piątek, 9 listopada 2012

Rozdział Czterdziesty Trzeci

   Obudziło mnie słońce świecące mi prosto w twarz. W pierwszym momencie nie wiedziałam, gdzie jestem.  Za oknami słyszałam szum fal. A! To Seszele - przypomniałam sobie. Po cichutku wstałam i wyszłam na tarasik. Przede mną rozpościerał się ocean. Widok był przepiękny. Usiadłam na wiszącym fotelu i chłonęłam widoki. Było cudownie! Nie wiedziałam, która to godzina, a nie chciałam się kręcić, więc cichutko siedziałam. W pewnym momencie zobaczyłam niedaleko nas delfiny. Siedziałam i patrzyłam jak urzeczona. Lubiłam delfiny i nie śmiałam o tym marzyć, że je zobaczę. Siedziałam z zapartym tchem i obserwowałam je. Panowała cisza. Usłyszałam odgłosy delfinów. Jakby kliknięcia… No, coś w tym rodzaju. Było to niesamowite! Obserwowałam je dosyć długo do momentu, kiedy odpłynęły. Zastanawiałam się, co będziemy dzisiaj robić. Która to mogła być godzina?! Napiłabym się kawy…  usłyszałam jakiś ruch w sąsiednim domku. Zaczęłam go obserwować. Domek był lekko oddalony, więc nie słyszałam głosów. Widziałam jednak, że coś się dzieje.  Taras na którym siedziałam był stosunkowo duży i mogliśmy spokojnie się na nim opalać. Na razie pokrywał go cień. Zaczęłam obserwować ryby, które przepływały wokół tarasu.  Jeszcze nie widziałam takich ryb. Były bajecznie kolorowe i przeróżnej wielkości. Było ich bardzo dużo, aż chciało się wskoczyć do wody i popływać z nimi. Zastanawiałam się, czy są tu rekiny. Muszę się dowiedzieć w recepcji - pomyślałam. Wstałam cichutko z fotela i otworzyłam drzwi do domku. Harry jeszcze smacznie spał. Wzięłam notebooka i wyszłam  z powrotem na taras. Byłam ciekawa, czy Danielle już doleciała. Popatrzyłam na godzinę. Była wpół do ósmej. Włączyłam Skype i połączyłam się z Dani.
- Cześć! Nie śpisz już? - usłyszałam.                                           
- Nie, już nie śpię od mniej więcej godziny.
- No i jak wam tam jest?
- Jest fantastycznie! Obserwowałam niedawno stado delfinów! Widoki są nie z tej ziemi. Chcesz zobaczyć? -  odwróciłam laptopa.
- Ale super!
- A wy co robicie?
- Siedzimy w samolocie - Liam mi pomachał i zapytał:
- A co tam Hazza?
- Hazzie śpi….
- Też nie ma czego robić?!
- Hary! Hary! - zaczął krzyczeć.
- Uspokój się! - walnęła go Danielle.
- Co go tak zmęczyło?
- Jest dopiero wpół do ósmej - powiedziałam.
- Aaaa! No tak. Wcześniej niż o ósmej nie ma go co budzić.
Poczułam, że fotel zaczyna się bujać.
- Dzień dobry wszystkim! Ktoś mnie wzywał?
- No widzisz, co narobiłeś?! - zaczęła się złościć Danielle.
- Już niespałem od pewnego czasu.
- A co cię obudziło? - zapytałam.
- Ty.
- Ja?! - zdziwiłam się.
Danielle z Liamem zaczęli się śmiać.
- Co robiłaś, że go obudziłaś tak wcześnie?
- Wzięłam tylko laptopa. No tak. Te drzwi niemiłosiernie piszczą - zaczęłam się śmiać.
- Jak długo lecicie?
- Już niedługo będziemy lądować.
- A co u Lou? Wiecie coś?
- Nie… na razie ich nie ma na Skype. Próbowałam się z nimi połączyć - powiedziała Danielle.
- No, to życzymy wam miłych wakacji!
- My wam też!
Rozłączyliśmy się.
Harry pocałował mnie na dzień dobry.
- O której wstałaś? - zapytał.
- Nie wiem. Siedziałam z godzinę tutaj na tarasie. Wyobraź sobie. Widziałam stado delfinów! Wyglądało to jak prywatne przedstawienie dla mnie! Były fantastyczne!
Harry nie chciał mi wierzyć. Usiadł w drugim wiszącym fotelu. Przeciągnął się i powiedział:
- Napiłbym się kawy…
- Ty też? - powiedziałam.
Zerwał się z fotela i wszedł do domku. Za chwilę usłyszałam, że trzasnęły drzwi. Zachciało mi się siku. Poszłam do łazienki i stwierdziłam, że skoro tu jestem to od razu się wykąpię. Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w kostium. Wyszłam z powrotem na taras i upajałam się nadal widokami. Przyszedł Harry,  ale był bez kawy.
- Gdzie żeś poszedł?
- Do recepcji. Zaraz przyniosą nam śniadanie - powiedział - O! już w kostiumie?
- No jak widzisz.
- Już się umyłaś?!
- Y… tak…
- Zdaje się, że będę musiał wprowadzić zakaz samodzielnego mycia!
Zaczęłam się śmiać.
- Halo?! Jest tam kto? - usłyszeliśmy z komputera- robaczki?! Gdzie jesteście i co robicie?! Przyznać się bez bicia!
Wzięłam laptopa.
- Cześć Lou! Właśnie się zastanawialiśmy, co wy robicie!
- No chyba nie za bardzo, bo usłyszałem o jakiś zakazach.
- Podsłuchiwałeś! - powiedział Harry.
- No tak jakoś wyszło.
Postanowiłam wyłączać Skype, kiedy skończę rozmowy.
- Jak tam wam jest?
- Super! Warunki lekko spartańskie. Sklepów mało,  ale jest super. Na razie. Jutro jedziemy do Machu PICCHU.
- Zróbcie dużo zdjęć – powiedziałam - i zadzwońcie do nas jak wrócicie.
- A jak tam pozostali?
- Dan i Li nie długo będą lądować.
- Już?
- No już. A która u was godzina?
- Około dwudziestej trzeciej, a u was?
- U nas jest ósma.
- Wieczorem?!
- Nie, rano.
- To co on tu robi?! Czemu nie śpisz?!
- Przy takich widokach się nie da spać - odpowiedział śmiejąc się Harry.
- Hej! - zobaczyłam Ellie - zastanawiałam się , gdzie mi zniknął Lou, a on przyszedł pogadać z wami.
- Nie. On nas podgląda! - stwierdził Harry.
- Raczej podsłuchuje- powiedział Lou z  łobuzerskim uśmieszkiem.
- Ellie, jak się miewasz?
- Jest super! Tylko niestety nie przewidziałam jednego…
- Czego?
- Że będą tu fanki…
- Harry na razie się wymigał… Zobaczymy, co będzie dalej.
- Ale i tak i tak Danielle z Liamem będą mieli najgorzej - skwitowała Ellie.
- Sami chcieli. Nie musieli lecieć na Karaiby.
Usłyszałam odgłos wózka.
- O! Przywieźli nam śniadanie! - zawołał Harry.
- To życzymy wam smacznego! - powiedzieli równocześnie i się rozłączyliśmy. Wyłączyłam Skype. Po chwili przyszedł Harry i przyniósł śniadanie. Postawił je na stoliczku, który stał między fotelami.
- To co dzisiaj robimy? - zapytałam zaciekawiona.
- A na co masz ochotę królowo?
- Właściwie to dzisiaj bym się poopalała, a ty?
- Powiem, że mi też nie chce się nigdzie ruszać… Jestem jakiś rozbity. 
Postanowiliśmy, że zostajemy na tarasie. Trzeba było się rozpakować. Na śniadanie mieliśmy jajka na miękko, rogaliki, masło, półmisek z jakimiś wędlinami i wielki kosz z owocami no i oczywiście kawa. Kawa była znakomita. Reszta też. Wreszcie nie musieliśmy  się nigdzie śpieszyć, nikt nam nie przeszkadzał.
- A co to za owoce? - zaczęłam się zastanawiać.
Harry zaczął wyciągać z kosza różne owoce.
- To jest ananas.
- No to, to wiem.
- To mi wygląda na papaję. To są liczi.
- No to też wiem!
- A czego nie wiesz?!- zapytał.
- No… Jestem ciekawa tego - pokazałam na jakiś owoc, który widziałam po raz pierwszy. Harry wyciągnął  dosyć dziwny owoc. Wyglądał jak kobiece pośladki.
- Co to jest? - zapytałam.
- Wiesz, że nie wiem…- powiedział Harry i zaczął się przyglądać tajemniczemu owocowi - wygląda jak sztuczny - oznajmił. Zaczął pukać - wiesz co? Zostawmy go. Ja się zapytam, co to jest.
Zobaczyłam banany. Jakieś małe, krótkie w porównaniu z tymi, co zwykle jadałam. Kolor ich był zielony.
- A to są banany? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział Hazzie.
- Skąd wiesz?
- Kiedyś znajomy mamy przywiózł z Afryki te banany. Zaraz zobaczymy, czy są dobre - powiedział i zaczął obierać jednego. Gdy go otworzył, doszedł do mnie niesamowity zapach. Podał mi banana. Ugryzłam go. To było coś nieziemskiego! Był słodki i smakował o niebo lepiej od tych, co jadałam zwykle.
- Wiesz Harry te banany co jadłam do tej pory, smakowały jak mydło.
Hazzie zaczął się śmiać.
- A to znasz? - zapytał i wsadził mi do buzi. Czerwony, długości około siedmiu centymetrów. Spróbowałam.  Był lekko orzeźwiający i całkiem niezły.
- A co to jest? - zapytałam.
- Surowy daktyl - odpowiedział.
- No, tego nigdy nie jadłam. To znaczy daktyle suszone jadłam,  ale surowych nigdy nie jadłam.
Spróbowałam w ten sposób różnych owoców. Harry zaczął wyciskać sok z pomarańczy. Znów przypomniała mi się Kreta i Geff, który codziennie na śniadanie wyciskał sok z pięciu, albo więcej pomarańczy.
Gdy skończyliśmy, poszłam nas rozpakować. Po krótkiej chwili przyszedł Harry.
- Co robisz? - zapytał zdziwiony.
- No muszę nas rozpakować – wyjaśniłam - żeby chociaż trochę się rozprostowały te nasze ciuchy.
- Poczekaj, pomogę ci - zmobilizował się.
W bardzo szybkim czasie szafa została zapełniona. Harry czemuś zaczął się przyglądać.
- Czemu się tak przyglądasz? - zapytałam.
- A… Nic- odpowiedział.
- No, powiedz co tam masz!
 Zobaczyłam w jego rękach różowe, futerkowe kajdanki….
Tak… Nic - pomyślałam.
- Daj to, schowamy, żeby cię nie korciło – powiedziałam - Jeszcze sobie krzywdę zrobisz i co będzie?
Harry odłożył z powrotem do walizki i zatrzasnął ją. Wstawił walizkę na szafę i zaczął zastanawiać się, gdzie wstawić drugą.
- Gdzie schować tą walizkę? - zapytał.
- Może oddać do przechowania? – zaproponowałam - Bo tutaj nie mamy miejsca…
- Wiesz, to jest niezły pomysł - Wziął walizkę i wyszedł.
Zaczęłam się zastanawiać, co zostało w tamtej walizce, że on tak szybko ją zamknął. Przystawiłam sobie krzesło do szafy i weszłam na nie i otworzyłam walizkę. Zajrzałam do środka i zobaczyłam tam moje prezenty z wieczoru panieńskiego.
- Ach tak!- powiedziałam. Nawet nie zdążyłam ich do końca obejrzeć. Wyjęłam wszystko i postanowiłam się wszystkiemu dokładnie przyjrzeć.
- Jeżeli dostałam je, to znaczy, że jest to dla ludzi, nie? - powiedziałam pod nosem. Schowałam bieliznę do szafy, kajdanki do szufladki, pończochy z podwiązkami tam, gdzie miałam  bieliznę, kosmetyki do łazienki. Został mi jeden prezent.
- Co to jest? - pomyślałam.  Wyglądało na szarfę. Rozpakowałam. Faktycznie. Była to szarfa. Przyjrzałam się zdjęciu prezentującemu, jak tego się używa. Postanowiłam przymierzyć. Poza tym wiedziałam, że Harry marzy tylko o jednym. Poszłam do łazienki. Zdjęłam kostium i założyłam szarfę. Wyglądałam w niej prześmiesznie. Będę musiała ją wykorzystać – pomyślałam - może dziś wieczorem? Usłyszałam, że Harry wszedł do domku, więc szybko zdjęłam szarfę i założyłam kostium, a szarfę schowałam w szlafroku. Wyszłam z łazienki.
- To, co jesteśmy już rozpakowani. Co zrobiłeś z walizką?
- Oddałem do przechowania.
- To, co idziemy się opalać? - zaproponowałam. Na naszym tarasie pojawiło się już słońce. Harry rozłożył leżaki i zaprosił gestem, bym się położyła.
- A nasmarujesz mnie? - zapytałam.
Olejek przyniosłam już wcześniej.  Bardzo  dokładnie mnie nasmarował  całą.
- A kto mnie posmaruje? - zapytał smutno Harry. Położył się na leżaku, więc wstałam i też go nasmarowałam.
- Mmm – mruknął - Ale bosko! Masujesz jak zawodowa masażystka!
- Och myślałby kto! - odparłam uśmiechając się szeroko.  Po dokładnym nasmarowaniu Hazzy, położyłam się obok niego. Popatrzyłam na niego. Leżał na brzuchu.
- I co? Zadowolona jesteś?
- Jest cudownie!
- Dzisiaj jest wycieczka do Victori. Pytałem się, czy to cykliczne. Powiedzieli, że w przyszłym tygodniu też będzie. Zabierają nas autokarem i obwożą po najciekawszych zakątkach Victori. Z przewodnikiem.
- To warto będzie pojechać - powiedziałam.
- Ale nie dzisiaj!
- Przecież nie mówię, że dzisiaj. Mamy cały miesiąc na to.
Zgodził się ze mną. Ziewnął straszliwie i powiedziałam mu, żeby się przespał. Zamknął oczy i za chwilę odjechał. Popatrzyłam na niego i uświadomiłam, że nie ma żadnej czapki na głowie. Poszłam do pokoju i przyniosłam mój słomiany kapelusz. Położyłam na jego brązowych lokach. Harry coś mruknął. Pocałowałam go i powiedziałam:
- Śpij.
Położyłam się obok. Zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje z mamą. Nie rozmawiałam z nią od wczoraj. Mam laptopa, więc się z nią połączę - pomyślałam,  ale nie było jej na Skype. Zastanawiałam się, czy już dolecieli, czy jeszcze nie. postanowiłam, że dam sygnał komórką. Umówiłyśmy się z mamą, że jeśli będziemy chciały pogadać, to będziemy dawać jeden sygnał, a potem się rozłączać. To był znak, że trzeba wejść na Skype. Zrobiłam to i po dłuższej chwili mama zrobiła się online.
- Witaj słońce! - powiedziała mama- Jak się miewacie?
- Harry śpi, a ja się opalam.
- Tylko nie za długo!
- Tak. Wiem.
- Nasmarowałaś się?
- Harry to zrobił.
- A jak tam wam się podoba?
- Mamo, jest super! Powiesz mi, co szeptałaś na lotnisku do Harryego?
- Nic ci nie powiem.
- To nie fair. Spiskujesz coś z Harrym za moimi plecami.
- Nie przejmuj się. Niegroźnie. Musimy już odjeżdżać, bo odwozi nas Duży Bo. W domu zrobiło się bardzo pusto bez was.
- A jak tam Niall i Zayn? - zapytałam.
- Niall jest smutny. Zayn w ogóle wybył. Z Małym Joe wyrywają sobie Zutka, bo każdy chce się do czegoś przytulić. Nie wiem, co zaistniało między Niallem, a Eweliną, bo nawet do niej nie dzwoni. Trochę mi go szkoda - powiedziała mama. O! Właśnie Duży Bo na mnie krzyczy. Odezwę się do ciebie później. Pa!
- Pa mamo.
Rozłączyłyśmy się.  Popatrzyłam na godzinę na laptopie. Była jedenasta. Harry był lekko opalony,  ale bałam się, że się spali. Poszłam po prześcieradło i położyłam je na nim. Spał w najlepsze. Usłyszałam sygnał Skype. Podbiegłam do laptopa  i zobaczyłam, że dzwoni Niall.
- Cześć Megan! Co u was słychać? - zapytał,  ale widziałam, że jest jakiś smutny - Już żeście się rozlokowali?
- Tak. Dzisiaj dopiero się rozpakowaliśmy.
- Nudno tu bez was - powiedział.
- Teraz mów. Co z Eweliną. Masz wszystko powiedzieć. Każdy szczegół.
- Kasia zabroniła mi się z nią spotykać.
- Ale możesz chyba dzwonić, prawda?
- Wiesz, że na to nie wpadłem. Co ja bym bez ciebie zrobił?!
- Zadzwoń później. Wtedy Kasi na pewno nie ma.
- Ty masz łeb!- powiedział i uśmiechnął się szeroko - Mozart za wami tęskni! Chodzi i płacze, aż mi się chce płakać.
- No właśnie widzę…
- To aż tak widać?!
- Nie jesteś sobą…
- Trochę pokłóciłem się z Zaynem, a on wziął trzasnął drzwiami i wyszedł.
- Nie możecie się kłócić. Zostało was dwóch. Musicie się wspierać. Jesteście jak bracia. Pamiętasz?
- Pamiętam.
- Może Zaynowi też jest przykro?
Ciężko westchnął.
- A co żeś porabiał przez ten czas, kiedy wyjechaliśmy?
- Odwiozłem Dani z Li na lotnisko. Twoja mama nie pozwoliła się odwieźć, więc wczoraj spałem prawie cały dzień, a w nocy nie mogłem spać i rano chyba byłem nieznośny.
- A czemu nie pojedziesz do domu, do Irlandii?
- Bo myślałem, że się jakoś spotkam z Ewelą.
- To zadzwoń do niej, tak jak ci mówię. Może chociaż pogadasz.
- Na pewno będzie mi lepiej.  Widzisz, zasmucam cię swoimi problemami. Głupi jestem.
- Przestań chrzanić głupoty. Od tego są przyjaciele, żeby wysłuchali, prawda?
- No, faktycznie. Tylko moi przyjaciele nie są aktywni na Skype.
- Harry śpi, Liam się pewnie melduje w hotelu po podróży, a Lou pewnie śpi.
- A skąd ty to wiesz?
- Jakiś czas temu, rozmawiałam z obydwoma. Danielle mówiła, że niedługo będą lądować, a z Ellie uzgodniłyśmy, że jest noc, a u nas dzień.
- Jak, to u nich jest noc?! - zdziwił się.
- No tak. U nich jest teraz noc. Między nami, a nimi jest dziewięć godzin przesunięcia czasu. Jak z nimi rozmawiałam, to u nas był wtorek, a u nich poniedziałek.
- Ale jaja! - powiedział Niall - No, chodź tu Mozart! Pokażę cię!
Wziął Mozarta na kolana, a on zaczął się do niego tulić.
- Ty jeden mi zostałeś przyjacielu. Reszta mnie olała!
- Rozumiem, że mam się rozłączyć…
- No, coś ty! Tylko żartowałem.
- Chcesz zobaczyć widoki?
- Bardzo chętnie! - zainteresował się.
- Dzisiaj podziwiałam delfiny. O właśnie tam! - przestawiłam laptopa, w kierunku oceanu.
- Ale super!
- A tu masz swojego przyjaciela - przesunęłam  z powrotem, pokazując Hazzę.
- A co to za mumia? - zaczął się zastanawiać Niall.
- Niallerze, to jest twój przyjaciel Harry.
- A dlaczego on taki przykryty?
- Bo śpi na słońcu i nie chcę żeby się spalił.
- To pogilgocz go ode mnie.
- Niech śpi. Zrobię to jak się obudzi dobrze?
- Okej, niech będzie - zgodził się Niall.
- A jak tam Mały Joe?
- Robi bez przerwy perogi w różnych smakach.
- No widzisz, chce ci dogodzić. A nie przejadły ci się?
- JESZCZE NIE!!!
- To zadzwoń do mnie po telefonie do Eweli dobrze?
- Okej.
- To do zobaczenia!
Rozłączyliśmy się. Usłyszałam, że coś dzieje się w sąsiednim domku. Ktoś krzyczał na tarasie, więc wychyliłam się, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Jakiś mężczyzna stał dzięki Bogu do mnie tyłem,  ale niestety ja widziałam jego dwa wielkie poślady… Schowałam się szybko,  ale znowu mnie coś zaintrygowało. Wychyliłam się jeszcze raz i zobaczyłam, że na taras wyszedł drugi nagi mężczyzna. No tak… Dawno nie widziałam gei i to w dodatku nagich - pomyślałam i schowałam się, żeby mnie nie zobaczyli. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, że nasz bungalow jest zajęty… Więc szaleli na całego. Nie ryzykowałam wyglądania, bo nie wiedziałam, co zobaczę. Harry się poruszył. Przełożył się na plecy. Prześcieradło spadło, razem z kapeluszem. Podniosłam rzeczy i położyłam na stoliczku.         - Niech się poopala trochę z przodu. Później go przykryję - pomyślałam. Jakieś dziwne odgłosy dochodziły z sąsiedniego domku. Nie wytrzymałam i weszłam do pokoju. W pewnym momencie odgłosy były nie do wytrzymania. Usłyszałam jakiś ruch na naszym tarasie. Do pokoju wpadł Harry.
- Ale mamy sąsiedztwo! - rzucił.
- A co się stało?
- Obudziły mnie jakieś hałasy. Wyjrzałem i nie będę ci mówił, co zobaczyłem. W każdym bądź razie mieszkają obok nas geje.
- To ja do nich pójdę.
- Nie! Nigdzie do nich nie pójdziesz. Ubieraj się i wychodzimy. Może się zorientują, że ktoś tu mieszka…
- To może przestaną uprawiać seks na tarasie!
- A ty skąd wiesz?!
- Bo słyszałam i dlatego weszłam do pokoju.
Zaczęliśmy się głośno zachowywać. Krzyczeć, trzaskać drzwiami, głośno rozmawiać i tego typu podobne rzeczy, ale odgłosy nieustępowany. Ubraliśmy się i wyszliśmy trzaskając drzwiami. Odgłosy zamarły.
- Może wreszcie do nich dotarło…- szepnęłam do Hazzy.
Harry odwrócił się w kierunku tamtego domku i się ukłonił.
Powiedział:
- Nie odwracaj się pod żadnym pozorem!
Poszliśmy w kierunku recepcji. Harry był wkurzony równo, więc poszedł do recepcji i powiedział, że nie odpowiada nam sąsiedztwo takie i dobrze by było, żeby ich przeniesiono. Recepcjonistka powiedziała:
- No nic nie możemy zrobić…
- Jak nic nie zrobicie, to wyjeżdżamy i zażądam  zwrotu kosztów.
Recepcjonistka wpadła w panikę.
- Postaramy się coś zrobić. Przeniesiemy tych panów, gdzie indziej.
Poszliśmy na plaże.  Pasek był gorący. Ogólnie było ciepło. Chciało się żyć!
- Może się wykąpiemy? - powiedziałam.
Rozebraliśmy się i zaczęliśmy wchodzić do wody. Zaczęliśmy pływać. Woda była bardzo ciepła.
- Musimy pojechać na wycieczkę na rafę. Na nurkowanie - powiedział Harry.
- Bardzo chętnie – odpowiedziałam - Chociaż rafę mamy pod naszym domkiem.
- Ale chodzi mi o nurkowanie…- powiedział Harry - czemu masz taką skwaszoną minę? - zapytał.
- Jestem zniesmaczona tym, co tu się działo… Poza tym rozmawiałam z Niallem. Właśnie miałam ci coś przekazać.
- Co? - zapytał.
 Podpłynęłam do niego i go połaskotałam.
- Co robisz?!
- Przekazuję gilgotki.
- A co u niego?
- Jest załamany. Pokłócił się z Zaynem i został sam z Zutkiem i Małym Joe.
-To czemu nie pojedzie do domu?
- Bo ma nadzieję, że się spotka z Eweliną. Podpowiedziałam mu coś i ma do mnie zadzwonić wieczorem. I nie masz prawa być zazdrosny - powiedziałam do Hazzy.
- Szkoda, że mnie nie obudziłaś. Może bym go jakoś rozerwał?
- Chyba bombą, albo granatem – powiedziałam - Był w tak podłym nastroju, że nie ma mowy o żadnym rozrywaniu go.
Z daleka zobaczyliśmy, że coś się dzieje.
- Wyprowadzają ich - powiedziałam.
- No i dzięki Bogu. My nie musimy słuchać żadnych wrzasków i stękań - powiedział zdenerwowany Harry.
- No nie bądź taki zły - popchnęłam go, a Harry się przewrócił i poszedł pod wodę.
- No, co chcesz mnie utopić?!
- Nie…. Gdzież bym śmiała. Tak… swojego męża?
- Zaraz cię złapię - powiedział Harry. Zanurkowałam i odpłynęłam kawałek,  ale jednak mnie złapał i pocałował.
- Miła ta kara - powiedziałam, gdy się wynurzyliśmy.
Harry zaczął się śmiać.
- Takie kary mogę mieć - droczyłam się dalej.
Znowu wciągnął mnie pod wodę i znowu zaczął mnie całować. Gdy zabrakło nam oddechu, wypłynęliśmy. Na pomoście nikogo nie było.
- Ty mój całuśniku! - powiedziałam.  Żebyś tylko wiedział, co ja ci na wieczór szykuję - pomyślałam.
Popływaliśmy jeszcze troszkę i zaproponowaliśmy, żebyśmy się jeszcze przeszli.  Krajobrazy były przepiękne. Harry trzymał mnie cały czas przy sobie i tak spacerowaliśmy. Poszliśmy kawał drogi mijając hotele, plaże. Od czasu do czasu kąpiąc się. Harry nie przepuszczał okazji, żeby mnie nie pocałować. Strasznie śmiać mi się z tego chciało,  ale było to bardzo miłe.
- Wiesz co - powiedziałam - mam wrażenie, że zaraz obejdziemy całą wyspę.
Poczułam, że bolą mnie nogi.
- To chodź, położymy się tutaj na plaży - zaproponował.
Położyliśmy się w cieniu.  Położyłam głowę na jego kolanach i obserwowałam morze.
- Zobacz, jacht! - krzyknęłam podekscytowana.
Był to jakiś duży jacht morski. Trzyżaglowy. Zaczęliśmy się mu przyglądać.
- No takim jachtem, to można opłynąć połowę świata - powiedział Harry.
- Chciałabym popłynąć dookoła świata - powiedziałam.
Gdy troszeczkę odpoczęliśmy, wyruszyliśmy w podróż powrotną. Kiedy dotarliśmy do naszego pomostu, było cicho i spokojnie.
- Która jest godzina? – zapytałam.
- Dochodzi trzecia i strasznie mi burczy w brzuchu - powiedział.
- To idziemy na obiad - zarządziłam. Poszliśmy szybko do domku, przebraliśmy się i ruszyliśmy na obiad. Zajęliśmy miejsca i kelner podał nam menu. Zamówiłam doradę z różnymi sałatkami. Harry wziął łososia z grilla. Moja dorada nie mieściła się na talerzu. Harryego porcja była nieco mniejsza.
- Chcesz kawałek? - zapytałam, gdy Harry zjadł swoją porcję.
- Nie, jedz. Przecież to twoja porcja. Mogłem sobie wziąć doradę.
- Na pewno? Bo jest naprawdę wspaniała!
- To daj spróbować!
Harry wlepił wzrok w horyzont. Odkroiłam połowę porcji i przełożyłam na jego talerz.  Gdy się spojrzał powiedział:
- Czyś ty na głowę upadła?! Przecież ty też musisz coś jeść!
 Zaczęłam się śmiać.
- Przecież jem! - zaprotestowałam.
- Chcesz sałatki?
- Nie, dziękuję!
- No przecież ci nie oddam całej!
- Nie, dziękuję.
Wziął kawałek dorady do buzi i aż zamknął oczy z przyjemności. Wykorzystałam ten moment i wrzuciłam mu na talerz trochę sałatki. Otworzył oczy.
- A to co?!
- Co? - zdziwiłam się.
- No jak to co? To zielone, co spoczywa na moim talerzu.
Popatrzyłam w górę i powiedziałam:
- Patrz. Nie spadło z góry, bo już myślałam, że spadło - zaczęłam się śmiać - Może drugiej sałatki chcesz spróbować?
- NIE. Zobaczysz. Policzę się z tobą - powiedział.
Zrzuciłam serwetkę, kiedy Hazzie nie patrzył. Nachylił się, żeby podnieść serwetkę, a ja w tym czasie przerzuciłam mu trochę drugiej sałatki. Gdy się podniósł byłam bardzo zajęta konsumpcją.
- Co jest?!
Jadłam spokojnie swoje danie.
-  Czy ktoś mi z sąsiedniego stolika podrzuca?! - zaczął się zastanawiać.
- Wiesz, co Harry napiłabym się wina, albo wody - powiedziałam.
Harry się odwrócił, aby zawołać kelnera, a w tym czasie trzecia sałatka wylądowała na jego talerzu.
Harry zamówił wino. Białe, półwytrawne i popatrzył na swój talerz. Potem na mój i powiedział:
- Dostaniesz lanie, jak wrócimy do domku.
- A kto powiedział, że ja wracam? - odpowiedziałam cały czas drocząc się.
- Doigrasz się.
Udałam wystraszoną.                                                                                                                                                           - Już się boję - powiedziałam cicho.                                                                                                                    Kelner przyniósł wino i Harry wzniósł toast:                                                                                                        - Za moją piękną żonę.                                                                                                                                        Spełniłam z całą przyjemnością. Postanowiłam, że zamówię na wieczór szampana. Gdy skończyliśmy jeść wyszliśmy z restauracji, a ja zatrzymałam się przy tablicy ogłoszeń.
- Ale się objadłem. Spać mi się zachciało - powiedział Harry.
- To idź się połóż. Ja zaraz przyjdę.
- A co cię tu tak zainteresowało?
- Chciałam zobaczyć, jakie oferują wycieczki.
- Przecież mówiłem ci.
- Mówiłeś tylko o jednej, a tu jest dużo więcej. Idź do domku i się połóż. Zaraz przyjdę. Harry niechętnie poszedł. Gdy zobaczyłam, że wszedł do domku poszłam do recepcji. Zamówiłam szampana, aby nam zaniesiono do domku, gdy przyjdziemy na kolacje. Recepcjonistka sobie wszystko zapisała. Jeszcze chwilę pomarudziłam. Zapytałam o wycieczki, a recepcjonistka zaczęła zachwalać niektóre z nich. Dała mi trochę prospektów, które zabrałam do domku mówiąc, że się zastanowimy wspólnie z mężem. Kiedy weszłam, Harry spał. Położyłam ulotki na stoliku i poczułam, że też mi się chce spać. Położyłam się obok niego, a on od razu się do mnie przytulił. Zasnęłam.  Gdy się obudziłam Harry jeszcze spał. Poszłam cichutko do łazienki, wzięłam prysznic i założyłam na siebie szarfę. Zrobiłam sobie wielką kokardę na biuście i tak wystrojona jako prezent wyszłam z łazienki. Położyłam się obok Hazzy,  ale on spał. Szturchnęłam go łokciem,  ale on spał. Chrząknęłam. Lekko się poruszył. Połaskotałam go w bok. Otworzył oczy.
- Przepraszam. Zasnąłem kiedy na ciebie czekałem… OOO!!! Cóż to za strój?!- popatrzył na mnie - Nawet ci w nim do twarzy.
- Nie dałam ci żadnego prezentu na ślub. Czy może być taki?
Harry zaczął mnie namiętnie całować i poczułam, że kokarda się rozwiązuje…




*Hej :)) Zgodnie z obietnicą wrzucam dziś kolejny :) Wiem, długi :) Ale z komentarzy wynika, że lubicie czytać :D Cieszy mnie ten fakt i bardzo motywuje do pisania, więc chciałam Wam serdecznie podziękować za wsparcie i za komentarze :) No i oczywiście, że jesteście. Jak oceniacie dzisiejszy wywiad  z chłopcami? Ogółem był niezły, ale tak szczerze, to RMF MAXXX tak nagłaśniało tą sprawę, a w sumie ten cały wywiad był krótki, no ale nic. Nie narzekajmy :) Dziś nawet wrzuciłam troszkę więcej zdjęć :)
                                                                                      ~Meg

4 komentarze:

  1. nmdbdnnzdxhgbxmfh <3. Wiem że się powtarzam ale wspaniały *___________* . Czekam na kolejne <3. I jaki długi ;D . mam nadzieję że pojawi się szybko <3 . Kocham cie <3. A i masz może tt ? <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Teen rozdział jest wspaniały *__* również jak poprzednie *_* kooocham tego bloga < 3 *___*

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki :D zaraz dodaję kolejny :D Szczerze? Kocham Was <3

    OdpowiedzUsuń