sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 80

- Tak. Psieplosię- powiedział.
- Dobra, chłopaki. To co zabieracie stąd do zabawy?- zapytałam.
- Piśtolet.
- Pistoletu nie zabieramy. Może jakąś waszą ulubioną grę?
- Chińcika.
- To co? Ja tu sam będę siedział?- zapytał Kazik.
- Jak chcesz, to jedź z nami- powiedział Harry.                
- Okej. Bardzo chętnie. Wreszcie zobaczę ten wasz dom-powiedział z uśmiechem Kazik.
- Kazik, a czy mógłbyś nam pożyczyć jedną patelnie? Mamy meble, ale nie mamy wyposażenia. Chcieliśmy kupować dzisiaj, ale powstrzymano mnie, bo powiedzieli, że na parapetówkę przyszli bez prezentów i że teraz będą wiedzieli, co nam kupić- powiedziałam.
 Harry gdzieś zniknął.
- Chodź. Powiesz mi czego ci brakuje.
- My ci to wszystko później oddamy, ale to po sobocie, bo w sobotę mają być poprawiny.
- A powiedz, co masz.
- To co nam dałeś w koszach. Dziewięć kubków, dwanaście widelców, noży i łyżeczek, talerzy jest sześć i jeden duży gar po spaghetti…
- Biedactwo! Nie masz w czym gotować!
- A i czajnik mam jeszcze- przypomniałam sobie - Wszystko ci później oddam, tylko muszę skompletować wyposażenie.
- Nie przejmuj się. Tego tyle jest tutaj, że wystarczy. To co potrzebujesz? Filiżanki, szklanki?
- No…. My nic nie mamy.
- Dobrze. To idę szybko spakować.
Wróciłam do salonu. Chłopców nie było.
- Harry!- krzyknęłam.
- Co się stało?- usłyszałam głos Hazzy z góry.
- Gdzie są chłopcy?
- Myślałem, że są z tobą- odkrzyknął.
- Indyk myślał…- powiedziałam po polsku.
- Co ciocia powiedziałaś?- usłyszałam głos Tommiego za sobą.
- A gdzie żeście byli?- zapytałam.
- Zia fotelem- powiedział Jimmie.
- Bądźcie grzeczni, bo was nie zabiorę- pogroziłam im palcem- zostaniecie tutaj sami.
- Hulla!- krzyknęli obydwaj.
- Każdy zamknięty na klucz w swoim pokoju.
„Hura” znów zamarło na ustach.
- To jak będzie? Będziecie grzeczni, czy nie?
- Będziemy- powiedział Tommie z rezygnacją w oczach.
- I rozumiem, że przeprosicie Darcy.
- Tak- powiedział Jimmie.
- Gdzie macie zabawki, które chcecie zabrać?
- Tu- pokazali na pistolety.
- Mówiłam, że pistoletów nie zabieramy.
- To nić.
- Mieliście wziąć jakąś grę.
- Gly sią nudne.
- To chodźcie. Zobaczymy, co tam macie.
Weszłam z nimi na górę. To, co zobaczyłam, co się działo u nich w pokoju, przechodziło ludzkie pojęcie. Zupełnie, jakby złodzieje przeczesali pokój. Wszystko było wyrzucone z szaf. WSZYSTKO.
- A kto tu zrobił taki bałagan?
- Ja- powiedział Tommie dumny.
- A co na to powie mama?
- Mama będzie ksicieć.
- Ażebyś wiedział. Ja też bym krzyczała, jakbym była waszą mamą…
- Ale nie ksiciś.
- Jak będziecie niegrzeczni, to będę krzyczeć. Szybko. Jest was dwóch. Poukładajcie wszystko na swoje miejsce.
Przyglądałam się rzeczom, które chowali. Po dziesięciu minutach był już porządek.
- Gdzie macie gry. Pokażcie.
Pokazali mi.
- Którą najbardziej lubicie?
- Ja ziadnej- powiedział Tommie.
- Ja tę- powiedział Jimmie.
- Nie „tę”, tylko „tą” i którą.
Jimmie pokazał jedną z gier, więc wyciągnęłam ją i powiedziałam:
- Zabierz.
Rzuciłam jeszcze raz okiem na pokój. Był względnie czysty.
- No to idziemy- powiedziałam- Harry, gdzie jesteś?- zawołałam.
- Szukam!
- Czego?
- Niespodzianki!
- To może Kazik wie, gdzie ją położyłeś?
-Ja ją zostawiłem na dole.
-Zapytaj Kazika- poradziłam.
Zeszłam z chłopcami na dół. Kazik kręcił się po kuchni.
- To co? Jedziemy?
- Jeszcze chwileczkę!- powiedział Kazik.
Na dole również zjawił się Harry.
- Kazik, zostawiłem tutaj na dole paczkę. Rzuciłem ją na kanapę, a potem pojechałem na Wiśniową i zupełnie o niej zapomniałem. Nie widziałeś jej?
- A coś widziałem, ale nie ruszałem tego.
- Gdzie to może być?- zaczął głośno myśleć.
Tommie z Jimmiem zaczęli sobie coś szeptać do ucha.
- Co tam szepczecie?- zapytałam.
- Nić- powiedział rezolutnie Tommie.
- No widzę, że coś sobie szepczecie. To co tam?
- A jak wyglądała ta paćka?- zapytali mnie.
- Nie wiem. Zapytajcie wujka Harry’ ego.
Harry powiedział:
- Paczka była nieduża w kolorze granatowym.
- To była twoja paćka?- zapytał Tommie.
- Moja, a co? Widziałeś ją?
- Tak. Nawet ją wziąłem.
- I co z nią zrobiłeś?
- Otwoziłem.
- A kto ci pozwolił otworzyć?
- Siam siobie poźwoliłem.
- I co z tym zrobiłeś?- zapytał zdenerwowany Hazza.                     
- Powąchałem- odparł Tommie.
- I co dalej?
- Nie podobało mi się.
- I co dalej?
- Wziąłem i wylałem.
- GDZIE?!
- U wujka Zayna w pokoju.
Harry pobiegł na górę i po chwili wrócił do salonu.
- Jedziemy- powiedział wściekły- jedziemy szybko, bo jeśli Zayn tu wróci, to zabije ich- powiedział do mnie.
- Dlaciego?- zapytał nie wiedząc, o co chodzi Tommie.
- Co to było?- zapytałam.
- Powiem ci później- powiedział Hazzie- otworzyłem tylko okno u Zayna…
Wsiedliśmy do samochodu. Chłopcy zostali przypięci przeze mnie w fotelikach i siedzieli cicho jak myszy.  Zapakowaliśmy się z Kazikiem i odjechaliśmy. Harry się nic nie odzywał. Widziałam, że jest wściekły. Poznałam po tym, bo ruszała mu się nerwowo żuchwa. Do domu dojechaliśmy w półgodziny. Weszliśmy do domu. Harry poszedł gdzieś na górę i usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
- Kazik rozgość się. Proszę cię bardzo. Już ci wszystko pokazuję- oprowadziłam Kazika po domu, trzymając chłopców za ręce.
Dom wywarł wielkie wrażenie na Kaziku. Największe kuchnia.
- Super masz tą kuchnię- powiedział.
- Już robię kawę albo herbatę. Czego się napijesz?- zapytałam.
- To może ja zrobię?
- Nie, ty jesteś gościem. Pozwól, że ja cię ugoszczę.
Wstawiłam wodę. Chłopcom postanowiłam, że dam soczki.
- To, co Kazik się napijesz?- zapytałam.
- To jeżeli można, to kawę poproszę.
- Harry!- zawołałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi- przepraszam, Kazik. Czy możesz się zająć przez chwilę chłopcami? Skoczę na chwilę na górę.
- Naturalnie.
Poszłam na górę, ale na pierwszym piętrze go nie było. Krzyknęłam jeszcze raz:
- Harry!- ale panowała cisza.                    
Poszłam do studia, które było zamknięte, ale usłyszałam, że coś się w nim dzieje.
- Harry- zaczęłam pukać do drzwi.
Harry nie odpowiadał. Zeszłam na dół. Woda się zagotowała. Przygotowałam kawę dla Kazika, dla siebie herbatę. Wyjęłam soczki dla chłopców i z bólem serca wszystko postawiłam na stoliku.
- Nie masz żadnych serwetek?- zapytał Kazik.
Przypomniałam sobie, że po parapetówie zostało parę papierowych serwetek. Wyciągnęłam je i rozłożyłam na stoliczku.
- Proszę. Tu jest kawa, a tu są dla was soczki- powiedziałam rozdając napoje.
- Ja nie chcię- powiedział Tommie- ja nie będę tego pił.
- Dlaczego?
- Bo ja chcię kawę.
- Dzieci nie mogą pić kawy- wyjaśniłam.
- Dlaciego?- padło sakramentalne pytanie.
- Bo chcesz być na pewno duży, a po kawie nie urośniesz.                
- Dlaciego?- zapytał Jimmie.
- Bo tak jest. Pamiętacie, co mi przyrzekliście, tak?
- Tak.
- No to się bardzo cieszę.
Rzeczywiście siedzieli grzecznie w fotelach. Jimmie wypił cały sok, a Tommie był lekko nadąsany.
-Tommie, wypij soczek.
- Nie będę pił.
- To nie pij wcale- powiedziałam i postawiłam na stole ciasteczka, mówiąc: To do soczku lub herbaty.
Tommie chciał sięgnąć, ale rzekłam:
- To tylko dla tych, którzy piją kawę, herbatę, albo soczek.
Tommie złapał swój soczek i szybko go wypił.
- A telaz mogę?
- Możesz- odpowiedziałam.
Wziął ciasteczko i zaczął jeść.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stali rodzice z Darcy. Zaprosiłam ich do salonu i zaproponowałam coś do picia. Darcy rzuciła mi się na szyję, gdy tylko otworzyłam drzwi  zaczęła opowiadać, co było w zoo. Zamilkła, gdy zobaczyła chłopców.
- Ciemu oni tu są?- zapytała.
- Mają ci coś do powiedzenia- powiedziałam- Tommie, Jimmie, mieliście coś powiedzieć Darcy.
Chłopcy się nic nie odezwali.
- Halo! Proszę panów- powiedziałam.
Jimmie się podniósł i podszedł do Darcy i powiedział:
- Psieplaszam. Juś więciej nie będę.
Do następnego razu…
Darcy była trochę nadąsana, ale szepnęłam jej do ucha:
- Nie denerwuj się tak. Oni chcą cię przeprosić.
Rozchmurzyła się i zaproponowałam, żeby poszli do niej do pokoju. Wyciągnęłam grę, którą zabraliśmy, posadziłam ich przy stoliczku, rozłożyłam grę i zaczęli w nią grać.
- Siedźcie tu cicho i bądźcie grzeczni, bo ja muszę zejść na dół.
Gdy zeszłam na dół, mama już szykowała dla nich herbatę i jak mnie zobaczyła samą, zapytała:
- A gdzie oni są?
- Na górze z Darcy.
- I tak ich zostawiłaś samych?!- wpadła w panikę.
- Poradzą sobie.
Mama chciała pójść na górę, ale zatrzymałam ją.
- Zaraz. Oni się tam bawią. Jeśli coś się będzie działo, to na pewno to usłyszymy- powiedziałam.
- A gdzie Harry?- zapytał Michał.
- Zamknął się w studiu i nie chce wyjść.
- Znów się pokłóciliście?- zdziwił się.
- Nie. Myśmy się nie pokłócili- odpowiedziałam.
Wzięłam komórkę i zadzwoniłam do Hazzy, ale nie odebrał.
- Poczekaj. Ja zadzwonię- powiedział Michał i złapał za komórkę- Cześć Harry. To ja. Nie, nic się nie stało. Nie. Czy możesz zejść na dół?
Kazik zaczął się kręcić nerwowo.
- To może ja… może przygotujemy coś na obiad? Pójdę po naczynia do samochodu- wyszedł z domu.
Za chwilę na dół zszedł Harry, który miał strasznie czerwone oczy.
- CO SIĘ STAŁO?!- zapytaliśmy prawie wszyscy.                    
- Megan, ja cię strasznie przepraszam. To jest tylko i wyłącznie moja wina…
- Ale o co chodzi?- zapytałam.
- Kupiłem ci perfumy IMPERIAL MAJESTY CLIVE’A CHRISTANA,  a te demony wylali całe w pokoju Zayna. Została tylko sama buteleczka.
Nogi się pode mną ugięły.
- Jak to?! Kupiłeś mi najdroższe perfumy świata?!?!- krzyknęłam.
- Dla takiej żony to najdroższe perfumy świata się należą- powiedział smutno- ale niestety mogę ci tylko dać flakonik, bo tylko to ocalało…
Zrobiło mi się żal Harry’ ego. Podeszłam do niego i go pocałowałam. Odezwała się moja komórka.
Usłyszałam głos Ellie.
- Dowiedziałam się od Liama, że chłopcy są u was. Nie wiesz, co się stało w pokoju Zayna? Bo tam tak śmierdzi, że się w głowie nie mieści…
- Po pierwsze, nie śmierdzi, tylko pachnie- powiedziałam.
- A skąd wiesz?
- To już porozmawiaj z chłopcami- powiedziałam.
Zapanowała cisza w słuchawce i po chwili usłyszałam pytanie:
- To Tommie i Jimmie maczali w tym palce?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo…
- To już po nich jedziemy.
- Jak chcesz.
Rozłączyłyśmy się.
- Lou i Eleanor wpadną po chłopców- poinformowałam.
- Dzięki Bogu- powiedziała mama.                                          
Z tego wszystkiego zapomniałam, że Kazik buszuje po MOJEJ kuchni. Ocknęłam się, gdy zaczął podawać do stołu.  Zdążyliśmy zjeść obiad. Wszyscy. Włącznie z dzieciakami, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stali Ellie, Lou, Zayn i Niall.
- A gdzie Dominika?- zapytałam.
- Przekazałem ją Gabrieli i Jay’ owi. Pewnie zaraz przyjadą- powiedział Zayn.
- I co? Załatwiliście coś?- zapytał Harry.
- Wszystko! Ale powiedzcie o co chodzi. Skąd ten smród w moim pokoju.
- To zapytaj chłopców- palnęła mama.
Popatrzyłam na nią groźnie.
- No to słucham- powiedziała Ellie zwracając się do chłopców.
Darcy była już na rączkach u wujka Nialla, a chłopcy  się w ogóle nie odzywali, jakby ich nie było.
- No słucham- powiedziała ostro Ellie- dlaczego u wujka Zayna tak strasznie śmierdzi.
- Może nie mów, że śmierdzi, bo to najdroższe perfumy świata- powiedziałam.
Ellie wybałuszyła oczy i wydukała:
- IMPERIAL MAJESTY CLIVE’A CHRISTIANA?!                       
- Zgadza się- powiedziałam.
- A co chłopcy mają z tymi perfumami wspólnego?- zapytał Louis.
- Meg, nie mów tak. To moja wina. Zostawiłem je na wierzchu- powiedział Harry- nie powinienem ich tak rzucać, gdzie popadnie…
- BOŻE… Ty kupiłeś te perfumy dla Megan?!- zdenerwował się Louis.
- Kupiłem… Przyjechałem z nimi do domu i dowiedziałem się, że Megan się przeprowadziła. Położyłem je na kanapie, bo chciałem je dać mojej żonie, ale gdy się dowiedziałem, że jej nie ma, wypadłem z domu i przyjechałem tutaj. Co dalej się z nimi działo, nie wiem. Wiem tylko tyle, że zostały wylane całe u Zayna w pokoju, co stwierdziłem naocznie. Otworzyłem czym prędzej okno, bo było zamknięte i miałem nadzieję, że się wywietrzy…
Ellie powiedziała ostro do Lou:
- Zabieramy chłopaków i wychodzimy.
Louis był cały czas blady i wyglądał tak, jakby miał zaraz paść na zawał serca.
- Czy jak tu jesteśmy i tu jest Kazik, to czy moglibyśmy zjeść u was obiad?- zagadnął Niall.   
Kazik rzucił się do kuchni, ale Ellie powiedziała:
- My wychodzimy. Jak chcecie, to wracajcie taksówką.
- My ich zabierzemy- powiedział Michał.
Ellie złapała chłopców i energicznie wyszła. Louis stał jak wryty.
- LOUIS! IDZIEMY!- krzyknęła Ellie od samochodu.
- Harry. Musimy pogadać- powiedział Lou i wyszedł.
Z kuchni wyłonił się Kazik z potrawami i postawił je na stole. Oczywiście Niall był pierwszy przy stole, ale widocznie Zayn z nerwów też postanowił zjeść. Darcy była cała szczęśliwa, że widzi Nialla, więc siedziała obok niego, a my siedzieliśmy w salonie. Było mi strasznie  żal Harry’ ego i Louisa. Gdy chłopaki zjedli, mama zaproponowała, że pojadą do domu. Darcy była lekko zawiedziona, że Niall ją opuszcza, ale Niall powiedział jej, że przyjedzie do niej jutro, więc się rozchmurzyła.
- Nie pobili cię?- zapytała baba przy wyjściu.
- Nie. Byli gziećni- odpowiedziała Darcy.
- Kazik! Idziemy!- powiedziała mama.
- Jeszcze bym posprzątał…
- Kazik! Zostaw! To jest moja kuchnia i ja to zrobię- powiedziałam.
Na następny dzień obudził nas telefon Harry’ ego.
- Halo- powiedział zaspanym głosem- nie wygłupiaj się. Dobrze. To przyjedź. Dobra. Okej. Na razie.
- Kto dzwonił?- zapytałam odwracając się do niego.
Nie spaliśmy przez pół nocy, bo Harry przeżywał zaistniałą sytuację. Wreszcie mu powiedziałam, żeby się uspokoił i może mi dać sam flakon i że jestem bardzo szczęśliwa, nawet bez tych perfum.
- Dzwonił Lou. Będzie tu za półgodziny.
- O Matko Boska!- krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka.
W bardzo szybkim tempie umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół. Przygotowałam kawę i śniadanie.
Postanowiłam usmażyć omlety. Popatrzyłam na zegar. Było wpół do ósmej. No tak… O ósmej będzie
 Lou. Postawiłam również nakrycie dla Louisa. Harry zszedł i usiedliśmy do śniadania. Akurat
kończyliśmy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Słuchajcie. My wam odkupimy te perfumy- powiedział Lou, wchodząc do salonu.
- Ale nie musicie- powiedziałam- napijesz się czegoś? Kawy może?
- Z całą przyjemnością, bo przez całą noc rozmawialiśmy z Ellie. Myślałem, że zabije chłopaków…
- Jadłeś coś?
- Nie. Przyjechałem prosto z wyra.
- To siadaj. Zaraz zrobię śniadanie.
- Ale ja nie mogę tak o………..
- Przestań gadać. Siadaj.
- Ewidentnie jest to moja wina, że zostawiłem je na wierzchu- rzucił Harry.
- Ale oni nie mieli prawa tego brać- odpowiedział mu Lou- widziałem to pudełko. Było pięknie zapakowane. Postawiłem je na kominku, bo nie wiedziałem, czyje to jest, a te gangreny zdjęły je, rozpakowały i wylały… Zaczęli się bić o butelkę, będąc w pokoju Zayna i wylały całą zawartość.
- Dzięki Bogu nie stłukli butelki- powiedziałam stawiając talerz z omletem oraz kawę przed Louisem- z czym sobie życzysz tego omleta? Tu jest dżem, nutella.
Louis złapał nutellę, posmarował nią omleta i zaczął jeść.
- Zdecydowaliśmy się z Ellie, że odkupimy wam te perfumy.
-Po pierwsze, nie nam, tylko Megan, a po drugie pewnie nie macie pieniędzy, więc darujcie sobie- powiedział Harry.
- Słyszałem w ogóle, że tego dnia rozrabiali jak pijane zające- rzucił Lou- zapamiętają ten dzień do końca życia.
- Louis! Co ty im zrobiłeś?!- zapytałam przerażona.
- Ja nic, ale Ellie… Wyszła z siebie.                               
- I co się stało?
- Nie, już wam nie będę mówił.
- Co? Dostali w tyłek?
- I to pasem. Już wiedzą, że nie mają prawa otwierać prezentów, jeżeli nie są dla nich.
- A kiedy wam meble przywożą?- zapytałam zmieniając temat.
- Część dzisiaj, a część jutro. Zresztą wszystkim w ten sposób. Będę pewnie musiał niedługo pójść do nas do domu, bo o dziewiątej mają przywieźć meble.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że zrobił się jakiś tłok na naszej ulicy.
- Wycieczki turystyczne się zaczęły- powiedziałam.
Chłopcy momentalnie znaleźli się obok i patrzyli przez szybę. Akurat pod dom Louisów podjechała ciężarówka. Lou wyskoczył od nas i pobiegł do siebie.
Przez trzy dni na Wiśniowej panował chaos. Gdy przywieziono już ostatnie meble, zakończono także
 prace nad bramą. Brama była bardzo solidna z domofonami oraz ze skrzynkami listowymi. Czwartego
 dnia była ogólna parapetówa. Była to sobota i zaczynaliśmy parapetówę u nas. Zaprosiłam
 wszystkich na osiemnastą. Ellie od razu powiedziała, że nie przyjdzie, bo zostanie z potworami.
O osiemnastej wszyscy się stawili i dostaliśmy zaległe prezenty. Przygotowałam szwedzki stół. Harry
 zajął się alkoholami, a Darcy okupowała Gabrielę. Przyjęcie się bardzo udało, a po przyjęciu goście
 zapraszali, abyśmy zobaczyli ich nowe domy. Przeprowadzka miała trwać od poniedziałku.  Razem z
Hazzą przyznaliśmy, że pozostali świetnie się urządzili. Każdy dom był inny i pasował do właściciela.
 Najbardziej, jednak zaskoczył mnie Niall. Łóżko w kształcie hamburgera, ściany z żelków i podłoga z
 cukierków. To się nazywa bycie ORYGINALNYM. Ciekawe, co na to powie Ewelina… Ale to już ich
 sprawa. Najbardziej okazała była rezydencja Simona. Udało nam się sprzedać nasz wspólny dom i to
 za całkiem niezłą kwotę. Wpadłam na pewien pomysł. Powiedziałam Harry’ emu, że wychodzę do
 sklepu, a tak naprawdę udałam  się do Nialla. Zapukałam do drzwi.
- Niall, jutro lecą moi rodzice do domu i pomyślałam, że dobrze by było, żebym pojechała po prezenty
ślubne razem z nimi. Chcę zrobić niespodziankę Hazzie, bo jakoś po tej aferze z perfumami nie może
 dojść do siebie. Może chciałbyś polecieć z nami?
Niallerowi rozbłysły oczy. 
- Pewnie, że lecę! O której ten lot?                                   

- Akurat mają trzy miejsca wolne, bo już sprawdzałam. Tylko buzia na kłódkę i masz nic nie mówić Harry’ emu. Wyskoczymy na dwa tygodnie i odpoczniemy od wszystkiego i od wszystkich. Lot jest o trzynastej, czyli musimy wyjechać o dziesiątej. 




*HELLO WAM :D I co tam u Was? :) Miałam w tym tygodniu zawirowanie, a w dodatku nie miałam neta O.o lol... Na szeczęscie wszystko jest już w jak najlepszym porządku :)


Oto Imperial Majesty Clive'a Christiana:

5 komentarzy:

  1. hahahahha biedni chłopcy :D rozdział w sumie jak zwykle świetny!!! kocham tę historię ! :d xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahah C: Bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. heh super rozdział jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  4. Super kocham to opowiadanie no hazza się postarał no no no już nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń