niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział Czterdziesty Siódmy


   Siedzieliśmy na wieczorze seszelskim i nudziłam się strasznie. Chyba nie tylko ja, bo wiele osób ziewało jak smoki. Zobaczyłam, że Harry również się nudzi. Nie mogliśmy wyjść, bo siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. Zastanawiałam się ile to jeszcze będzie trwało… Przypomniała mi się dzisiejsza rozmowa z Niallem. Okazało się, że Kasia odkryła, że się spotykają. Najpierw zrobiła Niallowi olbrzymią awanturę, a potem  kazała iść Ewelinie do domu i przeprowadziła z nim bardzo długą rozmowę. Tak jak przypuszczałam i powiedziałam Niallowi wcześniej, że bała się o Ewelinę.  Niall obiecał jej, że nie skrzywdzi  Eweliny i że chce się z nią ożenić. Zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze za wcześnie,  ale on poczeka cierpliwie. Przyrzekł Kasi, że kontakty z Eweliną zakończą się na pocałunkach. Niall powołał się na jakąś rozmowę Harryego z mamą. Kasia zdecydowała, że musi się zastanowić do jutra.
- Co to za rozmowa Harryego z mamą? - zaczęłam poważnie myśleć - Chyba będę musiała porozmawiać z mamą, bo Harry mi na pewno nie powie, o co chodziło… Najchętniej bym zadzwoniła od razu,  ale po moich obliczeniach, doszłam do wniosku, że mama chyba śpi.  Z zamyślenia wybudziły mnie oklaski. Raczej skromne. Dzięki Bogu wieczór seszelski się zakończył.
- O czym tak rozmyślałaś? - zapytał mnie Harry, gdy wyszliśmy.
- Rozmawiałam dzisiaj z Niallem.
Opowiedziałam Harryemu o rozmowie.
- Zastanawiam się, co to za układ był między tobą, a moją mamą.
Harry się lekko zmieszał.
- Chyba zabiję Nialla - powiedział.
- Jak to?
- Nie ważne.
- No powiedz! Wszyscy dookoła wiedzą, tylko ja nie wiem, o co chodzi - zdenerwowałam się.
- No, dobrze. Powiem ci. Jak planowałem twój wyjazd z nami do Chicago, musiałem dostać zgodę twojej  mamy. Postawiła twarde warunki, mimo, że powiedziała, że ufa ci bezgranicznie. Postawiła warunki mnie. Musiałem się ich trzymać, żeby cię nie stracić. Ciężko było,  ale udowodniłem twojej mamie, że można mi zaufać. Sobie zresztą też udowodniłem.
Musiałam to przemyśleć. Z jednej strony żal mi było Harryego,  ale z drugiej rozumiałam też mamę. Byłam ciekawa co zrobi Kasia.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytał Harry.
- Bo myślę.
- O czym?
- O Niallu i Kasi.
- Jak chcesz, mogę porozmawiać z Kasią.
- Lepiej się nie wtrącaj. Kasia ma numer do mamy i jak będzie chciała, to zadzwoni - powiedziałam, gdy weszliśmy do bungalowu. Postanowiłam spróbować, połączyć się z mamą. Harry poszedł do łazienki.  Włączyłam laptopa,  ale mama nie była widoczna. Za to na ekranie pojawił się Louis.
- Cześć! Nie śpicie jeszcze? - zdziwił się.
- Nie, właśnie wróciliśmy z nudnego wieczoru seszelskiego… -  powiedziałam - A co u was?
- Ellie rzyga za dwóch - zaczął się śmiać Lou- Już się zastanawiałem, czy nie powinniśmy pojechać do domu, bo tu opieka medyczna nie jest najlepsza,  ale nie wiem, czy wytrzyma tak długi lot do Europy…
- To jest aż tak źle? - zaniepokoiłam się.
- Co zje, to od razu z niej wylatuje…
- Może powinna brać jakieś leki?
- No, bierze te, które kazał brać Michał,  ale za bardzo nie pomagają… Już myślałem, czy nie lecieć do Chicago. Bo stąd bliżej…, ale Ellie się zaparła, że zostajemy tutaj. Martwię się, bo chyba chudnie, zamiast tyć…
- Louis, w drugim miesiącu ciąży kobieta może schudnąć. Jak zachodzi w ciążę, to nie dostaje od razu brzucha - zaczęłam się śmiać.
- Na prawdę?! - zdziwił się mocno - A skąd to wiesz?
- Uczyli nas w szkole.
- Jak zostać ojcem?
- Nie. Jak zostać matką.
- U nas tego nie uczono.
- Zauważ, że jesteś trochę starszy ode mnie, a poza tym nie chodziłeś do polskiej szkoły…
- To w Polsce uczą takich rzeczy?! Od kiedy?!
- Od szkoły podstawowej…
- Macie bardzo ciekawy cykl edukacyjny - zaczął się śmiać.
- Bardzo…
- Tylko o seksie…
- No, przecież uczymy się wiele innych rzeczy! Nie tylko o seksie. To jest  jeden z przedmiotów - oburzyłam się.
- Ellie u Megan w szkole jest lekcja seksu ! – krzyknął.
- Tego nie powiedziałam!
- No, jak to nie?!
- Znowu zrozumiałeś, tak jak chciałeś…
- A jak nazywa się ta lekcja?
- Wychowanie do życia w rodzinie.
- Super! To wiem, gdzie będę musiał się zgłaszać, gdy będę miał problemy.
Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - usłyszałam z tyłu.
- Rozmawiamy z Lou o szkolnictwie - powiedziałam.
- Ciekawych rzeczy uczą w polskich szkołach. Cześć Hazza! - krzyknął Louis.
Harry ucieszył się widząc przyjaciela.
- To pogadajcie sobie, a ja znikam - rzuciłam i wyszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic, bo chciałam, żeby chłopcy sobie pogadali. Umyłam włosy. Gdy weszłam do pokoju, Harry jeszcze gadał z Louisem. Położyłam się do łóżka i zasnęłam.  Obudziło mnie słońce. Harryego nie było. Popatrzyłam na zegarek. Było wpół do dziesiątej. Wyszłam taras. Harry spał na tarasie. I on nie może beze mnie spać? - pomyślałam.
 Komputer był włączony i leżał na jego kolanach. Wyciągnęłam go delikatnie z objęć Hazzy i zaniosłam do pokoju. Wyłączyłam go i poszłam się myć. Założyłam na siebie krótkie beżowe spodenki i żółtą tunikę.
Zaspałam na karmienie delfinów i było mi bardzo z tego powodu przykro. Śniadanie też żeśmy przespali. Wyciągnęłam resztkę M &M’ sów. Zjadłam z trzy i wyszłam z domku  z myślą, że pójdę po kawę. Pod drzwiami stał wózek ze śniadaniem. Byłam mile zaskoczona. Wniosłam wszystko do domu i nalałam sobie kawy. Była pyszna. Tego mi trzeba było - pomyślałam i zaczęłam czytać leżącą obok książkę. Zastanawiałam się, czy Harry nie zmarznie,  ale słońce zaczęło wchodzić na taras. Doszłam do wniosku, że nie będę go budzić. Po pewnym czasie ktoś złapał mnie od tyłu i się do mnie przylepił.
- Witaj królu! - powiedziałam - Jak ci się spało beze mnie?
- Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Gadałem z Louisem do bardzo późna.
- O czym?
- A… O wszystkim i o niczym.
- Rozumiem. Męskie pogaduchy - uśmiechnęłam się.
- Dokładnie - odpowiedział i usiadł obok mnie na sofie.
Nalałam Harryemu kawy i sobie przy okazji też.
- Proszę - powiedziałam i podałam mu filiżankę.
- Dzięki, a o której ty wstałaś?
- Jakieś  pół godziny temu? Godzinę? Coś koło tego…
Zaczęliśmy jeść śniadanie. Tym razem były parówki. Jeszcze tak dobrych nie jadłam. Były naprawdę wspaniałe.  Po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać  wyspę. Zapakowaliśmy się do autokaru. Usiadłam przy oknie. Zawsze lubiłam tak siadać. Przewodnik opowiadał o początkach wyspy, o jej atrakcjach, gospodarce i turystyce. Słuchaliśmy uważnie, co mówił i zachwycaliśmy się widokami za oknem. Robiłam zdjęcia, które nawet mi wychodziły. Muszę przyznać, że robienie zdjęć, podczas jazdy jest świetne.  Po wykładzie przewodnika, który wcześniej oznajmił, że postój będziemy mieć za godzinę, Harry postanowił, że się prześpi. Ja w tym czasie wsadziłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Harry błyskawicznie odjechał, bo jego głowa spoczywała teraz na moich kolanach. Postanowiłam, że także się zdrzemnę. Ktoś zaczął mnie szarpać za ramię, obudziłam się. To był Harry.
- Wstawaj! Mamy postój!
- Nie chce…- powiedziałam zaspana.
- No, ale idziemy zwiedzać! Sama chciałaś.
- No, dobrze już dobrze - odburknęłam i wstałam z siedzenia.
Wysiedliśmy z autokaru, zabierając rzeczy. Przewodnik poprowadził nas przez las tropikalny, gdzie oczywiście nie obyło się bez zdjęć. W moim obiektywie znalazły się małpy, ptaki, jaszczurki i inne egzotyczne zwierzęta, jak i rośliny. Widoki były przepiękne! Szliśmy lasem bardzo długo. Nagle naszym oczom ukazała się mała fontanna. Podeszłam do niej i poprosiłam  Harryego, żeby zrobił mi zdjęcie. Posłusznie to zrobił, po czym sam chciał, abym mu zrobiła.  Po trzech godzinach zwiedzania lasu tropikalnego i okolic, przewodnik poinformował nas, że jedziemy teraz na rynek. Podróż zajęła nam dwie godziny. Kiedy wysiedliśmy, zobaczyliśmy  pięknie zachowane, stare miasto. Było tam pełno ludzi, czego nie spodziewaliśmy się, bo mówiono nam, że na Seszelach jest mało ludzi.
- Tak,  ale to jest rynek główny, gdzie wszyscy mieszkańcy wyspy się zjeżdżają - wyjaśnił przewodnik - mają państwo dwie godzinki czasu wolnego – oznajmił - potem spotykamy się tu na parkingu - powiedział.
 -To gdzie idziemy? - zapytałam Harryego.
- Nie wiem. Przed siebie - odpowiedział i złapał mnie za rękę i tak jak mówił, poszliśmy przed siebie. Na rynku roiło się od różnych sklepików, kawiarenek i restauracyjek. Miasto było urocze.  Chciałam kupić jakieś pamiątki, więc podeszliśmy do małego straganu. Zaczęłam się rozglądać. W moje oczy rzuciła się mała figurka słonia z podniesioną trąbą do góry.
- Popatrz! Podoba ci się? - zapytałam Hazzę, który wlepił wzrok w figurkę wojownika.
- Tak. Bardzo ładne.
  Kupiliśmy obie rzeczy. Później do tego doszły trzy magnesy na lodówkę, różne figurki, kadzidełka i różne inne drobiazgi.  Weszliśmy do następnego sklepu. Znajdowały się w nim antyki, ubrania i także graty. W oczy rzuciła mi się mała grzechotka w maziaje. Chwyciłam ją i pobiegłam pokazać Harryemu, który przeglądał ubrania.
- Patrz! Może dla Ellie i Lou taką kupić, co?
Popatrzył na rzecz i jego oczy rozbłysły.
- Świetny pomysł!
Wróciłam z powrotem do miejsca, gdzie leżały grzechotki. Wzięłam jeszcze dwie. A co, może się przydadzą - pomyślałam.
 Podeszliśmy do kasy, aby zapłacić. Sprzedawca popatrzył na nas dziwnym spojrzeniem,  ale nie przejęliśmy się tym za bardzo. Harry kupował jakieś ubrania i drobiazgi. Zapłaciliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
- Strasznie mi się chce pić - powiedział Harry - Chodź do jakiejś kawiarni, co?
  Weszliśmy do małej knajpki. Była bardzo fajnie urządzona. Tak egzotycznie. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy  dwa soki kokosowe.
Po pewnym czasie kelner  podał nam zamówione napoje. Harry chciał wyciągać i pokazywać mi, co dziś nakupowaliśmy, ale powiedziałam, że obejrzymy wszystko w domu.
 Spojrzałam na zegarek. Dochodziła wpół do szóstej. Do wyznaczonego czasu mieliśmy jeszcze półgodziny, więc dopiliśmy napoje i ruszyliśmy w kierunku parkingu.  Gdy tam dotarliśmy, dużo osób już siedziało w autokarze. Miałam nadzieję, że nie jesteśmy tymi spóźnialskimi. Na szczęście okazało się, że nie. Czekaliśmy bardzo długo, bo chyba czterdzieści minut na dwie kobiety, rodzinę z dwójką dzieci i dwójkę emerytów. Kiedy wszyscy zebrali się w końcu do autokaru, ruszyliśmy. Pod hotelem mieliśmy być dopiero około dwudziestej.
- Mogę się przespać? - zapytałam.
- Głupie pytanie…  Śpij, kto ci zabrania?!
Położyłam głowę na klatce piersiowej Harryego, który mnie objął ramieniem. Długo nie mogłam zasnąć,  ale w końcu mi się udało. Nic mi się nie śniło… Przynajmniej tak mi się zdaje. Obudził mnie Harry, który pocałował mnie w szyję i szepnął do ucha, że pora na nas.  Zabraliśmy wszystkie toboły, podziękowaliśmy pilotowi i kierowcy, pożegnaliśmy się i wyszliśmy. Zatoczyliśmy się do recepcji, gdzie wzięliśmy klucz do bungalowu.  Po znalezieniu się w domku, rzuciliśmy wszystko na łóżko i zaczęliśmy wyciągać z toreb. Kiedy wszystko wyłożyliśmy, zrobiło mi się słabo.
- Teraz to będziemy mieć wielki nadbagaż….
Łóżko było całe zagracone różnymi drobiazgami… To jeszcze nie było wszystko, bo Harry miał osobną torbę.
- Masz. To dla ciebie - powiedział i podał mi torbę. Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z niej sukienkę. Długą do ziemi. Była wiązana na szyi i miała pełno szlaczków koloru białego. Cała sukienka była granatowa. Bardzo mi się podobała. Pobiegłam do łazienki, aby ją przymierzyć. Leżała idealnie. Wyszłam  i pokazałam się Hazzie .
- Jak Afrodyta - powiedział.
- Oh, myślałby kto - zaśmiałam się.
- To jeszcze nie wszystko. Zajrzyj jeszcze do tej torby.
Zajrzałam znów  i wyciągnęłam z niej czarną torebkę z długim paskiem.
- Harry…- chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to, bo podszedł do mnie i pocałował.
- Dla ciebie - rzucił krótko.
- Dziękuje. Jesteś wspaniały! - przytuliłam się do  niego.
- Zobaczmy resztę rupieci - powiedział.
- Dobrze. Też mam coś dla ciebie - powiedziałam i sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam z niej małą siateczkę i podałam Harryemu, który patrzył na mnie pytająco                                                                 
 - Otwórz - nalegałam.                                                                                                                                                              Z siatki wyciągnął średniej wielkości drewniane pudełeczko, bogato pomalowane.
- Otwórz- powtórzyłam.
Otworzył i wyciągnął z niego bransoletkę. Taką drewnianą. Założyłam mu na rękę.
- Dziękuję - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Nie ma za co. Teraz, co robimy z tymi rupieciami? - wskazałam na łóżko, na którym leżały figurki, naszyjniki, grzechotki, misie pluszowe, bransoletki i inne śmiecie.
- Chowamy z powrotem do torby…
- Dobra, ale gdzie to schowamy?
- W szafie?
Zapakowaliśmy wszystko z  powrotem do toreb, które schowaliśmy do szafy.
Usiadłam na sofie, gdzie siedział już Harry. Wtuliłam się w niego i po chwili zaczęłam się śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał zdziwiony.
- Wyobraziłam sobie ich miny… My przyjeżdżamy. Wyciągamy wszystkie prezenty, rozdajemy, a im stoją włosy z wrażenia.
Wybuchliśmy obydwoje śmiechem. Byliśmy bardzo zmęczeni po całodniowej wycieczce, więc po krótkim prysznicu poszliśmy spać.
Coś mnie obudziło. Nie był to Harry, bo cichutko pochrapywał obok. Usiadłam na łóżku i spojrzałam w dół. Pod szklaną podłogą zobaczyłam pływającego delfina i wiedziałam o co chodzi. Popatrzył na mnie jednym okiem i wyglądał jakby się uśmiechnął. Złapałam wiadro, które stało przed drzwiami i wyszłam na taras. Gdy zamykałam drzwi, klamka wymsknęła mi się z ręki i drzwi lekko trzasnęły… Postawiłam wiadro i zobaczyłam, że wokół naszego tarasu pływa zaprzyjaźnione stado delfinów. Zaczęłam rzucać ryby. Byłam tak zaaferowana, że nie usłyszałam kiedy Harry stanął za mną. W śród delfinów nastąpiło lekkie zamieszanie.
- Co się stało? - zapytałam.
- Dzień dobry- usłyszałam.
Podskoczyłam wystraszona.
- Czego się boisz? - zapytał Harry, który pocałował mnie w szyję.
Usłyszeliśmy klikanie delfinów.
- Musimy dać im śniadanie - powiedziałam. Harry mnie puścił.
- A czy ja też mogę dać? - zapytał.
- No pewnie!
Harry zaczął rzucać ryby. Delfiny łapały je w powietrzu. Zaczęłam się śmiać.
- To jest prywatny pokaz dla ciebie - powiedziałam.
Zaczął cieszyć się jak dziecko. Została ostatnia ryba.
- Gdzie ją rzucić? - zapytał Harry.
- Rzuć gdziekolwiek. Podzielą się.
Postawiłam wiadro do góry nogami, co było znakiem dla delfinów, że więcej już nic nie ma. Popływały jeszcze wokół nas i odpłynęły.
- Super to było! Musisz częściej trzaskać drzwiami.
- Przepraszam nie chciałam cię budzić.
- A co się stało, że tak wcześnie wstałaś?
- Obudziły mnie.
- Jak to cię obudziły?!
- Ten największy podpłynął pod nasz domek i zaczął stukać nosem w podłogę.
Harry nie chciał uwierzyć.
- Wczoraj nie nakarmiliśmy ich, to dzisiaj się upomniały same – zaśmiałam się.
Zaczęłam się zastanawiać, co będzie kiedy wyjedziemy? Kto będzie je karmił? Pomyślałam: Może następni goście…, ale został jeszcze tydzień.  Dzisiaj zauważyłam, że było mniej delfinów niż normalnie. Brakowało jednego. Co się stało? Muszę się jutro im dokładnie przyjrzeć.
Usłyszałam dzwoniący wózek na pomoście. Powiedziałam Harryemu:
- Przyniesiesz śniadanie?
Harry wprowadził wózek i zasiedliśmy do śniadania.
- Wiesz, że po powrocie jedziemy w trasę koncertową? - zapytał Harry - No, do Australii i Nowej Zelandii.
- No, przecież będąc jeszcze w Chicago organizowałyśmy to.
- Ale Ellie chyba nie będzie mogła z nami pojechać - powiedział smutno Harry - Nie wiem, czy Louis pojedzie…
- Louis musi pojechać!
- Ale powiedział, że  nie chce jej zostawiać samej…
- To ja zostanę, zamiast Louisa. Dzięki Bogu media się na razie nie dowiedziały, bo by wasza popularność spadła na łeb na szyję.
- Coś na ten temat wiem.
- Wiem o czym mówisz - powiedziałam.
- Skąd?
- Z Twittera.
- Widzę, że rzeczywiście byłaś naszą fanką…
- Źle?
- Ja nie mówię, że źle. Tego nie powiedziałem. Ty mnie ujęłaś, że nie piszczałaś jak kretynka.
- Trudno piszczeć będąc w jajkach, wiórkach kokosowych i tego typu rzeczach.
- No, nie mów, że byś piszczała jak kretynka na koncercie…
- No, nie! Ale dzięki tym fankom macie pieniądze i dlatego musicie je kochać… Zadzwońmy do Lou i przedstawmy mu naszą  propozycję - zaproponowałam.
Włączyliśmy komputer, a potem Skype. Na ekranie pojawiła się Ellie.
- Cześć jak się masz?
- Średnio na jeża - powiedziała Ellie.
- Właśnie dowiedziałam się od Harryego, że Lou nie chce jechać w trasę koncertową, bo chce zostać z tobą. Co byś powiedziała, żebym ja została z tobą, a Lou pojechał w trasę?
- To jest pomysł,  ale nie mogę cię oto prosić, bo przecież tak się cieszyłaś na wyjazd do Australii.
- Nie martw się. Pojadę kiedy indziej - odpowiedziałam.
- Ale nie chcę ci psuć planów…
- Żadnych planów mi nie zepsujesz, bo ich nie mam. Z całą przyjemnością poświęcę ten czas tobie. Wiem, że nie zastąpię Lou, ale będę mogła ci jakoś pomóc. Tylko spotkamy się w Chicago i chłopcy polecą do Australii. Będą mieli nawet bliżej. Zanim przylecimy do Chicago, Michał musi mnie zabrać na badania.
- No tak, ale kto przypilnuje chłopaków? - powiedziała Ellie.
- Danielle sobie poradzi. Przecież musi z nimi jechać, bo jest stylistką.
Eleanor się trochę uspokoiła.
- Powtórz Lou, że ma się szykować – powiedziałam - Że wszystkim się zajmę i że może być spokojny.
Harry stał z boku i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Ellie nie wiedziała, że Harry jest obok. Zakończyłyśmy rozmowę i przysunęłam się w stronę Hazzy.
- To nie będę cię widział przez cały miesiąc - powiedział smutno.
- Będziecie się na pewno dobrze bawić. Byle nie za dobrze - uśmiechnęłam się do Harryego.
- No, wiesz co… Też takie insynuacje… Przecież jestem żonaty.
- No tak,  ale obrączkę będziesz i tak i tak musiał zdjąć.
- No sama mówiłaś, że nasz związek musi być oparty na zaufaniu.
- Dlatego zostanę z Ellie, bo tobie ufam - powiedziałam.
- Muszę pogadać z chłopakami.
- A na jaki temat?
- Że zmieniają się plany…
- Muszę wcześniej zadzwonić do Michała, albo do mamy i zapytać, kiedy oni wracają.
Połączyłam się z mamą. Na ekranie pojawił się Michał.
- Cześć, co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Wszystko w porządku. Chciałam się dowiedzieć, kiedy wracacie, bo muszę zrobić szybko te badania, a potem lecieć szybko.
- Gdzie chcesz lecieć?
- Do Chicago, bo muszę zastąpić tam Lou.
- Czegoś tu nie rozumiem - powiedział Michał.
- Chłopaki wyjeżdżają w trasę pierwszego września. Ellie jest w ciąży i bardzo źle się czuje.
- No, to wszystko wiem - powiedział Michał.
- Lou stwierdził, że nie pojedzie w trasę, bo nie chce zostawić Ellie samej. Lecą do Chicago, bo mają tam bliżej. Rozumiesz? Powiedziałam Lou, że go zastąpię, a on ma jechać, dlatego chcę wiedzieć kiedy będą te badania.
- Ja mam urlop do dwudziestego szóstego.
- Września?! - zapytałam.
- Nie. Sierpnia. Muszę być w pracy dwudziestego ósmego. Mogę cię wtedy zabrać. A kiedy wy w ogóle wracacie?
- My mamy lot na dwudziestego dziewiątego.
- No tak…. To trzydziestego będę musiał cię wziąć na te badania. Najwyżej jak będą wyniki, to ci podam je telefonicznie.
- Dobrze. To ja w takim razie zamawiam sobie te badania na trzydziestego, a teraz muszę kończyć, bo muszę zamówić samolot - powiedziałam i rozłączyłam się.
- A kiedy wracają pozostali?- zapytałam Harryego.
- Danielle i Liam wracają też dwudziestego dziewiątego, a Ellie i Lou będą dwudziestego siódmego już w Chicago. Reszta siedzi w Warszawie.
Weszłam na stronę firmy, której był wyczarterowany samolot na trasę i połączyłam się z infolinią.
- Dzień dobry. Mamy wyczarterowany samolot na trasę koncertową One Direction z Warszawy do Chicago… Tak wszystko się zgadza… Tak. Lot numer 12589. Dobrze. Chciałam zmienić trasę lotu. Zamiast do Sidney bezpośrednio, chciałabym, aby przelot był do Chicago, a następnie z Chicago do Sidney. Problem jest taki, że również chciałabym zmienić datę przelotu. Z pierwszego na trzydziesty pierwszy.
- Będzie ciężko, ale postaramy się to zmienić - powiedziała operatorka.
- Dziękuję.
- Proszę podać mi namiary, jak mam się z panią skontaktować.
Podałam jej numer na Skype, maila, oraz numer komórki                                                                                   - Najpóźniej za godzinę się z panią skontaktuję - odpowiedziała.
- Będę czekała.
Oczywiście za godzinę zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wszystko jest gotowe, ale niestety trzeba będzie dopłacić. Odpowiedziałam, że nie ma problemu. Opłata zostanie uiszczona.
- Proszę przesłać mi potwierdzenie zmiany rezerwacji.
- Czy lot z Chicago do Sydney ma być trzydziestego pierwszego?
- Nie. pierwszego września.
- Dobrze. Za chwilę pani prześlę potwierdzenie. Jakby było coś nie tak, to proszę się odezwać.
Odebrałam potwierdzenie zamówienia. Trzydziestego pierwszego sierpnia Warszawa- Chicago o godzinie dziewiątej. Lot Chicago-Sydney pierwszy września, godzina dziewiąta trzydzieści.  Wszystko się zgadzało. Odetchnęłam z ulgą. Zalogowałam się na konto i uiściłam opłatę. Zadzwoniłam do Ellie.
- Ellie, wszystko już załatwiłam. Trzydziestego pierwszego przylatujemy do Chicago, a chłopcy następnego dnia wylatują do Sydney.
- Jak to zrobiłaś?!
- Jakoś udało mi się to zorganizować. Kiedy przylatujecie do Chicago?
- Dwudziestego ósmego.
- To spotkamy się na miejscu i nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Połączyłam się z Niallem.
- Cześć Niall!- zobaczyłam chłopaka zajadającego się pizzą.
- Smacznego!
- Dziękuję. Jestem bardzo głodny, bo dzisiaj nic nie jadłem.
- Jak to nic nie jadłeś?! - zdziwiłam się.
- To jest niemożliwe, żeby on nie jadł przez cały dzień! - powiedział Harry.
- Tak, bo spotykałem się z Ewelą i rano zaspałem i nie miałem czasu zjeść śniadania, a potem już zapomniałem…
- Uuu… To widać, że jesteś zakochany.
- Niall, przylatujemy do Warszawy, zbieramy się tam wszyscy, poza Lou i Ellie i trzydziestego pierwszego wylatujemy do Chicago.
- Jak to?!
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Nie przerywaj. Masz zawiadomić zespół o zmianie. Wylatujemy z Warszawy o dziewiątej, trzydziestego pierwszego sierpnia i lecimy do Chicago. Zapamiętasz? Może sobie zapisz, albo prześlę ci maila. Pozostali do zawiadomienia Danielle z Liamem. Ponieważ nie byli aktywni na Skype, napisałam do nich maila. Napisałam, że komputer jest u nas włączony i czekamy, żeby się z nami połączyli.
- Nieźle ci to wszystko wyszło. Masz łeb do interesów. Moja organizatorka – powiedział Harry - zajęło ci to niecałe dwie godziny i przeorganizowałaś wszystko. Nie każdy to potrafi. Widziałam w jego oczach dumę.
- Nic w tym trudnego - powiedziałam.
- Dla niektórych byłyby to schody do nie do przebycia - powiedział Harry, a ja zaczęłam się śmiać.
- Jak widzisz, można wszystko fajnie załatwić. Mam nadzieję tylko, że Niall w tym wszystkim nie zapomni powiadomić zespołu. Trochę mnie to gryzło, więc postanowiłam napisać maila do Andrew. Napisałam go i wysłałam do każdego członka zespołu, oraz do Dużego Bo. Po krótkim czasie Duży Bo się odezwał:
 A jak ja jestem w Chicago, to mam wracać do Polski?
Odpisałam, że nie. Że może na nas czekać na lotnisku. Byłoby miło, żeby zorganizował dla nas jakiś transport z lotniska do domu. W odpowiedzi Duży Bo przysłał uśmiechniętego emotikona  i zapytanie:
 A kto będzie dla nas gotował?
Postanowiłam połączyć się z nim.
- Cześć Duży Bo - powiedziałam, gdy pojawił mi się na ekranie. Dlaczego pytasz się o kucharza?
- Bo jest ze mną Kazyk. U Simona nie ma pracy, więc zabrał się ze mną.
- To cudownie! – powiedziałam - Zapytaj się, czy nie podjąłby się pracy u nas.
- A na długo?
- Na pewno na miesiąc. A może być i dłużej. Zobaczymy.
- Dobrze. Dam znać. Od trzydziestego? - zapytał się.
- Tak.
Rozłączyliśmy się. Zadzwonił Niall.
- Czemu mnie uprzedziłaś?! Nie ufasz mi?!
- Ufam, ale bałam się, że przy twoich obecnych przeżyciach możesz zapomnieć.
- Okej, wybaczam ci. Gdyby to zrobił Harry, to bym mu nie wybaczył.
 Harry zaczął chichotać.
- Czy on tam jest? - zapytał Niall.
- No, jest - powiedziałam.
- Cześć mężu swojej żony! Mężu mojej przyjaciółki! Przyjacielu, mężu mojej kochanej żony!
- O ile wiem, to ty jeszcze jesteś kawalerem. Ja jestem żonaty i nie z Eweliną, tylko z Megan, a tobie to chyba słoń na rozum nadepnął.
- Oh… Przepraszam. Pochrzaniło mi się wszystko…
- Dlatego Megan postanowiła napisać do zespołu, bo mogłeś wszystko pokręcić i zespół by czekał na nas trzydziestego września na lotnisku.
- A kiedy ma czekać?!
- Trzydziestego pierwszego sierpnia… Tego roku- powiedział Harry.
Zaczęłam dusić się ze śmiechu.
- A Zayn jest w Warszawie? - zapytał Harry.
- Jest. Podłapał jakąś laseczkę i jest mocno zakochany.
- Widzę, że pomór padł na One Direction. Trzy śluby i dwa w przyszłości. Jak to się wyda, to macie przechlapane…- powiedziałam.
Pożegnaliśmy się z Niallem. Sprawdziłam pocztę i dostałam parę wiadomości i potwierdzeń. Cały zespół właściwie się potwierdził, więc byłam przekonana, że wszystko się uda. Wieczorem zaczęłam się denerwować, że Liam z Danielle się nie odezwali, ale Harry mnie uspokajał, że pewnie pojechali na jakąś wycieczkę i na pewno się odezwą. Na następny dzień rano, poszłam karmić delfiny razem z Harrym. Było ich jakoś więcej. Zobaczyłam, że gruby delfin ma małe… I już nie jest gruby. Zaczęliśmy się cieszyć jak dzieci. Oczywiście od Hazzy dostała najwięcej ryb,  ale inne delfiny jej nieatakowały. Gdy ryby się skończyły, delfiny odpłynęły.  Włączyłam komputer. Na Skype nikogo nie było. Sprawdziłam pocztę. Potwierdzenia od Danielle i Liama nie było…

 


*Cześć Wam Ludki :) Jak tam? Co porabiacie? Ratujcie mnie przed tymi cholernymi zawodami z pingponga... Coś czuję, że ten tydzień będzie zawalony nauką... Co ja mogę Wam napisać? Cieszę się, że Wam się podoba :D
                                                                                                                                      ~Meg

8 komentarzy:

  1. Jak zwykle zajebisty :)

    Bardzo się cieszę na małego Tomlinsona xD

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie <3
    http://alexis-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach dziękuję, dziękuje :D Z małym Tommo, to dopiero początek :> nie zdradzam więcej :D

      Usuń
  2. Cudowny rozdział *.* Kocham twojego bloga, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    Kaja xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Kim jestę ? FANKĘ ! XD Czego chce ? ROZDZIAŁU ! Kiedy ? TERAZ ! XD Cuuuuuuudowny *_________* .

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny, piękny *___* Zgadzam się z komentarzem powyżej *_* Wielkię Fankę *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebisty *____________* next next next ! *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. o jaki cudny przez całe 5 dni czytalam twoje opowiadanie jest anprawde meega cuudowne serio masz talent!! czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) jestem mile zaskoczona :D za chwilę wrzucę kolejny :D jakbyście mogły udostępnić, gdzie popadnie, to byłoby super :D

      Usuń