sobota, 18 stycznia 2014

Tam, Taram, Taram.... Oto 95 rozdział Panie i Panowie :D xx

Poszłyśmy na górę rozpakować się. Zeszło się nam do późnego wieczora.  Mama wykąpała Antka, ja Darcy i położyłyśmy dzieciaki spać. Mama uparła się, że będzie spać z dzieciakami, żebym się wyspała. Doskonale wiedziała, że poprzedniej nocy prawie wcale nie spałam. Tej nocy spałam, jak zabita i obudziłam się o wpół do dwunastej.
 -  Już zaglądałam do ciebie -  powiedziała mama, gdy zeszłam na dół -  jak się spało?
 -  Cudownie! -  Odpowiedziałam -  a jak ty spałaś?
 -  Antoś spał całą noc. Darcy obudziła się o wpół do dziewiątej.
 Mały Joe chciał mi przynieść śniadanie, ale podziękowałam i poprosiłam o samą kawę. Dostałam kawę i rogalika, którego chętnie oddałam Niallowi. Mama spiorunowała mnie wzrokiem, ale powiedziałam:
 -  Nie jestem głodna. Za godzinę będzie obiad.
Trochę to poprawiło humor mamie i Małemu Joe. Michała nie było. Pojechał do pracy. Pozostałych chłopaków nie było, więc zapytałam, co u nich.
 -  Lou boli nóżka, a Liam siedzi na górze i rozmawia z Dan.
Za oknem była obrzydliwa pogoda. Lało  jak z cebra.
 -  Zajrzę do Louisa -  powiedziałam.
 -  Już żeśmy się przeprosili, nie martw się -  odpowiedziała mama.
 -  To miłe, że się znów kochacie.
Niall zaczął się krztusić rogalikiem.
 -  Ręce do góry! -  Powiedziała mama.
Niall posłusznie podniósł ręce. Poszłam na górę do Lou. Zapukałam i po usłyszeniu słabego: „TAK”, weszłam. Zastałam go… w łóżku.
- Co ci się stało?
 -  No, przecież nogę mam skręconą…
 -  No gdybyś miał głowę skręconą, to bym ci pozwoliła leżeć, ale przy nodze? Wstawaj. Pokarało cię za Harryego. 
 -  Wiem, że to moja wina i strasznie cię przepraszam, ale nie przypuszczałem, że Harry tak zareaguje…
 -  Czyżbyś go tak mało znał? -  Odparowałam.
 -  No… Trochę się znamy… Był to głupi pomysł.
 -  Przez grzeczność nie zaprzeczę. To był szczeniacki wybryk z twojej strony. Prawie zniszczyłeś mu małżeństwo.
 -  Wiem… Dotarło to do mnie dopiero, gdy zniknęłaś. Wybaczysz mi?
 -  Zastanowię się -  odparłam -  a teraz wstawaj z tego wyra i idź na dół. Pomożemy ci zejść na dół po tych schodach. Mam ci teraz pomóc?
 -  Nie, dam sobie radę, po za tym, nie wiem, co by powiedział Harry, gdyby się dowiedział, że masz mnie ubrać…
 -  Pomagam choremu.
 -  A widzisz? Sama mówisz, że jestem chory.
 -  Nie. Masz przecież tylko nogę skręconą. To nie choroba.
Ktoś zapukał do drzwi.
 -  Megan? Jesteś tu? -  Usłyszałam głos Nialla, który wszedł do pokoju -  o, jesteś. Telefon do ciebie.
 -  Pomóż Lou się ubrać.
 -  Ja? Z tą ręką?
 -  To powiedz Liamowi, żeby przyszedł i go ubrał -  rzuciłam wychodząc z pokoju.
Na schodach zaczęłam się zastanawiać, kto dzwoni. Gdy podeszłam do telefonu, „Halo” wyszło mi jakoś niepewnie.
 -  Cześć Megan -  usłyszałam głos mamy Harryego -  dobrze, że się znalazłaś. Nie powinnaś zostawiać Harryego samego. Ślubowałaś mu na dobre i na złe, prawda?
 -  Tak, prawda, ale on też mi ślubował na dobre i na złe.
Niall, który zszedł do salonu, przypatrywał mi się uważnie.
 -  On odchodził od zmysłów! Poruszył prawie cały świat, żeby cię znaleźć!
 -  Bez powodu go nie zostawiłam -  odparłam.
 -  A jakież to były powody?
 -  Mamo, to nie jest rozmowa na telefon. Po za tym, ja jeszcze nie rozmawiałam z Harrym, więc wybacz, ale najpierw z nim porozmawiam na ten temat.
 -  Jesteś bezczelna! -  Usłyszałam.
Ty też…
- Jeśli tak uważasz… -  odpowiedziałam.
Usłyszałam trzaśnięcie słuchawki. Odłożyłam słuchawkę na bazę, a Niall wpatrywał się we mnie, jak w obrazek.
 -  Nie, patrz tak na mnie -  powiedziałam -  rozmawiałam tylko ze swoją teściową…
 -  Wiem, ale ona chce wam pomóc.
 -  W ten sposób na pewno nie pomoże. Jeśli  następnym razem odbierzesz telefon i ona będzie dzwonić, to powiedz, że mnie nie ma.
- Co się stało? -  Zapytała wchodząc do pokoju, mama.
 -  A nic. Pogaduszki z teściową -  odrzekłam.
 -  Rozumiem, że nie najprzyjemniejsze, sądząc po twojej minie.
Przytaknęłam. Do salonu zszedł Liam niosący Lou.
 -  Louis, nie pieść się tak. Przecież masz zabandażowaną nogę! -  Powiedziałam.
 -  Dał się namówić -  odpowiedział figlarnie Louis.
 -  Nialla też będziesz nosić? -  Zapytała mama.
Niallowi rozbłysły oczy.
 -  No jemu to w nogę nic nie jest -  powiedział Liam.
 -  Lou też nie. Ma tylko skręconą. To nie złamanie. Trzeba mu znaleźć jakąś laskę.
 -  LASKĘ? -  Zainteresował się Louis -  przecież ja jestem żonaty!
- Co? Już wyzdrowiałeś?
Mały Joe gdzieś podreptał. Po chwili przyniósł laskę, a wszyscy ryknęli śmiechem.
 -  Chyba Louisowi nie o taką laskę chodziło -  powiedziała Dominika.
 -  Innej nie mam -  rzucił Mały Joe.
 W tym momencie zadzwoniła moja komórka. Na wyświetlaczu był napis: ELLIE
 -  Słuchaj, nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię słyszę! Nie masz pojęcia jak się denerwowałam, co się z wami stało. Dzwoniłam do ciebie tyle razy, że już myślałam, że zgubiłaś komórkę.
 -  Nie, nie zgubiłam komórki. Miałam ją wyłączoną.
 -  Jak to można mieć wyłączoną komórkę?! -  Usłyszałam z drugiej strony.
 -  Normalnie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
 -  Kiedy wracacie?!
 -  Pewnie za miesiąc.
 -  Dlaczego tak długo?! Co z koncertami?!
 -  Odwołaj.
 - No czyś ty na głowę upadła?!
 - No chyba, że chcesz, żeby z zespołu była tylko trójka.
 -  Jak to?!
 -  Harry z Zaynem są na odwyku. Jak dobrze pójdzie to wyjdą za dwa tygodnie, a jeśli nie, to dopiero po miesiącu. To zależy od nich.
 -  Widziałaś się z Harrym?
 -  Nie.
 -  A rozmawiałaś?
 -  Nie.
 -  Powinnaś.
 -  Czy wszyscy mi muszą mówić, co ja powinnam? -  Zapytałam.
- Co? Nie jestem pierwsza?
 -  Nie, nie jesteś.
 -  A, to przepraszam. A co się w ogóle stało?
 -  Może opowiem ci, jak wrócę, ale mówię może.
 -  No dobrze, to nie będę ci już zawracać głowy. To trzymaj się. Cześć.
Po chwili zadzwoniła kieszeń Lou.
 -  Halo? -  Louis odebrał słuchawkę -  cześć kochanie. Po za tym, że mam skręconą nogę, to wszystko      w porządku. Nie, nie musisz przylatywać. Tak, zajmują się mną. Liam mnie dzisiaj ubrał. Nie, nie jest złamana. Spadłem ze schodów. Nie, nic sobie więcej nie zrobiłem. Moja wina tak. Moja wina. Nie, nie można wyciągnąć Harryego i Zayna. Oni muszą tam być. Tak, przełóż te koncerty, a jak chłopcy? To dobrze. No nie mówię, że dobrze, że nam rujnują chałupę, ale to oznacza, że są zdrowi. Powiedz Tommiemu, że jeśli jeszcze raz tak zrobi, to dostanie lanie. Jak tylko wrócę. Tak wrócę. Za miesiąc. No, może za dwa tygodnie. No przecież Megan ci wszystko powiedziała. No może nie wszystko. Nie powiedziała ci, że zabłądziłem w Warszawie. Tak, jechałem z mamą Megan. Nie słuchałem jej -  mama parsknęła śmiechem -  też cię kocham. Pa, pa.
 -  Rozumiem, że Ellie chciała się dowiedzieć wszystkiego u źródła? -  Zapytała Doma.
 -  No, od Megan się nie dowiedziała, to się dowiedziała ode mnie.
Po krótkim czasie zadzwonił telefon Liama. Liam przeszedł do jadalni, więc nie słyszeliśmy jego rozmowy.  Na głupich tłumaczeniach spędziliśmy dwa tygodnie.  Dziś miało się rozstrzygnąć, czy wyjdą, czy nie.  Od rana byłam zdenerwowana. Tęskniłam już za Harrym bardzo. Rano po umyciu         i ubraniu dzieci, zeszłam na śniadanie, ale było bardzo wcześnie, więc na dole zastałam tylko mamę.
 -  Cześć -  rzuciłam siadając do stołu.
Darcy pobiegła przywitać się z babą.
 -  Później ci coś powiem -  powiedziała mama zerkając na Darcy. Zrozumiałam, że nie chce mówić tego czegoś przy Darcy.
Zjadłyśmy śniadanie i Darcy poszła do Małego Joe, a mama powiedziała:
 -  Harry dziś prawdopodobnie nie wyjdzie. Zayn zresztą też.
 -  Dlaczego? -  Zapytałam.
 -  Psycholog się trochę uparła, że to jeszcze za wcześnie, ale tak sobie pomyślałam, że jak będzie wiadomo, że wyjdzie, to dobrze by było, żebyście na początku byli sami. Rozmowę przerwała nam moja komórka. Na wyświetlaczu zobaczyłam zastrzeżony numer.
 -  Halo? -  Powiedziałam do słuchawki.
 -  Dzień dobry -  usłyszałam damski głos -  z tej strony Paulina Zawadzka. Jestem terapeutą pani męża. Rozumiem, że rozmawiam z panią Styles. Chciałam z panią porozmawiać, czy mogłaby pani do nas przyjechać?
Zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi.
 -  A o co chodzi?
 -  To porozmawiamy, jak pani przyjedzie.
 -  Kiedy mam przyjechać?
 -  Zapraszam nawet dzisiaj.
 -  O której godzinie?
 -  A o której może pani być?
 -  A gdzie państwo się mieścicie?
 -  No, jesteśmy w szpitalu na Barskiej.
 -  No to mogę być w ciągu godziny.
 -  To zapraszam. Pokój 453.
 -  Dobrze, będę.
 -  Gdzie będziesz? -  Usłyszałam głos mamy, gdy się rozłączyłam.
 -  Dzwoniła terapeutyka Harryego. Chce się ze mną widzieć.
 -  No to musisz jechać.
 -  Właśnie się z nią umówiłam. Zajmiesz się dziećmi?
 -  Głupio się pytasz. Pewnie, że się zajmę. Nie zostawię ich samych w pokoju, zamkniętych.
 -  Dzięki. To idę się przebrać i pojadę.
 -  A wiesz gdzie?
 -  Wiem. U Michała w szpitalu.
Poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic, podmalowałam się, przebrałam się elegancko i już byłam gotowa. Ktoś zapukał do drzwi.
 -  PROSZĘ!
Dominika weszła do pokoju.
 -  Słuchaj, muszę jechać na Barską, ale nie wiem, gdzie to jest…
- Co? Ciebie też wezwali?
Doma miała głupią minę. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana.
 -  No, to jedziemy. Ja też jadę.
- Ale żeś się odwaliła.
 -  Nie zawsze rozmawiam z psychoterapeutką mojego męża -  rzuciłam zamykając pokój.
 -  Poczekaj, to może ja też się przebiorę, bo będę się czuła, jak uboga krewna.
 -  Okej. Czekam na dole. Pospiesz się, bo powiedziałam, że będę w ciągu godziny.
 -  Ty też?
 -  Widocznie będę miała spotkanie wcześniej niż ty.
- Ale poczekasz na mnie? -  Zobaczyłam przerażenie w oczach Domy.
 -  Oczywiście, że poczekam.
Dominika pobiegła do siebie. Zeszłam na dół. Usiadłam w fotelu, gdy z kuchni wyszedł Niall i stanął jak zamurowany.
 -  A pani …y… A to ty Meg. Nie poznałem cię. Wyglądasz… olśniewająco. Gdzieś idziesz?
 -  Tak. Na randkę.
 -  Z Harrym?
 -  Nie. Z psychoterapeutką.
 -  Nie wiedziałem, że z tobą jest tak źle i musisz chodzić do psychoterapeutki…
Zaśmiałam się.
 -  Nie psychoterapeutką Hazzy.
 -  A, no tak. To musisz się odwalić.
Na dół zeszła Dominika, a Niall aż gwizdnął.
- Ale żeście się odwaliły.
 -  No to idziemy. Trzymajcie się.
 -  A co z Darcy?
 -  Jak chcesz, możesz zdjąć ją mamie z głowy.
 -  To może pojadę z nią do zoo.
 -  Możesz, bylebyś nie jechał do zoo przez Kraków…
Niall zaczął się śmiać.
 -  Ustawię sobie nawigację odpowiednio. Nie martw się.
 -  Tylko posmarujcie ją przeciw komarom.
 -  Myślisz, że już będą?
 -  Myślę, że tak.
 -  To powodzenia -  rzucił za nami.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do szpitala.
Gdy wchodziłyśmy w drzwiach natknęłyśmy się na Michała.
 -  A co wy tu robicie?
 -  Zostałyśmy wezwane przez psychoterapeutkę.
 -  Zawadzką?
 -  Tak.
 -  Poczekajcie tutaj.
Michał wszedł na chwilę do jakiegoś pokoju i za chwilę wyszedł.
 -  Chodźcie na górę -  rzucił.
Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na czwarte piętro.
 -  Poczekajcie tutaj -  powiedział pod pokojem 453 -  zaraz przyjdę.
Usiadłyśmy pod drzwiami i grzecznie czekałyśmy. Po dwudziestu minutach Michał wyszedł. Był lekko zdenerwowany.
- Co się stało? -  Zapytałam, widząc, że jest zdenerwowany.
 -  Pani psycholog zaplanowała dla was niespodziankę.
 -  Jaką? -  Zainteresowałam się.
 -  Spotkanie z waszymi chłopakami.
Zrobiło mi się gorąco… I tak miało wyglądać nasze spotkanie po tym wszystkim? Nie chciałam mieć świadków.
 -  Czy to konieczne? -  Zapytałam.
 -  Podobno tak. Podobno prosili o to chłopcy.
- Co? Boją się nas? -  Zapytała Doma.
 -  Dominika, może ty pójdziesz na pierwszy ogień?
 -  No przecież ty jesteś umówiona pierwsza.
Cóż miałam robić… Musiałam wejść. Wiedziałam, że z nią nie wygram…
 -  To już mam wchodzić?
 -  Jeżeli jesteś gotowa…
 -  Czy on tam jest?
 -  Jeszcze nie. Pani psycholog chce najpierw z tobą porozmawiać.
- Co? Uważa mnie za wariatkę?
 -  Nie wiem, co ona myśli…
 -  Michał, gdyby nie wiem co by się działo, nie wolno ci mnie tu zostawić!
Michał zaczął się śmiać.
 -  Przecież ty nie jesteś na odwyku.
Widocznie miałam bardzo dziwną minę, bo stwierdził:
 -  Dobrze, chodź. Wejdziemy razem.
Weszliśmy.
 -  To jest pani Megan Styles -  powiedział Michał do dziewczyny, która wyglądała dosyć sympatycznie. Miała krótkie, czarne włosy, twarz owalną, oczy zielone, malutki nos. Była stosunkowo niska.
 -  Witam panią -  powiedziała uśmiechając się do mnie.
Nim się zdążyłam zorientować, Michał już wyszedł. ZABIJĘ GO!
 -  Chciałam się z panią spotkać, bo zastanawiamy się nad wypuszczeniem pani męża, ale muszę z panią omówić niektóre rzeczy. Pani mąż wszystko mi opowiedział i boi się z panią spotkać. Co prawda nie wygląda pani na herod babę, ale powiem szczerze, że będzie potrzebował dużo wsparcia, aby nie wrócić do nałogu.  Czy będzie pani mogła mu to zapewnić?
 -  Od dawna walczyłam z tym, żeby nie pił -  odpowiedziałam na jej pytanie -  niestety w ogóle mnie nie słuchał. Różnymi metodami próbowałam go zniechęcić do alkoholu. Widać nie potrafiłam.
 -  Mąż deklaruje, że nie będzie pił. Tego nie mogę obiecać. U alkoholików głód alkoholowy jest tak wielki, że nie potrafią sobie dać z nim rady. Wiem, że państwo nie mieszkacie w Polsce, ale dobrze by było, żebyście zostali trochę i nie wyjeżdżali od razu. Gdyby pani zauważyła jakieś objawy, to znaczy, złapałaby go pani na piciu, to musi do nas trafić jak najszybciej. Mam nadzieję jednak, że pani mąż będzie miał na tyle silnej woli, że rzuci to paskudztwo.
 -  Też mam taką nadzieję -  odpowiedziałam jej szczerze.
 -  Właściwie powinna pani się spotkać z mężem w mojej obecności, ale doktor Michał jest przeciwny temu, więc mogę zrobić jeden wyjątek dla pani.  Najlepiej zlikwidować w domu alkohol. Na razie, żeby go nie kusiło.
 -  Oczywiście, że cały alkohol zostanie zlikwidowany  -  powiedziałam.
 -  To może iść pani do męża. Przygotuję kartę wypisów.
Pożegnałam się  i wyszłam z gabinetu.
 -  Czas na ciebie -  powiedziałam.
 -  I co?!
 -  Żyję. Nie zjadła mnie.
Drzwi się uchyliły.
 -  Pani Dominika? -  Zapytała Zawadzka.
 -  Tak, to ja -  odpowiedziała słabo Dominika.
 -  Zapraszam.
Doma weszła niepewnie do środka, a ja usiadłam pod gabinetem. Wydawało mi się, że moja rozmowa była krótsza niż Domy. Czekałam na nią strasznie długo, aż w końcu wyszła.
 -  Czy ona mnie uważa za idiotkę?!
 -  A co się stało?
 -  Kazała mi zlikwidować cały alkohol w domu!
 -  Chodzi o to, żeby ich nie kusić.
 -  No przecież wiem!
 -  Nie krzycz na mnie. Zrobiłam ci coś? -  Zapytałam.
 -  Nie, no zdenerwowałam się, przepraszam -  wybąkała.
 -  I co? Już po rozmowie? -  Usłyszałyśmy głos Michała.
 -  Tak.
 -  Bardzo bolało? -  Podszedł do nas.
 -  Troszkę -  powiedziała Dominika.
 -  I co? Wychodzą?
 -  No… Na to wygląda -  odpowiedziałyśmy razem -  tylko będziesz musiał zlikwidować cały alkohol w domu.
 -  Mały Joe cały alkohol trzyma pod kluczem. To co? Gotowe na spotkanie?
 -  Nie… Ale chodźmy.
Wjechaliśmy na szóste piętro. Był to oddział odwykowy. Michał podprowadził nas pod jakieś drzwi i powiedział:
 -  Ty tu, ty tu -  pokazał nam. Poczułam motyle w brzuchu -  spotkamy się w domu.
 -  No nie wiem -  odpowiedziałam.
- Co to znaczy?
 - Zobaczymy.
To już ta chwila!
 -  No wchodź -  powiedział do mnie.
Ja nic. Zapukał w drzwi, które miałam otworzyć.
 -  Proszę -  usłyszałam mój ukochany glos.
Widocznie za długo stałam, bo Harry otworzył drzwi.
 -  Me… M… Megan? -  Wydusił z siebie.
 - … Tak… Jak widzisz.
- Co… Ty… Tu robisz?
 -  Mam cię zabrać do domu.
 -  Jak to? -  Widać było, że jest zszokowany.
 -  Podobno już jesteś wyleczony -  podeszłam do niego i pocałowałam go. Za tym tęskniłam. Za tymi ciepłymi ustami.
 -  Czyżbyś mi wybaczyła? -  Zapytał słabym głosem.
- Co? -  Zapytałam -  pijaństwo?
 -  No nie. Wiesz, o co mi chodzi.
 -  No przecież do niczego nie doszło. Podobno.
 -  A skąd wiesz?
 -  Od Liama, ale pakuj się. Nie będziemy tutaj rozmawiać. Zabieram cię stąd.
 -  Wreszcie koniec mordęgi -  usłyszałam jego mruknięcie pod nosem.
 -  Czy ty na pewno jesteś gotowy na wyjście stąd? -  Zapytałam poważnie.
 -  Boże, jak ja za tobą tęskniłem, a jak znalazłem obrączkę na stoliku, to myślałem, że popełnię samobójstwo. Już nie chcę więcej się tak czuć. Obiecuję, że nigdy więcej nie wezmę kropli alkoholu do ust.
 -  To zbieramy się stąd -  odpowiedziałam.
 -  Musimy wracać do domu? Nie możemy się gdzieś przejechać?
 -  Musimy, bo jedziemy razem z Zaynem i Dominiką.
 -  Zayna to trzeba będzie pilnować.
 -  Czyżby jeszcze nie był gotowy na wyjście?
 -  Wydaje mi się, że jeszcze nie.
 -  To pewnie trafi tu bardzo szybko z powrotem…
 -  Jak to?
 -  Jesteście wypuszczeni warunkowo. Pojedziemy do domu dopiero, gdy terapeutka pozwoli.
Harry spakował się bardzo szybko i już był gotowy do wyjścia.
 -  Musimy poczekać na wypis. Pewnie za chwilę przyniosą -  powiedziałam.

Harry trzymał mnie w objęciach i nie chciał wypuścić. Dopiero, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka, odskoczył, jakby go ktoś poraził prądem.



* Tak, więc oto kolejny! Już nie mogę w to uwierzyć, że tak długo prowadzę bloga... Wydaje się, jakbym zaczęła wczoraj, a tu nagle mijają dwa lata... No nieźle, nieźle przyznaję :) Chcecie więcej? :D Tylko zrozumcie mnie, że oceny muszę poprawić, bo teraz te cholerne wystawianie... Co sądzicie o tym ? :) xx
                                                                                              ~Meg xox

5 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetnie. czekam aby się dowiedzieć czy znów zaczną pić. Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. oj chcemy więcej!!!!! razem z Megan sie stresowałam wizytą u Harrego!!!!!!!!!!!1

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo fajny rozdział!
    oczywiścieże chcemy więcej!
    @kiraaa_aa

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest super i bardzo długi ale ja i tak pragne wiecej 💛💛

    OdpowiedzUsuń