sobota, 24 sierpnia 2013

87 :)

Był dwudziesty szósty grudnia. Ślub Nialla. Siedzieliśmy w domu Simona i czekaliśmy, aż zacznie się ceremonia. Święta minęły nie wiadomo kiedy. Michał z Arturem przylecieli razem z ciocią Ewą              i paroma koleżankami Eweliny. Byli rodzice Nialla, rodzeństwo i przyjaciele. Pachniałam pięknie, co stwierdził Harry i nie tylko. Od Louisa dostałam perfumy IMPERIAL MAJESTY CLIVE’A CHRISTANA, jednak nie w aż tak oszałamiającej wersji, którą kupił mi Harry. Ale miałam flakon i przelałam je do niego. Wigilię spędzili wszyscy u nas, a myśmy zostali zaproszeni na Pierwszy Dzień Świąt do Gabrieli  i Jay’ a. Prezenty zostały podłożone pod pięciometrową choinką na zewnątrz, a żeby było lepiej, w Wigilię wieczorem, zaczął padać śnieg. Myśmy sobie rozdali prezenty w Wigilię, po tym, jak wyszli wszyscy goście. Wszystko było wspaniałe. Musiałam tylko pożyczyć stół, bo nasz po rozstawieniu, niestety nie pomieściłby tylu osób. Pożyczyłam od Eleanor zastawę,  bo miała identyczną, jak ja. Sztućce pożyczyłam od Li i Dan. Dobrze było jednak brać ślub w jednym czasie i w tym samym miejscu…  Wszyscy byliśmy bardzo elegancko ubrani. Darcy znów trochę pomarudziła, że nie ma długiej sukni, ale Harry jej szybko wybił to z głowy.
Ewelina wszystko trzymała w wielkiej tajemnicy, więc nawet nie wiedziałam, jaką będzie mieć sukienkę. Harry siedział koło mnie i gdy zagrali marsz Mendelsona, złapał mnie za rękę.
 -  Pamiętasz? -  Szepnął.      
- Co mam nie pamiętać?                                
 -  Wydaje mi się, jakby to było wczoraj…
Nie daleko nas siedziała Danielle, a Ellie z Louisem i bliźniakami siedzieli z tyłu. Prawie wszystko zgadzało się, jak w moim śnie. Zachciało mi się śmiać. Niall stał przy stoliku, przy którym miał być ślub i czekał na pannę młodą. Zayn był świadkiem i stał razem z nim. Chyba był bardziej zdenerwowany od Nialla. Sprawdzał bez przerwy, czy ma obrączki i bez przerwy zerkał w stronę Dominiki. Okazało się, że zostali parą na tourne, na które pojechała w zastępstwie za Danielle, jako makijażystka zespołu. Obejrzałam się i zobaczyłam Ewelinę prowadzoną przez Artura. Nawet byłam zdziwiona, że nie zaprosiła ojca… Ale cóż… Jej sprawa… Widocznie ojciec coś podpadł. Gdy popatrzyłam na Nialla, patrzył się na Ewelinę, jak w obrazek i był bardzo szczęśliwy, co mnie bardzo ucieszyło. Oczy mu się świeciły, jak nigdy. Wreszcie po dwóch latach dochodziło do skutku to, o czym marzył przez cały czas. Darcy nawet polubiła Ewelinę i miałam nadzieję, że dalej tak zostanie. Uroczystość przebiegła bez zakłóceń, po za tym, że mama Nialla się rozszlochała na sam koniec. Wszystko było bardzo uroczyste. I nie było żadnych wygłupów. Po uroczystości zaproszono nas do jadalni połączonej z salonem. Dla takiej ilości osób, jadalnia była za mała. Dzieci siedziały przy osobnym stoliku  i było tam bardzo wesoło. Uroczystość miała być krótka, bo Niall z Ewelą mieli samolot na Hawaje za cztery godziny. Kazik z Chudym Su przeszli samych siebie i uczta była fantastyczna. Gdy wznoszono pierwszy toast, umoczyłam usta i odstawiłam kieliszek.
 -  Jeden możesz wypić -  powiedział cicho Harry.
 -  Nie jestem taka pewna -  odpowiedziałam.
 -  Czy coś się dzieje? -  Zaniepokoił się.
 -  Nie. Nic się nie dzieje. Wszystko gra. Panuję nad sytuacją -  odpowiedziałam.
Harry się martwił, bo do mojego porodu zostały cztery tygodnie.
Po tym, jak Darcy się urodziła wcześniej, zamartwiał się, że potomek także urodzi się wcześniej. Nie byliśmy zdecydowani, jak będzie się nazywać. Ja myślałam o Antosiu, a Harold myślał o Joshu, na co nie chciałam się zgodzić, bo mieliśmy już w zespole jednego Josha. Przyszedł on na miejsce Billa, który ze względów zdrowotnych musiał odejść z zespołu. Następnie Harry wpadł na pomysł, aby nazwać potomka Mickiem Juniorem… Co już mi się kompletnie nie podobało. Postanowiłam mu w inny sposób wybić go z głowy. Zadzwoniłam więc do Micka Seniora i bardzo miło sobie z nim porozmawiałam. Na początku zapalił się do tego pomysłu, ale jak mu powiedziałam o co chodzi, to powiedział, że mam rację i mam wybić to z głowy mojemu mężowi. Rozpoczęły się tańce, ale ja marzyłam, żeby wrócić już do domu. Harry się zapytał, czy zatańczę, na co mu powiedziałam, że chyba zwariował.
- Ale jakiś wolny, mogłabyś zatańczyć.
- Ale teraz nie ma wolnych -  odpowiedziałam -  jak będzie wolny, to zatańczę. To znaczy, uwieszę ci się u szyi, lecz nie wiem, czy będziesz z tego zadowolony.
 -  Z tobą zawsze.
Mama balowała z Michałem, tak samo, jak Gabriela z Jay’ em, Dominika z Zayn’ em i Eleanor z Lou. Oczywiście po za mną i Danielle. Siedziałyśmy przy jednym stoliku i obydwie marzyłyśmy, żeby iść do domu.
 -  Boże, chciałabym się położyć… -  powiedziała Danielle.
 -  Ty też? -  Zapytałam -  To chodź. Wymkniemy się „po angielsku”.
Podeszłyśmy do świadka, czyli Zayna, który chwilowo stał pod ścianą i popijał szampana powiedziałyśmy mu, że idziemy do domu.
 -  Dobrze, dobrze -  odpowiedział.
Ubrałyśmy się i wyszłyśmy. Ruszyłyśmy wolnym krokiem do domu.
 -  Może pójdziemy do mnie i się położymy u mnie? -  Zaproponowałam.
 -  Nie, pójdę do siebie. Z chęcią zdejmę sukienkę i się położę na łóżku -  odpowiedziała.
 -  Jak chcesz -  rzuciłam.
Rozstałyśmy się pod moim domem. Danielle poszła do siebie, ja do siebie. Wdrapałam się na górę,
przebrałam w coś wygodnego i położyłam do łóżka. Zasnęłam bardzo szybko. Obudził mnie telefon.
 -  Gdzie ty jesteś? Dzwonię do ciebie chyba już z piąty raz. Gdzie ty jesteś?
 -  No jak to gdzie?
 -  W sypialni.
 -  No, jak to w sypialni? Liam szuka Dani, ja szukam Ciebie. Nikt nic nie wie…
 -  Jak to?! Przecież mówiłyśmy Zayn’ owi, że idziemy.
 - Zaraz przyjdę - usłyszałam później tylko - ZAAAAAAAAAAAAAAYYYYYYYYNNNNNNNNN!!! - Dalej już
nie usłyszałam, bo Harry się wyłączył. Za dwie minuty Harry był w domu na górze.
- Co się stało? -  Zapytał zadyszany.           
 -  Nic się nie stało. Jestem zmęczona siedzeniem na krześle, bo potomek mi daje w kość, a właśnie.
Jak będzie miał na imię?
 -  Josh.
 -  Nie. Antoś.
 -  Jak ja mam to wymówić?!
 -  Antoś.
 -  Antosz -  powiedział Harry.
Wybuchłam śmiechem, a potomek mnie kopnął.
 -  Ała. Widzisz? Zdenerwował się. Powiedz Antoś.
 -  Antosz.
Ciężko westchnęłam.
 -  To powiedz Antoni, albo Toni.
 -  Toni może być. Też mi się podoba.
 -  To jest już ustalone. Wiesz Harry, już chyba więcej dzieci nie będziemy mieli. Mam tego dosyć -  
Powiedziałam -  zapomniałam już, jak to się ciężko chodzi pod koniec ciąży… Dwójka nam wystarczy.
Chyba.
 -  No zobaczymy. Może jeszcze  jakieś bliźniaki… -  rozmarzył się.
 -  Wybij to sobie z głowy. Żadnych bliźniaków! -  Wrzasnęłam.
 -  Uspokój się -  powiedział podchodząc do mnie.
 -  Jak nie będziesz chciała, to już nam wystarczy dzieci. Mam zostać z tobą?
 -  Nie, idź. Możesz się bawić dalej - odpowiedziałam.
 -  Jak chcesz, to mogę zostać z tobą.
 -  Nie, nie.
 - To śpij sobie. Jakby coś się działo, to telefon mam przy sobie, wibracje włączone, także będę czuł –
po chwili już go nie było.
Leżałam na plecach, a Antoś wywijał kankana. Kopał równo. Zaczęłam się głaskać po brzuchu.
 -  Antosiu, proszę. Przestań mnie kopać, proszę -  powiedziałam.
Na chwilę przestał. Próbowałam zasnąć, ale mi nie dawał. Leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit.
Wzięłam komórkę i zadzwoniłam do Danielle.
 -  Halo? -  Usłyszałam jej zaspany głos.
 -  Jezu… Obudziłam cię?                 
 -  No…
 -  Przepraszam. Chciałam pogadać. To śpij dalej. Zadzwonię do kogoś innego.
 -  Do kogo masz innego dzwonić, skoro wszyscy wokół bawią się w najlepsze?
No tak… Jak zwykle miała racje.
 -  Zadzwonię do doktora Jana.
 -  A co ty chcesz od niego?
 -  Może mi coś doradzi, żeby Antek przestał mnie tak kopać.
 -  Moja Jasmine w ciągu dnia szaleje.
 -  To chociaż możesz się wyspać…
 -  To może zaśpiewaj mu jakąś piosenkę?
 -  Musiałabym ściągnąć tatusia, żeby  zaśpiewał, a tego nie chcę robić. Jak ja zacznę  śpiewać, to mój
potomek skopie mnie jeszcze bardziej -  zaczęłam się śmiać.
 -  To już nie wiem, co ci poradzić. Może rzeczywiście zadzwoń do doktora Jana…
 -  No, to w takim razie śpij. Nie będę ci już przeszkadzać -  powiedziałam do Danielle.
Rozłączyłam się i chciałam zadzwonić do doktora, ale było mi głupio, żeby mu zawracać głowę. Bałam
się dotknąć do wieży, żeby jej przypadkiem nie zepsuć, bo następnych pięćdziesięciu tysięcy nie
 miałam, żeby odkupić Hazzie’ emu sprzęt. A właściwie sprzęt był nasz. Mieliśmy wspólnotę
 majątkową, czyli wychodziło, że wieża jest także moja, ale bałam się, że ją uszkodzę.
Postanowiłam, że zejdę na dół i włączę sobie telewizor. Położyłam się wygodnie na kanapie, włączyłam wcześniej światło oraz telewizor. W MTV podawali, że Niall Horan dzisiaj się ożenił i że jedzie w podróż poślubną, ale nie wiadomo gdzie. Już widziałam miliony płaczących dziewczyn, że to nie one, ale cóż… Takie życie… Tylko z jedną mógł się ożenić…  Toni szalał równo, więc głaskałam się dalej po brzuchu i rozmawiałam z nim czule. W ten sposób zasnęłam na kanapie. Obudził mnie jakiś hurgot.
 -  Cicho bądź, bo obudzisz Megan. Będziesz spał tu na kanapie -  usłyszałam głos Michała.
Wstałam.
 -  A co ty tu robisz?
 -  Nie mogłam spać.
Harry był pijany całkowicie.
 -  Stracił poczucie rzeczywistości -  powiedział Michał.
Harry coś bełkotał pod nosem. Już takiego go widziałam.
 -  To co? Chcesz z nim spać, czy kłaść go tutaj?
 -  Lepiej połóż go tu -  powiedziałam -  przykryje się go kocykiem i niech śpi.
 -  Może go rozbierzemy?
 -  Będę wdzięczna, jak mi pomożesz.
 -  Przyniosę jakieś prześcieradło, żeby nie zniszczył kanapy -  powiedziałam i poszłam na górę.
Wyciągnęłam z szafy prześcieradło, wzięłam koc, poduszkę Harry’ ego. Postanowiłam wziąć jeszcze
drugi koc, żeby położyć go pod prześcieradło. Zeszłam z tym wszystkim na dół. Michała,
ani Harry’ ego nie było. Popatrzyłam w stronę łazienki. Paliło się tam światło. Usłyszałam, co
usłyszałam. Zaczyna się… Może ja w ogóle nie będę spała? Jeden rzyga, drugi kopie… Co za rodzinka…
Przygotowałam kanapę i zajrzałam do łazienki. Harry klęczał przed sedesem w samych bokserkach,
a Michał stał w bezpiecznej odległości.
 -  Dobrze, Michał idź. Dam sobie radę.
 -  Jak sobie dasz radę?
 -  Już tak miałam.
- Ale nie byłaś wtedy w ciąży w ósmym miesiącu.
Przyznałam mu rację.            
 -  Gdzie mama i Darcy? -  Zapytałam.
 -  Darcy z chłopakami śpią u Kazika. Darcy sobie też podpiła.
- Co?! -  Zdenerwowałam się.
 -  Ktoś zostawił w zasięgu ich rąk alkohol no i się domyślasz, co było potem. Jutro na pewno będzie ją
 bardzo boleć głowa.
 -  Jedna z kacem, drugi z kacem to już dla mnie za dużo chyba będzie -  powiedziałam śmiejąc się do
 Michała.
 -  Nie martw się. Poradzimy sobie.
Wyglądało na to, że Harry chyba zasnął nad tym sedesem, więc Michał się nachylił nad nim i zaczął go
 trącać.
 -  Harry, już? -  Zapytał.
Odpowiedział mu jakiś bełkot.
 -  Ja nad nim poczuwam. Idź na górę i połóż się.
- Ale to tak nie może być. Jesteś u nas w gościach i…
 -  Dobra. Ja jestem lekarzem. Wiem, jak się zajmować takimi -  odpowiedział -  idź  się połóż -  nalegał.
Cóż mi pozostało? Wyszłam z łazienki i w tym momencie natknęłam się na mamę.
 -  Nie śpisz?
 -  Nie, bo młody daje mi popalić.
 -  Widziałaś Harry’ ego?
 -  Widziałam… To nie pierwszy raz…
 -  Jak to nie pierwszy?
 -  A to jeszcze w narzeczeńskich czasach, jak byliśmy w Londynie. Zdarzyło nam się raz -  wyjaśniłam.
 -  To niedobrze. Ma pociąg do alkoholu?!
 -  Nie mamo. Zdarzyło mu się  raz. Teraz drugi, ale dzisiaj jest wytłumaczony, bo przyjaciel się żenił.
Mama przytaknęła.
 -  No może i masz rację -  powiedziała -  masz -  podała mi marynarkę Harry’ ego.
 -  A co z Darcy?
 -  Darcy się ubzdryngoliła. Tak, jak tatuś.
 -  Daj spokój. Będzie zatrucie alkoholem.
 -  Nie, aż tak, ale zaczęła się rozbierać i doszliśmy do wniosku z Michałem, że trzeba będzie ją kłaść
 spać. Chłopcy zresztą też. Michał się zastanawiał, czy nie zrobić im płukania żołądków, ale doszedł do
 wniosku, że nie trzeba.
 - Michał kazał mi iść do siebie.
 -  I ma rację. Niech Harry tu śpi. Jeszcze cię kopnie, albo łokieć ci wsadzi pod żebro, lepiej niech śpi
 tutaj.
 -  Michał powiedział, że będzie nad nim czuwał.
 -  Zaraz go zabiorę na górę. Niech ten pijaczyna sobie tutaj śpi.
Trochę się obruszyłam.
 -  Jak to pijaczyna?! Co ty!
 -  A nie? No dobrze. Niech ci będzie. Mój zięć, kochany -  powiedziała mama z przekąsem.
Michał wyprowadził Hazzę. Właściwie go wyniósł z łazienki i o mało się nie przewrócili.
Mama podbiegła do Michała i przytrzymała ich.
 -  Już wróciłaś, Aniu?
 - Tak.
 - Wiesz, ja dzisiaj, będę czuwać nad Harrym, także idźcie spać - powiedział poważnie Michał –
najwyżej jutro odeśpię.
Westchnęłam ciężko i poszłyśmy z mamą na górę. Położyłam się znowu na łóżku i czekałam, aż będę
mogła zasnąć, ale Antoni nie dawał mi spać. Niestety zapowiadała mi się bezsenna noc. Spać mi się
chciało i powieki mi ciążyły, ale Junior nie chciał spać. Poszłam do Michała. Siedział w fotelu i pilnował
Hazzy.
 -  Nie masz jakiejś miski? -  Zapytał -  bo nie będę go tak targał za każdym razem do łazienki -  powiedział.
Poszłam do kuchni i dałam mu miskę.
 -  A co cię tu sprowadza?
 -  Nie mogę spać. Tak mnie kopie, że nie mogę po prostu zasnąć.
 -  Mogę ci tylko coś dać na uspokojenie.
 -  A to można?
 -  No, jak ci nie daje spać, to można.
Michał poszedł na górę, a ja zostałam przy Hazzim. Chrapał w najlepsze. Spać  mi się chciało, jak nie
wiem co, a Antoni kopał cały czas. Po pewnym czasie Michał zszedł i przyniósł mi tabletkę.
 -  Idź do łóżka. Weź tą tabletkę i spróbuj zasnąć. Ale musisz być w łóżku.
 -  Dlaczego?
 -  Bo może bardzo szybko zadziałać.
Posłuchałam Michała i poszłam na górę. Gdy wlazłam do łóżka, wzięłam tabletkę i nic. Nic się nie
działo. Jak kopał, tak kopał, ale bałam się już wstać z łóżka, żeby przypadkiem nie zasnąć w drodze.
 Obudziłam się rano. Wyspana. Była godzina dziesiąta. Przypomniałam sobie zdarzenia nocne i
 wyskoczyłam z łóżka. Zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje na dole. Niall pewnie z Eweliną byli na
wyspach, więc zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest teraz Darcy. Poszłam się umyć i ubrać. Gdy
wróciłam do pokoju, usłyszałam, że za drzwiami coś się dzieje. Otworzyłam je, a pod drzwiami stał
biedny Harry z miną nieszczęśnika.
 -  Ja cię strasznie przepraszam -  powiedział szeptem.
 -  No zdarza się -  powiedziałam wspaniałomyślnie.
 -  Tak mnie strasznie boli głowa. Nie wiesz, kto mnie tam położył?
 -  Wiem.
 -  Ty?!
 -  Z Michałem.
 -  Bardzo rozrabiałem?
 -  Tak sobie -  zlitowałam się nad nim.
 -  Wpuścisz mnie do sypialni?
 -  Ja już wstałam. Możesz iść.
 -  Przeprosisz Michała?
 -  Sam przepraszaj -  odpowiedziałam.
 -  Masz rację, ale nie mów tak głośno.
 -  Może ci muzykę puścić?
 -  Nie. Tylko nie to.
 -  To kładź się i idź spać -  powiedziałam.
Harry wlazł do łóżka. Nie przeszkadzał mu brak poduszki, a ja zeszłam na dół. Na dole mama
szykowała śniadanie.
 - Dzisiaj mamy resztki z pańskiego stołu, jak to nazywa babcia -  zaczęła śmiać się mama -  jak tam?
Wyspałaś się?
 -  Tak. Ten proszek od Michała był genialny. Wydawało mi się, że nie zasnę, ale zasnęłam od razu.
 -  Bo Michał jest dobrym lekarzem. Szczególnie na uspokojenie.
 -  Tak. Masz rację, a śpi chociaż?
 -  Tak, przyszedł o piątej rano do łóżka, bo stwierdził, że już więcej się nic nie będzie działo.
 -  Przed chwilą Harry wrócił do sypialni -  powiedziałam.
 -  No i dobrze. Niech dzisiaj odeśpi.
 -  A co? Byłaś u Kazika?
 - No poszłam się dowiedzieć, co z Darcy. Śpi. Kazik prosił, żebym się zlitowała i wzięła trochę
jedzenia, bo nie wie, co z tym będzie miał robić.
 -  No, ale są goście.
 -  Zdaje się, że gościom nie smakowało.
- Co takiego?! -  Zdziwiłam się.
 -  Tak wywnioskowałam, z tego co mówił Kazik.
 -  Przecież wszystko było znakomite.
 -  Mnie też wszystko smakowało -  powiedziała mama -  dlatego byłam bardzo zaskoczona, gdy mi to powiedział. A wiesz, że Danielle pojechała do szpitala?
- Co się stało?!
 -  No, jak to co. Zaczęła rodzić.
 -  KIEDY?!
 -  Rano.
 -  Kto z nią pojechał?!
 -  Michał ją zawiózł i wrócił z powrotem. Liam się nie nadawał.
 -  Boże, to ja muszę pojechać do szpitala. Ona jest tam sama?
 -  Z doktorem Janem.
 -  To może ja pojadę? -  Zadeklarowałam.
 -  Doktor Jan ma zadzwonić, jeżeli coś się urodzi.
 -  Nie „coś”, tylko Jasmine -  powiedziałam- Ale ona tak sama będzie, biedna.
 -  Nie jest sama. Jest przy niej doktor Jan.
 -  A czy nie można czegoś zrobić, żeby Liama doprowadzić do ładu?
 -  Nie wydaje mi się.
 -  Dobra. Ja zaraz pójdę do Liama.
Złapałam płaszcz i wściekła wyszłam z domu. Poszłam obok. Zaczęłam walić w drzwi. Liam długo nie
otwierał. Dzwoniłam, stukałam, waliłam. Po piętnastu minutach, otworzył zaspany Liam.
- Co się stało? -  Zapytał.
 -  JAK TO CO?! TWOJA ŻONA RODZI, A TY ŚPISZ?! -  Wrzasnęłam.
 -  Nie tak głośno! Co powiedziałaś?!
- Że TWOJA ŻONA RODZI! -  Wrzasnęłam jeszcze głośniej.
 -  Ciszej, proszę. Co mówiłaś o Danielle?
- Że Danielle jest w szpitalu i rodzi -  powiedziałam.
- Co mówiłaś? -  Powtórzył znów -  Danielle rodzi? -  Zdziwił się -  gdzie?            
 -  W szpitalu! -  Nie wytrzymałam nerwowo -  Jedziesz tam, czy nie?
 -  Tylko się ubiorę. Możesz mi zamówić taksówkę?
 -  Mam lepszy pomysł. Pojadę z tobą. Pospiesz się z tym ubieraniem, bo nie wiadomo, czy nie urodziła.
 -  O której godzinie?
 -  O czwartej zaczęła.
 -  A ty skąd o tym wiesz?
 -  Od mamy. Michał ją zawiózł do szpitala.
 -  Boże… Jak mnie strasznie boli głowa.
 -  Michał teraz śpi. Nic ci nie da. Weź polopirynę i już. Zasuwamy.
 -  Myślisz, że ona mnie będzie chciała widzieć? -  Zaczął płakać.
 -  Pewnie, że będzie chciała.
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Do szpitala dojechaliśmy bardzo szybko, bo nie było jakoś
korków. Był to dzień poświąteczny, więc ludzie czaili się na wyprzedażach, pod sklepami.
Weszliśmy do szpitala i pokierowałam Liama na porodówkę. Sama usiadłam sobie w poczekalni.
W pewnym momencie przechodził doktor Jan i mnie zauważył.
 -  A co pani tu robi?!
 -  Przywiozłam Liama.
 -  Jak to?! Pani przywiozła Liama?!
 -  No tak, bo wczoraj był ślub Nialla i panowie sobie popili.
 -  To pani mąż nie mógł go przywieźć?
 -  Nie. Mój mąż jest w jeszcze gorszym stanie.
 -  Zapraszam do mnie do gabinetu -  powiedział zdenerwowany -  przecież pani może w każdym
momencie zacząć rodzić.
 -  No jeszcze chyba nie, panie doktorze.
 -  Pani Danielle też miała razem z panią urodzić i co?!
 -  Niech pan, panie doktorze tak nie mówi, bo jeszcze urodzę -  powiedziałam.
Doktor Jan zaczął się śmiać.
- Żeby to tak można było. Zdenerwować pacjentkę, a ona urodzi.
 -  Niech mnie pan lepiej nie prowokuje.
Doktor mnie zbadał i stwierdził.
 -  Dzięki Bogu jeszcze dzisiaj pani nie urodzi. W każdym bądź razie nie wygląda na to, a jak tam
Michał?
 -  Śpi po dzisiejszej nocy.
 -  Jak to? Wyglądał całkiem trzeźwo, jak przywiózł panią Danielle.
- Ale opiekował się przez całą noc, moim mężem i teraz odsypia.
 -  No tak… Ale ja pani samochodem nie puszczę. A nikt nie może pani zabrać? Duży Bo?
 -  Dużego Bo nie ma, bo pojechał na urlop.
 -  To ja panią odwiozę.
 -  A jak z Danielle? Ona na pana liczy.
 -  Niech pani tu siedzi i nigdzie się proszę nie ruszać.
Doktor wyszedł z pokoju. Po pięciu minutach wrócił i powiedział:
 -  Proszę zejść na dół. Karetka na panią czeka.
- Ale ja nie muszę.
 -  Musi. Bez dyskusji. Proszę jechać. Samochód odwiezie pan Liam.
 -  Nie wiem, czy on jest w stanie..
 -  No to może Michał przyjechać. Chętnie się z nim zobaczę.
 -  To może nas pan doktor odwiedzi? Zapraszam na kolację.
- Jeśli tu nie będę potrzebny, to chętnie przyjdę. A gdzie teraz państwo mieszkacie?
 -  Na Wiśniowej.
 -  A gdzie to jest?
Wytłumaczyłam doktorowi, jak ma do nas dojechać i zeszłam zrezygnowana na dół. Wiedziałam,
że z doktorem nie wygram. Karetka pojechała na sygnale. Poznałam bardzo miłych sanitariuszy,
którzy się zaśmiewali z zaistniałej u nas sytuacji.
 -  To zrobimy dowcip małżonkowi -  powiedział Brad  -  jeden z sanitariuszy.
Wziął koc, uformował małe zawiniątko. Wziął prześcieradło, owinął to zawiniątko nim i wyglądało to
rzeczywiście, jakby w środku było dziecko. Podjechaliśmy na sygnale na Wiśniową.
 -  A który numer jest u pani? -  Zapytał przy bramie.
- Ale tam jest moja mama. Ona się zdenerwuje.
 -  Dobrze, to poproszę Harry’ ego Stylesa.
 -  Numer drugi w takim razie.
Odebrała mama.
 -  Halo? -  Usłyszeliśmy.
 -  To mama -  szepnęłam.
 -  Czy mogę rozmawiać z Harrym Styles’ em, przyszła do niego przesyłka i tylko on może ją odebrać.
 -  A co to jest? -  Zapytała zaciekawiona.
 -  Tego nie mogę powiedzieć.
 -  Dobrze. Zaraz go obudzę -  powiedziała mama i nastąpiła cisza.
Po paru minutach drzwi w naszym domu się otworzyły i wyszedł Harry. Gdy zobaczył karetkę, od razu
 wytrzeźwiał.
 -  Mamy dla pana przesyłkę -  rzucił Brad do Harry’ ego  -  pan Harry Styles?
 -  Tak.
 -  Do rąk własnych przesyłka -  zaczął się gramolić z karetki razem z kukiełką.
Gdy Harry zobaczył sanitariusza z „przesyłką”, momentalnie zbladł i zaczął  się pytać:
 -  Czy to moja żona?!
 -  Nie. To nie jest pana żona -  powiedział twardo Brad.
 -  To jest przesyłka od pańskiej żony.
 -  Czy moja żona urodziła?! -  Zapytał niepewnie.
 -  Tak, ale sama musiała zostać w szpitalu, jej stan jest bardzo poważny.
Harry jeszcze bardziej zbladł.
 -  Chyba nie będzie pan mdlał. Co z pana taka baba? -  Powiedział Brad.
Dusiłam się ze śmiechu, leżąc na noszach.
 -  No dobra. Jak tak pan blednie, to niech pan lepiej zajrzy do karetki. Przywieźliśmy panu żonę.
 -  Jak to?! -  Się zdenerwował.
 -  Proszę się nie denerwować. Wszystko jest w porządku. Chcieliśmy zrobić panu dowcip. Niech pan
lepiej nie pije, kiedy żona jest w takim stanie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie pan musiał ją
 zawieźć do szpitala -  pouczył Harry’ ego -  tak, jak pan Liam.
 -  To moja żona nie urodziła?! A co się stało z Liam’ em?
 -  Żona pana Liama rodzi. Pańska jeszcze nie. Czeka na pana w karetce i się świetnie bawi -  dodał -
 Musieliśmy ją troszkę rozkręcić, bo była strasznie zdenerwowana. Chciała dzisiaj już rodzić.
 -  Jak to?! -  Powiedział zdziwiony Harry.
 -  Pan wie, że kobiety w ciąży są nieobliczalne.
 -  To wiem.
 -  Przywiozła pana Liama do szpitala.
 -  A co z samochodem?
 -  Nie pyta pan co z żoną, tylko pyta pan co z samochodem? -  Podsumował Brad.
 -  No mówi pan, że wszystko w porządku.
 -  Tak. Wszystko w porządku. Niech pan idzie do żony.
 -  A skąd ja mogę wiedzieć, czy wy nie jesteście przebierańcy? Pan mi tu jakieś dziwne rzeczy
opowiada.
 -  Pani Megan, niech pani wyjdzie, bo mąż nie chce wierzyć, że pani tam jest.
Gdy wysiadłam z karetki, Harry miał jednak bardzo dziwną minę.
 -  To jednak prawda?
 -  Prawda, prawda. Wszystko, co panu powiedziałem, to względna prawda, ale to, że pani Megan jest
w karetce, to była święta prawda.
 -  Czy coś się stało? -  Usłyszałam od drzwi.
 -  Nic się nie stało -  odpowiedziałam mamie -  zawiozłam Liama do szpitala.
 -  Jak to ty zawiozłaś Liama do szpitala?! -  Powtórzyła po mnie.
 -  Normalnie. Samochodem.
 -  I co?! Sama prowadziłaś?!
 -  No, a kto?! Przecież Liam się nie nadawał. Może wejdziecie do nas na kawę?
 -  Nie. Musimy wracać do siebie, do roboty. Dzięki Bogu jeszcze nie było wezwań.
Pożegnaliśmy się i odjechali już nie na sygnale.
 -  Fajnie się jechało na sygnale -  powiedziałam do Harry’ ego.
 -  Czyś ty na głowę upadła?! Jeździć w takim stanie samochodem?!
 -  A co?! Jest zakaz?! Ktoś musiał zawieźć Liama do szpitala. Nawet nie wiedział, że mu  się dziecko
rodzi!
 -  A to prawda?!
 -  Nie, ściema. Ktoś musiał go odwieźć.
 -  A Michał?
 -  Michał czuwał całą noc nad tobą. Zawiózł jeszcze Danielle do szpitala i wrócił, a teraz śpi.
 -  O matko… To trzeba jechać i wesprzeć Liama.
 - A może tak Danielle, a nie Liama?!
- Ale on na pewno jest chory…
 - Jaki chory. Najwyżej ma kaca. Po południu wpadnie doktor Jan - powiedziałam wchodząc do domu -  
Chciał się spotkać i pogadać z Michałem, ale w szpitalu nie ma warunków. Zaprosiłam go do nas na
 kolację. Zbadał mnie i stwierdził, że dzisiaj jeszcze nie urodzę. Cieszysz się?
 -  Oj tak…
Przytuliłam go do siebie. Hazza był jak zbity pies.
 -  Nie powinienem był pić, jak powiedział ten sanitariusz.
 -  No nie powinieneś -  powiedziałam -  sam mi kiedyś obiecywałeś. No, ale to był ślub Nialla, także ci
wybaczam.
 -  Czy mogę się jeszcze położyć? -  Zapytał.
 -  A kładź się -  powiedziałam.
Zadzwonił nasz telefon domowy.
 -  Nie, Danielle zaczęła. Louis, uspokój się. Jedyne trzeźwe osoby są mile widziane, a ty nie jesteś
trzeźwy. To nie jest wytłumaczenie. W porządku -  odpowiedział Harry -  jeszcze nie jej pora -  chwycił
 mnie zabawnie za nos -  jeszcze nie -  powiedział. Pogadali jeszcze chwilę.
 - To muszę wypić mocną kawę i jadę do szpitala. Sam nie pojedziesz. Jeszcze muszę wziąć prysznic.
Zimny. Jakieś dwie godziny nam się zejdzie. No, za nim się umyjesz, ubierzesz, wysuszysz, wypijesz
kawę, zejdzie się jeszcze ze dwie godziny - oświadczył Harry - mówisz, że będziesz za godzinę gotowy?
 To nie możliwe. To zobaczymy. Na razie - rozłączyli się.
- Co się stało?
 -  Lou się zamartwiał, że urodziłaś. Zobaczył karetkę i że wychodzę do karetki i wyszło mu, że
urodziłaś.

Zaczęłam się śmiać.  
   

* No Hej :3 Powróciłam :) Z góry przepraszam, że mnie nie było, ale po prostu nie mogłam, ale już wszystko gra :) Chciałam ten rozdział zadedykować mojemu bratu :) Także, gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz, ja zawsze będę myślami z Tobą. Fakt. Ostatnio mnie wnerwiasz, ale muszę przyznać, że Cię kocham, bo jesteś moją rodziną :)
Pomijając to, jak Wam się ten podobał? :) xx

7 komentarzy: