sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział Pięćdziesiąty Trzeci


- Ładnie i smacznie - powiedział Kazik.
- Dasz spróbować? - zapytał Harry, który w tym momencie wyciągnął rękę,  ale go pacnęłam i powiedziałam:
- To na kolację, a poza tym musi się jeszcze przemacerować.
Wstawiłam śledzie do lodówki i zostawiłam.
- Teraz możemy iść przygotowywać grilla - powiedziałam.
Harry mnie w tym momencie złapał w pół i zaczął wnosić na górę. Zaczęłam wierzgać,  ale nic to nie pomogło. Były za silny… narobiłam wrzasku, aż mama wyszła z pokoju.
- Wreszcie ją znalazłeś! Trochę to trwało - powiedziała i puściła do niego oczko.
- Mamo! Ratunku!
- Nie będę się wtrącać między was - powiedziała i zeszła na dół.
Piszczałam, jeszcze jak wniósł mnie do pokoju.
- Teraz będzie kara - powiedział Harry.
- Za co? - zapytałam niewinnie- Za śledzie?
- Ty wiesz dobrze za co - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko. Przełożył mnie przez kolano i klepnął mnie po pupie.
- Powiesz, gdzie się schowałaś?
- Nie. Nie powiem.
- Radzę ci powiedzieć.
- Nie.
- To nie pójdziesz na grilla.
- Co to znaczy nie pójdę?
- Zostawię cię tutaj. Samą.
- No wiesz, co?
Położył mnie na łóżku.
- Masz tu leżeć.
Zerwałam się natychmiast.
- Bo cię przypnę kajdankami - Harry zaczął się śmiać - No, nie mógłbym ci tego zrobić - powiedział i pocałował mnie.
- Najpierw bije, a potem całuje - oburzyłam się.
Parsknął śmiechem.
Po pewnym czasie zeszliśmy na grilla. Na stole ogrodowym stał śledź, musztarda, chrzan, keczup no i oczywiście ogórki. Na grillu jeszcze smażyła się kiełbasa.
- Co was tak długo nie było?
- Sprawy małżeńskie nas zatrzymały - powiedział Harry.
Lou się roześmiał.
- Siadajcie. Zaraz będzie kiełbasa. Możecie zacząć jeść śledzia - zarządził Kazik.
Usiedliśmy do stołu. Przyszła mama i się do nas przyłączyła. Śledź był wspaniały. Harry wziął dwie dokładki. Podobnie reszta. Bardzo  szybko się rozszedł. Wybroniłam jedną porcję dla Kazika, za co był mi bardzo wdzięczny.
- Pyszny ten śledź i prosto się go robi - powiedział Kazik.
- A kto mówił, że robi się go trudno?
- No, nikt.
- Już ja bym nawet potrafił zrobić tego śledzia - powiedział Harry.
- Zobaczymy - powiedziałam, uśmiechając się do niego łobuzersko.
- Ale śledź jest przepyszny! - powiedziała Ellie.
- Bo z ogórkiem - powiedział Lou.
- Tylko nie mówcie nic Niallowi, bo się zapłacze - powiedziała mama.
- Zapewne tych śledzi nie będzie, jak chłopcy przyjadą - powiedział Kazik.
- Wiedzieliśmy, kiedy przyjechać - powiedział Lou.
- No, mieliście szczęście.
- Duży Bo, będzie żałował - powiedział Kazik.
- E tam… Pewnie lepsze rzeczy będzie jadł. Jak to u mamy - powiedział Lou.
- Zaśpiewajcie nam coś.
- Tylko we dwóch?
- No, pewnie!
 Chłopaki pośpiewali nam trochę i tak nam upłynął wieczór. W pewnym momencie przypomniało mi się, że Harry wyjeżdża i zachciało mi się strasznie płakać,  ale nie mogłam mu tego pokazać, więc wstałam, przeprosiłam i weszłam do domu. Poszłam do pokoju, gdzie się rzuciłam na łóżko i popłakałam sobie w poduszkę. Z ogrodu usłyszałam, że ktoś mnie woła. Dzięki Bogu było już ciemno. Wyszłam na taras.
- Gdzie się podziewasz?
- Zaraz przyjdę - powiedziałam.
Podeszłam do lustra i zobaczyłam, że mam czerwone oczy jak u królika. Co z tym fantem zrobić? – pomyślałam - przecież nie mogę się im tak pokazać. Przemyłam oczy zimną wodą. Poprawiłam makijaż. Uczesałam się i postanowiłam zejść na dół. Może nie zauważą. Jest ciemno - pomyślałam. Dzięki Bogu tak się stało. Louis z Harrym się wygłupiali i od razu poprawił mi się humor.
- A pamiętacie zieloną noc z naszego wypadu?
 Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Nigdy nie miałem takich pięknych warkoczyków - powiedział Harry.
- I piegów też nie - powiedziała Ellie.
- Ale najlepiej Niall wyszedł - stwierdziłam.
- Żebyś ty widziała Nialla w sklepie, że on nie zauważył tego buraka…- powiedziała Ellie.
Do końca wieczoru zaśmiewaliśmy się z naszych wspólnych przygód. Było po dziesiątej jak się rozeszliśmy do pokoi.
- Co cię tak długo nie było na dole? - zapytał Harry.
- Musiałam się troszkę położyć - odpowiedziałam.
- Co? Znowu ci się kręciło w głowie?
- Nie. Poczułam się jakaś zmęczona. Na szczęście już mi się nie kręci. Umyjesz mi plecy? - zapytałam.
- Myślałem, że nie zapytasz.
Wykąpaliśmy się i poszliśmy do łóżka.
- O której jutro wylatujecie? - zapytałam.
- O szesnastej mamy samolot.
Wtuliłam się mocno w Harryego i tak zasnęłam.
  Chłopaki wylecieli o czasie, a w domu zapanowała jakaś pustka. Oczywiście rano przyjechał pan doktor i znowu solennie musiał przyrzec, że będzie przesyłał informacje na temat naszego stanu.
Centymetr Harryego był coraz krótszy. Śledziłyśmy w Internecie oraz w telewizji wiadomości o tourne i wyglądało na to, że tourne będzie wielkim sukcesem. Ellie zaczęła planować już następne,  ale nie byłam pewna, czy chłopcy się na to zgodzą. Wiedziałam, że chcą nagrać  płytę, a to trochę musiało potrwać. Harry trzy razy dziennie ze mną rozmawiał, za każdym razem pytając czy nic mi nie jest i czy nie kłamię. Zapytałam go, czy pan doktor przesyła mu raporty. Przytaknął,  ale powiedział: „PRZECIEŻ TO JEST NASZ LEKARZ I NIE MA PEWNOŚCI, CZY GO NIE OKŁAMUJE”.
Stwierdziłam, że chyba ma jakąś manię prześladowczą.
   Wreszcie nadszedł dzień powrotu. Nie mogłyśmy się doczekać i przygotowywałyśmy siebie i dom na przyjazd chłopaków. Zrobiłyśmy wielki plakat:
WITAJCIE W DOMU!!!
    Duży Bo zawiesił go w salonie naprzeciwko drzwi. Kazik szalał w kuchni. Przygotowywał pierogi i inne ulubione potrawy chłopców. Nie można było wejść do kuchni, bo wszystko fruwało. Oczywiście głodne nie chodziłyśmy, ale Kazik jak tylko wchodziłyśmy do niego, patrzył na nas spode łba. Chłopaki zakazali nam wychodzić poza obszar domu, więc czekałyśmy w ogrodzie, który przystroiłyśmy również. Dla każdego z nich zrobiłyśmy plakat z jakimś wierszykiem. Były to rymy częstochowskie, ale były śmieszne. Ozdobiłam plakaty karykaturami, a Duży Bo jak to zobaczył, myślałam, że spadnie z drabiny. Chłopcy mieli przylecieć o dwunastej, więc spodziewałyśmy się  ich o pierwszej w domu. O wpół do pierwszej było już wszystko gotowe. Mama nam oczywiście pomagała, więc zadowolone usiadłyśmy w salonie. Salon był przybrany balonami w różnych kształtach i o różnych kolorach. Z sufitu zwisały serpentyny, a w każdym z pokojów zainstalowałyśmy wyrzutnie confetti. W ten sposób, żeby się uruchamiały po otwarciu drzwi. Byłyśmy ciekawe efektów. Kazik już też wszystko miał gotowe. W jadalni stały przystawki. Oczywiście śledzie. Kupiłyśmy z Ellie trochę sztucznych ogni, które miały być wystrzelone wieczorem. Chciałyśmy godnie powitać ich, po pierwszym tourne organizowanym przez nas. Na konto  wpłynęły pieniądze za tourne i sytuacja finansowa nie była już tak tragiczna. Telefon z propozycjami urywał się od rana do wieczora. Chłopcy byli u szczytu sławy. Internet, aż huczał od pośladków Louisa, który je sobie ubezpieczył i wszyscy zachodzili w głowę, jak wyglądają pośladki Lou.
- Przyjechali! - krzyknęłam, patrząc w okno.
Harry i Lou wyskoczyli z samochodu, a reszta zaczęła się gramolić. Wbiegli do domu i już byłam w ramionach Hazziego. Pewnie nawet nie zauważyli, jak myśmy się starały… Gdy reszta weszła do domu, zaczęli zachwycać się salonem.
- O czym mówicie? - zapytał Harry.
- To się rozejrzyj - powiedział Liam.
Duży Bo stał niezdecydowany z walizkami, wiedząc co chłopców czeka na górze. Wyszedł na chwilę do samochodu, mówiąc:
- Zaraz zaniosę walizki. Zostawcie.
- Idźcie się odświeżcie, bo zaraz będzie obiad - powiedziałam.
Chłopcy z Danielle pobiegli na górę. Popatrzyłam na Ellie, która prawie umierała ze śmiechu. Weszłyśmy również na górę i zdążyłyśmy na moment, kiedy Liam i Niall otworzyli swoje drzwi od pokoju. Obydwaj odskoczyli jak oparzeni,  ale zostali zasypani confetti. W następnym momencie confetti spadło na Harryego, Louisa i Zayna. Dostałyśmy ataku śmiechu, aż usiadłyśmy na ziemi, widząc ich miny. Otrzepywali się z confetti i weszli do swoich pokoi, grożąc nam palcami. W każdym z pokoi po pewnym czasie wybuchały salwy śmiechu.
- Doczytali się - powiedziała Ellie.
Poszłyśmy do swoich pokoi. Cała podłoga była zasypana confetti. I kto to posprząta? - pomyślałam. Harry siedział na łóżku i się śmiał, aż mu łzy leciały.
- Fajne powitanie – powiedział - Mam nadzieję, że same tego nie wieszałyście.
- No przecież w domu jest Duży Bo - odpowiedziałam.
Wierszyk Harryemu bardzo się podobał i nie mógł opanować śmiechu. Wierszyk brzmiał tak:
One Direction wraca z trasy,
Więc z Ellie wkładamy wysokie obcasy.
Na Harryego czeka żona,
Mocno stęskniona i wyposzczona.
- Co? Nie podoba ci się powitanie?
- No, przecież mówię, że mi się podoba, aż się popłakałem ze śmiechu. To ty pisałaś te wierszyki? - zapytał.
- A jak myślisz?
- Myślę, że ty. Że to wszystko, to twój pomysł.
W sąsiednich pokojach rozlegały się ryki śmiechu. Przypomniałam sobie, jak razem z Ellie siedziałyśmy i pisałyśmy te wierszyki. Dostałam głupawki. Pokładałam się na ziemi ze śmiechu. Harry się zaniepokoił i zapytał:
- Co ci się stało?
- A nic, przypomniałam sobie coś - powiedziałam ledwo wyduszając z siebie.
- To podziel się.
- To przejdź się po pokojach - powiedziałam.
Harry wybiegł na korytarz. Zaczęłam wypakowywać rzeczy Harryego. Wszystko było brudne. Jakaś wojna na jedzenie? - zaczęłam się zastanawiać. Rozpoczęłam segregację. Większość rzeczy była fioletowych i czerwonych. Postanowiłam, że wstawię pranie. Wzięłam rzeczy i wyszłam z pokoju. Poszłam do pralni, ale niestety pralka była już zajęta. W pralni stały kosze, na których były imiona chłopaków. Wrzuciłam rzeczy do odpowiedniego kosza i poszłam z powrotem na górę. U Danielle i Liama były otwarte drzwi.
- No, pokażcie! - usłyszałam głos Nialla.
- Nie. To jest dla nas wierszyk - powiedziała Dani - Nie pokażę ci. Jest bardzo osobisty.
- Ja mogę wam pokazać swój. Zobacz! - po chwili usłyszałam, że Dani i Liam ryknęli śmiechem.
- Cały Niall - powiedział Liam. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Poszłam do siebie. Harry musiał być u Ellie i Lou, bo usłyszałam stamtąd jego głos. Rozpakowałam resztę rzeczy, gdy do pokoju wpadł Harry.
- Niezłe te wierszyki wymyśliłyście – krzyknął - Co robisz? Przecież to zrobię sam - rzucił się w moją stronę.
- Już wszystko posegregowane. Część już na dole, kosmetyki zaniosłam ci do łazienki. Zostały tylko buty do pochowania.
Harry złapał buty i po kolei je poustawiał w szafie. Schował torbę i powiedział:
- Teraz możemy się spokojnie przywitać.
Podszedł do mnie i mnie pocałował.
- Nie wiedziałem, że mam taką poetkę - powiedział.
- A, widzisz!
- Ale chyba najlepszy jest mój wierszyk - powiedział.
- Ellie była bardzo dumna ze swojego wierszyka - odparłam.
Ellie napisała wierszyk:
Wraca Louis odmieniony,
 Do swej okrąglutkiej żony.
Miły, piękny i porządny,
Chociaż nie wiem, czy bardziej rozsądny.
Niall chyba się nie obraził, bo nawet poszedł pokazać Danielle i Liamowi. Gdyby mu się nie podobał, to pewnie, by nie pokazywał.
Kazik od rana pierogi gotuje,
Bo wie że Niall wszystkie skosztuje.
Lodówka pełna jego przysmaków,
Więc Niall nie będzie jadł już ziemniaków.
Dla Zayna wierszyk był taki:

Zayn do domu w końcu wraca,
Bo cały czas w trasie miał ogromnego kaca.
Jego lusterko przepadło, gdzieś w Sydney,
Pewnie u fanki jakiejś „niewinnej”.
Dla Danielle i Liama wierszyk był taki:
Wraca jedyna szczęśliwa para,
Która nosiła misia koala.
Liam zbierał Disney’ owskie śmieci.
Jakby miał w domu mało rupieci,
Tłumacząc Danielle, że to dla ich dzieci. 
- Wierszyki mi się bardzo podobają, ale autorka bardziej - powiedział Harry.
- Która? - zapytałam, jakbym nie wiedziała.
Przyciągnął mnie do siebie, pocałował i powiedział:
- Ta.
Kazik  krzyknął  z dołu:
- Obiad!
Zeszliśmy do jadalni.
- Która z was, to taka poetka? - zapytał Zayn.
- Obydwie - odpowiedziałam.
- Nie widziałem dwóch wierszyków - powiedział Niall – Harrygo oraz Danielle i Liama. Możecie powiedzieć, co tam nabazgroliłyście?
- Jak ci nie pokazali, to nie możemy…
Niall był nie pocieszony.
- Ja wszystkim pokazałem swój wierszyk. To niesprawiedliwe - obraził się,  ale Kazik zaraz poprawił mu humor, bo wszedł niosąc pierogi, które były tylko dla niego. Był przeszczęśliwy. Dla pozostałych były ich ulubione dania. Przy stole było gwarno i bardzo wesoło. Wszyscy byli szczęśliwi.
- Brakowało nam was - powiedział Niall - A jeszcze jak chłopaki przyjechali i powiedzieli, co się z wami działo, to wszyscy stracili humory.
Liam dał mu kuksańca w bok.
- No, co? - szepnął do niego.
- Miałeś o tym nie wspominać - skarcił go Liam.
Udawaliśmy, że tego nie słyszeliśmy.
- Jutro wchodzimy do studia i nagrywamy próbne wersje nowych piosenek - oznajmił Liam.
- Wreszcie - powiedział Zayn.
Bardzo się ucieszyłam. Czeka nas nowa praca. Trzeba będzie na pewno wypromować płytę, pochodzić po radiostacjach, nowe wywiady i nowe wyzwania. Muszę na stronie napomknąć, że zaczynają pracę nad nową płytą. Fanki na pewno się ucieszą.
  Następnego poranka obudziłam się o wpół do dziewiątej. Wpadłam w panikę, gdy zobaczyłam która godzina. O dziewiątej miał przyjść doktor. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i gdy wyszłam z łazienki, Harry się obudził.
- Czemu tak wcześnie wstałaś? - zapytał zaspanym głosem.
- Bo za dziesięć minut ma przyjść doktor - oznajmiłam.
Harry wyleciał z łóżka jak strzała i poleciał do łazienki.
- Harry, doktor przychodzi do mnie, a nie do ciebie - weszłam do łazienki po szczotkę.
- Ale ja muszę przy tym być! - powiedział zdenerwowany - muszę jeszcze porozmawiać z doktorem.
- A co? Nie dostawałeś raportów?
- Dostawałem codziennie tak jak obiecał.
- I co doktor pisał?
- Że jest coraz lepiej i że wychodzisz na prostą.
- To ci mogłam sama powiedzieć. To ja idę na dół - rzuciłam, wychodząc z łazienki.
- Poczekaj! Niech Ellie idzie pierwsza.
- Nie wiem, czy Ellie już wstała. Pospiesz się. Będę czekać na ciebie na dole - wyszłam z pokoju.
Po trzech minutach Harry był na dole. Ubrany w dres,  ale z mokrą głową.
- Harry, idź wysusz głowę.
- Nie. Doktorowi, na pewno nie będzie przeszkadzało - powiedział energicznie.
O dziewiątej zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć.
- Witam panią – usłyszałam - Jak się pani dzisiaj czuje?
- A bardzo dobrze - odpowiedziałam.
- O, widzę przyczynę poprawy nastroju. Dzień dobry panu - powiedział doktor wchodząc do salonu.
Doktor zmierzył mi ciśnienie, obejrzał ranę.
- Czy mógłby pan zawołać pielęgniarkę? Siedzi w samochodzie. Czy jadła pani dziś śniadanie?
- Nie, panie doktorze, jeszcze nic nie zdążyłam zjeść, bo się dopiero obudziłam.
- To bardzo dobrze. Pobierzemy pani krew na badania. Trzeba sprawdzić, jak z krzepliwością.
  Pielęgniarka przyszła z torbą, w której znajdowały się różne potrzebne do zabiegów rzeczy. W momencie, kiedy wyciągnęła strzykawkę, pojawił się w salonie Niall. Gdy to zobaczył, zrobił w tył zwrot, burknął coś pod nosem i pobiegł na górę.  Zaczęliśmy się śmiać.
- Co to było? - zapytał doktor.
- Niall, bardzo nie lubi strzykawek. Na widok krwi mdleje…- wyjaśnił Harry, który zaczął się wiercić koło pana doktora.
- Mam do pana parę pytań - powiedział.
- Usiądźmy tutaj.
Ponieważ Harry siedział do mnie tyłem, nie słyszałam jego pytań, bo mówił bardzo cicho. Doktor przytakiwał, albo kiwał głową na nie. Pielęgniarka zaczęła pobierać mi krew. Panowie zaczęli o czymś rozmawiać i nic z tego nie słyszałam… Postanowiłam, że muszę wyciągnąć od Harryego, o co pytał doktora. Gdy pielęgniarka skończyła pobierać mi krew, zabrała się za opatrunek na głowie.
- O, już odrastają pani włosy - powiedziała.
Harry zajął doktorowi pół godziny. Ellie i Lou nie było, więc mógł zadawać pytania, bez głupich dogadywań Lou.
Do salonu wszedł Kazik i zaproponował kawę i śniadanie.
- Kawę chętnie,  ale za śniadanie dziękuje, bo już jadłem - odpowiedział doktor.
- Bo ta przyszła matka śniadania jeszcze nie jadła.
- Poza tym, już nie długo musimy jechać, tylko muszę pobrać jeszcze krew pani Ellie.
Harry pobiegł na górę.
Za chwilę zeszła Ellie w szlafroku.
- Przepraszam panie doktorze, ale zaspałam…
- Bardzo dobrze, że pani zaspała. Dzisiaj się zabawimy w krwiopijców.
- Znowu kłucie?
- No, niestety tak.
Ellie posłusznie usiadła przy pielęgniarce, która miała już przygotowaną strzykawkę. Doktor dopił kawę. Zbadał ciśnienie Ellie i pielęgniarka pobrała jej krew.
- Jak się pani czuje? - zapytał.
- Bardzo dobrze, panie doktorze.
- Czy ma pani mdłości?
- Nie mam.
- Panie doktorze, ale ona bez przerwy je ogórki konserwowe - podkablował Ellie Harry.
- Nie powinna pani jeść za dużo octu. Może być to szkodliwe dla dziecka. Jeżeli pani musi już jeść ogórki, to proszę jeść kiszone.
- Kazik już sam kisi - powiedziałam-  Bo ja za to jem małosolne. Na okrągło.
- Takie, to pani może jeść i pani też. Ostatecznie mogą być kwaszone,  ale nie w occie.
Ellie spochmurniała.
- Ale tak mi smakują…
- Dla pani dobra i dla dziecka. Ponieważ panowie wymogli na mnie przełożenie USG. Przeniosłem je na następny tydzień i zapraszam do szpitala na godzinę jedenastą i jedenastą trzydzieści w środę.
- Na pewno będziemy- powiedział Harry.
Gdy doktor wyszedł zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy wyjść do ogrodu. Było zimno, więc Harry pobiegł na górę po jakąś bluzę. Usiadłam sobie w altance i przyglądałam się ptaszkom, które skakały niedaleko mnie po trawie.
Harry przyniósł mi puchową kurtkę.
- Zgłupiałeś? Przecież nie jest tak zimno! W tym się ugotuję…
Harry narzucił mi na plecy kurtkę i pobiegł z powrotem. Po pewnym czasie przybiegł ze swoją ulubioną bluzą.
- Nie mogłem nic znaleźć w tej twojej szafie, więc masz.
Bluza była ciepła i bardzo miękka. Harry usiadł koło mnie i po chwili stwierdził, że rzeczywiście jest zimno. Włożył na siebie moją kurtkę puchową. Zaczęłam się śmiać.
- Nie za ciepło ci będzie? - zapytałam.
- To zależy, co będziemy robili…- odpowiedział.
- Doktor przykazał mi siedzieć dużo na powietrzu – oznajmiłam - A o co pytałeś doktora?
- Chciałem się parę rzeczy dowiedzieć - odpowiedział.
- Ale konkretnie może?
- Nie ważne.
- To ja mam ci mówić wszystko, a ty mi nic? - oburzyłam się i odwróciłam się do niego tyłem.
- Takie, tam. Chciałem się dowiedzieć.
Nic się nie odezwałam.  Z domu wyjrzał Niall.
- Harry! Potrzebny jesteś w studio, bo Zayn się zaczyna szarogęsić. Przyjechał Paul, a Zayn go cały czas obraża!  Zrób z nim coś!
- Idź do Liama!
- Liam też nie daje sobie z nim rady…
Harry wstał i poszedł do domu.
Paul to dźwiękowiec zespołu. Jest bardzo miły.
- Megan, jesteś tam? - usłyszałam Danielle.
- Jestem w altance!
Danielle przyszła do mnie.
- Chyba poszliśmy w wasze ślady - powiedziała.
- O czym mówisz? - zapytałam.
- Będę musiała skorzystać z usług doktora Jana.
- To pojedziesz z nami w przyszłym tygodniu.
- A jutro nie przyjedzie?
- Nie. Powiedział, że jak są już chłopcy, to nie musi już przyjeżdżać, chyba że chcesz trochę wcześniej, to zaraz zadzwonię do niego.
- Nie. Może być w przyszłym tygodniu, ale nie mów nikomu, dopóki nie wrócę od lekarza.
Przyrzekłam, że nic nie powiem.
- Ellie też nic nie mów, dobrze?
- No, przecież powiedziałam, że nikomu nie powiem.
- Byłoby fajnie, jakbyśmy chodziły wszystkie trzy w ciąży - powiedziała Danielle.
- Poopowiadaj mi co się działo na tourne. Jak oni się zachowywali?
- Normalnie. Wariowali od rana do wieczora.
Opowiadała jak Louis z Harrym wrócili z Chicago i nic nie chcieli powiedzieć. Dopiero Liam z nich wydusił, co się stało i jak to przeżywali. Jak codziennie dostawali raporty od doktora, na które wszyscy czekali.
- O czym gadacie? - zapytał Harry.
- O niczym, co cię powinno interesować - odpowiedziałam udając nadal urażoną.
- Nie zimno ci?
- Nie, nie zimno - odpowiedziałam - Nie wiesz, kto wstawiał pranie? - zapytałam Danielle.
- O jej! To ja. Zapomniałam. Idę je wyjąć.
- Idę z tobą, żeby wstawić swoje pranie. To znaczy jego.
- Co się stało? - zapytała, gdy odeszłyśmy troszkę dalej.
- A, nic. Takie małe porachunki, między małżonkami - zaczęłam się śmiać.
- Co on przeskrobał?
- Nie ważne.
W pralni było słychać, co się dzieje w studiu. Trwała tam niezła awantura. Zayn wrzeszczał i rozbijał się. Pozostali też wrzeszczeli. Nagle usłyszałam głos Ellie i zapadła cisza.  Danielle w tym czasie wyjęła swoje pranie i wrzuciła do suszarki. Ja wrzuciłam Harryego rzeczy do pralki i wstawiłam pranie. Sprawdziłam temperaturę. Było pięćdziesiąt stopni.
- Ile czasu się pierze? - zapytałam.
- Godzinę, może półtorej.
Zerknęłam na zegarek. Było wpół do jedenastej.
Wróciłam do pokoju. Wszędzie pełno było confetti. Wyciągnęłam odkurzacz i zaczęłam sprzątać.
- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam za sobą głos Nialla.
- Sprzątam, nie widzisz? Zrobiłam bałagan, to i sprzątam.
- Dlaczego? Przecież nie zrobiłaś bałaganu.
- Trudno powiedzieć.
- A ty możesz sprzątać?
- Ktoś musi - odpowiedziałam ambitnie.
Niall gdzieś zniknął. Zamknęłam za nim drzwi i włączyłam odkurzacz. Wydawało mi się, że ktoś wali w drzwi,  ale nie zwracałam na to uwagi. W końcu ktoś musiał to posprzątać. Gdy skończyłam sprzątanie i wyłączyłam odkurzacz, usłyszałam walenie do drzwi.
- MEGAN! OTWÓRZ!
Wzięłam pilota i otworzyłam drzwi. Do pokoju wpadł Harry.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytałam chłodno.
- Czemu nie otwierasz, czemu sprzątasz i czemu się do mnie tak odzywasz?
- Po pierwsze: bo sprzątałam, po drugie: bo ktoś to musiał zrobić, a po trzecie: jesteś inteligentny i możesz na to sam wpaść - powiedziałam oschle i złapałam odkurzacz, żeby go schować. Harry wyrwał mi go z ręki i w tym momencie elektroluks się otworzył i wszystko, co się w nim znajdowało, wysypało się na dywan.
Popatrzyłam na brud na podłodze. Popatrzyłam na Harryego i wyszłam z pokoju. Byłam strasznie zła na niego i pobiegłam do mamy.
- Co się stało? Najpierw Harry wali do ciebie półgodziny, a teraz ty wpadasz jak po ogień. Co się stało?
Opowiedziałam jej całą sytuację.
- Słonko, nie możesz się tak denerwować. Jesteście młodym małżeństwem i musicie się dograć. Nie możesz stawiać wszystkiego na ostrzu noża.
- Ale to nie ja, tylko on stawia!
- Z tego co widzę, to raczej ty.
- Jeszcze go bronisz! - zdenerwowałam się nie na żarty.
- Chodź tu. Usiądź koło mnie - powiedziała mama - Czy coś by się stało, gdybyś powiedziała Harryemu, że ma to posprzątać? Przecież mężczyźni nie rozumieją naszych potrzeb. Trzeba im wszystko mówić dużymi literami. Jeżeli coś od niego chcesz, to musisz mu powiedzieć. Oni się nie domyślą.
- No,  ale prosiłam go, żeby powiedział, o czym rozmawiał z doktorem, ale nie chciał mi powiedzieć. Ja mu muszę wszystko mówić - powiedziałam zbuntowana.
- A faktycznie mówisz mu wszystko? Nie masz przed nim żadnych tajemnic?
- Wszystko - powiedziałam.
- Tak z ręką na sercu. Powiedz. Mówisz mu wszystko?
- No… Nie.
- Poza tym, co cię to tak interesuje, o czym rozmawiał z doktorem? Może rozmawiał o swoich sprawach.
- Tak. Z ginekologiem!
- Doktor Jan jest także seksuologiem.
- A ty skąd wiesz!?
- Rozmawiałam z nim, jak byłaś w szpitalu.
- Miło wiedzieć - naburmuszyłam się jeszcze bardziej. Poczułam, że mama ma jednak racje. Zawsze ją ma! Cholera… Podziwiam ją za to, jak ze mną jeszcze wytrzymuje…
- Nie wypytuj go o wszystko. On ci sam powie,  ale w momencie, kiedy będzie chciał. Przecież sama nie lubisz, kiedy ktoś ci się wtrąca w twoje sprawy.
Przytuliłam się do mamy.
- Dzięki mamo. Jak zwykle masz racje.
Wyszłam z pokoju i poszłam do nas. Drzwi były zamknięte. Zapukałam,  ale panowała tam cisza. Zeszłam do studia,  ale Harryego tam nie było. Gdzie mógł być? - zaczęłam się zastanawiać. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam jego numer. Nie odbierał. Trochę się tym zdenerwowałam. Podeszłam pod drzwi. Zapukałam,  ale panowała tam całkowita cisza. Wpadłam do pokoju mamy.
- Mamo, mogę skorzystać z wyjścia na taras?
- A co się stało?
- Harry się zamknął w pokoju i się nie odzywa.
Mama podeszła do drzwi tarasowych i otworzyła je.
- Idź - powiedziała.
Wyszłam na taras i podeszłam do drzwi. Dzięki Bogu zapomniałam ich zamknąć - pomyślałam. Przeszłam przez nie i weszłam do pokoju. Harry leżał na łóżku na brzuchu. Podeszłam do niego i dotknęłam go. Podskoczył. Zobaczyłam, że chyba płakał. Oczy miał czerwone, jak u królika.
- Przepraszam cię Hazzie. Byłam nieznośna. Wybacz - usiadłam na ziemi - nie wiem, co się ze mną dzieje. Nigdy taka nie byłam. Głupio mi. Byłam zła na ciebie, że ja mam ci mówić wszystko, a ty masz przede mną tajemnice.
- Jakie tajemnice? - zdziwił się Harry.
- Rozmawiałeś z doktorem o czymś i nie chciałeś mi powiedzieć o czym. Jak się o to zapytałam, to od razu zmieniłeś temat i dlatego się wściekłam.
Usiadł i podniósł mnie z podłogi.
- Głuptasie. Uzgadniałem z doktorem jak zapłacę za jego opiekę. Chciałem się zorientować czy  będziesz rodziła tutaj, czy w Polsce, czy w Wielkiej Brytanii.
- Ty już o tym myślisz?
- No trzeba o tym myśleć. Doktor powiedział, że na razie nie możesz lecieć do Europy, bo może się nawrócić zakrzepica. Wygląda na to, że trochę tu posiedzimy… Bardzo chciałbym, żebyśmy się już nie kłócili. W ogóle nie wiedziałem o co ci chodzi. Już myślałem, że znalazłaś sobie kogoś innego, kiedy mnie nie było i  że chcesz mnie opuścić…
- Głuptasie. Nie chcę cię opuścić. Nigdy w życiu! Umówmy się tak, że jak coś nam nie będzie pasować to będziemy sobie wszystko mówić. Wszystko!
Przytulił mnie do siebie, a ja wplotłam swoje dłonie w jego loki i pocałowałam.

   - taki tam Hazz na święta :D

  i Niall :) 

* No hej :) Jak widzicie, wrzuciłam wcześniej :) Tak, jakoś mi się udało :D Sama jestem zdziwiona :O Kto wie, co jest w poniedziałek? :D Ogłoszę konkurs! Pierwsza z Was, która napisze w komentarzu prawidłową odpowiedź, do tego swoje imię i nazwisko, albo nick, tej dedykuję kolejny rozdział :) Co Wy na to? Może powtórzę pytanie. KTO WIE, CO JEST W PONIEDZIAŁEK?
                                                                                                                                ~Meg

3 komentarze:

  1. *LE KAROLINA WIE XD
    *LE TELEDYSK DO KISS YOU XD
    AWWWWWWW <3 SZYBKO DZISIAJ <3
    CZEKAM NA KOLEJNY XX

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety spózniłam sie ale tak w poniedziałek TELEDYSK!!!!!!!! a rozdział jak zwykle świetny nisamowity i wgl brak słów jestem ciekawa czy danielle jest w ciąży? zobaczymy czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. awww, super <3.
    ale by było fajnie, jakby wszystkie 3 były w ciąży *____*.
    uwielbiam Cię normalnie, świetnie piszesz! ^^.
    a w poniedziałek jest teledysk do KISS YOU, nie mogę się doczekać ;))

    OdpowiedzUsuń