niedziela, 13 kwietnia 2014

103

Minęły dwa tygodnie. Były to żmudne i pełne pracy dwa tygodnie. Oczywiście Jay i Gabriela nic nikomu nie powiedzieli w sprawie sklepu, który teraz wyglądał całkowicie inaczej. Zmiany wpłynęły na niego znakomicie. Ściany były fioletowo – kremowe. Okna zostały powymieniane, podłoga została położona na nowo, światło oraz woda zostały podłączone. Dziś miały zostać dostarczone meble, które wspólnie wybraliśmy. Poprosiłam Gabrielę i Jaya, aby nic nie mówili ani Darcy, ani Antosiowi.
Siedziałam przy komputerze i odrabiałam zaległości związane ze stroną chłopaków oraz czytałam wszystkie listy od fanek. Postanowiłam zrobić sobie przerwę. Weszłam w Skype i połączyłam się z Harrym. Niestety nie odebrał, więc wybrałam  Nialla. Chwilę sobie poczekałam, aż w końcu zobaczyłam przed sobą Niallera z rozczochranymi włosami. Oczywiście coś przeżuwał. Gdy mnie zobaczył zaczął się krztusić i o mało nie spadł z krzesła. Zaczęłam się z niego śmiać.
 -  Niall, co tam u was? -  Zaczęłam rozmowę. W zasadzie powiedziałam to do ściany, ponieważ nikogo nie było przed ekranem- Niall, właź z powrotem na to krzesło. Wiem, że tam siedzisz na ziemi.
Niall posłusznie zaczął wychodzić z pod stołu, a w zasadzie wpełzać na krzesło. Zajęło mu to parę chwil…
 -  Hej Megan! -  Wrzasnął i uśmiechnął się -  nie strasz mnie tak więcej.
 -  Mogłeś mi przecież powiedzieć, że mam później zadzwonić -  zrobiłam niewinną minę- Co u was? Co porabiacie?
 -  A wiesz siedzimy i ciężko pracujemy… -  nagle nad jego głową przeleciał zdalnie sterowany helikopter, po chwili za nim pobiegł (chyba) Liam.
 -  Powiadasz, pracujecie, co? -  Niall się wyszczerzył, aż między zębami widać było jakieś resztki jedzenia -  Niall, fuj, idź umyć zęby.  Gdzie jest Harry? Dlaczego nie odbiera połączeń? Czy on tak samo ciężko pracuje jak Liam? -  Znów na moje potwierdzenie Niall oberwał, jakby… kotem? Za nim pojawił się Harold.
 -  Moja dziewczyna dzwoni, chce porozmawiać ze swoim mężem  -  powiedział Niall i ustąpił mu miejsca.
 -  Ja ci dam zaraz twoja dziewczyna -  mruknął pod nosem Harry siadając przy komputerze -  hej słońce, co porabiasz?
 -  W zasadzie chciałam zadać ci to samo pytanie, ale mnie uprzedziłeś… Teraz odpoczywam, a wcześniej ciężko pracowałam nad waszą stroną i odpisywałam na listy od fanek… Żmudna robota… A teraz ty, co porabiasz, bo widzę, że ciężko to wy jednak nie pracujecie.
Harry się zaśmiał.
 -  No my też odpoczywamy. Jutro mamy trzy koncerty, potem jeszcze wywiady dla telewizji i znów koncerty no i za tydzień wracamy, z czego cieszę się najbardziej! -  Uśmiechnął się dołeczkowato.
 -  Nie rób mi tego, proszę.
 -  Czego? Mam nie wracać? -  Udał zasmuconego.
 -  Oczywiście, że masz wracać, tylko nie uśmiechaj się tak słodko, bo później ja cierpię przez to…
 -  Przepraszam, nie chciałem. Już do końca życia będę poważny.
 -  No do końca, to może nie… Zresztą, nie wiem, czy byś wytrzymał.
 -  Nie wiem… A jak dzieci?
 -  Tęsknią, ale jednak ja najbardziej tęsknię…
 -  No jeszcze tylko tydzień…
 -  Masz rację. Jeden, wielki, długi, przeciągający się tydzień.
 -  Przestań mnie dołować, bo za chwilę będę musiał zacząć brać leki przeciw dołowe.
 -  A są takie? Przeciw dołowe?
 -  Nie wiem.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy, po czym się rozłączyliśmy. Po pół godzinie razem z Jayem i Gabrielą pojechaliśmy na Worldlife, gdzie mieścił się mój sklep. Mieliśmy wspólnie czekać na dostawę.W trójkę rozsiedliśmy się na dotychczasowych stołkach i wyczekiwaliśmy cierpliwie. Po półtorej godzinie po minionym czasie pod sklep zajechała wielka ciężarówka. Zerwaliśmy się z siedzeń i ruszyliśmy, aby otworzyć dostawcy.
 -  Witam -  zaczęłam.
Dostawca, który wysiadł z samochodu był śmiesznie niski (ale nie wyglądał na karła), szczupły. Włosy miał długie, koloru blond. Spojrzał na naszą trójkę, po czym zaczął się wdrapywać z powrotem na górę, jak się okazało po fakturę oraz po potwierdzenie odbioru zamówienia. Kiedy był już na dole, spojrzał znów na naszą trójkę i powiedział:
 -  Dzień dobry. Zamówienie na nazwisko STYLES. Zgadza się? -  Jego tembr głosu był całkiem miły i przyjazny.
 -  Zgadza się -  odparłam.
 -  To pani? -  Spojrzał na mnie granatowymi tęczówkami.
 -  Tak, to ja.
 -  To bardzo proszę o pani autograf -  uśmiechnął się szeroko.
- Ależ oczywiście, gdzie mam się podpisać?
 -  O tutaj -  wskazał na kartkę.
Podał mi długopis, a ja podpisałam potwierdzenie odbioru. W tym czasie Gabriela z Jayem zabrali się za wynoszenie mebli z ciężarówki.
 -  Poczekajcie państwo! Ostrożnie! Pomogę państwu -  zaczął mężczyzna.
 -  Wątpię -  mruknął pod nosem Jay. Ponieważ nieśli we dwójkę fotel, Gabriela popchnęła lekko fotel   w jego kierunku, a Jay spojrzał na nią z pretensją. Na szczęście mężczyzna nie usłyszał tego. Ciężarówkę opróżniliśmy w przeciągu półgodziny. Pożegnaliśmy się z dostawcą, a sami rozpoczęliśmy akcję: „Ustawianie mebli”. W zasadzie to zrobiliśmy bardzo dużo. W zeszłym tygodniu nawet odkryliśmy, że jest jeszcze jedno pomieszczenie, z czego zrobiliśmy dwa, ponieważ było stosunkowo duże. Podzieliliśmy je na kuchnię i łazienkę. W głównym pomieszczeniu ustawiliśmy cztery stoły z krzesłami, ladę z kasą fiskalną. W oknach zawieszone zostały firanki, w pustych miejscach poustawialiśmy manekiny, oraz gabloty na moje prace. Byłam z całego efektu dumna, naprawdę dumna i szczęśliwa, że wreszcie będę mogła sama popracować, że wreszcie będę miała dla siebie chwilę wytchnienia. Sklep był w stylu lat 20 - 30. W zeszłym tygodniu przyszedł elektryk i podłączył światło. Również przyszedł hydraulik i podłączył wodę.
 -  Wiecie co, naprawdę jestem dumna z końcowego efektu. Jak mam się wam odwdzięczyć, co? Napracowaliście się, a ja nie wiem, jak mam wam to wynagrodzić? -  Zaczęłam głośno myśleć.
 -  Daj nam na trochę swoje dzieci.
 -  I w ten niby sposób mam się odwdzięczyć?!
 -  Tak.
 -  No chyba żartujecie! -  Nie wierzyłam własnym uszom.
 -  Nie, mówimy serio -  poparł Gabrielę, Jay.
-  Ale… Ja nie wiem, co mam powiedzieć.
 -  Nic nie mów. Musisz odpocząć.
 -  Oj, tam. Jeszcze cztery dni. Właśnie, nie zapytałam was. Jak wam się podoba?
 -  Mnie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo -  krzyczał i powtarzał w kółko Jay.
 -  Nudzisz już -  rzuciła Gabriela, udając że ziewa.
-  Ale z was zgrana para -  zaśmiałam się.
Dwa kolejne dni minęły w oka mgnieniu, w zasadzie nie wiem kiedy… Dopiero dziś uświadomiłam sobie, że jutro wracają chłopaki. Oczywiście najbardziej cieszyłam się z faktu, że wracał Harry. To była ich chyba najdłużej trwająca trasa koncertowa, bo trwała aż trzy miesiące, bez żadnej przerwy na odwiedziny…   Dziś jednak przed ich jutrzejszym przylotem, miałam masę pracy. Odebrać przesyłkę     z zamówionymi rzeczami do sklepu, minerały, odprowadzić Darcy do przedszkola, no i po odpisywać i na twitterze i na Facebooku i ogółem na listy, bo nasza skrzynka pocztowa pękała w szwach… Byłam bardzo szczęśliwa, gdy Eleanor zaproponowała mi opiekę nad Tosiem. Powiedziałam jej, że pewnie ma masę roboty z Tommim i Jimem, ale odparła, że chłopcy pojechali do babci, więc ma wolne, a chętnie zajęłaby się Antkiem, więc byłam jej bardzo wdzięczna za to. Aktualnie siedziałam w gabinecie. W ostatnim czasie to bez przerwy w nim siedziałam. Praktycznie z niego nie wychodziłam… Przytaszczyłam wór listów od fanów do domu i usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam czytać listy. Pierwszych parę listów było z prośbami o odezwanie się, co więc czyniłam w imieniu Hazzy, kolejne były z gratulacjami i podziękowaniami, a jeszcze inne dla mnie. Właściwie do mnie. Dobre i niedobre…  Chwyciłam jeden z nich. Był w niebieskiej kopercie zaadresowany do mnie. Otworzyłam zgrabnie kopertę i wyciągnęłam kartkę i zaczęłam czytać. Nie wierzyłam własnym oczom, co było tam napisane… mniej więcej brzmiało to tak:

Kochaniutka pani Styles
Piszę do pani ten list, ponieważ zdenerwowała mnie pani swoją obecnością. Przez panią w One Direction zaczęły powstawać różnego rodzaju konflikty, co grozi rozpadnięciem się zespołu, czego oczywiście nie chcemy. Naszym zdaniem jest pani bezużyteczna tam i zastanawiamy się, po jaką cholerę pani tam jest, skoro chłopcy doskonale sobie radzą sami. Strona, którą pani aktualnie  prowadzi, jest w rozsypce… Brak słów na ten temat… Naszym zdaniem to trochę dziwne, że Hazzy zauroczył się, nie wspominając już, że zakochał, w takiej osobie, jaką jest pani. Jest pani brzydką, mało inteligentną blondynką, których na całym świecie są masy. Nie potrafi pani niczego dobrze zorganizować. Obiecujemy, że załatwimy panią…
                                                                                                           Kochający X i Y
To był jeden z wielu listów.  Kolejny brzmiał tak:

Droga Megan Erase
Ponieważ nie masz prawa nosić nazwiska naszego męża, co my czynimy, masz się od niego odwalić. Daj mu spokój, on cię nie kocha, nie widzisz tego?! Chodzi do różnych klubów i zabawia się                z różnymi blondynkami. Wiesz o tym? Wiesz chociaż, co to jest Internet, bo nie wydaje mi się… Żal mi cię tak ci powiem… Przez ciebie nasz Hazzie się bardzo zmienił i już nie będzie takim, jak kiedyś…  Jak się od niego nie odwalisz, to przysięgam, że przyjadę tam, odnajdę cię i cię zabiję. Dopilnuję tego...... Możesz się zacząć już bać. 
                                                                                                            A
Po kolejnych czterdziestu takich listach o podobnej treści, chciałam naprawdę gdzieś się zaszyć i nigdzie stamtąd się nie ruszać. Co ja im takiego zrobiłam? Dlaczego one mnie tak nie lubią? O czym w ogóle one piszą? Może nie są przy zdrowych zmysłach, ale hejtowanie kogoś nie jest miłym uczuciem… Zachciało mi się płakać, no bo tyle słów ciśniętych we mnie… Schowałam wszystkie listy od hejterów, wcisnęłam w jedną siatkę i schowałam głęboko, głęboko do szafy. Postanowiłam nigdy nie pokazać tego Harry’ emu.
Aby o tym nie myśleć, zaczęłam pracować nad ich stroną. W sumie to dodałam parę nowych sond (typu: JAK PODOBA CI SIĘ NOWY ALBUM CHŁOPAKÓW?), nowy teledysk. Oczywiście nie zabrakło zdjęć.
Strona wyglądała świetnie. Efekt mojej roboty przechodził ludzkie pojęcie. Kiedy skończyłam zerknęłam na zegarek. Godzina piętnasta… Pora odebrać przesyłkę oraz odebrać Darcy…
Pobiegłam na pocztę z odpowiedziami na listy fanek, które wysłałam oraz odebrałam swoją wielką paczkę do sklepu… Zaczęłam się zastanawiać, gdzie ja to schowam… Jeszcze zdążyłam zrobić zakupy… Dotargałam wszystko do samochodu i schowałam w zasadzie ledwo wepchnęłam do bagażnika. O szesnastej pojechałam odebrać Darcy. W domu byłyśmy około siedemnastej trzydzieści.
 -  Darcy, wiesz, co jest jutro? -  Zapytałam.
 -  Wiem, tata  przyjeżdża! -  Krzyknęła szczęśliwa.
 -  Właśnie. Cieszysz się?
 -  No!
 -  Ja też. Pomożesz mi w kuchni?
 -  Tak.
 -  Dobrze, to poczekaj chwilkę, przyniosę z samochodu zakupy. Umyj rączki i poczekaj tu na mnie.
 -  Dobrze.
Poszłam do garażu. Otworzyłam bagażnik i zaczęłam wyciągać jego zawartość. O dziwo było tego bardzo dużo. Nawet nie wiem, kiedy ja to wszystko nakupowałam. No, ale cóż… Teraz to wszystko trzeba powynosić na górę… Złapałam cztery siaty i zaniosłam je do kuchni. Darcy grzecznie siedziała na krześle i czekała, aż przyjdę. Postawiłam siatki koło lodówki.
 -  Dobrze, to na razie tyle. Reszta już nie do kuchni -  powiedziałam sama do siebie -  Darcy, słuchaj będziesz mi podawać rzeczy z tych siatek, a ja je będę chować, dobrze?
 -  Dobrze -  rzuciła zrywając się z krzesła i podbiegając do mnie.
Dzielnie pochowałyśmy wszystkie rzeczy. Najważniejsze zostały na blacie.
 -  Świetnie.
Właśnie chciałam powiedzieć do Darcy, że jest bardzo grzeczna i że mi bardzo pomogła, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Szybkim ruchem przekręciłam klamkę i otworzyłam drzwi. W nich stała Eleanor z Tosiem.
 -   Oh, wchodź, zapraszam -  powiedziałam -  miałam za chwilę do ciebie iść.
 -  Widzisz, pokrzyżowałam ci plany -  uśmiechnęła się Ellie wchodząc do środka i podając mi Tonia.
 -  Ciocia Ellie! -  Krzyknęła Darcy.
 -  Darcy! Chodź tu, niech cię wyściskam -  powiedziała Ellie, biorąc ją na ręce.
 -  Ellie, zaraz wstawiam wodę na herbatę. Czego się napijesz? -  Zapytałam.
 -  Nie, naprawdę, przyszłam tylko na chwilkę.
 -  Mówisz poważnie, czy żartujesz?! Proszę, chociaż napij się herbaty.
 -  No dobrze, a nie przeszkodziłam wam w czymś? -  Zapytała Eleanor.
 -  Nie, gdzie tam. Właściwie niedawno wróciłyśmy z przedszkola, prawda Darcy?
 -  Tak -  powiedziała mała bawiąc się włosami Ellie.
 -  Szykujemy się na jutro.
 -  Ach, to mogę wam pomóc, bo ja już od rana buszowałam u siebie w kuchni. Musiałam także zrobić porządek i wykorzystać czas, że chłopców nie ma… Tak się pochłonęłam w ten wir sprzątania i pieczenia, że zapomniałam kompletnie o wyprzedażach na które miałam się dziś wybrać!
 -  To możesz iść jutro.
 -  No właśnie nie mogę, bo trwały tylko przez ten dzisiejszy dzień… -  powiedziała smutno Ellie, siadając przy stole w kuchni -  ach, Darcy, mam coś dla ciebie.
 -  Naprawdę?!
Ellie zerwała się z krzesła i pomaszerowała do hollu.
 -  No idź za ciocią -  powiedziałam do Darcy.
W tym czasie postawiłam na ziemi Antosia, który najwyraźniej nie miał ochoty biec za dziewczynami, bo złapał mnie za nogę i się do niej przykleił.
 -  No i co powiesz, Antosiu? Jak było u cioci? -  Zapytałam nalewając wody do czajnika i stawiając go na gazie.
 -  Ciocia jeśt siuper!
 -  Tak? To opowiesz mi, co robiliście?
 -  Ciocia poźwoliła mi pobawić się chłopaków ziabawkami!
 -  Tak? I jak? Fajnie było?
 -  Siuper!
 -  A byłeś grzeczny?
W tym momencie naszą rozmowę przerwał okrzyk radości. Za chwilę do kuchni wbiegła śmiejąca i jednocześnie krzycząca Darcy. W rączkach trzymała jakieś pudełko.
 -  Darcy, co tam masz, co ci ciocia znów kupiła? -  Zapytałam patrząc na Eleanor, która mrugnęła do mnie uśmiechając się szeroko.
 -  Lalkę! -  Krzyknęła Darcy.
 -  Pokaż!
Schyliłam się do niej. Darcy podała mi pudełko z lalką Barbie.
 -  No proszę. Widzisz? Ale ładna. A podziękowałaś cioci?
Darcy podbiegła do Ellie i rzuciła się jej na szyję. Antoś stał zdezorientowany i nie wiedział o co chodzi.
 -  Cio to? -  Zapytał patrząc na zabawkę.
 -  Lalka Darcy.
 -  Pokaś!
 -  A nie zniszczysz?
 -  Nie.
 -  To poczekaj sekundkę. Darcy, pozwolisz, że ją rozpakuje?
 -  Tak! -  Powiedziała wesoło Darcy całując ciocię.
Rozpakowałam lalkę i podałam Antkowi. Obejrzał ją, chwilę postał, potem zerknął na mnie, na Ellie i znów na lalkę.
Chciałam już coś powiedzieć, ale Antoś podbiegł do Ellie i rzucił jej się w ramiona.
 -  Ciocia!!! Ja teś chcię taką lalkę! -  Krzyknął wesoło.
Razem z Ellie o mało nie parsknęłyśmy śmiechem.
- Ale wiesz, co, lalki są dla dziewczynek.
Po długiej dyskusji na temat lalek podałam herbatę i jakieś słodkie.
 -  O której oni jutro przylatują? -  Zapytałam.
 -  O jedenastej.
 -  Czyli, jak dobrze pójdzie bez korków to w domu najprawdopodobniej będą o wpół do dwunastej.
 -  Byłoby świetnie. A teraz mów, co masz do zrobienia, to wam pomogę.
-  Ale, nie chciałabym cię wykorzystywać.
 -  Oh, nie wygłupiaj się. No już, mów co robimy na jutro, to wszyscy w trójkę ci pomożemy, prawda?
  -  Prawda! -  Krzyknęli moi podopieczni i stanęli na baczność.
 -  No… Cóż mogę powiedzieć… Dobrze, tak naprawdę, to nie mam zielonego pojęcia, co jutro zrobić na ten przeklęty obiad…
Sięgnęłam po książkę kucharską i wspólnie zaczęliśmy ją „studiować”. Zdecydowaliśmy, że zrobimy sznycle cielęce. Umyłam dokładnie cielęcinę. Ellie stała gotowa przy desce do krojenia z nożem w ręce. Zaczęła fazę krojenia. Następnie rozbiłyśmy mięso tłuczkiem. Uformowałyśmy owalne sznycle. Darcy posoliła sznycle. Oczywiście pod moją uwagą… Otoczyłyśmy w mące, w roztrzepanym jajku oraz bułce tartej. Następna faza to smażenie. Poprosiłam Darcy, aby wyciągnęła patelnię, co oczywiście zrobiła.
 -  Dziękuje. Ellie, może pieczarki smażone do tego zrobić?
 -  Wiesz, co Meg, to nie jest najgorszy pomysł… Już się za to biorę. Tosiu, chcesz mi pomóc?
 -  Jaśne! -  Ucieszył się.
 -  Dobrze, to otwórz lodówkę i wyciągnij z niej pieczarki.
 -  Dobra Darcy, uważaj teraz na tłuszcz, który strzela.
Usmażyłyśmy sznycle na oleju, co trwało jakieś piętnaście minut.
 -  Ellie, jak tam wasze pieczarki? -  Zapytałam, gdy skończyłyśmy.
 -  No już kończymy. Antosiu, cofnij się, bo ciocia będzie przerzucać pieczarki do naczynia.
Podeszłam do stołu, aby napić się herbaty. Przez przypadek spojrzałam na zegar. Była 21.15…. KTÓRA?!
 -  Jezus Maria! -  Wrzasnęłam, a Eleanor podskoczyła z przerażenia, a garnek wypadł jej z rąk i upadł na ziemię. Na szczęście pieczarki się nie wysypały, ale masło się trochę wylało…
- Co się stało?! -  Zdenerwowała się Ellie.
 -  Spójrz na zegarek… -  powiedziałam.
 -  Jezus Maria! -  Wrzasnęła po mnie Eleanor.
 -  To aż tyle nam zajęło?! Muszę dzieci położyć…
Ellie wyszła wpół do dziesiątej, a mnie zostało położyć dzieci do łóżek, co zrobiłam chwilę po jej wyjściu. Poczytałam im bajki, do momentu, gdy zasnęli. Byłam szczęśliwa, że miałam już obiad na jutro przygotowany, ale byłam również nieszczęśliwa, że muszę posprzątać kuchnię.
 -  Cóż… Naświniłaś, to teraz sprzątaj -  mruknęłam do siebie.
Zeszłam i zabrałam się za sprzątanie. Umyłam garnki, jedzenie schowałam do lodówki no i wymyłam podłogę w kuchni. Oczywiście, nie obyło się bez telefonu Harolda. Dopadłam do niego w ostatnim momencie.
 -  Halo?! -  Rzuciłam do słuchawki.
 -  Hej kochanie, co taka zdyszana jesteś? -  Zapytał.
 -  A nic, robiłam porządek.
 -  Aż tak nabałaganiłaś?
 -  No… Powiedzmy. Umyłam kuchnię i ruszyłam odebrać telefon.
- Ale ci się udało.
 -  No właśnie wiem -  popatrzyłam na wiadro z mopem, stojące na środku kuchni- Co porabiałeś dzisiaj? -  Skierowałam się do salonu, aby przez chwilę móc ochłonąć.
 -  Byliśmy z chłopakami w telewizji, potem pojechaliśmy do fundacji dziecięcej no i na podpisywanie płyt…
 -  No to strasznie dużo miałeś dziś roboty… To od której nie spisz?!
 -  No… Od jakiejś siódmej…
 -  Jejku, to jakieś święto.. -  Zakpiłam.
 -  No wiesz!
 -  No, co? Przecież lubisz się dobrze wyspać, a nie jesteś porannym ptaszkiem.
 -  No już przestań… Napracowałem się…. No i musieliśmy się spakować…
- Co znaczy „się”?
 -  No… Louisa… Bo  nie umiał niczego poskładać, ani ułożyć do tej walizy, więc w czterech pomagaliśmy mu. Ja z Liam’ em składaliśmy jego rzeczy, a Zayn z Niallem układali do walizy. Lou miał się bacznie przyglądać. Kiedy już wszystko poukładaliśmy, wyszła z tego niezła kupka, wystająca sporo ponad poziom zamknięcia. Postanowiliśmy się tym nie przejmować. Zamknęliśmy szczęśliwi walizę, ale klapa oparła się na rzeczach i trzeba było ją domykać, więc ja i Niall usiedliśmy na zamknięciu, Liam złączał jedną stronę walizki, a drugą Zayn. Gdy to zamknęliśmy byliśmy wszyscy zadowoleni. Lou nam serdecznie podziękował i oznajmił, że już będzie wiedział, jak to robić i gdy wychodziliśmy               z pokoju, waliza się otworzyła, a Lou wylądował w pięknej stercie jego ciuchów i wszystko zaczęliśmy od początku… No i właśnie przed chwilą skończyliśmy…
 -  No to mieliście tam niezły ubaw -  podsumowałam.
 -  A żebyś wiedziała jaki…
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy się. Ja natomiast wróciłam do zmywania podłogi.  Byłam cała szczęśliwa, gdy skończyłam. Pogasiłam na dole wszystkie światła i poszłam na górę.  Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeżą piżamę i weszłam do łóżka.
 -  Jak to dobrze wyciągnąć się we własnym łóżku… Jutro muszę jeszcze wyciągnąć te cholerne rzeczy do sklepu… -  powiedziałam do siebie -  A no i chyba muszę zrobić pranie -  dokończyłam i zgasiłam światło.
Długo jednak nie mogłam zasnąć, ale w końcu oddałam się w ręce Morfeusza.

 Promienie słońca wesoło skakały po mojej twarzy lekko ją ogrzewając. Było to bardzo miłe uczucie. To trochę dziwne, ponieważ miałam w pokoju zasłony… Otworzyłam oczy, które od razu zamknęłam, ponieważ słońce świeciło mi prosto w twarz. Przekręciłam się na drugi bok, w zasadzie usiadłam. Posiedziałam chwilę, aby się nie przewrócić, bo trochę kręciło mi się w głowie. Po chwili jednak wstałam i podeszłam do okna. Okazało się, że okno się otworzyło i stąd miałam odsłoniętą zasłonę. Odsłoniłam zasłony i poczułam na twarzy znów promienie słońca, które przyprawiały mnie o dodatkową energię. Pościeliłam starannie łóżko i zajrzałam do dzieci. Obydwoje jeszcze spali, więc zeszłam na dół, żeby zrobić sobie kawę. 

__________________________________
Hej Wam.
Więc tak... Rozdział chciałam dedykować dwóm osobom... Mojej najlepszej przyjaciółce Dominice (Domie). Bardzo się cieszę, że się pogodziłyśmy. Nie rozmawiałyśmy ze sobą od trzech tygodni... Tak, czy owak bardzo się cieszę, że już to naprawiamy powoli :). Druga osoba jest bardzo wyjątkowa. Ten rozdział także dedykuję mojej kochanej cioci Uli, która wczoraj niestety, ale od nas odeszła. Mam nadzieję, że jakoś się trzyma tam, wyżej... 
Kto z Poznania, można mnie będzie znaleźć na przedmieściach. Będę ubrana na czarno- wiadomo... Mogę się szlajać w towarzystwie dwóch chłopaków xD moich kuzynów, będą na 100% w garniakach xD pozdrawiam Was wszystkie i mam nadzieję, że wciąż będziecie ze mną i dziękuję wszystkim za bardzo miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem :) xx
                                                                                                   ~Meg

3 komentarze:

  1. mam nadzieje ze sie trzymasz po stracie cioci!! rozdział mega!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję z powodu cioci :c

    rozdział super jak zawsze :)
    ~Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział!
    Przykro mi z powodu cioci. Mam nadzieje że się trzymasz :c

    OdpowiedzUsuń