piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty :D


- No wreszcie!
- Czy do toalety też mam chodzić z laptopem? - zapytałam. Tym go rozbroiłam.
- Przepraszam - powiedział ze swoim uśmieszkiem - Jestem trochę zły, bo fanka chciała się dostać do mojego pokoju. Nie powiem ci jakie propozycje miałem od niej…
- To lepiej nie mów…
- Dzięki Bogu Ted mnie uwolnił od niej.
- A kto to jest Ted?
- Na miejsce Dużego Bo, zatrudniliśmy Teda.
- To dlaczego my nic nie wiemy!?
- Ellie wie, bo go sama zatrudniała.
- A… No chyba, że.
- Mam nadzieję, że nie przytulałaś się do Dużego Bo…
- Zapytałam go tylko czy mogę się do niego przytulić.
- Bo go zwolnię!
- Jak go zwolnisz, to wrócimy do Warszawy…
- Tego to byś mi nie zrobiła…
- Chcesz spróbować? Założymy się?
- Nie. Przypomniałem sobie coś… Wiem, że jesteś zdolna.
Wiedziałam o czym mówił.
- Nie wracajmy do tego, dobrze?
- Z miłą chęcią. Rozpakowałeś się już?
 Nagle na głowie Hazzy wylądował różowy stanik w rozmiarze G.
- Harry, możesz mi wytłumaczyć, co masz na głowie? Co to za Ufo wylądowało na twoich lokach?
 Hazzie zerwał stanik i odrzucił go. Po chwili usłyszałam przeraźliwy krzyk Liama.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Bo zaraz przegram!- domyśliłam się, że gra na konsoli.
- A gdzie Danielle?
 Nagle nad Harrym przeleciał samolot.
- Co wy tam wyrabiacie?! Rozpakowaliście się już?
- No…. Jak widzisz… Louis się rozpakowuje…
- Widział ktoś moje lusterko? - usłyszałam głos Zayna.
- Pewnie zostawiłeś w Chicago…- powiedział smutno Louis.
- A co robi Niall?
- A jak myślisz, co może robić Niall?! Je orzeszki…
- Zostaw tą paczkę! To moja paczka!
- Jaka twoja paczka? - zapytałam spokojnie.
- Y… Żelki…. HARIBO…
- Miałeś już nie jeść żelków…
- Nawet nie otworzyłem…
Na ekranie pojawiła się dobrze znana mi paczka żelków HARIBO. O dziwo opróżniona do połowy. Za nią wjechała ręka Nialla.
- Nie waż się! I tak i tak zżarłeś już połowę! - usłyszałam Harryego, a po chwili usłyszałem plaśnięcie.
- AUA! Przyjaciół się  nie bije…
- Harry, co ty wyprawiasz?!
- A kto mi zeżarł żelki?!
- No, byłem głodny - tłumaczył się Niall.
 Nagle nad chłopakami coś przeleciało. Zdążyli zrobić unik. Tak. Nawet Niall.
- A co tym razem?
Nie zdążyli odpowiedzieć, bo znów coś przeleciało.
- Właśnie Louis się rozpakowuje.
Do mojego pokoju weszła  Ellie.
- Co robisz? - zapytała.
- Próbuję rozmawiać z chłopakami,  ale Louis się rozpakowuje… Sama zobacz.
Dostałam ataku śmiechu. Ellie się wkurzyła.
- Czy możecie odwrócić komputer? - zapytała.
- Możemy – powiedział Hazza  i odwrócił komputer, robiąc przy tym kolejny unik.
Zobaczyłyśmy Louisa stojącego nad walizką i wyrzucającego wszystko, co mu wpadnie do ręki.
- Louis, LOUISIE!!!- krzyknęła Ellie.
Lou się zatrzymał z koszulką w garści.
- Co ty wyprawiasz?! - Louis się odwrócił - Ułożyłam ci wszystko ładnie, a ty co robisz?!
- SZUKAM! - krzyknął zdenerwowany.
- Można wiedzieć czego?
- Gdzie mi schowałaś szelki?!
- Jedne już przeleciały - powiedziałam.
- Nie o te szelki mi chodziło - warknął Louis.
- Szelki są w bocznej kieszeni! Przecież ci tłumaczyłam, gdzie co masz!
- Nie ma! Sprawdzałem!
- A w drugiej sprawdzałeś?
- To są dwie?
 Wszyscy ryknęli śmiechem. Odwrócił torbę, otworzył kieszeń i zaczął wyjmować szelki.
- To teraz masz wszystko posprzątać i poukładać ładnie.
- Ha…
- Nie. Harry ci nie pomoże! Harry nie wolno ci się stamtąd ruszyć. Niall, ty też nie! Louis zrobił bałagan, to teraz musi sam posprzątać.
Zostałyśmy odwrócone.
- Gdzie jest Niall? - zapytałam.
- Oberwał butem - odparł Harry - i wyszedł z pokoju, żeby nie dostać następnym.
- Następnym razem, załatwiamy wam dwa pokoje. Jeden jednoosobowy i jeden cztero… Lou będzie mieszkał osobno. Zaczyna być niebezpieczny dla otoczenia - powiedziała Ellie.
- Ja to słyszałem! - usłyszeliśmy.
- Jak tam twoje porządki? - zapytała Ellie.
Nastąpiła cisza. Harry patrzył w ekran i chyba widziałam, że marzy, aby się wynieść z tego pokoju.
- Ellie, czy pozwolisz, że ja przejdę do pokoju Danielle? - zapytał.
- To włącz laptopa Lou i zaloguj się na Skype- powiedziała twardo Eleanor.
Harry zniknął i po chwili pojawił się znów. Otoczenie zaczęło się ruszać razem z Harrym. Zobaczyłam, że zamyka drzwi i puka do następnych. Ellie wyszła z pokoju.
- Danielle, jesteś ubrana?
- Tak- powiedział Liam.
- Mogę do was wejść?
 Drzwi się otworzyły.
- Czy ja mogę spokojnie porozmawiać z Megan?
- Jasne, wchodź.
- To co się dzieje tam w pokoju, przechodzi ludzkie pojęcie. Jak chcesz to idź i sam sprawdź.
- Cześć Li i Dani!- krzyknęłam.
Liam wyszedł.
- Hej Megan! Jak się miewasz?
- Właśnie przeżyłam ekstremalną przygodę z laptopem…
- Przepraszam…
- A ty za co przepraszasz?
- Za Lou.
- Nie masz za co.
- Pójdę i zobaczę, czy się tam nie pozabijali…
Usłyszałam zamykanie drzwi.
Harry pocałował kamerkę.
- To dla ciebie - powiedział.
- Miło mi - powiedziałam.
- Zobacz co mam! - wyciągnął centymetr, który był ucięty przy liczbie 31- Codziennie będę ucinał jeden centymetr, jako jeden dzień.
- Tylko nie oszukuj! - zaczęłam się śmiać.
Pogadaliśmy trochę. Harry opowiedział mi jak to było z fankami.
- O mało mnie nie zgwałciła! - powiedział.
- Dobrze, że się broniłeś - odpowiedziałam.
Harry wybuchł śmiechem.
- Robiłem, co mogłem. Ted wyniósł ją wrzeszczącą przed hotel… Żałuję, że odwołałaś te dwa pokoje… Mógłbym mieć pokój dla siebie… Trochę mnie już męczy bałaganiarstwo Louisa. Jeszcze tylko ponad miesiąc…
- To postaw się, a nie sprzątasz za niego. Jutro rano nas nie będzie, bo jedziemy do doktora, żebyś się nie denerwował.
- A jak tam dzidziuś? Grzeczny?
- Grzeczny.
- A nie tęskni za tatusiem?
- Mamusia tęskni. Wystarczy. To ile macie koncertów w Sydney, bo zapomniałam…
- Dzisiaj i jutro. Potem lecimy do Canberry, Melbourne, Adelaidy, Perth, Catherine, Alice Sings, Townswille, Rockhampton, Brisbane, New Castle, a potem wracamy do Sidney. W każdym jesteśmy parę dni. W Sidney na koniec dajemy jeszcze jeden koncert i na końcu do domciu. Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę.
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że możemy się zobaczyć, chociaż na Skype - powiedziałam.
Do pokoju wróciła Danielle i pokazała się na ekranie. Była roześmiana i mocno ubawiona.
- Harry, możesz już wracać do pokoju. Jest już porządek. Ellie rozstawiła Lou po czterech kątach. Chodził jak w zegarku. Wszystko pochował i już jest czysto.
- Pozwolisz, że pogadam jeszcze chwilę z Megan? - zapytała Dan.
- Okej - odpowiedział Harry.
- Powiedz, co się dzieje z Ellie. Byłaś z nią dzisiaj u lekarza. Co z nią?
- Nie wiem. Wyniki dopiero poznamy przy jutrzejszej wizycie, ale chyba czuje się lepiej, skoro Lou tak rozstawiała…
- Gdybym nie była tego świadkiem, to bym nie uwierzyła… Nawet Niall z Zaynem wynieśli się z pokoju… szkoda, że was tu nie ma - powiedziała Danielle.
- No, my też żałujemy,  ale nie dałybyśmy rady…
- Rozumiem. Idziemy o siedemnastej do sali, gdzie mamy koncert. Dzisiaj będzie mój wielki dzień - powiedziała Danielle - Będę musiała ich ucharakteryzować…
- To prześpij się trochę – zaproponowałam - Żebyś miała siły na wieczór. Będę za was trzymać kciuki. Pilnuj chłopaków.
Rozłączyłyśmy się. Postanowiłam poszukać Ellie. Siedziała w salonie na kanapie. Właściwie leżała. Laptop stał na stoliczku przed nią i obserwowała Louisa.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że tam jest bałagan, to będziesz miał ze mną do czynienia - usłyszałam - Jak następnym razem się z wami połączę, to ma być taki porządek jak teraz. Pamiętaj! Odpowiadasz głową za to!
Zobaczyłam, że Harry leży na łóżku. Wycofałam się i poszłam do siebie. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać jakiś muzyczny kanał. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. Przypomniałam sobie, jakie miałam problemy z pilotem na początku i zaczęłam się sama z siebie śmiać.
- Oj Megan, Megan. Rozkochałaś w sobie bożyszcza nastolatek. One śnią o tym, aby go dotknąć, a ty jesteś z nim w ciąży… Farciara - pomyślałam.
Nazajutrz pojechałyśmy z Ellie do doktora Jana. Zmierzył jej ciśnienie, zapisał leki i kazał przyjść w przyszłym miesiącu. Gdyby leki miały nie pomagać, ma się zjawić wcześniej. Otrzymała wyniki badań i przyszła pora na mnie. Weszłam do gabinetu. Doktor Jan mnie serdecznie przywitał i powiedział:
- Dostałem od Michała pani wyniki badań. Jedna rzecz mnie trochę niepokoi i chciałbym powtórzyć to badanie.
- Panie doktorze. Wczoraj mi spuchły strasznie nogi – powiedziałam - położyłam je wysoko i opuchlizna dzięki Bogu zeszła do dzisiaj…, ale trochę mnie to zaniepokoiło.
- Proszę pokazać nogi.
Okazało się, że mam już lekko opuchnięte.
- Czy miała pani zakrzepicę?
- Nie, ale moja mama miała, kiedy była w ciąży.
- Dobrze by było zbadać pani krzepliwość. Zaraz to zrobimy - powiedział i zadzwonił gdzieś. Za chwilę zjawiła się siostra z oprzyrządowaniem do pobierania krwi.
- Ostatnio zemdlałam przy pobieraniu krwi - oznajmiłam.
- A boi się pani?
- Nie.
Doktor coś powiedział po łacinie do pielęgniarki i ta pobrała mi krew. Dostała od doktora zlecenie. Zabrała wszystko i wyszła.
- I znowu mi się kręci w głowie - powiedziałam.
- Proszę siedzieć. Jeśli pani chce, to może się pani położyć na leżance.
Ponieważ coraz bardziej kręciło mi się w głowie, położyłam się.
Doktor poprosił Ellie i gdy ta weszła z przerażeniem zapytała:
- Co ci się stało?!
- Kręci mi się trochę w głowie.
Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Doktor pytał się jak wygląda Warszawa, bo powiedział, że wyjechał już piętnaście lat temu i od tamtej pory nie było go w Polsce. Wypytywał się o różne szczegóły dotyczące Polski, na które chętnie mu odpowiadałam. Porozmawialiśmy z półgodziny, gdy zadzwonił telefon. Doktor odebrał, posłuchał, coś napisał i się rozłączył.
- No tak. Nie chcę pani martwić,  ale pani Megan musi zostać w szpitalu.
Zzieleniałam.
- Jak to?
Zaczął mi coś tłumaczyć,  ale nic nie rozumiałam, bo byłam tak zdenerwowana. Szybciej zrozumiałabym, jakby zostawił Ellie w szpitalu, a nie mnie. Przecież ona schudła dziesięć kilo. Czyżby coś się działo niepokojącego?!
- Proszę się nie martwić. Zrobimy dodatkowe badania. Wyjdzie pani z prawidłową diagnozą. Ma pani ubezpieczenie międzynarodowe?
Kiwnęłam głową, że tak i zaczęłam szukać karty zdrowia. Wyciągnęłam ubezpieczenie i podałam doktorowi.
- Siostra po panią zaraz przyjdzie i zabierze panią do pokoju.
Wpadłam w panikę. Nie powiem o tym Harryemu - pomyślałam.
- Najlepiej by było, abyście panie zostały obie w szpitalu - oznajmił.
- Nie możemy obie pójść do szpitala - krzyknęła Ellie.
- A to dlaczego? - zdziwił się doktor
- Nasi mężowie są w trasie koncertowej i ledwo ich wypchnęłyśmy. Trasa odbywa się w Australii. Była już załatwiona pół roku temu i nie ma mowy, aby została przerwana, a jak się dowiedzą, że jesteśmy obie w szpitalu, to natychmiast przyjadą tutaj - powiedziała Ellie.
- Nie ma odwrotu. Muszą panie zostać. Byłoby wskazane. Możecie leżeć w jednej sali - powiedział doktor.
- Ale jak my to załatwimy z chłopakami? - zapytałam.
- Możecie mieć tutaj komputer. W każdej sali jest WI – FI oraz gniazdka internetowe.
W pewnym momencie przyszła pielęgniarka.
- To zabieram panie.
- Do dwunastki, proszę - powiedział doktor.
Duży Bo nie wiedział, o co chodzi, ale szedł za nami. Wszedł z nami do pokoju. Był to pokój dwuosobowy.
- Które sobie panie życzą łóżko?
- Ja przy oknie - powiedziałam.
- Dobrze. To ja drugie.
Duży Bo się zdenerwował.
- Jak to?!
- Zostawiają nas tu szpitalu…
- To co ja mam powiedzieć chłopakom?!
- Na razie nic. Przywieziesz nam laptopy i niektóre rzeczy. Zaraz ci napiszemy, o które nam chodzi.
Duży Bo był strasznie zdenerwowany.
- Słuchaj, lepiej żebyśmy były pod opieką lekarską, niż żebyś miał z nami jakieś problemy w domu. Prawda?
- No, masz racje - westchnął. Przytuliłam go, żeby go pocieszyć,  ale nadal był spięty.
 Napisałyśmy listy niezbędnych rzeczy. Duży Bo się zabrał.
- Postaram się wam wszystko przywieść - powiedział.
- Gdybyś miał jakieś problemy, to dzwoń - powiedziała Ellie.
- Dobra - rzucił i wyszedł.
Pielęgniarka pokazała nam, że w szafie leżą piżamy i że mamy się w nie przebrać. Powiesiłyśmy rzeczy do szafy i przebrałyśmy się w piżamki. Położyłyśmy się w pościelonych łóżkach, które stały obok siebie. Oddzielała je tylko szafka nocna.
- No i co teraz? - zapytała Ellie.
- Nie wiem. Zobaczymy co będzie dalej - powiedziałam.
Doktor wpadł do pokoju.
- Jak się panie miewacie? Widzę, że już w łóżeczkach - uśmiechnął się promiennie.
- A no… Jak pan  kazał. Widzi pan, jesteśmy grzeczne.
- Na razie - powiedziała Ellie.
Doktor parsknął śmiechem.
- To jest dla waszego dobra i dla dobra waszych dzieci.
-To co z tą krzepliwością? - zapytałam.
- No, nie jest najlepiej – powiedział - Dlatego zdecydowałem się panią zatrzymać. Kiedy pani przyleciała?
- Trzydziestego pierwszego.
- To wszystko by wyjaśniało.
- Ale co?
- Ma pani za bardzo zagęszczoną krew i obawiamy się skrzepu - powiedział doktor - Chyba chce pani jeszcze sobie pożyć?
- No nie wybieram się na tamtą stronę - oburzyłam się.
- No właśnie, a panią trzeba będzie podłączyć do kroplówki - powiedział do Ellie - za bardzo się pani wyniszczyła,  ale da się to naprawić.
Ellie ulżyło.
- Proszę teraz odpoczywać. Szczególnie pani - powiedział do mnie i wyszedł.
- No to pięknie się wkopałyśmy – powiedziałam - Jak teraz załatwić, żeby chłopaki się nie dowiedzieli? - zaczęłam się zastanawiać.
- Mam pomysł. Powiemy, że zalałam nasze komputery, co spowodowało zwarcie i uszkodzenie systemu. Zostaną nam tylko komórki - powiedziała Ellie.
- Musimy zadzwonić do mamy i uprzedzić, żeby Michał niczego nie wypaplał - powiedziałam.
Sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer do mamy i czekałam, aż się odezwie. Mama jak na złość się nie odzywała.
- Kurcze, pewnie wejdzie na Skype - powiedziałam.
Zadzwoniłam drugi raz. Mama odebrała.
- Co się dzieje? Czemu cię nie ma na Skype?
- Bo jestem w szpitalu.
- CO?! Coś z Ellie się dzieje?
- Zatrzymali nas obie.
- JAK TO?!
Usłyszałam, że mama się  zdenerwowała.
- Bez obaw. Tylko na badania. Gdyby do was dzwonili, to nie wolno wam nic mówić chłopakom, dobra?
- No,  ale powinni wiedzieć…
- Tak i przerwą trasę koncertową?! Wiesz o tym, że ledwo namówiłam Harryego, żeby pojechał w trasę.
- No, wiem - przyznała mi racje.
- Zadzwoń do Michała i powiedz mu, że nie wolno mu nic mówić, odezwę się później. Duży Bo ma nam przywieść laptopy.
Rozłączyłam się.
- I co? - zapytała Ellie.
- Myślę, że mama zrozumiała - popatrzyłam w okno.
- Całe szczęście, że jesteśmy tu dwie, a nie jedna - powiedziała Ellie - Chyba bym się zapłakała, gdybym miała tu zostać sama.
Po godzinie przyjechał Duży Bo. Wniósł do pokoju dwie wielkie torby. Chciałam wstać,  ale powstrzymał mnie.
- Lekarz zabronił wam wstawać, a zwłaszcza tobie. Zaraz wam to rozpakuję.
Chwycił za torby i zaczął rozpakowywać. Wsadził rzeczy do szafy, kosmetyczki zaniósł do łazienki, a resztę zapytał, gdzie ma położyć.
- Laptopy koło łóżka. Gdybyś mógł zobaczyć, gdzie to podłączyć, to byłoby świetnie - powiedziałam.
Za chwilę laptopy był podłączone. Na stoliczku Duży Bo postawił nasze zdjęcia z chłopakami.
- To, żebyście nie były smutne - powiedział.
Poprawił nam w ten sposób humor. Zadzwoniła moja komórka.
- Jak tam badania? - usłyszałam.
- No jeszcze jesteśmy w szpitalu i przeprowadzają nam badania - odpowiedziałam.
- To zadzwonię później.
- A dojechaliście na miejsce?
- Jeszcze jedziemy - powiedział Harry.
- Nie wiem ile czasu potrwają te badania, więc nie będę do ciebie dzwoniła.
- Mam nie dzwonić?
- Jak będziesz chciał to zadzwoń - powiedziałam udając wesołą.
- To się odezwę potem.
Pożegnaliśmy się.
- Pięknie nakłamałaś - powiedział Duży Bo.
- Nie wolno ci nic mówić - odpowiedziałam.
- No, tak. Widzę, że w tym siedzę i potem stracę robotę.
- Nie stracisz - powiedziała Ellie.
- Stracisz, jak nas wydasz - powiedziałam.
Duży Bo rozsiadł się na fotelu.
- Kazyk się zamartwia o was - oznajmił.
- Zadzwoń do Kazyka, że nie wolno mu nic mówić, bo jak zadzwonią do domu, a on się wygada, to będzie po nas - powiedziała Eleanor.
Duży Bo poinformował Kazika.
- A co już dzwonili?!
Słyszałyśmy urywki rozmowy. Spojrzałyśmy na siebie z przerażeniem.
- I co im powiedziałeś?!
- Dobrze,  ale nie mówiłeś, że zostają?!
- Masz szczęście.
Odetchnęłyśmy z ulgą.
- Okazało się, że chłopcy dzwonili już do domu, a Kazyk powiedział, że jesteśmy na badaniach - oznajmił Duży Bo, gdy skończył rozmawiać.
- Dlatego Harry zadzwonił do mnie - skwitowałam.
Na to wszystko weszła pielęgniarka.
- A pan to kto?
- To jest Duży Bo - powiedziała Ellie -  opiekuje się nami.
- No, tutaj to nie będzie musiał - powiedziała pielęgniarka.
- Jak najbardziej, będzie musiał - powiedział Duży Bo.
Podeszła do Ellie i wbiła jej wenflon, a następnie podłączyła kroplówkę.
- Proszę teraz leżeć. Gdyby pani się zachciało do toalety, proszę zadzwonić - podała jej do ręki pilota z jednym guzikiem.
- Po panią zaraz przyjdę i jedziemy na badania.
- A co za badania? - zapytałam.
- Rezonans magnetyczny.
- W tej tubie? - jęknęłam.
- Tak.
Skwasiłam się i nie byłam szczęśliwa. Pielęgniarka zaczęła się śmiać.
- Przecież to jest do przeżycia.
- Ale mało sympatyczne.
- No cóż. Niektóre badania są bardzo potrzebne.
- Oczywiście - przyznałam jej racje.
Wyszła. Wróciła za piętnaście minut.
- Ellie, trzymaj za mnie kciuki, żebym wytrzymała  w tej tubie - powiedziałam.
Pielęgniarka wywiozła mnie z łóżkiem z pokoju i zawiozła na jakiś blok. Gadała jak najęta, a mnie się wcale nie chciało się gadać… Chciało mi się płakać!
Kiedy zapakowano mnie już w tą cholerną tubę czułam strach i przerażenie. A wręcz panikę.
- Proszę się rozluźnić- usłyszałam.
Powtórzyła się sytuacja z rekinami. Nie mogłam się ruszyć. Poczułam, że wyjeżdżam z tuby.
- Co pani wyprawia?! - zaczęła na mnie krzyczeć jakaś kobieta - proszę wstać!
Nie miałam siły. Nie mogłam się ruszyć i nie mogłam nic mówić… Kobieta zaczęła mną szarpać,  ale ja nie reagowałam. Wszystko czułam,  ale nie mogłam się ruszyć. Zaczęła krzyczeć i zemdlałam.  Otworzyłam oczy. Leżałam w pokoju. Obok mnie Ellie, która coś do mnie mówiła, ale ja jej nie słyszałam. Głaskała mnie po głowie. Podeszła do mnie pielęgniarka i zrobiła mi zastrzyk. Musiałam mieć mocno przerażone oczy, bo coś do mnie powiedziała, ale jej też nie słyszałam! Po chwili zobaczyłam doktora Jana. Zaczęłam odzyskiwać słuch.
- Już lekarstwa działają. Prawda? Słyszy mnie pani?
Kiwnęłam głową.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie wiem. Zdarzyło mi się to drugi raz - powiedziałam.
- A kiedy zdarzyło się po raz pierwszy?
- Niecały miesiąc temu.
Opowiedziałam doktorowi moją przygodę z rekinami.
- Będziemy musieli panią jeszcze raz wsadzić do tej tuby i mam prośbę, żeby pani jednak nie wpadała w panikę. Dam pani jakieś leki na uspokojenie i miejmy nadzieję, że się uda przeprowadzić to badanie - powiedział.
Byłam bardzo nieszczęśliwa, że nieudało się za pierwszym razem i że trzeba to powtórzyć. Przyszła siostra i dała mi jakieś tabletki. Wzięłam je, połknęłam i popiłam wodą, którą również mi podała. Po pewnym czasie poczułam, że jest mi wszystko jedno. Zabrali mnie znowu na blok i wsadzili do tuby. Tym razem leżałam sobie spokojnie i czekałam, aż to wszystko się skończy.  Gdy skończyło się badanie, zostałam odwieziona do pokoju.
- No i co? - zapytała Ellie.
- Dzięki Bogu jest już po wszystkim mordęga minęła - powiedziała siostra - zaraz się wszystko okaże.
Po krótkim czasie przybiegł doktor Jan.
- Musimy pani zrobić małą dziurkę w głowie i wyciągnąć skrzep, który się stworzył w jednym miejscu – powiedział - nie ma czasu na dyskusje. Trzeba to zrobić jak najszybciej, bo jeżeli się gdzieś indziej przesunie, to może zaistnieć  uszkodzenie mózgu, albo i jeszcze gorzej. Widziałam, że Eleanor jest przerażona. Zabrali mnie na blok operacyjny. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałam, to, to, że siostry i lekarze krążyli wokół mnie. Kiedy się znów obudziłam, miałam zabandażowaną głowę, a obok mnie leżała Ellie.
- Trochę ci musieli wygolić głowę - powiedziała.
- JEZUS, MARIA?! - zdenerwowałam się.
- Nie przejmuj się. Odrosną - powiedziała.
- A z tobą coś robili?
- Ja leżę cały czas  pod kroplówką - powiedziała Ellie - sikać mi się chce, jak nie wiem.
- To dzwoń - powiedziałam.
- Ale żeś nas wystraszyła - powiedziała.
- Gdybyś wiedziała, jak ja się wystraszyłam - powiedziałam do Ellie.
Eleanor wcisnęła guzik i po chwili przyszła pielęgniarka.
- Dzwoniłyście panie?
- Chce mi się siusiu - powiedziała błagalnym tonem Ellie.
Pielęgniarka pomogła wstać Ellie i zaprowadziła ją razem z kroplówką do łazienki. Po chwili wróciły i Ellie położyła się z powrotem do łóżka.
- Fajnie jest się tak przejść - powiedziała.
Zmusiłam się do uśmiechu. Chciało mi się nadal płakać i zastanawiałam się jak szybko odrastają włosy…
* No hej :D Jestem wśród żywych! Nic mi nikt nie zrobił, ale w sumie, mogłoby być trochę lepiej :/ Dziś taki trochę krótki rozdzialik, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :D Ogółem, to dziękuje wszystkim dziewczynom, które komentują :) Dzięki :D Naprawdę mnie motywujecie do pisania kolejnych rozdziałów :D U Was też śnieg pada? :D u mnie jest go po kostki *_* Mam dwa pytania : Ogółem lubicie zimę? Wierzycie w HAYLOR? Chłopcy jutro wracają do UK :) W końcu..
                                                                                                                                   ~Meg

* tym razem jedno, ale mam jeszcze parę :) z okazji, że zaczął padać śnieg i w radiu słychać już przedświąteczne piosenki :D :

  ----> Niall rozwalił system xD




To by było na tyle :D

8 komentarzy:

  1. mam nadzieje że MEg nic nie będzie i że normalnie urodzi dziecko a Harry nie wróci z trasy tylko pośpiewa łądnie i że siei chłopcy nie dowiedzą! czeka na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zobaczymy, zobaczymy :D za chwilkę wrzucam kolejny :D

      Usuń
  2. Wow.. Rozdział pełen akcji :) Strasznie mi sie podoba i jestem bardzo ciekawa co dalej :p
    Co mogę jeszcze napisać? Chyba tylko to, ze nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
    oxox.

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny, piękny, piękny, piękny <333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. http://opowiadaniabyasia.blogspot.com/ - pokomentujesz, polecisz ? ; > Bd wdzięczna <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli też pokomentujesz mój, to pokomentuję Twój ;)

      Usuń