wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział ósmy
Na następny dzień rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Nie chciało mi się wstawać, ale musiałam iść do toalety. Po cichutku wyszłam z pokoju. W domu panowała przerażająca cisza. Postanowiłam, że wrócę do pokoju. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
  Ktoś tarmosił mnie za ramię.
- Megan! Megan? Żyjesz? Coś ci się stało? Jest trzynasta! - budził mnie Liam.
  Wyskoczyłam na równe nogi.
- A ty co tu robisz? - zaatakowałam.
- Postanowiłem sprawdzić, czy nic ci nie jest. Pukałem, stukałem, a ty nic. Chwyciłem za klamkę i okazało się, że drzwi są otwarte. Wszedłem do środka zobaczyć, czy żyjesz. Harry się niepokoi, dlatego przyszedłem. Jak się czujesz?
- Jakby mi słoń nadepnął na głowę.
- Ha… może pocieszy cię to, że nie jesteś sama. Niall leży z okładem na czole, Zayn zaszył się w pokoju i płacze, dziewczyny do tej pory się nie odezwały i nie odbierają komórek. Biedny Harry siedzi w salonie i wysłuchuje pretensji Max’ a, a Louis jeszcze śpi. Max mnie obudził o dziewiątej. Niech mu do cholery zdejmą ten gips!
    Zeszliśmy na dół, a w oczach Harry’ ego pojawiła się wdzięczność. Max nabierał już powietrza, aby ze mną porozmawiać (a raczej nawrzeszczeć), ale zaatakowałam pierwsza.
- Czemu nie jesteś u mamy?
Max’ a zatkało.
-  Myślałam, że będziesz u mamy.
- No troszkę się posprzeczaliśmy - przyznał się po chwili.
- Jak mogłeś? Przecież ona tam leży sama! - wypadłam z salonu i pobiegłam z płaczem na górę.
   Padłam na  łóżko i zaczęłam szlochać w poduszkę. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Ktoś podszedł do mojego łóżka i usiadł na skrawku.
- Idź stąd Max! Nie chcę cię więcej znać! - krzyknęłam.
- Ale o co chodzi? - usłyszałam głos  Hazzy.
- Jak on mógł to zrobić? - szlochałam.
  Nagle poczułam, że Harry pogłaskał mnie po ramieniu. Usiadłam na łóżku, a on mnie mocno przytulił. Jak dobrze było się znaleźć w jego ramionach. Było mi tak dobrze.
- Uspokój się - powiedział z troską w głosie.
- Dzięki, że chociaż ty mnie rozumiesz.
- To ja dziękuje, że mnie wyzwoliłaś od Max’ a.
Wtuliłam się jeszcze bardziej w niego, a on zaczął mnie głaskać po głowie. Powoli się uspokajałam.   Do pokoju wszedł Liam i chrząknął.
- O co chodzi? - zapytał Harry.
- Zejdziecie na śniadanie? A raczej obiad?
  Podziękowaliśmy. W ogóle, przez tego całego Max’ a, nie chciało mi się jeść.
- Chodź, gdzieś pójdziemy, bo w domu jest nieznośna atmosfera. Max zatruwa wszystkim życie. Niewdzięcznik… Idź się ubierz i spotkamy się pod domem, bo nie wytrzymam ani minuty dłużej z nim w salonie.
   Poszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam i cichutko zeszłam na dół. Przemknęłam obok salonu i wyszłam z domu.
- Jest taka piękna pogoda! Może byśmy pojechali nad wodę?
- Nad wodę, to możemy pojechać tylko nad Wisłę - powiedziałam smutno.
- No to jedziemy - powiedział Harry.
Im bardziej się oddalaliśmy od domu, robiło nam się coraz lepiej. Dojechaliśmy na miejsce. Zostawiliśmy samochód na parkingu i zeszliśmy na bulwar nad Wisłą.
- Jak tu miło! - powiedział Harry.
Wziął mnie za rękę i poszliśmy prosto przed siebie. Humor znacznie mu się poprawił, bo zaczął dowcipkować. Opowiadał różne śmieszne rzeczy, które im się przytrafiają, a ja zaśmiewałam się do łez.
- Jesteś niesamowity Harry. Wiem, że mówię to po raz któryś, ale nie mam innego określenia na ciebie. Nikt nie potrafi mnie rozśmieszyć, tak jak robisz to ty!
- Ty też poprawiasz mi nastrój – powiedział - Chyba coś w tym jest - dodał.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Hmm… Rozumiem, że ty nie masz chłopaka, a ja nie mam dziewczyny. To może zostalibyśmy parą? - spytał.
 Jego mina była bezcenna. Myślałam, że wybuchnę śmiechem.  Zrobiłam się lekko naburmuszona.
- Pewnie w każdym mieście, gdzie przyjeżdżacie, masz dziewczynę!
- I właśnie się bałem, że tak sobie pomyślisz. Zayn tak robi. Dziwię się, że tutaj sobie nie znalazł. Mam nadzieję, że Max nie zraził cię do wszystkich mężczyzn.
- Do ciebie nie - powiedziałam cichutko i spuściłam głowę. Wziął moją twarz w swoje dłonie, po czym pocałował.  Spuściłam głowę, bo zaczęłam się rumienić (znowu).
- Czy to oznacza tak? – zapytał - Nie długo wyjeżdżamy, ale mam nadzieję, że nie znajdziesz sobie żadnego chłopaka, w między czasie, ale niebawem przyjedziemy na Euro, więc postaram się przyjechać wcześniej. Mamy zakontraktowane koncerty i musimy się wywiązać z obowiązków. Chyba to rozumiesz?
- Rozumiem, ale bardzo bym chciała, żebyś nie wyjeżdżał. Czy pogodziłeś się już z Niall’ em?
- Y… Ajć… M… Hm… Mieliśmy poważną rozmowę, w której uczestniczył Liam. Niall mnie przeprosił i obiecał, że nie będzie już więcej robił do ciebie podchodów. Jednak muszę go jeszcze sprawdzić i przekonać się, że cię nie podrywa.
- Zauważyłam, że Niall ostatnio mnie omija i zaczęłam się nawet zastanawiać czy się obraził.
- Ale ja muszę go jeszcze pilnować - odparł.
- Nie ufasz mi? - spytałam, udając nadąsaną.
- No, ufam - przyznał szczerze.
   Przechodziliśmy obok małej kawiarenki, go której wstąpiliśmy z przyjemnością, aby się napić czegoś zimnego. Harry postawił mi lody i wodę cytrynową. Widać było, że spadł mu kamień z serca.
- Może pojedziemy do twojej mamy? - zaproponował.
   Wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do mamy. Mama bardzo się ucieszyła, gdy zobaczyła nas razem.
- Co u was słychać? - zapytała.
- Wszystko jest już dobrze, mamo.
- Co to znaczy już dobrze?
   Opowiedziałam o wczorajszych i dzisiejszych wydarzeniach.
- To moja wina – powiedziała - Wczoraj po twoim wyjściu, przyjechał Max. Pokłóciliśmy się i powiedziałam mu, że nie chcę go znać. Nie ma prawa ingerować się w twoje, ani w moje życie.
- A w moje? - zapytał Harry.
- W twoje tym bardziej - powiedziała stanowczo mama
- Ale dlaczego mówisz, że w twoje życie, Harry?
- Bo mi zabronił wychodzić sam na sam z Megan.
Mama zrobiła się czerwona ze złości.
- Mamo, nie denerwuj się. Damy sobie radę jakoś z nim. Za dwa dni zdejmują mu gips. Chłopcy postarają się go wyprosić.
Niech sobie jedzie do tych rybek. Ledwo udało mi się udobruchać mamę. Do pokoju ktoś zapukał. Drzwi się otworzyły i nie było nikogo prócz kosza kwiatów.  Harry przyniósł kosz i postawił na stoliku, czytając małą karteczkę załączoną do kwiatów:
- Wybacz mi za moje wczorajsze zachowanie.
                                                      Podpisano: M
Mama była jeszcze wściekła i nie chciała mu wybaczyć.
- Mam dość jego zazdrości! – krzyknęła - Już tyle razy rozmawiałam z nim na ten temat! I co? I NIC! To nie ma sensu. On się już nie zmieni.
Do pokoju wpadła siostra i oznajmiła, że musi zabrać mamę na badania. Wyszliśmy obiecując, że wrócimy jeszcze dzisiaj. Siostra zapomniała zlecenia na badania, więc szybko pobiegła do dyżurki.  Podeszłam do mamy, aby dać jej buziaka i szepnęłam na ucho:
- Harry poprosił, żebym z nim chodziła.
Mama nagle spoważniała i powiedziała:
- Megan! Musimy porozmawiać.
Siostra przybiegła i zabrała mamę.
- Jesteś głodna Megan? - spytał po chwili Harry.
- Nie, a ty?
- Jakoś wytrzymam - odpowiedział.
- A może pojedziemy na Stare Miasto? - spytałam.
- Gdzie chcesz!
Zaczęliśmy się śmiać obydwoje.
- Na Starówkę wolałbym nie, ale jak sobie życzysz.
- Wiesz, mam lepszy pomysł. Może podjedziemy do mnie do domu?
 Hazzie ruszył spod szpitala. Wydawało mi się, że minęliśmy samochód, w który, widziałam Max’ a. Podjechaliśmy pod mój dom. Gdy otworzyłam drzwi, buchnęła para, aż mnie odrzuciło na Hazzie’ ego. O mało żeśmy się nie przewrócili.
- Co się stało? - spytał Hazzie.
- Nie wiem. Straszna para bucha z środka. Nie wiem jak tam wejść.
- Poczekaj, może ja spróbuje.
 Harry nacisnął klamkę, ale także odskoczył jak oparzony.
- Co się mogło stać? - zaczęłam się zastanawiać.
- Miałem już taki przypadek. Prawdopodobnie pękł kaloryfer albo rura z gorącą wodą. Nie wiesz, gdzie są zawory od wody?
Zrobiło mi się głupio , po czym szepnęłam:
- Nie… Jeszcze nie było mi to potrzebne. Myślisz, że mama będzie wiedziała gdzie są?
- Może lepiej jej nie denerwować. Chyba trzeba będzie wezwać straż pożarną. Albo pogotowie wodociągowe… czy Max z wami mieszkał?
- Nie. On na pewno nie pomoże - odparłam.
- Trzeba gdzieś zadzwonić. Decyduj, oni na pewno będą wiedzieć co zrobić.
Wpisałam na komórce numer:
998
Ale rozmyśliłam się i zadzwoniłam pod
112
Odezwała się bardzo miła pani.
- W czym mogę pomóc? - zapytała.
Powiedziałam, że nie mogę wejść do domu. Spytała, czy się nie poparzyłam i gdy zaprzeczyłam, powiedziała, że zaraz przyśle straż pożarną. Po krótkim czasie usłyszeliśmy sygnał. Podjechali strażacy.
- Proszę się odsunąć od drzwi! - krzyczeli i zaczęli wyciągać sprzęt.
Wyobraziłam sobie, że zaraz puszczą wodę do środka, a wody to jest pod dostatkiem.
- Tam się nic nie pali! - krzyknęłam z przerażeniem.
- A skąd wiesz? - powiedział jeden ze strażaków.
- Bo otworzyłam drzwi i buchnęła na mnie para. Dymu nie było.
- A gdzie są zawory od wody? - zapytał strażak.
- Nie wiem - odparłam robiąc słodką minę - Mieszkałyśmy w tym domu od niedawna i jeszcze do niczego nie było nam to potrzebne.
   Strażacy zaczęli obchodzić cały dom. Coś do siebie mówili przez krótkofalówki, ale nie rozumiałam co. Jeden ze strażaków otworzył drzwi i odskoczył jak oparzony.
   Para buchała z domu jak z lokomotywy. Z domu wydobywał się także jakiś dziwny syk.
- To woda! - krzyknął ucieszony, jakby odkrył Amerykę.
Tyle to też wiedzieliśmy. Stałam bezradnie i zastanawiałam się co teraz będzie.  W pewnym momencie przestało syczeć. Strażacy ostrożnie weszli do środka. Zaczęły się otwierać wszystkie okna. Po jakimś czasie wyszli strażacy. Jeden z nich do mnie podszedł.
- Pękła rura z gorącą wodą w piwnicy. Cała piwnica jest zalana i nie można na razie do niej wchodzić.  Jak wrócą rodzice, będą wiedzieli, co mają zrobić.
- Ale mama jest w szpitalu, a tata nie żyje.
- Ale chyba ktoś dorosły się tobą opiekuje.
 Harry przysłuchiwał się rozmowie, Nie rozumiejąc ani słowa.
- A ten pan, to nie mówi? - zapytał strażak, patrząc na Hazzę.
Zastanawiałam się czy Harry się nie odezwie, bo korciło mnie aby powiedzieć: „NIE”. Zadzwoniła komórka Hazzy.
- Hello? - powiedział do telefonu i rozpoczął rozmowę. Usłyszałam, że mówi : „Nie mogę teraz. Jak tylko będę mógł to przyjadę”.
   Strażacy zaczęli się powoli zbierać, pokazali gdzie jest zawór i kazali zadzwonić po hydraulika. Następnie odjechali. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam wejść do budynku. Harry się pospiesznie rozłączył.  W domu panowała koszmarna atmosfera. Było upiornie gorąco i nie ziemsko duszno. Trzeba było zawezwać hydraulika. Podeszłam do telefonu, gdzie leżał notes. Niestety był on cały mokry, a wszystkie numery się rozmazały.
Hmm… skąd wziąć teraz numer do hydraulika? - pomyślałam.
Gdy tak stałam i zastanawiałam się, ktoś zapukał do drzwi.  Była to nasza sąsiadka Gabriela. Pani  Gabriela była przemiłą osobą. Znała bardzo dużo ludzi.
- Co się stało Megan? Jak zobaczyłam straż pod waszym domem, to myślałam, że zejdę na zawał.
- Pękła rura w piwnicy - odpowiedziałam - Muszę wezwać hydraulika, tylko nie mam żadnego numeru, bo notes został zalany…
- To poczekaj chwilę. Wezwę pana Ziutka. On wszystko naprawi.
 Pani Gabriela zniknęła w drzwiach. Harry przyszedł z drugiego pokoju i zapytał:
- Co to jest ”DZUTEK”?
- Co mówisz? - zapytałam nie rozumiejąc o co chodzi.
- DZUTEK…
Zrobiłam wielkie oczy.
- O czym ty mówisz?! - zapytałam.
- Jak rozmawiałaś z tą panią… To ona coś mówiła jakiś… hm… DZUTEK… ZUTEK?
- A! Mówisz o ZIUTKU! -  wybuchnęłam śmiechem. Ziutek to jest pan Złota Rączka. Potrafi wszystko naprawić.
  Wybrałam numer do Max’ a i opowiedziałam co się stało.
- Zaraz przyjadę! - krzyknął.
Ktoś zapukał do drzwi. Za drzwiami stała pani Gabriela.
- Złotko! Pan Ziutek przyjedzie za chwilę.
- Zutek - Powtórzył Harry .
Pani Gabriela dopiero go zauważyła.
- A kto to jest? - zapytała.
- A to mój kolega Harry. Nie rozumie po polsku.
- No… Przystojny koleś! - powiedziała.
   Przed domem zatrzymały się dwa samochody.  Harry wyjrzał przez otwarte okno i wrzasnął
- DZUTEK!!!!
   Z samochodu zaczęli wychodzić Niall, Liam i Zayn, a z drugiego Louis, Max oraz nieznany mi mężczyzna. Kiedy Harry zobaczył tego mężczyznę, wymknęło mu się „SHIT”. Byłam zdziwiona jego reakcją.
- Co ci się stało? - zapytałam zaniepokojona. Ale nie zdążył odpowiedzieć, bo do domu zaczęli wchodzić Max i pozostali.
- Przybyliśmy z odsieczą! -  krzyknął Niall, ale humory mieli nie najlepsze.
   Zanim zdążyli cokolwiek popsuć (a zwłaszcza Zayn i Niall), zadzwonił do furtki mały mężczyzna.
- Zutek? - zapytał się Harry.
- Tak, pan Ziutek, poczekaj tu i uspokój się. Ja idę otworzyć furtkę.
- ZUTEK!!!!!!! - krzyknął Hazza rozradowany.
   Chłopcy popatrzyli na niego zdziwieni. Pobiegłam do furtki.
- Miałem się tu stawić, bo rura podobno pękła - powiedział pan Ziutek.
-  Jak dobrze, że pan tak szybko przyjechał. Rura pękła w piwnicy. Strażacy zamknęli wodę i wypompowali ją. Teraz czekamy, aż się ochłodzi.
- Pozwoli pani, że to obejrzę - powiedział i poszedł w kierunku domu.
  Weszliśmy do budynku i wskazałam, gdzie jest wejście do piwnicy. Pani Gabriela pomachała do pana Ziutka i szepnęła mi na ucho:
- Zaraz przyjdę! - i wyszła.
Max próbował się zachowywać jak pan domu. Gadał bez końca do pana Ziutka, aż ten miał go dosyć. Pan Ziutek podszedł do mnie i powiedział, że musi pójść i kupić nową rurę i będzie za dwie godziny. Max zaoferował, że pojedzie z nim, ale pan Ziutek bardzo podziękował i dodał, że woli jechać sam.   Pomyślałam sobie, że byłoby dobrze żeby Max gdzieś zniknął.  Ponieważ w domu nie dało się wytrzymać, postanowiłam podzielić towarzystwo. Max miał siedzieć na ławce przed domem i pilnować furtki. Żeby nie był samotny dla towarzystwa zaoferowałam mu tajemniczego mężczyznę  (Jak się potem okazało to był Peter). Ponieważ byli w podobnym wieku, Peter się zgodził. Ja z chłopakami poszłam na tyły domu do ogrodu.
- Uuu! - usłyszałam zza ogrodzenia - Złotko! Choć tutaj na chwilę!
Podeszłam do pani Gabrieli.
- A gdzie są ci dwaj starsi panowie? - zapytała szeptem. Na tacy, którą trzymała miała różne rodzaje ciastek.
- Ktoś musi pilnować furtki, więc siedzą na ławeczce przed domem.
- Mam tu dla was trochę ciasteczek.  Zaraz wam przyniosę.
- A co to jest CZAS… TYCZKO? –  zapytał Niall.
- ZUTEK!!! - zawołał Harry.
  Musiałam ich uspokoić.
- Masz coś do picia? - zapytał Liam.
- Niestety nie…
  Liam poszedł do samochodu. Po chwili wrócił ze zgrzewką coli.
- Chyba przyszedł hydraulik - powiedział siadając.
- ZUTEK!!! - krzyczał jak opętany, Harry.
- Brawo Liam…. Widzisz co zrobiłeś?
- Przepraszam. Harry i Niall! Uspokójcie się!
 Nic… nadal wrzeszczeli jak niewiadomo co.
- Uspokójcie się!!! - wrzasnęłam i pobiegłam na drugą stronę.
   Pan Ziutek targał długą rurę. Max jedną ręką trzymał furtkę, a Peter chciał pomóc panu Ziutkowi.
Pan Ziutek oganiał się od Petera jak od upartej muchy.
- Nie! Nie! Nie! - krzyczał do Petera.
Zawołałam Petera i wreszcie pan Ziutek mógł wejść do środka. Pani Gabriela szepnęła mi do ucha:
- Podoba mi się ten Peter.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- To menager zespołu – powiedziałam - Może go pani zatrzymać na tej herbatce?
- Ależ z całą przyjemnością! - krzyknęła z zachwytu, po czym dodała - Ale potrzebny jest mi tłumacz!
- Max może pani tłumaczyć, bo zna bardzo dobrze angielski.
Pobiegłam za panem Ziutkiem.
- Niech się panienka nie boi. Wszystko będzie dobrze, tylko trzeba będzie tą chałupę porządnie wywietrzyć. A dawno to się stało?
- Nie wiem. Dopiero przyjechałam i nie mogłam wejść do środka.
- Dobrze, że nie pękła rura gdzieś na górze. Dzięki temu straty są o wiele mniejsze. Trzeba teraz dobrze wietrzyć dom, żeby nie wdała się wilgoć.
   Pomyślałam, że chyba zostawię tutaj Max’ a i Petera samych. Pobiegłam do chłopaków i zdradziłam im swój plan. Wszyscy byli za.
- Który z was porozmawia z Peterem, aby został z Max’ em? Lou, może ty?
- Hah…  no dobra. Niech stracę.
  Poszłam na drugą stronę. Powiedziałam  Max’ owi, że dobrze by było, żeby został, bo trzeba wietrzyć budynek.
- Ja sama tu nie zostanę.
- No absolutnie! - zgodził się.
- A tobie przyda się pomoc, więc proponuje, żeby został z tobą Peter. Pani Gabriela o was zadba, prawda?
- Ależ oczywiście! - odparła zadowolona pani Gabriela.
Max nie mógł się już wykręcić. Louis wziął na bok Petera i coś mu tłumaczył. Peter i Max połknęli haczyk.   Po wyjściu pana Ziutka pojechaliśmy do mamy do szpitala. Zrobiliśmy tym razem wielką niespodziankę. Wparowaliśmy wszyscy do pokoiku
- Cześć mamo! Poznaj chłopaków z One Direction!. Harry’ ego już znacz. To jest Niall.
- Pani jedzenie, jest pyszne!!!!!! - powiedział zachwycony Niall.
- To jest Louis, obok Lou stoi Zayn, a dalej stoi Liam zwany „tatusiem”.
- Bardzo mi miło was poznać! - powiedziała mama, ale nawet nie mogę podać wam ręki.
 „Tatuś” zapytał:
- Jak się pani dziś czuje?
-  Znacznie lepiej niż wczoraj, a jutro mają mi zdjąć ten cholerny pancerz.
- Max’ owi jutro też zdejmują - powiedział Harry.
-  No słyszałam, że dał wam się we znaki. Powinien się niedługo od was wyprowadzić, bo wczoraj z nim zerwałam.
    Zrobiłam kwadratowe oczy.
- Jak to? Przecież on nic nam nie powiedział! Zostawiłam go u nas w domu!
- A dlaczego? - zapytała zdziwiona mama.
  Wspólnymi siłami opowiedzieliśmy jej co się wydarzyło.
 Harry krzyknął:
- Zutek!
  Mama popatrzyła na mnie zdezorientowana. Wytłumaczyłam mamie, że chłopcy usłyszeli parę polskich słów, które bardzo im się spodobały i bez przerwy je powtarzają .
   ZUTEK            POCHODZI OD           ZIUTKA
Harry się uśmiechnął.
CZASTYCZKO   POCHODZI OD  CIASTECZKA
- Pani Gabriela zaproponowała pomoc pana Ziutka i przybiegła z ciasteczkami? - domyśliła się mama.
- Good czastyczko - powiedział Niall wyszczerzając aparat.
Mama się zaczęła śmiać. Potem powiedziała do Niall’ a:
- Dobre ciasteczko.
 A Niall na to:
- Dobre czastyczko.
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Na to przyszła siostra. Zrobiła surową minę, popatrzyła na drzwi, a chłopcy jak nie pyszni wyszli czym prędzej z pokoju.
- Siostro, chciałam poznać kolegów córki.
- No, sympatyczne chłopaki z nich - uśmiechnęła się do mnie, po czym wyszła.
- Co teraz zrobimy? Max został u nas w domu razem z Peterem i panią Gabrielą. Nie wiedziałam, że zerwałaś z Max’ em.
- Jakoś sobie poradzimy. Jak tam Harry?
- Jest cudowny - odpowiedziałam nieśmiało.
- Liczę na twój rozsądek – powiedziała - Rozmawiałyśmy już na ten temat, że chłopcom w wieku Harry’ ego jest tylko jedno w głowie.
- Ale mamo! On jest inny - powiedziałam patrząc na drzwi.
- Wiesz, że ci ufam i mam nadzieję, że się na tobie nie zawiodę.
Pod drzwiami zrobił się jakiś ruch. Usłyszałam przyciszoną rozmowę. Po paru minutach do pokoju wszedł doktor Michał. O dziwo nie był ubrany w fartuch. Miał na sobie białą koszulę oraz czarne dżiny.
- Witam drogie panie! Jutro wielki dzień! - powiedział. Zauważyłam, że mama się zarumieniła.
- To ja już pójdę - odparłam.
Doktor rozsiadł się na krześle.
- Fajni ci chłopcy - usłyszałam od doktora, gdy wychodziłam.
  Kiedy wyszłam, pod drzwiami siedział Harry i Louis.
- Gdzie reszta? - zapytałam.
-  Poszli szukać czegoś do jedzenia - odparł Lou.
Poczułam, że też jestem głodna.
- Zostało coś jeszcze z obiadu? - Zapytałam Louisa.
- Nie wiele - odpowiedział.
- To chyba musimy iść gdzieś na jedzonko - zdecydował Hazza.- Trzeba to jakoś uczcić, że pozbyliśmy się Max’ a z domu - dodał.
- Jutro zawiozę mu jego rzeczy - powiedział Lou.
- Czy oni poszli na dół? - zapytałam.
- Tak. Gdzieś na terenie szpitala, podobno jest mały bar.
Zapytałam jakąś pielęgniarkę o drogę do baru. Harry poprosił Louisa, żeby sprowadził chłopaków do samochodów. Gdy Louis poszedł, Harry sposępniał. Spytałam co się stało, a on popatrzył mi prosto w oczy i powiedział:
- Za trzy dni wyjeżdżamy… mieliśmy jechać jutro, ale ubłagałem Petera, żeby to było za trzy. Podobno jesteś już znana w całych Stanach Zjednoczonych.
- Jak to?!
- Ktoś zrobił nam zdjęcie, a wiesz jakie są magazyny plotkarskie…
- Dlatego przyjechał Peter?
- No, coś w tym rodzaju. Dlatego zapraszam dzisiaj wszystkich do restauracji. Musimy im powiedzieć o nas. Louis i tak coś podejrzewa. Przypuszczam, że reszta też.
    Staliśmy pod szpitalem i czekaliśmy na resztę.  Zrobiło mi się strasznie zimno, więc przytuliłam się do Harry’ ego.
- Poczekaj, bo zepsujesz całą niespodziankę. Wsiądź do samochodu. Tam będzie trochę cieplej.
Otworzył mi drzwi. Wsiadłam do środka. Harry wpakował się za mną. Potem opowiedział jak Peter zrobił awanturę chłopakom, że wystąpiliśmy w Złotych Tarasach bez jego „wiedzy”.
- Nie wiedziałam, że jesteście, aż tak uzależnieni od niego - rzekłam.
- No właśnie Liam mu uświadomił, że on jest zależny od nas, a nie my od niego.
   Coś uderzyło w tylną  szybę. Podskoczyłam wystraszona. Okazało się, że to Lou z resztą chłopaków. Lou wsiadł za kierownicę, a pozostali poszli do drugiego samochodu.
- To gdzie jedziemy – zapytał - Niall chce na pierogi do Wilanowa - oznajmił.
Zaczęłam się śmiać i powiedziałam, że w Warszawie są pierogarnie.
- Tylko nie mów o tym Niall’ owi!!! Hmm… Może jedźmy na Krakowskie Przedmieście?
  Właśnie pomyślałam, że jak następnym razem przyjadą, zabiorę ich do Krakowa, a potem do Zakopanego, ale to będzie niespodzianka.
   Dojechaliśmy pod hotel „Wiktoria”. Zaparkowaliśmy i poszliśmy w kierunku „Europejskiego”. Zaczęłam im opowiadać o grobie Nieznanego Żołnierza, o Dziadku Piłsudzkim i o II Wojnie Światowej.
  Tak dotarliśmy do restauracji. Knajpa była wspaniała, zresztą nazwisko GESLER mówiło samo za siebie.
  Kelner poprowadził nas do pokoju VIP- ów.  Było bardzo przytulnie i sympatycznie. Trzech kelnerów obsługiwało naszą szóstkę, a czwarty wszystko nadzorował.  Podano menu. Miałam ochotę na kaczkę z jabłkami. Hazzie także się na nią zdecydował. Louis wziął schabowego z kapustą. Dodatkowo zamówił miskę marchewek. Liam wziął pstrąga z grilla, Zayn zamówił pieczoną gęś, a Niall półmisek pierogów. Gdy kelner powiedział, że są różne rodzaje pierogów, Niall chciał zamówić drugi półmisek. Liam powiedział, żeby zamówił najpierw jeden, a ewentualnie później drugi. Potem zapytał kelnera, czy na półmisku jest tylko jeden rodzaj pierogów. Kelner odparł, że  mogą zrobić mix. Niall się bardzo ucieszył i poprosił. Harry zamówił szampana. Gdy kelnerzy rozlali szampana wstał i powiedział:
- Zdrowie Megan, mojej dziewczyny.
  Wszystkich zatkało. Harry popatrzył na mnie, po czym puścił oko.
Lou się zerwał z miejsca, dopadł do Hazzy, a potem do mnie i złożył nam gratulacje. Zayn miał skwaszoną minę, a Niall siedział jak zamurowany.
 Podano obiad. Porcje były olbrzymie, ale największą porcję dostał Niall. Na jego półmisku leżało chyba pięćdziesiąt pierogów. Oczy mu rozbłysły i poprawił mu się humor. Zabraliśmy się do jedzenia.   Louis chciał połączyć się z Eleanor i opowiedzieć ile straciła ale nie odbierała. Po skończonym obiedzie, kelnerzy wnieśli olbrzymi tort waniliowy. Okazało się, że dzisiaj przypadała 150 rocznica założenia „Europejskiego” i każdy gość dostawał w prezencie taki tort. Złożyliśmy życzenia na ręce kelnerów i zamówiliśmy herbatę. Tort był przepyszny, ale nie mogłam go  całego zjeść. Nawet Niall nie mógł… co skończyło się kpinami ze strony przyjaciół.
- Czy ja mogę wziąć ten tort do domu? - zapytał Niall.
- Oczywiście - odrzekł kelner.
Wszyscy zdecydowali się na to samo. Kelnerzy zabrali tort i po jakimś czasie przynieśli w pudełeczkach. Jeden z kelnerów miał flamaster i podpisywał imionami każde pudełko. Tak zaopatrzeni wyszliśmy na Krakowskie Przedmieście. Harry został zapłacić rachunek, a Lou pobiegł do samochodu po kamerkę.
- Muszę to uwiecznić! - krzyknął w biegu.
Niall wreszcie był najedzony. Do Zayn; a podeszła jakaś dziewczyna i poprosiła go o autograf. Zaczęła gadać jak najęta i popiskiwać. Zauważyłam, że wcisnęła Zayn’ owi do ręki karteczkę. Prawdopodobnie z numerem telefonu. Schował ją szybko do kieszeni, kiedy dziewczyna odeszła. Przybiegł Lou i z daleka zaczął kręcić naszą czwórkę. W tym momencie wyszedł Harry. Podszedł do mnie i objął mnie nieświadomy, że z piosenkarza stał się aktorem. Pocałował mnie w usta, a Louis zaczął krzyczeć:
- Brawo! Brawo! Replay! Mamy To! - Harry zorientował się, że został nagrany, a ja dostałam ataku śmiechu, gdy ujrzałam jego minę. Bezcenna.
 Poszliśmy w kierunku Nowego Światu.
- Co to za pomnik? - Spytał Zayn.
- Mam nadzieję, że znasz Kopernika?
- Głupie pytanie - oburzył się i spojrzał w lusterko. Zaczęłam się śmiać, po czym on także. Skręciliśmy w Świętokrzyską.
- A tam jest ulica Kubusia Puchatka - pokazałam.
Chłopcy bardzo się ucieszyli, że u nas jest on  znany. Przeszliśmy się  jeszcze kawałek. Potem wróciliśmy do samochodów. Wsiedliśmy  i pojechaliśmy szczęśliwi do domu. Wreszcie był święty spokój. Li włączył telewizor. Niall poszedł w pewnym momencie do kuchni. Po dziesięciu minutach wrócił z popcornem i colą. Wszyscy jęknęli z przejedzenia.
  Usiedliśmy wszyscy na kanapie. Oczywiście Hazzy koło mnie. Przytuliłam się do niego. Objął mnie ramieniem i pocałował.  Zaczęliśmy  oglądać jakiś film. Nagle Zayn wyszedł z salonu.
- Zayn pewnie poszedł zadzwonić do dziewczyny.
- Jakiej dziewczyny? - zapytał zdziwiony Harry.
- Lou ma ją na filmie.
Przypomnieliśmy sobie o filmiku .
- Lou, pokaż ten filmik - powiedział Hazza
  Louis podłączył kamerkę do telewizora i zaciekawieniem zaczęliśmy oglądać. Nagle na ekranie pojawiła się dziewczyna.
- Plastik - powiedziałam.
 Chłopcy nie wiedzieli o co chodzi, więc musiałam im przetłumaczyć na angielski… Gdy zrozumieli, zaczęli się panicznie śmiać. Do pokoju wszedł Zayn i oznajmił:
- Mam randkę. Nie czekajcie na mnie.
- UUU…- rozległy się odgłosy.
Uśmiechnął się i wyszedł z domu.
* Witajcie! :) Zauważyłam, że coraz więcej jest Was czytających, co sprawia mi ogromną frajdę i powoduje, że chce mi się dla Was pisać :D Dziękuje za dotychczasowe komentarze i opinie i zachęcam do obserwowania dalej mojego bloga. Dodaję rozdziały tutaj codziennie, więc nie będziecie się nudzić ;)
                                                                                        ~ Meg

3 komentarze:

  1. Haha kocham Twojego bloga , zajebisty ; 33 Czekam na next ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki :D niewiecie nawet, jak się cieszę, że czytacie i że podoba się Wam :D <3

    OdpowiedzUsuń