Minęły dwa tygodnie. Były to żmudne i pełne pracy dwa
tygodnie. Oczywiście Jay i Gabriela nic nikomu nie powiedzieli w sprawie
sklepu, który teraz wyglądał całkowicie inaczej. Zmiany wpłynęły na niego znakomicie.
Ściany były fioletowo – kremowe. Okna zostały powymieniane, podłoga została
położona na nowo, światło oraz woda zostały podłączone. Dziś miały zostać
dostarczone meble, które wspólnie wybraliśmy. Poprosiłam Gabrielę i Jaya, aby
nic nie mówili ani Darcy, ani Antosiowi.
Siedziałam przy komputerze i odrabiałam zaległości związane
ze stroną chłopaków oraz czytałam wszystkie listy od fanek. Postanowiłam zrobić
sobie przerwę. Weszłam w Skype i połączyłam się z Harrym. Niestety nie odebrał, więc
wybrałam Nialla. Chwilę sobie
poczekałam, aż w końcu zobaczyłam przed sobą Niallera z rozczochranymi włosami.
Oczywiście coś przeżuwał. Gdy mnie zobaczył zaczął się krztusić i o mało nie
spadł z krzesła. Zaczęłam się z niego śmiać.
- Niall, co tam u was? - Zaczęłam rozmowę. W zasadzie powiedziałam to
do ściany, ponieważ nikogo nie było przed ekranem- Niall, właź z powrotem na to krzesło. Wiem, że
tam siedzisz na ziemi.
Niall posłusznie zaczął wychodzić z pod stołu, a w zasadzie
wpełzać na krzesło. Zajęło mu to parę chwil…
- Hej Megan! - Wrzasnął i uśmiechnął się - nie strasz mnie tak więcej.
- Mogłeś mi przecież powiedzieć, że mam później
zadzwonić - zrobiłam niewinną minę- Co u
was? Co porabiacie?
- A wiesz siedzimy i ciężko pracujemy… - nagle nad jego głową przeleciał zdalnie
sterowany helikopter, po chwili za nim pobiegł (chyba) Liam.
- Powiadasz, pracujecie, co? - Niall się wyszczerzył, aż między zębami widać
było jakieś resztki jedzenia - Niall,
fuj, idź umyć zęby. Gdzie jest Harry?
Dlaczego nie odbiera połączeń? Czy on tak samo ciężko pracuje jak Liam? - Znów na moje potwierdzenie Niall oberwał,
jakby… kotem? Za nim pojawił się Harold.
- Moja dziewczyna dzwoni, chce porozmawiać ze
swoim mężem - powiedział Niall i ustąpił mu miejsca.
- Ja ci dam zaraz twoja dziewczyna - mruknął pod nosem Harry siadając przy
komputerze - hej słońce, co porabiasz?
- W zasadzie chciałam zadać ci to samo pytanie,
ale mnie uprzedziłeś… Teraz odpoczywam, a wcześniej ciężko pracowałam
nad waszą stroną i odpisywałam na listy od fanek… Żmudna robota… A teraz ty, co
porabiasz, bo widzę, że ciężko to wy jednak nie pracujecie.
Harry się zaśmiał.
- No my też odpoczywamy. Jutro mamy trzy
koncerty, potem jeszcze wywiady dla telewizji i znów koncerty no i za tydzień wracamy,
z czego cieszę się najbardziej! - Uśmiechnął
się dołeczkowato.
- Nie rób mi tego, proszę.
- Czego? Mam nie wracać? - Udał zasmuconego.
- Oczywiście, że masz wracać, tylko nie
uśmiechaj się tak słodko, bo później ja cierpię przez to…
- Przepraszam, nie chciałem. Już do końca życia
będę poważny.
- No do końca, to może nie… Zresztą, nie wiem,
czy byś wytrzymał.
- Nie wiem… A jak dzieci?
- Tęsknią, ale jednak ja najbardziej tęsknię…
- No jeszcze tylko tydzień…
- Masz rację. Jeden, wielki, długi,
przeciągający się tydzień.
- Przestań mnie dołować, bo za chwilę będę
musiał zacząć brać leki przeciw dołowe.
- A są takie? Przeciw dołowe?
- Nie wiem.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy, po czym się rozłączyliśmy. Po
pół godzinie razem z Jayem i Gabrielą pojechaliśmy na Worldlife, gdzie mieścił
się mój sklep. Mieliśmy wspólnie czekać na dostawę.W trójkę rozsiedliśmy się na
dotychczasowych stołkach i wyczekiwaliśmy cierpliwie. Po półtorej godzinie po
minionym czasie pod sklep zajechała wielka ciężarówka. Zerwaliśmy się z siedzeń i ruszyliśmy, aby otworzyć
dostawcy.
- Witam - zaczęłam.
Dostawca, który wysiadł z samochodu był śmiesznie niski (ale
nie wyglądał na karła), szczupły. Włosy miał długie, koloru blond. Spojrzał na
naszą trójkę, po czym zaczął się wdrapywać z powrotem na górę, jak się okazało
po fakturę oraz po potwierdzenie odbioru zamówienia. Kiedy był już na dole,
spojrzał znów na naszą trójkę i powiedział:
- Dzień dobry. Zamówienie na nazwisko STYLES.
Zgadza się? - Jego tembr głosu był
całkiem miły i przyjazny.
- Zgadza się - odparłam.
- To pani? - Spojrzał na mnie granatowymi tęczówkami.
- Tak, to ja.
- To bardzo proszę o pani autograf - uśmiechnął się szeroko.
- Ależ oczywiście, gdzie mam się podpisać?
- O tutaj - wskazał na kartkę.
Podał mi długopis, a ja podpisałam potwierdzenie odbioru. W
tym czasie Gabriela z Jayem zabrali się za wynoszenie mebli z ciężarówki.
- Poczekajcie państwo! Ostrożnie! Pomogę państwu
- zaczął mężczyzna.
- Wątpię - mruknął pod nosem Jay. Ponieważ nieśli we
dwójkę fotel, Gabriela popchnęła lekko fotel w jego kierunku, a Jay spojrzał na nią z
pretensją. Na szczęście mężczyzna nie usłyszał tego. Ciężarówkę opróżniliśmy w
przeciągu półgodziny. Pożegnaliśmy się z dostawcą, a sami rozpoczęliśmy akcję:
„Ustawianie
mebli”. W zasadzie to zrobiliśmy bardzo dużo. W zeszłym tygodniu nawet
odkryliśmy, że jest jeszcze jedno pomieszczenie, z czego zrobiliśmy dwa,
ponieważ było stosunkowo duże. Podzieliliśmy je na kuchnię i łazienkę. W
głównym pomieszczeniu ustawiliśmy cztery stoły z krzesłami, ladę z kasą fiskalną. W
oknach zawieszone zostały firanki, w pustych miejscach poustawialiśmy manekiny,
oraz gabloty na moje prace. Byłam z całego efektu dumna, naprawdę dumna i
szczęśliwa, że wreszcie będę mogła sama popracować, że wreszcie będę miała dla
siebie chwilę wytchnienia. Sklep był w stylu lat 20 - 30. W zeszłym tygodniu
przyszedł elektryk i podłączył światło. Również przyszedł hydraulik i podłączył
wodę.
- Wiecie co, naprawdę jestem dumna z końcowego
efektu. Jak mam się wam odwdzięczyć, co? Napracowaliście się, a ja nie wiem,
jak mam wam to wynagrodzić? - Zaczęłam
głośno myśleć.
- Daj nam na trochę swoje dzieci.
- I w ten niby sposób mam się odwdzięczyć?!
- Tak.
- No chyba żartujecie! - Nie wierzyłam własnym uszom.
- Nie, mówimy serio - poparł Gabrielę, Jay.
- Ale… Ja nie wiem,
co mam powiedzieć.
- Nic nie mów. Musisz odpocząć.
- Oj, tam. Jeszcze cztery dni. Właśnie, nie
zapytałam was. Jak wam się podoba?
- Mnie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo - krzyczał i powtarzał w kółko Jay.
- Nudzisz już - rzuciła Gabriela, udając że ziewa.
- Ale z was zgrana
para - zaśmiałam się.
Dwa kolejne dni minęły w oka mgnieniu, w zasadzie nie wiem
kiedy… Dopiero dziś uświadomiłam sobie, że jutro wracają chłopaki. Oczywiście
najbardziej cieszyłam się z faktu, że wracał Harry. To była ich chyba najdłużej
trwająca trasa koncertowa, bo trwała aż trzy miesiące, bez żadnej przerwy na
odwiedziny… Dziś jednak przed ich
jutrzejszym przylotem, miałam masę pracy. Odebrać przesyłkę z zamówionymi rzeczami do sklepu, minerały,
odprowadzić Darcy do przedszkola, no i po odpisywać i na
twitterze i na Facebooku i ogółem na listy, bo nasza skrzynka pocztowa pękała w
szwach… Byłam bardzo szczęśliwa, gdy Eleanor zaproponowała mi opiekę nad
Tosiem. Powiedziałam jej, że pewnie ma masę roboty z Tommim i Jimem, ale
odparła, że chłopcy pojechali do babci, więc ma wolne, a chętnie zajęłaby się Antkiem, więc byłam jej
bardzo wdzięczna za to. Aktualnie siedziałam w gabinecie. W ostatnim czasie to
bez przerwy w nim siedziałam. Praktycznie z niego nie wychodziłam… Przytaszczyłam
wór listów od fanów do domu i usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam czytać listy. Pierwszych
parę listów było z prośbami o odezwanie się, co więc czyniłam w imieniu Hazzy, kolejne były z
gratulacjami i podziękowaniami, a jeszcze inne dla mnie. Właściwie do mnie.
Dobre i niedobre… Chwyciłam jeden z
nich. Był w niebieskiej kopercie zaadresowany do mnie. Otworzyłam zgrabnie
kopertę i wyciągnęłam kartkę i zaczęłam czytać. Nie wierzyłam własnym oczom, co
było tam napisane… mniej więcej brzmiało to tak:
Kochaniutka pani Styles
Piszę do pani ten
list, ponieważ zdenerwowała mnie pani swoją obecnością. Przez panią w One
Direction zaczęły powstawać różnego rodzaju konflikty, co grozi rozpadnięciem
się zespołu, czego oczywiście nie chcemy. Naszym zdaniem jest pani bezużyteczna
tam i zastanawiamy się, po jaką cholerę pani tam jest, skoro chłopcy doskonale
sobie radzą sami. Strona, którą pani aktualnie
prowadzi, jest w rozsypce… Brak słów na ten temat… Naszym zdaniem to
trochę dziwne, że Hazzy zauroczył się, nie wspominając już, że zakochał, w
takiej osobie, jaką jest pani. Jest pani brzydką, mało inteligentną blondynką,
których na całym świecie są masy. Nie potrafi pani niczego dobrze zorganizować.
Obiecujemy, że załatwimy panią…
Kochający X i Y
To był jeden z wielu listów.
Kolejny brzmiał tak:
Droga Megan Erase
Ponieważ nie masz
prawa nosić nazwiska naszego męża, co my czynimy, masz się od niego odwalić.
Daj mu spokój, on cię nie kocha, nie widzisz tego?! Chodzi do różnych klubów i
zabawia się z różnymi blondynkami. Wiesz o tym?
Wiesz chociaż, co to jest Internet, bo nie wydaje mi się… Żal mi cię tak ci
powiem… Przez ciebie nasz Hazzie się bardzo zmienił i już nie będzie takim, jak
kiedyś… Jak się od niego nie odwalisz,
to przysięgam, że przyjadę tam, odnajdę cię i cię zabiję. Dopilnuję tego......
Możesz się zacząć już bać.
A
Po kolejnych czterdziestu takich listach o podobnej treści,
chciałam naprawdę gdzieś się zaszyć i nigdzie stamtąd się nie ruszać. Co
ja im takiego zrobiłam? Dlaczego one mnie tak nie lubią? O czym w ogóle one
piszą? Może nie są przy zdrowych zmysłach, ale hejtowanie kogoś nie jest miłym
uczuciem… Zachciało mi się płakać, no bo tyle słów ciśniętych we mnie…
Schowałam wszystkie listy od hejterów, wcisnęłam w jedną siatkę i schowałam
głęboko, głęboko do szafy. Postanowiłam nigdy nie pokazać tego Harry’ emu.
Aby o tym nie myśleć, zaczęłam pracować nad ich stroną. W
sumie to dodałam parę nowych sond (typu: JAK PODOBA CI SIĘ NOWY ALBUM
CHŁOPAKÓW?), nowy teledysk. Oczywiście nie zabrakło zdjęć.
Strona wyglądała świetnie. Efekt mojej roboty przechodził
ludzkie pojęcie. Kiedy skończyłam zerknęłam na zegarek. Godzina piętnasta… Pora
odebrać przesyłkę oraz odebrać Darcy…
Pobiegłam na pocztę z odpowiedziami na listy fanek, które
wysłałam oraz odebrałam swoją wielką paczkę do sklepu… Zaczęłam się
zastanawiać, gdzie ja to schowam… Jeszcze zdążyłam zrobić zakupy… Dotargałam
wszystko do samochodu i schowałam w zasadzie ledwo wepchnęłam do bagażnika. O
szesnastej pojechałam odebrać Darcy. W domu byłyśmy około siedemnastej
trzydzieści.
- Darcy, wiesz, co jest jutro? - Zapytałam.
- Wiem, tata
przyjeżdża! - Krzyknęła
szczęśliwa.
- Właśnie. Cieszysz się?
- No!
- Ja też. Pomożesz mi w kuchni?
- Tak.
- Dobrze, to poczekaj chwilkę, przyniosę z
samochodu zakupy. Umyj rączki i poczekaj tu na mnie.
- Dobrze.
Poszłam do garażu. Otworzyłam bagażnik i zaczęłam wyciągać
jego zawartość. O dziwo było tego bardzo dużo. Nawet nie wiem, kiedy ja to
wszystko nakupowałam. No, ale cóż… Teraz to wszystko trzeba powynosić na górę…
Złapałam cztery siaty i zaniosłam je do kuchni. Darcy grzecznie siedziała na
krześle i czekała, aż przyjdę. Postawiłam siatki koło lodówki.
- Dobrze, to na razie tyle. Reszta już nie do
kuchni - powiedziałam sama do siebie - Darcy, słuchaj będziesz mi podawać rzeczy z
tych siatek, a ja je będę chować, dobrze?
- Dobrze - rzuciła zrywając się z krzesła i podbiegając
do mnie.
Dzielnie pochowałyśmy wszystkie rzeczy. Najważniejsze
zostały na blacie.
- Świetnie.
Właśnie chciałam powiedzieć do Darcy, że jest bardzo
grzeczna i że mi bardzo pomogła, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Poszłam
otworzyć. Szybkim ruchem przekręciłam klamkę i otworzyłam drzwi. W nich
stała Eleanor z Tosiem.
- Oh, wchodź, zapraszam - powiedziałam - miałam za chwilę do ciebie iść.
- Widzisz, pokrzyżowałam ci plany - uśmiechnęła się Ellie wchodząc do środka i
podając mi Tonia.
- Ciocia Ellie! - Krzyknęła Darcy.
- Darcy! Chodź tu, niech cię wyściskam - powiedziała Ellie, biorąc ją na ręce.
- Ellie, zaraz wstawiam wodę na herbatę. Czego
się napijesz? - Zapytałam.
- Nie, naprawdę, przyszłam tylko na chwilkę.
- Mówisz poważnie, czy żartujesz?! Proszę,
chociaż napij się herbaty.
- No dobrze, a nie przeszkodziłam wam w czymś? -
Zapytała Eleanor.
- Nie, gdzie tam. Właściwie niedawno wróciłyśmy
z przedszkola, prawda Darcy?
- Tak - powiedziała mała bawiąc się włosami Ellie.
- Szykujemy się na jutro.
- Ach, to mogę wam pomóc, bo ja już od rana
buszowałam u siebie w kuchni. Musiałam także zrobić porządek i wykorzystać
czas, że chłopców nie ma… Tak się pochłonęłam w ten wir sprzątania i pieczenia, że zapomniałam
kompletnie o wyprzedażach na które miałam się dziś wybrać!
- To możesz iść jutro.
- No właśnie nie mogę, bo trwały tylko przez ten
dzisiejszy dzień… - powiedziała smutno
Ellie, siadając przy stole w kuchni - ach, Darcy, mam coś dla ciebie.
- Naprawdę?!
Ellie zerwała się z krzesła i pomaszerowała do hollu.
- No idź za ciocią - powiedziałam do Darcy.
W tym czasie postawiłam na ziemi Antosia, który najwyraźniej
nie miał ochoty biec za dziewczynami, bo złapał mnie za nogę i się do niej
przykleił.
- No i co powiesz, Antosiu? Jak było u cioci? - Zapytałam nalewając wody do czajnika i
stawiając go na gazie.
- Ciocia jeśt siuper!
- Tak? To opowiesz mi, co robiliście?
- Ciocia poźwoliła mi pobawić się chłopaków
ziabawkami!
- Tak? I jak? Fajnie było?
- Siuper!
- A byłeś grzeczny?
W tym momencie naszą rozmowę przerwał okrzyk radości. Za
chwilę do kuchni wbiegła śmiejąca i jednocześnie krzycząca Darcy. W rączkach
trzymała jakieś pudełko.
- Darcy, co tam masz, co ci ciocia znów kupiła?
- Zapytałam patrząc na Eleanor, która
mrugnęła do mnie uśmiechając się szeroko.
- Lalkę! - Krzyknęła Darcy.
- Pokaż!
Schyliłam się do niej. Darcy podała mi pudełko z lalką
Barbie.
- No proszę. Widzisz? Ale ładna. A podziękowałaś
cioci?
Darcy podbiegła do Ellie i rzuciła się jej na szyję. Antoś
stał zdezorientowany i nie wiedział o co chodzi.
- Cio to? - Zapytał patrząc na zabawkę.
- Lalka Darcy.
- Pokaś!
- A nie zniszczysz?
- Nie.
- To poczekaj sekundkę. Darcy, pozwolisz, że ją
rozpakuje?
- Tak! - Powiedziała
wesoło Darcy całując ciocię.
Rozpakowałam lalkę i podałam Antkowi. Obejrzał ją, chwilę
postał, potem zerknął na mnie, na Ellie i znów na lalkę.
Chciałam już coś powiedzieć, ale Antoś podbiegł do Ellie i
rzucił jej się w ramiona.
- Ciocia!!! Ja teś chcię taką lalkę! - Krzyknął wesoło.
Razem z Ellie o mało nie parsknęłyśmy śmiechem.
- Ale wiesz, co, lalki są dla dziewczynek.
Po długiej dyskusji na temat lalek podałam herbatę i jakieś
słodkie.
- O której oni jutro przylatują? - Zapytałam.
- O jedenastej.
- Czyli, jak dobrze pójdzie bez korków to w domu
najprawdopodobniej będą o wpół do dwunastej.
- Byłoby świetnie. A teraz mów, co masz do
zrobienia, to wam pomogę.
- Ale, nie chciałabym
cię wykorzystywać.
- Oh, nie wygłupiaj się. No już, mów co robimy
na jutro, to wszyscy w trójkę ci pomożemy, prawda?
- Prawda! - Krzyknęli moi podopieczni i stanęli na
baczność.
- No… Cóż mogę powiedzieć… Dobrze, tak naprawdę,
to nie mam zielonego pojęcia, co jutro zrobić na ten przeklęty obiad…
Sięgnęłam po książkę kucharską i wspólnie zaczęliśmy ją
„studiować”. Zdecydowaliśmy, że zrobimy sznycle cielęce. Umyłam dokładnie
cielęcinę. Ellie stała gotowa przy desce do krojenia z nożem w ręce. Zaczęła fazę krojenia.
Następnie rozbiłyśmy mięso tłuczkiem. Uformowałyśmy owalne sznycle. Darcy
posoliła sznycle. Oczywiście pod moją uwagą… Otoczyłyśmy w mące, w roztrzepanym
jajku oraz bułce tartej. Następna faza to smażenie. Poprosiłam Darcy, aby
wyciągnęła patelnię, co oczywiście zrobiła.
- Dziękuje. Ellie, może pieczarki smażone do
tego zrobić?
- Wiesz, co Meg, to nie jest najgorszy pomysł…
Już się za to biorę. Tosiu, chcesz mi pomóc?
- Jaśne! - Ucieszył się.
- Dobrze, to otwórz lodówkę i wyciągnij z niej
pieczarki.
- Dobra Darcy, uważaj teraz na tłuszcz, który
strzela.
Usmażyłyśmy sznycle na oleju, co trwało jakieś piętnaście
minut.
- Ellie, jak tam wasze pieczarki? - Zapytałam, gdy skończyłyśmy.
- No już kończymy. Antosiu, cofnij się, bo
ciocia będzie przerzucać pieczarki do naczynia.
Podeszłam do stołu, aby napić się herbaty. Przez przypadek
spojrzałam na zegar. Była 21.15…. KTÓRA?!
- Jezus Maria! - Wrzasnęłam, a Eleanor podskoczyła z
przerażenia, a garnek wypadł jej z rąk i upadł na ziemię. Na szczęście
pieczarki się nie wysypały, ale masło się trochę wylało…
- Co się stało?! - Zdenerwowała
się Ellie.
- Spójrz na zegarek… - powiedziałam.
- Jezus Maria! - Wrzasnęła po mnie Eleanor.
- To aż tyle nam zajęło?! Muszę dzieci położyć…
Ellie wyszła wpół do dziesiątej, a mnie zostało położyć
dzieci do łóżek, co zrobiłam chwilę po jej wyjściu. Poczytałam im bajki, do
momentu, gdy zasnęli. Byłam szczęśliwa, że miałam już obiad na jutro
przygotowany, ale byłam również nieszczęśliwa, że muszę posprzątać kuchnię.
- Cóż… Naświniłaś, to teraz sprzątaj - mruknęłam do siebie.
Zeszłam i zabrałam się za sprzątanie. Umyłam garnki,
jedzenie schowałam do lodówki no i wymyłam podłogę w kuchni. Oczywiście, nie
obyło się bez telefonu Harolda. Dopadłam do niego w ostatnim momencie.
- Halo?! - Rzuciłam do słuchawki.
- Hej kochanie, co taka zdyszana jesteś? - Zapytał.
- A nic, robiłam porządek.
- Aż tak nabałaganiłaś?
- No… Powiedzmy. Umyłam kuchnię i ruszyłam
odebrać telefon.
- Ale ci się udało.
- No właśnie wiem - popatrzyłam na wiadro z mopem, stojące na
środku kuchni- Co porabiałeś dzisiaj? - Skierowałam
się do salonu, aby przez chwilę móc ochłonąć.
- Byliśmy z chłopakami w telewizji, potem
pojechaliśmy do fundacji dziecięcej no i na podpisywanie płyt…
- No to strasznie dużo miałeś dziś roboty… To od
której nie spisz?!
- No… Od jakiejś siódmej…
- Jejku, to jakieś święto.. - Zakpiłam.
- No wiesz!
- No, co? Przecież lubisz się dobrze wyspać, a
nie jesteś porannym ptaszkiem.
- No już przestań… Napracowałem się…. No i
musieliśmy się spakować…
- Co znaczy „się”?
- No… Louisa… Bo
nie umiał niczego poskładać, ani ułożyć do tej walizy, więc w czterech
pomagaliśmy mu. Ja z Liam’ em składaliśmy jego rzeczy, a Zayn z Niallem
układali do walizy. Lou miał się bacznie przyglądać. Kiedy już wszystko
poukładaliśmy, wyszła z tego niezła kupka, wystająca sporo ponad poziom
zamknięcia. Postanowiliśmy się tym nie przejmować. Zamknęliśmy szczęśliwi
walizę, ale klapa oparła się na rzeczach i trzeba było ją domykać, więc ja i
Niall usiedliśmy na zamknięciu, Liam złączał jedną stronę walizki, a drugą Zayn.
Gdy to zamknęliśmy byliśmy wszyscy zadowoleni. Lou nam serdecznie podziękował i
oznajmił, że już będzie wiedział, jak to robić i gdy wychodziliśmy z pokoju, waliza się otworzyła, a
Lou wylądował w pięknej stercie jego ciuchów i wszystko zaczęliśmy od początku…
No i właśnie przed chwilą skończyliśmy…
- No to mieliście tam niezły ubaw - podsumowałam.
- A żebyś wiedziała jaki…
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy się. Ja
natomiast wróciłam do zmywania podłogi. Byłam
cała szczęśliwa, gdy skończyłam. Pogasiłam na dole wszystkie światła i poszłam
na górę. Wzięłam szybki prysznic,
przebrałam się w świeżą piżamę i weszłam do łóżka.
- Jak to dobrze wyciągnąć się we własnym łóżku…
Jutro muszę jeszcze wyciągnąć te cholerne rzeczy do sklepu… - powiedziałam do siebie - A no i chyba muszę zrobić pranie - dokończyłam i zgasiłam światło.
Długo jednak nie mogłam zasnąć, ale w końcu oddałam się w
ręce Morfeusza.
Promienie słońca
wesoło skakały po mojej twarzy lekko ją ogrzewając. Było to bardzo miłe
uczucie. To trochę dziwne, ponieważ miałam w pokoju zasłony… Otworzyłam oczy,
które od razu zamknęłam, ponieważ słońce świeciło mi prosto w twarz.
Przekręciłam się na drugi bok, w zasadzie usiadłam. Posiedziałam chwilę, aby
się nie przewrócić, bo trochę kręciło mi się w głowie. Po chwili jednak wstałam
i podeszłam do okna. Okazało się, że okno się otworzyło i stąd miałam
odsłoniętą zasłonę. Odsłoniłam zasłony i poczułam na twarzy znów promienie
słońca, które przyprawiały mnie o dodatkową energię.
Pościeliłam starannie łóżko i zajrzałam do dzieci. Obydwoje jeszcze spali, więc
zeszłam na dół, żeby zrobić sobie kawę.
__________________________________
Hej Wam.
Więc tak... Rozdział chciałam dedykować dwóm osobom... Mojej najlepszej przyjaciółce Dominice (Domie). Bardzo się cieszę, że się pogodziłyśmy. Nie rozmawiałyśmy ze sobą od trzech tygodni... Tak, czy owak bardzo się cieszę, że już to naprawiamy powoli :). Druga osoba jest bardzo wyjątkowa. Ten rozdział także dedykuję mojej kochanej cioci Uli, która wczoraj niestety, ale od nas odeszła. Mam nadzieję, że jakoś się trzyma tam, wyżej...
Kto z Poznania, można mnie będzie znaleźć na przedmieściach. Będę ubrana na czarno- wiadomo... Mogę się szlajać w towarzystwie dwóch chłopaków xD moich kuzynów, będą na 100% w garniakach xD pozdrawiam Was wszystkie i mam nadzieję, że wciąż będziecie ze mną i dziękuję wszystkim za bardzo miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem :) xx
~Meg
mam nadzieje ze sie trzymasz po stracie cioci!! rozdział mega!!!
OdpowiedzUsuńWspółczuję z powodu cioci :c
OdpowiedzUsuńrozdział super jak zawsze :)
~Ola
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu cioci. Mam nadzieje że się trzymasz :c