wtorek, 3 czerwca 2014

108

Zbliżała się sprawa rozwodowa. Coraz bardziej byłam zdenerwowana. Chciałam, żeby było już po wszystkim. Na szczęście nie spotkałam Harryego w sądzie, bo się nie stawił na rozprawie. Sędzia przyznał mi dzieci, a Harryemu zasądził alimenty w wysokości 100 000 dolarów na dziecko  i stwierdził rozwód. Cała Wiśniowa była na rozprawie, po za Kazikiem, który opiekował się dziećmi.
 -  To jesteś wolna! -  Zawołał Louis.
 -  No… tak, jakby – odpowiedziałam  -  tylko jeszcze papiery rozwodowe.
 -  Nie martw się. Załatwimy to  -  wycedził przez zęby Niall.
Nie wiem, gdzie go dopadli, ale w końcu Harry podpisał papiery i można było powiedzieć, że jestem wolna. Gdy dostałam wiadomość o podpisaniu papierów, siedziałam sama w salonie i zaczęłam się zastanawiać, co mam zrobić. Rodzice pojechali już wczoraj do Warszawy, bo Michałowi kończył się urlop. Do salonu wpadł Liam.
 -  Słuchaj, urządzamy balangę! -  Powiedział szybko  -  u nas w ogrodzie za piętnaście minut.
Zjawili się wszyscy. Pierwszym toastem, który został wzniesiony był: „za wolność Megan”.          Czułam się jakoś dziwnie. Znowu wolna. Poczułam się samotna. Dasz sobie radę! Jesteś silną kobietą! Nie poddasz się! – Pomyślałam. Wróciłam do swojego nazwiska i rzuciłam się w wir pracy, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Oczywiście zamki zostały powymieniane, a Harryego urażona duma, nie dała mu zadzwonić do nas, ani razu. W mediach huczało, przez dość krótki czas i sprawa przycichła.
Zbliżało się Boże Narodzenie. Wytłumaczyłam dzieciom, że tatuś nie będzie już z nami mieszkał, co bardzo źle przyjął Antoś, ale codzienna obecność chłopaków sprawiła, że jakoś pogodził się z tym faktem. Mama Harryego próbowała zaprosić nas do niej na Wigilię, ale kategorycznie powiedziałam NIE. Najchętniej bym gdzieś wyjechała do ciepłych krajów. Miałam dosyć wszystkiego. Byłam zmordowana, bo sklep oblegali klienci, którzy szukali prezentów pod choinkę. Miałam ochotę wszystko zamknąć i się wynieść. W takim stanie zastała mnie Gabriela, która wpadła pożyczyć trochę soli.
- Co jesteś taka zła? -  Zapytała.
 -  MAM DOSYĆ WSZYSTKIEGO! CHOLERA MNIE CISKA! NAJCHĘTNIEJ BYM WSZYSTKO RZUCIŁA I JECHAŁA DO CIEPŁYCH KRAJÓW! -  Wykrzyczałam.
 -  To jedź!
 -  MAM TEGO DOSYĆ! SZAŁU MOŻNA DOSTAĆ! Czekaj…. Co ty powiedziałaś? -  Dopiero do mnie dotarło, co powiedziała.
 -  Powiedziałam: „To jedź” -  zacytowała.
 -  No przecież nie mogę! Bo przecież ten cholerny sklep! Na co mi to było?!
 -  Halo… Uspokój się! Przecież wszyscy cię słyszą, tak wrzeszczysz!
Na potwierdzenie jej słów, ktoś zapukał.
 -  WLAZŁ! -  Wrzasnęłam.
Drzwi się otworzyły i wszedł Niall.
 -  Przepraszam, czy tu biją? -  Zapytał -  zostałem wydelegowany, by się dowiedzieć, co tu się dzieje -  zaczął się tłumaczyć.
 -  Przepraszam. Nerwy mi puściły.
 -  Wszystko na pewno w porządku? -  Zapytał.
 -  Lepiej idź stąd, bo Meg się zaczęła użalać nad sobą.
 -  Jak to?
 -  Chyba powinna gdzieś wyjechać.
 -  A gdzie chcesz pojechać? -  Zainteresował się Niall.
 -  Sama przecież nie pojadę! -  Krzyknęłam.
 -  A kto ci kazał jechać samej?!  -  Przekrzykiwała mnie Gabriela  -  weź Nialla i jedźcie!  -  Wymsknęło jej się.
Za chwilę byli nasze krzyki zwabiły wszystkich. Louis, w roboczych spodniach od malowania, oderwany przez Ellie, Liam w piżamie, Zayn w ręczniku, Dominika też… Danielle w ogrodniczkach, Jay był w trasie, więc go brakowało.
- Co tu się dzieje? -  Zapytał ze swoim stoickim spokojem Liam.
 -  Meg chce wyjechać -  odpowiedziała mu Gabriela.
 -  To o co ta awantura?
 -  Żadna awantura, puściły jej nerwy.
 -  To ona jest taka groźna? -  Zdziwił się Zayn.
 -  Megan, gryziesz? -  Zapytał Louis i wystawił swój paluszek w farbie. Rozwaliło mnie to, więc dostałam ataku śmiechu.
 -  Powinnaś po prostu wyjechać -  zdecydowała Ellie.
Zrobiło mi się głupio.
 -  Przepraszam za mój wybuch. Nie wiem, co mi się stało… myśl chyba o Bożym Narodzeniu doprowadziła mnie do takiego stanu.
 -  Słuchajcie, a może na Boże Narodzenie polecimy do Polski? -  Zaproponowała Dominika, trzymając się kurczowo ręcznika.
 -  Nie -  odpowiedziałam  -  do Polski nie chcę. Pojechałabym na Dominikanę, albo na Jamajkę…
 -  To jedź -  rzuciła Ellie  -  możesz wziąć ze sobą Nialla.
- Co wy tak z tym Niallem?!  -  Zaczęłam się zastanawiać.
 -  Ekhem, a czy ktoś mnie zapytał o zdanie?  -  Zapytał Niall.
 -  Przecież wiadomo, że ty się zgodzisz  -  powiedział swoim słodkim głosikiem Louis.
 -  A co nie zgodzisz się?! -  Zdziwiła się Doma.
 -  No… Nie wiem… Co na to… Megan  -  zaczął się jąkać.
 -  Dobra. Ja idę załatwić wam wyjazd, a wy się tu dogadujcie  -  powiedziała energicznie Ellie i wyszła.
 -  Halo?! Gdzie ty poszłaś?!  -  Zaczęliśmy z Niallem za nią krzyczeć, ale Eleanor zniknęła.
Niall rzucił się za nią.
 -  Czy da się tutaj napić kawy? -  Zapytał Lou.
Podreptałam do kuchni. Było mi głupio za mój wygłup. Wstawiłam pełny czajnik i wróciłam zapytać się, kto co pije. Dominika z Zaynem zniknęli, a Danielle stwierdziła:
 -  To ja też się napiję kawy.
Liam poprosił o mleko, bo w domu zabrakło, a Gabriela poprosiła o herbatę. Przyniosłam zamówienia i postawiłam je na stoliczku.
 -  Koleżanko, zaczynasz świrować  -  powiedziała Gabriela po polsku.
 -  Czy możecie nie rozmawiać po polsku w naszym towarzystwie? -  Powiedział Louis.
 -  Och przepraszam! Ale musiałam powiedzieć coś dosadnego -  rzuciła Gabriela.
-  Ale nie obrażałaś mnie? -  Spojrzał na nią spode łba.
 -  Nie, ciebie nie.
Drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Ellie.
 -  Wszystko załatwione! -  Rzuciła.
- Co załatwione? -  Zapytałam zdezorientowana.
 -  Twój wyjazd z Niallem -  powiedziała podekscytowana.
 -  Czyś ty na głowę upadła?! Jak mogę pojechać z Niallem?! A co z dziećmi?! -  Zdenerwowałam się.
- Coś załatwimy!  -  Powiedziała.
 -  Ja lecę do Polski, mogę zabrać dzieciaki  -  powiedziała nieśmiało Gabriela  -  kończy mi się paszport, a po za tym, Jay będzie w Warszawie, chcę mu zrobić niespodziankę. Mogę zawieść ich do twoich rodziców.
 -  Chwila, moment! Ja muszę się dowiedzieć, czy będą w Polsce -  rzuciłam.
 -  To dzwoń natychmiast! -  Zdecydowała Ellie.
 -  Nie mogę dzwonić!.
Złapała moją komórkę i wybrała numer.
 -  Halo? Tu Eleanor. Mamy problem… Jesteście w Polsce? Tak? A, to świetnie!
Stałam jak osłupiała i słuchałam, jak nawija Ellie.
 -  Chcemy wysłać Megan na wakacje. Nie, nic się nie dzieje. Wszystko w porządku  -  pogroziłam jej palcem  -  nie, jest w domu. Stoi naprzeciwko mnie i grozi mi palcem. Powiem szczerze… Załatwiłam wyjazd na Jamajkę i chciałabym, żeby ona tam pojechała. Wyjazd jest dwuosobowy. Jak to kto?! No nie ja. Nie, Louis też nie. Mam pytanie… Nie Zayn też nie. Czy Gabriela mogłaby przywieźć do was dzieciaki? Tak na Boże Narodzenie. Tak, właśnie o to chodzi. Tak, z Niallem… -  Eleanor przeszła do drugiego pokoju, więc nie słyszałam, co dalej nawijała.  Po pewnym czasie wróciła z bananem na twarzy i powiedziała:
 -  Wszystko załatwione. Możecie jechać.
- Co ty na to, Niall? -  Odchrząknęłam.
 -  Z tobą mogę jechać na koniec świata  -  rzucił Niall drapiąc się po głowie.
Louis zaczął się śmiać.
 -  I co? Mówiłem, że się na to zgodzi?!
-  Ale smutno będzie bez was -  powiedział Liam.
-  Ale jakie oszczędności w żarciu! -  Rzuciła Ellie.
Niall miał chęć się obrazić, ale o czymś pomyślał i się rozpogodził. W taki oto sposób moi przyjaciele postanowili urządzić mi wakacje i wypchnąć mnie chyba z domu.  W ostatnim momencie dowiedziałam się kiedy lecimy. Ellie nie chciała nic wcześniej zdradzić. Zawiozłam Gabrielę z dziećmi na lotnisko i zaczęłam się denerwować, czy da sobie radę.
 -  Nie martw się. Dam sobie radę -  mówiła bez przerwy.
 -   Mogła z tobą lecieć Dominika – zaczęłam panikować.
 -  Przecież sama latałaś z dziećmi, a co? Ja sobie nie poradzę? Najlepiej idź już sobie, bo dzieciaki zaczną zaraz płakać -  szepnęła mi do ucha.
Uspokoiłam się trochę.
 -  Pamiętaj, zadzwoń do mnie, jak dolecicie.
 -  Okej.
Wiedziałam, że na lotnisku w Warszawie będą czekali rodzice. Miałam wyrzuty sumienia, że wyprawiam dzieci do Warszawy, ale Gabriela wybiła mi je z głowy. Wyściskałam dzieci, powiedziałam, że mają pilnować cioci Gabi, bo może się zgubić i przeszli przez kontrolę celną. Pomachali mi i tyle ich widziałam.
Dominika stwierdziła:
 -  No to jedziemy do domu… Albo nie, na zakupy. Musimy ci kupić kilka rzeczy.
- Co ci się stało?! -  Zdziwiłam się.
 -  Zaczynasz nowe życie. Musisz mieć nowe ciuchy.
 -  Chyba za często przebywasz z Eleanor -  powiedziałam do niej.
 -  Nie -  odpowiedziała krótko -  jedziemy -   nacisnęła pedał gazu.
Podjechała pod bardzo elegancki sklep. Okazało się, że jest to Victoria Secret
 -  Czyś ty na głowę upadła?! Będę w takim drogim sklepie kupować!?
 -  Nie rób z siebie żebraczki! Przecież jesteś prawie milionerką!
Oczywiście stałyśmy pod sklepem i kłóciłyśmy się po polsku. Ekspedientki co raz bardziej zaczęły nam się  przyglądać.
 -  Wchodź już, bo ludzie się gapią -  warknęła Doma.
Zorientowałam się, że rzeczywiście ekspedientki gapiły się na nas co raz bardziej.
 -  Właź bez marudzenia i masz zrobić duże zakupy.
 -  Nie wygłupiaj się!
Pchnęła drzwi do sklepu i weszła ciągnąc mnie energicznie za sobą.
 -  Dzień dobry. Moja przyjaciółka przyjechała z Polski i potrzebuje trochę rzeczy. Gdzieś jej zginął bagaż… Tak, wszystko. Nic nie ma! Tylko to, co ma na sobie!
Warknęłam.
 -  Nie, nie mówi po angielsku…
Myślałam, że ją zabiję…
 -  Siedź cicho -  powiedziała do mnie.
 -  No przecież widzę, co tu się dzieje, co tu wyprawiasz. Nie wygłupiaj się!
 -  Nie wygłupiam się.
Zaproszono nas na zaplecze. Okazało się, że była tam sala dla VIP’ ów. Ekspedientki uwijały się, jak     w ukropie. Przynosiły różne ciuchy, a ja musiałam je wszystkie mierzyć. Zaczęło mi się to podobać. Myślałam nad zemstą nad Dominiką, ale stwierdziłam że zrobię to później. Obwieszone różnymi torbami i paczkami, wyszłyśmy ze sklepu. Okazało się, że całą garderobę mam nową. Dominika była dumna z siebie.
 -  Ja się jeszcze z tobą policzę -  powiedziałam.
 -  Przestań. To dla twojego dobra.
 -  O czym ty mówisz? Przecież ja mam całą szafę ubrań! -  Zdenerwowałam.
 -  Ubrań ze wspomnieniami  -  prawie wykrzyczała  -  weźmiesz to wyrzucisz. Możesz oddać do domu starców, albo gdzie…
 -  Myślisz, że w domu starców, będą takie coś nosić?
 -  Nie wiem. To oddaj do przytułku. Na pewno ktoś będzie szczęśliwy.
 -  Biżuterii nie wyrzucę -  od razu zapowiedziałam.
 -  Tego ci nie każę, ale ciuchy tak -  rzuciła wkładając paczki do samochodu -  uwierz mi. Parę związków przeżyłam i wiem, jak to się robi. Nie stać cię na rozczulanie się nad sobą!
- Ale ja się nie rozczulam!
 -  A co to było dziś rano?!
 -  No troszkę mnie poniosło…
 -  To żeby cię nie ponosiło, idziemy do twojej szafy i wyrzucamy wszystko -  zdenerwowała się -  dawno powinnaś to zrobić! -  Wkurzyła się Dominika.
 -  Jaka ty bojowa się zrobiłaś! -  Rzuciłam wsiadając do auta.
 -  Bo mam dosyć patrzenia na twoje cierpienie! Musiałam coś zrobić. Teraz chcę widzieć twoją roześmianą buzię.
W bojowym nastroju dojechała do domu na Wiśniową.
 -  Idziemy do ciebie. Przypilnuję cię. Nie myśl sobie… Jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.
-  Ale… Tam są naprawdę ładne i dobre rzeczy…
 -  Nie ma żadnego ale…
 -  No..
 -  „No” też nie.
 -  Może…
 -   „Może” też nie -  mówiła wchodząc po schodach. Otworzyła drzwi do mojego pokoju i weszła tam  -  halo?! Wchodzisz, czy nie? Robisz to? Czy ja mam to zrobić?
Zrezygnowana weszłam do pokoju.
 -  Wiesz co? Jesteś straszna.
 -  Wiem  -  otworzyła szafę.
 -  Jezus! Maria! Ile rzeczy- Cofnęła się -  ty… ty w tym wszystkim chodziłaś?!
 -  No, nie we wszystkim…
 -  To odkładaj wszystko, co sobie sama kupiłaś, a nie wiadoma osoba.
Podeszłam niechętnie do szafy i zaczęłam się zastanawiać, co mam z niej wyrzucić. Dominika mnie obserwowała i w pewnym momencie zaczęła wyciągać ubranie i wyrzucać.
 -  No czekaj, czekaj nie! Poczekaj! To sobie przywiozłam z Polski!
- Ale w tym chodziłaś, jak był Harry?
 -  No… tak.
 -  To, to się nadaje do wyrzucenia. Terapia wstrząsowa.
Za chwilę na podłodze leżał duży stos ubrań.
 -  To dostałam od Ellie…
 -  Zostaw to  -  warknęła.
 -  Mam już dosyć!
 -  Zaraz wszystko spakujemy i wywieziemy.
 -  Gdzie?!
 -  Na śmietnik… dobrze.. Zabiorę do siebie i wystawię na allegro.
W szafie zawisły rzeczy, które zakupiłyśmy dzisiaj  w sklepie.
 -  Dobra  -  powiedziała Dominika  -  jesteś już gotowa.
 -  Na co?! -  Zdziwiłam się.
 -  Na nowy związek -  uśmiechnęła się łobuzersko.
 -  Czyś ty na głowę upadła?!
 -  Przecież wiadomo, że Niall do ciebie miętę czuje od bardzo, bardzo dawna  -  wypaliła.
- Co wy mnie tak z tym Niallem swatacie?! -  Zaczęłam się głowić.
 -  Nie zastanawiaj się. Jedź na wakacje. Może coś z tego będzie.
Popukałam się trochę w głowę.
 -  Wiesz, co? Chyba upadłaś na głowę.
 -  Pogadamy, jak wrócisz. Może mi jeszcze podziękujesz.
- Ale się z ciebie swatka zrobiła! -  Rzuciłam zamykając szafę.
Wrzuciłyśmy ciuchy do toreb i zniosłyśmy na dół.
 - Poczekaj, muszę zadzwonić do Zayna, żeby przyszedł. Halo? To ja kotku. Czy możesz przyjść do Megan? Tak, ubierz się. Jesteś potrzebny. Przeniesiemy parę rzeczy. Nie, Meg się do nas nie przeprowadza, chociaż może to tak wyglądać, no ale mniejsza z tym. Popatrzyła na mnie krytycznie.
 -  Idź się przebierz.
 -  Jak to mam się przebrać?!
 -  W tych ciuchach nie będziesz już chodzić.
 -  Ty despotko! -  Powiedziałam. Widziałam z jej miny, że mi nie odpuści… Była w bojowym nastroju, więc nie chciałam z nią zadzierać. Potulnie podreptałam na górę i przebrałam się. Gdy zeszłam na dół, Dominika popatrzyła na mnie i  uśmiechnęła się.
 -  Wyglądasz dużo lepiej -  skomentowała -  a gdzie są tamte ciuchy?
 -  Zostawiłam na górze.
 -  To przynieś je. Zabiorę je również.
 -  Ale…
 -  Żadnych „ale”!
W nowych rzeczach czułam się faktycznie dobrze. Po krótkim czasie przyszedł Zayn.
 -  Zabierz te paczki do nas  -  rozkazała Dominika.
- Co tak dużo tego?
 -  Nie dyskutuj, tylko zanoś!
- Co ty w takim bojowym nastroju?
 -  A mnie się pytasz?!  -  Rzuciłam.
 -  No przecież ty byłaś z nią cały czas.
 -  Nie wiem, co to. Możliwe, że to jest jakiś odwet, tylko nie wiem za co i na kim..
Zayn zaczął wynosić paczki. Sporo jeszcze tego zostało, więc Dominika stała nad nimi i pilnowała, żebym czegoś nie zabrała. Gdy Zayn wracał trzeci raz z siatkami, do ich domu, drzwi do domu Nialla się otworzyły.
- Co wy robicie? -  Zapytał zaniepokojony.
 -  Meg się do nas przenosi -  zażartował Zayn.
- Co?!  -  Zdenerwował się Niall i czym prędzej przyszedł do nas  -  dlaczego przenosisz się do Dominiki i Zayna?
- Co?! Nie, nie przenoszę się -  rzuciłam zdezorientowana.
 -  Zayn mi powiedział…
 -  To cię wkręcił.
 -  Jak ty ładnie wyglądasz  -  zauważył.
 -  Odnowiłyśmy szafę Megan -  sprostowała Doma.
 -  Bardzo korzystnie -  zaczął oglądać mnie z wszystkich stron.
 -  Przepraszam, czy ja jestem jakąś lalką, którą się ogląda? -  Zdenerwowałam się.
 - Ale z ciebie laska się zrobiła -  stwierdził.
Doma zachichotała pod nosem.
 -  Widzisz, tego ci trzeba było -  powiedziała do mnie.
Ktoś zapukał  do drzwi.
- Co się u was wyprawia?! Zayn lata z torbami w te i we w te…
 -  Odnawiamy garderobę.
 -  Jak ty ładnie wyglądasz! Gdzieś to kupiłaś?! Ja też chcę mieć coś takiego! -  Rzuciła Ellie.
 -  I co? Będziecie wyglądać, jak bliźniaczki?  -  Zakpiła Doma  -  wybij to sobie z głowy. Wysyłasz Megan na wczasy, to musi mieć nowe ciuchy, a jeszcze w towarzystwie mężczyzny…
 -  Niall to nie mężczyzna  -  rzuciła szybko Ellie.
 -  Ekhem…. Ja tutaj jestem  -  obruszył się Niall.
 -  No, dobrze. Jest z ciebie kawał chłopa – przyznała  -  nawet, jak spojrzeć, to niezłe z ciebie ciacho, ale wolę Louisa.
- Co o mnie gadacie? Fiu, fiu, fiu… co to za piękność tu stoi? Skąd ją wytrzasnęłyście? -  Powiedział Louis.
 -  Ty zdaje się, że jesteś zajęty… to impreza dla wolnych…
 -  A co tu przepraszam robi moja żona?
 -  Pytaj mnie, a ja ciebie -  rzuciłam.
 -  Wpadła coś pożyczyć.
 -  A czego jej zabrakło?
 -  LOUIS, zamknij się! -  Warknęła Ellie -  jeżeli to jest impreza dla wolnych, to wychodzimy  -  wypchnęła go przez drzwi.
 -  Kobieta mnie bije! -  Usłyszeliśmy za nim zamknęły się drzwi.
 -  To co robimy z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? -  Zapytał Zayn, który zdążył wrócić po następne torby.
 -  Zayn, my idziemy, bo mamy misję do wykonania.
 -  Jaką misję?
 -   Wytłumaczę ci wszystko w domu  -  i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, drzwi zamknęły się za nimi.
 -  Jesteś głodny? -  Zapytałam.
 -  No… coś bym wrzucił -  uśmiechnął się.
 -  To idę do kuchni.
 -  A mogę z tobą?
 -  Chodź.
 -  Już się cieszę na nasz wyjazd  -  rzucił Niall  -  zostałaś całkowicie odmieniona.
 -  No może nie całkowicie, ale trochę.
 -  Świetnie ci w tym nowym ubraniu  -  powiedział Niall.
 -  Dziękuję, dziękuję. Dzięki Bogu mogłam sama wybrać -  mruknęłam pod nosem.
- Co mówiłaś?
 -  Nic. Tak do siebie.
Przygotowałam kolację i postawiłam ją na stole, lecz po ilości którą zjadł Niall, stwierdziłam że chyba jest chory.
 -  Niall, czy ty jesteś chory? -  Zapytałam.
 -  A dlaczego pytasz?
 -  No bo zjadłeś strasznie mało.
 -  Nie… jakoś nie jestem głodny  -  wykręcił się od odpowiedzi  -  wybacz, ale nie mogę się na ciebie napatrzeć, tak ci dobrze w tym stroju.
 -  To co? Straciłeś apetyt na mój widok? -  Zakpiłam sobie -  to się zastanów, czy chcesz jechać, bo jeszcze umrzesz z głodu…
Niall rzeczywiście nie zjadł dużo, więc zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę nie jest chory. Szybko stosunkowo wyszedł. Gdy poszedł postanowiłam, że pójdę spać. Weszłam jeszcze na Skype, zobaczyć czy nie ma tam Gabi, ale nie była widoczna. Zadzwoniłam jeszcze do mamy, ale Mały Joe powiedział, że pojechała na lotnisko.
 -  Już?! -  Zdziwiłam się.
Policzyłam czas i doszłam do wniosku, że Gabriela faktycznie niebawem będzie lądowała, o ile już tego nie robiła. Postanowiłam, że zaczekam na telefon.
Rzeczywiście po pół godzinie, zadzwoniła komórka, więc szybko weszłam na Skype.
 -  Jesteśmy już w domu, dzieciaki ci chciały coś powiedzieć.
 -  Mamusiu! Toni pilotował samolot i ja też! -  Usłyszałam Darcy.
 -  I co? Jak było?
 -  Supel! -  Powiedział Antoś.
 -  To bardzo się cieszę, a ciocia Gabi się nie zgubiła?
 -  Nie.
 -  A byliście grzeczni?
 -  Tak!
W okienku pojawiła się Gabriela.
 -  Wszystko okej. Prawie nie odczułam, że lecę z dwójką dzieci. Stewardessy pomogły mi we wszystkim.  Muszę kończyć, bo Mały Joe czeka z kolacją.
 -  Okej, to ucałuj wszystkich ode mnie i życzę miłej kolacji.
 -  Dzięki!  -  Gabi się rozłączyła.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam… Na następny dzień rano, gdy się obudziłam usłyszałam, że coś się dzieje na dole. Zerwałam się na równe nogi i pierwsza myśl, jaka mi przyszła: BOŻE CZY TO HARRY?!        O mało się nie wywaliłam na schodach. Gdy zbiegłam na dół. Na stole stało śniadanie i usłyszałam jakieś odgłosy dochodzące z kuchni.
 -  Przepraszam, kto tu jest? -  Zapytałam.
Coś spadło. Z kuchni dobiegło mnie przekleństwo po polsku, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło.
 -  Dominika? Co ty tu robisz? -  Zapytałam.
 -  Pomyślałam sobie, że zjemy razem śniadanie, bo ty taka przyzwyczajona jesteś, że zawsze z kimś jesz, więc postanowiłam przyrządzić coś na śniadanie, ale wiesz, jak to nie we własnej kuchni… Nic nie mogę znaleźć.  Jesteś sama?
 -  Tak, a dlaczego pytasz? Kto miałby być?
 -  Nie, nic bo myślałam, że wiesz… Zostawiłam cię z Niallem…
 -  No wiesz co?! Co ty mnie tak swatasz?!
 -  Pora najwyższa zapomnieć o starych dziejach!
Chciałam coś powiedzieć, ale ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć.
 -  Słuchaj, pomyślałem sobie, że zjemy razem śniadanie, bo ty tak przyzwyczajona jesteś, bo zawsze     z kimś jesz, więc postanowiłem przyrządzić coś na śniadanie i przyniosłem… -  rzucił Niall. Nagle rozległ się przeraźliwy łomot z kuchni.
 -  Hmm… ktoś jest u ciebie?! -  Zdziwił się.
 -  Tak, Dominika przyszła w tym samym celu  -  wydusiłam z siebie.
 -  To może ja pójdę.
 -  Nie! Już wchodź. Miło z twojej strony!
Gdy kończyliśmy jeść, ktoś znów zapukał do drzwi.
 -  Ciekawa jestem, czy ktoś znowu przyszedł ze śniadaniem -  powiedziałam wdzięcznie wstając od stołu. Poszłam otworzyć. Była to Ellie…
 -  O! Ładna piżamka, cześć! Właśnie przyszły bilety! Lecicie jutro!
- Co?!
 -  O, widzę, że nie jesteś sama. Myślałam, że wypijemy kawę.
 -  Wchodź -  wprowadziłam Ellie do salonu -  przyniosłam coś słodkiego, ale widzę że muszę iść po więcej. Zaraz wrócę.
 -  Czy dla Louisa też mam robić kawę?
 -  Nie Lou zostanie z dziećmi.
Nie zamykając  na klamkę przymknęłam drzwi. Po pewnym czasie przy moim stole siedzieli już wszyscy…
Doszłam do wniosku, po raz kolejny, że mam niezastąpionych przyjaciół. Eleanor zaczęła nawijać na temat naszego wyjazdu…
 -  No więc lecicie jutro na Jamajkę. Macie załatwiony pięciogwiazdkowy hotel  -  o mało się nie udławiłam  -  należy wam się to! Macie ful wypas i macie się bawić świetnie! Zastanawiałam się nad jednym pokojem, ale wzięłam dwa… Musicie się spakować. Jeszcze macie dziś, żeby kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Olejek mam nadzieję, że macie -  powiedziała.
 -  ojej Ja nie mam -  zorientowałam się.
 -  To jedźcie razem. Zaoszczędzicie na benzynie  -  rzucił Liam.
 -  Może wam pomóc w zakupach?  -  Rzuciła bez namysłu Ellie. Louis ją szturchnął, więc spuściła głowę   -  Zapomniałam, że mam coś do załatwienia -  powiedziała.

Po krótkim czasie wyszli z Louisem. Zaczęłam się dusić ze śmiechu. Sytuacja zaczęła mnie bawić. Wszyscy na siłę chcieli nas zeswatać, ale postanowiłam dobrze się bawić. Wybrałyśmy się jeszcze        z Dominiką na uzupełniające zakupy, co było zagrożeniem dla mojego portfela… Jednak z całą przyjemnością wydałam jeszcze parę dolarów. Wieczorem zostałam spakowana. Na następny dzień rano, zostaliśmy z Niallem odwiezieni na lotnisko. Wszyscy nas wycałowali i życzyli miłej zabawy, po czym zostaliśmy sami.
_________________________________

Więc tak... Chciałam na początek podziękować wszystkim osobom, które komentowały. Bardzo Wam dziękuje i macie u mnie naprawdę wielkiego plusa :) 
Pozostałym czytelniczkom również chciałam podziękować za to, że czytacie/ czytałyście bloga. Nie mogę wciąż uwierzyć, że stuknęły mi dwa lata odkąd wrzuciłam pierwszy wpis, jednak z przykrością chcę stwierdzić, że opowiadanie zbliża się ku końcowi. Przyczyniła się do tego mała ilość komentarzy, mimo że wejść jest dość sporo. Prosiłam Was, jednak działało to w jedną stronę. Czy jest mi przykro? Tak, ale kogo to obchodzi... Macie (oczywiście nie wszystkim. Te osoby wiedzą, o co chodzi) wszystko gdzieś. Taki jeden marny komentarz serio motywuje, jednak jak widać nie stać was nawet na to. Po prostu nie ma sensu prowadzić dłużej tego opowiadania,bo mam wrażenie jakbym pisała tylko dla siebie. 
                                                                                                        ~Meg

8 komentarzy:

  1. mmmm czyżby coś zaziało sie miedzy Niallem a Meg na Jamajce?? Zovaczymy! szkoda że koniec bloga zaraz ale i tak dziękuje ci za yle świetnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy :3 w sumie to rozważam... ale nie jestem pewna na 100%... Możliwe, że powstanie część II :)

      Też Cię ubóstwiam <3 i dziękuje, że komentujesz :*

      Usuń
  2. Jezusku ja tak myślałam że uda się meg i harremu. Tworzyli taką cudowną parę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a widzisz... Lubię zaskakiwać :) Mam nadzieję, że przez to, że się rozstali nie przestaniesz czytać :) xx

      Usuń
  3. Miłość wisi w powietrzu. Niall pewnie nie był głodny bo się zakochał. Szkoda że Meg i Harremu nie wyszło. Okazał się tępą dzidą. Haha ;) Ciekawe co wydarzy się na Jamajce. Szkoda ze to już końcówka opowiadania. Mam nadzieje że jak zakończy ten zaczniesz pisać nowy. Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwaliłaś mnie tym o Niallu ahaha, ale to prawda xD Chciałam się pozbyć wizerunku Hazzy "Pana idealnego" :)
      Dzięki Tobie zastanawiam się czy nie utworzyć II części... Jak wspomniałam w komentarzu wyżej... To jest dobry pomysł...

      Usuń
  4. Super rozdział jak zwykle :)
    Jedno z lepszych opowiadań które czytam :)
    Mogłoby się pojawiać więcej wątków z Dracy i Tosiem, ale to twoje opowiadanie :)
    Mam nadzieje ze będzie druga część :)
    Przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam, ale byłam w szpitalu i nie miałam jak :/
    pozdrawiam Ola :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mogę uszczęśliwiać moje najlepsze czytelniczki xx bo fakt,faktem, że uwielbiam patrzeć jak ktoś się uśmiecha, a komentarz w sumie jest, jak uśmiech. Wyrażasz w nim swoje emocje, a ja jedynie mogę to sobie wyobrazić. Mam nadzieję, że sprawy z Twoim zdrowiem ułożą się i wrócisz do pełni zdrowia :) xx Pewnie, że rozumiem! A przy okazji, zapraszam na nowy rozdział xx

      Usuń