czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 85 :)

* Jak pewnie zauważyłyście, ostatnio bardzo często jak na mnie bywam :D Tak... Staram się, jak mogę i tak oto zapraszam na kolejny rozdział :D Życzę miłego czytania :) xx
                                                                                                                                   ~Meg


   Za dwa tygodnie miał być ślub Nialla. Ewelina przyjechała już dwa tygodnie temu razem z Kasią. Zamieszkały u Simona, którego obecnie nie było, ale obiecał, że na ślub przyjedzie. Artur  miał dojechać dwa dni przed ślubem razem z ciocią Ewą. Jako, że Simon miał wielką chałupę, zaproponował ją na dom weselny, co bardzo ucieszyło Ewelinę i Kasię, a chyba najbardziej mnie, bo Niall pamiętając mój sen, koniecznie chciał wyłożyć ściany oraz podłogę żelkami i innymi słodyczami. U Simona nie było nawet mowy o tym. Powiedziałam sobie w duchu, że nigdy więcej nikomu nie opowiem moich snów.  Przygotowania do ślubu trwały pełną parą. Kazik dwoił się i troił. Do pomocy został ściągnięty Chudy Su, co nas bardzo ucieszyło, bo się od dawna nie widzieliśmy.  Gdy przyjechał, latał po wszystkich i witał się z nami, jakbyśmy się nie widzieli przez trzydzieści lat. Potem z Kazikiem zamknęli się w kuchni Simona i zniknęli z pola widzenia. My z Danielle ledwo się toczyłyśmy i było nam coraz ciężej. Dominika przeprowadziła się do Zayna i ich związek rozkwitał w najlepsze.  Ślub miał być tylko cywilny, bo kościelny Ewelina zażyczyła sobie w Polsce.  Chłopcy mieli na swym dorobku już trzy płyty. Wszystkie były hitami. Nie dawali o sobie zapomnieć. Gabriela z Jay’ em też już wyznaczyli datę ślubu, ale nie poszli w nasze ślady i postanowili sami brać. Stroje ślubne załatwiała Ellie. Ja zostałam wyprowadzona z anemii przez piekielnego Kazika, gdy kazał mi jeść wątróbkę…. Fu… Chłopcy mieli jeszcze krótką trasę koncertową po Stanach, więc na razie ich nie było.   Na Wiśniowej królowały same panie.
Z efektu ogrodów byliśmy wszyscy zachwyceni. Po nie dużych poprawkach zostały zatwierdzone i wykonane. Dzieciaki miały dla siebie swój kącik, gdzie praktycznie stale przebywały, co bardzo rodzicom ułatwiało życie. Kącik był tak zaprojektowany, że nie mogły sobie zrobić krzywdy. Miałam w końcu wymarzony hamak zdążyłam go jeszcze wypróbować tej jesieni. Był bardzo wygodny i przestronny. Mama przyjechała, aby mi pomóc, gdy chłopaki pojechali w trasę. Oczywiście też była zaproszona na ślub. Michał miał przyjechać na święta.  Mama siedziała w kuchni i przygotowywała święta. Chciałam jej pomóc, ale mnie pogoniła. Byłam bardzo zawiedziona, ale z drugiej strony z tym brzuchem tylko przeszkadzałam w kuchni. Mama oczywiście przywiozła śledzie i ogórki małosolne. Ogórki były wtranżolone niemal natychmiast.  Do końca trasy zostały cztery dni. Oczywiście Harry   wpadł raz, bo twierdził, że się stęsknił i chciał sprawdzić, czy jestem zdrowa.
Weszłam do salonu, gdzie kominek był rozpalony i było bardzo przytulnie. Darcy siedziała z mamą w kuchni i pobierała nauki zarówno gotowania, jak i języka polskiego, z czego byłam bardzo dumna. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu ze szklanką gorącego kakao. Z kuchni dochodziły nieziemskie zapachy ciasteczek. Gdyby był Niall, to pewnie siedziałby 24H/ 7 u nas w kuchni… Harry obiecał, że jak wróci, pojadą z Darcy po choinkę. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie mamy żadnych ozdób choinkowych. Żadnych bombek, żadnych łańcuchów, lampek… NIC… Wstałam energicznie i usiadłam z powrotem, bo dostałam kopa od potomka.
 -  Cholera -  zaklęłam pod nosem.                        
- Co tak cholerujesz? -  Usłyszałam głos mamy.
 -  Cholelujeś? Cio to jeśt? -  Zaczęła się zastanawiać Darcy.
 -  Babcia ci wytłumaczy -  powiedziałam -  mama idzie do biblioteki.
Usiadłam przed laptopem od razu go włączając. Weszłam w Internet i w Google wpisałam: ozdoby
choinkowe. Wyskoczyło od groma i ciut, ciut wyników wyszukiwania.
Dopisałam: Chicago.O trzy czwarte ilość się zmniejszyła. Weszłam na jedną stronę,
 ale nic mi się tam nie podobało. Takie amerykańskie to wszystko było… Jakieś świecące renifery,
 bałwany, krasnale i tym podobne. W bardzo złym guście…. Wręcz bezguście… Kliknęłam na Harodsa.
Zaczęłam przeglądać ofertę. Na spokojnie. Niektóre rzeczy były fantastyczne, ale ceny też miały
fantastyczne… Mieliśmy w ogrodzie jedną, wielką choinkę, więc postanowiłam ją ubrać.
Zdecydowałam, że kupię wąż świetlny o długości 50 metrów.  Chyba powinien wystarczyć…
Kliknęłam w zakładkę z wężami świetlnymi. Zaczęłam przeglądać ofertę. Była tego masa…
Węże były podzielone  na oświetlenie wewnętrzne i zewnętrzne. Weszłam w oświetlenia zewnętrzne.
Interesowały mnie węże jednobarwne. Zachwycił mnie jeden, który, jak się okazało miał kilkanaście
 programów migotania i można było wybrać kolor, w jakim się chce. Bardzo mi się to spodobało i od
 razu się na niego zdecydowałam. Dodałam do koszyka. Wpadłam na pomysł, żeby zrobić ozdoby
 choinkowe własnoręcznie. Złapałam za telefon i zadzwoniłam do Danielle.
 -  Cześć Dan, co porabiasz?
 -  Leżę i się nudzę -  padła odpowiedź.
 -  To wpadnij do mnie. Ponudzimy się razem.
 -  Okej. Zaraz będę -  rzuciła i się rozłączyła.
Po piętnastu minutach zadzwoniła do drzwi. Czekałam na nią przy drzwiach.
- Cześć grubasie! - Rzuciłam.
- Cześć chuda - powiedziała Danielle.                   
- Ale sobie komplementy prawicie -  usłyszałyśmy z kuchni.
- A co nam zostało -  rzuciłam do mamy -  chodź. Zapraszam cię do biblioteki. Słuchaj.
Przypomniałam sobie, że musimy przecież ubrać choinki, a ozdoby może byśmy zrobiły
własnoręcznie? I tak i tak nie możemy się za bardzo ruszać… -  powiedziałam do Dani.
 -  Wiesz, to jest dobry pomysł -  oczy jej się rozświetliły.
 -  Dobra. Teraz tylko trzeba kupić materiały. Właśnie  zamawiałam wąż na naszą choinkę w ogródku.
 -  A jaki? Pokaż!
Kliknęłam na zdjęcie produktu.
- Ale super! Czy ja też mogę mieć taki? -  Zapytała.
 -  Zobacz, tu jest masa innych. Obejrzyj i zobacz. Może coś innego ci się spodoba -  zaproponowałam.
Danielle zaczęła przeglądać resztę węży i zachwyciła się dzięki Bogu innym. Trudno, żeby każda miała
taką samą choinkę…
 -  Patrz! Ale tu są też takie kurtyny świetlne! To do domu! -  Pokazała.
 -  Z tym, to poczekam na Hazzę. Niech też chłopak ma radochę.
Dani się zaczęła śmiać.
 -  Może i masz rację… Przecież nie możemy za nich wszystkiego zrobić.
Przytaknęłam.
 -  Całkowicie się z tobą zgadzam -  powiedziałam.
Zamówiłam i zapłaciłam za lampki, a przesyłka miała przyjść w ciągu dwóch dni. Ktoś zadzwonił do
drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach stała Kasia.
 -  Cześć Kasiu! Co cię tu sprowadza?
 -  Czy macie może pożyczyć trochę włóczki?
- Jakiej włóczki? -  Zdziwiłam się.
 -  Chcę zrobić Ewelinie białe bolerko, żeby nie zamarzła w trakcie ślubu.
 -  Wejdź, zaraz czegoś poszukam.
Zaprosiłam ją do biblioteki, gdzie miałam w szafie schowane różne włóczki.
 -  Ile ty tego masz! -  Zdziwiła się Danielle.
Zaśmiałam się.
 -  Troszkę jest. Kasiu, nie wiesz może, jak się robi gwiazdki na szydełku?
- Jakie gwiazdki?
 -  No, takie na choinkę.
 -  Wiem, a co?
 -  Chcemy z Dan zrobić takie gwiazdki własnoręcznie. Pokażesz nam?
 -  Super! No jasne! To będziemy chyba szydełkować razem. Ja bolerko, a wy ozdoby.
 -  Świetny pomysł! -  Wtrąciła Danielle.
 -  To tylko pójdę powiem Ewelinie, gdzie jestem, żeby nie wszczęła poszukiwań na większą skalę -  zaczęła się śmiać i wyszła.
Po jakiś dwudziestu minutach była z powrotem z różnymi szydełkami. Aż tyle tego,  nie miałam, co Kasia. Rozłożyłam włóczki na stoliczku. Chciałam zrobić białe ozdoby. Kasia pokazała nam, jak się robi taką gwiazdkę i siedząc w fotelach wykonywałyśmy robótki i plotkowałyśmy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie do biblioteki wpadła Darcy i od drzwi zakomunikowała:
 -  Mamusiu! Baba się pyta, czy się ciegoś nie napijecie!
 -  Wiesz, jest to dobry pomysł -  powiedziałam -  czego się napijecie? -  Zapytałam dziewczyn.
 -  Ja to herbatę.
 -  Kasiu, a ty?
- Jeśli można kawę, to chętnie. Przez ten ślub, spać nie mogę…
 -  Powiedz babie, że ciocia Kasia prosi o kawę, a my o herbatę.
 -  To ja źlobię.
 -  Lepiej, żeby zrobiła baba…
 -  Dobzie -  powiedziała Darcy i wybiegła z pokoju.
 -  Baba! Baba! -  Usłyszałyśmy za drzwiami.
Gdy skończyłam robić pierwszą gwiazdkę, drzwi się otworzyły i zobaczyłam wjeżdżający stoliczek.
Stoliczek dzielnie pchała Darcy, a na nim była kawa, herbata i ciasteczka.
 -  O! Ciasteczka! -  Ucieszyła się Dan -  z zeszłego roku pamiętam jeszcze ich smak… -  rozmarzyła się.
 -  To nie marz, tylko jedz. Proszę.
Wzięła jedno i o mało nie upuściła.
 -  Aaaa! Gorące! -  Krzyknęła Danielle.
 -  Baba mówiła, że golące -  powiedziała zadowolona z siebie Darcy.
 -  A czemu nie powiedziałaś nam, że są gorące? -  Zapytałam.
 -  Ziapomniałam -  odpowiedziała i się zarumieniła. Wybiegła szczęśliwa z pokoju, a my
wybuchłyśmy śmiechem.
- Ale macie radochy z nią -  rzuciła śmiejąc się Kasia.
 -  Oj, tak -  przyznałam- Codziennie coś innego. Jak nie słodka jajecznica, to słona herbata, albo brak
sukni balowej…
 -  Jak to? -  Zdziwiła się Kasia.
Opowiedziałam historię, jak to nie miała się w co ubrać. Kasia popłakała się ze śmiechu.
 -  Ma osobowość -  powiedziała Danielle.
 -  Oj, ma…
 -  O słodkiej jajecznicy i słonej herbacie, słyszałam…
 -  Tak? To aż do Warszawy doszło?
 -  No, twoja mama opowiadała. Popłakaliśmy się wszyscy ze śmiechu.
 -  Biedne dziecko chciało dobrze zrobić wszystkim, a wszyscy się jej pozbywali, jak niechcianego przedmiotu -  powiedziałam.
 -  No nie bądź taka. Sama pierwsza zaczęłaś -  powiedziała Dan.        
 - Teraz będzie jeszcze weselej, jak się urodzi potomek. Będzie musiała zejść z piedestału.
 -  O! Zobacz! Zrobiłam pierwszą gwiazdkę! -  Wykrzyknęła Danielle.
 -  Pokaż. Bardzo pięknie -  pochwaliła ją Kasia.
Tak rozmawiając zrobiłyśmy sporo ozdób.
 -  Fajne można by było zrobić także ze słomy -  powiedziała Kasia.
 -  Tak. Pamiętam takie z dzieciństwa. Też można takie zrobić, ale skąd weźmiemy słomę? -  Zapytałam.
 -  Myślisz, że tutaj nie mają?
 -  No nie sądzę… Trzeba by było chyba pojechać gdzieś na wieś.
 -  To może jutro się spotkamy? -  Zaproponowałam, gdy dziewczyny zaczęły się zbierać.
 -  Wiesz, to jest pomysł. Przyniosę jakąś włóczkę, to może z włóczki coś zrobimy -  rzuciła
Kasia wychodząc.
 - To ja też coś przyniosę -  powiedziała Danielle.
 -  A może pozostałe panie będą chciały też coś porobić -  powiedziała Kasia.
 -  Przecież nie ma problemu. Jest, gdzie siedzieć, światło jest dobre, obsługa też… -  odpowiedziałam
 - To, do jutra.
Mama położyła Darcy spać i akurat schodziła na dół, gdy dziewczyny wychodziły.
 -  Ciasteczka są przepyszne -  powiedziała Dan.
 -  A… Za późno się za nie zabrałam. Powinny jeszcze poleżeć.
Dziewczyny się rozeszły do swoich domów, a mama zapytała:
 -  Napijesz się herbaty?
 -  Poproszę.
 -  Powiedz, jak się czujesz? -  Zapytała mama -  już trochę lepiej? Czy lepiej nie mówić?
 -  Lepiej. Brakuje mi Harry’ ego…
 -  No przecież dopiero co wyjechał.
 -  TYDZIEŃ TEMU! To dużo... -  Westchnęłam.              
 -  Nie przesadzaj. On na pewno też tęskni -  na potwierdzenie zadzwonił mój telefon -  no widzisz?
 -  Halo? -  Powiedziałam w słuchawkę.
 - Czemu cię nie ma na Skype?
 -  A… Urządziłam spotkanie.
 -  JAK TO?! Miałaś leżeć.
 -  No, już nie przesadzaj. Ile można leżeć. Poza tym sama? -  Próbowałam się wymigać.
Mama parsknęła śmiechem.
 -  Jak tam nasza modelka? Coś wykombinowała dzisiaj?
 -  Nie, poza tym, że  Danielle się przez nią poparzyła, to nic.
 -  JAK TO?!
 -  No, mama dzisiaj piekła ciasteczka razem z Darcy. Ja zostałam wyproszona z kuchni, więc poszłam
sobie do biblioteki. Wpadła Danielle, a potem Kasia. Przed chwilą wyszły. Darcy się przyszła zapytać,
czy czegoś się nie napijemy. Zebrała zamówienia, poszła do kuchni i po jakimś czasie wróciła ze
stoliczkiem tym na kółkach, ubrana w śliczny fartuszek.  Na stoliczku była kawa, herbata, oraz
 ciasteczka, którymi nas poczęstowała. Danielle nacięła się pierwsza i gdy wzięła ciastko, krzyknęła:
 ALE GORĄCE!!! Zapytałam Darcy, czemu nas nie ostrzegła, a ona się zarumieniła i powiedziała
 słodko: Ziapomniałam… Baba mówiła, a ja ziapomniałam…
Harry o mało się nie udusił ze śmiechu.                     
 -  Mała zapominalska. A co porabiasz teraz?
 -  Siedzę z mamą i pijemy herbatkę.
- Ale wam dobrze…
 -  A ty co robisz? Jak się udał koncert?
 -  Publika śpiewa z nami kolędy  i są wszyscy bardzo szczęśliwi. Dobry miałaś pomysł z tymi kolędami.
Tęsknię za tobą…
 -  Ja za tobą też. Właśnie mówiłam to mamie. Jeszcze tylko cztery dni -  powiedziałam.
 -  Cztery, wieczne dni… A ty jak się czujesz?
 -  Dobrze, a czemu mam się źle czuć?
 -  No, bo jak wyjeżdżam na jakieś tourne, to coś się dzieje…
 -  Nie przesadzaj.
 -  A zwłaszcza, jak jesteś w ciąży.
 -  Informuję cię, że nic nie remontowałam. Mama mnie pilnuje bardzo dobrze i nie pozwala nic robić…
 Sama haruje w kuchni… No… Z pomocą Darcy… Zastanawiam się, co kupić Louisowi na urodziny…
Masz jakiś pomysł? -  Zapytałam.
- Coś już kupiłem. Wiem, że bardzo mu się przyda, ale nie mogę powiedzieć, bo siedzi obok. LOUIS!!!
ZOSTAW MOJE WŁOSY.
 -  Powiedz mu, że będę zazdrosna -  zaśmiałam się.
 -  Moja żona mówi, że będzie o ciebie zazdrosna.
 -  O mnie? -  Usłyszałam w tle.
 -  Nie o ciebie. O mnie, że mnie tutaj targasz za włosy. Zostaw moje loki!
 -  Powiedz mu, że się z nim policzę, kiedy przyjedziecie -  rzuciłam do słuchawki.
W odpowiedzi usłyszałam Lou:
 -  Loreal Paris, bo jesteś tego warta!
 -  Muszę kończyć, bo ten wariat nie da nam spokojnie porozmawiać. Jak wejdziesz do łóżka, to wejdź
 na Skype. Będę czekał... -  Powiedział Hazza.
 -  Tylko SAM -  podkreśliłam.
 -  Nie wiem! -  Usłyszałam w słuchawce kobiecy głos Louisa -  AŁA -  po chwili się rozległo, nadal tym
samym głosem -  Zostaw mnie brutalu! Harry! Zostaw moje „pierwsi”!!!
Chrząknęłam.
 -  Ja tu jeszcze jestem dziewczynki -  rzuciłam.
 -  Muszę się z nim policzyć, to na razie -  usłyszałam -  cześć.        
 -  Harry, tylko nie zrób z niego dziewczynki, bo nie wiem, co na to powie Elli  -  usłyszałam głośny
wybuch śmiechu i to nie tylko Harry’ ego i Louisa -  Czy ja przepraszam, jestem na głośnomówiącym?!
Na to zapanowała natychmiastowa, grobowa cisza.
 -  No… Chłopaki się za tobą stęsknili -  wybrnął Harry.
 - Zrobiłeś to specjalnie.
 -  NIEEEE!!! -  Krzyknęli wszyscy.
 -  A czy te ciasteczka, to będą takie jak w zeszłym roku?
 -  Niestety nie, Niall. Robiła je Darcy.
 -  To, ja dziękuje -  usłyszałyśmy we dwie. Mama wybuchła głośnym śmiechem. Ja w między czasie
zrobiłam także na głośnomówiący, więc wszystko słyszała.
 -  A Darcy tak sama? -  Zapytał Liam.
 -  Z babunią -  powiedziała mama.
Znów zapanowała cisza.
 -  WITAMY ANIU!!! -  Powiedzieli grupą.
 -  Cześć wszystkim!
 -  No, późna pora już. Wiem, że jesteście nakręceni po koncercie, ale dobrze by było, żebyście poszli
spać.
 -  Tak sami? -  Powiedział Zayn.
 -  No, no. Bo nie będziecie mieli po co wracać na Wiśniową -  powiedziałam -  Zayn, weź lusterko do
 łóżka. Nie będziesz sam.
Pożegnaliśmy się wszyscy i rozłączyliśmy.
 -  To wariaty jedne -  powiedziała mama.
 -  To od zawsze wiadomo, że to wariaci -  zaśmiałam się -  od początku tak było, pamiętasz?
 -  Pamiętam -  przytaknęła mama.
Dopiłyśmy herbatę i rozeszłyśmy się do pokoi. Zajrzałam jeszcze do Darcy, która słodko spała, więc
poszłam do siebie. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki się umyć.  Po bodajże dwudziestu minutach
wróciłam do sypialni. Weszłam do łóżka i wzięłam laptopa. Zalogowałam się na Skype, gdzie siedział
już Harry.
 -  Ile można czekać?!
 -  No, przecież musiałam się umyć. Sam chciałeś czekać, a ty się myłeś?
 -  Nie. Jestem brudas.
 -  A fu…
- Co? Pachnę?               
Zaczęłam się śmiać.
 -  Jakoś tak… Z tego komputera dziwnie pachnie.
Poświntuszyliśmy jeszcze przez dziesięć minut, gdy kazałam Harry’ emu się iść myć.
Wyłączyłam komputer i postanowiłam, że pójdę spać, ale nie mogłam zasnąć.
Wierciłam się w łóżku i z całych sił próbowałam zasnąć. Oczywiście nie mogłam. Wstałam i
postanowiłam, że się napiję szklankę mleka. Zeszłam po cichu na dół i poszłam do kuchni.
Wyciągnęłam z lodówki mleko i zaczęłam szukać garnka, gdy do kuchni weszła mama.
- Co robisz?!
 -  Nie mogę zasnąć, więc przyszłam napić się mleka.
 - Ty też? To chyba przez to, że nie jadłyśmy kolacji… Przez tą całą robotę zapomniałam przyszykować,
ale Darcy na szczęście zasnęła.
Zagotowałam mleko i nalałam do kubków.
 -  Chcesz trochę miodu do tego mleka? -  Zapytałam.
 -  A ty skąd masz miód?
 -  Niall skądś skombinował i przyniósł mi w prezencie.
 -  Pewnie z Polski przywiózł.
Popatrzyłam na słoik. Faktycznie miał polską nalepkę.
 -  Nawet nic nie powiedział, że to miód z Polski.
Wypiłyśmy mleko i jednak postanowiłyśmy iść spać, bo zaczęłyśmy ziewać na potęgę.
Prawie od razu zasnęłam.
Rano obudziłam się po dziesiątej, co mnie dość zdziwiło. Wstałam i poszłam się ubrać. Założyłam
białą bluzkę, a na to dżinsowe ogrodniczki. Zrobiłam sobie warkocz i lekko się podmalowałam.
Zeszłam na dół. W kuchni oczywiście pracowały ciężko Darcy z mamą, które bodajże robiły ciastka. Gdy miałam wejść do kuchni, zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam więc otworzyć. Za drzwiami stał kurier z przesyłką. Podpisałam się na karcie potwierdzeń, odebrałam przesyłkę i wróciłam do kuchni.
 -  Witajcie -  rzuciłam otwierając paczkę.
 -  Mama! Cio tam maś? -  Zapytała roześmiana Darcy.
 -  Przesyłkę -  odpowiedziałam.
 -  Pokaś!
 -  Nie mogę, bo to jest przesyłka dla taty -  powiedziałam.
 -  Darcy, czy możesz mi podać mleko? -  Zapytała mama, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Darcy zrezygnowana podeszła do kuchenki, gdzie stało w rondelku ciepłe mleko. Ja w tym czasie
czym prędzej poszłam do sypialni. Schowałam pudełka w garderobie, wysoko tak, żeby Darcy nie
 mogła sięgnąć. Gdy zeszłam na dół, czekało na mnie śniadanie.
- Ale mi dobrze…
 -  Darcy robiła -  powiedziała mama.
Z pewną dozą niepewności spróbowałam omleta i ku mojemu zaskoczeniu omlet był jadalny.
- Ale dobre! -  Zaczęłam się zachwycać.
Darcy była bardzo z siebie dumna.
Zjadłam śniadanie i postanowiłam, że dzisiaj pomogę mamie przy wypiekach.
 -  Uciekaj mi stąd. Same z Darcy damy sobie radę -  powiedziała mama.
Postanowiłam, że pójdę do Gabrieli i Jay’ a.
 -  Jak mnie nie potrzebujecie, to idę do Gabi, Jay’ a i Dominiki. Jeżeli jest…
Założyłam botki, ubrałam płaszcz, założyłam szalik i wyszłam z domu.
Gdy podchodziłam do drzwi otworzyły się i zobaczyłam Jay’ a.
 -  Witaj piękna! Idziesz do nas?
 -  Jeżeli nie będę przeszkadzała, to chętnie, bo zostałam wygnana z domu.
 -  Chodź, chodź. Zobacz, kogo przyprowadziłem -  rzucił do krzątającej się po kuchni Gabi.
 -  Megan! Miło cię widzieć! Chodź! Rozbierz się.
Zrobiłam, to, o co prosiła. Jay zabrał płaszcz i zniknął w holu.
 -  Siadaj.
- Co robisz? Takie zapachy, że hej! -  Powiedziałam.
 -  Piekę pierniczki.
 -  Mmmm… Dasz spróbować?
 -  Są gorące…
 -  Oj, to nie.
 -  Poza tym, muszą ze dwa dni poleżeć w puszce, żeby były dobre.
 -  Oj, tam…
 -  Teraz są strasznie twarde.
Do kuchni wszedł Jay.
 -  Właściwie to przyszłam do twojego narzeczonego -  powiedziałam patrząc na niego.
 -  Do usług -  rzucił siadając obok -  a o co chodzi?   
 -  Wpadłam na pomysł, żeby przystroić tą choinkę, którą mamy w ogrodzie. Mam już lampki,
a potrzebuję pomocy przy założeniu ich -  powiedziałam -  a trochę boję się chodzić po drabinie.
 -  Ani mi się waż! -  Powiedziała Gabriela -  Jay ci to założy.
 -  Oczywiście, że założę. Z całą przyjemnością. Teraz?
 -  Może być teraz. Jeżeli nie masz, co robić, to teraz -  zdecydowałam.
 -  To idziemy -  powiedział.
 -  Nie pogniewasz się, jak zgarnę ci twojego narzeczonego? -  Szepnęłam jeszcze do Gabi.
 -  No coś ty. W takim celu, niech idzie obowiązkowo -  odpowiedziała.
Ubraliśmy się i powędrowaliśmy z powrotem do nas. W drzwiach powitała nas Darcy.
 -  Cieść wujek!
 -  Cześć maleńka -  odpowiedział uśmiechając się do niej.
 -  Nie jestem maleńka -  oburzyła się Darcy -  jeśtem juś duzia! Maleńki to będzie bobaś.
 -  Bo… co? -  Zapytał Jay.
 -  Bobaś -  powtórzyła.
Dotarło do mnie, że Darcy powiedziała „Bobas” po polsku i Jay mógł tego nie zrozumieć.
 -  Darcy, mów po angielsku -  poprawiłam ją.
 -  A ja nie wiem, jak powiedzieć bobaś po angielsku…
Wytłumaczyłam Jay’ owi, o co chodziło Darcy, a ten zaczął się śmiać.
 -  No ma rację. Już jest duża -  powiedział.
Darcy wróciła do kuchni lekko obrażona, a ja skoczyłam do garderoby po światełka.
Gdy wracałam, Jay był już w ogrodzie.
 -  Szybki jesteś -  powiedziałam.
 -  A co miałem czekać -  odpowiedział -  dawaj te lampki. 
Rozpakowaliśmy pudełko.
 -  Sprawdzałaś je?
 -  No przecież widzisz, że rozpakowałam dopiero co.
Jay poszedł do domu i po chwili wrócił.
 -  Są okej -  skomentował -  ładne są.
 -  No… Też mi się podobają. Uważam, że są świetne. Najpierw ubierzmy drzewko. Potem zobaczymy
efekt -  odpowiedziałam.
Jay wziął drabinę, wszedł na nią i zaczął ubierać choinkę. Ubieranie choinki trwało ponad godzinę,
więc postanowiłam, że zaproszę Jay’ a na herbatę. Gdy wróciliśmy do środka Darcy wpadła do salonu
i powiedziała:
 -  Mama! Choinka!
 -  Darcy, ale nie wolno nic mówić tatusiowi, dobrze? -  Odpowiedziałam -  bo to ma być niespodzianka.
Od nas dla tatusia, okej? Buzia na kłódkę. Nie wolno nic mówić. Dobrze?
 -  Dobzie. Obieciuję -  odpowiedziała -  nić nie powiem.
 -  Napijesz się herbaty, albo kawy? -  Zapytałam Jay’ a.
 -  Nie, polecę do Gabi, bo przy tych piernikach jest tyle roboty, że muszę jej pomóc -  odpowiedział.
- Ale zmarzłeś pewnie.
 -  Nie zmarzłem. Wszystko jest okej.
Sprawdziliśmy jeszcze, jak wygląda podłączona choinka, ale stwierdziłam, że w dniu nie daje takiego
efektu, jaki bym chciała. Pomyślałam, że włączę ją wieczorem. Jay pokazał mi, jak  ją włączyć, więc już
wiedziałam, jak to się robi. Danielle nie było w domu, bo pojechała do doktora Jana.
Poszłam do kuchni, zobaczyć, jak sobie radzą dziewczyny.
 -  No i jak wam to wychodzi? -  Zapytałam.
 -  Całkiem nieźle -  odpowiedziała mama -  zrobiłam już śledzie w oleju.
 -  Nie za wcześnie?
 -  To najwyżej zjemy wcześniej. Znam tu jedną amatorkę śledzi.
Zaśmiałam się.
- Ale ja, to w śmietanie z ogóreczkami -  rozmarzyłam się.
 -  No takich nie robiłam. Będę robić dopiero w Wigilię. Nastawiłam zakwas buraczany na barszczyk.
 Zrobiłabym jeszcze paszteciki. Co ty na to?
 -  Ja zrobię!
 -  Możesz mi pomóc. Będziemy razem robiły.
Zgodziłam się niechętnie.
 -  Usiądziecie sobie z Darcy i będziesz lepić paszteciki -  powiedziała mama -  a Darcy będzie je
smarować jajkiem.
 -  Ja cie lepić! -  Krzyknęła Darcy.
 - Ale smarowanie jajkiem, to najważniejsza czynność. Dzięki temu paszteciki będą takie śliczne          
 i będzie się chciało je jeść.
Na to Darcy dała się przekonać.  Usiadłyśmy przy stole, mama wyciągnęła stolnicę i zaczęła
przygotowywać produkty.
 -  No tak… Ale nie mamy kapusty! -  Powiedziała z przerażeniem -  bo grzyby, to przywiozłam.
 -  Dobrze mamo. To trzeba będzie podjechać do sklepu po zakupy. To co jedziemy? -  Zapytałam.
 -  Taaak! Hula! -  Krzyknęła Darcy.
Zapakowałyśmy się w samochód i pojechałyśmy do hipermarketu. Gdy weszłyśmy, mamę aż zatkało.
 -  Tak wielkiego sklepu spożywczego, to ja nigdy nie widziałam… Mają tu chyba wszystko!
 -  Mamo. To nie jest największy supermarket. Oj, uwierz mi.
Mama wsadziła Darcy do wózka, która zakomenderowała:
 -  Mamo, tam! -  Pokazała paluszkiem w kierunku słodyczy.
 -  Darcy. Słodyczy nie kupujemy. Same przecież pieczemy. Ciasteczka już upiekłyście.
 -  Mniam ciasteczka -  skomentowała Darcy.
 -  A co? Próbowałaś znowu dzisiaj?
 -  Mama! Buła! -  Zmieniła temat.
 -  Nie zmieniaj tematu. Pytam się, czy jadłaś dzisiaj ciasteczka.  
 -  Jadłam.
 - A kto ci pozwolił?
 - Siama siobie poźwoliłam -  powiedziała.
 - A czy jeszcze coś zostało z tych ciastek? -  Zdenerwowała się mama.
 - Tlośkę -  rzuciła Darcy zadowolona z siebie.
 - Darcy ma szlaban na ciastka. Te ciastka mają być na święta, a nie dla Darcy -  powiedziałam surowo.
 - Dobrze… To się najwyżej dopiecze jakieś -  powiedziała mama. To weź mąkę, masło, jajka też
 trzeba kupić, bo się kończą.  Nie wiem, czy masz cukier, proszek do pieczenia, cukier waniliowy,
wanilię, możesz wziąć kokos, to się zrobi kulki.
 -  Kulki sią doble.
 -  A ile zostało kulek? -  Zapytałam podchwytliwie.
 -  Tlośkę.
 -  Troszkę, to znaczy ile?
 -  No przecież wiesz, że ona jeszcze nie umie liczyć  -  zakwestionowała mama.
Zdenerwowałam się.
 -  Ciekawa jestem, kiedy ona się do tego dobrała -  powiedziałam.
 -  Jak śpałaś.
Mama wybuchła śmiechem.
 -  A to dlatego chciałaś iść tak koniecznie do kuchni, żeby zrobić śniadanie…
 -  Darcy była głodna -  powiedziała.
 -  I najadłaś się ciastkami…
Wzięłyśmy potrzebne produkty do ciastek i mama zrezygnowana stwierdziła:
 -  Dobrze, że mamy jeszcze tydzień.
 -  A będę mogła śplóbować?
 -  Nie. Darcy ma szlaban -  powiedziałam.
Zobaczyłam łzy w oczach małej.
 -  Tylko nie próbuj płakać, bo to ci nic nie pomoże -  powiedziałam poważnie.   
 -  To nie będę wam pomagać -  powiedziała.
 -  No to nie pomagaj.
 -  I nie będę nić jadła.
 -  To nie jedz.
Siedziała w wózku i coś tam sobie burczała pod nosem.
 -  Przestań burczeć -  powiedziała mama -  bo to się źle skończy i dostaniesz ode mnie klapsa.
Darcy zatkało. Od baby klapsa? To jej się w głowie nie mieściło. Jej ukochana baba miałaby jej dać
 klapsa?
 -  Uważaj, bo baba tylko raz ostrzega -  powiedziałam do Darcy.
 -  A ty śkąd wieś? -  Zapytała mnie.
 -  Bo znam babę od urodzenia.
Mama się rozchmurzyła. Zrobiłyśmy jeszcze pozostałe, potrzebne zakupy, kupiłyśmy lukry, różne
ozdóbki, mazaki do ciast. Było tego naprawdę dużo.
 -  Może weźmy coś jeszcze na obiad? -  Zaproponowała mama- Żebyśmy nie musiały gotować. Coś na
szybko sobie zrobimy i będzie z głowy.
Wzięłyśmy jakieś gotowe danie, które wyglądało względnie smacznie i powędrowałyśmy do kas.
Dopiero przy kasie, gdy wyjmowałam z wózka rzeczy, zorientowałam się, ile tych rzeczy.
Dzięki Bogu, że przyjechałyśmy samochodem.
Podjechałyśmy do samochodu wózkiem i zaczęłyśmy pakować zakupy. Zobaczyłam, że Darcy coś je.
- Co ty jesz?!
 -  Nić -  powiedziała i schowała rączkę za siebie.
 -  Pokaż co tam masz.
 -  Nie.
 -  Masz mi pokazać, ale to natychmiast -  wkurzyłam się -  mamo, pomóż mi -  powiedziałam.
Mama podeszła do Darcy i wyciągnęła rękę w jej stronę.
 -  Pokaż, co tam masz.
 -  Nie pokazię.
 -  Pokaż. Uważaj, bo mi się cierpliwość kończy.
 -  To jeśt moje.
- Co ty tam masz? -  Dyskutowała z nią mama.
Ja w tym czasie złapałam Darcy za rękę i wyciągnęłam papierek.
 -  Skąd to wzięłaś?! -  Zapytałam przerażona.
 -  Z półki -  odpowiedziała.
 -  Darcy! Tak nie wolno! Przecież ty to ukradłaś! -  Krzyknęłam -  masz szlaban na wszystko!
A w domu jeszcze porozmawiamy!
Poszłam  z powrotem do sklepu, aby zapłacić za skradziony przez Darcy batonik. Podeszłam do kasy i powiedziałam:
 -  Ja strasznie przepraszam, ale nie zauważyłam, kiedy moja córka wzięła batonik i schowała do kieszeni. Chciałam uregulować rachunek.
Kasjerka przyjrzała mi się i bardzo podziękowała. Zapłaciłam i wpieniona wyszłam ze sklepu.
Mama skończyła już pakowanie, a Darcy siedziała zapięta w pasach i wyła na cały głos. Usłyszałam
tylko, jak podchodziłam do samochodu:
 -  Nie rycz, bo jak przyjedziemy do domu, to dostaniesz.
Wsiadłam, a mama poszła odwieźć wózek.
 -  Darcy, przestań płakać -  powiedziałam głośno, ale ona wyła jeszcze głośniej.
W tym czasie przyszła mama i usiadła za kółko. Gdy dojechałyśmy do domu, Darcy sobie tak
nagrabiła, że już z nią nie rozmawiałyśmy. Pod domem dopiero zapanowała cisza.
 -  Nigdy więcej już jej nie wezmę na zakupy -  powiedziałam wysiadając.
Zaczęłyśmy rozpakowywać samochód, a Darcy siedziała cały czas w foteliku. Siedziała jak trusia.
Przestała już wyć. Gdy rozpakowałyśmy wszystko, mama wyjęła Darcy z fotelika i zaniosła do domu.
Rozebrała się, poczym rozebrała Darcy.
 -  Jeszcze porozmawiamy -  powiedziała mama.
Darcy poszła do siebie do pokoju. Pochowałyśmy wszystkie rzeczy, a te najpotrzebniejsze zostały na
wierzchu. Mama zajrzała do ciastek.
 -  To skubana -  powiedziała.
- Co się stało?
 -  Zobacz -  rzuciła.
Podeszłam do niej i zrobiło mi się słabo.  Z ciastek, które wczoraj upiekły, zostało zaledwie dziesięć.
 -  Myślisz, że ona to wszystko zjadła? -  Zapytała mama.
 -  Nie mam zielonego pojęcia -  odpowiedziałam.
 - Cała praca wczorajszego dnia na marne -  powiedziała mama -  dlatego ją brzuch dzisiaj bolał - Ale
to jest nie możliwe, żeby ona to zjadła rano. Była za krótko. Wpadłam na pomysł.
 -  Czekaj. Ona mówiła, że podjadała, kiedy spałam… Czyli w nocy. Ty nie jadłaś?
 -  No coś ty!
 -  Trzeba te ciastka będzie gdzieś schować -  powiedziałam.
 -  Zabiorę je do siebie do pokoju. Schowam je u siebie. Ona na pewno tam nie przyjdzie -  
Powiedziała mama.
 -  Dobrze. Dziś upieczmy te paszteciki. Zamrozimy je, a ciasteczka zrobimy jutro -  powiedziałam -  To
chyba jest najlepsze rozwiązanie. Darcy będzie miała zakaz schodzenia na dół i nie będzie wiedzieć, co
 się  dzieje.
Mama zabrała się za farsz, a ja kroiłam grzybki i cebulę. Upiekłyśmy paszteciki w trzy godziny
i spróbowałyśmy, czy dobrze wyszły. Były znakomite!
 -  Nie jesteś głodna? -  Zapytała mama.
 -  Troszkę -  powiedziałam.
 -  To zgrzejemy te dania. A co robimy z Darcy?
 -  Niech siedzi u siebie w pokoju -  powiedziałam zła.
- Ale ona może być głodna…
 -  Zjadła tyle ciastek, że musi się odchudzić.
Po negocjacjach z mamą doszłam do wniosku, że jednak coś trzeba będzie jej dać. Zgrzałyśmy dania
i mama poszła zanieść Darcy obiad. Ja w tym czasie przygotowywałam talerze i wyłożyłam obiad dla
nas. W pewnym momencie rozległ się wrzask mamy. Prawie, że talerz wyleciał mi z ręki. Szybko
postawiłam go na stole i szybkim krokiem poszłam na górę. Zanim weszłam, usłyszałam płacz Darcy.
Właściwie ryk… Który o dziwo dobiegał z naszej sypialni. Szybko się rzuciłam do drzwi, ale gdy w nich
stanęłam, nogi się pode mną ugięły i o mało nie zemdlałam z przerażenia. Na środku pokoju leżała
wieża stereo. Ulubiona wieża Harry’ ego…  Była rozbita w drobny mak. Niedaleko jej leżała na
podłodze Darcy i ryczała w niebogłosy. Mama stała tyłem do drzwi i coś trzymała w ręku.
 -  Boże -  powiedziałam- Co tu się stało?!
Na to mama się odwróciła. Zobaczyłam, że trzyma w ręku ulubioną marynarkę Hazzie’ ego.
- Co się stało?!
Mama pokazała mi marynarkę. Na środku pleców była wycięta dziura. Wokół niej plamy z czekolady…
 Złapałam się za głowę.
- Co TO MA BYĆ?! -  Krzyknęłam.
 -  Darcy poplamiła marynarkę Harry’ ego i pocięła ją, bo chciała wyciąć te plamy -  wytłumaczyła mama.
- Ale WIEŻA…
 -  W wieży schowała sobie ciasteczka. Nie mogła wyciągnąć i zrzuciła...
 -  Przecież Harry ją zabije za tą marynarkę! -  Krzyknęłam.
Mama się nic nie odezwała.
 -  Przestań ryczeć! -  Krzyknęłam znów.                   
 -  Dostała ode mnie lanie -  wyjaśniła mama -  tyłek ją boli.
 -  Darcy! Pójdziesz do siebie do pokoju i nie wolno ci z niego wychodzić, dopóki ci nie pozwolimy! -  
Powiedziałam ostro, ale Darcy nic sobie z tego nie robiła. Złapałam ją za ubrania i zaciągnęłam do
pokoju, poczym zamknęłam na klucz i wróciłam do sypialni. Mama była tak zdenerwowana, że
płakała.
 - Czemu płaczesz? -  Zapytałam.
 -  Bo dałam jej klapa.
 -  Należało jej się.
-  Ale dostała takiego solidnego, bo się wściekłam, za to co zrobiła. Wyszłam z siebie i stanęłam obok.
 -  Wcale się nie dziwię. Trzeba to sprzątnąć…
 -  Z tej wieży, to chyba nic nie będzie…
 -  I co ja mam powiedzieć Harry’ emu? Wiem. Pojadę i kupię nową wieżę. Poprosimy Jay’ a, żeby nam
ją zainstalował.
Do drzwi zadzwonił dzwonek. Zeszłam otworzyć. Za drzwiami stała Gabriela.
- Co się u was dzieje? Takie wrzaski, że coś niesamowitego.
 -  Chodź. Pokażę ci, co takiego zrobiła moja córka -  powiedziałam i poszłyśmy.
Gdy Gabi weszła do sypialni, złapała się za głowę.
 -  To wszystko ona?! -  Niemal  krzyknęła.
 -  Wszystko. Co do jednego.
 -  Z wieży to już chyba nic nie będzie -  powiedziała smutno Gabi.
 -  Też tak sądzę -  rzuciła mama.
 -  A do tego, to jeszcze to -  pokazałam jej marynarkę.
- Co jej do łba strzeliło? -  Zapytała Gabi.
 -  Ukradła batonik w sklepie, za co jej się oberwało, zjadła większość ciastek na Święta, no i to… -  
Wytłumaczyłam.
Gabriela złapała się za głowę.
 -  To było złośliwe? Myślisz? -  Zapytała.
 -  Nie wiem, co mam o tym myśleć -  odpowiedziałam i załamałam się -  w dodatku to były ulubione
rzeczy Harry’ ego…
 -  Jay, to chyba by zabił…
 -  Właśnie się  boję, że Harry to zrobi… Jutro chyba będę musiała jechać do sklepu i kupić podobną
wieżę… Marynarkę będzie musiał przeboleć… Pojedziesz ze mną?
 -  Z przyjemnością. Jasne!
 -  Może zjesz z nami obiad?
 -  Nie, czekam na Jay’ a. By się na mnie pogniewał, jakbym zjadła sama -  uśmiechnęła się.
 -  To o której jedziemy?
 -  Jak chcesz, możemy jechać nawet dzisiaj -  powiedziała Gabriela -  Jay będzie późnym wieczorem.
 -  To co ty będziesz bez obiadu?!
 -  Nie róbcie sobie kłopotu.
 -  Nie ma mowy. Zjesz z nami i koniec -  zadecydowałam.
Poszłam do kuchni i podgrzałam znowu danie, które niestety zdążyło wystygnąć. Zjadłyśmy obiad
i mama powiedziała:
 -  To jedźcie do tego sklepu i kupcie tą wieżę, bo spać nie będziemy mogły.
Ubrałyśmy się i pojechałyśmy.  Weszłyśmy do sklepu AGD i zaczęłyśmy szukać wież stereo.
Kiedy w końcu znalazłyśmy, weszłyśmy w alejkę i rozglądałyśmy się za jakimś dobrym i podobnym
sprzętem.
- Ale z niej szkodnica się robi -  powiedziała Gabriela.
 -  Właśnie nie wiem, co jej strzeliło do łba. Z tego, co mama mówiła, to schowała sobie ciastka do
 wieży i nie mogła wyjąć. Zrzuciła wieżę…
 -  Dobrze, że sobie nic nie zrobiła.
Dopiero do mnie dotarło, że wieża mogła spaść na nią. Zrobiło mi się gorąco.
 -  Spójrz -  powiedziała Gabi -  chyba podobna ta wieża.
 -  Pacz. Prawie identyczna.
 -  Po ciemku, nawet Harry nie zauważy, że to jakaś inna…
Zaczęłam się śmiać.
 -  Zauważy, zauważy… zapewne nie będzie zachwycony, ale może zrekompensuje mu, że będzie miał
nowy sprzęt.
Popatrzyłam na cenę. Trochę mi się zrobiło słabo, ale trudno. Postanowiłam, że kupię. Kupię.
Wieża kosztowała 50.000,00 $.
 -  Chyba wodotrysku jej tylko brakuje -  powiedziała Gabi -  cena jest obłędna.
 -  Też to widzisz? -  Zapytałam -  poczekaj, zapytamy się, o co chodzi.
Przechodził akurat pracownik i Gabriela go zaczepiła:
 -  Przepraszam pana, dlaczego ta wieża jest taka droga?
 -  Bo to, jest najnowszej generacji sprzęt -  odpowiedział.
 -  A czy jest dobry?
Ekspedient popatrzył na nią, jak na idiotkę.
 -  Każdy marzy, żeby coś takiego mieć -  odpowiedział.
 -  No właśnie mieliśmy, ale niestety córka wsadziła ciastka do niej i została uszkodzona -  powiedziałam.
 -  A może naprawić się da?
 -  Oj… Nie da się.. Niestety. Dlatego muszę kupić nową. Obawiam się, że tatuś nie będzie za bardzo
 zachwycony, jak wróci z trasy koncertowej. Muszę odkupić nową.
 -  A w jakim kolorze pani sobie życzy?
 -  W takim, jak tutaj.
Ekspedient wziął pudło i zaniósł do kasy.
Poszłyśmy za nim do kasy. Wyciągnęłam swoją kartę, ale okazało się że kartą mogę zapłacić tylko
25.000,00 $...
 -  Matko najświętsza… Co ja mam zrobić?! Przecież nie zapłacę kartą Harry’ ego -  powiedziałam do
Gabrieli -  czy ja mogę zrobić przelew? -  Zapytałam kasjerki.
 -  Nie. Gotówką, albo kartą.
 -  Gabi… Masz coś na rachunku? Jak wrócimy do domu, to od razu zrobię przelew.
 -  Mam 20.000- Odpowiedziała.
 -  Szlag by to trafił. A jest tu gdzieś bankomat?
Okazało się, że nie ma…
 -  Po kogo tu zadzwonić -  zaczęłam głośno myśleć -  Spróbuję zadzwonić po Danielle.
 -  Poczekaj, może Dominika…
 -  Przecież Dominika pojechała z chłopakami.
 -  Gdzie pojechała z chłopakami?
 -  A to ty nic nie wiesz?
 -  No właśnie się zastanawiałam, gdzie ona się podziewa.
 -  Później ci wszystko opowiem -  zdenerwowałam się.      
Usłyszałam głos Gabrieli:
 -  Czy możesz przyjechać do sklepu AGD przy Waszyngtona? Potrzebna jest twoja karta. Jak to jaka?!
No nie kredytowa! Zwykła! Chyba, że chcesz przyjechać z gotówką. 50.000,00. No, jak to co?! Zakupy
robimy! Jak to kiedy? TERAZ!!! No stoimy przy kasie i nie mamy pieniędzy. Przyjeżdżaj natychmiast i
 wejdź od strony kas! -  Wrzasnęła i się rozłączyła -  przepraszam, ale narzeczony zaraz przyjedzie i nas
wykupi. Po piętnastu minutach pojawił się Jay. Przez ten czas zdążyłam opowiedzieć ekspedientce  
 o przygodzie Darcy. Była lekko zszokowana.
 -  O, jest już -  powiedziała Gabriela -  wreszcie!
 -  No za nim dojechałem z drugiego końca Chicago, to i tak pobiłem wszelkie rekordy. Dobrze, 
że mnie policja nie ścigała -  powiedział -  cześć piękna, co wy kupujecie? -  Zdenerwował się.
 -  Wszystko ci opowiem w domu. Tutaj nie będę ci opowiadała, bo pani już to słyszała.
 -  Zapłać te 50.000,00 do cholery i jedziemy do domu! -  Wkurzyła się Gabi.
 -  Ładny sprzęt! Może my też sobie taki kupimy -  powiedział.
 -  Nie -  warknęła -  oszczędzamy. Pamiętasz?
Jay się opanował i wyciągnął kartę kredytową. Jak na nieszczęście mógł płacić do 30.000,00…
 - To zrobimy tak, proszę pani. Z tego pana ściągnie pani te 30.000,00, a ze mnie 20.000,00 i będzie
już okej. Może tak być? -  Zapytałam.
 -  Może -  warknęła ekspedientka znudzona już nami.
Zapłaciliśmy i wreszcie mogliśmy wyjść z tego sklepu.
 -  To ja zabieram sprzęt do mojego samochodu -  powiedział Jay.
 -  To jest M… Dobrze. Zabierz go. Podjeżdżamy do domu. I to nie naszego, tylko do Meg -  rzuciła Gabi.
Wsiadłyśmy do niej do samochodu, a Jay pojechał przed nami. Zatrzymały go światła. Siedziałyśmy   
 i gadałyśmy. W pewnym momencie światła się  zmieniły, a Gabi zaczęła trąbić.
- Co ten ciołek robi?! Czemu on nie jedzie! -  Zdenerwowała się.
Jay ruszył wymachując coś do nas. Dojechaliśmy na Wiśniową. Brama się otworzyła i Jay, jak ruszył,
podjechał aż pod ich dom.
 -  No, przecież nie miał jechać do domu! Mówiłam mu! Widzisz, jak on mnie słucha!
 -  Nie przejmuj się. Daleko nie ma. Najwyżej przydźwiga -  powiedziałam.
Gabi zatrzymała się pod naszym domem. Jay wyskoczył z samochodu.
 -  Za to trąbienie, to ten sprzęt jest mój -  powiedział.
 -  Chwileczkę, ale to nie ja trąbiłam, tylko Gabryela -  rzuciłam do niego, robiąc przy tym smutną minę.
 -  No dobrze…. Niech ci będzie… To ja sobie kupię za to trąbienie.
 -  Jest tylko, taki problem, że będę się do ciebie bardzo szeroko uśmiechała, żebyś zainstalował tą
wieżę, przed powrotem Harolda.
 -  Najpierw choinka, teraz wieża… Ja nie wiem, co Harry na to wszystko powie.
-  Ale przecież już mu przeszło.
 -  Najlepiej będzie, jak pójdziemy we trójkę do naszej sypialni, żeby nie było jakiś podejrzeń, że sam
na sam tam byłam z tobą. Jeszcze mamę zabierzemy -  powiedziałam.
 -  Dobrze. To idziemy od razu. Zainstalujemy to -  zdecydował Jay.
Weszliśmy do domu. Mama była oczywiście zajęta w kuchni. Piekła znowu ciasteczka.
 -  Wczoraj ciasteczka, dzisiaj ciasteczka -  powiedział zdziwiony Jay.
 -  No właśnie, wczorajsze Darcy zjadła wszystkie.
 -  No prawie wszystkie -  poprawiłam mamę.
 -  Wszystkie te ciastka, które widziałem?!       
 -  No, prawie wszystkie -  powiedziała mama.
 -  A gdzie ona jest?
 -  Siedzi zamknięta w pokoju i nie wolno jej stamtąd wychodzić.
 -  A zaglądałaś do niej? -  Zapytałam mamę.
 -  A jak myślisz? Przecież nie zostawiłabym jej na godzinę samej bez nadzoru. Dziesięć minut temu
zaglądałam. Śpi.
 -  To my idziemy na górę. Zamontujemy wieżę.
 -  No, ale przecież mieliście w sypialni wieżę -  powiedział Jay -  Harry mi pokazywał.
 -  Tak. Tylko Darcy napchała do niej ciastek… -  i opowiedziałam mu całą historię.
Jay złapał się za głowę.
 -  Matko! Co za szkodnica! -  Powiedział.
Zataszczył pudło na górę i złapał się za głowę, gdy zobaczył pozostałości po poprzedniej wieży.
 -  Chyba bym zastrzelił…
 - No właśnie dlatego, żeby nie zastrzelił, musiałam kupić ten sprzęt! Zaraz wam przeleję te
 pieniądze - usiadłam przy laptopie i weszłam na konto.
 -  Podaj mi swój numer rachunku -  rzuciłam do Jay’ a, który zaczął wyjmować pozostałości wieży.
 -  Myślisz, że ja tak na pamięć znam? -  Usłyszałam w odpowiedzi, ale za chwilę położył przede mną
kartkę, na której był napisany numer. Wpisałam go i przelałam 30.000,00 $ na rachunek Jay’ a.
 -  Już. Przelane -  powiedziałam.
Na razie wieża jest moja! Do jego powrotu…
Jay sprawdził, czy wszystko gra i co raz bardziej się zapalał do tego sprzętu.
 -  No to chodźcie na dół. Napijemy się czegoś -  powiedziałam.
 -  Nie, nie będziemy wam przeszkadzać -  powiedziała Gabriela.
 -  Nic nam nie będziecie przeszkadzać. Po za tym muszę się jakoś wam odwdzięczyć za waszą pomoc.
Schodzimy na dół. Kawę? Herbatę? Co sobie życzycie?
 -  Masz pyszną herbatę -  powiedział Jay.
 -  Już robię herbatę. Gabi, co tobie?
 -  Może być też herbata -  odpowiedziała.
Gdy zeszliśmy na dół na stole w jadalni stały już przygotowane talerze i waza. Talerzy było cztery.
 -  Siadajcie kochani -  powiedziała mama.
- Ale my nie będziemy…
 -  Uspokój się Gabi. Zrobiłam ulubioną potrawę Megan, więc siadajcie.
 -  Kiedy ty to zdążyłaś zrobić? -  Zapytałam.
 -  Samo się robiło -  powiedziała.
 -  A jak ciasteczka?
 -  Też się zrobiły.
 -  Już skończyłaś?
 -  No jeszcze trzeba będzie ozdobić.
Usiedliśmy do stołu i mama zdjęła pokrywę wazy. Był to zapach, który pamiętałam z dzieciństwa.
Faktycznie była to moja ulubiona potrawa. Parówki w sosie pomidorowym. Gabi nałożyła sobie
skromniutko.
 -  Gabi! Weź więcej -  nalegała mama.
Jay sobie nałożył normalną porcję, ale jak spróbował, to zaczął się rozpływać.
 -  Gabi, zjadaj, bo ja się zaraz zamienię w Nialla -  powiedział -  to jest pyszne! Wcale się nie dziwię,
że to ulubiona potrawa Meg! -  Wykrzyknął prawie z pełnymi ustami.
 -  Do tego bułka -  powiedziała mama -  Megan, czemu sobie nie nakładasz?
 -  A co z Darcy?
 -  Mówiłam ci, że śpi.
Nałożyłam sobie porcję i spróbowałam. Tak, to było to. Gabi potrawa jakoś szybko zniknęła
z miseczki.
 -  Czy ja mogę jeszcze trochę? -  Zapytała nieśmiało.
 -  Przestań się głupio pytać. Oczywiście. Bierz - Powiedziała mama.
We czwórkę zjedliśmy całą wazę. Obżarliśmy się przy tym, jak bąki. Mama podała wino do tego i było
nam bardzo dobrze. Po dziewiątej Gabriela z Jay’ em poszli do domu, a ja posprzątałam.
 -  Chcesz zobaczyć tą wieżę?
 -  Pewnie, że chcę -  odpowiedziała.
Opowiedziałam mamie, jaka była sytuacja.
 -  Strasznie droga!
 -  No trudno. Jakoś to przeżyjemy -  powiedziałam -  martwię się tylko, co z tą marynarką.
 -  To powiedz mu, jak będziecie rozmawiać. Tylko o wieży na razie nic nie mów.
 -  Może lepiej mu powiedzieć wszystko, to mu do jutra przejdzie…
 -  Może masz rację -  powiedziała mama.
Weszłyśmy do sypialni i stanęłyśmy przy wieży.
 -  I takie coś kosztuje 50.000,00 $? -  Zdziwiła się mama.
 -  Też byłam zdziwiona - powiedziałam - Ale co miałam zrobić? Musiałam kupić… On się tak cieszył,
jak dziecko z tej wieży.
 -  Wcale się nie dziwię… Za tyle pieniędzy… Miał fajną zabaweczkę.
 -  Najgorsza, to ta marynarka teraz.
 -  A nie da się tego pocerować?
 -  Jak niby chcesz to cerować?! -  Pokazałam mamie.
 -  No tak… Piękna dziura -  powiedziała.
 -  No nic… Muszę mu powiedzieć… Przygotować, co go czeka…

Mama poszła do siebie, a ja poszłam się myć. Gdy byłam pod prysznicem, zadzwonił mój telefon.

2 komentarze: