sobota, 15 września 2012

Rozdział Dwudziesty Ósmy

Na następny dzień, Harry smacznie spał, a dzień był przepiękny. Po cichu poszłam do łazienki  umyć się.  Gdy ubrałam się, Harry  spał. Poczułam się głodna. Żal mi było takiego pięknego dnia. Zabrałam aparat i poszłam zwiedzać Londyn.  Na narożniku był bar szybkiej obsługi i stwierdziłam, że zjem sobie śniadanie. Zamówiłam  rogala i kawę. Usiadłam przy stoliczku i zaczęłam przeglądać zrobione zdjęcia. Były bardzo udane. Nagle zadzwoniła moja komórka.
- Co robicie? - usłyszałam głos Danielle.
- A właśnie wyszłam z hotelu i jem śniadanie.
- SAMA?! - krzyknęła.
- No… przecież jestem już dorosła! Prawie… - zaczęłam się śmiać.
- A gdzie Harry?
-  Śpi. Wczoraj zapowiedział mi, że dzisiaj nie wychodzi z wyra, więc zdecydowałam się,  że pójdę sama.  Chcę pozwiedzać Londyn, bo prawie wcale go nie widziałam.
- A może potrzebujesz przewodnika?
-  A co? Liam też śpi?
-  Trochę się posprzeczaliśmy i chcę wyjść z domu, a nie mam chęci na zakupy.
- No to, gdzie się spotykamy? - zapytałam.
- A co chcesz zobaczyć?
- No widziałam już pałac Buckingham i właściwie tylko tyle…
- A chcesz iść do Muzeum Brytyjskiego?
- Bardzo chętnie. Tyle słyszałam o nim dobrego, że chętnie zobaczę.
-  A gdzie jesteś?
- Wyszłam z hotelu i jestem przy pierwszym narożniku.
- Będę za piętnaście minut. Zjedz sobie spokojnie śniadanie.
 Rzeczywiście, po piętnastu minutach zobaczyłam, że podjeżdża Danielle i podeszłam do krawężnika. Gdy się zatrzymała szybko wskoczyłam do samochodu.
- Ja nie wiem, jak wy potraficie jeździć z kierownicą po prawej stronie.
Danielle zaczęła się śmiać.
- Dla nas jest dziwna jazda po prawej stronie. Tak się wkurzyłam na Liama, bo zaczął oglądać kreskówki Disneya i nie widział świata po za tym… musiałam wyjść z domu, bo nie usiedziałabym ani chwili dłużej. Zna je wszystkie na pamięć.  Z przodu do tyłu i z tyłu do przodu, ale cały czas namiętnie ogląda. Mam tego już dosyć.
- Lepiej, że oglądał kreskówki, niż jakieś filmiki + 18.
Zaczęłyśmy się śmiać.
- Wiesz, może masz rację, ale dzięki temu będziemy miały dzień dla siebie.
Danielle się zatrzymała. Wysiadłyśmy i ruszyłyśmy przed siebie.  W pewnym momencie  wyszłyśmy na plac i zobaczyłam muzeum brytyjskie. Było ogromne. Zdjęcia, które widziałam nie oddawały jego wielkości.
- Tutaj to pewnie można spędzić dwa tygodnie oglądając wystawy - powiedziałam.
- A co cię interesuję?
- Przecież wiesz, że mam hopla na punkcie mitologii greckiej!
- No dobra. To idziemy oglądać greckie znaleziska. Pozwól, że będziesz moim gościem - powiedziała.
 Podeszłyśmy do kasy. Wyłączyłam telefon. Dani zapłaciła i już miałyśmy odchodzić od kasy, kiedy zobaczyłam, że jest przewodnik po muzeum po polsku. Postanowiłam go kupić. Okazało się, że była to ostatnia sztuka.
- A może chce pani również przewodnik po Londynie? - zapytała kasjerka.
  Bardzo się ucieszyłam i objuczona książkami poszłam za Danielle. Byłam zachwycona eksponatami. Okazało się, że Danielle także trochę interesuje się mitologią grecką. Oglądałyśmy różne posągi, gdy w pewnym momencie stwierdziłam, że jeden z posągów jest bardzo podobny do Zayn’ a. Zrobiłam mu zdjęcie. Zaczęłyśmy wyszukiwać posągi, czy nie ma przypadkiem innych podobizn chłopaków. Miło spędziłyśmy cztery godziny.
- Napiłabym się kawy - powiedziała Danielle.
- Ja bym się napiła czegokolwiek, byleby było mokre - odparłam.
Weszłyśmy do pierwszej napotkanej kawiarenki. Usiadłyśmy sobie w ogródku i zaczęłyśmy przeglądać zdjęcia.
- Widzisz, ten jest łudząco podobny do Liama, a ten do Harry’ ego. To już mamy trzy - powiedziałam.
Przejrzałam jeszcze parę zdjęć.
- O! Zobacz Niall! Poznałam po tej burzy włosów. Musimy zobaczyć, czy znajdziemy podobiznę Louis’ a. Niestety nic nie znalazłyśmy.
- Pokażę ci pomnik uderzająco podobny do Lou.
Wyszłyśmy z kawiarni i poszłyśmy przed siebie gadając o różnych rzeczach.
- Wiesz co? Jesteśmy trochę zmęczone po muzeum, to może pójdziemy na karuzelę milenijną? - zapytała Dani -  Stamtąd zobaczysz cały Londyn.
Byłam zachwycona, bo zawsze chciałam  przejechać się tą karuzelą. Wsiadłyśmy do wagonika i karuzela ruszyła. Było to niespodziewane przeżycie. Nie spodziewałam się, że Londyn jest taki wielki. Wydawało mi się, że Warszawa była duża oglądając ją z Pałacu Kultury. Londyn był ze cztery razy większy. Świetnie się bawiłyśmy
- Jak będziesz chciała obejrzeć muzeum figur woskowych to powiedz, bo mam tam koleżankę - powiedziała.
- Chcieliśmy wejść tam z Harry’ m, ale była straszna kolejka, że byśmy się nie dostali na pewno przed zamknięciem.
- Nie martw się. Załatwię to. Pójdziemy.
Poszłyśmy nad Tamizę. Usiadłyśmy na ławeczce i przypomniałam sobie, że mam wyłączony telefon. Popatrzyłam na zegarek. Było piętnaście po czwartej. Zaczęłam nerwowo szukać komórki w plecaku.
- Czego szukasz? - zapytała Danielle.
- Właśnie sobie uświadomiłam, że przed wejściem do muzeum wyłączyłam komórkę i do tej pory jej nie włączyłam.
-  Ojej! Ja też…- powiedziała i włączyła swoją.
Komórka zaczęła dzwonić jak szalona. Bałam się, co będzie z moją.
-  Pięćdziesiąt sms’ ów i siedemdziesiąt sześć nieodebranych rozmów. O! Ellie dzwoniła i Harry też. Patrz! Obudził się!
Zaczęłyśmy się panicznie śmiać.
- Co będzie jak włączę swoją? - powiedziałam.
- Zobaczymy. – powiedziała - Włączaj.
Włączyłam. Moja komórka także zaczęła wariować. Miałam sto dwanaście sms’ ów i dwieście siedemnaście nieodebranych rozmów. Nie zdążyłam odebrać pierwszego sms’ a, gdy zadzwonił telefon. Wyświetliło mi się na ekranie, że dzwoni Harry.
- O! Patrz Harry dzwoni.
- Daj mi lepiej komórkę, bo jeszcze na ciebie nawrzeszczy.
W tym momencie zadzwoniła komórka Danielle.
- Daj mi swoją, a ja ci dam moją.
Odebrałam komórkę Dani.
- Halo? - powiedziałam.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
- Danielle nie może teraz rozmawiać. Tu Megan. Czy mogę w czymś pomóc?
-  Megan, to ty?! - usłyszałam głos Liama.
- Tak. To ja.
- Gdzie wy się podziewacie? Harry odchodzi od zmysłów. W przerwach między telefonami do ciebie dzwoni do mnie i pyta się, czy Danielle się nie odezwała. Nie wiem skąd wiedział, że jesteście razem.
- Widocznie miał przeczucie. Nic nam nie jest. Zwiedzamy Londyn. To znaczy, ja zwiedzam , a Danielle mnie oprowadza.
- A gdzie jest Danielle, że nie może ze mną rozmawiać?
- Stoi obok mnie i rozmawia z Harry’ m. Bałam się, że Harry mnie zabije przez komórkę.
- No dobrze. To daj mi Dani. A ty pogadaj z Hazzą.
Wymieniłyśmy się telefonami.
- Halo? - powiedziałam przepraszającym tonem.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało  – powiedział - Czy możesz wrócić do domu.
- A co mi zrobisz jak wrócę?
- Musimy porozmawiać - powiedział poważnie.
- Hazziątko, nie gniewaj się na mnie.
- Pogadamy, jak wrócisz.
Poczułam się fatalnie. Ręce zaczęły mi się trząść.
- Poproszę Danielle, żeby mnie odwiozła.
- Będę czekał.
Widziałam, że Danielle była lekko zdenerwowana.
- Co? Musisz wracać - powiedziałam do Danielle.
- Liam się wściekł.
- Harry też…
Przechodziłyśmy obok sklepu Disneya.
- Poczekaj, coś kupię dla Liama.
Weszłyśmy do sklepu i Danielle podbiegła do stojaka z t-shirtami. Wyciągnęła bluzkę z napisem „KOCHAM DISNEYA”.  Obok wisiała bluzka na której był Tweety z wielkimi przepraszającymi oczami. Pod spodem był napis „SORRY”. Złapałam tą bluzkę i kupiłam ją. Pobiegłam do przebieralni, przebrałam się i wyszłam.
Danielle dostała ataku śmiechu.
- Jak on się będzie wściekał, gdy zobaczy cię w tej bluzce, to chyba ja się na niego pogniewam - powiedziała Dani.
 Wychodząc zobaczyłam dużą paczkę żelków „Harribo”.
- Ile waży największa paczka? - zapytałam.
Ekspedientka popatrzyła na mnie zdziwiona i powiedziała:
- Największe to mamy półkilogramowe.
- To poproszę cztery.
Po wyjściu ze sklepu wsiadłyśmy do samochodu i Danielle ruszyła śmiejąc się.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam.
- Z twojej bluzki. Masz jeszcze obrazek z tyłu.
- Jaki? - zapytałam zaskoczona.
- To musisz zobaczyć sama w lustrze.
Danielle szybko podwiozła mnie pod hotel.
- Muszę jechać. Nie mogę z tobą wejść na górę…
- Nie ma sprawy.
 - Zdzwonimy się później.
Pobiegłam szybko na górę. Gdy dochodziłam do pokoju, drzwi gwałtownie się otworzyły. Ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do środka. Poczułam pocałunek na ustach i byłam bardzo zdziwiona.
- A to za co? - zapytałam skruszonym głosem.
- Za to, że się znalazłaś. Nie masz pojęcia, jak się bardzo denerwowałem, przez cały dzień. Odchodziłem od zmysłów. Myślałem, że mnie rzuciłaś… Nie możesz mi robić tego więcej. Nie zostawiłaś żadnej informacji i do tego wyłączyłaś telefon. Dzięki Bogu, że się dodzwoniłem do ciebie wcześniej, bo bym chyba cię zabił, gdybyś wróciła. O mało nie dostałem zawału! Doszliśmy do wniosku z Liam’ em, że musicie być gdzieś razem. Ale najgorsza była ta komórka, bo już myślałem, że was porwano… albo, że miałyście wypadek i leżycie gdzieś nieprzytomne. Dobrze, że jesteś cała i zdrowa.  Miałem tysiące pomysłów na minutę, co się mogło z tobą stać. Dzięki Bogu przyjechał do mnie Liam, bo sam to bym chyba zwariował.
- To Liam nie czeka w domu na Danielle?
- Jak tylko się odezwałyście, pojechał do domu. Nie wiedzieliśmy czy Danielle pojedzie prosto do hotelu czy cię tu przywiezie. A co to za koszulka? - zapytał.
Wyswobodziłam się z jego ramion i odeszłam dwa kroki do tyłu.
- To koszulka dla ciebie - odpowiedziałam szybko. Odwróciłam się tyłem do lustra i o mało nie wybuchnęłam śmiechem i czym prędzej odwróciłam się do Hazzy tyłem. Na koszulce był zaczerwieniony kuper jak po uderzeniu i napis: „Naprawdę nie chciałem!”.
Harry jak to zobaczył parsknął śmiechem.
- Chodź tu mój Tweety - Powiedział do mnie. Przytulił do siebie i powiedział:
- Od teraz, kiedy wychodzisz gdzieś, to  zostawiaj mi wiadomość, gdzie wychodzisz i o której będziesz. Cały zespół i Ellie szukają was po mieście. Ja bałem się wyjść, bo mogłaś wrócić w każdej chwili. Możemy tak się umówić?
Obiecałam Harry’ emu, że zastosuję się do jego próśb.
- Ale tak smacznie spałeś, że nie chciałam cię budzić, a dzień był taki piękny! Hazziątko wybaczysz mi?  zapytałam.
- Wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać.
Zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Cześć słońce! Jak tam wam w Londynie?
- A dużo opowiadania mamo - odpowiedziałam i rzuciłam w Harry’ ego paczką żelków.
- Słyszałam, że zaginęłaś.
- Tak? A skąd? - popatrzyłam znacząco na Harry’ ego - Już się odnalazłam. Opowiem ci wszystko jak wrócimy do Polski.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Harry poszedł otworzyć i zrobiło się bardzo głośno w pokoju.
- Co tam się dzieje? - zapytała mama.
- A właśnie przyszła Ellie z Lou.
- Dobrze. To nie będę wam przeszkadzać. Cieszę się, że się znalazłaś, bo trochę się o ciebie martwiłam.
Wyłączyłam komórkę.
- Harry musimy potem poważnie porozmawiać! - powiedziałam.
- O! Widzę, że się znalazła! Odwołam alarm! - zawołała Ellie.
W tym momencie znowu ktoś zapukał do drzwi.
 Do pokoju weszli Zayn i Niall. A ten ostatni wrzasnął:
- O! Żelki!
Ellie rozmawiała z Dużym Bo przez telefon i odwoływała alarm.
- Przyjedźcie tutaj! - powiedziała.
Ponieważ wszyscy byli głodni dodała:
- Będziemy w restauracji! Czekamy!
Z paczki żelków nic nie zostało, więc zeszliśmy na dół. Harry poszedł do recepcji i za chwilę przyszedł po nas kelner.  Zaprowadził nas do osobnej sali i posadził nas przy dużym stole. Zamówiliśmy kolację i zanim zdążono nam ją przynieść zjawił się zespół z Dużym Bo na czele. Musiałam wszystkim opowiedzieć, co robiłam. Niall zamówił drugą porcję, a nam przyniesiono lodowe desery.  Wszystkim poprawiły się humory, a ja obiecałam, że nie będę wyłączała komórki.
Na następny dzień rano, gdy się obudziłam, Harry krzątał się po pokoju.
- Witaj! - powiedział i postawił przede mną stolik ze śniadaniem.  Na dobry początek dostałam długiego buziaka.
Na śniadanie było jajko po wiedeńsku, rogalik i sok pomarańczowy.
- Kawę dostaniesz później - powiedział.
- A to dlaczego? - zapytałam.
- Bo boję się, że się poparzysz w tym łóżku.
- A ty jadłeś śniadanie? - spytałam.
- Zjadłem już. Bo nie śpię już od dwóch godzin. Zamówiłem śniadanie do pokoju i wcześniej zanim się obudziłaś zjadłem. Chyba się nie gniewasz?
- Nie - uśmiechnęłam się promiennie  – mogę się na ciebie gniewać tylko za to, że zadzwoniłeś do mamy i ją zdenerwowałeś.
- Przepraszam, ale myślałem,  że się z nią kontaktowałeś.
- To co? Pół świata poruszyłeś, żeby się dowiedzieć, gdzie jestem?
- No prawie… Pół Londynu cię szukało. Włącznie z policją. Ale jak powiedziałaś, że byłaś w Muzeum Brytyjskim, to zrozumiałem, że można tam stracić poczucie czasu.  To gdzie dziś idziemy? - zapytał.
- Poczekaj. Wyciągnę przewodnik i się zastanowię.
Tym razem zadzwoniła komórka Hazzy. Zadzwonili z wytwórni, że chłopcy mają się tam stawić za dwie godziny.
- To chyba jednak nie będziemy nic zwiedzać…. Mamy nagrania - powiedział Harry.
- Mogę pojechać z tobą? Chciałabym zobaczyć jak to wygląda.
- Będzie mi bardzo miło - powiedział.
- Poczekaj, muszę wziąć prysznic i już zaraz będę gotowa - odparłam.
Pobiegłam do łazienki.  Szybko wysuszyłam włosy, podmalowałam się i wróciłam do pokoju.
- Chyba jesteś mistrzynią wśród kobiet w siedzeniu w łazience - powiedział Harry.
- Nie rozumiem - odparłam pytająco.
- Z jakimkolwiek chłopakiem rozmawiam, to wszyscy twierdzą, że ich dziewczyny siedzą od godziny do półtorej w łazience. Tobie wystarczy piętnaście minut i wyglądasz olśniewająco.
Poprawił mi tym humor.
- To co? Jedziemy? - zapytałam.
- No możemy sobie spokojnie pojechać.
Wychodząc z hotelu, zobaczyłam w kiosku jakąś gazetę ze zdjęciem z otwarcia „Only You”. Zdjęcie było umieszczone na okładce. Złapałam gazetę, zapłaciłam i wyszłam z hotelu.
- Co kupiłaś? - zapytał Harry.
- Zobaczyłam nasze zdjęcie na okładce, dlatego kupiłam gazetę.
- Pokaż!
 Dałam mu czasopismo.  Przyjrzał się zdjęciu i powiedział:
- Całkiem nieźle.
 Wsiedliśmy do samochodu i stosunkowo szybko dojechaliśmy do wytwórni. Byliśmy pierwsi. Usiedliśmy w hallu. Zaczęłam przeglądać magazyn. Znalazłam artykuł o naszej restauracji. Jakiś mężczyzna wychwalał ją pod niebiosa i polecał bardzo gorąco do odwiedzenia jej. Zdjęcia dokumentowały, kto był na otwarciu.  Oczywiście było zdjęcie księcia Harry’ ego z zespołem, wujka Simona rozmawiającego z Liam’ em, a na jednym ze zdjęć byłyśmy trzy z Brianem Mayem. Przypomniałam sobie rozmowę z nim i wrażenie jakie odniosłam. Brian to przemiły i skromny człowiek. Lekko byłam speszona, kiedy Simon przedstawiał mi go, a on powiedział:
- Jestem Brian - i podał mi rękę. Potem powiedziałam mu o tym, że mama katowała mnie piosenkami Queen’ u. Powiedziałam, że znam wszystkie piosenki Queen, co go bardzo zaskoczyło.
- Jesteś taką fanką Queen? - zapytał.
- Bardzo was lubię i bardzo żałuję, że Freddie’ ego już nie ma z nami.
- Freddie był motorem napędzającym. Jak do tej pory nie znaleźliśmy następcy.
- Dlaczego nie przyjedziecie do Polski?
- A dlaczego do Polski? - zapytał.
- Bo ja pochodzę stamtąd. W Polsce macie bardzo dużo fanów.
- Muszę nad tym pomyśleć - odpowiedział.
- Brian, czy możesz mi się podpisać na serwetce? Będę miała twój autograf dla mamy. Jest chyba waszą największą wielbicielką.
- Oczywiście! - Brian uśmiechnął się tym swoim tajemniczym uśmiechem i wziął serwetkę. Coś na niej napisał i dał mi ją. Na serwetce było napisane:
  Dla największej fanki zespołu Queen - Mamy przeuroczej Megan - Brian May.
Zarumieniłam się z wrażenia.
- Czemu jesteś taka czerwona? O czym myślisz? - wybił mnie z zamyślenia Harry.
- A o otwarciu restauracji.
- A o czym tak rozmawiałaś z Brianem?
- O Queen’ ie. Słyszałeś o nich?
- Głupie pytanie - udał, że się obraził - Moja mama była wielką fanką zespołu.
- Twoja też? - zdziwiłam się  – Moja była większą! – powiedziałam,  wyciągnęłam serwetkę z plecaka i pokazałam mu.
- Cholera. Że też ja na to nie wpadłem. Ale i tak moja mama jest większą fanką niż twoja.
- Wcale nie!
- O co się kłócicie? - zapytał Niall, wchodząc do hallu.
- O nic. Tylko się przekomarzamy.
- A o co?
- Czyja mama była największą fanką Queen’ u.
- Moja była największą! - powiedział Niall.
- Ja mam to na piśmie! Jest to stwierdzone przez Briana - pokazałam mu serwetkę.
Chciał ją wziąć do ręki , ale zabrałam mu sprzed nosa.
- Jeszcze ci ją zabiorę - powiedział Niall.
- Tylko spróbuj! - warknął Harry.
- To jest serwetka dla mojej mamy, a nie dla twojej. Trzeba było pomyśleć, jak był Brian, czego nie zrobiliście obydwaj.
  Schowałam serwetkę  i w tym momencie wszedł Zayn, Ellie i Lou. Brakowało tylko Liama i Danielle.
-  Czy oni się jeszcze godzą? Czy ktoś wie co się z nimi dzieje? - zapytała Eleanor.
- O kim mówicie? - powiedziała Danielle, wchodząc do hallu.
 W hallu zrobiło się gwarno. Podeszła do nas sekretarka pytając w jakiej sprawie przyjechaliśmy.
- Mieliśmy telefon z wytwórni, że mamy się stawić.
- A! To zespół One Direction?
- Tak - odpowiedziała Ellie - Podobno mają być jakieś nagrania.
- Proszę poczekać pięć minut - odpowiedziała sekretarka.
Po dziesięciu minutach z jednego z pokoi wyszedł jakiś chłopak i zaprosił nas do środka.  Okazało się, że jest to studio nagraniowe. Za szybą stały mikrofony.
- Przysłano nam taśmy z nagraniem i macie dograć swoje teksty piosenki - powiedział chłopak - Panie śpiewają?
- Nie, my tylko towarzyszymy - odparłam.
- To chłopaki do środka. Szkoda czasu. Znacie tekst. Panie wyjdą.
- A nie mogłybyśmy popatrzeć? - zapytałam - Jestem pierwszy raz w studiu nagraniowym.
- W żadnym wypadku. Na zwiedzanie studia to zapraszam na wycieczkę, i proszę nie zawracać nam głowy. Nie mamy czasu na to - powiedział ostro i oschle.
Wyszłyśmy bez dyskusji. Usiadłyśmy na naszych starych miejscach w hallu.
- Myślałam, że zobaczę jak się nagrywa piosenki - powiedziałam do dziewczyn - A ten sukinkot nie odpuszcza.
 Zdążyłam to powiedzieć, gdy drzwi się otworzyły i chłopak wyszedł do nas.
- Czemu panie nie powiedziałyście, że jesteście menadżerkami?
- Nie dał nam pan dojść do głosu - odpowiedziała Eleanor lekko urażonym tonem - Na przyszłość zastanowimy się, czy będziemy korzystać z waszych usług.
Chłopak zrobił się czerwony jak burak. Przeprosił jeszcze raz i zaprosił do pokoju operatora. Chłopcy pomachali nam przez szybę.
- No to do roboty! - powiedział chłopak.
 Operator nacisnął jakiś guzik i popłynęła muzyka. Jako pierwszy zaczął śpiewać Harry, potem Liam, Niall, Zayn i Louis. Operator powiedział:
- Jeszcze raz. Tylko postarajcie się.
Po pięciu nagraniach wreszcie był zadowolony i powiedział:
-  Tu się wytnie, tam się przytnie i będzie okej.
Zaczął coś robić na swojej konsoli. Obserwowałam z zapartym tchem. Po dziesięciu minutach puścił nam gotową piosenkę.  Okazało się, że całą piosenkę ciągnął Harry z Jay’ em. Głosy pozostałych były połączone z chłopakami z The Wanted. Ale muszę przyznać, że świetnie brzmiało.
- Jak wam się podoba? - zapytał operator.
- Mnie bardzo - odpowiedziałam.
Popatrzyłam na dziewczyny.
- Super! - odrzekły równocześnie.
- Będzie z tego wielki przebój - powiedział Mark, który nas wcześniej wyrzucił z sali nagrań.
Wyszłyśmy ze studia nagrań zadowolone, po chwili przyszli chłopcy.
- Zapowiedzieliśmy, że ta piosenka będzie miała premierę na Euro i nie wolno nikomu jej pokazywać. To mamy zapisane w kontrakcie - powiedziała Ellie.
- Ale piosenka jest super - powiedziałam.
 Wszyscy zaczęli się nawzajem przekrzykiwać. Okazało się, że Zayn najbardziej fałszował, ale raz udało mu się czysto zaśpiewać.
- Jestem głodny - powiedział Niall.
- A ty to tylko o jednym - odparł Louis - To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem? Może gdzieś wyjdziemy dziś wieczorem?
- Załatw jakieś bilety, to pójdziemy - odparła Eleanor.
Rozjechaliśmy się każdy do siebie. Gdy skręciliśmy w ulicę, przy której znajdował się hotel, zobaczyliśmy  tłum fanek.
- Skręć tutaj, w tą uliczkę - powiedziałam - Może nas nie zauważyły. Zdaje się, że hotel mamy spalony…
Harry powiedział:
- Poczekaj, podjedziemy od tyłu.
Na tyłach nikogo nie było, poza kręcącymi się dostawcami. Weszliśmy do kuchni.
- Tu nie ma wstępu dla nieupoważnionych! - krzyknął jakiś kucharz.
Dzięki Bogu w kuchni był recepcjonista.
- Co? Fanki prześladują? - zapytał.
-  Od dawna tu są? - spytał Harry. 
- Krótko, po waszym wyjeździe zaczęły się schodzić - odparł.
- Czy może nas pan jakoś przeprowadzić do pokoju, tak żeby nas nie widziały?
- Proszę za mną - odpowiedział. Poprowadził nas zapleczem do jakiś schodów,  wszedł na piętro i wyszedł na korytarz. – Tu są windy. Zaraz przywiozę klucz - I pobiegł na dół. Wjechaliśmy na piąte piętro i stanęliśmy pod drzwiami.  Harry mnie przytulił.
- Chyba nasza kryjówka została spalona…- powiedział.
- To co teraz?
- Będziemy musieli zmienić hotel.
- A może wynająć jakiś dom na tydzień? - zaproponowałam.
- Wiesz, chyba to będzie najlepsze.
Zadzwonił dzwonek przy windzie i z windy wyszedł recepcjonista. Podszedł szybko i otworzył drzwi oddając nam klucz.
- Czy może nam pan przynieść gazety. Takie z ogłoszeniami? - zapytałam.
- A co państwa interesuje?
- Niestety będziemy musieli opuścić wasze gościnne progi, bo fanki nie dadzą nam żyć. Wam z resztą też.  Chcemy wynająć jakąś willę, albo dom.
- Oczywiście, zaraz przyniosę.
Weszliśmy do pokoju, a po pięciu minutach recepcjonista przyniósł nam naręcze gazet. Usiedliśmy i zaczęliśmy je przeglądać. Zadzwonił telefon Hazzy.
Usłyszałam:
- Cześć Simon! U nas wszystko okej, poza tym, że fanki nie dają nam żyć.
Harry słuchał uważnie i powiedział:
- Super! Dobra! Skontaktuję się i wszystko powiem. O której? Okej. Jesteśmy umówieni.
Harry się rozłączył.
- Co chciał Simon? - zapytałam.
- Dziękował za spotkanie w „Only You”. Zamówił sobie stolik na cały rok. Powiedziałem, że nie ma sprawy. Zapytał się, co u nas. Powiedziałem, że fanki nie dają nam żyć. Odparł, że ma pod Londynem willę, z której aktualnie nie korzysta. Jesteśmy umówieni o osiemnastej na Piccadilly Circus. Zaproponował, żebyśmy wszyscy tam zamieszkali. Dzwoń do Eleanor, ja dzwonię do Liama.
Obdzwoniliśmy wszystkich. Wszyscy z zachwytem przyjęli propozycję. Mieliśmy jeszcze cztery godziny, więc zdecydowałam się wziąć prysznic.  Czułam się lepka i brudna. Poszłam do łazienki i weszłam do kabiny. Za chwilę przyszedł Harry.
- Miałem ci już raz umyć plecy i się nie udało.
Zaczęłam się śmiać.
- A może umyjesz mi teraz? Proszę cię, nie odbieraj telefonów - powiedziałam. Ale już więcej nie mogłam nic powiedzieć, bo Harry mi zamknął usta pocałunkiem.
Tak dokładnie, nie miałam nigdy umytych pleców.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Nie otwieraj! - szepnęłam.
- A jak to są sprzątaczki, to co? - odparł.
Zakręciliśmy wodę i po cichu wyszliśmy spod prysznica. Jak zwykle Harry miał rację. W pokoju coś się działo. Założyłam szybko szlafrok,  Harry owinął się ręcznikiem.  Puściłam wodę do umywalki.  W tym momencie  do łazienki weszła sprzątaczka.
- OOOps… Przepraszam… Pukałyśmy do pokoju, ale nikt nie otwierał i pomyślałyśmy, że nikogo nie ma. Czy możemy dokończyć sprzątanie? - zapytała.
Wyszliśmy z łazienki. Duga sprzątaczka skończyła właśnie sprzątać pokój i szybko się wyniosła.
- Opinię, będziesz miała zszarganą jak nie wiem - powiedział Harry - Plotki będą po całym Londynie.
- Wydawało mi się, że to dobry hotel… - odparłam.
- Personelowi pomocniczemu nikt twarzy nie zamknie.
- Dobra. Chodź spakujmy się i wynośmy się stąd - powiedziałam.
Spakowaliśmy wszystkie swoje rzeczy i Harry zadzwonił po recepcjonistę. Poprosił, żeby przyniósł rachunek.  Ten zjawił się po piętnastu minutach z fakturą. Harry zapłacił kartą i cicho szeptał coś z recepcjonistą.  Recepcjonista  pokiwał nerwowo głową i powiedział:
- Wszystko załatwię. Proszę za mną.
Wyprowadził nas tą samą drogą, którą wchodziliśmy i powiedział:
- Proszę poczekać.
Harry wpuścił mnie do samochodu. Za pięć minut pojawiły się nasze bagaże. Odjechaliśmy drogą, którą jechaliśmy wcześniej, omijając fanki.  Gdy byliśmy w bezpiecznej odległości zapytałam:
- Co robimy? Mamy jeszcze dwie i półgodziny do spotkania z Simonem.
-  A może pojedziemy do zoo? - zaproponował - Tam za dużo fanek nie będzie, bo tam są głównie starsi ludzie i rodzice z dziećmi. Skoczmy może do Danielle i Liama. Jesteśmy blisko. Zgarniemy i ich.
- Poczekaj, zadzwonię do Dan.
Wybrałam numer i odezwałam się:
- Jak tam pakowanie?
- Jesteśmy daleko w proszku…- odpowiedziała.
- Pomóc wam? - zaczęłam się śmiać.
- Dobrze by było.
- Zaraz będziemy.
- Ale podjeżdżajcie od tyłu…
- Nie mów, że u was też są zwariowane fanki.
- Skąd wiedziałaś?
- Bo mieliśmy to samo… A wpuszczą nas do was?
- Dobrze. Zadzwonię zaraz do recepcji - odpowiedziała.
Gdy podjechaliśmy na tyły hotelu czekał na nas mężczyzna z obsługi.  Zaprowadził nas do pokoju Dani i Liama. Zapukaliśmy do drzwi, które po chwili się otworzyły.
- Boże. Czy to będzie tak zawsze? - zapytała Danielle.
- Może kiedyś im przejdzie…- westchnął ciężko Liam.
Pomogliśmy do  reszty im się spakować i po uregulowaniu rachunków tą samą drogą wyszliśmy z budynku do samochodu. Na zoo niestety nie było już czasu…
* No wreszcie. Wybaczcie, ale dopiero teraz mam czas... A po za tym, przez parę dni nie miałam znów neta... Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe, że tak późno wrzucam ten rozdział, a wiem, że obiecałam wstawić go wcześniej, ale nie dało rady... Kocham Was za to, że czytacie. Wy pewnie mnie nie :)
                                                                                    ~Meg

4 komentarze:

  1. Dobra nie gadaj tyle, KOCHAMY CIĘ. Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecaj mi że nie przestaniesz pisać bo nie wiem co bez ciebie zrobię ; ****

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie... Spokojnie :D nie zamierzam przestawać o nie! :D Nie poddam się tak łatwo! :> Rozumiem, że chcecie więcej :]

    OdpowiedzUsuń