sobota, 7 lipca 2012

Rozdział piąty
Po tygodniu doktor Michał powiedział, że mamę będą wybudzać ze śpiączki. Zadzwoni do mnie, jak będzie już po wszystkim. Powiedziałam, że będę na pewno wcześniej, bo chcę być przy mamie, kiedy się obudzi.
    We wtorek zadzwonił Peter i oznajmił, że dodzwonił się do Kaszy i wszystko jest już załatwione.     W ciągu tego tygodnia poznałam także Eleanor i Danielle. Okazało się, że są bardzo miłymi dziewczynami i od razu się zaprzyjaźniłyśmy.  Max przyzwyczaił się do gipsu i w nic, ani w nikogo już nie walił. Liam tak jak obiecał, pomagał Max’ owi i okazał się bardzo opiekuńczy. Max był zadowolony i stwierdził, że bardzo szybko się przyzwyczaja do opieki. Chłopaki żartowali sobie, że przez Max’ a rozpadnie się Zespół. Tydzień minął bardzo szybko.
   W sobotę obudziłam się rano z myślą, że w końcu porozmawiam z mamą. Wstałam z łóżka, przekręciłam klucz i kawałek został mi w ręce. Złapałam za klamkę z nadzieją, że drzwi się otworzą, ale niestety… były jak zamurowane.
Zaczęłam się zastanawiać: płakać czy walić w drzwi. Na korytarzu nie słychać było żadnych odgłosów. Zachciało mi się płakać. Popatrzyłam na zegarek. Była godzina siódma. Pomyślałam: No tak, oni obudzą się o dziesiątej! A ja tak bardzo chciałam być przy mamie. Co miałam zrobić? Wyjrzałam przez okno, ale było za wysoko żeby skoczyć. Przypomniałam sobie, że w kieszeni mam komórkę. Wybrałam szybko  numer do Harry’ ego. Po chwili usłyszałam zaspane:
- Haaalo? - no tak… obudziłam go - Osobo, która dzwonisz, musisz mieć duże kłopoty, że budzisz mnie o tej porze. A właściwie, z kim rozmawiam?
- To ja - nieśmiało powiedziałam do słuchawki - Faktycznie mam kłopoty - dodałam po chwili.
- Y… Co? To ty Megan? Co się stało? Dlaczego dzwonisz na komórkę, kiedy możesz do mnie przyjść? Już idę do ciebie. Zaraz będę.- najpierw zasypuje pytaniami, a potem się rozłącza. Ha!
  Po chwili usłyszałam, że drzwi u Harry’ ego się otwierają i usłyszałam kroki zbliżające się do mojego pokoju.  Ktoś złapał za klamkę ale drzwi ani drgnęły. Kroki oddaliły się. Po chwili zadzwoniła moja komórka.
- Gdzie ty jesteś? Czemu nie otwierasz? I czemu tak wcześnie? - znów zasypał mnie pytaniami.
- No właśnie próbowałam ci powiedzieć, ale się rozłączyłeś. Jestem uwięziona w pokoju.
- Co? W jakim pokoju? - krzyknął.
- Chciałam otworzyć drzwi, ale klucz się złamał i nie mogę wyjść - odparłam smutno.
- Zaraz coś będę kombinować. Siedź spokojnie - rozłączył się.
    Po chwili usłyszałam zamieszanie na korytarzu. Ktoś próbował dostać się do środka… i nic… O drzwi jakby ktoś się obijał. Telefon znowu zadzwonił.
- Musimy wezwać ślusarza, ale nie mamy żadnego telefonu. Jak go wezwać? - zapytał Harry.
- To może Max zna jakiegoś ślusarza? - powiedziałam.
    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie do moich. Usłyszałam stłumione głosy. Za chwilę znów zadzwonił telefon. Dzwonił Max.
- Nie denerwuj się! Wszystko załatwimy - powiedział.
 Położyłam się na łóżku, bo co innego mogłam zrobić? Byłam bardzo zła. Nie dość, że chciałam być w szpitalu to poczułam, że jestem głodna i chce mi się siusiu. Niestety, musiałam jeszcze wytrwać godzinę.  Po tym czasie przyjechał ślusarz i zaczął majstrować przy zamku. Potrwało to jeszcze półgodziny. Gdy piekielne drzwi się otworzyły wypadłam biegiem do łazienki.  Gdy wyszłam umyta z łazienki już nikt nie spał. Do łazienki wpadł Harry i uprzedził Max’ a. Poszłam przygotować śniadanie.    W lodówce za dużo nie było, więc postanowiłam, że trzeba będzie zrobić dziś zakupy. Wyciągnęłam jajka i zdecydowałam się zrobić jajecznicę. Do kuchni wpadł Harry. Podzieliłam się z nim śniadaniem i rzuciłam, że jadę do szpitala.  Hazza powiedział, że jedzie ze mną. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy najszybciej, jak się dało. Było wpół do jedenastej, gdy dotarliśmy do pokoju mamy. Z przerażeniem stwierdziłam, że mamy nie ma. Zrobiło mi się słabo i o mało nie zemdlałam.
- Gdzie jest mama? – zapytałam, ale nie było właściwie kogo. Pobiegłam do pielęgniarek dowiedzieć się, co się stało. Siostra kazała nam usiąść i się uspokoić, po chwili dodała, że mama została zabrana na prześwietlenie i że jest już wybudzona. Teraz chcą sprawdzić jak jest z kręgosłupem. Pielęgniarka dała mi krople na uspokojenie. Hazza czekał, aż mu przetłumaczę, co powiedziała siostra. Gdy poczułam się lepiej, wyszliśmy na korytarz i wszystko mu powiedziałam. Na korytarzu pojawiły się dwa różowe szlafroczki. Podeszły do Harry’ ego i zaczęły coś paplać po polsku. Harry nie rozumiał co od niego chciały i zapytał mnie o co im chodzi. Powiedziałam, że też nie wiem, ale może im dać autografy.  Dziewczyny trzymały kartki w dłoniach, więc wyciągnęłam z torebki długopis i podałam Harry’ emu. Gdy Hazzie podpisał się, dziewczyny rozanielone poszły do siebie do pokoju.
- Nie myślałem, że jesteśmy tacy znani w Polsce - powiedział.
- Dużo rzeczy nie wiesz.
  Harry zaśmiał się i przyznał mi rację. Poszliśmy do pokoju mamy, aby poczekać, aż ją przywiozą.  Po godzinie siostra przywiozła mamę. Miała otwarte oczy i jak mnie ujrzała zaczęła się uśmiechać swym pięknym uśmiechem, za którym tak tęskniłam. Opowiedziałam jej co się działo w ciągu dwóch ostatnich tygodni. Powiedziałam, że Max przesiadywał u niej i pewnie zaraz też przyjedzie.   Dodałam również, że bardzo dobrze się mną opiekował. Rzeczywiście, po pewnym czasie, do pokoju wparował Max. Aby siostra nie krzyczała, postanowiłam, że wyjdziemy z Hazzą. Ucałowałam mamę  i powiedziałam, że chcę być z nią sam na sam i dodałam, że przyjdę po południu.   Po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy z Harry’ m na zakupy.
   * Dobrze. Oto rozdział piąty :) Wiem. Jest również krótki, ale obiecuję, że kolejny będzie troszkę dłuższy :] Mam nadzieję, że się Wam podoba. Proszę o kometarze i opinie :D
                                                                ~Meg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz