poszedł na kolacje… Biedny zgłodniał. Mam nadzieję, że poszedł na obiad, kiedy spałam... postanowiłam wstać. Powoli usiadłam. W głowie mi się kręciło, ale powiedziałam sobie:
- Muszę wstać. Co ze mnie taki mięczak? Czy co?! O nie… Muszę być twarda.
Spróbowałam wstać,  ale musiałam z powrotem usiąść. Co jest do cholery?! Harry we mnie wlał jakiś alkohol, że jestem pijana?!
Nie czułam żadnego kaca. Głowa mnie nie bolała. Siedziałam na łóżku, gdy do pokoju wszedł Harry.
- O, obudziłaś się!- uśmiechnął się promiennie. Niósł tacę z kolacją.
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś?
Wstałam. Harry postawił  tacę na stoliku, Cały świat mi zawirował. Zrobiłam krok i się wywróciłam.
- Co ci jest? - Harry podbiegł do mnie.
- Nie wiem… Kręci mi się strasznie w głowie.
Podniósł mnie i położył na łóżku. Położył mi rękę na czole.
- Nie masz gorączki.
Widać było, że jest mocno zaniepokojony.
- Może to wyczerpanie - powiedziałam.
- Nie. Zawezwę lekarza. Niech cię zbada. Niech mam pewność, że nic ci nie jest.
Wybiegł z domku, zanim zdążyłam zakazać. Po chwili wrócił, prowadząc lekarza.
- Tak dobrze się złożyło, że spotkałem pana doktora, gdy wychodził z sąsiedniego domku - powiedział Harry, wchodząc do środka.
- Co się stało? - zapytał doktor.
- Nie wiem. Strasznie kręci mi się w głowie.
- Piła pani alkohol?
- Nie. Spałam od rana do teraz.
- A nie miała pani jakiś silnych przeżyć? - zapytał.
Zmierzył mi ciśnienie, gdy mu opowiadałam o swoich porannych zdarzeniach.
- A! To wszystko jasne. Proszę jeszcze poleżeć. Najlepiej do jutra i nie wstawać. Dam pani leki na uspokojenie.
- Ale ja jestem spokojna - próbowałam zaprzeczyć.
- Słuchaj pana doktora.
- A ty słuchałeś?
- Słuchałem ciebie.
Lekarz zaczął się śmiać.
- Jeżeli pani nie chce brać leków, może pani wypić lampkę koniaku,  ale to porządną. Nawet dwie. Mąż na pewno zorganizuje.
Popatrzył na Harry'ego. Wydawało mi się, że mrugnął do niego,  ale nie oponowałam.
- I proszę nie wstawać. Pod żadnym pozorem.
- A do toalety?
- Mąż panią zaprowadzi. Samej proszę nigdzie nie chodzić.
Harry wyszedł na zewnątrz z doktorem. Usłyszałam pomruk rozmowy, ale nie zrozumiałam ani jednego słowa. Po chwili Harry wrócił.
- Co ci powiedział doktor?
- Że jutro będziesz zdrowa jak ryba i masz zakaz wchodzenia do wody.
- Ale ja nie wytrzymam bez wody!!!
- Ostatecznie możesz się kąpać w basenie.
- A co mi jest? - drążyłam temat.
- Stres - odpowiedział Harry krótko.
Zrobiłam ruch, jakbym miała wstać,  ale Harry, który zdążył koło mnie usiąść, przytrzymał mnie.
- Masz leżeć - powiedział stanowczo - Nie chcę, żeby ci się coś stało. Poleżysz dzisiaj, a jutro będziesz mogła już wstać. Przyniosłem kolacje. Zaraz zjemy.  Przyniósł tacę i usiadł koło mnie.                                - Pozwolisz, że cię nakarmię? - zapytał. Co miałam zrobić? Nie mogłam usiąść i musiałam się zgodzić. Poczułam, że jestem głodna.                                                                                                                                               - A mogę się położyć na boku?
- Spróbuj. Jeżeli ci się zacznie kręcić, to masz się położyć na plecach.                                      Przewróciłam się na bok, a w głowie zrobiła mi się znów karuzela. Czym prędzej wróciłam do poprzedniej pozycji.
- Poddaje się - powiedziałam.
Zaczął mnie karmić.
- Będę ci wybierał najlepsze kąski.
- Mieliśmy iść na tańce i co?
- To pójdziemy jutro - powiedział poważnie.
Gdy zjedliśmy kolacje powiedział:
- Masz tu grzecznie leżeć i nie wstawaj. Odniosę tacę i zaraz przyjdę.                                             Wyszedł. Po krótkim czasie wrócił z dwoma kieliszkami do koniaku. Wyciągnął butelkę z szafy i nalał do jednego kieliszka. Podszedł do mnie i podał mi kieliszek.                                                                                     - A ty? - zapytałam.
- To jest lekarstwo dla ciebie.                                                                                                                                           - Sama nie będę piła, a poza tym jak ja mam pić leżąc na plecach?!                                                                 - Przyniosłem słomki.                                                                                                                                                                - Sama nie będę piła – powtórzyłam - A poza tym przez słomkę to się upiję…                                       Harry zaczął się śmiać. Wziął kieliszek i podał mi go do ust, delikatnie przechylając.                               - Twoje zdrowie - powiedział. Drugą ręką wziął drugi kieliszek, do którego wcześniej nalał troszkę koniaku. Wzięłam łyk koniaku. Hazzie też się napił. Gdy przełknęłam, poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele - Lepiej ci trochę?
- Chyba tak - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Był taki opiekuńczy, że aż mnie rozczulał. Zaczęłam się cichutko śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał.
- Przypomniało mi się Chicago, kiedy miałam rękę w gipsie i jak się mną opiekowałeś. Byłeś bardzo cierpliwy.
Gdy wypiłam jedną lampkę, Harry chciał mi nalać drugiej,  ale powiedziałam:
- Nie… Wystarczy już! Bo jak wypiję drugą lampkę, to zacznie mi się kręcić z innego powodu… a co robiłeś przez cały dzień? - zapytałam, kiedy położył się koło mnie.
- Siedziałem trochę w Internecie, trochę pogadałem na Skype.
- A byłeś na obiedzie?
- Nie chciałem cię zostawiać samej.
- NIE BYŁEŚ  NA OBIEDZIE?!- zdenerwowałam się.
- Zadzwoniłem do recepcji i powiedziałem, żeby mi przynieśli tutaj. Obiad czekał też na ciebie,  ale się nie obudziłaś.
- Co z nim zrobiłeś?
- Zabrali, gdy przyszli po naczynia. Napisałem trzy piosenki. Chcesz posłuchać?
- Bardzo chętnie - odpowiedziałam.
Jedna piosenka była o mnie, chociaż imię nie było  podane, ale wiedziałam, że jest napisana dla mnie i o mnie. Ta piosenka podobała mi się najbardziej.
- Kocham cię - powiedziałam.
Harry mnie pocałował.
- Ja ciebie więcej - powiedział.
- Nie bo ja - zaczęliśmy się przekomarzać - Chcesz się lać? - zapytałam, a on dostał ataku śmiechu i o mało nie spadł z łóżka. Sytuacja była rzeczywiście przekomiczna.
- Moja wojowniczka - powiedział i przytulił mnie do siebie.


* Dzień dddooooobbbrrryyy :D Zaskoczenie, że w ciągu tygodnia się pojawiam? :) A udało mi się :D Oto nowy rozdział :) i jak? :D
                                                                                                                                             ~Meg

6 komentarzy:

  1. I świetnie <3. Ale mam nadzieję że pojawisz sie również w weekend <3. Trolololo naaszaaaa pisarka XD ;D . Czekamy <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, postaram się wrzucić kolejny :3 Teraz zyskałam miano "Pisarki" ? :D podoba mi się :3

      Usuń
  2. Super *___* Masz wieeeeeeeeeeelki talent !!!! :D - Jula

    OdpowiedzUsuń