poniedziałek, 23 lipca 2012

                                       Rozdział osiemnasty
Pod nami było Chicago. Ulice wyglądały jak dżdżownice, wszędzie migały jakieś reklamy, neony i uświadomiłam sobie, że Chicago jest takie olbrzymie.
Jestem tu drugi dzień i nie widziałam tego miasta.- Pomyślałam
Helikopter zaczął siadać na jakimś dachu.
- Teraz uwaga. Ja i Megan wysiadamy, a wy lecicie do domu.- Powiedział Harry przez swój hełmofon.
- Jak to?- Zapytał Niall.
- Bez gadania! Jesteś głodny, a w domu czeka kolacja. Eleanor i Danielle też czekają na Li i Lou, Zayn nie ma humoru.
„Słoniątko” wylądowało i Harry otworzył mi drzwi.
- Bawcie się dobrze!- Krzyknął Louis.
O mało się nie przewróciłam, gdy startował helikopter, bo taki zrobił wiatr. Podbiegliśmy do drzwi i zeszliśmy po schodach. Harry podszedł do jakiegoś mężczyzny, który zmierzył nas wzrokiem i coś powiedział.
- Dobra. Musimy na chwilę wstąpić do sklepu.
Wyszliśmy z budynku na ruchliwą ulicę. Nieopodal zobaczyłam sklep „Dior”. Obok niego stał sklep „Dolce & Gabbana”. Harry prowadził mnie w ich kierunku.
- A gdzie idziemy?- Zapytałam się.
- Ochroniarz nie chciał nas wpuścić, bo jesteśmy źle ubrani.
Wstąpiliśmy do „Dolce & Gabbana”. Podbiegł do nas ekspedient.
- Proszę zająć się tą panią. Idziemy do „Andy Jazz Club”.- Powiedział Hazzie.
Ekspedient zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Zlustrował mnie, powiedział „Przepraszam” i wyszedł.
W pokoju stał parawan, dwa fotele i stoliczek między nimi. Za chwilę wjechał wózek, na którym stały ciasteczka i herbata. Wózek popychała mile uśmiechająca się kobieta. Powiedziała:
- Proszę sobie usiąść. Napije się pani herbaty?
- Z przyjemnością- Odpowiedziałam.
Kobieta nalała herbatę do filiżanki, postawiła ją na stoliczku i obok postawiła ciasteczka.
- Smacznego- Powiedziała i wyszła.
Poczułam, że jestem głodna. Sięgnęłam po ciasteczko oblane czekoladą i szybko wsadziłam je do buzi. Czekolada zaczęła mi się roztapiać. Włosy stanęły mi dęba. Poczułam ostry smak chilli, przegryzłam czym prędzej ciasteczko, co złagodziło ten straszny smak. Zaczęłam się krztusić, więc popiłam szybko herbatą. Gdy zdołałam się trochę opanować, wszedł ekspedient z zawieszonymi sukienkami na wieszaku. Zanim szedł drugi, pchając wózek z pudłami. Ekspedient jeszcze raz popatrzył na mnie, wziął jedną sukienkę za parawan i powiedział:
- Proszę przymierzyć.
Pierwsza sukienka była w kolorze butelkowej zieleni. Przymierzyłam ją, ale wyglądałam jakoś blado. Mężczyzna powiedział:
- To nie dla pani- Złapał drugą sukienkę, powiesił za parawanem i wskazał, bym tam poszła. Sukienka była czarna ale nienajlepiej leżała na mnie.
- Proszę się pokazać.- Usłyszałam głos.- To też nie dla pani.
Pogrzebał coś na wieszaku i wyciągnął następną suknię i procedura znów się powtórzyła. Suknie nie miała ramiączek, ani rękawów. Była długa z rozporkiem do biodra i była obcisła.
Gdy wyszłam zobaczyłam zachwyt w oczach obu mężczyzn.
- To jest suknia stworzona specjalnie dla pani!- Krzyknął.- Hanz, daj rajstopy i pudełko numer piętnaście.
 Poszłam i założyłam rajstopy, a gdy wyszłam, wskazał mi fotel. Usiadłam, a Hanz podszedł do mnie z pudełkiem. Ukląkł przede mną i wyciągnął granatowe szpilki. Założył mi je na nogi, a ekspedient powiedział:
- Proszę się przejść. Nic nie uwiera?
  Czułam się wyśmienicie. Mężczyzna podał mi idealnie pasującą do butów torebkę. Była to mała lakierowana koperta.
- Idealnie!
 Hanz wypchnął wózek z pokoju i zaraz wrócił po wieszak. W drzwiach minął się z kobietą, która się okazała wizażystką.
- Jaki makijaż pani sobie życzy?- Zapytała.
- Wieczorowy ale delikatny- Odpowiedziałam.
 Szybko zabrała się do pracy i po dziesięciu minutach stałam przed lustrem i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jeśli Hazzie nie był w stu procentach zakochany to teraz będzie zakochany na dwieście procent. Usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam:
- Proszę.
Do pokoju wszedł bardzo przystojny mężczyzna w czarnym smokingu. Stanął jak wryty i powiedział:
- To ty Megan?
Gdyby się  nie odezwał, pewnie bym go nie poznała. Wyglądał tak jak ja. Bosko. Na nogach miał czarne lakierki, w których można było się przejrzeć. 
- Wyglądasz zjawiskowo- Powiedział Harry.
- Ty też dobrze wyglądasz- Odpowiedziałam.
- No to idziemy- Powiedział.
Wyszliśmy z pokoju. Podszedł do nas ekspedient i się zapytał:
- Do rachunku dopisać?
- Tak. Proszę.- Odpowiedział.
Wyszliśmy na ulicę i poszliśmy do klubu. Przy wejściu stał zarządzający klubem mężczyzna.
- Zamówiony mamy stolik na nazwisko: Styles.
- Tak oczywiście, stolik czeka.- Odpowiedział i poprowadził nas do zarezerwowanego miejsca. W klubie grała orkiestra jazzowa. Było przytulnie i miło. Na stoliku stały białe orchidee oraz czerwona świeczuszka, w kształcie lampy.
 Po chwili przyszedł kelner i zapytał:
- Czego się państwo napiją?
-  Szampana.
- Oczywiście. Czy zjedzą coś państwo?
- Proszę podać menu.- Powiedział Harry.
Za chwilę kelner przyniósł szampana oraz menu.  Zapytałam kelnera:
- A co dziś poleca szef kuchni?
- Risotto z kurczakiem z grilla.
- To ja poproszę.- Zdecydowałam się.
- Czy sałatę pani sobie życzy?
- Poproszę.
- A pan co zamawia?
- Rybę z frytkami.
- Coś do tego?
- Sałatkę z pomidorów.
Kelner ukłonił się i odszedł zabierając menu.
- Za nas!- Podniósł kieliszek Harry.
Gdy podniosłam kieliszek do góry, zobaczyłam, że na dnie leży pierścionek.
Harry zobaczył moje zdziwienie i zapytał:
- Czy zostaniesz w przyszłości moją żoną?
Tak mnie zaskoczył, że o mało nie zbiłam kieliszka, który niebezpiecznie się zachwiał na stoliku.
Harry złapał kieliszek, wylał szampana do kubełka, wyjął pierścionek, wstał i uklęknął przede mną.
- Proszę, zgódź się.
- Tak!- Odszepnęłam.- Zgadzam się!.
Wsunął mi pierścionek na palec i pocałował.
- Nie możemy się na razie pobrać, bo mamy podpisane kontrakty na pięć lat.
- Nigdzie mi się nie spieszy.- Odpowiedziałam.
Frontman zespołu grającego na estradzie podszedł do mikrofonu i powiedział:
- Zapraszamy na scenę Harry’ ego  Stylesa.
Harry wszedł na scenę. Oczywiście został przywitany brawami.
- Tę piosenkę dedykuje mojej narzeczonej Megan. To dla ciebie.- Powiedział i zaczął śpiewać „One Thing”.
Jedno światło padło na mnie, a drugie powędrowało na Harry’ ego. Poza tym zrobiło się ciemno. Harry był zwrócony w moim kierunku i patrzył mi prosto w oczy.
W pewnym momencie zszedł ze sceny, podszedł do mnie i klęknął przede mną.
Tak zakończył piosenkę. Publiczność wstała z miejsc i gorącymi brawami nagrodziła Harry’ ego.  Ten wstał z kolan, ukłonił się, odniósł mikrofon i wrócił do mnie.
- Harry to była najwspanialsza niespodzianka, jaką dla mnie przygotowałeś. Jeszcze do tej pory nie mogę złapać tchu.
- Podobała ci się?- Cieszył się jak dziecko.
- Mam nadzieję, że nie obudzę się jutro i nie stwierdzę, że to tylko sen.
- Nie. To nie jest sen. To całkowita prawda.
Kelner podał nam zamówione dania. Danie było bardzo smaczne, ale nie mogłam nic zjeść.
- Jestem taki szczęśliwy, że się zgodziłaś!- Powiedział Harry.
- A co myślałeś, że się niezgodę?
- Do końca nie byłem pewny- Odpowiedział.- Tu Jay, tu Niall, tu Zayn, a właśnie. Powiesz mi w końcu, co się wydarzyło na koncercie?
- Czy mogę ci to opowiedzieć w domu?
- Wyglądasz przeuroczo- Oświadczył.
-Dziękuje.- Powiedziałam.
- Czemu nie jesz?- Spytał zdziwiony. Jego talerz był już pusty.
- Wybacz, ale jakoś nie mogę.- Powiedziałam przepraszająco.
Kelner podszedł do stolika.
- Pani nie będzie jadła?- Zapytał.
- Proszę, o zapakowanie.- Odpowiedziałam.
- Proszę przesłać ten posiłek. Tu jest kartka z adresem pod który go zawieźć.
- Czy masz ochotę się przejść, czy mam wezwać limuzynę?- Spytał Harry.
- Chętnie się przejdę.
Wyszliśmy z klubu. Harry mnie objął i poszliśmy przed siebie.
W pewnym momencie coś mnie oślepiło i usłyszałam odgłos migawki.
Harry zaklął pod nosem, ale było już za późno. Skręciliśmy w jakąś boczną uliczkę. Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił po limuzynę, która przyjechała po dziesięciu minutach.
- Wybacz. To jest życie gwiazdy. Nie możemy chodzić normalnie po ulicach, a jutro w jakimś szmatławcu będzie nasze zdjęcie.
 Gdy dojechaliśmy do domu była druga w nocy. W salonie paliło się światło, ale nikogo tam nie było.
- Wszyscy już śpią- Powiedziałam do Harry’ ego.
Zgasiliśmy światło w salonie i poszliśmy na górę.
Harry poszedł ze mną do pokoju i powiedział:
- Czy ja się wreszcie dowiem, co było na tym koncercie?
- Przygotowałam słodką zemstę dla Zayn’ a.
- A co ci zrobił?
Opowiedziałam co się stało i widziałam, że Harry się zagotował.
- Zabiję go!- Powiedział, po czym chciał wybiec z pokoju.
- Właśnie dlatego nie chciałam ci tego mówić.- Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Ja sobie jutro z nim pogadam. Tak moją narzeczoną, klepać po czterech literach!
- A jak wyglądała zemsta? Bo skutki zemsty widziałem.- Zaczął się śmiać.
- Duży Bo skombinował skądś dwie duże tarantule i kazałam mu położyć je w garderobie w widocznym miejscu.- Harry dostał ataku śmiechu.
- Uspokój się! Wszyscy śpią. Nie musimy ich budzić.
- Skąd wiedziałaś, że Zayn boi się pająków?- Wydusił z siebie Hazza.
- Przeczytałam gdzieś w Internecie.
- Udało ci się to. Chyba nawet go nie zabiję…
- Był taki pocieszny bez spodni.
- Zemsta była słuszna.- powiedział.- Zasłużył sobie na karę.
- Strasznie mi się spać chcę.
- Poczekaj, pomogę ci się rozebrać z tej sukienki.
Podszedł do mnie, rozpiął suwak i zdjął sukienkę. Powiesił ją do szafy.
- Ładnie wyglądasz- Powiedział.
- Szczególnie w tych butach i rajstopach…
Zaczął się śmiać.
- Masz tu piżamę. Założysz ją sama?
- Dam sobie radę.- Powiedziałam.
Poszłam do łazienki, przebrałam się w piżamę, co trwało troszkę dłużej niż zwykle i wróciłam do pokoju.
Harry’ ego nie było.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać czy mam zamknąć te drzwi czy nie.
- Masz szczęście, bo właśnie miałam zamknąć drzwi.
- No to zamykaj!- Powiedział.
Nacisnęłam guzik i zamiast zamknąć drzwi, otworzyłam drzwi na taras. Nacisnęłam jeszcze raz, żeby zamknąć te cholerne drzwi, a wysunął się barek.
Rzuciłam pilota Hazzie i wściekła powiedziałam:
- Zrób coś z tym!
- Może się czegoś napijemy?- Zaproponował Hazzie.
- Whiskey!- Warknęłam z wściekłością.
Harry umierając ze śmiechu nalał mi do szklanki whiskey i wrzucił trzy kostki lodu.
- Jesteś pewna, że chcesz whiskey?- Zapytał.
Sytuacja zaczęła mnie bawić.
- Zamknąłeś te cholerne drzwi?
- Zamknąłem- Powiedział.
- Tak chcę  whiskey.- Odparłam.
Przyniósł mi szklaneczkę do łóżka. Wzięłam ją zdrową ręką i podniosłam do ust. Harry mi się przyglądał, jaka będzie moja reakcja. Przypomniała mi się Kreta. To była ta sama whiskey…
-Piłaś już whiskey?- Zapytał zdziwiony. Usiadł koło mnie i złapał mnie w pasie i się przytulił.
- Czy ty uważasz, że w Polsce nie ma whiskey, że jesteśmy daleko za murzynami?
Zmieszał się trochę i powiedział:
- Nie, no ale nie myślałem, że w tak młodym wieku piłaś już whiskey.- Oznajmił.
- A to było parę lat temu… Na urodzinach znajomego.
- Parę lat temu?- Zdziwił się.
- No, niech ci będzie. Rok temu.
- Wcześnie w Polsce zaczynacie.
Roześmiałam się.
 - Po pierwsze nie było to w Polsce, tylko na Krecie. Po drugie znajomy nie wiedział ile mam lat.
- Czy mam być zazdrosny o tego znajomego?
Dostałam ataku śmiechu.
- Głuptasie, ten znajomy był z dziewczyną, w której był nieziemsko zakochany. I nie w głowie były mu podrywy.
- Dużo masz jeszcze takich niespodzianek?
- Parę się jeszcze znajdzie- Powiedziałam.
Usłyszeliśmy, że na korytarzu coś się dzieje.
- Ciii!- Powiedział Harry i szybko wyłączył światło.
Poczułam, że strasznie zimno mi w nogi i niechcący dotknęłam jego stopy. Podskoczył i szepnął:
- Właź do łóżka! Jeszcze będziesz chora.
Ktoś szedł korytarzem i pod moimi drzwiami się zatrzymał.
- Teraz ani mru – mru- szepnął.
Kroki oddaliły się. Usłyszeliśmy, że ktoś wrócił do pokoju.
- Położę się koło ciebie, bo nie mogę teraz wyjść.
Pomyślałam sobie: „Raczej nie chcesz ”.
* Cześć i czołem :D Wiem :D Zaszalałam :> Kolejnyy rozdział specjalnie dla Was :> Wiem, że są strasznie długie, ale mam nadzieję, że chociaż czytacie. Szkoda, że jest nas tu mało... Jeśli możecie, to polecajcie mojego bloga wszędzie ;) Będę Wam bardzo wdzięczna :>
Jak spędziłyście dzisiejszy tak wyjątkowy dzień dla Directionerek i oczywiście dla 1 D ? :>
                                                                                ~Meg

2 komentarze: