sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział Czterdziesty Dziewiąty


 Dolecieliśmy do Chicago bez problemów. Na lotnisku czekał na nas Louis i Duży Bo. Przywitali nas ciepło.
- A wiecie, że Megan jest w ciąży?! - wystrzelił Niall.
- Niall - warknął Harry.
Ale Louis usłyszał to chciał…
- Jak to?!
- Niespodzianka! - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
- No to Harry, chyba nie pojedziemy… Trzeba będzie odwołać tourne…
- Pojedziecie. Chcecie, żeby wszyscy zaczęli się domyślać?! Musicie teraz zadbać o przyszłość swoich dzieci i musicie jechać.
- No to przecież myślę! - powiedział Louis.
- Tak… Jak tak dalej będziesz myślał, to zostaniesz bez pracy! Dwóch chłopaków, w których kocha się połowa świata, oznajmia, że będą mieli dzieci, że się  ożenili. Już to widzę, jak wasza kariera lega w gruzach. Nawet Simon wam nie pomoże - wszystkich zatkało.
- Nie denerwuj się…- powiedział łagodnie Harry - Ja mu wszystko wytłumaczę, tak jak ty mi. Łopatologicznie.
Zaczęliśmy się śmiać. Dojechaliśmy do domu.
- Nie mówcie nic Ellie. Żeby się nie zdenerwowała. Dobrze?
- No, dobrze, no…- powiedział Niall - Pierwszy raz udało mi się zaskoczyć Louisa!- cieszył się Niall.
Weszliśmy do środka, gdzie na sofie leżała Ellie.
- Witajcie! - chciała się podnieść, ale Lou jej nie pozwolił.
- Daj mi święty spokój! To nie jest choroba, tylko ciąża - zaczęła na niego krzyczeć.
- Zupełnie jakbym słyszał ciebie - szepnął mi do ucha Harry.
- Wspaniale wyglądacie! - powiedziała Ellie - Danielle! Wyglądasz jakoś inaczej…
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Nie wiem… Jakoś inaczej…
Duży Bo wtargał nasze bagaże i zaczął roznosić po pokojach. Z kuchni wyjrzał Kazik.
- Witaj Kazyk!- zawołał Niall.
Kazik czym prędzej zniknął mówiąc:
- Już podaję!
Kazik podał do stołu. Poszliśmy szybko umyć ręce i zasiedliśmy do stołu. Jedzenie było przepyszne.
Widziałam, że Niall'owi o mało się coś nie wymknęło,  ale kiedy na niego spojrzałam, zamilkł.
- Wiesz, mam namiary na bardzo dobrego lekarza - powiedziałam zmieniając temat.
- Skąd masz te namiary? - spytała.
- Od Michała- skłamałam w celu bezpieczeństwa - A jak ty się miewasz?
- No… rzygam non stop… Kazyk robi takie wspaniałości, a ja nie mogę jeść.
- Zadzwonię do niego i umówimy s… cię - zahamowałam w ostatnim momencie.
Widziałam w oczach Harry'ego podziw, że wybrnęłam z sytuacji.
- To jeszcze pogadamy. Teraz musimy się przepakować, bo jutro chłopaki jadą - powiedziałam i poszliśmy na górę.
- Ale ci się udało - powiedział Harry, gdy byliśmy sami - już myślałem, że się wygadasz.
- No, udało mi się wybrnąć, a teraz mi pomóż, bo muszę nas przepakować.
- Nie dźwigaj! - powiedział Harry.
- Dlatego cię proszę o pomoc – powiedziałam - Do jutra nie wolno wam pisnąć ani słowa. Zrozumiano?
- Zrozumiano.
- Świetnie.
Wypakowaliśmy moje rzeczy i poukładaliśmy w szafie. Kosmetyczkę zaniosłam do łazienki, gdzie czekał na mnie mój szlafroczek i piżama. Wyprane i czyściutkie. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wyszłam z łazienki.
- To teraz się położysz- powiedział Harry.
Poczułam się zmęczona i położyłam się. Harry położył się obok mnie. Popukał w mój brzuch i powiedział:
- Młody człowieku! Masz być grzeczny, gdy tatusia nie będzie i nie dawać się mamie we znaki, zrozumiano?
Odpowiedzi brak.
Roześmiałam się. Postanowiłam się zdrzemnąć. Wtuliłam się w Hazzę i zamknęłam oczy.
Gdy się obudziłam, Harry'ego nie było. Pewnie mają próbę - pomyślałam. Ktoś zapukał cichutko do drzwi. Była to Danielle.
- Kiedy masz zamiar powiedzieć Ellie?
- Jak wyjedziecie - odpowiedziałam.
- Ale wiesz, że ona będzie zła na ciebie?
- Trudno… Będzie musiała to jakoś przeżyć, a poza tym dlaczego ma być na mnie zła?
- Bo pozwoliłaś chłopakom wyjechać.
- Przecież wiesz, że muszą jechać, a we trzech nic nie zdziałają. 
Danielle przyznała mi rację.
- Nie chciałabym być w twojej skórze - powiedziała śmiejąc się.
- Nie taki diabeł straszny jako go malują – odpowiedziałam - Wiesz, gdzie jest Harry?
- Mają próbę.
- Tak myślałam.
- Poza tym z Lou nie widzieli się tyle czasu i się stęsknili.
- Zdaje się, że będą mieli nas dosyć…- powiedziałam.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież wyjeżdżają.
- To nas chyba ratuje…
- Trochę wam zazdroszczę, że jesteście w ciąży - powiedziała Dan - będziecie się mogły wspierać.
- A może ty też jesteś, tylko o tym nie wiesz? - zaczęłam się śmiać.
- Robiłam sobie testy ciążowe i nic nie wyszło.
Usłyszałyśmy pukanie do moich drzwi.
- Megan, jesteś tam? - usłyszałyśmy głos Ellie.
- Tak jestem. Chodź, chodź.
- O! Widzę, że z Danielle plotkujecie.
- No, troszkę musimy oplotkować to co się działo.
Zaczęłam się śmiać.
- Z tobą jakoś częściej plotkowałam przez komputer i muszę nadrobić to z Danielle.
Uśmiechnęłam się.
- Co tak oplotkowujecie? - zapytała.
- Wszystko po trochu - odpowiedziała Dani.
- Tak się cieszę, że przyjechałyście! Mam pomysł na następne tourne dla chłopaków.
- Słuchamy!
- Trzeba by było zrobić tourne po Europie. Tylko zajęłoby to więcej czasu niż teraz. Trzeba by było ustalić ile krajów mają odwiedzić, sprawdzić popularność, żeby nie jechali na marno.
Przyznałam Ellie rację. Po co mieli jechać do krajów, gdzie w ogóle nie są znani.
- A czy są jakieś kraje, gdzie nie są znani? - zapytałam.
- Żebyś się nie zdziwiła - powiedziała Ellie.
- Dobrze. To posprawdzam. Mamy dużo czasu.
Widać było, że Ellie już zaczęła planować dalsze losy zespołu.
- Myślałam, że mnie szlag trafi, jak mi Louis powiedział, że odchodzi z zespołu!
- A dlaczego tak powiedział?! - zapytałam zaskoczona.
- Bo sobie ubzdurał, że on nie może jako tatuś jeździć w trasę!
Zaniepokoiłam się. Który z chłopaków ma większy wpływ na drugiego? - pomyślałam. Doszłam do wniosku, że Lou na Harry'ego. Zdaje się, że będę miała ostrą przeprawę z jednym i z drugim… I też tak się stało. Po obiedzie przyszedł Niall zrozpaczony, że chłopaki się zdecydowali, że nie jadą.
- Siedzą teraz i piją - powiedział.
- Gdzie? - zapytałam.
- Na dole w salonie - odpowiedział.
Rzuciłam się do schodów. Zbiegłam na dół i weszłam do salonu.
- Cześć Megan!
- Czy macie mi coś do powiedzenia?
- Zostajemy w domu - powiedział Harry.
- Kiedy? Jeżeli dzisiaj to tak. Jutro jedziecie.
- Nigdzie nie jedziemy - powiedział Lou - zostajemy z wami.
- Bądźcie odpowiedzialni. Jeżeli mają się narodzić wasze dzieci, to musicie im zapewnić godne warunki do życia. Wasze obecne finanse nie są zadowalające. Dlatego musicie jechać. I to obaj.
- Ale Zayn jak mu ciocia umarła to pojechał…
- To co innego. On pojechał na pogrzeb,  ale wrócił. A my będziemy chodzić dziewięć miesięcy w ciąży. A wy jedziecie w miesięczną trasę. Zdążycie się jeszcze nacieszyć.
Widziałam, że Harry'emu zrzedła mina. Z nim miałam już lepszą sytuacje, bo z nim już na ten temat rozmawiałam. Louis nie dał się jakoś przekonać.
- Lou nie martw się. Zajmę się Ellie.
- Ale tobą się ktoś musi zająć!
- Nie martw się. Będzie z nami Duży Bo. Na pewno się nami zajmie. Jedźcie i się dobrze bawcie.
Jakoś udało mi się go przekonać.   Następnego dnia polecieli, a myśmy zostały  z Dużym Bo i z Kazikiem w Chicago. Postanowiłam zadzwonić do doktora Jana. Przedstawiłam się i bardzo się ucieszyłam, bo wiedział z kim rozmawia.
- Jak minęła podróż? – zapytał - Adam mi mówił, że się pani uparła przyjechać tutaj do nas.
- Uparłam się, bo moja przyjaciółka jest  też jest w ciąży. Z tym, że ja się czuję dobrze, a ona nie najlepiej. Widzę, że trochę schudła i trochę się o nią obawiam.
- Proponuję, aby panie przyszły do mnie jeszcze dzisiaj.
- Jak mamy do pana trafić? - zapytałam.
Podał  mi adres i powiedział, że mamy przyjechać o wpół do dwunastej.
Pobiegłam do Ellie i powiedziałam:
- Szykuj się. Jedziemy do lekarza.
- Czyś ty na głowę upadła?
- Nie. Szykuj się.
Powiedziałam Dużemu Bo, że jedziemy. Bo poleciał po samochód. Wyjechał z garażu i zawiózł nas do szpitala. Był to bardzo elegancki szpital i byłam troszkę przerażona, że koszty leczenia nas będą bardzo duże. Pomyślałam sobie: Pewnie tylko Ellie będzie się leczyć… Ja się dobrze czuję, więc nie muszę. Okazało się, że doktor Jan jest bardzo dobrym człowiekiem i zajął się nami bardzo dokładnie. Gdy Ellie wyszła z gabinetu, poprosił mnie do siebie. Ellie była lekko zdezorientowana.
- Co ci powiedział? - zapytała, gdy wyszłam - i czemu to tak długo trwało?
- Ellie. Nie mówiłam ci tego wcześniej, bo nie wiedziałam jak zareagujesz. Ja też jestem w ciąży.
Eleanor siedziała na krzesełku przed gabinetem i robiła wrażenie, jakby to do niej nie dotarło.
- Ellie!!! Jesteś tam?! Ziemia!
Ellie się otrząsnęła.
- Czyś ty powiedziała, że jesteś w ciąży?
- Tak.
- To nie powinnyśmy puszczać chłopaków!
- Właśnie się tego obawiałam. Damy sobie radę same. A jak nie, to mama do nas przyjedzie. Jak widzisz załatwiłam pełną opiekę dla nas. Mamy Dużego Bo, który się będzie nami opiekował. Nie wiem czy zwróciłaś uwagę, na stan konta naszego zespołu… Nie jest za bardzo zadowalający…  Śluby, wesela, podróże poślubne… To wszystko pochłonęło nasze pieniądze… W zasadzie to wszystko, co jest na kącie jest Nialla i Zayna.
Ellie zatkało. Chwilę pomyślała i przyznała mi rację.
- Także nie indycz się i niech śpiewają, dopóki mogą - powiedziałam.
- No,  ale będzie nam ciężko!
- Przeżyjemy. Mamy dwóch chłopów w domu. Damy radę.
Duży Bo popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- Oczywiście, że wam pomożemy.
- Masz jakieś recepty?
- Jutro się muszę stawić na badaniach. Na czczo. Właściwie jestem cały czas na czczo - powiedziała i się uśmiechnęła.
- To jutro pojedziemy razem.
- A ty też masz badania?
- Ja, nie bo miałam robione w Warszawie. Czekam na informacje od Michała. Jeżeli dostanę dzisiaj wyniki, to pojadę z tobą,  ale właściwie pojadę z tobą, czy tak, czy tak. Przecież mam cię wspierać.
- Zdaje się, że będziemy się musiały wspierać nawzajem.
  Gdy wróciłyśmy w skrzynce miałam wiadomość od Michała.
Wyniki są okej. Przesyłam je do doktora Jana. Wszystko będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zadzwonił telefon. Wyświetlił mi się numer Hazzy. Odebrałam.
- Halo?
- Cześć słońce! Jak się miewasz?
- Wszystko jest w porządku. Właśnie dostałam wyniki od Michała. Wszystko jest okej.
Harry bardzo się ucieszył.
- Wiesz, powiedziałam Ellie o wszystkim.
- I jak zareagowała?
- Obyło się bez złości.
Harry zaczął się śmiać.
- Dolecieliście już? - zapytałam.
- Jeszcze lecimy.
- A co u was słychać?
- Louis siedzi na słuchawce, Liam siedzi na słuchawce, ja też, Niall też, a Zayn chrapie. Coś jeszcze?
- No… To nieciekawie. Rozumiem, że Niall rozmawia z Eweliną?
- A skąd wiedziałaś?
- Przeczucie. Ptaszki mi wyświergotały.
- A jak się czujesz?
- Dobrze.
- Nie kręci ci się w głowie?
- Nie.
- Nie rzygasz?
- Nie. Dzidzia daje mi spokój.
Zaczęłam się śmiać.
- To mówisz, że wszystkie badania są w porządku?
- Tak. Byłyśmy dzisiaj u doktora Jana. Jutro też do niego idziemy.
- Muszę kończyć, bo zaraz będziemy lądować. Zadzwonię, jak wylądujemy -  rozłączył się. Żałowałam, że nie dałam mu tabletek, po których tak dobrze mu się śpi. Wiedziałam, że nie mam iść po co do Ellie, bo rozmawia z Louisem. Położyłam się. Trochę miałam spuchnięte nogi, więc podłożyłam pod nie poduszkę. Będę musiała powiedzieć o tym jutro doktorowi. Z zamyślenia wyrwała mnie Ellie.
- Co, leżysz?
- Tak. Troszkę się położyłam, bo strasznie spuchły mi nogi. Tylko nie wolno ci nic mówić Harry'emu.!
- Dobrze. Możesz na mnie liczyć. Nic nie powiem, ale może zadzwonić do doktora?
- Nie, na opuchnięte nogi, to tylko poduszka - powiedziałam.
- A skąd to wiesz?
- Mama zawsze tak robiła.
- A skąd ona wie?
- Miała zakrzepicę, kiedy chodziła ze mną w ciąży i właśnie popuchły jej nogi i trzymała je prawie na suficie.
- No, to miała przeżycia.
Ellie usiadła koło mnie na łóżku i powiedziała:
- Cudownie wyglądasz w przeciwieństwie do mnie. Schudłam dziesięć kilo! Zaczynam wyglądać jak szkapa…
- Zobaczymy co powiedzą, kiedy już będą wyniki badań - pocieszyłam ją - Michał mówił, że doktor Jan jest świetnym lekarzem. Opowiedz trochę o Machu Picchu - poprosiłam.
- A mogę się tu położyć? - zapytała.
- Kładź się.
Zaczęła opowiadać o ich wyprawie do Peru. Oczywiście Louis się bez przerwy wygłupiał. Zaśmiewałyśmy się do łez, gdy Eleanor opowiadała, co robił Louis.
Zadzwonił telefon, a za chwilę drugi.
- To idę do siebie - powiedziała Ellie, schodząc z łóżka.
Odebrałam.
- A coś ty taka ucha chana? - usłyszałam.
- A nic…
- Jak to nic, przecież słyszę! Kto tam jest?
- Nikogo nie ma.
- Nie kłam.
- Słowo ci daję, że nikogo u mnie nie ma. Była u mnie przed chwilą Ellie i opowiadała o ich wyprawie do Peru i o tym jak się wydurniał Lou. Louis zadzwonił równolegle z tobą, więc wyszła i poszła do siebie.
- No dobrze. Wierzę ci - powiedział.
- Jak tam lądowanie?
- No, jakoś przeżyłem. Powiedz, co powiedział lekarz.
- No, przecież ci już mówiłam. Wyniki Michał wysłał do doktora, a mnie zawiadomił, że jest wszystko w porządku.
- To co powoduje, że masz takie zawroty głowy?
- Nie wiem. Jutro będę u doktora to się zapytam. Nie martw się. Wszystko jest okej. Jesteście już w hotelu?
- Jedziemy.
- A coś konkretniej powiesz, czy będziesz tak skrótami gadał? Nie mieliście żadnych problemów przy wylocie?
- Nie. wszystko załatwiłaś idealnie. Wystartowaliśmy o czasie. Jedzenie było smaczne. Strzeliłem sobie koniak i może dlatego nie odczułem tak tragicznie lądowania.
- To ile tego koniaku wypiłeś?!- zaniepokoiłam się.
- Ze cztery.
- BUTELKI?!
- No, coś ty! Kieliszki. Jakbym wypił butelki, to bym nawet nie mógł z tobą gadać, tylko leżałbym nieprzytomny…
Zaczęłam się śmiać.
- Tęsknie za tobą - powiedział.
- JUŻ?!
- A ty za mną nie tęsknisz?
- No, tęsknie. Brakuje mi tutaj kogoś. Tego do, którego mogłabym się przytulić. Zastanawiam się, czy będę mogła się przytulić do Dużego Bo. Ciekawe, czy mi pozwoli.
- Ale ja ci nie pozwalam. Do żadnego faceta nie wolno ci się przytulać.
- Pies ogrodnika - powiedziałam po polsku.
- Coś ty powiedziała?! Bo nie zrozumiałem.
Powtórzyłam powoli „PIES OGRODNIKA”.
- A co to znaczy po angielsku?
- Nie powiem - zaczęłam się przekomarzać.
- Bo zadzwonię do twojej mamy, albo do Michała!
- A będziesz potrafił powtórzyć?
- Dam sobie radę.
- To powtórz!
- PES OGONYKA
Wybuchłam śmiechem.
- Dowiem się. Dowiem się na pewno.
O ile cię ktoś zrozumie - pomyślałam.
- Niall się pyta jak się miewasz.
- No, przecież już się pytałeś, to ci powiedziałam. Możesz mu powiedzieć.
- Ha! Podjechaliśmy pod hotel. Jest strasznie dużo fanek. Muszę kończyć. Zadzwonię później - usłyszałam jakieś piski.
 Za chwilę weszła Ellie.
- Co? Fanki? - zapytałam.
- No…
- Tak… kochane faneczki.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłyśmy jednocześnie.
Drzwi się uchyliły i stanął w nich Duży Bo.
- Kazyk zaprasza na obiad.
- Już idziemy.
- Duży Bo? Możemy się przytulać do ciebie?
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Oczywiście, że tak, a co się stało? Chcesz się przytulić?
- Nie, powiedziałam Harry'emu, że się do ciebie będę przytulać, gdy mi będzie smutno.
- W każdym momencie możesz.
- Nie wiem tylko, co na to Harry… Czy ci czegoś nie zrobi…
- Nie dam sobie nic zrobić - powiedział żartobliwie.
Weszliśmy do jadalni, gdzie stół był bogato zastawiony.
- Kazyk, my jesteśmy tylko we czwórkę… Uważasz, że my to wszystko zjemy? - zapytała Ellie.
- Kiedy ja myślałem, że chłopaki będą dłużej w Chicago. Przecież jedzenia nie wyrzucę! - wyszła z niego polska natura.
Zasiedliśmy do stołu.
- Kazyk, ty też - powiedziała Ellie - będzie nam raźniej.
Zaczęliśmy próbować przygotowane dania.
- Na co panie, macie ochotę?
- Ja bym zjadła śledzia - powiedziałam.
- Śledzia nie ma…- powiedział smutno Kazik - A jakiego śledzia byś zjadła?
- Takiego w śmietanie, z cebulką, jabłkiem i ogórkiem kiszonym.
- A takiego to nie znam - powiedział Kazik.
- A to przepis Kuronia. Nauczę cię.
- Tylko, skąd wziąć śledzie?!
- Będę musiała poprosić mamę, żeby mi przesłała pocztą… Będą mnie teraz prześladować.
- O czym tak rozmawiacie?
 Nie zauważyliśmy, że przeszliśmy na polski.
- O… Przepraszam. Mówiliśmy o polskich śledziach.
- A co to są… SLEDZE?
- Bardzo dobre, polskie ryby. Jedyne w swoim rodzaju.
- A dlaczego nigdy nie jadłam?!
- Bo Mały Joe jest Amerykaninem i nie zna śledzi?
- Jak będziemy w Polsce, to będziesz musiała zrobić!
- Dobrze, dobrze. Zobaczymy.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
Zobaczyłam, że Ellie je na przemian chleb z nutellą i ogórka konserwowego.
- Widzę, że masz zachciewajki! - zaczęłam się śmiać.
- Nie wiem. Ogórki jadłabym z wszystkim - powiedziała.
- Smacznego - powiedziałam - Ale nie jedz za dużo ogórków.
Poczułam ochotę na zupę…
- Czy jest jakaś zupa? - zapytałam.
- Rosół.
- Ale ja mam ochotę na botwinę!!!
- A skąd do cholery mam wziąć botwinę?! O tej porze roku?! We wrześniu?! - zaczął krzyczeć przerażony.
- No, dobrze. Niech ci będzie ten rosół. A nie mógłbyś zrobić pomidorowej?
- Ale z ciebie gagatek! Z ryżem czy z kluskami? - zapytał zły.
- Z zacierką babuni.
- Skąd ja ci wezmę zacierkę babuni?! - zdenerwował się Kazik.
- Co wam się stało? - zapytała przegryzająca marchewkę, ogórkiem Ellie - Dlaczego on na ciebie krzyczy? Ach… ten polski…
- Sorry. Stale się zapominamy… To zrobisz mi?
- Teraz?!
- Nie, jutro.
- Dobra. Masz tyle jedzenia! Jedz! Przecież nic nie jesz, tylko gadasz. Zaraz naskarżę Harry'emu, że nic nie jesz! - nastraszył mnie Kazik.
Wzięłam sobie stek. Do tego mizerię.
- Ziemniaczki jeszcze! Albo frytki!
- Nie, dziękuje.
Odcięłam kawałek i włożyłam do ust. Stek był wyśmienity. Mizeria notabene też.
- Ale to pyszne - powiedziałam.
- Co?
- Stek z mizerią!
Ellie sobie nałożyła i spróbowała.
- Rzeczywiście wyśmienite!
Ale jak można było przewidzieć, już jej nie było przy stole…
- Biedna jest- powiedział Kazik - Co weźmie do buzi, to zaraz zwraca.
 Po pewnym czasie wróciła do stołu i jakby nigdy nic, zaczęła jeść dalej.
- Zauważyłam, że mogę jeść tylko ogórki konserwowe…- powiedziała Ellie - Albo coś przekąszając ogórkami.
Wzięła i nałożyła sobie ogórków i postanowiła dokończyć stek.  Z dużą ilością ogórków zjadła cały stek.
- Ale jestem najedzona - powiedziała.
- Po takiej ilości ogórków na pewno…- zażartował Duży Bo.
- No, co żałujesz mi ogórków? - zaatakowała go Ellie.
- Stwierdzam fakt, że w domu muszą być obowiązkowo ogórki konserwowe - powiedział Kazik.
- Nie ma jak KRAKUS mało solne ogórki, najlepiej żeby też były…
- No to w takim razie będę musiał zrobić. A ty tak lubisz małosolne?
- No…- odpowiedziałam.
- Dobra. To będę robił ogórki. Dla ciebie małosolne dla ciebie konserwowe i nic więcej - zarządził Kazik.
- A ja? - zapytał Duży Bo.
- Masz do wyboru albo kiszone, albo zwykłe…
 Wybuchliśmy wszyscy śmiechem. Dokończyliśmy obiad.
- A co będzie na deser? - zapytała Ellie.
- Ogórki konserwowe, chcesz?
- No… Mogą być.
Kazik podał galaretkę z bitą śmietaną,  ale Ellie jak zobaczyła tylko galaretkę, to wybiegła z pokoju. No cóż… Bywa…
- Sama chciała deser… A ja mogę?
- Oczywiście!
Galaretka była wiśniowa, a w środku były zatopione kawałki jabłek.
- Bardzo dobre - przyznałam.
Zjadłam całą swoją porcję i stwierdziłam, że jestem OBŻARTA.
- Muszę się iść położyć, bo jestem tak objedzona…- powiedziałam i wyszłam z jadalni. Po drodze, gdy wchodziłam na górę, zadzwonił mój telefon.
- Jak tam fanki? - zapytałam.
- Dlaczego nie ma cię na Skype?!- zapytał wściekły Harry.
- Już idę. Jedliśmy obiad. Trudno, żebym z laptopem chodziła do jadalni!
- Czekam i czekam i się nie mogę doczekać!
- Już idę na górę. Zaraz włączę laptopa.
Rozłączyłam się. Weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam, to włączyłam laptopa. Weszłam na Skype. Oczywiście Harry już tam czekał.

* :) Jak tam, po wczorajszych wrażeniach? :D Co o tym sądzicie? :D Strasznie podobają mi się te dwa zdjęcia Hazzy :D U Was też zebranie w środę? Ja się obawiam, że szlaban dostanę na kompa... A wtedy to już kompletnie nie wiem, co będzie... Jakbym nie wstawiła w przyszłym tygodniu kolejnego rozdziału, to wiedzcie, że jednak mam ten szlaban... Postaram się jednak, jakoś Was poinformować o tym :) Więc na razie nie smutajcie :D
                                                                                                                                         ~Meg

11 komentarzy:

  1. natychmiastowa reakcja <3. od razu wyczaiłam nowy <3. światny <3. meg w ciąży *_______* . nie ! nie ! nie ! nie pozwalam na szlaban ! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłoby miło, gdybym nie dostała szlabanu... Zobaczymy. Jestem dobrej myśli, tak jak Wy :D

      Usuń
    2. byłoby miło, gdybym nie dostała szlabanu... Zobaczymy. Jestem dobrej myśli, tak jak Wy :D

      Usuń
  2. ja miałam w tę środę ale mam nadzieje że nie dostaniesz szlabanu coś patrze Harry jakiś niespokojny nie wiem jak to nazwać biedna Ellie tak rzyga i rzyga czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się jutro wrzucić, ale nie obiecuję...

      Usuń
  3. Ej, dziewczyny, słyszałyście o tej całej aferze z Eleanor? Że to ustawka i wgl? Co o tym sądzicie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja słyszałam o tej aferze. ; <Mam nadzieję, że to plotka : O Niedługo normalnie dowiemy się, że kevin jest ojcem Lou xD
    A co do rozdziału wspaniały *__* U mnie zebranie już było i jakimś cudem obyło się bez kary ;d Ale nie mogą ci dać kary ! Ja nie wytrzymam bez rozdziałów : O

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny :D

    Zazdrosny Harry xD haha słodziak :P

    Zparaszam do mnie dodałam 2 rozdział xdd

    alexis-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział *__* Ciekawe co jest z El biedaczka :( Powodzenia w pisaniu :)) - Jula ♥

    OdpowiedzUsuń