Rano o dziesiątej Geoffrey czekał na nas w holu.
- Zawiozę was do Euro Disneylandu - powiedział.
- A masz dzisiaj wolne? - zapytałam.
- Tak. Dzisiaj mam szczęśliwie dzień wolny.
- To może pojedziesz z nami? - zaproponowałam.
- Bardzo chętnie - odpowiedział.
Wsiedliśmy w metro i jechaliśmy około godziny. Wysiedliśmy na przystanku EURODISNEYLAND. Wyszliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy szklane tunele, w których były ruchome platformy. Dojechaliśmy do wejścia. Kupiliśmy bilety i ustawiliśmy się w kolejce do wejścia.
Strażnicy odbierali bilety i stemplowali ręce. Na ręku miałam Myszkę Mickey.
- Super!- krzyknął Harry.
Liam był w siódmym niebie. Geoffrey wytłumaczył nam, że możemy wsiąść w każdym momencie w kolejkę, która jeździ wokół całego Euro Disneylandu i na każdej stacji można wysiąść i bawić się świetnie.
- To od czego zaczynamy? - zapytał Geff.
- My chcemy na wszystko!!!- krzyknął Liam.
Geoffrey się uśmiechnął i powiedział:
- To idziemy teraz prosto.
Szliśmy aleją, na której odbywa się parada postaci Disneya. Po obydwu stronach ulicy były domki z dzikiego zachodu, w których mieściły się restauracje, kawiarnie oraz sklepy z gadżetami Disneya.
Na wprost nas, na końcu alei stał zamek Disneya. Była to część przeznaczona dla najmłodszych.
- Ale SUPER!- krzyknął Harry - Idziemy na karuzelę?
Przejechaliśmy się we filiżankach i stwierdziliśmy, że wystarczy w tej części. Wsiedliśmy w pociąg i wysiedliśmy na WESTERN STACION. Przenieśliśmy się na dziki zachód. Zobaczyliśmy statek piracki, a chłopcy pognali do niego. Ze statku dobiegały dziwne dźwięki. Wrzaski, piski, zgrzyty, więc stwierdziłyśmy, że poczekamy na chłopców. Ewelina pobiegła z Niallem, a my zostałyśmy w pięć.
Obok stał zamek duchów.
- Kto idzie do pałacu duchów? - zapytała Ellie.
- No chyba wszyscy. Chłopaki na pewno - powiedziała Danielle.
Po dwudziestu minutach przyszli zachwyceni chłopcy.
- Żałujcie, że nie byłyście z nami! - krzyczeli z daleka.
- Idziecie do pałacu duchów?
- NO PEWNIE! - odpowiedzieli jednocześnie.
Stanęliśmy w kolejce parami. Wsadzali nas do wagoników po dwie osoby. Wsiedliśmy do wagoniku z Harrym. Objął mnie ręką i odjechaliśmy. Wjechaliśmy przez jakąś pajęczynę do ciemnego pokoju. Gdy kotara za nami opadła wyskoczył po mojej stronie zombie i prawie się na mnie rzucił. Wrzasnęłam straszliwie i zamknęłam oczy. Harry przytulił mnie mocniej do siebie. Światło zgasło. Na Harryego coś spadło. Okazało się, że była to siatka z jakimiś trupimi główkami. Przejechaliśmy do następnego pokoiku. Czekały na nas mumie, które nas dotykały. Miały bardzo zimne twarze i ręce. Harry wrzasnął jak dziewczynka i zaczął się rzucać. Coraz bardziej zaplątywał się w siatkę. Za sobą słyszałam krzyk Ellie, ale musiałam ratować Hazzę. Przed nami pojawiła się postać z kosą. Zaczęła rozcinać siatkę. Byliśmy ciężko przerażeni.
- Ja już mam tego dosyć…- powiedział Harry.
- To nawet nie połowa - odezwał się jakiś głos.
Z głośników usłyszeliśmy metaliczne brzęczenie. Wjechaliśmy do sali tortur. Wisiały tam różne kajdany. Stały gilotyny. Przez jedną gilotynę musieliśmy przejechać. Wyglądała tak jakby miała nam spaść na głowę. Gdy dojeżdżaliśmy do niej, zaczęła się kiwać. Pojawił się kat i odciął sznurek… gilotyna zaczęła spadać. Wrzasnęliśmy razem. Dzięki Bogu spadła za nami. Tego typu rozrywki mieliśmy do końca pałacu duchów. Wyjechałam z miną strasznie wystraszoną. Fotograf zrobił nam zdjęcie, po czym dał je nam. Jak doszłam już trochę do siebie i zobaczyłam je, to dostałam ataku śmiechu. Harryemu stały włosy na głowie, ja byłam wtulona w Hazzę z ciężko przerażoną miną.
Następni wyjechali Eleanor i Louis. Przyglądaliśmy się ich minom i wybuchliśmy śmiechem. Dostali oczywiście zdjęcie i przyszli do nas.
- To było straszne! - krzyknął Lou - Nie wiecie, gdzie jest toaleta?
- Nie. Masz mokro w majtach? - spytał Harry.
- Nawet szelki mam mokre. Dają tutaj gdzieś zapasowe majtki? – zapytał Louis.
Reszta wyjechała w podobnych nastrojach.
- No to teraz dla ukojenia nerwów, tu są jakieś łódki.
Znowu wsiadaliśmy po dwie osoby. Wsiedliśmy do łódki i odpłynęliśmy w jakiś tunel. Płynęliśmy jakąś jaskinią. Faktycznie można było troszkę odsapnąć, po poprzednich przeżyciach. Wtuliłam się w Harryego, a on mnie pocałował. Prąd nas przesuwał po różnych jaskiniach i w pewnym momencie usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Jakby wodospad? Jezus Maria! Czy my mamy płynąć po wodospadzie tą łódeczką? - pomyślałam.
Okazało się, że wypłynęliśmy na dwór i nasza łódka popłynęła gwałtownie w dół po wodospadzie. Harry zrobił się blady. Gdy wylądowaliśmy na dole w jeziorku, woda rozprysła się na boki i ludzie, którzy przyglądali się, byli cali mokrzy. O dziwo my byliśmy susi. Było naprawdę super! Gdy wysiedliśmy z łódki, odciągnęłam Hazzę od jeziorka i staliśmy z dala obserwując, jak to wygląda z dołu.
- Harry, może byśmy zaprosili Geff’a na ślub? - zapytałam.
- Nie zły pomysł. Fajny z niego gość - odparł.
Podeszliśmy do jakiegoś budynku, który się okazał kolejką górską. Wiedziałam, że Harry będzie się denerwował, więc powiedziałam:
- Ja nie jadę. Ja tu zostaję.
Zobaczyłam w oczach Harryego wdzięczność.
- A co, ty nie lubisz kolejek? - zapytał Niall.
- Nie znoszę! - skłamałam.
Geoffrey został z nami, bo też nie lubił kolejek górskich. Chciało mi się bardzo pić, więc poprosiłam Hazzę, by poszedł do budki i kupił mi coś do picia.
- Powiedz mi, skąd ja znam tych chłopaków? - zapytał Geff.
- To One Direction.
- Nie gadaj! Naprawdę? Faktycznie! To oni. Cały czas zastanawiałem się, skąd ich znam. Muszę to powiedzieć mojej dziewczynie. Jest ich wielką fanką. Prowadzi nawet ich francuską stronę! - powiedział. Nogi się pode mną ugięły.
- Geoffrey, mam do ciebie wielką prośbę. Nic jej nie mów i najlepiej nikomu nie mów, że oni tu byli i że mają dziewczyny.
W tym momencie podszedł Hazza z napojami.
- Masz Geff. Wziąłem ci colę.
Przypomniałam sobie, że mam w plecaku zaproszenie na ślub. Znalazłam je poprzedniego wieczora. Wyciągnęłam je i powiedziałam:
- Geoffrey, mamy zaszczyt cię zaprosić na nasz ślub, który odbędzie się w Warszawie, 31 lipca. Będziemy zaszczyceni, gdy będziesz na nim. Mamy tylko problem, bo nie chcemy, by wiadomość o ślubie się rozeszła wśród fanów i mediów. Hotel w Warszawie jest załatwiony, więc tym się nie przejmuj, a z Paryża będzie odlatywać wyczarterowany samolot specjalnie dla naszych gości. To jak, pojawisz się?
- Z przyjemnością!- powiedział Geff z uśmiechem na twarzy.
- Nie zdziw się, ale ślub będzie wszystkich naszych par.
- Jak to?!- zapytał zszokowany.
Harry się zaczął śmiać.
- No tak. Bierzemy ślub wszyscy. Prawie. Ellie z Louisem, Danielle z Liamem, moja mama z Michałem i ja z Harrym - powiedziałam.
- Ale fajowo!- krzyknął Geff.
Kiedy następni dotarli, okazało się że wszyscy wpadli na ten sam pomysł i Geoffrey stał wzruszony z czterema zaproszeniami. Do końca dnia, bawiliśmy się wspaniale. Uczestniczyliśmy w paradzie postaci Disneya. Liam pstrykał zdjęcia jak szalony. Kazał sobie zrobić zdjęcie z Myszką Mini i Myszką Mickey oraz z Królewną Śnieżką. Harry też koniecznie chciał. Zrobił sobie zdjęcie z Goofim, Plutem i Myszką Mickey.
Niestety pobyt w Paryżu dobiegał końca. O 23.45 mieliśmy odlecieć do Warszawy. Pojechaliśmy do hotelu, spakowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Wszyscy byli pełni wrażeń, ale też byli bardzo zmęczeni. Większość po zajęciu miejsc w samolocie spała. Harry zdążył zasnąć przed startem i nawet nie odczuł bólu w bębenkach. W Warszawie mieliśmy być o drugiej w nocy. Obudził mnie ból bębenków. Leżałam na kolanach Harryego, który smacznie spał. Gdy wylądowaliśmy obudziłam Hazzę.
- Wysiadamy!- powiedziałam.
- Już?
- Tak. Już jesteśmy na ziemi - odpowiedziałam na jego pytanie. Zaczęliśmy zabierać swoje rzeczy i wysiadać z samolotu. Na lotnisku czekał na nas Duży Bo, który zawiózł nas do domu. W samochodzie nawet nikt się nie odezwał. Po dwóch zarwanych nocach i tylu wrażeniach byliśmy strasznie zmordowani.
- Jutro śpimy do oporu - powiedział Harry.
- Czyli do wieczora? - zapytał Lou.
- Trzeba powiedzieć Małemu Joe, że będzie robił śniadanie na raty, czyli gdy kto wstanie.
Rozeszliśmy się po pokojach. Kasia z Eweliną i Arturem pojechali swoim samochodem do domu. Zasnęłam bardzo szybko i niestety przyśnił mi się pałac duchów. Musiałam chyba krzyczeć przez sen, bo poczułam, że ktoś mnie przytula. Usłyszałam:
- Uspokój się. Coś ci się chyba złego przyśniło - powiedział łagodnie Harry.
Opowiedziałam, co mi się przyśniło. Przytulił mnie mocno i zaczął kołysać do snu. Zaczął mi śpiewać „More Than This”. Powoli się uspokajałam w jego ramionach. Następnego dnia obudziłam się o wpół do pierwszej. Harry chrapał w najlepsze. Poszłam do łazienki. Nawet nie była zajęta. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Harry nadal spał. Rzeczywiście lubił spać. Postanowiłam go nie budzić i zeszłam na dół.
Mieliśmy załatwione listy prezentów w Złotych Tarasach. Zadzwoniła moja komórka. Z kuchni wyjrzał Mały Joe.
- Halo? - powiedziałam do słuchawki i weszłam do jadalni. W telefonie usłyszałam głos Dominiki.
- Witaj Megan! - powiedziała - Jak tam przygotowania do ślubu?
- A świetnie! Dzisiaj w nocy wróciliśmy z Paryża.
- A co tam robiliście? - zapytała zaciekawiona.
- Macie wolne?
- Dla ciebie zawsze - usłyszałam w słuchawce.
- To słuchaj. Umówmy się w Złotych Tarasach w Empiku na pierwszym piętrze przy wejściu. Muszę zrobić jeszcze parę zakupów. Pomożecie mi wybrać prezenty.
- Super! O której godzinie?
- Hmm…. Może za godzinę?
- Jasne. Za godzinę przy Empiku. Nie mogę się doczekać. Gabriela pewnie też.
- To do zobaczenia - rozłączyłam się i usiadłam przy stole. Czekało na mnie już śniadanie. Mały Joe przyniósł jeszcze kawę i zapytał:
- Jak tam było w Paryżu?
- Świetnie. Trochę za krótko, ale udało nam się wszystko załatwić, co jest najważniejsze - odpowiedziałam. Porozmawiałam z nim przez chwilę.
- Ale proszę jeść - powiedział.
- Czy ktoś już wstał? - spytałam zaciekawiona.
- Jesteś pierwsza.
Zjadłam śniadanie i dopiłam kawę. Niestety nikt nie zszedł z góry. Przeszłam do salonu, gdzie leżał notes. Wyrwałam z niego kartkę i napisałam:
Poszłam kupić prezenty ślubne dla pozostałych par.
Spałeś tak słodko, że nie chciałam cię budzić.
Spotykam się z moimi przyjaciółkami, więc nie martw się o mnie.
Kocham Cię
Megan xxx.
Pobiegłam na górę i położyłam karteczkę w widocznym miejscu. Poszłam do łazienki się umalować. Odcisnęłam na lustrze buziaka i zbiegłam na dół. Wsiadłam za kierownicę i ruszyłam w stronę centrum. Na szczęście obyło się bez korków i dojechałam stosunkowo szybko. Zaparkowałam na parkingu i wjechałam schodami do Empiku. Na parterze przykuła moją uwagę gazeta „PARTY”, na której widniało zdjęcie chłopaków. Złapałam ją i zaczęłam przeglądać. Dzięki Bogu artykuł był na temat nowego teledysku, ale postanowiłam kupić tą gazetę, żeby zobaczyć, czy jest coś więcej. Wjechałam windą na pierwsze piętro. Zapłaciłam za gazetę i rozejrzałam się za dziewczynami. Do spotkania miałam jeszcze pół godziny. Postanowiłam sprawdzić w „Duka” listę zakupów ślubnych pozostałych par. Na liście Dan i Liama większość prezentów była już kupiona. Została zastawa stołowa na dwadzieścia cztery osoby. Zdecydowałam, że kupię tą zastawę. Zapłaciłam i poprosiłam o dostawę prezentu do domu. Wróciłam pod Empik. Dziewczyny już czekały. Przywitałyśmy się i zaprosiłam je do kawiarni. Usiadłyśmy przy stoliku i zaczęłyśmy sobie wszystko opowiadać. Nie widziałam ich bardzo dawno. Wyjechały do Indii na dwa lata, ale wreszcie udało mi się je złapać w Polsce. Były moimi najlepszymi przyjaciółkami od przedszkola.
- No to opowiadaj! - powiedziała Gabriela.
Opowiedziałam im praktycznie wszystko. Od momentu poznania Harryego i reszty kończąc na przygotowaniach do ślubu.
- Jak widzę, świetnie ci się układa - powiedziała Dominika.
- Och. Nie przesadzaj. Media, to faktycznie straszna rzecz. Nie dadzą ci żyć, dlatego staramy się ich unikać…, ale wam, też się świetnie powodzi.
- Wiesz. Właśnie dlatego nie oglądamy telewizji, a jeśli już musimy to robimy to bardzo rzadko. Odkąd Martin kupił hotel w Indiach, to bywamy tam często, a ostatnio nawet bardzo.
- Ale na ślubie będziecie? - zapytałam z lekką obawą.
- No jasne. Trudno, żeby nas zabrakło - powiedziała Gabriela.
- No tak. Bez was nie ma żadnej dobrej zabawy. Poznacie Harryego i resztę.
- A gdzie jedziecie w podróż poślubną?
- Na Seszele.
- I pomyśleć Dominiko, że nas tam nie będzie…- odrzekła z tajemniczym uśmiechem na ustach Gabriela - A jakie musisz zrobić zakupy?
- Dla pozostałych par. Co prawda jeden już kupiłam, bo przyjechałam troszkę za wcześnie. Muszę coś jeszcze kupić Harryemu.
Dopiłyśmy kawę i wyszłyśmy z kawiarni. Poszłyśmy w poszukiwaniu prezentów. Obleciałyśmy wszystkie sklepy, które były w zaproszeniach i powybierałam zakupy dla pozostałych par. Teraz pozostał mi już tylko prezent dla Harryego. Zjechałyśmy na parter i wstąpiłyśmy do „KAKADU”. Okazało się, że nie mają kotów… Bardzo się zmartwiłam, a ekspedientka zaczęła mnie wypytywać jakiego kota chcę. Marzył mi się biały kot syberyjski. Ekspedientka ucieszyła się i powiedziała, że właśnie u jej mamy urodziły się takie koty, a mama chce je oddać w dobre ręce. Zapytałam o koszt. Kota chciała oddać za darmo. Zaniepokoiło mnie to i zapytałam:
- A czy przypadkiem on nie jest jakiś chory?
- Nie, tylko jest ostatni z miotu i nie ma rodowodu.
- A kiedy mogłabym go zobaczyć?
- Za dziesięć minut kończę pracę i będzie pani mogła ze mną pojechać.
- Dobrze. To w takim razie, chciałabym kupić fioletową obrożę.
Miałam szczęście. Ekspedientka pobiegła na zaplecze i przyniosła ostatnią fioletową obrożę. Dziewczyny zdecydowały, że pojadą ze mną. Byłam im wdzięczna, bo znały się bardzo dobrze na kotach. Po za obrożą kupiłam jeszcze najbardziej potrzebne rzecz oraz karmę, którą poleciła mi ekspedientka. Zeszłyśmy do samochodu i dziewczyna poprowadziła mnie przez miasto do domu, w którym mieszkała jej mama. Gdy zobaczyłam kociaka, zakochałam się od razu. Miał cztery tygodnie. Był to chłopiec i przypominał puchatą kulkę. Dziewczyny go dokładnie obejrzały i szepnęły mi do ucha, że wszystko jest w porządku. Zdecydowałam, że biorę go. Mama ekspedientki włożyła mi go do koszyczka, który wzięła Gabriela i trzymała go na kolanach, aż do naszego domu.
- Chodźcie, może poznacie kogoś ze spółki.
W salonie siedziała mama, która bardzo ucieszyła się na widok dziewczyn.
- Co tam macie w koszyku? - zapytała.
- Prezent dla Harryego. Obudził się już?
- Niestety nie… Wszyscy śpią jak zabici… Napijecie się czegoś? - zapytała mama.
- Nie… Byłyśmy dopiero co na kawie.
- A może chociaż wody albo soku?
Mały Joe kręcił się w pobliżu, więc mama na niego skinęła głową.
- Przynieś jakiś sok do picia i wodę mineralną.
Za chwilę na stole pojawiły się zamówione produkty.
- To na co macie ochotę?
- Ja poproszę sok - powiedziała Dominika.
- A ja wodę - odpowiedziała Gabriela.
Gdy mama nalewała napoje do salonu wszedł potargany Zayn.
- Cześć Zayn. Już się obudziłeś? Pozwólcie, że wam przedstawię. To jest Zayn, a to Gabriela i Dominika. Moje przyjaciółki.
Zayn zerknął lusterko. Poprawił trochę włosy i zaczął się przyglądać dziewczynom.
- Zayn. Wybij sobie z głowy. One są zajęte. Nawet o tym nie myśl - powiedziałam.
Zayn stracił humor i wyszedł.
- To już jednego członka zespołu poznałyście - powiedziałam - Niestety reszta śpi i poznacie ją na pewno na ślubie.
Dziewczyny zaczęły się zbierać. Poprosiłam, więc mamę, żeby się zaopiekowała kotkiem i pod żadnym pozorem nie pokazywała go nikomu. Mama zabrała go do siebie. Wyszłyśmy i wsiadłyśmy do samochodu. Odwiozłam dziewczyny do domu i wróciłam z powrotem. Pobiegłam do mamy. Kociak rozrabiał na dywanie. Michał bawił się z nim ciągnąc sznurek, a on koniecznie chciał go złapać. Był przesłodki. Mama z Michałem byli w nim już po uszy zakochani. Wsadziłam kota do koszyczka i pobiegłam na górę. Harry chrapał. Podeszłam do łóżka. Delikatnie wyciągnęłam kota i postawiłam go obok głowy Harryego. Sama usiadłam przy łóżku. Kotek miauknął i polizał Hazzę w nos. Pierwsze miauknięcie i polizanie nie zrobiło na Harrym wrażenia, ale przy drugim widziałam, że się obudził. Przewrócił się na plecy, a kot polizał go w ucho i miauknął ponownie. Harry otworzył oczy i zaczął się rozglądać. Gdy zobaczył maleństwo usiadł i zapytał:
- Skąd to?
Powiedziałam, że to prezent ode mnie dla niego. Wziął go na ręce i zaczął mu się przyglądać.
- Jaki piękny! Jak ma na imię?
- Jest twój, więc sam mu nadaj imię.
Harry przyjrzał się kotkowi i zaczął intensywnie myśleć.
- Puszek, to za bardzo oklepane.
Przybliżył twarz do kotka, a ten go polizał w nos.
- Nie liż tak!- zawołał i zaczął się śmiać - bo cię nazwę lizak. Nie zwracając uwagi na to co powiedział, kotek znowu go polizał.
- Hmm… Będziesz Mozart…- Zdecydował Hazzie.
- Może Zutek? - zaproponowałam.
- Zutek!!! Najbardziej do niego pasuje! To niech będzie Zutek Mozart.
Harry tulił Zutka Mozarta do siebie.
- Nie jesteś głodny? - zapytał.
Kotek miauknął. Zbiegłam na dół do kuchni.
- Mały Joe! Możesz mi nalać tu mleka?
Wyciągnął mleko z lodówki i nalał do miski. Poleciałam z powrotem na górę. Harry wziął miskę ode mnie:
- Co takie zimne to mleko! Jeszcze mi tu anginy dostanie!- powiedział z pretensją i pobiegł na dół. Nie było go przez dłuższy czas, a ja bawiłam się z Zutkiem. W pewnym momencie Mozart ziewnął i podszedł do koszyka.
- Co? Chcesz spać? - zapytałam. Wiedziałam, że gdyby mógł, wszedłby tam sam, ale koszyk był jednak za wysoki. Włożyłam Zutka do koszyka, a on się zwinął w kłębek i od razu zamknął oczy. Gdy Harry przyszedł Zutek spał w najlepsze.
- Jak to on śpi? - zdziwił się.
- Upodobnił się do swojego pana - zażartowałam.
- No co? Musiałem trochę odespać - naburmuszył się trochę Harry.
- Piętnaście po piątej - odpowiedziałam.
- A o której ty wstałaś?
- Po dwunastej.
- Co robiłaś przez ten czas? - zobaczył liścik i podszedł do niego. Przeczytał go.
- Ja ciebie też - powiedział. Podszedł do mnie, podniósł mnie z ziemi i pocałował.
Harry podrapał Zutka w ucho, ale ten spał.
- Oj… wdał się w pana - zaczęłam się śmiać.
Opowiedziałam Harryemu o spotkaniu z dziewczynami i jakie prezenty wybrałam. Jak pojechałam po Mozarta i jak przyjechałam z nim do domu.
- Dziewczyny chciały cię poznać, ale nie budziłam cię. Poznasz je dopiero na ślubie.
- Trzeba było mnie obudzić. Może bym się czegoś ciekawego o tobie dowiedział.
- Co? Taka nieciekawa jestem? - naburmuszyłam się.
Harry się zreflektował i zaczął się tłumaczyć.
- Chciałbym wiedzieć wszystko o tobie - powiedział - A ty możesz mi wszystkiego nie powiedzieć.
- Nie sądzę, żeby dziewczyny cokolwiek by powiedziały, czego byś nie wiedział. Poza tym, jeżeli mamy jakieś tajemnice to one pozostaną tajemnicami.
- Postaram się z nich wydobyć. Użyję całego swojego uroku osobistego i wszystko mi wyśpiewają.
- Nie sądzę… One są bardzo twarde i ciężko je złamać.
- Nie martw się, wszystko się dowiem - uśmiechnął się i przytulił - A propos. Jak będzie wyglądać twoja sukienka?
- Nie powiem. Zobaczysz na ślubie. Znowu zaczął mnie całować w szyję, poczym przewrócił na łóżko. Między jednym, a drugim pocałunkiem mruczał:
- Powiedz!
- Nie!- śmiałam się.
Usłyszeliśmy miauknięcie kota. Harry zerwał się.
- Co? Obudziłeś się Mozarcie? Masz tu mleczko. I postawił kotu przed nosem miskę. Kot wychłeptał całe mleczko i miauknął znowu. Harry postawił go na łóżku. Mozart skoczył na mnie i zaczął miauczeć.
- Co ci jest? - zapytałam.
Zutek podszedł do mojej twarzy i polizał mnie. Miał taki szorstki języczek.
- Mozart, bo będę zazdrosny! - powiedział Harry.
Na korytarzu zrobił się jakiś ruch. Zutek miauknął. Ktoś zapukał do drzwi.
- Słyszałem, że macie kota! - zaczął mówić za drzwiami Lou - Mogę wejść?
Harry otworzył drzwi.
- Właź.
- Jaki słodziak! - wrzasnął i podskoczył do kociaka. – Jak go nazwaliście?
- Zutek
- Mozart!
Powiedzieliśmy równocześnie.
- No to jak, w końcu?
- Nazywa się Zutek Mozart. Do wyboru, do koloru.
Zutek przytulił się do Louisa.
- Lubi mnie! Lubi!, ale nie zjesz mi Kevina! - powiedział do Zutka.
- To jest kulturalny kot! - odpowiedział Harry - Z dobrej rodziny pochodzi i nie jada ptaszków.
- Czy mogę go pokazać Ellie?
Harry kiwnął głową.
- Tylko nie na długo.
Lou wybiegł z pokoju z Zutkiem na ręku. W sąsiednim pokoju usłyszeliśmy piski i wrzaski.
- Co tam się dzieje?! - zdenerwował się Harry.
- Zachwycają się twoim kotem.
Harry nie wytrzymał i pobiegł do sąsiedniego pokoju. Wyciągnęłam się na łóżku i pomyślałam: Oj mam konkurencję… Harry nie wracał. Zadzwonił mój telefon. Dzwonił Geoffrey.
- Ej! Jak tam, dojechaliście? - usłyszałam w słuchawce - Żyjecie już?
- Właśnie zaczynamy budzić się do życia - odpowiedziałam. Geff był jakiś smutny - Co taki smutny jesteś? - zapytałam.
- A… rzuciła mnie dziewczyna. Gdy wróciłem wczoraj do domu, chałupa była pusta. Spakowała się i wyniosła. Do tego straciłem pracę i tylko strzelić sobie w łeb.
- Geff, jeżeli chcesz to przyjeżdżaj do nas. W naszym domu jeszcze się znajdzie jedno miejsce.
- Nie będę wam zawracać głowy.
- Zadzwoń na lotnisko i się zapytaj, czy nie ma żadnego lotu do Warszawy.
- Nie - słyszałam, że był załamany. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i poczułam w tonie Geoffreya, że za chwilę zacznie płakać. Skończył szybko rozmowę. Odpaliłam komputer. W wyszukiwarkę wrzuciłam: Przeloty Paryż-Warszawa, DZIŚ. Komputer wyszukał jakieś trzy połączenia. Potrzebowałam Harryego, żeby zadzwonił na lotnisko i się dogadał z francuzami. Pobiegłam do pokoju Lou i Eleanor. W pokoju się kłębiło. Danielle trzymała Zutka w objęciach, a Lou z Li chcieli jej go zabrać.
- Harry, czy możesz do mnie przyjść? - zapytałam.
Po krótkiej chwili przyszedł. Powiedziałam mu, co się stało i Harry złapał za słuchawkę. Zadzwonił na lotnisko ORLY w Paryżu i zaczął rozmawiać po francusku. Nic nie rozumiałam i w napięciu czekałam, aż skończy rozmowę.
- Jak na nazwisko ma Geff? - zapytał.
- Brasque.
Harry zakończył rozmowę.
- Masz telefon do Geoffreya?
Wybrałam do niego numer i oddałam Harryemu słuchawkę.
- Geoffrey? Masz samolot do Warszawy za trzy godziny. Bilet na ciebie czeka w okienku 52. Wszystko jest już załatwione i bilet jest opłacony.
Zdziwiłam się, jak to możliwe. Gdy się rozłączył zapytałam:
- Jak to możliwe, że bilet jest już zapłacony?
- Podałem numer karty.
Za chwilę na mój telefon, przyszedł sms. Było tam coś napisane po francusku, więc oddałam komórkę Harryemu. Harry coś napisał i odesłał sms’ a. Za chwilę przyszła odpowiedź.
- Wszystko już załatwione. Zadzwoń do Geoffreya i powiedz, że będę czekał na niego na lotnisku i że już wyjechałem. Nie masz ze mną kontaktu, bo zapomniałem w pośpiechu komórki. Zadzwoniłam. Geff odebrał. Powtórzyłam mu, to co kazał mi powiedzieć Harry. Geff powiedział:
- Przecież nie będę robił wam kłopotu!
- Ile razy mamy ci powtarzać, że nie robisz nam kłopotów. Harry zapomniał komórki z domu i powiedział, że będzie na ciebie czekać na lotnisku i nie chcę słyszeć, że nie przylecisz. Do pokoju wszedł Liam z Zutkiem na rękach.
- Przyniosłem Zutka do was, bo oni się zaraz o niego pobiją - powiedział.
Zutek był jakiś ospały.
- Co ci się stało? - zapytał Harry - Zmęczony jesteś, tak?
Zutek przytulił się do Hazzy, który położył go do koszyczka. Zwinął się w kłębek i poszedł spać. Opowiedzieliśmy Liamowi o rozmowie z Geoffreyem. Liam się bardzo ucieszył.
- Słuchajcie! Pojedźmy wszyscy po niego.
- To jest zły pomysł, bo jeszcze nas fanki rozpoznają. Wystarczy, że pojedzie Harry i ja - odpowiedziałam. – Wy się opiekujcie Zutkiem, ale niech on sobie tam śpi. Możecie zabrać do siebie koszyk. Liam zabrał koszyk, kuwetę i resztę przyborów. Wszyscy oszaleli na punkcie Zutka Mozarta. Godzinę przed przylotem samolotu, wyjechaliśmy na lotnisko. Był straszny korek, więc ledwo zdążyliśmy przed przylotem. Gdy weszliśmy do hali przylotów, zapowiadali, że samolot z Paryża właśnie wylądował. Czekaliśmy na Geffa. Wyszedł jako jeden z pierwszych.
- Dawno, żeśmy się nie widzieli!- zawołał Harry. Geoffrey nie miał żadnego bagażu.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. W salonie czekali na nas wszyscy, a na stole stał koszyk z Zutkiem, który sobie smacznie spał.
- Geoffrey, czy jadłeś coś? - zapytała mama po przywitaniu się.
Widać było, że jednak był chyba głodny. Mama skinęła głową na Małego Joe, a ten zniknął w kuchni. Harry złapał Zutka i usiadł na kanapie. Poczułam się odrzucona. Zajęłam się Geoffreyem. Poszłam z nim do jadalni. Dziewczyny za mną. Po chwili zjawili się wszyscy poza Harrym.
- Gdzie Harry? - zapytałam.
- Niańczy kota…- powiedział Louis.
Ellie zapytała Geoffreya, co się stało. Zaczął opowiadać. Gdy wrócił wczoraj do domu, zastał mieszkanie puste i jego dziewczyny Michele nie było nigdzie. Pomyślał, że poszła gdzieś z koleżanką, ale gdy zajrzał do szafy, okazało się że nie ma żadnej jej rzeczy. Zadzwonił do niej, a ona powiedziała mu, że on ma jakąś kochankę, bo dwa dni nie było go w domu, że on ją zdradza i że ona nie chce go znać. Poczułam się podle. Dotrzymał słowa i nic jej nie powiedział. Czułam się winna, że stracił dziewczynę przez nas.
- Trzeba było jej powiedzieć, że chodziłeś z nami - powiedziałam.
- Powiedziała, że ma drugiego i że nie potrzebuje mnie - odpowiedział - załatwiłem jej pracę w Paryżu, na którą miałem dużą ochotę, ale postanowiłem, że jej oddam. Zadzwoniła do mojego szefa, naopowiadała jakiś głupot, a on mnie zwolnił. I do tego wszystkiego zabrała wszystkie moje pieniądze. Poczułem się podle i musiałem z kimś porozmawiać. Megan przepraszam, że ci zawracałem głowę i narobiłem dużo kłopotów.
- Żadnych problemów nie sprawiłeś. Zamieszkasz z nami, aż do ślubu - odpowiedziałam - Jeżeli będziesz chciał zostać dłużej, nie ma problemu Mały Joe na pewno się ucieszy. My niestety jedziemy w podróż poślubną i w domu zostają Niall i Zayn. Chłopaki zabrali Geffa do siebie. W salonie na kanapie nadal siedział Harry i bawił się z Zutkiem.
- Idziesz do pokoju? - zapytałam.
- Nie, zostanę tutaj z Mozartem.
- Możesz iść z nim na górę.
- Nie, zostanę tutaj.
Wszyscy się rozeszli, a Harry został w salonie. Poszłam na górę, położyłam się i zaczęłam robić sobie plan na następny dzień. Musiałam pojechać do Zamku Królewskiego, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Nazajutrz miała odbyć się także próba przedślubna. Chciałam potwierdzić jeszcze limuzynę i podjechać do Kasi, sprawdzić, jak jej idzie przygotowanie naszych wiązanek i stroików. Napisałam na kartce : FRYZJER I KOSMETYCZKA. Z Eleanor miałyśmy jeszcze iść do INTERCONTINENTALU, żeby zatwierdzić menu na wesele oraz wystrój sali. Zrobiłam się senna, więc poszłam do łazienki się umyć. Zastanawiałam się, co się stało, że Harry nie wraca. Wróciłam do pokoju, ale jego nadal nie było. Co go ugryzło? Wyciągnęłam listę gości, większość już potwierdziła swoje przybycie do Warszawy. Najbardziej cieszyłam się, że przyjedzie Brian i mama Harryego. Przypomniałam sobie pobyt w Paryżu i zapragnęłam przytulić się do Hazzy. Zeszłam na dół, a on nadal siedział na kanapie z kotem.
- Przyjdziesz na górę? - zapytałam.
- Idź spać. Ja później przyjdę.
- Zamęczysz tego kota…
- Ale on jest taki milusi! Jest najdoskonalszą istotą na świecie!
To mnie zabolało…
- To śpij sobie z tą najdoskonalszą istotą na świecie. Ja idę do siebie.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam na górę. Harry nie zareagował. Szlak mnie trafił równo. Niech sobie śpi z tym kotem, gdzie chce! Będziesz tylko coś chciał…- pomyślałam. Poszłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Weszłam do łóżka i zgasiłam światło. Zachciało mi się płakać…
- I ja mam za niego wyjść za mąż? Niech on się ożeni z tym kotem!- rozpłakałam się w poduszkę. Usłyszałam, że ktoś złapał za klamkę.
- Nie wpuszczę go! Nie teraz - pomyślałam. Usłyszałam skrobanie do drzwi. Nie ruszyłam się z łóżka i nie odezwałam się. Zadzwoniła moja komórka. Na ekranie wyświetlił się napis HAZIĄTKO. Nie odebrałam telefonu. A niech sobie myśli co chce. Niech sobie myśli, że sobie coś zrobiłam! Usłyszałam wołanie: MEGAN!!! Włożyłam zatyczki do uszu, które nabyłam w celu wyspania się, bo Harry jednak mocno chrapał… nałożyłam kołdrę na głowę i płakałam sobie dalej w poduszkę i użalałam się nad sobą.
- Nawet nie pocałował mnie za tego kota! Nawet nie podziękował! Tylko kot i kot! Dla mnie nie ma już czasu! Jak tak, to ja za niego nie wychodzę! - nakręcałam się co raz bardziej - Jutro mu to powiem, bo teraz nie wyjdę ze względu na to, że jestem taka zapłakana! Nie ma mnie kto utulić do snu! Nie mam się do kogo przytulić! Nikt mnie nie kocha! Harry przestał mnie kochać i zaczął kochać kota! Ja to się nie liczę! Po co mu ja jestem! Kot mu zajmie całe życie! Od momentu, kiedy dostał tego kota, zapomniał o mnie! Po co ja tego kota brałam! Co mnie podkusiło? Było tak cudownie!- z mocnym postanowieniem zerwania z nim, zasnęłam. Ktoś mnie dotknął. Podskoczyłam jak oparzona. Zobaczyłam, że Harry coś do mnie mówi. Boże przez niego na dodatek straciłam słuch! - pomyślałam. W tym momencie przypomniałam sobie, że mam zatyczki w uszach. Wyjęłam je i usłyszałam gwar pod pokojem.
- Co ci się stało? - zapytał Harry.
- Idź stąd! Jak się tu dostałeś? - wykrzyknęłam wściekła - Co oni robią pod nasz…. moim pokojem?! Wynoś mi się stąd! Nie chcę cię znać! Ślubu nie będzie!
Harry stał jak porażony, nie wiedząc o co chodzi. Znowu zaczęłam płakać w poduszkę.
- Ale o co ci chodzi? - usłyszałam.
- Idź sobie, do tej najdoskonalszej cholernej istoty! - krzyknęłam przez płacz.
Na korytarzu zrobiło się cicho. Wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi. Pod drzwiami byli wszyscy.
- A wy co tu robicie?! Nudzi wam się?! Nie macie swoich zajęć?! Wracajcie do nich! - trzasnęłam drzwiami – Harry! Wynoś się stąd! Masz tu swój pierścionek zaręczynowy! - chciałam go zdjąć, ale palec mi chyba spuchł i nie mogłam go zdjąć - Gdybym mogła zdjąć ten cholerny pierścionek, to rzuciłabym ci go w tą twoją śliczną buźkę! Ożeń się z tym kotem! I nie stój tak jak wryty! - do Harryego zaczęło chyba coś docierać. Podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale wywinęłam się - Nie chcesz wyjść z mojego pokoju, to ja wyjdę! - Wybiegłam z pokoju i pobiegłam do pokoju mamy. Wiedziałam, ze Michała nie ma w domu, bo ma dyżur, więc wpadłam do pokoju wcześniej pukając.
- Zdejmij mi ten pierścionek! Ślubu nie będzie! - krzyknęłam. Zreflektowałam się i dodałam - mojego!
- Zaraz chwileczkę, co ci się stało słoneczko? - zapytała łagodnie mama.
Zaczęłam mamie płakać na ramieniu. Powiedziałam, jak Harry się zachowywał, no i powiedziałam, że zrobiłam mu piekielną awanturę.
- A czy ty cokolwiek mu powiedziałaś, jak się czujesz? Przecież on jest zafascynowany swoją nową zabaweczką.
- Ale ja nie będą jego zabaweczką!
- Ale on cię wcale nie traktuje jak zabaweczki. Sama mu zrobiłaś prezent. Wygląda na to, że jesteś chyba zazdrosna o kota. Prawda?
Zaczęłam rozsądnie myśleć. No chyba tak wyglądało… zrobiło mi się trochę głupio. Nie trochę, a bardzo… zachowałam się jak szczeniak…
- Mamo, co ja mam teraz zrobić?
- Poczekaj tu - mama gdzieś wyszła. Było mi strasznie głupio… Po krótkim czasie, mama wróciła do pokoju. Przyprowadziła Harryego.
- Zachowujecie się jak dzieci. A szczególnie ty Megan. Jeżeli chcecie stworzyć związek na całe życie, musicie sobie ufać i musicie rozmawiać. Jeżeli coś wam nie pasuje u drugiej osoby musicie jej to mówić, bo druga osoba może się tego nie domyśleć. Przecież Harry nie jest Duchem Świętym i nie siedzi ci w głowie i nie wie, o czym ty myślisz. Tak samo jest z tobą Harry. Megan może nie wiedzieć o czym ty myślisz. Musicie to sobie wyjaśnić co się stało i z jakiego powodu i proszę się pogodzić. Ja mogę sobie teraz wyjść, a wy sobie porozmawiajcie.
- Nie, to może my wyjdziemy - powiedział Harry.
Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy do naszego. Gdy weszliśmy do pokoju, zamknęłam za nami drzwi. Kota na szczęście nie było w pokoju.
- To kto zaczyna? - zapytał Harry.
- Ja - odpowiedziałam - rozpętałam tę burzę, to ja zacznę. Poczułam się odrzucona przez ciebie, bo przestałeś mieć czas dla mnie. Wiem, że zachowałam się jak szczeniak i proszę wybacz mi to… Wiem, że lubisz koty. Chciałam ci zrobić przyjemność. Nawet mi za niego nie podziękowałeś. Było mi strasznie przykro. Potem czułam się jakbym przestała dla ciebie istnieć. Nie zwracałeś na mnie uwagi. Parę razy prosiłam cię, żebyś przyszedł na górę, ale odpędzałeś się ode mnie jak od natrętnej muchy. Gdy dowiedziałam się jeszcze, że kot jest najwspanialszą istotą na świecie, zaczęły mi przychodzić różne głupoty do głowy, dlatego dostałam jakiejś paranoicznej histerii. Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Przepraszam. Wybacz mi proszę - Harry podskoczył do mnie i mnie przytulił.
- To moja wina. Zachowywałem się jak samolubny drań. Czy to możesz mi wybaczyć? Przecież wiesz, że kocham cię nad życie, a kot może być dodatkiem. Dostałem nową zabawkę i musiałem się nią nabawić, nie zwracając uwagi na ciebie. Byłem trochę zazdrosny o Geffa i chyba chciałem się na tobie odegrać. Nie sądziłem, że to tak odbierzesz. Myślałem, że cię coś z nim łączyło i byłem o niego zazdrosny. Czy wycofasz te słowa, które rzuciłaś we wściekłości?
- O jakich słowach mówisz? - zapytałam.
- Że ślubu nie będzie. Wiesz, że bez ciebie nie mogę żyć. Zacznijmy od początku.
- To mam ci oddać pierścionek? - zaczęłam się śmiać - Nie zdejmę go, bo popuchły mi palce…
Harry ukląkł przede mną i zapytał:
- Czy zostaniesz moją żoną? - miał minę zbitego psa. Wybuchłam śmiechem. Uklękłam przed nim i powiedziałam:
- Tak, ale musisz mi wybaczyć, że byłam zazdrosna o kota - powiedziałam. Zaczęliśmy się całować. Harry mnie podniósł i położył do łóżka.
- A co zrobiłeś z kotem? Został tam na dole sam?
- Nie. Zabrał go Liam.
Dostałam dłuuugiego buziaka.
- To za kota - powiedział - A to, że jesteś najdoskonalszą do n- tej potęgi osobą na świecie - I zaczął mnie bardzo namiętnie całować.
* No hej Wam :) W końcu mam chwilę swobody! Oto nowy rozdział! I jak się podoba? Kto mi powie, co się stało Niallerowi, że o kulach chodzi? Mam jeszcze jedną do Was prośbę. Jeśli czytacie bloga i niejesteście "obserwującymi" to czy mogłybyście go zaobserwować? Wielkie dzięki za komentarze! Oby tak dalej ;) Jestem niezmiernie wdzięczna stałym czytelniczkom :) Pozostałych zachęcam do komentowania :) Kolejny rozdział pojawi się dzisiaj, tylko w godzinach przyzwoitszych, niż teraz xD Jak już mnie znacie, lubię sobie zasiąść w wieczorny piątek i wrzucić nowy rozdział. Oczywiście robie to po nocach, bo wcześniej jakoś wypada, bo mam zajęcia z gitary xd No ale cóż... Bloga piszę dalej i na razie nie przestanę ;)
~Meg
Cudooooooooowne *__* . Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Wspaniale piszesz ale mówiłam ci to już chyba tyle razy że się tylko powtarzam. Kocham cię <3.
OdpowiedzUsuńDzięki :* Ja też już tyle razy powtarzałam to, czy podoba się rozdział, czy mam dalej pisać... i wgl... No cóż... Powtarzam się hah :)
UsuńKolejny zajebisty rozdział *________*
OdpowiedzUsuńDziękuje :) dodałam przed chwilką kolejny i mam nadzieję, że i jego skomentujecie :D
Usuń