Harry nie zmienił
zdania, więc postanowiłam wrócić do Warszawy. Dominika z Gabrielą obiecały
zająć się sklepem, za co byłam im bardzo wdzięczna. Ustaliłam z mamą, kiedy przyjadę
i zaczęłam pakować rzeczy. Wszyscy na Wiśniowej byli niepocieszeni, po za
najbardziej zainteresowaną osobą, która się nie pojawiła na Wiśniowej. Niall
odwiózł mnie na lotnisko i wymogli na mnie, że mam wrócić. Niall nawet się
odgrażał, że jeśli nie przyjadę, on sam po mnie przyleci i mnie zabierze.
Dzieciaki były bardzo podekscytowane wyprawą, w przeciwieństwie do mnie. Darcy
opowiadała Antosiowi, że może będzie pilotować samolot, bo ona już to robiła.
Niall zaprowadził mnie do samego samolotu, na co zezwoliła cała obsługa.
Widziałam tylko, że rozmawiał ze stewardessą, nie wiem tylko o czym. Potem
pomachał mi, po czym wyszedł. Stewardessy były bardzo pomocne. Zajmowały się
dziećmi, a mnie się chciało wyć z rozpaczy. Przypomniała mi się ostatnia podróż,
kiedy byłam niezdecydowana czy wracać, ale teraz miałam już sklep i przyjaciół,
do których musiałam wrócić. Trochę się przespałam. Nawet nie wiem, kiedy
wylądowaliśmy w Warszawie. Stewardessy wyprowadziły mnie, jako pierwszą z
samolotu. Oddały dzieci i znalazłam się w ramionach mamy.
- Nic nie mów. Wszystko już wiem - powiedziała - dzwonił do mnie. Niall
Mama zgarnęła nas do samochodu i pojechaliśmy na Żoliborz.
- Pomyślałam sobie, że będzie ci tu lepiej - powiedziała mama, gdy stanęłyśmy pod naszym
domem - jeżeli pozwolisz, to trochę
pomieszkam z tobą. Michał jest na dyżurze. Jutro wróci, to będzie spał, więc do
wieczora mamy spokój.
Rozpakowałyśmy rzeczy, położyłyśmy dzieci spać i usiadłyśmy
przy herbacie w ogrodzie. Opowiedziałam mamie wszystko, na co mama skwitowała:
- Kretyn.
Poczułam się bardzo zmęczona.
- jeżeli nie będziesz miała nic przeciwko, to
pójdę się położyć - powiedziałam.
- Oczywiście, idź.
Zajrzałam do dzieciaków. Spały. Poszłam do siebie do pokoju
i przez pół nocy przepłakałam. Podjęłam decyzję, że nie wracam. Zostawię sklep
dziewczynom. Niech prowadzą w moim imieniu. Postanowiłam, że zadzwonię jutro do
Dominiki i powiem jej o tym. Wyłączyłam swoją komórkę, gdy wsiadałam do samolotu.
Nie włączałam jej i zupełnie o tym zapomniałam. Na następny dzień rano,
obudziłam się dosyć późno i gdy zeszłam na dół, mama zajmowała się dzieciakami.
Wszyscy wyglądali na bardzo szczęśliwych.
- Zjesz śniadanie? - Zapytała mama.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna - odpowiedziałam.
- Musisz coś zjeść - nalegała - Mały Joe tak się napracował na twój przyjazd!
Kto to ma jeść?! Przygotował wszystkie twoje ulubione potrawy! Jak tu
przyjedzie, to ma cokolwiek zniknąć! Bo będzie bardzo niezadowolony.
Poszłam do lodówki. Otworzyłam ją szeroko i zaczęłam się
zastanawiać, co by tu zjeść. Nie miałam apetytu, ale zobaczyłam śledzie w
śmietanie. Chwyciłam półmisek i poszłam do mamy. Usiadłam przy stole i zaczęłam
jeść.
- No co ty?! Śledzie jesz na śniadanie?!
- Mam ochotę.
- No dobrze, wszystko dla ciebie - powiedziała mama - dzwonił Niall. Chciał się dowiedzieć, czy
dojechałaś szczęśliwie. Nie mógł się do ciebie dodzwonić. Na Skype ciebie nie
było. Był mocno zdenerwowany. Zapewniłam go, że jesteś cała i zdrowa, dzieciaki
też i żeby się nie martwił. Potem dzwonił Liam, a następnie Eleanor z Louisem w
tle… Ostatni dzwonił Zayn. Muszę powiedzieć, że masz naprawdę wspaniałych przyjaciół.
Można ci tylko pozazdrościć takich. A! I jeszcze w
międzyczasie dzwoniła Dominika. Masz pozdrowienia od Gabrieli i Jaya przekazane
przez Dominikę. Wiadoma osoba nie dzwoniła - powiedziała mama. Nikt nie wie, gdzie jest.
Ostatnią uwagę puściłam mimo uszu.
- Co będziemy dzisiaj robić? - Zapytała mama - może pójdziemy do zoo z dzieciakami?
- A mogłabyś je zabrać sama?
- Wolałabym,
żebyś poszła z nami.
Mama nie chciała słyszeć, że zostanę sama w domu, więc
musiałam się zgodzić. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do zoo. Faktycznie
było to jedyne miejsce w Warszawie, w którym nie byłam z Harrym. Poczułam, że
mogę tam jechać. Zdałam sobie sprawę, że miałam zadzwonić do Dominiki. Wybrałam jej numer i po krótkim czasie
usłyszałam jej głos.
- Halo?
- Cześć.
- MEGAN! - Wrzasnęła do słuchawki.
- Nie wrzeszcz tak, bo będę cię słyszeć w
oryginale, nie w telefonie… - zażartowałam - pewnie wszyscy słyszeli na Wiśniowej, że
zadzwoniłam.
- No coś w tym stylu - zaśmiała się Doma - jesteśmy w sklepie. Ruch jest olbrzymi. Nie
długo zabraknie towaru. Ludzie są zachwyceni!
- Słuchaj, dzwonię po to, żeby ci powiedzieć, że
jeśli chcecie, zatrzymajcie ten sklep dla siebie. Ja zostanę już tutaj. Wiem,
że przekazuję jego w dobre ręce - powiedziałam.
- Ty chyba na głowę upadłaś - usłyszałam po drugiej stronie - możemy ci go poprowadzić do twojego powrotu.
Tylko, skąd wziąć towar?
- To znajdźcie sobie dostawców, bo ja nie
wracam.
Dominikę zatkało.
- Dajemy ci miesiąc czasu na przemyślenie.
- Dominika, gdzie ja mam wrócić? Przecież nie
zamieszkam w domu, w którym mieszkałam z Harrym. Zastanów się. To nie jest już
mój dom.
- Możesz przyjechać, bo on się wyprowadził.
- Za dużo wspomnień - skomentowałam - uważasz, że przez miesiąc, zapomnę o
wszystkim?
- No nie, ale sklep musi czymś handlować.
- Dobrze, porobię trochę biżuterii i prześlę ci.
- No… dobra, okej… zamówienie jest, naprawdę
spore. Prześlę ci mailem.
Pożegnałam się i rozłączyłam. Po obiedzie i wyprawie do zoo, poczułam się
strasznie zmęczona. Dzieci zresztą też, więc poszliśmy wszyscy spać, po za
mamą. Z dołu dochodziły, jakieś głosy. Zaczęłam się zastanawiać, czyje.
Słyszałam mamę i jakiś męski głos. Właściwie pomrukiwania. Trudno było mi
wyczuć, kto to jest. Dopiero po chwili, gdy się odezwał, wywnioskowałam, że to
Michał. Zwlekłam się z łóżka i poszłam na dół.
- Witaj, Megan - ciepło mnie przywitał. Rzucił się na mnie.
Przytulił mnie mocno, a mama stwierdziła, że chyba zacznie być zazdrosna.
Wiedziałam, że żartuje. Popatrzyłam na nią i zapytałam:
- Jakieś wieści?
- Żadnych - odpowiedziała.
Rodzice robili, co mogli, żeby mnie rozchmurzyć, jednak
niezbyt im to wychodziło. Dzieci były jakieś markotne, mimo, że ubóstwiały
Michała i mamę.
- Dzieci są zmęczone, więc powinny iść spać.
Posiedźcie tutaj, a je położę Darcy i Tosia do łóżeczek - powiedziała mama.
Dzieci nawet nie oponowały. Popatrzyłam na zegar. Było po
dziesiątej wieczorem.
Po dwóch tygodniach
takiego bytowania nie było żadnej wiadomości od Harolda. Weszłam na Twittera,
gdzie huczało od plotek. Podobno
widywano Harolda z różnymi dziewczynami na przedmieściach Los Angeles. Przeżyłam szok. Zamknęłam czym prędzej
komputer i poszłam do siebie. Musiałam się wypłakać. Po następnych dwóch tygodniach, siedziałam
sama w domu, bo mama z dziećmi wybrała się do Łazienek. Ktoś zapukał do drzwi.
Poszłam otworzyć i stanęłam, jak wryta.
- Cześć przyjaciółko - usłyszałam. Za drzwiami stał Niall z Dominiką
i Zaynem.
- C.. Co?! Co wy tu robicie?! - Wydukałam.
- Przyjechaliśmy pogadać z tobą - powiedział twardo Nialla.
- Nie ma o czym - powiedziałam- Ale wchodźcie, bo przecież nie
będziecie tak stać.
Weszli do środka i przywitaliśmy się.
- Kiedy przylecieliście?
- Przed chwilą - powiedział Zayn - czy ja mogę skorzystać z łazienki? Z tego
wszystkiego zapomniałem zabrać lusterka! - Skierował się do łazienki.
- Boże! Jaki ja jestem głodny!! - Usłyszałam.
- Nie martw się Niall, już coś robię. Mały Joe
bardzo dba o mnie, aż za bardzo - powiedziałam.
- Pomogę ci, szepnęła Doma.
Gdy znalazłyśmy się w kuchni, Doma powiedziała:
- Słuchaj, nie miałyśmy okazji pogadać. Jestem z
Zaynem - wypaliła.
- Co?! - Aż usiadłam
z wrażenia - czy Niall o tym wie?!
- Wie. Okazało się, że Zayn poszedł na odwyk dla
mnie. Rzeczywiście nie pije. Przebywał tam, sama wiesz, że cały czas i został
na razie uleczony. Rozmawiałam z Niallem i doszliśmy do wniosku, że dla dobra
Zayna, nie możemy mu tego zrobić. Chciałam z tobą o tym pogadać, ale nie było
okazji…
- A jak to zniósł Niall?
- Wiesz, mam wrażenie, że on w kimś innym się
podkochuje.
- O kim mówisz?
- Nie udawaj niewiniątka - popatrzyła dziwnie na mnie - przecież to, że jesteśmy tutaj, to tylko jego
sprawka. Powiedział, że sprowadzi ciebie z powrotem. Nie wiedziałam, jak
zareagujesz, więc postanowiłam z Zaynem, że przylecimy również.
Miałyśmy już przygotowane śniadanie, więc musiałyśmy wrócić
do pokoju, po za tym, że Niall wydawał z siebie dziwne odgłosy, w rodzaju:
„Jestem głodny”, „Coś bym zjadł”, „Ile mam czekać?!”, „Może znajdą się jakieś
perogi?”, „Zaraz umrę z głodu”… Na to ostatnie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
Zaczęłyśmy wnosić śniadanie i humory się od razu poprawiły. Zasiedliśmy do
stołu. Postawiłam, co miałam w lodówce, a największa wojna zaczęła się o
śledzie… TRADYCYJNIE.
- Śledziki! - Ucieszył się Niall.
Zayn chciał mu podać talerz, ale Niall był szybszy i wyrwał
mu go z ręki.
- Niall, czy ty w ogóle nie jadłeś od miesiąca
czasu? - Zapytałam.
- No coś w tym rodzaju - burknął.
- Miło cię widzieć.
Rzeczywiście był jakiś szczuplejszy.
- Odchudzałem się, ale takiego jedzonka nie
odpuszczę!
Stół był pusty, to znaczy talerze i półmiski.
Niall przystąpił do ataku.
- Przyjechaliśmy po ciebie! My jesteśmy
delegacją. Jeśli się nie zgodzisz, przyjadą wszyscy. No prawie… - spochmurniał trochę - dłużej tego nie wytrzymamy! Na Wiśniowej
atmosfera jest grobowa i wszyscy
tęsknią za wami.
- A szczególnie on - mruknęła Dominika po polsku.
Zayn czuł się jakoś niezręcznie. Nie wiedział, czy Dominika
zdążyła mi powiedzieć, czy nie, ale Doma się do niego przytuliła.
- Zayn odzwyczaja się od lusterka - powiedziała.
- Naprawdę? Duże zmiany na Wiśniowej.
- No, już mówiłam ci. Sklep świetnie prosperuje,
co chyba wiesz z naszych raportów. Nie długo będziesz milionerką!
- Jak to ja?! No przecież wy prowadzicie sklep!
- Ale to jest twój sklep! My jesteśmy tylko w zastępstwie.
Musisz wrócić, bo masz masę zaproszeń.
- Jakich zaproszeń? - Zdziwiłam się.
- Z różnych telewizji, stacji radiowych!
- Nigdzie się nie wybieram…
- Ale to są zaproszenia te ze sklepu! Sklep odniósł wielki
sukces! Z Gabrielą pomyślałyśmy, że dobrze by było otworzyć sklep internetowy.
Po za tym musisz wrócić, bo niebawem ślub Gabrieli! Nie zrobisz jej tego!
Przecież jesteś druhną!
- Harry mnie zdradza - palnęłam.
- Jest dupkiem i koniec - odparował błyskawicznie Niall - stwierdziliśmy to wszyscy.
- Gdyby nie kontrakt, który jest podpisany,
wypieprzylibyśmy go z zespołu - powiedział Zayn.
- Zayn! Nie wyrażaj się! - Upomniała go Dominika.
- Oj, przepraszam - powiedział Zayn.
Do diabła?! Co tu się dzieje?! Zayn przeprasza?! Od kiedy?!
Chyba faktycznie był po uszy zakochany w
Domie.
- A więc to prawda? - Powiedziałam wracając do tematu.
Wszyscy unikali mojego wzroku.
- Zachowuje się, jak pies spuszczony z uwięzi - powiedziała Doma.
Przy drzwiach coś się zaczęło dziać.
- Błagam… Nie mówcie niczego przy dzieciach,
dobrze? - Powiedziałam.
Cała trójka energicznie pokiwała głowami. Gdy drzwi się
otworzyły, Darcy z okrzykiem radości zaczęła biec.
- Wujek Niall! - I dopadła do niego.
Toni dopadł do Domy.
- Widzisz? Dzieciakom też brakuje nas - szepnęła mi do ucha.
Coś w tym było, bo dzieciaki zaczęły się pytać, kiedy
wrócimy do domu… Zdawałam sobie sprawę, że muszę podjąć jakąś decyzję, bo nie
mogłam mamie siedzieć dłużej na głowie. Do pokoju weszła mama.
- A co wy tu robicie?! Niall?! Zayn?! - Zaczęła się witać.
- Przyjechaliśmy po Megan. Nie wrócimy bez niej
- rzucił Niall.
- A beze mnie? - Zapytał Antoś.
- No bez ciebie też nie i bez Darcy! Wszyscy
pojedziemy do domu.
- Hura! - Ucieszyła się Darcy.
- Tylko mamusia musi zdecydować, kiedy
pojedziemy.
- Mamusiu! Ja chcię do domu! - Powiedział Antoś.
- Porozmawiamy o tym później, dobrze? - Powiedziałam do niego.
Niall coś szepnął Darcy do ucha, która pokiwała główką i
gdzieś wybiegła.
- Gdzieś ty ją posłał? - Zapytałam.
- Poszła do siebie do pokoju - odpowiedział - czy mam cię spakować, czy sama się spakujesz?
- Trochę mnie zaskoczyliście…
- Słuchaj, jeśli nie chcesz wracać do siebie, to
możesz przyjechać do mnie - powiedział
poważnie - ty też mi pomagałaś, jak
miałem swoje problemy… musisz wracać z nami. Nie ma mowy! Jak się sama nie
spakujesz, to jutro przyjdę i cię spakuję.
Pogroził mnie palcem.
- Darcy się już pakuje.
- Daj spokój, przecież ona się nie zmieści w
trzech walizkach.
- To ją spakuj - rzucił - pewnie mama ci pomoże.
- Może jednak pobędziecie tutaj troszkę? Muszę
się oswoić z sytuacją - powiedziałam - i przemyśleć parę rzeczy.
- Jeszcze nie przemyślałaś? - Zdziwił się Zayn.
- To nie takie proste, kiedy masz dwójkę dzieci
i praktycznie zostajesz samotną matką bez dachu nad głową.
Zaynowi zrobiło się głupio.
- Przepraszam… Zapomnij o moim pytaniu.
Do pokoju wpadła Darcy.
- Już! - Krzyknęła
radosna.
- Co już? - Zapytała
mama.
- Już jestem spakowana! Czy mam spakować Tosia?
Popatrzyłyśmy na siebie z przerażeniem.
- już się spakowałaś? - Zapytałam.
- Tak.
- A co spakowałaś?
- Wszystko.
- Jak to wszystko? Pozwolisz, że zobaczę, co
spakowałaś?
- No to chodź.
Wzięła mnie za rękę i poprowadziła na górę.
Walizka stała na łóżku, a z niej wylewały się wszystkie
rzeczy.
- No jak ty to spakowałaś? Przecież wiesz, że
trzeba wszystko ładnie ułożyć.
- Nie miałam czasu! - Chciało mi się śmiać, więc wyszłam z pokoju.
Zeszłam na dół, gdzie popatrzyło na mnie pięć par oczu - chcecie zobaczyć, co żeście zrobili? Ręce mi
opadły.
Wszyscy powędrowali do pokoju Darcy. Za chwilę na dole
pojawili się Niall z Zaynem.
- Mamusiu, czy ja mogę się iść śpakować? - Zapytał Antoś.
- Wiesz, Antosiu… Może ja cię spakuję, jednak
najpierw trzeba pomóc Darcy, a po za tym nie mamy jeszcze biletów.
- Już załatwiam - usłyszałam. Zobaczyłam, że Niall idzie do komputera
- pozwolisz, że skorzystam?
Kiwnęłam machinalnie głową. Okazało się, że sześć biletów do
Stanów może być jutro, ale z dwoma przesiadkami, co nie wchodziło w grę. Dla
dzieci byłoby to zbyt męczące. Pierwszy lot, w którym byśmy się zmieścili, był za
miesiąc… Niall coś postukał na klawiaturze. Wyłączył go i powiedział:
- Załatwione. Lecimy jutro.
- Czyś ty oszalał?! Jak ty to załatwiłeś?! - Zapytał Zayn.
- Wynająłem samolot - poinformował nas Niall - przecież nie będziemy siedzieć tu miesiąc.
- A źle ci? - Zapytałam.
- Mnie jest dobrze, ale wszystkim pozostałym
jest źle.
- O mnie nic nie mów - powiedziała Dominika.
- Ja nie mówię o nas, mówię o pozostałych na
Wiśniowej.
- Jak wy to sobie wyobrażacie? Że ja wrócę do
domu i będę tam mieszkać? - Powiedziałam.
- Dlaczego nie? - Rzucił Zayn - przecież jesteśmy z tobą. Pamiętaj. Wszyscy z
tobą nie zamieszkamy, ale Niall może, bo jest wolny.
Pogroziłam Zaynowi palcem.
- A po za tym mama może z tobą lecieć.
- Niestety nie mogę lecieć w tej chwili - powiedziała mama - mam za dwa tygodnie promocję książki…
- To załatwione. Lecimy w szóstkę.
- Aniu, pomożesz przy pakowaniu? - Zapytał Niall.
- Chyba wszyscy
będziemy pakować - zaśmiała się mama.
W ten sposób zostaliśmy z dzieciakami spakowani, wsadzeni w
samolot i polecieliśmy do Chicago. Wszystko było tak, jakby we mgle. Nie
pamiętam lotu. Pamiętam tylko, jak strasznie mnie zabolało, gdy zobaczyłam nasz
dom, pod który podjechał samochód. Gdy wysiadłam i zobaczyłam dom łzy poleciały
mi ciurkiem. Nie wiedziałam, że tak strasznie przeżyję powrót na Wiśniową.
Niall zaczął mnie przytulać. Wreszcie był od tego specem. Gdzieś mnie
poprowadził. Dopiero potem się zorientowałam, że do siebie do domu. Zostałam
objęta specjalną ochroną i nigdy nie byłam sama. Stale mi ktoś towarzyszył.
Dzieciaki były przeszczęśliwe, że jesteśmy z powrotem w domu, może nie całkiem
swoim, ale że na Wiśniowej. Niall odprowadzał i przyprowadzał Darcy z przedszkola,
Dziewczyny się zajmowały gotowaniem na zmianę.
W takim stanie
przeżyłam następne dwa miesiące. Od Harry’ ego nie było żadnych wieści. Wszyscy
się opiekowali mną, a najbardziej Niall.
Do pokoju, w którym siedziałam wszedł Liam.
- Słuchaj Megan. Za tydzień jest ślub Gabi i
Jaya.
- Jak to? To oni się jeszcze nie pobrali? - Dotarło do mnie.
- Postanowili, że muszą przełożyć ślub, bo Gabi
nie chciała słyszeć, żebyś na nim nie była. Musisz się przygotować, bo więcej
przekładać nie będą.
Postanowiłam, że muszę porozmawiać z Gabrielą. Wstałam, ale
zakręciło mi się trochę w głowie. Dobrze, że Liam stał obok, bo mnie złapał.
- Co ci jest? - Zaniepokoił
się.
- A nic, zakręciło mi się w głowie - powiedziałam.
- To posiedź tutaj trochę, albo idź się połóż.
Co chcesz zrobić? - Zapytał.
Zdecydowałam, że posiedzę.
- Zrobić ci coś do picia? - Zapytał.
- Nie dziękuję.
Do pokoju weszła Eleanor. Liam coś jej szepnął do ucha, a
ona wypadła, jak torpeda z pokoju.
- Co powiedziałeś Ellie, że wyszła?
- Nic, nic.
Po półgodzinie ktoś zadzwonił do drzwi. Liam poszedł
otworzyć i do pokoju wszedł doktor Jan.
- Jak się miewa moja ulubiona pacjentka? Witam -
powiedział doktor. Zaczęłam się
zastanawiać, co tu jest grane.
- Dzień dobry panie doktorze. Co pan tu robi?
- Słyszałem, że się pani nie najlepiej czuje.
Ptaszki mi doniosły… - popatrzył na
Eleanor - czy jest pani w ciąży?
Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Nic na ten temat nie wiem - powiedziałam.
- No to sprawdzimy. Zabiorę panią do szpitala,
żeby przeprowadzić badania.
- Przepraszam panie doktorze, że zawracali panu
głowę moją osobą. Zdaje się, że muszę z nimi poważnie porozmawiać - zaczęłam doktora przepraszać, gdy siedzieliśmy
już w samochodzie.
- Kiedy pani robiła ostatni raz badania? - Zapytał doktor.
- Szczerze mówiąc, to przy Antosiu.
- Czas najwyższy na badania - powiedział poważnie doktor, patrząc prosto na
drogę.
- Wiem, ale nie miałam czasu na to… dwójka
dzieci, mój sklep, a potem to, co się przytrafiło…
- Proszę o tym nie myśleć. Wszystko wiem. Ma
pani wspaniałych przyjaciół, którzy się panią zajmują, więc głowa do góry.
Dojechaliśmy do szpitala. Pobrano mi krew i po pewnym czasie
do pokoju, w którym siedziałam wszedł doktor Jan z jakimś innym przystojnym
doktorem, który na oko wyglądał na dwudziestkę.
- To jest doktor George Parker. Chce z panią
porozmawiać.
- Ale nie jestem w ciąży, prawda?! - Zdenerwowałam się i przerwałam doktorowi.
- Nie, nie jest pani w ciąży - uśmiechnął się doktor Jan i wyszedł.
- Proszę mi wszystko opowiedzieć - powiedział doktor George - wiem, że miała pani przejścia. Chciałbym pani
w jakiś sposób pomóc - zaczął mi zadawać
różne pytania, na które machinalnie zaczęłam odpowiadać. Zdałam sobie sprawę,
że tak nie może być dalej, kiedy zadał mi pytanie o dzieci. Nie miałam zielonego
pojęcia, co się z nimi dzieje. W ogóle nie miałam pojęcia co się wokół mnie
dzieje.
- Jak ja mogłam to
zrobić dzieciom?! - Powiedziałam na
głos. Doktor popatrzył na mnie uważnie.
- To nie pani zrobiła. Proszę się nie obwiniać -
powiedział. Zadał mi jeszcze kilka pytań
i wyszedł. Po paru minutach wrócił doktor Jan.
- Jest pani zdrowa. W fizycznym tego stopnia
znaczeniu - oznajmił - doktor George zasugerował, żeby pani przyszła
do niego na terapię. Pewnie się pani zorientowała, że jest psychologiem. Jeśli
się pani zdecyduje to zaprasza panią w każdą środę o dziesiątej. Proszę się
zastanowić i dać nam znać. Prosił, abym przekazał pani jego wizytówkę - wręczył
mi kartonik.
Schowałam automatycznie wizytówkę do torebki.
- Czeka na panią kolega pod szpitalem - rzucił doktor przy drzwiach - ma pani wspaniałych przyjaciół. Niech pani to
doceni.
Gdy zjechałam na dół, zobaczyłam Nialla, który spacerował w
tą i z powrotem przed drzwiami szpitala.
- Co ty tu robisz?
- No jak to co?! Czekam na ciebie - stanął, gdy mnie zobaczył i przytulił mocno do
siebie - Chodź. Jedziemy.
- Gdzie?!
- Na lody. Zapraszam cię.
- Niall, a gdzie są dzieciaki?
- U Ellie - rzucił krótko - także mają dobrą opiekę. Nie przejmuj się.
Wsadził mnie do swojego czarnego Range Rovera i pojechaliśmy
tak, jak mówił - na lody.
_________________________________________
Helloł :) Z okazji majóweczki, trochę dłuższy rozdział! Jezu, nie będę Wam co rozdział pisać, że mam nadzieję, bla, bla, bla :D
Powiem tyle, że cieszę się, że jesteście i czytacie ;) Jeśli komentujecie i czytacie moje wypowiedzi, to jeszcze bardziej się cieszę i dziękuje, że poświęcacie swój czas :)
* A i przepraszam za błędy oraz takie przerwy między słowami... Czasami nie zauważę, a w Wordzie takie cuda się niestety dzieją...
~Meg
Super rozdział jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Harry przeprosi Megan ;) /Ola
wowowowwowowwoowwwowowowowowo cudo - ANIAAAA
OdpowiedzUsuń